Oczarowana miłością Pana – cz.2

Wypełnianie Jego zaleceń jest receptą na zwycięskie życie

Prema Bose: Wykonywaliśmy bez zastrzeżeń wszystko, o co Swami nas prosił. Niczego nie kwestionowaliśmy. Jak wtedy, gdy po raz pierwszy przyjechaliśmy do Puttaparthi i gdy Swami poprosił, żebyśmy zostali. Po prostu zostaliśmy. Ta sama sytuacja powtórzyła się przy innej okazji. Tym razem miałam egzamin pianistyczny w Delhi, na który raz w roku przyjeżdżali egzaminatorzy z Anglii. Mama zapytała: „Co zamierzasz zrobić?” Odrzekłam: „Swami prosił, żebyśmy zostali więc zostaniemy. Przystąpię do egzaminu w przyszłym roku.” I zostaliśmy w Puttaparthi. Gdy wracaliśmy do domu jakaś pani w pociągu poinformowała nas, że egzamin pianistyczny został przeniesiony na następny miesiąc! Słuchając Swamiego, nigdy nie cierpieliśmy.

Radio Sai: Jeśli już, to zyskiwaliście.

Prema Bose: Niewątpliwie, ponieważ spędzaliśmy z Nim czas i otrzymywaliśmy od Niego bardzo cenne lekcje życiowe. W tamtych czasach Swami uczył nas biorąc za przykład bieżące zdarzenia. Prowadził nas nieustannie. Jeśli chodzi o cuda, to objawił nam kolejny cud w 1961 r., gdy przyjechał do Delhi. Wujek i jego żona pomagali mamie. Ciocia doskonale gotowała, więc mama poprosiła ją, żeby przyszła i gotowała dla Swamiego. Ich malutka córeczka miała wrodzoną wadę serca, nigdy jednak nie rozmawiali o tym ze Swamim. Ostatniego dnia pobytu Swami zapytał o ciocię. „Przez cały czas przebywa w kuchni i nie widziałem jej. Poproście, żeby przyszła”, powiedział. Kiedy mama zawiadomiła ciocię, ta zapytała: „Jak mogę pokazać się Swamiemu w takim stanie? Jestem spocona i wyglądam okropnie.” Lecz mama dodała jej pewności siebie i przyprowadziła ją i wujka do Swamiego. Baba zwrócił się do nich: „Bardzo martwicie się o córkę, z powodu jej kłopotów z sercem. Nie martwcie się.” Potem zmaterializował kilka pigułek, wręczył je wujkowi i rzekł: „Daj jej to. Poczuje się lepiej.” Wujek miał umysł badacza, podobnie jak my wszyscy. Więc po powrocie do Madrasu zbadał pigułki w laboratorium. Miały taki sam skład, jak lek na ten konkretny problem brany do tej pory przez jego córkę. Przyjęła je. Teraz jest dorosła i od tamtej pory nie ma żadnych problemów zdrowotnych. Swami uzdrawiał nas wielokrotnie. Gdy cierpiałam na silne bóle brzucha, co, jak się okazało, było symptomem czerwonki amebowej, dał mi ten thayithu...

Radio Sai: Coś w rodzaju talizmanu?

Prema Bose: Tak. To talizman, który umieszcza się w cienkim, cylindrycznym puzderku wykonanym ze złota (przypominającym złotego dolara) i nosi na szyi. Noszę go przez cały czas. Niektórym członkom naszej rodziny dawał takie dolary jako środki chroniące. I rzeczywiście, chroniły ich. Mój siostrzeniec miał wypadek, podczas którego stracił dany mu przez Swamiego dolar, ale sam wyszedł z tej przygody bez szwanku.

Na szczycie wszystko jest jednością

Radio Sai: Przez dolar rozumie pani medalion lub wisiorek?

Prema Bose: Tak, zwykle nazywaliśmy go dolarem. Gdy mój siostrzeniec wyjeżdżał do Delhi, Swami zapytał go: „Czy dałem ci coś, co będzie cię chronić?”

