numer 49 - styczeń-luty-marzec 2010 

 Cudowne wspomnienia z dawnych dni

ze wspomnień pani Karunamba Ramamurthy - część 3

    Pani Karunamba Ramamurthy, zdrobniale nazywana Kannammą, w 1940r. będąc jeszcze nastolatką, miała wyjątkowe szczęście przybyć do lotosowych stóp Swamiego. W swej pamięci przechowuje ona bezcenny skarb, cudownych wspomnień minionych lat. Jest również, autorką znanej książki pt. „Sri Sathya Sai Anandadayi - Podróż z Sai”.

     Oto następna część wspomnień.

Pytanie: Kiedy Swami odwiedzał panią w domu i jak się pani czuła podczas Jego wizyt? Ile wtedy miał On lat?

Karunamba: Swami był wówczas młodym chłopcem, zaledwie dziewiętnasto czy dwudziestoletnim. Kiedy wielbiciele prosili Go o padapudża (oddawanie czci Jego lotosowym stopom), zawsze wyrażał na to zgodę. Zwykle rozmawiał ze wszystkimi, ofiarowując wibhuti i prasadam. Zarówno On jak i pozostali goście częstowani byli jedzeniem. Jadł niewiele a to, co pozostawało ofiarowywał jako prasadam dla wszystkich!

       Pan Ramachandra Shetty z Mysore zwykle zapraszał Swamiego do swojego domu. Podczas Jego odwiedzin przychodzili tam również sąsiedzi. Tak naprawdę to Swami odwiedzał wszystkie domy wielbicieli a było ich wówczas w Mysore trzech lub czterech.

Pytanie: Czy mieliście oddzielny pokój, dla Swamiego?

Karunamba: Nie, w tamtym czasie nie znaliśmy się na tych formalnościach.

      Nie mieliśmy pojęcia jak wszystko zorganizować podczas Jego odwiedzin i jak się Nim opiekować! Swami zresztą nigdy nie mówił, czy chce być tu, czy tam. Przyjmował wszystko, co ofiarowywaliśmy. Czy to była woda, kawa czy herbata. Nie czuło się zresztą, że jest On kimś obcym w naszym domu. Z czasem nauczyliśmy się jednak, jak Mu usługiwać.

Pytanie: Pani matka była wielką wielbicielką Bhagawana i miała szczęście spotkać się z Nim. Czy może pani opowiedzieć jakieś jej doświadczenia?

Karunamba: W wiosce Namadala, niedaleko miasta Dharmavaram mieszkała kiedyś pewna kobieta, Venkata Lakshamma. Do tej kobiety wieśniacy odnosili się jak do joginki. Ona to właśnie pewnego dnia odwiedziła nasz dom. Nieświadomi tego, kim jest, uważaliśmy jej sposób postępowania za zabawny. Była bardzo cicha, rzadko się odzywała. Często w nocy nie kładła się spać tylko śpiewała imiona Boga (dżapam). Moja matka była nią zachwycona, pragnęła uczyć się od niej. Sądziła, że skoro Venkata Lakshamma wykonuje pranajamy i inne duchowe ćwiczenia to posiada szczególną moc. W końcu zaprosiła ona moją matkę do swojej wsi, aby przekazać jej świętą mantrę, której śpiewanie wyzwoli ją. Dlatego, jak już wspomniałam, Swami odmówił przekazania matce nowej mantry gdyż zaznaczył, że powinna pozostać przy tej, którą już wcześniej dostała.

    Kiedykolwiek Swami szedł nad rzekę Ćitrawati, zabierał ze Sobą wielbicieli i ich dzieci, nie zostawiając nikogo w Mandirze. Jak stadko owieczek zwykliśmy podążać za Nim. Kiedyś, gdy poszliśmy na taką wyprawę nad świętą rzekę, moja matka usiadła w pewnej odległości od grupy. Swami zmaterializował wiele różnych przedmiotów, stworzył również lekarstwa dla tych, którzy ich potrzebowali i rozdał to wszystkim wokół. Ktoś z młodych zauważył, że  mimo, iż Swami trzyma ręce w piasku, to ani jedno ziarnko nie przykleja się do jego palców. Gdy rozdał już wszystkim prasadam i zmaterializowane przedmioty, zawołał moją matkę. Nakazał jej, aby nabrała pełne ręce piasku i sprawdziła, co w nim jest. Ku swojemu zaskoczeniu, znalazła tam kawałek papieru. Powiedziała, że nie widzi dobrze i przeczyta go w Mandirze. Swami zgodził się. Kiedy po powrocie, rozwinęła papierek, ku swojemu wielkiemu zdziwieniu zobaczyła, że jest tam napisana ta sama mantra, którą wcześniej dostała od Venkata Lakshammy. Po tym wydarzeniu wszelkie wątpliwości się rozwiały. Ten mały papierek, przez całe swoje życie matka traktowała jak skarb.

