Na pierwszym planie: Ben, od lewej: Ela Garwacka (zapisuje), Bogdan Jadczak (w czapce), Ania Kaczmarczyk i Marek Juruś w kapeluszu
SPOTKANIE
Z BEN'EM WEELER'EM
W PRASHANTI NILAYAM
- STYCZEŃ 1998
Miałem
szczęście poznać kilku miłych ludzi z waszej grupy, poprosili mnie bym
podzielił się z wami moją historią. Opowieść ta jest jak każda historia
związana ze Swamim, bardzo indywidualna i zupełnie różna od innych. Pięć lat
zajęło mi to, żeby przyjechać tutaj. Stało się to w bardzo prosty sposób, choć
nie myślałem, że zjawię się kiedyś w Indiach. Po raz pierwszy usłyszałem o
Babie 5 lat temu i wraz z upływem czasu spotykałem ludzi, którzy opowiadali mi
o Babie troszeczkę więcej. Kiedy po raz pierwszy przeczytałem o Babie pomyślałem,
że wszystko co tam pisze musi być prawdą. Nie wiedziałem dlaczego, ale tak
czułem. Wciąż mówiłem, że nigdy do Indii nie pojadę. Całe życie interesowałem
się głęboko duchowością. Zawsze szukałem tego, co jest uniwersalne dla
wszystkich ludzi i co musi być Prawdą. Po raz pierwszy, po czterech latach jak
dowiedziałem się o Babie, zjawiłem się w Centrum Sai Baby w Arizonie w USA.
Spojrzałem na wielkie zdjęcie Sai Baby i byłem pewien, że On śmieje się ze
mnie. Zapytałem: „Z czego Ty się śmiejesz?” Przyszedłem następny raz.
Spojrzałem znów na zdjęcie. Znowu się ze mnie śmiał. Było to nowe Centrum i nie
było tam zbyt wiele spokoju. Wszyscy
ciężko pracowali, żeby w ogóle zacząć działać. Za trzecim razem kiedy
przyszedłem, spojrzałem na zdjęcie i zapytałem ponownie: „Z czego Ty się śmiejesz?”
On spojrzał na mnie i odpowiedział: „Jak u licha znalazłeś się w tej grupie
ludzi?” W końcu i ja się roześmiałem. Później przemawiał do mnie w ciągu kilku
następnych dni. Powiedział: „Ważniejsze jest żebyś zjednoczył się ze Mną, niż
co tydzień chodził na spotkania do Centrum”. Nie wiedziałem jak mam to zrobić.
Następnego dnia dostałem od przyjaciela duże zdjęcie Sai Baby. Usiadłem
naprzeciw tego zdjęcia i pomyślałem: „Może będzie do mnie mówił”. Pierwszą
rzeczą, którą powiedział było: „Musisz codziennie wstawać o 5 rano i medytować
ze Mną”. Odpowiedziałem: „O Baba, proszę nie ja, ja nie wiem co to znaczy 5
rano”. Na to On jak surowy Ojciec: „Codziennie”. Następnego dnia o 5 rano z
zaspanymi oczami siedziałem naprzeciwko zdjęcia. Kiepsko było na początku z
moją dyscypliną i nie każdego dnia medytowałem o 5 rano. Czasem mówiłem sobie:
„Będę jutro zbyt zmęczony”. On wynajdywał różne sposoby żeby mnie budzić o 5
rano. Pewnego dnia tuż przy moim domu ciężarówka bardzo głośno hamowała właśnie
o 5 rano. Dwa razy mój budzik obudził mnie o 5 rano wtedy gdy go wcale nie
nastawiałem. Pewnego ranka była o 5 rano burza z piorunami. Znalazł swój własny
sposób, by powiedzieć mi: „Każdego dnia”. Teraz
jeszcze nie medytuję codziennie, ale znacznie częściej. Po trzech miesiącach
medytacji pewnego ranka powiedział do mnie: „Nie rób żadnych planów na grudzień
(1997). Chcę żebyś przyjechał do Aśramu. Jeśli będziesz w Mojej obecności na
przełomie grudnia i stycznia wtedy następny rok będzie dla ciebie zupełnie
inny”. Nie wiedziałem jak to ma się stać, że w grudniu mam się zjawić w
Indiach, ale byłem przekonany, że On jest tego pewien. Martwiłem się o
pieniądze. „Jak zapłacę podróż i pobyt?” Po trzech tygodniach powiedział do
mnie: „Nie martw się, wszystkim już się zająłem. Niech się wszystko dzieje”.
