Swami słucha...

Sangeeta Jatar

Sangeeta mieszka w Houston, w stanie Teksas, ze swoją wspaniałą rodziną – mężem Sanjai i dwiema córkami, Saakshi i Simran. Jej oddanie Bhagawanowi stało się bezgraniczne po jej życiowych doświadczeniach, zwłaszcza po cudownym uzdrowieniu Simran z choroby nowotworowej. Jej historia wiary i oddania może poruszyć najbardziej sceptyczne umysły.
Jestem prawdziwie pobłogosławiona przez naszego ukochanego Pana, Satya Sai Babę, który dał mi tę możliwość, by podzielić się Jego lilą (boską grą) ze wszystkimi Jego wielbicielami. Ale zanim zacznę opowiadać o moich doświadczeniach, chciałabym podzielić się z wami kilkoma informacjami o sobie. Mieszkam od 14 lat w Houston, w stanie Teksas, z moją rodziną. Obecnie pracuję w administracji i finansach i bardzo lubię swoją pracę. Mam wspaniałą rodzinę – męża Sanjai i dwie urocze córki Saakshi i Simran.
Moja podróż z Bhagwanem była bardzo mistyczna i przeżyłam kilka niesamowitych doświadczeń, którymi podzielę się z wami. Od dzieciństwa odwiedzałam Śirdi, ponieważ moja mama była żarliwą wielbicielką Śirdi Baby. Szczerze przyznam, że zawsze wierzyłam w Boga, ale nigdy nie poświęcałam modlitwie tyle czasu, co dzisiaj. Jak mówią, Baba ma swój sposób na przyciągnięcie cię do Swojej owczarni w odpowiednim czasie. Mam wielkie szczęście, że tak się stało.
Moje prawdziwe spotkanie z Bogiem miało miejsce w 2005 roku, kiedy u mojej 8-letniej wówczas córki Simran zdiagnozowano raka, a mój świat się zawalił. Tuż przed diagnozą Simran spędziła letnie wakacje z moim bratem i jego żoną Liną w Bostonie. Lina, będąc gorliwą wielbicielką Satya Sai Baby, zabrała Simran do Centrum Sai Baby w Bostonie. Po powrocie Simran usłyszeliśmy diagnozę. W tym samym czasie moja bratowa Lina otrzymała od wielbiciela z Centrum w Bostonie rudrakshę z informacją, że Swami przysyła ją dla dziecka, które jest bardzo chore. Lina od razu wiedziała, że jest to dla Simran i wysłała ją do mnie. To był mój pierwszy kontakt z naszym Swamim. W ten sposób Swami dał mi znać, że jest obecny i będzie ją chronił.
Gdy prowadziłam Simran przez tę bardzo trudną drogę leczenia, Swami towarzyszył nam przez cały czas i dzień po dniu moja wiara w Niego dawała mi siłę, abym mogła się nią opiekować. Dla mnie było to jak chodzenie po cierniach, ale Swami znieczulał moje stopy, abym nie odczuwała aż takiego bólu. To wtedy zaczęłam z Nim rozmawiać, choć muszę przyznać, że wciąż miałam pewne wątpliwości i zadawałam Mu wiele pytań. Wielokrotnie kwestionowałam Babę, wciąż Go wystawiałam na próbę, ale za każdym razem, gdy to robiłam, pokazywał mi, że mnie słucha i jest wszechobecny. Nigdy nie zapomnę tego jednego snu (to było wtedy, gdy Simran przechodziła ostatnią chemioterapię), w którym Baba pojawił się o 4:10 rano i powiedział do mnie: „Zająłem się jej nogą, jaką dasz Mi dakszinę (podarunek)?”. To było niezwykłe i ten jeden sen zmienił sposób, w jaki zaczęłam myśleć i czuć. Stałam się nową osobą! Nigdy nie śniłam o Bogu, a od tego momentu zaczęłam mieć sny o Swamim.
