Fragmenty biograficznej książki „Miłość jest Moją formą

 – tom pierwszy „Adwent 1926-1950”, wydanej przez Sai Towers Publishing w Puttapathi w 2000 roku

R. Padmanaban 

Karnam Kamalamma

Przedmowa

   Karnam Kamalamma, miała to szczęście, by widzieć Babę, kochać Go i podziwiać, odkąd skończył pięć lat. Przez pewien czas była gospodynią Baby, aż do wybudowania świątyni w Puttaparthi. Ta przedmowa została wygłoszona przez nią w języku telugu.

   Padmanaban poprosił mnie o przedmowę do tej książki, chociaż nie rozumiem, co jest w niej napisane, ponieważ nigdy nie chodziłam do szkoły. Mam teraz ponad osiemdziesiąt lat! Cóż mogę teraz zrobić? Jednak zdjęcia w tej książce przemawiają do mnie i przenoszą mnie z powrotem w stare, dobre czasy.
    Kiedy po raz pierwszy zobaczyłam Swamiego, miałam około dwunastu lat i właśnie wyszłam za mąż – jako druga żona Karnama (naczelnika wioski) z Puttaparthi. Nie wiedziałam, że ten mały chłopiec w szortach i koszuli z krótkimi rękawami okaże się Swamim, Awatarem!
    Łzy napływają mi do oczu, gdy myślę o Swamim z tamtych dni. Po powrocie z Urawakondy przyszedł do naszego domu i powiedział do mnie: „Kamalamma! Myślisz, że jestem człowiekiem? Nie! Jestem Bogiem. Jestem Iśwarą! W nadchodzących latach zobaczysz Moją chwałę. Uwierz Mi!”.
Wiele zdarzeń z tamtych dni staje mi żywo przed oczami:
   Po kąpieli jako bardzo młody chłopiec, z ręcznikiem owiniętym wokół bioder stawiał przed sobą zdjęcie Śirdi Baby i rozbijał kokosy, które przynieśliśmy na ofiarę. Potem mówił: „Nie jestem duchem. Jestem Śirdi Babą. Chcę połączyć się z tym chłopcem. Dręczę to ciało na wiele sposobów, aby w nim zamieszkać”.
    Potem materializował kwiaty i owoce, odprawiał arati, a potem szedł spać. Budziliśmy Go, dawaliśmy Mu dhoti i koszulę do ubrania i zapraszaliśmy na kolację. Podawaliśmy Mu kolację na srebrnym talerzu, gdy inni jedli na liściach. Mieszał wszystkie potrawy i wszystko zjadał. Nie zostawiał resztek! Później zamieszkał w naszym domu.
   W tamtych czasach ludzie przychodzili do Niego od wczesnego ranka do północy, a On nieustannie udzielał im audiencji. Słuchał o ich nieszczęściach, materializował wibhuti, uzdrawiał chorych, rozwiązywał ich problemy lub pocieszał. Pewnego razu zapytałam Go: „Dlaczego udzielasz audiencji tak wielu ludziom?”. Odpowiedział: „Gdybym tego nie robił, nawet wrona by do Mnie nie przyleciała. Ale nadejdzie dzień, gdy ludzie będą przybywać tysiącami. Wtedy zobaczysz Mnie w całej Mojej chwale”. Jakże prawdziwe okazały się te słowa!
    Przybywali wielbiciele, a wielu z nich zostawało na miesiące, a niektórzy nawet na lata! Każdego dnia przyjeżdżało dziesięć wozów zaprzężonych w woły, pełnych mężczyzn i kobiet. Subbamma (pierwsza żona Karnama) i ja gotowałyśmy dla wszystkich, aż do momentu, gdy ze zmęczenia zasypiałyśmy. Często Swami budził nas późno w nocy i mówił: „Kamalamma, wielu czeka. Zawołaj ich. Udzielę im audiencji i poślę do domu. W przeciwnym razie jutro znów będziecie musiały dla nich gotować”. Nikt nie odchodził bez audiencji i nikt nie odchodził głodny.
     Siadaliśmy do obiadu i kolacji razem ze Swamim. Mieszał wszystkie potrawy – curry, ryż itd. i formował z nich duże kęsy. Każdy z nas dostawał po jednym. Nigdy niczego nie brakowało. Wszyscy byli syci i szczęśliwi.
Ach te Jego lile (boskie gry)! Jakie one były cudowne. Zabierał Subbammę i mnie do Kalpawrikszy (drzewa spełniającego życzenia) i kazał nam trzymać jego liście. Każdego dnia drzewo dawało inne owoce, zgodnie z naszym życzeniem. Pewnego dnia córka Navaneethama Naidu chciała zjeść dosę. Natychmiast Swami zmaterializował stos gorących i chrupiących dos. Czasami prosił nas, abyśmy przyniosły jakieś małe naczynie. Stukał w nie, a ono napełniało się amritą (boskim nektarem)!
      A jednak Swami był tak zwyczajny, słodki i dziecinny. W okamgnieniu robił girlandy z kwiatów jaśminu zerwanych w naszym ogrodzie. Czasem robił z nich posłanie i spał na nim. Często bawił się z nami w różne gry. Zawsze wygrywał! Innym razem ciągnął mnie za włosy i droczył się ze mną. Starszy służący o imieniu Bhimappa przynosił wodę pitną z rzeki Chitrawathi. Bhimappa ładnie śpiewał i często żartował. Uwielbiał papryczki chili i zjadał ich co najmniej dziesięć do każdego posiłku. Swami często prosił go, by śpiewał piosenki, obiecując w zamian papryczki.
    Ale Swami był wymagającym nauczycielem, który nigdy nie przepuszczał okazji, by udzielić lekcji, nawet w chwilach śmiechu i zabawy. Pewnego dnia podawałam Mu obiad. Był bardzo rozbawiony i poprosił o dokładkę curry. Z roztargnienia i przez pomyłkę podałam Mu lewą ręką. Uderzył mnie w tę lewą rękę! Do dziś boli, gdy o tym myślę. Kiedyś powiedział Subbammie i mnie: „Obie nie będziecie miały dzieci. Ale Ja będę waszym dzieckiem. Nie będziecie miały już kolejnych narodzin”.
     Teraz, mimo że codziennie przychodzi do Niego tak wielu ludzi, On wciąż o mnie pamięta. Od czasu do czasu pyta o moje samopoczucie i przysyła mi sari na każde święto.