Odpuściłem i powiedziałem sobie: „Jeżeli tak ma się stać, to się stanie”.
Dzisiaj siedzę wśród was. On zajął się każdym krokiem, żeby to się spełniło.
Dopilnował, żebym sprzedał wszystko co mam, by wyruszyć w podróż. Prowadził
mnie również kiedy sprzedawałem swój samochód i kupowałem nowy. Zatroszczył się
bym dostał natychmiast pracę i mieszkanie, kiedy się przeprowadziłem. W pracy
zarabiam 4 razy tyle ile zarabiałbym normalnie. Mieszkanie w ogóle mnie nie
kosztuje. Powiedział do mnie: „Nie planuj tej podróży dopóki ci nie powiem”.
Czas leciał. Było 6 tygodni przed moim wyjazdem, ale ja nie planowałem niczego.
Wciąż Go pytałem: „Nie musimy robić planów na podróż?” - „Nie póki ci nie
powiem”. Wreszcie pewnego dnia usłyszałem, że mam zadzwonić w poniedziałek do
pewnego biura podróży i zaplanować tę podróż. Dwa dni wcześniej w piątek ktoś
wskazał mi konkretne biuro podróży, do którego zadzwoniłem w poniedziałek.
Okazało się, że właścicielem tego biura jest człowiek z Indii, który mieszka po
sąsiedzku ze mną. Było to niemożliwe żeby dostać bilet. Kiedy Baba powiedział
mi żebym zajął się planowaniem wyprawy nie miałem jeszcze wystarczającej sumy
pieniędzy by kupić bilet. Powiedział: „Nie będziesz musiał płacić przez 3
tygodnie”. - „ Jak Ci się to uda załatwić?” Nie było żadnych biletów, więc nie
musiałem za nic płacić. Bilet nadszedł 22 godziny przed wyjazdem. Mój sąsiad
powiedział: „Nie wiem jak udało ci się to zrobić?” Odpowiedziałem: „To nie ja,
Baba powiedział że przyjadę, to wiedziałem iż tak się stanie”. Trzy tygodnie
przed wyjazdem Baba zaczął do mnie mówić całymi dniami. Gdy tylko spojrzałem na
Jego zdjęcie On mówił do mnie. Podawał mi bardzo konkretne wskazówki i porady.
Na przykład zwracał mi uwagę, że będę siedzieć na ziemi przez wiele godzin, na
co nie jestem przygotowany. Nie słuchałem Jego rad zbyt uważnie, ale teraz
widzę, że to był błąd. Pierwszych kilka dni w Indiach było z tego powodu
bolesnych dla mnie. Tuż przed ziszczeniem się Jego planów powiedział mi jak to
się stanie. „W drodze do Indii będzie opóźnienie w Malezji, a w drodze powrotnej
pojedziesz prosto do domu.” Wciąż powtarzał, że to opóźnienie w Malezji będzie
specjalnym czasem dla mnie. Spędziłem 3 dni w Malezji. Byłem podekscytowany co
się tam stanie. Przybyłem do Malezji o 2 w nocy. Zameldowałem się w hotelu.
Udałem się do biura podróży, by potwierdzić mój następny lot. Oni nie rozumieli
co ja do nich mówiłem. Porozmawiali sobie między sobą o tym co im powiedziałem.
Wrócili i wręczyli mi bilet na bezpłatny pobyt przez 3 dni w najlepszym hotelu
w mieście, 3 darmowe posiłki dziennie, bezpłatny transport z i do hotelu. W
drodze do hotelu taksówkarz zapytał mnie: „Jak udało ci się to zrobić, to jest
najlepszy hotel?” - „Tylko Baba”. Następnego ranka obudziłem się o 7 rano w
hotelu i zapytałem: „Baba co robimy dzisiaj w ten specjalny czas?”
