Doświadczenia boskości Bhagawana

Pan R. Nageswara Kumar (51 lat), inżynier oprogramowania pracujący w przemyśle motoryzacyjnym w USA, opowiada własnymi słowami o kilku swoich doświadczeniach dotyczących boskości Bhagawana.

  W latach 1980-1990, w ramach obowiązków służbowych jako urzędnik bankowy, odwiedzałem różne wioski. Chociaż jeździłem do Penukondy w dystrykcie Anantapur, nigdy nie miałem ochoty odwiedzać Prasanthi Nilayam. Podobnie było z Brindawanem, chociaż od czasu do czasu odwiedzałem tę okolicę.
   W 1990 roku mój księgowy przyszedł do mojego domu ze zdjęciem w kieszeni. Nie miałem pojęcia, co to za zdjęcie. Nie miałem w zwyczaju pytać kogokolwiek o cokolwiek, a tym bardziej moich podwładnych. Jednak zapytałem go: „Czy dasz mi to zdjęcie?”. Nie wiem, dlaczego to zrobiłem. Po prostu wyjął je i dał mi. Było to zdjęcie Śri Sathya Sai Baby. Nie miałem zbyt pochlebnej opinii o świętych ludziach, ponieważ słyszałem o niektórych różne historie. Po prostu wziąłem od niego zdjęcie i odłożyłem na bok. Zupełnie o nim zapomniałem. Tak oto Bhagawan wszedł do mojego domu po raz pierwszy w 1990 roku.
   Później, mój kolega z banku załatwiał wnioski paszportowe dla niektórych urzędników. Poprosił mnie, abym złożył wniosek o paszport.
„Nigdzie się nie wybieram, nie zostawię rodziny i przyjaciół”, powiedziałem mu, „po co mi paszport?”.
   Jednak udało mu się zdobyć moje podpisy na kilku dokumentach i załatwił mi paszport. Jeden z moich kolegów, który próbował wyjechać za granicę, naciskał na mnie, abym złożył wniosek o wizę do USA.
   W końcu byłem jedyną osobą, która otrzymała wizę. Wielu, którzy poszli na rozmowę kwalifikacyjną, nie otrzymało jej. Chociaż odwlekałem wyjazd do USA przez 2 miesiące, musiałem wyjechać w październiku 1990 roku pod presją moich kolegów.
 Przed wyjazdem do Stanów pożegnałem się z moim dyrektorem wykonawczym, którego bardzo szanowałem. Na pożegnanie podarował mi książkę o Śri Sathya Sai Babie. Zatrzymałem ją bardziej z szacunku do mojego dyrektora niż z oddania dla Baby.
    Po dotarciu do USA dowiedziałem się, że nie ma tam dla mnie żadnej pracy, ale po kilku dniach udało mi się jednak ją zdobyć. Moje pierwsze miejsce pracy było w Eagan (w stanie Minnesota). To teren pełen oddanych wielbicieli Sathya Sai, z których większość mówi w telugu. Zacząłem uczęszczać na bhadżany, bardziej po to, aby nagrywać wideo niż uczestniczyć. Zacząłem jednak czytać książki o Bhagawanie, co pomogło mi osłabić moje nieprzychylne nastawienie do Śri Sathya Sai. Jednak wciąż nie stałem się jeszcze wielbicielem Swamiego.
  W tym samym roku kilku moich znajomych zaplanowało wycieczkę samochodową do Kalifornii w celach turystycznych. Dołączyłem do tej ponad 3000 kilometrowej podróży samochodem i furgonetką. Jechałem w samochodzie, który jechał za furgonetką. Po drodze furgonetka miała poważny wypadek. Na moich oczach wykonała pięć salt i przewróciła się na bok. Jej tylne drzwi zostały wyrwane w skutek uderzenia, wyrzucając pasażerów i bagaże we wszystkie strony. Można sobie wyobrazić skalę wypadku, skoro jedna z kobiet, która została wyrzucona z furgonetki, wylądowała w odległości około 45 metrów.