   Swami powiedział kiedyś: „Ty, Subbamma i Ja powinniśmy zrobić sobie wspólne zdjęcie”. Ale wtedy nikt nie miał aparatu fotograficznego. W jakiś sposób zdjęcie nie zostało zrobione również później. Kto może pojąć myśli Swamiego – prawdziwego Władcy wszystkich światów?

    To, co uczynił dla Puttaparthi, i co czyni w sercach milionów ludzi kierując się Swoją bezgraniczną miłością, jest wystarczającym dowodem Jego boskości. Miałam szczęście być świadkiem tych cudów.

Subbamma

    Posłuchajcie mojej rady: Kochajcie Go za to, Kim jest; miejcie wiarę, a On was ocali. Niech ta książka pomoże wam zanurzyć się w Sai Tattwie – Zasadzie Sai. 

– Karnam Kamalamma

Dr R.S. Padmanabhan

Wprowadzenie do tomu „Adwent (1926-1950)”
    Dr R.S. Padmanabhan po raz pierwszy spotkał Sathya Sai Babę, gdy miał 21 lat, a Baba 18. Ten uznany dentysta, jest członkiem zarządu Organizacji Służebnej Śri Sathya Sai i pomaga Babie w odbieraniu listów od wielbicieli podczas darszanu w Brindawan, w Bangalore.