Odpowiedział: „Idź na zakupy”. - „O.K. Baba, idziemy na zakupy”. - „Masz powiedzieć
taksówkarzowi, że chcesz kupić tradycyjne rzeczy”. Taksówkarz na to: „Znam
takie miejsce”. Pojechaliśmy do Chinatown. Robiłem zakupy przez 7 godzin.
Powiedziałem: „Baba, ja wiem, że w tym jest coś więcej niż ja widzę w tej
chwili”. Milczał. Pomyślałem „Jak ja mam tutaj znaleźć Babę?” Ktoś mi
powiedział, że jest tu Indiatown. „Muszę tam iść”. Zapytałem gdzie to jest. Przeszedłem
tak 6 przecznic w kierunku Indiatown. Nagle coś mnie zabolało w stopie i
zatrzymałem się chwytając nogę. Pomyślałem: „Muszę usiąść i odpocząć. Nie wiem
dlaczego boli mnie stopa.” Naprzeciwko mnie była kafejka. Kiedy doszedłem do
niej nad drzwiami zauważyłem napis „Baba’s food” (jedzenie Baby). Nad drzwiami
wisiało zdjęcie Baby. Zjadłem i zacząłem rozmawiać z pracującymi tam ludźmi.
Opowiedziałem im moją historię, jak się tu dostałem. Oni orzekli: „Muszę tu
siedzieć i czekać na kogoś, kto ma tu przyjść”. Była to właścicielka tego
miejsca, która jest wyznawczynią Baby. Powiedziała: „To jest bardzo wyjątkowe,
że tu siedzisz. Jest to zupełnie nowa restauracja. Nadano jej nowe imię. Musisz
dać moją wizytówkę Sai Babie gdy będziesz w Indiach. Jest tu człowiek, którego
musisz spotkać. nazywa się Jaga Jagadeeshan (koordynator Organizacji Sathya Sai
na Azję Płd.-Wsch.). Nie znam jego
adresu, ani telefonu. Powiem ci jak dojechać do niego. Masz wziąć taksówkę do
Bengsar. Gdy wysiądziesz w tym miejscu, masz pytać o tego człowieka. Ludzie cię
zaprowadzą”. Wsiadłem do taksówki, mówiłem że chcę do Bengsar, ale szofer pytał
mnie o dokładny adres: „O nie, to jest duże miejsce, musisz mieć adres”. - „Nie
mam adresu, po prostu mnie tam zabierz”. - „Ja ci powiem kiedy tam dotrzemy, a
ty mi powiesz kiedy chcesz wysiąść”. Zajechaliśmy do centrum handlowego.
Zapytałem pierwszego Hindusa: „Wiesz kto to jest Jaga Jagadeeshan?” Popatrzył
na mnie jak na szalonego Amerykanina, który nie wie kto to jest. Wyszedłem na
ulicę i znów kogoś zapytałem - odrzekł - „Nie znam angielskiego”. Chodziłem tak
pytając po całej ulicy. Zaczęło padać. Denerwowałem się. - „Baba, daj mi jakiś
znak”. Nagle zauważyłem strzałkę w kierunku ulicy, na której jeszcze nie byłem.
Wszedłem na tę ulicę i ujrzałem wegetariańską restaurację. „To moja ostatnia próba”.
Zapytałem o Jaga Jagadeeshana. - „Oczywiście, że go znam, a co chcesz wiedzieć?”
Odwróciłem się i zobaczyłem zdjęcie Baby na ścianie. Śmiałem się, że Baba
śmieje się ze mnie. Wyjaśniłem temu człowiekowi, że muszę odszukać Jagadeeshana
i porozmawiać z nim. Dzwonił długo, aż dowiedział się numer telefonu do niego.
