numer 50 - kwiecień-maj-czerwiec 2010

 CUDOWNE WSPOMNIENIA Z DAWNYCH DNI

Ze wspomnień pani Karunamby Ramamurthy- część 4


Pani Karunamba Ramamurthy, zdrobniale nazywana Kannamma, w 1940r. będąc jeszcze nastolatką, miała wyjątkowe szczęście przybyć do lotosowych stóp Swamiego. W swej pamięci przechowuje ona bezcenny skarb cudownych wspomnień minionych lat. Jest również autorką znanej książki pt. „Sri Sathya Sai Anandadayi – Podróż z Sai”. Oto następna część wspomnień.

    On słyszy wszystkie nasze prośby

 

   Za czasów Starego Mandiru, byliśmy często pobłogosławieni możliwością ofiarowania Pada Pudży (wielbienie stóp) Swamiemu. Podczas jednej z takich okazji, Baba zaśpiewał taką oto piosenkę: „Kamalamba! Proszę usuń zmartwienia z mojego umysłu.!”

      Okazało się, że była tam akurat wielbicielka, o imieniu Kamalamba i ze zdziwieniem zauważyła, że Swami zna piosenkę, którą ona śpiewała dawno temu. Spytała Go więc, jak to jest możliwe.

  On zaś odpowiedział; „Śpiewałaś ją w kuchni, gdy skończyłaś gotowanie, gdy czułaś się zmęczona i znużona pracą. Wychwalałaś Mnie tą piosenką a teraz Ja śpiewam ją dla ciebie, aby ci to przypomnieć. Jak wiele lat minęło od tamtych dni?” Kobieta odrzekła, że została poślubiona, gdy miała jedenaście lat (małżeństwo dzieci). Jej mąż był gwałtownym i pełnym złości człowiekiem. Nie mogli porozumieć się ze sobą. Mąż nigdy nie pomagał w domowych pracach. Gdy opuszczał dom pocieszała się wielbiąc Boską Matkę. Wtedy właśnie zwykła śpiewać tę pieśń – „Kamalamba, obsyp mnie twym błogosławieństwem.” Gdy obliczyła czas od tamtych dni, byliśmy naprawdę zaskoczeni zdając sobie sprawę, że działo się to jeszcze przed narodzinami ciała Swamiego!

Konto rachunkowe Punja

Przy innej okazji, dwaj wyznawcy Swamiego Shivanandy z Rishikesh o imieniu Sadananda i Chidananda, przybyli, aby otrzymać darszan Baby. Nie chcieli jeść ani w kantynie ani poza aszramem. Tak więc Swami zawołał moją matkę i powiedział; „Od jutra będziesz im gotować i gościć ich.”

W starym Mandirze nie było wtedy elektryczności, używaliśmy tylko lamp oliwnych. Kiedy mnisi chcieli jeść wieczorem, sami zapalali lampy oliwne, a po posiłku wyrzucali liście i dokładnie sprzątali podłogę. Moja matka była zakłopotana ich zachowaniem. Powiedziała im więc, że sama chciałaby wszystko dla nich przygotowywać. Jednakże mnisi powiedzieli jej coś bardzo interesującego: „Jeśli robotnik zarabia sto rupi dziennie i obetnie mu się pięć rupi, będzie mu przykro. Kiedykolwiek ktoś służy nam w ciągu dnia musimy zrekompensować mu równą ilość „punja” (owoce cnoty, czystości) z naszych zarobków. Próbujemy uzyskać 100% naszej dobroci z naszej pokuty. Jeśli ktoś nam służy, my coś tracimy. Nawet, jeśli nic mu nie dajemy, automatycznie przyrasta jego konto. Dlatego nie pozwalamy, aby ktokolwiek nam usługiwał. Ten skarb, owoc czystości jest bardzo subtelny, nie chcemy żadnego stracić, przyjmując przysługi.”