    Po około roku stanął nowy Mandir. Gdy Venkata Lakshamma usłyszała o Swamim, przybyła specjalnie do Puttaparthi. Tam spotkała Iśwarammę jak również moją matkę, którą zapytała o postępy w jej duchowej praktyce. Dowiedziała się wówczas, że Swami potwierdził inicjację mantry. Moja matka przyznała się jednak, że mimo ciągłego jej powtarzania, ma wrażenie, iż prowadzi ona donikąd. Zwątpiła w swoje wyzwolenie. Na to joginka odpowiedziała; złapałaś wielka gałąź. Swami będzie o ciebie już zawsze dbał. Nie martw się” Moja matka zaś odrzekła: „Przecież Swami nic nie powiedział. Milczał. Czy ja osiągnę wyzwolenie?” Joginka odparła, że Swami zatrzymał ją przy sobie i ma baczenie na jej postępy. „Skoro Swami powiedział ci abyś została właśnie tu, to znaczy, że sprawi, iż rozwiniesz się w pełni. Nigdy nie opuszczaj tego miejsca. Nie musisz nic więcej robić.” Venkata Lakshamma zwykła żyć obok starego Mandiru. Pewnego razu przyszła tam Iśwaramma. Uścisnęły się na powitanie i czuły się bardzo szczęśliwe ze sobą. To nie był zwykły przypadek, że wcześniej Iśwaramma i Venkata Lakshmana mieszkały razem w jednym domu w mieście Kothacheruvu.

Pytanie: Słyszeliśmy, że Swami osobiście przeprowadził operację na wielbicielu Tirumala Rao. Czy zechciałabyś opowiedzieć coś o tej boskiej operacji?

Karunamba: Operacja miała miejsce kiedy zbliżała się uroczystość otwarcia nowego Mandiru. Byłam tam ja, Saubhra i Sundramma. Operacja miała miejsce przed tą uroczystością. Tirumala Rao był gorącym wielbicielem Bhagawana. Kiedy jego żona pracowała w Madrasie, cierpiał on stale na straszliwy ból brzucha, czasem podobny do zapalenia wyrostka robaczkowego. Razem z żoną konsultowali się u lekarzy w mieście, którzy orzekli, że nawet operacja niczego nie rozwiąże. Nie dawali mu gwarancji przeżycia. Stwierdzili, że podejmą się operacji tylko wtedy, gdy podpisze on klauzulę ryzyka. Jego żona pomyślała więc, że jeśli ma umrzeć, to lepiej w Prasanthi Nilayam w obecności Swamiego niż w rękach tych lekarzy. Zabrała więc męża przed Jego oblicze prosząc: „Och, Swami, nie wiem czy uratujesz go czy nie. Z pełną wiarą przyprowadziłam go do Twoich Stóp.” Poprosił ich, aby poczekali. Następnego dnia miała się odbyć inauguracja nowego Mandiru. Wszystkie punkty programu miały być przeprowadzone w starym Mandirze.

     Swami powiedział: „Niech śpi obok Mnie w domu Subbammy.” Tak też się stało. I oto patrzcie! Kiedy wstał następnego dnia nie było już żadnego bólu brzucha. Nie było śladu po wrzodzie ani innej narośli wewnątrz! Wszyscy byli zdumieni!

      Tej nocy Swami poklepał go po brzuchu. Od jednego dotknięcia wszystko w cudowny sposób zniknęło. Nie minął dzień czy dwa i mógł on wziąć udział w uroczystości.

    Tirumala Rao nadzorował wraz z dwoma innymi wielbicielami budowę nowego Prasanthi Nilayam. Jego żona naprawdę martwiła się, czy będą mogli wziąć udział w ceremonii otwarcia.

Pytanie:  Sadzę, że była to pierwsza operacja, którą przeprowadził Sawmi.

Karunamba: Tak! To była jego pierwsza operacja. Tirumala Rao nawet nie wiedział, że operacja została na nim przeprowadzona!

Pytanie:  Mówiła Pani wcześniej, że Venkamma zwykła prosić Swamiego o arathi ! Czy może nam Pani o tym opowiedzieć?