„Nie możesz z nim rozmawiać, bo jest to bardzo zajęty człowiek, ale możesz
zostawić wiadomość”. Zadzwoniłem i po jedenastym sygnale odpowiedział. Zaprosił
mnie do szkoły komputerowej, która właśnie rozpoczynała działalność w pierwszą
rocznicę śmierci jego żony. Przedstawił mnie wielu ludziom. Powiedział, że
jestem gościem honorowym i mam siedzieć w pierwszym rzędzie. Po uroczystości
zaproponowano mi odwiezienie mnie do hotelu, który był dość daleko. - „Nie! o
wiele za daleko - mówiłem - wezmę taksówkę”. Nalegano. Następnego dnia
obudziłem się w hotelu i znów zapytałem: „Baba co dzisiaj robimy?” - „Idź na
zakupy. W godzinach 10-11 z hotelu wyjeżdżają półciężarówki. Zabierz się tą o
10”. O 10 zszedłem do hallu hotelowego i zapytałem o ten samochód. - „Musisz
poczekać, bo nie ma jeszcze dość ludzi”. Po pół godzinie podszedł do mnie
portier i zapytał: „Co robisz w życiu?” - „Pomoc społeczna”. - „O, to wyjaśnia
dlaczego jesteś taki miły i cierpliwy. Ponieważ jesteś taki miły to my ci
pomożemy. Tak źle się czujemy, że musiałeś czekać. Zabierzemy cię hotelową
limuzyną za cenę taksówki”. Pod wejście podjechał mercedes. Wsiadłem i pomyślałem
„O Baba”. Tego wieczoru poszedłem do domu Jagadeeshana na uczczenie pierwszej
rocznicy śmierci jego żony. Było to bardzo specyficzne doświadczenie. Potem
podszedł do mnie człowiek i zaproponował, że załatwi mi podróż do mojego
hotelu. Podeszliśmy do samochodu. Usłyszałem ponownie „Nie mogę uwierzyć, że
mieszkasz w tym hotelu, nikt tam nie mieszka. Moje biuro jest tam za rogiem.
Niesamowite jak to jest blisko. To nie jest przypadek, że znalazłeś się w moim
samochodzie. Jest to na pewno boska interwencja. Baba wsadził cię do tego
samochodu”. Zaczął mi mówić o swoich najgłębszych problemach. Gdy już mnie
wysadził powiedział: „Baba da ci wiadomość dla mnie. Od wielu miesięcy modlę
się do Niego, a ty przyniesiesz mi tę wiadomość”. - „Zobaczymy”. Poszedłem spać
i miałem 5 snów z Babą z rzędu. Prawie wcale Baba nie śni mi się. Jak tylko się
obudziłem Baba powiedział: „Czy masz głębokie współczucie dla innych?” Mówił
przeze mnie do tego człowieka. Zadzwoniłem - „Nie do wiary, ale chyba mam dla
ciebie wiadomość”. - „Zaraz do ciebie przyjeżdżam”. Usiedliśmy sobie w hallu hotelowym
i przekazałem mu tę wiadomość. Z jego oczu popłynęły łzy. Było to właśnie to,
co potrzebował usłyszeć. Rozmawialiśmy jeszcze przez pół godziny i mówiłem mu
co to wszystko znaczy. W międzyczasie na śniadaniu tego dnia w tej kafejce
jakaś kobieta chwyciła mnie za ramię: „Skąd jesteś?” - „Z Ameryki”. - „Skąd z
Ameryki?” - „Kalifornia”. - „Skąd?” - „Los Angeles”. - „Skąd?” - Podałem
dzielnicę. - „Jaka ulica?” Okazało się, że mieszkaliśmy o jedną milę od siebie,
ale nigdy wcześniej się nie spotkaliśmy.
Zapytała: „Co ty tu robisz?” Opowiedziałem jej moją historię. Ona jest
prawnikiem i sądzę, że może mieć problemy z byciem tutaj, zamiast być tutaj.