Odrzekł: „Tak, Swami, dałeś mi dolara.” Swami wie, co ma się zdarzyć i od bardzo dawna otacza nas Swoją opieką. To cudowne. Rozumiał, że mojej mamy nie pociągają rytuały, chociaż tęskni za duchowością. Więc zabrał nas na wycieczkę do Bangalore i przedstawił ją Mamicie, Swojej wielbicielce z Ameryki Południowej. Mamita wielbiła żarliwie Ramakrisznę i znała swamiego Ranganathanandę, pełniącego w tym czasie w Delhi funkcję szefa Misji Ramakriszny. Swami zwrócił się do Mamity: „Opowiedz Kamali Sarathy o Misji Ramakriszny i daj jej list polecający do swamiego Ranganathanandy.” Nauczana tam filozofia Wedanty zafascynowała i przyciągnęła nas wszystkich. Swami wiedział, że satsangi są mamie potrzebne, więc wysłał ją do Misji Ramakriszny. Na tym polega uniwersalność Swamiego. Nie mówi: „Masz tu siedzieć i odprawiać dla Mnie pudżę.” Zamiast tego wysłał ją tam, gdzie mogła wzrosnąć duchowo. Uczęszczaliśmy na te wykłady jako dzieci. Wkrótce zaczęliśmy brać udział w zajęciach aśramu Ramakriszny i uczestniczyć w prowadzonych tam pracach służebnych. W tym czasie nie istniały grupy służebne Sathya Sai, służyliśmy za to w Misji Ramakriszny. Tak nas w to wprowadził. Swami Ranganathananda ogromnie szanował Bhagawana Babę. Gdy przyjechaliśmy do Madrasu, żeby wziąć udział w konferencji zorganizowanej przez Misję Ramakriszny, spotkał się z Bhagawanem, który w tym czasie również przebywał w Madrasie. Teraz swami Ranganathananda już nie żyje, ale przez wiele lat pełnił funkcję przewodniczącego Misji Ramakriszny. Był wspaniałym człowiekiem.

Radio Sai: Miło jest wiedzieć, że na tym poziomie istnieje tak głębokie powiązanie. Chociaż ludzie skłaniają się do dzielenia duchowości, na najwyższym poziomie wszystko jest jednością.

 Prema Bose: Tak, wszystko jest jednością

Radio Sai: I wiedzą o tym wielcy mistrzowie.

Prema Bose: Dokładnie! Moja mama, przez całe swoje życie, współpracowała z Misją Ramakriszny i ze Swamim. Obie strony wiedziały o tym i nie robiły żadnych problemów.

Swami Ranganathananda i Ramakrishna Math w Delhi


Sai jako osobisty doradca życiowy

Radio Sai: Skoro mieliście państwo taki łatwy dostęp do Swamiego, skoro cieszyliście się Jego przyjaźnią i miłością, jako waszego Boga i przewodnika, to czy szukaliście Jego rad przy podejmowaniu decyzji w sprawach osobistych?

Prema Bose: Tak. Szukaliśmy. A kiedy tego nie robiliśmy, Sam je nam dawał. Prowadził nas nieustannie. Zamierzałam zacząć naukę w koledżu, ponieważ myślałam, że mogłabym zostać lekarką. Pewnego dnia Swami zapytał mnie: „Co zamierzasz robić?” Odrzekłam: „Nie wiem, Swami. Myślałam, żeby pójść na medycynę.” Wtedy powiedział: „Nie. Idź na pielęgniarstwo.” Odrzekłam bardzo szczęśliwa: „Dobrze! Pójdę na pielęgniarstwo.” Wcale przedtem o tym nie myślałam. Skoro jednak Swami tak powiedział, posłuchałam Go. Po powrocie do Delhi zorientowałam się, że tutejszy Uniwersytet już od dwóch lat prowadzi zajęcia dla pielęgniarek. Znajdował się tuż obok naszego domu. Powiedziałam o tym tacie, który nie bardzo wierzył w Swamiego, a on zapytał ze zdziwieniem: „Jak to, chcesz iść na pielęgniarstwo?” Dziewczęta z dobrych domów nie były pielęgniarkami. „Powinnaś zostać lekarką. Jeśli pójdziesz na pielęgniarstwo, wydziedziczę cię.” Roześmiałam się i powiedziałam: „Posłuchaj, nie ma niczego, co mogłabym dziedziczyć”, ponieważ nie mieliśmy żadnych bogactw. Oznajmiłam mu: „Mam zamiar zrobić to, co polecił mi Swami.” I wybrałam się na studia dla pielęgniarek. Muszę wam powiedzieć, że tata ogromnie mi pomagał – w zawodzie, w nauce i we wszystkim.