Karunamba: Kiedykolwiek wielbiciele przybywali do Niego skarżąc się na ugryzienie przez węża lub ukąszenie skorpiona, Swami zwykł ofiarowywać arathi swojej wcześniejszej inkarnacji Śri Śirdi Sai Babie. Po tej ceremonii ból zwykle w cudowny sposób znikał!

    Tak naprawdę zawsze, gdy Swami był głodny, zwykł najpierw ofiarowywać uświęcone jedzenie (naivediyam) Śirdi Sai a dopiero potem Sam je spożywał.

     Osobiście ofiarowywał bóstwom owoce i kwiaty. W tamtym czasie mieszkańcy wioski nie byli świadomi Jego boskości. Gdy przebywał On w świątyni Shirdi Sai w Venugopal, przybywające, nowo poślubione pary, zwykły ofiarowywać arathi tylko bóstwom i lekceważyły Swamiego! W innej sytuacji zaś, gdy ktoś chciał wypędzić złego ducha, to Jego proszono o pomoc. Swami brał trochę Swoich włosów i wiązał je. Tworzył jantrę[1] i umieszczał w jej środku włosy. Następnie przyczepiał ją do przegubu cierpiącego jako talizman. Zły duch natychmiast znikał!

    Dociekliwi pytali Swamiego, czy aby duch nie wróci. Na to On odpowiadał: „Zatkałem mu nos tak, że nie może oddychać. Dodatkowo trzymam go w szachu poprzez działanie jantry.” W tamtym czasie prawie połowę starego Mandiru zajmowały osoby opanowane przez złe duchy.

     Swamiego odwiedzało wtedy wielu młodych mężczyzn. Mieli w głowach wiele wątpliwości. Niektórzy chcieli wiedzieć czy powinni się ożenić, inni pytali o sprawy związane z pracą. Swami jednym polecał małżeństwo a innym odradzał. Pytał młodych mężczyzn, jakiej pracy poszukują. Nalegał, aby nie wybierali pracy w policji ani zawodu adwokata. Jeśli ktoś jest zainteresowany takim zajęciem, będzie nieszczęśliwy. Zwykł mówić, że tego rodzaju praca ma moc karania. Był przeciwny temu, aby jakakolwiek niewinna istota została niesprawiedliwie ukarana na podstawie  fałszywego świadectwa.

Swami radził młodym mężczyznom, aby nie dali się skusić obcym krajom. Zwykł mówić, że ludzie mogą wyjeżdżać za granicę, ale nie osiedlać się tam. Zawsze powinni pamiętać o odwiecznym dziedzictwie Indii. Podkreślał, że nie ma takiego kraju, który można porównać do Indii jeśli chodzi o zachowanie odwiecznej spuścizny.

     W tamtym czasie zwykli odwiedzać Swamiego bogaci Zamindarowie (właściciele ziemscy). Bali się Go jednak, gdyż mówił otwarcie o ich tajemnicach wobec wszystkich wielbicieli. Niektórzy wieśniacy źle Go rozumieli i bardzo się na Niego złościli. Uważali, że mógłby wziąć od bogatych pieniądze i zadbać o dobrobyt wsi. Swami okazał się jednak całkowicie „odporny” jeśli chodzi o sprawy materialne, dlatego też zaczęli odradzać przyjezdnym oraz wielbicielom odwiedzanie Go.

Historia Świątyni Swamiego w Venugopal

     W miejscu gdzie został wybudowany stary Mandir istniał kiedyś duży ogród Tulsi. Opowiadano, że dawno temu żył w tym miejscu, srogo się umartwiając, mędrzec o imieniu  Narayana Rishi. Wierzono również, że Valamiki Maharishi odbywał w tym miejscu pokutę. Dlatego miejsce to zyskało rozgłos. Kiedyś Swami opowiedział nam historię tej świątyni.

    A oto ona: Pewnego dnia pastuch zauważył, że jego najlepsza krowa nie ma mleka w wymionach, kiedy wraca po całym dniu z pastwiska. Aby dowiedzieć się, co się za tym kryje, poszedł za nią cichaczem i obserwował jej zachowanie. To, co zobaczył zadziwiło go! Krowa wymknęła się z szopy zostawiając swoje cielę ze swoją siostrą i podążyła do mrowiska na peryferiach wioski. Poszedł więc za nią i tam, stał się świadkiem zadziwiającego spektaklu! Z mrowiska wynurzył się wąż i pił mleko z wymion krowy. Wieśniak zezłościł się, podniósł kamień, dobrze wycelował i rzucił w węża. Trafiony kamieniem wąż, przed śmiercią przeklął wszystkich pastuchów we wsi.