W tamtych czasach, mimo, iż mieliśmy pełne ręce pracy, Baba zwykł mówić abyśmy zawsze służyli innym nawet, jeśli ktoś z nas protestował. Było wiele powstających budynków, co wiązało się z przynoszeniem kamieni, piasku oraz noszeniem koszy z materiałami budowlanymi. Jeśli ktoś chciał brać w tym udział, Swami nigdy nie powiedział „nie” i oświadczył nam:

„Żaden rodzaj służby przy Mnie nie będzie tworzył dużej punja. Nie wiecie jak wiele cnót albo punja zebraliście, ale Ja wiem. Więc róbcie ile możecie i nie zwracajcie uwagi na małe fizyczny niewygody, które mogą się pojawić.

Śpiewanie bhadżanów – potężna sadhana

Kiedyś Sadananda i Chidananda zapytali moją matkę jak to się dzieje, że w aszramie panuje taka pozbawiona surowości atmosfera. Ludzie są dobrze ubrani, swobodnie się poruszają i rozmawiają, wydaje się, że nikt nie wykonuje żadnej praktyki duchowej (sadhana). Byli tym zakłopotani, gdyż sami musieli praktykować surowy tryb życia w pustelni. Moja matka wyjaśniła im, że Swami prosił tylko mieszkańców aszramu, aby śpiewali w Jego obecności bhadżany o wschodzie i zachodzie słońca. Mnisi poszli wtedy do Niego i spytali, dlaczego nie zalecił ludziom żadnej praktyki ani pokuty. On zaś odrzekł; „Moi wielbiciele zdobyli wiele duchowych sił w przeszłych żywotach. Inkarnowałem się dzięki ich modlitwom, dlatego przybyli do Mnie i mieszkają tutaj. Wy macie jeszcze dużo praktyki do wykonania, więc pracujcie nadal.”

Byli bardzo zadowoleni, gdyż zrozumieli, że śpiew bhadżanów jest drogą do osiągnięcia Boga. Swami nigdy nie prosił ich, aby porzucili swoją praktykę.

On dźwiga najtrudniejszą część naszego cierpienia

Pewnego dnia Swami zaprosił do Puttaparhi moją synową z dziećmi. Tuż przed ich podróżą pies ugryzł mojego drugiego syna. W jego nodze pojawiło się zakażenie i bardzo cierpiał. Mimo zalecenia lekarzy, że powinien regularnie przyjmować zastrzyki, pojechaliśmy wszyscy do Puttaparthi. Swami ogromnie się cieszył z naszego przybycia i powitał nas radośnie.

 Swami w 1944 roku

Swami nad brzegiem Ćitrawati

     To było bardzo gorące lato i martwiłam się gdzie dzieci będą się bawić. Mój lęk wzmógł się jeszcze bardziej, gdy mojemu wnukowi Neelu ciężarówka najechała na stopę, którą poważnie poraniła. Duży palec u nogi został oddzielony od innych palców. Stopa silnie krwawiła. W tamtym czasie (1950r.) w Puttaparthi był tylko bardzo mały pokój lekarski z niewielka ilością lekarstw.

Mój starszy syn opowiedział Swamiemu o tym tragicznym wydarzeniu a On natychmiast podciągnął Swój rękaw, aby odsłonić rękę, na której widniały ślady kół ciężarówki! Oprócz tego płynęła z niej obficie krew! Położyliśmy wnuka na werandzie w domu prof. Kasturiego. Swami codziennie go odwiedzał pytając prof. Kasturiego o jego zdrowie. Palec u nogi goił się przez miesiąc i chłopiec ciągle kulał. Byliśmy zaniepokojeni jego stanem zdrowia a nasze umysły pełne były pytań.