Radio Sai: Jak doszło to tej zmiany?

Prema Bose: Może dostrzegł, co się dzieje, a może dzięki Swamiemu. Był bardzo wielkoduszny tak w życiu jak i w duchowości. Z biegiem czasu przekonał się, że ten zawód jest dla mnie dobry, był więc  ogromnie szczęśliwy. Swami prowadził nas również w innych sprawach. Kiedy moja siostra została narzeczoną chłopca pochodzącego z bardzo tradycyjnej rodziny z południowych Indii, mama negocjowała warunki ślubu. Tradycyjne śluby są bardzo uroczyste. Nie wiedziała jak się do tego zabrać. Więc, zanim cokolwiek się wydarzyło, pojechaliśmy do Swamiego. Kazał jej usiąść i powiedział: „Zamierzam dać ci radę. Przede wszystkim pamiętaj, że twój mąż wyasygnował te pieniądze ze swoich oszczędności.” Było tego około 10 tys. rupii. Wtedy była to duża suma. Mówił dalej: „Nie wolno ci wydać ani pensa więcej ponadto, co ci dał. Masz się upewnić, że te pieniądze pokryją wszystkie wydatki.” Następnie rzekł: „Jedź i negocjuj z przyszłą teściową twojej córki. Może dojść do sprzeczki. Ale pod koniec dnia nie odchodź stamtąd w negatywnym nastawieniu. Staraj się łagodzić spory i pożegnaj się przyjaźnie. Wróć do rozmowy następnego dnia.” Na koniec dodał: „Zaraz po zakończeniu uroczystości ślubnych zostawcie Lilę (moją siostrę) z tą rodziną, a sami wróćcie do Puttaparthi.” Mama wypełniła instrukcje Swamiego. Jeśli się im dobrze przyjrzeć, są przydatne przez całe życie. Nie powinniśmy żyć ponad stan. Kiedy mamy do czynienia z ludźmi, kiedy coś z nimi ustalamy, nie możemy odchodzić rozgniewani. Musimy doprowadzić do zgody i dopiero potem mówić do widzenia. To są codzienne sytuacje życiowe. Nawet to polecenie, żeby zaraz po ślubie wracać do Puttaparthi. Wiedział, że jeśli zatrzymamy się dłużej, Lili będzie trudniej dopasować się do nowej rodziny, bardzo różniącej się od naszej. Prawdopodobnie dlatego powiedział: „Po prostu wrzućcie ją tam jak gorący kartofel, a sami wracajcie tutaj.” I mama zrobiła dokładnie to, co jej polecił.

Radio Sai: Mimo, że był to trudny wybór?