Powiedziała mi: „Moja historia jest zupełnie podobna”. Pod koniec śniadania
wszystkie wrażenia o jej życiu spadły na mnie. Powiedziałem co się stanie z jej
matką sprzed dwóch wcieleń wcześniej, dwa miasta dalej. „Och Baba dajesz mi
tyle pracy, bardzo ciężkiej pracy”. On odpowiedział: „Będzie jeszcze cięższa
jak dotrzesz do Indii”. Postanowiłem znów iść na zakupy. Przyprowadzili dla
mnie mercedesa. Byłem w złym nastroju,
bolało mnie od siedzenia na płaskim gruncie. - „Co my tu robimy Baba?” Powiedział:
„Idź na trzecie piętro do środka, skręć do końca i na lewo”. Była tam apteka. -
„Kup lekarstwo, które ulży twemu cierpieniu”. Pomyślałem: „Tak, jestem w złym
nastroju”. Kupiłem to lekarstwo i polepszyło mi się. Zanim dojechałem do Indii
zdążyłem zapisać 40 stron w moim dzienniku. W dalszej podróży musiałem
przenocować. Bałem się, że różne insekty mogą się na mnie wskrabać. Całą noc
paliłem światło. Nie zdjąłem butów. Nie wszedłem w pościel, bo była nie
pierwszej czystości. Marzyłem o tylnym siedzeniu w hotelowym mercedesie. Jaka
ogromna różnica. - On nas uczy na wiele sposobów. Od czasu, kiedy jestem tutaj
(Puttaparthi) cały czas mówi do mnie. Czasami sprawia, że muszę siedzieć w domu
i pisać, pisać… Wszystko mi mówi. Czasami słyszę: „Lepiej żebyś został w łóżku
i odpoczął sobie, niż spotkał się ze Mną”. Czasem mówi: „Jesteś zbyt poważny.
Jeżeli nie rozerwiesz się to nie przychodź do Mnie, ponieważ bez radości i
miłości nie możesz Mnie widzieć”. Pewnego dnia zapytałem Go: „Dlaczego do mnie
mówisz?” - „Mówię do ciebie, bo mnie słuchasz”. Myślałem o tym kilka dni i doszedłem
do wniosku, że jest to zbyt proste. „Wielu ludzi słucha Ciebie całym sobą, ale
nie usłyszeli Cię. -Bo słucham?!” Odpowiedział: „Bo słuchasz Mnie nie swoimi
uszami, ale swoimi czynami”. - „Och Baba za bardzo wierzysz we mnie, bardziej
niż na to zasługuję”. Nie wiem dlaczego Baba do mnie mówi. Wierzę, ze mówi do
wszystkich. Z jakiegoś powodu mogę słyszeć Jego słowa. Czasami mówi do mnie poprzez
czyny i jakieś przekazy. Pewnego dnia napisał dla mnie cztery piosenki.
Powiedział: „Ja zaśpiewam, a ty je napisz”. W życiu nie napisałem jeszcze
żadnej piosenki, nie mam pojęcia jak to się przekłada na muzykę, ale czułem, że
On chciał mnie pocieszyć. Ja wiem, że Miłość Baby jest z nami każdego dnia, w
każdym momencie. Jeżeli czujemy, że nie jesteśmy dość dobrzy to jest to jak my
sami siebie postrzegamy, nie jak On patrzy na nas. Jeżeli to ma nam przynieść
jakąś korzyść, to On na to pozwala. Wierzę, że On chce byśmy czuli Radość i
Miłość. Kiedy
byłem w Malezji każdy mówił do mnie: „Baba ma jakiś plan w stosunku do ciebie,
na pewno da ci interview”. Jeszcze nie zostałem zaproszony na interview, nie
wiem czy kiedykolwiek to nastąpi, ale staram się dawać moją miłość wszystkim w
mojej obecności. Proszę Babę każdego dnia, aby pomógł mi przekazać tę Miłość
wszystkim dalej, którzy mnie otaczają. Wielu ludzi myśli, że ponieważ Baba mówi
do mnie, to muszę być w jakiś sposób dalej na tej ścieżce niż oni. To jest
niedorzeczne. Wszyscy jesteśmy na tej ścieżce. Możliwe, że jest to dla mnie
cięższe, bo chociaż wiem, iż On do mnie mówi, to czasami nie postępuję tak jak
On chce. Może to jest moja lekcja. Myślę, że On chce byśmy głęboko zastanowili
się po co tu przyjechaliśmy? Z czym chcemy wrócić do domu? Któregoś dnia
siedziałem sobie i patrzyłem na drzwi, do pokoiku interview. Wciąż patrzyłem.