    Z wielką radością piszę kilka refleksji z okazji wydania tego biograficznego tomu o wielkim Nauczycielu Świata, Śri Sathya Sai Babie, autorstwa mojego dobrego przyjaciela, R. Padmanabana. Ten tom nie opisuje ponownie wczesnej biografii Baby. Z pewnością wzbogaca ją o wiele niezwykłych, wiarygodnych relacji naocznych świadków. Należą do nich świadectwa dawnych kolegów szkolnych – niektórzy z nich mieszkają w rejonach niedostępnych dla pojazdów – którzy, jak mnie poinformowano, wspominali chłopca Sathyanarayanę ze łzami w oczach. Cudowne, unikalne fotografie (większość z nich nigdy wcześniej nie oglądana, poza garstką szczęśliwców) wizualnie wspierają pełne pasji relacje legendarnego profesora N. Kasturiego w „Sathyam Śiwam Sundaram”. Fotografie i tekst dotyczące pierwszych lat życia Baby, które jak Sam powiedział, były okresem lil (boskiej zabawy), wymagały rozległych podróży do domów wielu wielbicieli, mieszkających w odległych zakątkach południowych Indii. Podjęto ogromny wysiłek, aby opisać jak najwięcej z tych boskich lil z wczesnego życia Bhagawana Baby.
Zdobycie fotografii Baby z wczesnych lat nastręczało badaczowi mnóstwo trudności. Ludziom w tamtym czasie brakowało odpowiedniego sprzętu fotograficznego, a większość zdjęć wykonywali amatorzy prostymi aparatami skrzynkowymi. Ponieważ wtedy nie było oświetlenia wewnątrz domów, fotografie robiono na zewnątrz. Ponadto ekstremalne warunki klimatyczne południowych Indii zniszczyły wiele negatywów, którym udało się przetrwać. Co więcej, Baba był nieco onieśmielony przy robieniu zdjęć. Ci wielbiciele, którzy mieli zaszczyt posiadać te rzadkie zdjęcia, prowadzili skromne życie, a odnalezienie tych ludzi na przestrzeni pokoleń, było jak wędrówka w labiryncie. Cyfrowe poprawianie zniszczonych fotografii było kolejnym aktem miłości i oddania.
    Pierwszy tom nosi tytuł „Adwent” i obejmuje okres od Jego narodzin w 1926 roku do roku 1950, kiedy to zainaugurowano Jego aszram – Prasanthi Nilayam. Tom ten celebruje przyjście na świat Wielkiej Duszy; upamiętnia nadejście nowego sposobu pojmowania miłości i przejawiania jej w życiu; świętuje rozpoczęcie świętej misji na tej planecie – misji, której symbolem stał się aszram Baby, Prasanthi Nilayam. „Adwent” śledzi wczesne lata Sai Baby – kiedy nie głosił jeszcze przesłania miłości, lecz dawał ludziom możliwość doświadczania Jego pełnych miłości „zabaw” lub „boskich gier”. Samo Jego życie było przesłaniem – żywym przykładem miłości, która obficie obdarzała innych błogosławieństwem.
    Tom „Adwent” jest wyjątkowy pod wieloma względami. Przedstawia imponujący zbiór naocznych świadków. Daje to nie tylko korzyść z użycia materiałów źródłowych, ale także przywołuje również przed oczy umysłu rzeczywiste wydarzenia takimi, jakimi były – dla niektórych z nas wywołując wspomnienia tamtych dawnych, błogosławionych dni. Historia mówi sama za siebie, bez ingerencji komentarza narratora. Dzięki temu tekst jest bardziej wiarygodny i autentyczny. Natychmiast stajemy w obliczu serii wydarzeń, które rzeczywiście miały miejsce – faktów starannie oddzielonych od sieci legend i mitów, które już zaczęły się wokół nich tworzyć. Co więcej, próba, by tak rzec, „zagięcia” czasu w narracji pozbawia wydarzenia chłodu odległej przeszłości, a jednocześnie budzi zachwyt swoją tajemniczością.
Fotografie w tej książce przenoszą nas natychmiast w tamte czasy i widzimy Babę dorastającego na naszych oczach. Oczywiście, jest to bardziej wzrost Jego chwały. Oglądamy również zdjęcia osób, o których czytamy w tekście, i one również ożywają. Razem tworzą „odczuwalne doświadczenie” i głęboko w sobie wiemy, że wszystko to jest prawdą.
    Książka ukazuje również wyjątkową więź, jaką Baba miał z pierwszymi wielbicielami. Mieszkał z nimi, śpiewał z nimi, bawił się z nimi. Żyli wystarczająco długo, by zobaczyć, jak Jego wizja się spełnia. Doświadczyli, jak On celebruje życie – jako wyraz miłości. Byli świadkami tego, jak Boskość objawia się poprzez człowieczeństwo. Nawet dzisiaj ci pierwsi wielbiciele pamiętają swoje doświadczenia tak, jakby miały miejsce wczoraj.
Mam ochotę podzielić się z wami moim szczęściem przynależności do tej wybranej grupy „starych” wielbicieli. Mówię to nie z pychą, ale z radością głoszenia Jego chwały i z wdzięcznością za zmianę, jaką wniósł w moje życie. W 1944 roku mój wuj, Seshagiri Rao, moja kuzynka Sundaramma i inna krewna, Savithramma, zainteresowali się misją Baby obejmującą działalność duchową, edukacyjną i służebną. Później jako oddani wielbiciele, spędzili z Nim swoje życie. W tamtych czasach Baba często przyjeżdżał do Bangalore i uważał to miejsce za swój drugi dom.
   Właśnie ukończyłem studia dentystyczne i na początku 1944 roku rozpocząłem praktykę. Na prośbę Sundarammy odwiedziłem w niedzielny poranek spotkanie bhadżanowe Baby, które odbyło się w pierwszym tygodniu grudnia, w domu pewnego wielbiciela w Chamrajpet. Chociaż poszedłem tam raczej niechętnie, ku mojemu zaskoczeniu zostałem zaproszony na audiencję.
   Do dziś czuję dreszcz, gdy wspominam to wydarzenie. W pokoju doświadczyłem boskiej obecności Baby. Mówił do mnie łagodnym i pełnym miłości głosem, opowiedział o moim życiu i przyszłości, zapewniając mnie, że zawsze będzie ze mną i będzie mnie prowadził. Zmaterializował wibhuti, podał mi je i nałożył na moje czoło. Byłem oszołomiony i zaniemówiłem. Po prostu odrzuciłem swoje ego i wszelkie wątpliwości i wykonałem padanamaskar (pokłon do Jego stóp). Następnie powiedział mi, że ożenię się w lutym 1945 roku. Był to dla mnie szok i niezbyt radosna wiadomość, ponieważ dopiero rozpocząłem praktykę i nie byłem jeszcze samodzielny finansowo. Miałem zaledwie 21 lat. Błagałem, że nie mogę zgodzić się na małżeństwo, ponieważ moja praktyka nie jest ustabilizowana. On po prostu powiedział, że tak się stanie, czy mi się to podoba, czy nie, i że się wszystkim zajmie. I rzeczywiście to uczynił i czyni to do dziś. Kamala, która miała zostać moją żoną, również miała audiencję w grudniu 1944 roku. Powiedziano jej, że wkrótce poślubi dentystę – pomimo jej protestów, ponieważ miała wtedy zaledwie 15 lat. Pobraliśmy się 15 lutego 1945 roku i od tego dnia jesteśmy pod Jego opieką.
     Przez ostatnie pięć dekad, Baba otaczał moją rodzinę i mnie tak troskliwą opieką, że opisanie wszystkich naszych doświadczeń wypełniłoby całe tomy. Nie znajduję słów, by wyrazić moją wdzięczność Babie za wszystko, co uczynił dla naszej rodziny. Moja żona i ja byliśmy niezwykle uprzywilejowani, mogąc Mu służyć przez te wszystkie lata. Nic nie dało nam większej radości.
Ale dla tych, którym czas odmówił darszanu pięknego Awatara w Jego młodych latach, cóż może być świętszego i piękniejszego, niż zachować w sercu obrazy i biograficzne skarby, które oferuje to pionierskie dzieło? Ponadto pozwólcie, aby radość, która się z tego rodzi, rozkwitła w was jako dobre myśli i praktyka nauk Baby. To właśnie ucieszy Babę. To uczyni wasze życie Jego przesłaniem.
   Niech to pełne czci dzieło służy jako latarnia oświetlająca ścieżkę prowadzącą do boskiej uczty dla tych wszystkich dusz spragnionych i głodnych duchowej radości. 

– dr R. S. Padmanabhan

Pierwsze dwadzieścia pięć lat życia Bhagawana Śri Sathya Sai Baby

     Życie młodego Baby pełne cudów i niezaprzeczalnej chwały, było w najwyższym stopniu boskie, a jednocześnie ludzkie. Przez cały ten czas obecny był uśpiony nurt niezwykłej misji – czegoś, co w następnych latach znalazło swoje wyraźne urzeczywistnienie.

Sathya Sai stoi na stopniu samochodu, z lewej i prawej starsze siostry Swamiego, obok starszy brat trzyma młodszego brata.

     Podróż od dzieciństwa jako Sathyam do wczesnej dorosłości jako Bhagawan Śri Sathya Sai Baba była zarówno inspirująca, jak i pełna duchowej głębi. Jako mały chłopiec biegał po zaułkach Puttaparthi i był bohaterem dla swoich rówieśników. Jego czyny pełne współczucia, przedwczesna dojrzałość i szlachetna religijna postawa wyróżniały Go spośród innych, a jednocześnie sprawiały, że wszyscy Go akceptowali. W szkole był normalnym uczniem, ale jego niezwykłe zdolności parapsychiczne niejednokrotnie wpędzały go w kłopoty. Często był obiektem żartów kolegów z klasy. Nie był tak otwarty jak większość jego przyjaciół, raczej zamknięty w sobie. Jego zamiłowanie do modlitwy, rytuałów i muzyki sprawiało czasem, że inni uważali go za zbyt delikatnego i nie pasującego do nich. Ale młody chłopiec miał też niezwykły dar – potrafił przyciągać do siebie ludzi. Stało się to bardziej widoczne, gdy okazało się, że ma talent poetycki. Jego utwory i występy teatralne zdobywały uznanie nawet starszych.
   

grupa „Pandari Bhadżans

  Utworzenie grupy „Pandari Bhadżans” było pierwszym prawdziwym przejawem Jego zdolności do oddziaływania na religijne uczucia ludzi, zdobywając nie tylko ich miłość, ale i podziw. Zaczęły wiać wiatry zmian. Wiejska społeczność znów dała się porwać melodyjnej muzyce śpiewów nabożnych. Ruch „Bhakti” (oddania) przeżywał kolejne odrodzenie.