Prema Bose: Negocjacje były bardzo trudne, ponieważ, na przykład, żądali srebrnych naczyń, których żadne z nas nie używało, a mama wiedziała, że nie może sobie na nie pozwolić. Ale wtedy jedna z sióstr tej osoby, będąca bliską przyjaciółką mamy z Misji Ramakriszny, powiedziała: „Oni chcą jedynie obejrzeć te naczynia. Przyniosę i ustawię tam wszystkie jakie mam w domu, niech sobie patrzą.” Rani Maa pomogła mamie w negocjacjach, a jej rodzina zajęła się posiłkami. Swami pomógł jej zorganizować wesele, ponieważ tata wciąż przebywał w Delhi. Powiedział jej tylko jedno: „Nie dbam o to, co zrobisz z pieniędzmi, ale jedzenie musi być doskonałe.” I wydał ścisłe instrukcje, które wypełniła co do słowa. Swami zawsze nam doradzał w sprawach dużych i małych. Za każdym razem gdy pojawiał się jakiś problem, wysyłaliśmy telegram do Kasturi Maa (do prof. Kasturi, biografa Bhagawana Baby), z którym byliśmy bardzo blisko. Kiedyś mojego siostrzeńca, będącego wtedy trzymiesięcznym niemowlakiem, czekała operacja brzucha. Napisaliśmy o tym do Swamiego, a On nam odpowiedział: „Nie. Będzie zdrowy.” Polecił mamie posiedzieć przy dziecku. Tak więc, kierował nami w każdej, nawet najdrobniejszej sprawie. To znaczy, nie pamiętam wszystkiego co mówił, ale był naszym przewodnikiem. Po ukończeniu nauki w szkole dla pielęgniarek zajęłam się nauczaniem. Swami otworzył Swój pierwszy szpital ogólny i podczas inauguracji poprosił mnie, żebym przyjechała i przygotowała ambulatorium dla pacjentów przychodzących. Więc przyjechałem i w ciągu kilku dni wszystko przygotowałam. Zapytał wtedy: „Czy możesz zostać na kilka dni?” Odpowiedziałam: „Swami, muszę wracać. Wzięłam tylko krótki urlop” Był mi ogromnie wdzięczny. Odesłał mnie na lotnisko Swoim samochodem, żebym dotarła na czas do pracy.

Radio Sai: Dla większości z nas to wszystko brzmi jak bajka. Bardzo zaangażował się w podejmowanie waszych codziennych decyzji: nie wydawaj więcej niż 10 tys. rupii, utrzymuj się z posiadanych środków, prowadź trudne negocjacje w dobrym duchu, a potem zapomnij o nich. To mnóstwo lekcji.

Prema Bose: To prawda. Mama zawsze bardzo lubiła muzykę i Swami gorąco ją do niej zachęcał. Chciał być pewien, że nauczy się dobrze grać wszystkie bhadżany. Śpiewaliśmy bhadżany nawet w Delhi. Potem, gdy tata przeniósł się do Madrasu, była już gotowa „Sundaram”, rezydencja Swamiego w Madrasie. Gdy Swami przyjechał po raz pierwszy do Madrasu, istniała tam grupa bhadżanowa. Po bhadżanach Swami podszedł do miejsca, w którym siedziała moja mama i powiedział w telugu: „Kamala Sarathy, bhadżan był bardzo marny.” To było wszystko, co powiedział: „Kamala Sarathy, bhadżan był bardzo marny”. I odszedł. Więc mama pomyślała: „O, Boże! To coś znaczy. Swami chce, żebym coś z tym zrobiła.”

Więc wzięła na siebie organizację bhadżanów, wybrała pieśniarzy, muzyków i wprawiła to wszystko w ruch... w trwały ruch. Mama była perfekcjonistką. Podzieliła ich na trzyosobowe grupy. Zanim pozwoliła im uczestniczyć w bhadżanach, przesłuchała wszystkie grupy i rozmawiała z nimi. Dzięki temu zespół Sundaram stał się jedną z najlepszych grup bhadżanowych. Akompaniowała im na skrzypcach. Nagrali mnóstwo płyt i wykonali wspaniałą pracę rozpowszechniając na całym świecie miłość płynącą ze śpiewu bhadżanów. W ten sposób Swami ukierunkował jej miłość do muzyki.