Podczas jednej ze Swoich wizyt, Baba usiadł na werandzie, aby porozmawiać z naszą rodziną. „Czy wiecie, dlaczego was tu wszystkich wezwałem? Co byście zrobili gdyby ten wypadek zdarzył się tam gdzie mieszkacie?” – pytał. „Chłopiec mógłby umrzeć. Ja odsunąłem gorszą sytuację. Kto by się tam wami zaopiekował?” Mój starszy syn odparł na to, że gdybyśmy byli daleko, to Swami i tak by się nami zaopiekował. Na co On odrzekł; „To nie tak. Lepiej, aby wszystkie trudności miały miejsce tu, w Mojej obecności. Dlatego też wezwałem was wszystkich tutaj. Rozumiesz? Jeśli coś dzieje się w Mojej obecności to uderzenie jest mniejsze.” Byliśmy poruszeni i pełni podziwu dla Jego łaski i miłującej troski o nas.

Zdumiewająca łaska i uzdrowienie

W pewnym okresie ospa zaatakowała moich trzech synów. Krosty obsypały całe ich ciała, wymiotowali. Cała noc przeszła na płaczu i bezsenności. Napisałam list do mojej matki, która była w Puttaparthi, aby powróciła i pomogła w naszym strapieniu. Ona zaniosła list do Swamiego i powiedziała: „Swami, pojadę do Bangalore. Moja córka nie jest w stanie sama opiekować się dziećmi z powodu tej choroby. Trochę im pomogę, przynajmniej będę im gotować.” Wtedy On zapytał moją matkę, co jeszcze będzie robić? Odpowiedziała: „Będę się modlić do Ciebie.” - „Dlaczego więc nie modlisz się tutaj, zamiast jechać tak daleko? Jeśli zostaniesz, zaopiekuję się nimi. Napisz córce Moje zalecenia, ale nie jedź tam”. Moja matka wysłała więc do mnie list i niespodziewanie wszystkie krosty na ciałach dzieci zmalały i zniknęły. Ich oczy pojaśniały. Gorączka spadła i zaczęli wracać do zdrowia. Od chwili, gdy Swami przekazał w Puttaparhi zalecenia mojej matce, dzieci w Bangalore zaczęły mniej cierpieć. Jak potężne jest Jego polecenie i słowo!


Cud - prasadam Swamiego

Mój syn Sathish miał zranioną nogę a po pewnym czasie nabrzmiałe miejsce powiększyło się. Na nodze pojawiło się zgrubienie. Zaczął dziwnie mówić i często zaciskał zęby. Swami jednak pomijał wszelkie moje pytania dotyczące syna. Mijały dni i nagle noga chłopca spuchła. Zapytałam Swamiego, co powinniśmy zrobić. Odpowiedział; „nikt z was nie powinien zostać w Puttaparthi, wyjedźcie jeszcze przed wieczorem.” Cicho i w milczeniu przyjęłam życzenie Swamiego. Wielbiciel nazywany Ravindra, z Kobugu w stanie Mysore, zaoferował swoją pomoc mówiąc: „Mogę zabrać twojego syna samochodem na stację kolejową w Chimpangi gdzie mam pilną pracę. Stamtąd wszyscy możecie pojechać pociągiem.” Przyjęliśmy jego uprzejmą pomoc i dotarliśmy do Bangalore, tam zaś Sathish został przyjęty do szpitala. Noga spuchła mu jak u słonia. Lekarze uznali, że to schorzenie jest nie do wyleczenia. Nie opiekowali się nim wystarczająco dobrze. Twierdzili, że amputacja jest jedynym wyjściem. W tym czasie Baba odwiedził Bangalore zatrzymując się w domu Pana Shetty, Jego gorliwego wielbiciela. Kiedy dowiedziałam się o tym, poszłam do Swamiego i poinformowałam Go, że lekarze postanowili amputować nogę mojemu dziecku. Prosiłam, aby wyraził Swoją akceptację w przeciwnym razie mój syn oszaleje a może nawet umrze. Wyznałam Mu również, że nalegano, abym podjęła taką właśnie decyzję.

Swami powiedział; „Niektórzy lekarze zachowują się bardzo dziwnie i decydują się na amputację zbyt pośpiesznie. Nie pozwól im na to. Zanieś mu wibuthi i niech zaraz połknie. To wszystko. Będzie uleczony.” Z wdzięcznością przyjęłam wibuthi i zrobiłam jak powiedział. Następnego dnia noga stała się normalna, gdyż cały płyn z niej wypłynął. Lekarze byli zaszokowani, że obyło się bez operacji! Powiedziałam im, że to prasadam Swamiego dokonał cudu.