Wtedy On powiedział: „Patrz na te drzwi”. Zdawało mi się, że widzę kogoś jak
wchodzi i wychodzi. - „Zamknij oczy i zapytaj samego siebie: kiedy Bóg otworzy
ci te drzwi i wpuści cię do środka, o co Go zapytasz?” Zdałem sobie sprawę, że
nigdy o tym nie pomyślałem. Kiedy pragniemy mieć interview musimy zadać sobie
samemu to pytanie, ponieważ On nas wzywa i chcemy otrzymać największy możliwy
dar. Musimy być gotowi na otrzymanie go. W moim życiu przydarzyło mi się wiele
doświadczeń. Były one w jakiś sposób ze sobą połączone. Czułem, że przez całe
życie ktoś mi towarzyszy. W czasach kiedy nie czułem tego towarzystwa brakowało
mi spokoju i byłem zdenerwowany. Gdy byłem zły pytałem siebie: dlaczego mi to
wszystko nie wychodzi? Powinienem zamiast tego powiedzieć: „Pomóż mi”. Teraz
mówię: „Pomóż mi więcej i częściej”. Nie wiem jakie są plany Baby co do mnie na
przyszłość. Postanowiłem po prostu dalej iść z Miłością w sercu do każdego i
mieć ufność do wszystkiego. Kiedy rzeczy ukazują się nam z najgorszej strony
powinniśmy znaleźć jakiś powód by się uśmiechnąć, a wszystko wtedy stanie się
lepsze. Dziękuję, że pozwoliliście mi dzisiaj mówić do was. PYTANIA: - „Jak długo tutaj jesteś?”-
Jestem tu prawie miesiąc i nie miałem żadnego interview. - „Pomagałeś budować konstrukcje przy dekoracjach
na Boże Narodzenie, czy Baba poprosił cię o to?” - Nie prosił, ale posadził mnie przy
człowieku, który tym wszystkim kierował. Dlaczego
nie miałem jeszcze interview? Za to miałem pięć bezpośrednich doświadczeń związanych
z Babą. Dwa razy w trakcie darszanu jakieś 40 stóp ode mnie przez
sekundę, czy dwie patrzył w moim kierunku. Oczywiście obok mnie było wielu
ludzi. Spojrzał na ziemie, wzniósł rękę i zrobił nią ruch. Dwa razy kiedy to
robił ja czułem te ruchy w całym ciele. Za drugim razem zrobił pięć kręgów
ręką, a ja czułem jak każdy z tych kręgów przechodzi przez moje ciało.
Przywiozłem z domu listy do Niego od innych. Każdego dnia mówił do mnie: „Nie
przynoś listów”. Któregoś dnia powiedział: „Przynieś listy wezmę je”. Na
porannym darszanie znalazłem się w drugim rzędzie. Baba podszedł do mnie i
zabrał wszystkie listy oprócz moich. Pocieszyłem się: „Dzień jeszcze młody”. Na
popołudniowym darszanie miałem drugi rząd, podszedł do mnie, wziął ponownie
wszystkie listy, ale nie ode mnie. - „Zrobiłem wszystko, ale On nie bierze tych
listów”. Poszedł na interview. Wrócił i stanął na werandzie. Powiedział: „Wezmę
twoje listy i poklepię cię po głowie”. Z werandy patrzył na mnie i zrobił ruch
ręką jakby mnie klepnął. Czułem jak fala energii przebiega przez mnie. Podszedł
do mnie. Nikt nie miał listów wokół mnie, bo Baba je wcześniej zabrał, oprócz
jednego małego dziecka. To dziecko przepchnęło się akurat do przodu i usiadło
przy mnie. Baba podszedł, bardzo powoli wyciągnął rękę po nie i szybko zabrał
je z mojej ręki. Odwrócił się i poszedł do świątyni. „Naprawdę mówi do mnie!