   Byłem tak zszokowany, że zapomniałem sfilmować wypadek, mimo że minutę wcześniej nagrywałem furgonetkę jadącą przed nami. Zabraliśmy wszystkich do szpitala, obawiając się, że większość z nich doznała złamań i poważnych obrażeń. Jednak po dokładnym badaniu i leczeniu ambulatoryjnym wszyscy zostali wypisani ze szpitala w ciągu 3 godzin. Żaden z nich nie doznał złamania ani poważnego urazu. Na przedniej szybie furgonetki znajdowało się małe zdjęcie Bhagawana Śri Sathya Sai. Szyba pękła pod wpływem uderzenia, z wyjątkiem pewnej przestrzeni w kształcie koła wokół zdjęcia Swamiego. To, w jaki sposób szkło wokół zdjęcia Swamiego nie popękało, pozostaje zagadką, ponieważ pękła cała szyba wokół niego. Będąc tego świadkiem, zacząłem się nad tym poważnie zastanawiać. Po raz pierwszy zacząłem traktować Swamiego poważnie. To był punkt zwrotny w moim życiu.
    Mój kontrakt w Eagan wygasł i dostałem pracę w innej firmie w Filadelfii (w stanie Pensylwania). Przeprowadziłem się tam i zacząłem pracę. W tamtym czasie byłem gorliwym wielbicielem Pana Venkateshwary. Chciałem więc mieć darszan Pana w świątyni Venkateshwary w Pittsburghu. Zazwyczaj dobrze orientuję się w terenie, ale nie mogłem znaleźć tej świątyni nawet po 3 godzinach poszukiwań.
     Nagle przypomniałem sobie Śri Sathya Sai. „Jestem tutaj w dobrej sprawie, aby odwiedzić siedzibę Pana. Jeśli jesteś Bogiem, pokaż mi Świątynię” – modliłem się poirytowany. Wtedy przyszła mi do głowy myśl: „Jak Śri Sathya Sai pokaże mi świątynię?”.
   Postanowiłem więc zapytać kogoś o drogę. Zobaczyłem w oddali stację benzynową i zaparkowałem samochód przy drodze w pewnej odległości od stacji. Nawet nie wysiadłem. Wtedy zobaczyłem białego mężczyznę biegnącego drogą. Była godzina 14:00 i nie była to pora na jogging. Podbiegł prosto do mnie i zapytał: „Szukasz świątyni?”. Zastanawiając się, jak mógł to wywnioskować, skinąłem głową na znak potwierdzenia. Próbował mnie tam skierować.
   „Nic nie zrozumiem” – powiedziałem, „czy mógłbyś pójść ze mną i pokazać mi drogę?”. W USA ludzie są bardzo zajęci. Zazwyczaj nie zadają sobie trudu, by się zatrzymać i odpowiadać na pytania, a tym bardziej pójść i wskazać drogę. Ale on chętnie się zgodził, poszedł ze mną, pokazał świątynię i odszedł. Przez 3 godziny bezskutecznie szukałem tej właśnie świątyni. W chwili, gdy pomyślałem o Swamim, przyszedł w postaci białego mężczyzny i zabrał mnie prosto do świątyni.
  W grudniu 1991 roku zaledwie 3 miesiące po rozpoczęciu pracy w Pensylwanii, firma zwolniła 20 osób w moim oddziale, w tym mnie. Prawie 100 osób zostało zwolnionych z powodu różnych umów podwykonawczych. Piątego grudnia poinformowano mnie, że muszę odejść siódmego grudnia. Bardzo się martwiłem.
   Pisałem codziennie „Sai Ram”, przynajmniej na pięciu stronach. Szóstego byłem tak zmartwiony, że napisałem aż 50 stron. Tego samego dnia otrzymałem telefon z Eagan, że wszyscy kupują działki budowlane w Puttaparthi. Zapytano, czy chciałbym dołączyć. Byłem w żałosnej sytuacji po zwolnieniu z pracy. „Czy to dobry czas na kupowanie nieruchomości?”. Intensywnie modliłem się do Bhagawana. „Jeśli załatwisz mi pracę” – rzuciłem wyzwanie Bhagawanowi – „kupię działkę w Puttaparthi”.
Jeszcze tego samego dnia, szóstego grudnia, otrzymałem telefon z innej firmy w Pittsburghu, która zaoferowała mi pracę. Podziękowałem Bhagawanowi. Byłem jedynym, spośród wszystkich zwolnionych, który dostał nowe miejsce pracy. Natychmiast wysłałem pieniądze i kupiłem działkę budowlaną w Puttaparthi.
  Po raz pierwszy miałem darszan Bhagawana w Brindavan, kiedy przyjechałem do Indii w 1993 roku. W tym samym roku moja żona i córka również miały darszan Bhagawana w Brindawan. „Swami stał przede mną przez kilka minut” – wspominała moja córka, Gayatri, „wtedy nie wiedziałam, że mogę zrobić padanamaskar”. Swami rzucił kilka czekoladek, a jedna z nich spadła na kolana mojej żony, Vijayi.