W końcu, kiedy Simran zakończyła leczenie, które trwało cały rok w szpitalu, postanowiłam po raz pierwszy w życiu odwiedzić Swamiego w Puttaparthi – było to w grudniu 2006 roku. Ta podróż całkowicie zmieniła moje życie. Stałam w długich kolejkach bardzo wcześnie rano, myśląc, że nie ma szans, abym kiedykolwiek otrzymała bliski darszan, to było prawie niemożliwe. Więc postanowiłam sprawdzić Babę jeszcze raz. Kiedy siedziałam na placu darszanowym, powiedziałam w myślach do Swamiego: „Jeśli naprawdę mnie słuchasz, chcę, żebyś posadził mnie w pierwszym rzędzie”. I właśnie wtedy wolontariuszka z Sewa Dal niespodziewanie poprosiła mnie, abym wstała z miejsca, w którym siedziałam i usiadła w pierwszym rzędzie. Swami wszedł i zatrzymał się dokładnie tam, gdzie siedziałam. Wszyscy, którzy odwiedzili Swamiego, wiedzą, że kiedy Baba spojrzy na ciebie, nie ma wątpliwości, że to spojrzenie było przeznaczone właśnie dla ciebie. Wtedy zrozumiałam, że On jest wszechobecny i słucha.
Podczas tej samej podróży prosiłam Babę o Jego zdjęcie, podpisane przez Niego, które mogłabym przywieźć do Houston dla Simran. Kiedy dotarłam do Bangalore, otrzymałam piękne zdjęcie Swamiego z podpisem: „Z miłością Baba”. Oczywiście Simran otrzymała je po moim powrocie i od tamtej pory zawsze wisi obok jej łóżka na ścianie. Właśnie w taki sposób Swami, nasz ukochany Pan, odpowiada na nasze modlitwy.
Moim najgłębszym pragnieniem było w końcu zabrać Simran do Puttaparthi, ale nie chciałam robić tego, dopóki sam Swami nie wskaże, że nadszedł odpowiedni moment. Po wielu modlitwach i ogromie cierpliwości i wiary, jak to ujął Baba – „shradha i saburi[1]”, Swami ponownie pojawił się w moim śnie. Pamiętam, jak pytałam Go we śnie, czy powinniśmy odbyć tę podróż, a On powiedział bardzo wyraźnie w języku hindi: „Tak, zabierz ją”. Więc z ogromnym podekscytowaniem zarezerwowałam bilety do Indii i po raz pierwszy jako rodzina polecieliśmy na darszan Baby. Było to w grudniu 2008 roku. Kiedy siedziałyśmy na placu darszanowym, czekając na naszego Pana, Swami pojawił się w pełnej chwale nie w samochodzie, lecz na Swoim fotelu. Będę podkreślać w kółko, że Baba słucha naszych modlitw, naszych myśli i rozmów. Stanął tuż przed nami i udzielił nam najwspanialszy daszan, jaki kiedykolwiek miałyśmy. Napełnieni łaską i energią wróciliśmy do Houston. To było jak ponowne narodziny. Teraz nie ma już strachu. Wiem, że On jest i czuwa nad nami. W tamtym momencie wiedziałam, że Swami uzdrowił Simran. Rozmawiam ze Swamim cały czas, traktując Go jak przyjaciela, jak boską matkę, jak brata… On jest dla mnie wszystkim. Baba na zawsze odmienił moje życie, kształtując mnie powoli, krok po kroku. Ale pomyślcie tylko, że gdyby nie ten trudny czas, prawdopodobnie nigdy nie znalazłabym mojego Swamiego. Jeśli kiedykolwiek potrzebuję wskazówek czy rady, od razu zwracam się do Swamiego i zaczynam z Nim rozmowę. Jeśli masz całkowite zaufanie i poddasz się Jemu, On będzie działał i zrobi to, co dla ciebie najlepsze. To podejście nie jest łatwe do przyjęcia, nadal się z nim zmagam, ale jak wszystko w życiu, wymaga praktyki. Nie bójcie się! On jest Bogiem pełnym współczucia, który naprawdę słucha.
Wyrażam moją najszczerszą wdzięczność dla rodzin Sai, które modliły się do Swamiego za naszą Simran oraz za całą ich miłość i wsparcie w najtrudniejszych chwilach. Nigdy nie moglibyśmy przejść przez to bez waszych modlitw do Sai. I na koniec najważniejsze – jesteśmy tutaj dzięki Tobie, Baba. Składam moje pokorne pokłony u Twoich lotosowych stóp. Sai Ram!
źródło: rozdział z książki United Souls of America for Sai (Zjednoczone Dusze Ameryki dla Sai)
 – tłum. E.GG.
 
[1] Shradha i saburi – wiara i cierpliwość.

 

Stwórz darmową stronę używając Yola.