    Niestety, skromne pochodzenie wystawiło Go na ciężką próbę, musiał cierpieć z rąk ludzi starszych, lecz pozbawionych właściwego zrozumienia. Rodzina i cała wioska przesiąknięte tradycją i przesądami nie mogły początkowo zaakceptować, że Sathya był niezwykłym chłopcem. Był wyzwaniem dla ich rozsądku, próbą ich cierpliwości, kontrastem dla ich słabości, a czasem źródłem niewypowiedzianych zmartwień. Nigdy wcześniej nie spotkali dziecka takiego jak Sathya, ani też w zapisanej historii czy pamięci nie było nikogo podobnego. Trudno nie współczuć Peddzie Venkamie Raju i Iswarammie (rodzicom Sathyi) z powodu tego, z czym musieli się zmierzyć. Jednak nie sposób też nie dostrzec, z czym zmagał się sam Sathya. Potrzeba było mocnego uderzenia, aby obalić bastion uśpionego społeczeństwa.
    Wbrew powszechnemu przekonaniu Sathya nie musiał czekać na incydent ze skorpionem, aby ujawniła się w nim boskość. Już znacznie wcześniej, jeszcze w latach spędzonych w Bukkapatnam, ukryta w Nim boskość zapragnęła zamanifestować się. Przepełniały Go wielkie twórcze uniesienia. Nie miał formalnego wykształcenia muzycznego, a jednak ci, którzy go otaczali (starsi i rówieśnicy), uznawali Go za utalentowanego i technicznie wybitnego śpiewaka. Nigdy nie uczył się tańca, a jednak Jego występy dorównywały nawet wielkim ówczesnym profesjonalistom. Jego poezja dotykała sumień winnych, a także pomagała sprzedawać produkty farmaceutyczne. Niektórzy starsi widzieli w Jego poezji zapowiedź przyszłego buntu.
  I rzeczywiście, był buntownikiem. Odmawiał podporządkowania się społeczeństwu pozbawionemu miłości, bo potrafił żyć jedynie w zgodzie z jej źródłem, samym Bogiem. Aby tego dokonać, musiał Sam być Bogiem.
     Sai Baba z Śirdi był czczony na terenach, gdzie mówi się językiem marathi i telugu. Wielu, którzy byli u Niego, zanim opuścił swoje ciało, powróciło z dobrą nowiną o Jego przesłaniu shraddhy (niezachwianej wiary) i sabburi (cierpliwej pobożności). Był czczony w małych enklawach dawnej prowincji Madras. Kiedy młody Sathyanarayana Raju zapoczątkował kult Sai Baby z Śirdi w Uravakondzie, pomógł ludziom wzmocnić ich duchową więź z mistrzem z Śirdi. Pomógł im odbudować ich słabnący kontakt z własnym wnętrzem i w ten sposób przygotował ich do życia duchowego. Pełna ciepła i wdzięku osobowość bardzo Mu w tym pomogła. Wysoka wrażliwość duchowa tamtych ludzi sprawiła, że postrzegali Jego transy i wyjścia poza ciało jako całkiem normalne. Jego materializacje, które na wczesnym etapie uważano za niezwykłe, z czasem stały się dla Jego rówieśników z dzieciństwa czymś oczywistym.
    Doniosłe wydarzenia, które miały miejsce w dniu ogłoszenia deklaracji Awatara, w październiku, wywołały w ludziach mieszane uczucia. Tego dnia świat stracił ukochanego Sathyę, a znalazł uwielbianego Sathya Sai Babę. Dla Sathyi był to ostateczny krok w zerwaniu więzi rodzinnych. Dla innych przemiana przywiązania w prawdziwe oddanie. Z perspektywy czasu oba zdarzenia wydawały się nieuniknione.
 Dokonało się ponownie to, o czym mówiła Iśwaramma – pravesha (niepokalane poczęcie), a nie prasava (zwykłe poczęcie). Stał się zupełnie nową osobą, jakby nastąpiło nowe wcielenie, a zatem nowe istnienie. Był ucieleśnieniem wolnego ducha, beztroskiego, a jednocześnie troskliwego, nieprzywiązanego, a jednocześnie kochającego. Od tego ponownego narodzenia aż do 1950 roku, rozpoczął się najbardziej fascynujący okres w życiu Śri Sathya Sai Baby. Był tajemnicą, z którą należało się liczyć, ponieważ był połączeniem wielu postaci: psotnym nastolatkiem, początkującym guru, niechętnym mesjaszem, czarodziejem, cudotwórcą-uzdrowicielem, ukochanym i pełnym świętości stanowczym Nauczycielem. Jego formą była Miłość.
      Opowieść o tym, jak Sai Baba zdobył serca ludzi na całym świecie wymyka się wszelkiemu opisowi. Można je porównać jedynie do mitów religijnych. Od szewców po królów, wszyscy pragnęli Jego towarzystwa. Żony zostawiały mężów, by cieszyć się Jego darszanem, a mężowie porzucali swoje obowiązki, by być przy Nim. Dla dzieci był czarującym wzorem do naśladowania; dla starszych był najbardziej kochanym członkiem rodziny. Drzwi domów zawsze stały dla Niego otworem. Wioski, miasteczka i miasta były oczarowane Jego wizytami, a książęce rody czuły się zaszczycone Jego obecnością.
   Po powrocie z Urawakondy Baba był wulkanem energii. Trzeba było podejmować specjalne wysiłki, aby Go powstrzymać. Pewnego dnia brat Iśwarammy, Chandramouli, próbował Go powstrzymać, chwytając za rękę. Baba próbował się uwolnić i w trakcie szarpania rękaw koszuli Baby rozdarł się. Zaczął płakać i prosić wuja, aby kupił Mu nową koszulę. Następnego wieczoru do wioski przyjechał objazdowy jarmark. Chandramouli poprosił Babę, aby wybrał sobie materiał na nową koszulę. Instynktownie Baba wybrał materiał w kolorze ochry i poprosił o uszycie długiej koszuli. Kolor ochry symbolizuje wyrzeczenie. Paradoksalnie więc – Baba, który najwyraźniej wyrzekł się świata, płakał nad rozdartym rękawem, a potem wybrał strój wyrzeczonego ascety!