    Pewnego razu miałem sen. Widziałem w nim Swamiego palącego papierosa. Pokój był całkowicie wypełniony dymem. „Nie udowadniaj, że jesteś człowiekiem, Swami!” – powiedziałem w rozpaczy – „Dla mnie jesteś Bogiem”. Swami w śnie poprosił mnie gestem, abym otworzył okna, szeroko rozkładając ręce. Otworzyłem okna i cały dym natychmiast zniknął.
   W tamtych czasach toczyłem spór sądowy. Gdybym go przegrał, musiałbym zapłacić dużą kwotę. Kilka tygodni po tym śnie sprawa została rozstrzygnięta polubownie. Dzięki łasce Swamiego zostałem zwolniony z obowiązku zapłaty, płacąc zaledwie jeden procent żądanej kwoty. Dym w pokoju symbolizował moje problemy. Kiedy zniknął, moje problemy również zniknęły.
  W 1997 roku poproszono nas o opuszczenie wynajmowanego domu, ponieważ właściciele chcieli go wykorzystać do własnych celów. Mój syn był w ostatniej klasie i każda przeprowadzka w tym czasie wpłynęłaby negatywnie na jego edukację. Zacząłem modlić się do Swamiego. W październiku 1997 roku miałem sen. Swami położył mi rękę na ramieniu i oboje szliśmy przez piwnicę jakiegoś domu. „Kupiłeś dobry dom” – powiedział Swami – „bardzo dobry i bardzo duży!”. We śnie widziałem dom, o którym mówił Swami, że to dobry dom, który kupiłem. Sen się skończył.
   Dokładnie pamiętam nawet dywan w tym domu. Później zacząłem szukać domu. Kiedy zobaczyłem dom, który Swami pokazał mi we śnie, wszedłem do środka. Dywan również był taki sam, jak widziałem we śnie. Właściciel chciał go sprzedać, ale zażądał wygórowanej ceny. Pomyślałem, że mnie na to nie stać. Po pewnym czasie ceny nieruchomości spadły. Poszedłem ponownie porozmawiać z właścicielem. Negocjowaliśmy. W końcu, dzięki łasce Bhagawana, znacznie obniżył cenę, więc mogłem kupić ten dom.
    Byłem zaskoczony, gdy odkryłem, że dom był specjalnie zaprojektowany do organizowania bhadżanów i innych duchowych spotkań. Z ciekawości zapytałem o to właściciela i dowiedziałem się, że był wielbicielem Swamiego Tridandi China Ramanuja Jeeyar Swami. To właśnie Jeeyar Swami położył kamień węgielny pod budowę tego domu! Po ukończeniu budowy mieszkał w nim przez jakiś czas. Dom został zaprojektowany z dużą salą, aby móc organizować bhadżany. Naprzeciwko domu znajdowała się szkoła z dużym parkingiem, więc osoby, które przyjeżdżały na bhadżany, mogły tam parkować. W ten sposób problem z parkowaniem również został rozwiązany.
  Nasz syn i córka zainteresowali się muzyką dzięki uczestnictwu w bhadżanach. Kiedy byliśmy w Bangalore, próbowałem namówić ich, aby uczyli się grać na winie. Wtedy nie wykazywali zainteresowania. Teraz, dzięki bhadżanom, sami chcieli uczyć się muzyki. Wtedy pan Kumar, który śpiewał bhadżany przed Swamim, przyjechał i zatrzymał się u nas na tydzień. W tym czasie moje dzieci dostały kilka cennych wskazówek dotyczących śpiewania. Przyjeżdżał do nas również inny wielbiciel. Był kompozytorem i również pomógł moim dzieciom w nauce muzyki. Dzięki łasce Swamiego nasze dzieci potrafią teraz grać na harmonium i tabli oraz dobrze śpiewać. Brały też udział w zajęciach Wychowania w Wartościach Ludzkich dla dzieci.
    Kiedyś wszyscy mieliśmy lecieć do Indii.  „Przełóżmy to, tato!” – błagała nasza córka. „Jeśli wezmę udział w zajęciach letnich i wiosennych, nie dam rady polecieć”. Nie lubiłem zmieniać planów, więc niechętnie poleciała z nami. Miała wspaniały darszan Bhagawana. Chociaż opuściła około 25 dni zajęć szkolnych, po powrocie do USA ciężko pracowała i nadrobiła wszystkie godziny lekcyjne. Dzięki łasce Swamiego uzyskała bardzo dobre wyniki na egzaminach, pomimo straconych szkolnych dni z powodu naszej podróży do Indii.