Swami udzielający Darszanu w Sundaram w Chennai

Granie wobec Boga roli gospodarzy

Radio Sai: Rozumiem, że rok 1961 był dla pani rodziny bardzo szczególny. Zamiast zaprosić was na coroczną wyprawę do Puttaparthi, Pan Puttaparthi przybył do waszego domu w New Delhi. Jak to jest, zaprosić inkarnowanego Boga na party w piżamach?

Prema Bose: Ha ha ha! Interesujące pytanie. Przede wszystkim, ogarnęła nas panika. Swami miał przybyć do naszego domu więc chcieliśmy przyjąć Go jak najlepiej! Więc wzięliśmy się za przygotowania. Mama korzystała z uprzejmości nas wszystkich. Wysprzątaliśmy na Jego cześć cały dom. Tata wyprowadził się ze swojej sypialni, żeby ofiarować ją Swamiemu. Swami przybył w towarzystwie 40-tu wielbicieli. Musieliśmy ich gdzieś zakwaterować. Były wakacje i szkoły w Madrasie stały puste. Więc umieściliśmy ich w szkole i zorganizowaliśmy dla nich posiłki. Obecność Swamiego w naszym domu była czymś cudownym. Siedział w bawialni, a ludzie przychodzili Go odwiedzić, ponieważ wiedzieli, że przyjechał zaledwie na dwa dni, nie dłużej. Goszczenie Swamiego było czymś niewiarygodnym, zupełnie niewiarygodnym.

Radio Sai: Czy mogła pani spać w nocy?!

Prema Bose: Wcale nie spaliśmy, ponieważ rozmyślaliśmy, co należy zrobić następnego dnia lub zastanawialiśmy się czy podaliśmy Swamiemu właściwe dania, czy były dobre i w wystarczającej ilości. Byliśmy zaangażowani w opiekę nad Swamim i nad Jego wielbicielami. Swami wspomniał, że czuje się bardzo szczęśliwy, że tak bardzo troszczymy się o Jego wielbicieli. I że miał cudowną podróż. To była kolejna lekcja. Potem zabrał ze Sobą do Badrinath moją mamę i ciocię Saraju Maa.

Radio Sai: Więc wzięły udział w wyprawie do Badrinath, prowadzonej przez gubernatora Uttar Pradesh, pana Ramakrisznę Rao?

Prema Bose: Tak. I tam powiedział do mojej mamy: „Ostatnie ceremonie odprawiłem dla ciebie, ponieważ nie masz synów, lecz dwie córki.” Odprawił je dla mamy w Badrinath.

Radio Sai: To wielkie błogosławieństwo!

Swami i towarzyszący mu pilegrzymi podczas wyprawy do Badrinath, 1961

Prema Bose: Tak. Naprawdę otrzymała wielkie błogosławieństwo! Ogromnie ją lubił. A ona Jego. To było zadziwiające! Przed podróżą do Delhi i Badrinath, Bhagawan przyjechał tutaj w 1957 r. i zatrzymał się w domu wujka, to znaczy, u rodziny Saraju Maa. I to również było cudowne, ponieważ mogliśmy tam każdego dnia przychodzić. Potem wujek odwiózł Swamiego samochodem do Brindawanu, a następnie do Riszikeszu, gdzie zaprosił Bhagawana swami Śiwananda. Wożenie Swamiego było dla wujka błogosławieństwem. Było czymś wspaniałym, ponieważ nie minął rok i wujek umarł. Miał kłopoty z sercem. Ta ostatnia podróż ze Swamim była zatem wielką łaską. Lecz najwyższą łaską jaką otrzymał, była pielgrzymka ze Swamim do świętego miejsca. Swami nieustannie błogosławił naszą rodzinę. Mogliśmy odpowiedzieć na to tylko w jeden sposób – praktykować Jego nauki.

Radio Sai: To bardzo prawdziwe!

Sai i swami Śiwananda w Rishikesh w 1957 roku

z H2H tłum. J.C.

 

Stwórz darmową stronę używając Yola.