     Przez kilka następnych lat Baba potrafił sypiać godzinami. Przykrywał całe swoje ciało prześcieradłem i spał całymi dniami bez jedzenia i picia. Subbamma pytała z troską: „Sathyam, co ci się stało? Dlaczego nie przyjdziesz coś zjeść?”. On natychmiast odsuwał prześcieradło i prosił ją, aby powąchała Jego dłonie. Dłonie pachniały bardzo smacznym jedzeniem!
Nie troszczył się o własne pożywienie, często pragnął nakarmić innych, a naczynia służące do tego celu najwyraźniej nigdy się nie opróżniały. Często przybywał do domu jakiegoś wielbiciela, przyprowadzając grupę osób. Gospodarz lub gospodyni wpadali w panikę, ale miłość Baby ratowała ich przed kompromitacją. Goście zawsze wracali do domu, dobrze nakarmieni Jego cudownym jedzeniem.
      Był bardzo skromny, jeśli chodzi o własne jedzenie. Przyjmował wszystko, co Mu ofiarowano, jeśli tylko było to podane z miłością i oddaniem. Shanta Krishnamurthy wspominała, jak pewnego razu miała w domu masala dosy z pobliskiej restauracji i musiała podać je Babie, ponieważ w domu nie było nic innego. On zjadł je z radością. Relacja P.V. Krishnamurthy'ego o tym, jak Baba podchodził od tyłu i wyciągał swoją małą rączkę przed jego matkę, gdy ta podawała jedzenie swoim dzieciom, została już wcześniej przytoczona w tej książce. Kiedy w późniejszych latach wielbiciele przynosili jedzenie dla Baby, On tylko je próbował i prosił, aby zostało rozdane jako prasadam.
Zdarzały się jednak okazje, gdy świadomie przyjmował zatrute jedzenie, podawane przez ludzi, którzy życzyli Mu śmierci. Sam Baba opowiada o sytuacji, kiedy pewna braminka z Puttaparthi zaprosiła Go do siebie i podała zatrute vady. Baba zjadł je wszystkie ze smakiem, tylko po to, by dać tej kobiecie nauczkę. Zakazał jednak innym je jeść. Jego ciało zsiniało od trucizny, a On zwymiotował wszystko, ratując swoje ciało przed niebezpieczeństwem. Innym razem ostrzegł swoich nauczycieli, V.C. Kondappę i B. Subbannachara, o zamierzonej próbie otrucia Go podobnymi vadami. Jego ostrzeżenie okazało się prawdziwe!
     Dni Baby w świątyni upływały głównie w towarzystwie wielbicieli. Śpiewał z nimi, rozmawiał, brał udział w robieniu girland kwiatowych, a nawet wspinał się po drabinach, aby zawiesić dekoracje, i często bawił się z nimi. Jego życie było nierozerwalnie związane z ich życiem. Istniał nawet ciekawy zwyczaj; wielbiciele przedstawiali swoje prośby Babie poprzez śpiewanie pieśni oddania, a On natychmiast odpowiadał na ich modlitwy w ten sam sposób, improwizując słowa podczas sesji bhadżanowej. Witał wielbicieli przy wejściu do starego mandiru i żegnał ich za każdym razem, gdy wyjeżdżali do domu. Zapraszał ludzi na „interview”, kiedykolwiek tego chcieli. Pomagał wielbicielom nosić ich bagaże przez rzekę Chitrawathi, a także przenosił małe dzieci, takie jak Padma i Kusuma. Tak bardzo kochał wielbicieli, że niemal tańczył z radości, gdy przybywała nowa grupa dziesięciu czy dwudziestu osób. Były też chwile, gdy żegnając odjeżdżających wielbicieli, odwracał twarz, , by ukryć łzy. We wczesnych latach, gdy zasoby były ograniczone, trzymał jeden komplet swoich ubrań pod materacem, aby się „wyprasowały”. Kiedy przybywał ważny dostojnik, jak lekarz czy prawnik, zakładał te „wyprasowane” ubranie.
     Napisał również list do Thirumala Rao, w którym szczegółowo opisał swoje trudności, w tym sytuację, w której nadal pomagał kilku wiernym wielbicielom.
     To prowadzi nas do bardzo ważnego aspektu Jego osobowości – niezwykłej więzi, jaką miał ze swoimi wielbicielami, zwłaszcza tymi, którzy chcieli, aby stał się ich ostatecznym „schronieniem”. Zawsze pomagał im w obowiązkach domowych: gotowaniu, przynoszeniu wody i nawet opiece nad dziećmi. Po sesji bhadżanowej często odprowadzał ich z powrotem do wiosek. Nosił lampę naftową, aby oświetlać drogę, kij, aby odpędzać liczne węże, które w tamtych czasach roiły się w Puttaparthi. Odprowadzał ich bezpiecznie do domu i wracał na spoczynek do świątyni.
    W świątyni w Puttaparthi mieszkała Konamma, która bardzo wcześnie straciła męża. Zrozpaczona, postanowiła zakończyć swoje życie. Nocą weszła do ciemnego lasu, znalazła jadowitego węża i pozwoliła by ją ukąsił. Jednak rano ktoś ją obudził. To Baba uratował jej życie i dał schronienie. Pozostała przy Nim, dbając o Jego posiłki, aż do swojej śmierci.