   W 2001 roku nasza córka przyjechała do Prasanthi Nilayam z grupą dziewcząt Młodzi Dorośli (Skrzydło Młodzieżowe Organizacji Sai). W tym czasie rozważaliśmy propozycję jej małżeństwa. W amerykańskim środowisku społecznym dziewczęta i chłopcy wolą zawierać małżeństwa w późniejszym wieku. Jako rodzice zakorzenieni w kulturze indyjskiej, chcieliśmy, aby wyszła za mąż zaraz po zakończeniu edukacji. Moja żona chciała, aby przyszły zięć miał nasze korzenie. Pisałem listy do Swamiego w sprawie małżeństwa naszej córki, ponieważ ona, będąc wielbicielką Swamiego, pragnęła boskiego przewodnictwa. Kiedy była w Prasanthi Nilayam, napisała list do Bhagawana o rozważanej propozycji małżeństwa i trzymała go siedząc na darszanie. Swami podszedł i wziął list. Uznała, że Swami pobłogosławił to małżeństwo, więc wyraziła zgodę. Tak się złożyło, że to zaaranżowane małżeństwo,  było skrojone na miarę naszych aspiracji. Pan młody, zgodnie z życzeniem mojej żony, pochodził z naszych kręgów kulturowych, a nawet był z nią spokrewniony. Dzięki łasce Swamiego ślub odbył się w 2002 roku w Visakhapatnam.
    W 2002 roku nasz syn chciał pojechać do Prasanthi Nilayam. Wahałem się, czy wysłać go samego. Ale ktoś kupił mu bilety i pojechał do Prasanthi Nialyam z grupą Młodych Dorosłych. Swami zmaterializował dla niego wibhuti i wziął również jego list. Syn śpiewał w boskiej obecności i wrócił szczęśliwy. Po przyjeździe powiedział mi: „Widzisz, tato. Wahałeś się, czy wysłać mnie samego. Dzięki łasce Swamiego miałem niezwykle udaną podróż”. Od jakiegoś czasu próbowałem znaleźć mu pracę. Wszystkie moje wysiłki poszły na marne. Sytuacja na rynku pracy w USA nie była już taka sama jak wcześniej. Ale po powrocie z Prasanthi Nilayam, dzięki łasce Swamiego, syn dostał pracę.
    Mamy wiele takich doświadczeń. Nie ma dnia, by nie wydarzyło się coś niezwykłego. Pewnego dnia robiliśmy zdjęcie grupie wielbicieli, które miało zostać wysłane do Swamiego wraz z ludźmi z naszego Centrum udających się do Prasanthi Nilayam. Wszyscy pozowaliśmy do zdjęcia. Ja byłem z boku na mało widocznym miejscu. Modliłem się: „Swami, nie mogę teraz pojechać do Ciebie. Cieszę się, że przynajmniej moje zdjęcie dotrze do Ciebie. Ale czy na nim mam zostać zepchnięty na bok”. Kiedy tak myślałem, fotograf powiedział: „Tutaj jest słabe światło. Przejdźmy na tamtą stronę”. Wszyscy przeszliśmy na wskazane przez niego miejsce. Tam dostałem miejsce w centrum!
Pewnego razu siedziałem przy komputerze i nad czymś pracowałem. Zaczął sprawiać kłopoty. Próbowałem naprawić, ale na próżno. Po pewnym czasie zmagań zacząłem się modlić: „Swami! Nic już nie mogę zrobić. Jesteś jedynym ratunkiem”.
    „Hej! Człowieku! Co robisz? To błąd. Spójrz! Zrób tak” – usłyszałem głos tuż za mną. Był to jeden z moich kolegów. Zazwyczaj nie przychodził do mojego biura. Nie zauważyłem, kiedy przyszedł i jak długo obserwował co robię. Zrobiłem, co mi kazał. Zadziałało! Mój problem z komputerem został rozwiązany. To po prostu cudowne, że rozwiązanie przyszło w tak prosty sposób, w chwili, gdy modliłem się do Bhagawana, a nie wcześniej.
    Jeśli jesteśmy dziś tym, kim jesteśmy, to tylko dzięki Jego łasce. Dał nam nie tylko pieniądze, ale wszystko. Wiele rzeczy, które nam dał, nie można kupić za pieniądze, ale można je otrzymać tylko dzięki Jego łasce.
  – tłum. E.GG.

 

Stwórz darmową stronę używając Yola.