„Bądź jak dziecko a Swami o ciebie zadba”– Baba

Poszliśmy do Swamiego, aby zdać Mu relację z poprawy. Wtedy On ze współczuciem zapytał nas: „Czy wiecie, dlaczego odesłałem was z Puttaparthi. Gdybyście pozostali tam, ktoś z was z pewnością by musiał umrzeć, to było nieuniknione. Nakazałem wam wyjazd spodziewając się, że wrócicie do domu. W przyszłości wszystko będzie w porządku. Przyjedźcie wszyscy do Puttaparthi na Święto Daśara.

Prawda jest taka, że mój syn mógł umrzeć lub stać się obłąkanym. Nawet po powrocie do zdrowia, lekarze zalecali, aby nie posyłać go do szkoły z powodu jego umysłowego osłabienia. Twierdzili, że nauczyciele mogą go z tego powodu źle traktować, a to z kolei spowoduje pogorszenie jego stanu zdrowia.

Kiedy przyjechałam do Puttaparthi następnym razem, opowiedziałam Swamiemu o zaleceniach lekarzy. Baba pocieszał, aby się nie martwić. Poprosił mnie jednak, abym nie posyłała syna do szkoły, lecz aby zamieszkał w Puttaparthi. Wtedy On będzie mógł o niego zadbać. Syn pozostał w Puttaparthi przez długi czas. Miał problemy zdrowotne z głową i nogami jak również cierpiał na chorobę psychiczną. Lekarze odciągali ropę z jego ciała. Pewnego dnia, Swami chciał zobaczyć jej próbkę. Gdy Pan spojrzał na nią, od razu wszystko przeszło – całkowicie ozdrowiał!

Czy to nie cud? Któż inny mógłby tego dokonać? To jest możliwe tylko dla Boga. Pokonaliśmy wiele takich przeszkód tylko dzięki Jego łasce. Prowadzi nas teraz i będzie prowadził w przyszłości. Nasz umysł powinien zawsze pozostawać stabilny i niezmiennie skupiony tylko na Nim.

Zawsze upominał nas abyśmy się nie martwili. Powiedział kiedyś; „Usunę wszystkie wasze problemy. Przyszedłem na Ziemię tylko w tym celu. Ale jeśli macie więcej złej karmy, część zostawię dla was. Będzie stanowiła pewne utrudnienie, lecz nie obwiniajcie Mnie za ten kłopot. Jeśli będziecie potrafili przejść przez tę karmę w spokoju, osiągniecie Moją pełną łaskę.”

„W jaki sposób małe dziecko prosi, gdy czegoś potrzebuje? Płacze, a wtedy matka troszczy się o nie. Bądźcie jak to małe, niewinne dziecko a Swami natychmiast się wami zaopiekuje. Nie musicie nic wielkiego robić. Śpiewajcie tylko imię Boga, to dla was najlepsza Sadhana.”

Z H2H tłum. Zuzanna Pilch

MYŚL DNIA  28.02.2010 r.

Niezjedzone pożywienie pozostawione dłużej staje się nieświeże i wydziela nieprzyjemny zapach. Podobnie, gdy nie skorygujemy naszych wad, będą one miały negatywny wpływ na nasze życie. Musimy wytrwać w procesie wewnętrznego oczyszczania, zarówno dzięki naszym własnym staraniom, jak i przez zwrócenie uwagi na rady tych życzliwych dusz, które oczyszczanie przeszły z powodzeniem. Jeśli tego nie zrobimy, wówczas – jak ugotowane jedzenie pozostawione zbyt długo na talerzu, nasze życie zacznie się pogarszać.

     -BABA z www.sathyasai.org.pl

powrót do spisu treści numeru 50 - kwiecień-maj-czerwiec 2010

 

Stwórz darmową stronę używając Yola.