    Czasami Baba mówił do Bhujjammy (Sundarammy): „Ty dbaj o Moje jedzenie, a ja zadbam o twoje dzieci”. I tak czynił. Była też inna starsza pani, o imieniu Bayamma, która w latach 1945-46 przygotowywała posiłki dla Baby oraz dla Jego wielbicieli. Baba często podbiegał do niej, siadał jej na kolanach i głaskał jej pomarszczone policzki. Kiedy czytała Bhagawadgitę, Baba zabierał jej okulary, przerywając lekturę. Bez nich niewiele widziała, więc błagała Babę, aby je oddał. Pewnego dnia zapytał ją: „Dlaczego czytasz Gitę?”. Odpowiadała, że chce osiągnąć wyzwolenie. Baba pochylił się bardzo blisko jej twarzy i powiedział: „Ja jestem tym Kryszną, który wypowiedział słowa Gity. Kiedy stoję przed tobą, po cóż ci ją czytać?”. Bayamma mogła jedynie ofiarować ciche modlitwy wdzięczności za swoje wyjątkowe, wielkie szczęście.
     Nawet wielka dama Sakamma nie była wolna od żartów Baby. Pewnego dnia prosiła Go, aby odpoczął po południu. Baba udawał, że się zgodził. Kiedy się położyła, Baba położył dwie poduszki i przykrył je kocem, aby wyglądały jak śpiąca osoba, i poszedł bawić się z dziećmi z rodziny Kuppam.
    Czasami pływali, wspinali się na drzewa lub po prostu bawili się w piasku na brzegach rzeki Chitrawathi. Grał z nimi w thayam/pagadai (gra planszowa) i zawsze wygrywał. Potrafił robić cienie różnych ptaków i zwierząt, rozbawiając małe dzieci. A gdy wracał, przecierał oczy i ziewał, mówiąc, że dobrze się wyspał. Sakamma po raz kolejny dała się złapać w Jego sieć iluzji.
Nigdy nie męczył się pomaganiem Swoim wielbicielom. Kiedy Karnam Kamalamma jechała do Anantapur, aby walczyć w sądzie o swoją własność, jej wrogowie jechali za nią innym autobusem. Chcieli przedstawić fałszywe zeznania i uniemożliwić jej uzyskanie jakichkolwiek korzyści. Wtedy na drodze, tuż przed ich autobusem, pojawił się wąż i zaczął tańczyć. Kiedy kierowca się zatrzymał, wąż wpełzł do autobusu. Wrogowie Kamalammy utknęli na ponad godzinę, dopóki wąż nie opuścił pojazdu. Zanim wznowili podróż, sąd już wydał wyrok na korzyść Kamalammy. Po jej powrocie do Puttaparthi Baba opowiedział jej o zdarzeniu z wężem i wyjawił, że to On pojawił się tam w postaci węża, aby ją uratować.
    W świątyni w Puttaparthi, śpiąc pod gołym niebem wśród wielbicieli, nagle wstawał i mówił, że właśnie poszedł i uratował wielbiciela w potrzebie. To zdarzało się często. Siostra Navaneethama Naidu, Jeevamma, kiedyś zaprosiła Babę do swojego domu. Baba przyjął zaproszenie, ale nie pojawił się w wyznaczonym terminie. W międzyczasie cielę weszło do domu i zjadło całe jedzenie przechowywane dla Baby jako prasadam. Kobieta uderzyła cielę i przepędziła je. Następnego dnia Jeevamma zaprosiła ponownie Babę, aby przyszedł i pobłogosławił prasadam. Baba uniósł swoją szatę i pokazał ślady bicia na plecach. „Wystarczy, nie chcę już więcej” – powiedział. To wydarzenie było przypomnieniem cudu z życia Sai Baby z Śirdi.
   Kiedy Subba Rao z Bukkapatnam chciał odprawić doroczne obrzędy żałobne za zmarłego ojca, żaden bramin nie przyjął zaproszenia do jego domu, ponieważ rodzina należała do wielbicieli Baby, który nie pochodził z kasty braminów. Wtedy Baba zapytał Subba Rao, czy chciałby zobaczyć swoich przodków – ojca, dziadka i pradziadka. Zapewnił go, że przodkowie rodziny sami przybędą jako bramini, by przyjąć jego ceremonię żałobną. W południe, niespodziewanie pojawiło się trzech wysokich braminów, którzy oznajmili, że przybyli z Gunturu. Mieli takie same imiona jak przodkowie rodziny. Pomogli poprawnie odprawić ceremonię, spożyli ofiarowane pokarmy i odeszli. W ten sposób Baba pomógł rodzinie Subba Rao zachować jej dobre imię.
   Objawił Swoją boską naturę na wiele innych sposobów – a wszystkie w jednym celu: umacnianie w ludziach wiary i miłości. Pewnego razu zapytał Saradhę Bhai, matkę dr. Satisha Bhonsle: „Czy chcesz zobaczyć Gangę?”. Następnie potarł wielkim palcem stopy ziemię i natychmiast wytrysnęło źródło. Podczas II wojny światowej w Indiach brakowało klisz fotograficznych. Baba materializował je dla M. L. Leeli za każdym razem, gdy odwiedzała Puttaparthi. Kiedy Krishnamurthy miał około dwunastu lat, Baba odwiedził złote pola w Kolar. W czasie przejażdżki dżatką (powozie konnym) nie siedział spokojnie. Rzucał garściami słodycze, kwiaty i monety, sprawiając, że dzieci biegały po ulicach, zbierając je. Policja myślała, że jest czarnoksiężnikiem lub egzorcystą i obawiała się, że będzie sprawiał kłopoty. Zatrzymali powóz, próbując Go aresztować. Założyli Mu nawet kajdanki, ale te natychmiast pękły. Wtedy, czując, że On jest boski, puścili Go!