Nie oszalałem!”. Przed Bożym Narodzeniem było około 10 osób w Poornachandra.
Dom Baby przylega do tylnej części sceny. Może wiec wejść w każdej chwili. Powiedziano
nam, ze mamy pracować bardzo cicho. Mieliśmy dwie bardzo wielkie rury i
chcieliśmy połączyć je. Nie udawało się to nam. Trzeba było użyć młota. Te rury
były tak ogromne, że huk z nich również był wielki. Gdy był ten hałas wszedł
Baba. Były 4 osoby z jednej strony, a 5 z drugiej. Nikogo nie było między nimi.
Szedłem właśnie z tyłu do przodu. Znajdowałem się 3 rzędy przed Babą. Zatrzymałem
się i zastygłem bez ruchu. Rozmawiał krótko z ludźmi na przodzie. Podszedł do
przodu sceny i patrzył akurat na mnie. Czułem jak wiele energii z Niego płynie.
Pokój cały się kręcił, myślałem, że się zawali. Patrzył prosto na mnie i kiwał
ręką, tak jakby na mnie. Potem znów patrzył na mnie tak jakby chciał przekonać
się czy czuję się lepiej. Było mi już znacznie lepiej, ale pokój ciągle
wirował, więc znów pokręcił ręką. Poczułem się jeszcze lepiej. Patrzył na mnie
jakby chciał powiedzieć: „To wystarczy”. Wrócił do domu. Nie miałem interview,
ale mimo to często czuję się blisko Niego. Najbliżej Niego jestem, gdy
posługuje się mną, by pomagać innym. Na początku za każdym razem pytałem Babę:
„Którą linię (kolejkę) powinienem wybrać do losowania rzędów?” Wiedziałem, że
wybiorę dobre miejsce, bo Bóg mi je wskaże. Któregoś dnia zapytałem: „Baba,
która linia jest dla mnie dziś doskonała?” Powiedział: „Trzecia od końca”.
Wylosowałem 25 rząd. Siedziałem i pytałem: Baba to jest to?!” - „Tak to jest
to. Bliskość mnie nie jest sprawą fizycznej bliskości, ale oddania.” Pomyślałem
o kimś kto rozpycha się, żeby tylko dostać się na przód. Baba powiedział do
mnie: „Człowiek, który rozpycha się i idzie do przodu nie zważając na innych
jest tak daleko ode Mnie jakby siedział w najdalszym rzędzie”. Potem musiałem
iść do szpitala. Byłem przeziębiony. Kiedy siedziałem w poczekalni Baba zaczął
mówić do mnie o cierpieniu. Zauważyłem, że wszyscy zaczęli pchać się do przodu
jak tylko zauważyli lekarza. Baba powiedział do mnie: „Ten kto pcha się do
przodu cierpi więcej niż wszyscy inni, ale nigdy nie wiadomo w jaki sposób on
cierpi. Kiedy cię zadepczą po drodze do przodu daj im całą swoją Miłość,
ponieważ tego naprawdę potrzebują. Nie sądź ich i nie mów sobie, że oni nie
wiedzą co robią. Tylko Ja wiem jak oni cierpią”. Mogę
wam jeszcze opowiedzieć historię o ciężarówce. Kiedy byłem gotów do wyjazdu do
Indii musiałem przejechać 600 mil. Mój samochód nie był w stanie pokonać tej
odległości. Był stary, a silnik był w złym stanie. Baba powiedział do mnie:
„Sprzedaj go za 2000 dolarów i kupimy nowy”. - „Kto kupi ten stary gruchot za
2000$?!” Wywiesiłem ogłoszenie z ceną 2000$, ale wiedziałem, że muszę być
zupełnie szczery z każdym potencjalnym kupcem i opowiedzieć mu o defektach
wozu. Narazie nikt się nie zgłaszał. Czasu do zmiany samochodu było coraz
mniej. „Baba, co robimy?” - „Ja się tym
zajmę”. Cztery dni później jakiś człowiek zatrzymał się na ulicy przy moim
samochodzie i powiedział: „O sprzedajesz go?” - „Tak”. - „Ja bym chciał go
kupić”. - „Ten samochód ma wiele problemów”. Klient zaproponował, że pójdzie po
żonę i razem go obejrzą. Gdy przyszli znów podkreśliłem jego problemy.