Stary Mandir 1947       

     W ostatnich słowach przepowiedział, że wioska niebawem będzie pełna mrowisk, co, nie muszę dodawać, w niedługim czasie stało się prawdą. Wkrótce stała się znana pod nazwą Puttaparthi. Po jakimś czasie pastuch rozkopał dołek po wężu i znalazł tam posążek Swamiego Venugopala. Miał on z jednej strony umiejscowiony trójkąt oraz czerwoną pręgę na nim, nasuwającą myśl o krwi zabitego węża. Jakiś czas później Palegras, lokalny przywódca wioski, zbudował świątynię, w której umieścił znaleziony posążek. Od tego dnia klątwa straciła moc i bydło zaczęło się tam znowu mnożyć.

Tapowanam Swamiego. Drzewo Medytacji obdarowuje pokojem, szczęściem i mądrością. 

    Wszyscy czytaliśmy o świętych medytujących pod drzewami banianu. Budda również pokutował pod drzewem Bodhi i doznał oświecenia. Swami powiedział kiedyś nam, że stworzy miedzianą płytkę z jantrą i posadzi na niej drzewo. Miejsce to stanie się Tapovanam (miejsce oświecenia).



    Pewnego dnia Swami zmaterializował tę miedzianą płytkę z piasku Ćitrawathi. Siedzieliśmy wtedy wokół Niego. Wygładził piasek przed sobą i napisał coś na nim palcem. Po czym zanurzył w nim dłoń i wyciągnął miedzianą płytkę z widniejącym na niej napisem. Swami oświadczył, że następnego dnia umieści tę płytkę pod korzeniami drzewa Vata Vriksha, i dodał, iż ktokolwiek usiądzie pod nim oddając się medytacji, zostanie obdarzony pokojem, szczęściem i mądrością.

     Następnego dnia Swami wezwał wszystkich wielbicieli, którzy byli tam wówczas i ustanowił Tapovanam. Działo się to 29 czerwca 1959r. (jest to drzewo medytacji, które nadal kwitnie na wzgórzu, przy drodze do Muzeum i do bloku administracji Uniwersytetu Sri Sathya Sai).

Boskie wyjawienie

Podczas jednej z rozmów Swami powiedział nam, że w Swoim następnym wcieleniu pojawi się w wiosce leżącej między Mysore i Bangalore.

    Powiedział On, że istota nauk obecnego awatara będzie doświadczona w pełni przez jego wielbicieli dopiero, gdy pojawi się kolejny awatar. Przyczyną, dla której przychodzi w trzech wcieleniach jest fakt, iż ludzkość nie byłaby w stanie znieść Jego ogromnej mocy, gdyby narodził się jako jeden awatar.

Sakamma (szanowana właścicielka plantacji kawy, oddana wielbicielka Swamiego) podzieliła się ze mną niezwykłą wiadomością. Swami podczas podróży z Mysore do Bangalore wspomniał grupie osób podróżujących razem z Nim (Sakamma była tam również), że urodzi się ponownie w stanie Karnataka. Zszedł On wówczas z drogi i wskazał to miejsce. Wspomniał również, iż będzie to rodzina biednych wytwórców koszy.

Swami przeprowadza następną operację

Kiedyś (za czasów starego Mandiru) siedziałyśmy z moją matką i innymi kobietami na darszanie. Jakaś kobieta i jej mąż przyszli do Swamiego. Mężczyzna cierpiał na ciągły ból brzucha. Sądził, że było to spowodowane nadmierną pikantnością potraw, które miał zwyczaj jeść. Spożywał więc wszystko, co zmniejszało wewnętrzne gorąco. Kiedy Swami przyszedł, prosiliśmy Go, aby wyleczył tego biednego, cierpiącego mężczyznę. Powiedział On wówczas, że zrobi coś dla tego wielbiciela, lecz nie uczynił nic przez najbliższe sześć miesięcy.