    W chwilach głębokiego duchowego uniesienia ujawniał, że jest Sai Babą z Śirdi, który powrócił. Takie chwile trwały krótko i były pozornie zwyczajne, a tylko bardziej wrażliwi rozumieli ich prawdziwy sens. Kiedyś owinął głowę kawałkiem materiału, tak jak robił to Śirdi Sai Baba, i zapytał, jak wygląda. Powiedział: „W Śirdi paliłem fajkę (hukkah), a tutaj żuję liście betelu”. Rodzinie Subba Rao z Bukkapatnam oznajmił: „Odwiedzałem wasze rodziny będąc w Śirdi. Ujrzą mnie także w następnej awatarze – jako Prema Sai”. Kiedy ukazała się książka V. C. Kondappy, Baba poprosił M. L. Leelę, aby przeczytała na głos wybrane fragmenty. Gdy czytano fragment o życiu Śirdi Sai, postać Baby zmieniła się w postać Sai Baby z Śirdi. Z tłumu ojciec Leeli, Lokanatha Mudaliar, zawołał wzruszony: „Hej, Sai! Hej, Sai!” i pobiegł, by Go objąć. Rozdzielenie ich wymagało pewnego wysiłku.
   Jego pozacielesne podróże były źródłem wielkiego niepokoju dla wielbicieli. Kiedy był w trakcie rozmowy, potrafił nagle wpaść w trans, bez żadnego ostrzeżenia i niezależnie od sytuacji. Jeśli któryś z wielbicieli cierpiał z powodu poważnej dolegliwości, bólu, niepokoju, nieuleczalnej choroby lub jakiejkolwiek niepełnosprawności, On po prostu opuszczał ciało i udawał się do miejsca, gdzie ktoś cierpiał. Jego ciało stawało się sztywne, tracił przytomność i często ciągnął za swoje włosy, a nawet wkładał je do ust. Cierpienia, przez które przechodziło Jego ciało, były skutkiem bólu, który przyjmował na siebie, aby pomóc Swoim wielbicielom w ich nieszczęściu. Przyjmował chętnie ich cierpienie.
    Wszystkie Jego działania miały jeden cel: by połączyć ludzkie serca poprzez miłość. Ta łączność dotykała wewnętrznej przestrzeni ich bytu, budząc ich świadomość własnej wrodzonej boskości. Jego miłość była siłą łączącą Boga i człowieka, siłą twórczą Stwórcy i cudownym dziełem Stworzenia. Ta siła łącząca pomogła wielbicielom rozpoznać jedność wszelkiego życia, jedność Jego celu, jedność Jego istoty i jedność wszystkich awatarów. Ta jedność przekracza „formę” istnienia, prowadząc do bezpostaciowości „bytu”. Przekracza wszelkie granice w taki sposób, że Jego forma i bezgraniczna miłość stają się jednym. W tej miłości uzdrawia umysł, ciało i duszę tych, których dotknął swoją boską miłością.
    W osobliwy sposób Baba potrafił być również surowy w swojej Miłości. Wywoływał zamieszanie i kłótnie wśród Swoich wielbicieli, aby skierować ich uwagę wyłącznie na Siebie. Czasami ignorował niektórych z nich, aby ich prawdziwa miłość do Niego mogła się pogłębić. Wielu z Jego pierwszych wielbicieli pozornie straciło Jego łaski – była to jednak tylko boska gra, aby pozwolić im rozwijać się samodzielnie. Niektórzy z nich mieli szczęście wyrosnąć na owocujące drzewa w jedności stworzenia, podczas gdy inni zostali pochłonięci przez własne zwątpienie i niewiarę.
  Jednak Jego ciekawość i człowieczeństwo nigdy nie zniknęły. Jak wspomniano wcześniej, z ciekawości, by zobaczyć, jak zachowują się ludzie w mieście, sprytnie przebrał się w koszulę i spodnie Bhaskara z Bangalore i przechadzał się po ulicy Commercial. We wczesnych latach Bhaskar, rozmawiając z Babą w języku telugu, często wplatał kilka angielskich słów, tylko po to, by droczyć się z młodym Babą, a Baba żartobliwie uderzał Bhaskara w tył głowy. Gdy Baba dorastał i stawał się młodym mężczyzną, przy kilku okazjach Bhaskar golił Mu twarz i pomagał w rytualnej kąpieli olejowej. Pewnego razu, gdy Baba był wyczerpany, Bhaskar niósł Go na ramionach ze wzgórza Kalpa Vriksha na równinę, a stamtąd przez rzekę Chitrawathi.
    Baba bardzo nie lubił pozować do zdjęć. Gdy proszono Go o pozowanie do zdjęcia, spuszczał wzrok. Fotograf często musiał prosić, aby spojrzał w obiektyw. Kiedy ludzie próbowali zrobić Mu zdjęcie bez Jego pozwolenia, często mieli bardzo dziwne doświadczenia. Albo nie znajdowali kliszy w aparacie – to znaczy, klisza znikała – albo otrzymywali puste negatywy i nic więcej. Czasami klisze trafiały prosto w Jego dłonie. Dr N. Jayalakshmi powie później: „Widzieliśmy, jak zdarzało się to nawet doświadczonym fotografom, którzy nie uzyskali wcześniej zgody Baby – wtedy nie udawało im się zrobić zdjęcia”.
     Kto by uwierzył, że ten młody Baba nigdy nie podnosił głowy, rozmawiając z kobietami? A jednak, gdy z nimi rozmawiał, Jego słowa przepełnione były ciepłem i życzliwością. Był dostępny dla każdego i ludzie mogli zadawać Mu pytania, kiedy na to pozwalał. Rzadko rozmawiał z nieznajomymi, ale kiedy już zaczynał rozmowę, zachowywał się tak, jakby znał tę osobę od dawna. Przedstawianie się stawało się zbędne. Przyjmował girlandy zarówno od mężczyzn, jak i od kobiet, pozwalając wszystkim zakładać je na Swoją szyję. Ale kiedy usłyszał komentarze niektórych osób, czy Baba powinien pozwalać kobietom zakładać Mu girlandy, natychmiast zaprzestał tej praktyki i poprosił kobiety, aby zamiast tego podawały Mu girlandy do rąk.