Zaproponowałem, że dam kluczyki, żeby odbyli próbna jazdę. - „Nie, nie
potrzeba”. - „Musisz się przejechać”. Pojechaliśmy. Odgłosy w silniku były
większe niż zwykle. Zapłacili mi 2000$. Szukałem innego samochodu dla siebie.
Nic nie znalazłem. Nie miałem więcej pieniędzy niż te 2000$. Za półtora
tygodnia miałem się przeprowadzić. Zawołałem „Baba”. - „Idź w poniedziałek i
kup biały samochód”. Ani adresu, ani gdzie, tylko ten kolor. Po tej wiadomości
widziałem tylko białe samochody. Wracałem do domu i nagle zastanowiłem się
dlaczego wybrałem najdłuższą drogę. Zauważyłem sklep samochodowy. „O to musi
być tu”. Pojechałem tam w poniedziałek i zapytałem o półciężarówki za 2000$.
Była jedna i biała. Dali mi kluczyki na próbną jazdę. Pojechałem i poprosiłem
Babę o znak jeśli miałby być to ten właśnie samochód. Włączyłem radio, z
którego popłynęły słowa: „Aby mieć szczęśliwe doświadczenia z kupnem samochodu
idź do dealera Toyoty”. Baba powiedział: „Nie targuj się o cenę, stanie się
coś, że będzie kosztował mniej”. Zapytano mnie, czy chcę go kupić? „Tak”. Na to
sprzedawca: „Sprawię, że będzie to interes twojego życia. Spuszczę ci 700$. No
nie ja chyba oszalałem. Zarobię na nim tylko 87$. Przyjechałem samochodem
przyjaciela i martwiłem się jak ja wrócę do domu z dwoma samochodami.
Mieszkałem na końcu miasta. Zaproponowali, że odwiozą mi auto do domu. Samochód
jest stary, ale bardzo dobrze pali. Rocznik 1981. W tym roku robili najlepsze
silniki. Od
dzieciństwa miałem silny głos wewnętrzny. W wieku 23 lat zacząłem go uważnie
słuchać. Otrzymałem wiele dowodów na trafność przekazów dlatego uważnie go
słucham. Mój głos doprowadził mnie do tego by pomagać ludziom. Podpowiadał np.
„Nie jedź tędy”. Spotykałem kogoś, kto potrzebował pomocy. Cały czas mam ufność
w Boga. Wydaje mi się, że życie jest łatwiejsze gdy przywyknie się do tego
głosu. Czasem jak mam kłopoty, głos nie odzywa się. Czasami nie słucham Go. Np.
po darszanie - „Idź i pisz”.
Spotkałem przyjaciela i rozmawiałem. Wieczorem to samo. Kiedy wróciłem do
pokoju zauważyłem, że kilka kartek wyleciało z zeszytu. - „Jutro będziesz
pisał, pisał… aż ci nie powiem, że możesz opuścić pokój”. „Pisz”. Zapytaliśmy Bena jako grupa Polaków o nasze
interview. „Musicie prosić z głębi serca. Musicie ufać, że dam je wam. Ale nie
możecie oczekiwać tego ode Mnie. Ja jestem w każdym. Patrz w oczy ludzi
głęboko, to będziesz miał mój darszan. Nie rozpraszaj się na analizowanie tego
co inni sobą reprezentują”. Na następne spotkanie Ben obiecał nam przeczytać
swe notatki. (cdn.)
(na żywo tłumaczyła Dorota z Bydgoszczy)
(Ben w niezwykły sposób przesłał zgodę na
opublikowanie tej opowieści - przez internet z USA do Białegostoku do Darka
Jundziłła i później faxem do Gdyni, pod którym akurat „przypadkowo” byłam.
Wcześniej prosiłam o to Bena w dwóch listach.) (spisała z taśmy E.G.)