     Pewnego dnia, moja matka razem z młodszą siostrą siedziały podczas bhadżanów w starym Mandirze. Swami posłał po cierpiącego mężczyznę i powiedział mu, aby położył się na podłodze. Oświadczył, że sam przeprowadzi na nim operację, aby wyleczyć go z dolegliwości. „Nie będzie cię nic bolało. Będziesz mógł potem jeść do syta”. Wszyscy przyglądali się wydarzeniu. Wydawało się, że był to wrzód wydzielający ropę. Swami umył ręce i palcem wykonał nacięcie na brzuchu mężczyzny. Gołymi rękami wyjął gęstą masę, oczyścił brzuch i umył rękę. Nie zaszył rany. Cztery szwy automatycznie pojawiły się na przecięciu. Swami powiedział wielbicielowi, aby odpoczął i spożywał płynne jedzenie tylko w nocy. Jego żona pytała go jak się czuje, na co on odpowiedział, że absolutnie nic go nie boli.

    Wieczorem Swami poprosił nas, abyśmy ugotowały jedzenie i podały je wielbicielowi. Potem przyglądał się mu, podczas, gdy on jadł. Na jego brzuchu pojawiło się wybrzuszenie. Swami palcami wyjął grudę ropy. Bez użycia noża, bez biegających lekarzy i doglądających pielęgniarek.

Sai Awatar jest Wyjątkowy

     Swami podczas rozmowy z dr Alreją w sali bhadżanowej w starym Mandirze powiedział mu, że awatarowie Rama i Kriszna wykonali swoje misje i odeszli we właściwych sobie erach. Pojawią się ponownie w następnym cyklu. Ale zstąpienia Sai są wyjątkowe. Potrójne wcielenie Sai nie pojawi się w kolejnych Kali Jugach. Więc nie zmarnujcie tej szansy, bowiem jest to pierwsza i ostatnia tego rodzaju. Wykorzystajcie w pełni tego Awatara. Swami dodał, że wielbiciele, powinni rozpowszechniać przekaz Awatara dla dobra ludzkości.

Swami wyleczył cukrem krewnego chorego na cukrzycę

     Szwagier mojej matki pracował na stacji kolejowej  Julas w Karnatace. Ciężko chorował na cukrzycę. Na dodatek był człowiekiem wybuchowym i często strofował ludzi. Potrafił nawet bić moją ciotkę. Pewnego dnia nakrzyczał na moją matkę na stacji kolejowej. Ciotka nie mogła ścierpieć zachowania wujka. Błagała moją matkę, aby zabrała go do Swamiego, ponieważ tylko On jest w stanie wyleczyć go z takiego problemu. Moja matka zgodziła się. Wujek podsłuchał tę rozmowę i zgodził się pojechać na darszanSwamiego!

     Postanowili wybrać się do Puttaparthi w czasie Święta Daśara. Wielbiciele zgodnie z tradycją przygotowali rozmaite potrawy. Były tam naczynia wypełnione różnego rodzaju słodyczami i dania z ryżu.

     Swami poprosił wszystkich, aby usiedli a On tymczasem Sam im usługiwał! Gdy szedł wzdłuż przejścia obsługując wielbicieli, nałożył dużą porcję słodkiego ryżu (chakarapongal) na liściu wujka, ten zaś odsunął posiłek od siebie z powodu swojej dolegliwości. Wtedy Swami odwrócił się i powiedział do niego: „Wiem, że jesteś chory na cukrzycę, mimo to chcę abyś to zjadł!”. Wujek przysunął z powrotem swoją porcję i zjadł ją.

Trzy dni później, gdy poszedł do lekarza, aby wykonać badania sprawdzające poziom cukru we krwi, lekarz ku swemu zaskoczeniu stwierdził, że nie ma śladu po cukrzycy. Wujek w cudowny sposób został uzdrowiony ze swej dolegliwości!

      Z powodu jego gniewnego usposobienia Swami zwykł nazywać go Durwasą. Takie imię nosił znany mędrzec z dawnych czasów, który również był znany ze swej porywczości. Swami powiedział wujkowi, że jest zdrowy. Przestrzegał go jednak, aby nie poddawał się złości i aby kontrolował swój język. Zmaterializował dla niego rudraksha mala (różaniec ze 108 paciorków zrobiony z owoców rudrakszy), prosząc, aby go nosił. Od tamtej pory mój wujek stał się innym człowiekiem!   

 cdn.  http://media.radiosai.org/Journals/Vol_07/01MAR09/14-h2h_special.htm  - marzec 2009 -  tłum. Iwona Pilch

[1]jantra – rodzaj diagramu o znaczeniu mistycznym w religiach dharmicznych

Powrót do spisu treści numeru 49 - styczeń-luty-marzec 2010

 

Stwórz darmową stronę używając Yola.