  Jednak to On zachęcał młodych mężczyzn i kobiety do zawierania małżeństw. Jako młody mężczyzna w wieku dwudziestu kilku lat zachowywał się jak starszy krewny, sprawdzając i zatwierdzając związki małżeńskie, nadzorując rodzinne śluby i błogosławiąc pary, życząc im pomyślności i potomstwa. Wydawał się ciekawy zwyczajów małżeńskich różnych kultur i tradycji. W 1944 roku napisał do Narasimhy Rao Naidu, który był od Niego znacznie starszy, że wybrał dla niego dziewczynę w Machilipatnam.
Z biegiem lat beztroski młodzieniec zaczął ustępować miejsca duchowemu reformatorowi. A jednak pozostał pełen miłości. Jego przesłanie skierowane do wielkich zgromadzeń ludzi podczas świąt dotyczy wyłącznie wspaniałego „życia w miłości”, które Sam odzwierciedlał poprzez swoją działalność. Kiedy tylko miał jakiś projekt, nigdy niе tracił z oczu swojego celu i zawsze robił wszystko, aby go osiągnąć. Być może największym z takich projektów było powstanie Prasanthi Nilayam, co w tamtych czasach było rzadkim osiągnięciem. Samodzielnie wszystko zorganizował – co było czymś niezwykłym w normalnych okolicznościach dla młodego człowieka z indyjskiej wsi w tamtych czasach. Zbudował domy dla wielbicieli, wykonane przez najlepszych budowniczych tamtych czasów. Miał listę znamienitych gości, która mogłaby zawstydzić niektórych z najlepszych dzisiejszych organizatorów imprez. W dniu inauguracji osiągnął swój cel, napełniając serca wszystkich, którzy Go kochali, ogromną radością i głębokim oddaniem.
   Wielu z Jego wielbicieli obawiało się, że po założeniu Prasanthi Nilayam stanie się trudno dostępny. Yadalam Venkataramanappa miał powiedzieć: „Teraz masz świątynię jak sala kinowa. Wkrótce wprowadzisz wszelkiego rodzaju zasady i ograniczenia. Trudno będzie się z Tobą spotkać. Trzeba będzie wcześniej umówić się lub wysłać pisemną prośbę o audiencję”.
Ale tak się nie stało. Jego serce zawsze topniało wobec miłości Jego wielbicieli. Rzadko czynił rozróżnienie między bogatymi a biednymi. Narayanaswamy z Bangalore odwiedził Puttaparthi w grudniu 1950 roku wraz z rodziną. Kiedy zbliżył się do świątyni w Puttaparthi, poproszono go, aby się zatrzymał i nie szedł dalej, ponieważ w Prasanthi Nilayam nie było już wolnych miejsc. Narayanaswamy nie był z tego zadowolony, ale mimo wszystko udał się do nowej świątyni. Gdy dotarł do Prasanthi Nilayam, powiedziano mu to samo. Jednak Baba wyszedł na balkon i polecił Seshagiri Rao, aby pozwolił im zostać na werandzie. Było tam około dziesięciu osób. Wielbiciele rozmawiali o paadapudży (ceremonia oddawania czci boskim stopom). Narayanaswamy nic o tym nie wiedział; ale zebrawszy trochę informacji, pojechał do Bukkapatnam, gdzie kupił owoce, kurkumę w proszku i kamforę zapakowane w starą gazetę. Kiedy wrócił z Bukkapatnam, zobaczył bogatą, elegancko ubraną rodzinę, niosącą ozdobne tace z owocami i innymi darami na paadapudżę. Wkrótce Baba wyszedł i poprosił bogatą rodzinę, aby zostawiła wszystkie owoce w sali bhadżanowej i przekazała Narayanaswamy'emu specjalną tacę, aby on wykonał paadapudżę. Narayanaswamy nie wiedział, jak wykonać paadapudżę. Baba polecił mu postawić tacę na ziemi, co ten uczynił. Następnie Baba postawił na niej Swoje stopy i poprosił rodzinę Narayanaswamy'ego, aby je obmyła i wytarła. Z miłością nauczył ich, jak poprzez rytuał paadapudży kochać Go i czcić.
     Baba powiedzieć wtedy niektórym wielbicielom: „Nie łączy Mnie z nikim żaden związek na poziomie prapancha (światowym); Moja więź z wami jest wyłącznie duchowa i jest trwała. Cieszyliście się Moją obecnością. Piliście słodki sok z trzciny cukrowej. Lecz to, co zostaje po nim, nie jest już słodkie. Nie musicie więc do Mnie przychodzić. Cieszcie się Mną w swoich domach”.
     Wielbiciele Śri Sathya Sai Baby, w tych cudownych pierwszych dwudziestu pięciu latach, doświadczyli ogromnej łaski. Ich zewnętrzna relacja z Babą zawsze była wyjątkowa, a wewnętrzne doświadczenia mocno umocniły ich wiarę w Niego. Zawsze uważali Go za swojego kochającego Boga. Teraz żyją wspomnieniami tamtych dni, jakby wszystko wydarzyło się wczoraj. Wpłynął On na ich życie w taki sposób, że nawet dzisiaj wciąż żyją w miłości, przyjmując „codzienną rutynę” ze spokojem. Nigdy nie zapomną piękna i miłości, których doświadczyli i nadal doświadczają dzięki Babie. On jest zawsze świeży i nowy, bez względu na swój fizyczny wiek. Takie doświadczenia są dostępne dla każdego, kto szczerze pragnie poznać Boga, ponieważ Bóg jest Miłością, a Miłość jest Jego Formą!
 – tłum. E.GG.
 

 

Stwórz darmową stronę używając Yola.