Dekady miłości z boskim Mistrzem

Birendranath Bardoloi

      Pan Birendranath Bardoloi pochodzi ze wschodnioindyjskiego stanu Assam i miał szczęście przez ponad dwie dekady wykładać na Wydziale Anglistyki Uniwersytetu Śri Sathya Sai w Prasanthi Nilayam. Obecnie na emeryturze, spędza czas pomiędzy Prasanthi Nilayam a swoim drugim domem, Sri Sathya Sai Sishu Sadan, sierocińcem, który założył wiele lat temu w Assam.

Jak Pan mnie wezwał…

     Pierwszy raz przeczytałem o Bhagavanie Śri Sathya Sai Babie w czasopiśmie The Illustrated Weekly of India (Ilustrowany tygodnik Indii), które ukazało się w połowie lat 60. ubiegłego wieku. Na jednej ze stron można było zobaczyć pana S.B. Chawana, ówczesnego polityka kraju, oddającego cześć Bhagawanowi Babie przed ołtarzem wypełnionym zdjęciami Bhagawana. Poczułem się głęboko poruszony postacią na tych fotografiach. Później przeczytałem dyskurs Bhagawana Baby na temat umysłu, a raczej jego nieistnienia, który był wydrukowany na pierwszej stronie magazynu Bhavan’s Journal wraz ze zdjęciem Swamiego.
     Treść zawarta w dyskursie trafiła wprost do mojego serca. Nie był to traktat filozoficzny przeznaczony dla szkolnych pedantów, nie zawierał żargonu ani logicznej żonglerki; był prosty i przekonujący. Był to bardzo osobisty przekaz z serca do serca, jakby między ojcem a synem. Jeśli chodzi o zdjęcie Bhagawana wydrukowane w magazynie, zauważyłem dość dużą kępę włosów na Jego głowie, która wyglądała jak aureola, cała promieniująca. Jego głowa i rozświetlona twarz wydawały się być niezwykłym widokiem. „Oto postać, niepodobna do wszystkich innych wizerunków wysoko rozwiniętych dusz, jakie widziałem wcześniej” – pomyślałem. Taka była moja natychmiastowa reakcja na dyskurs i zdjęcie Bhagawana Baby.
     Kilka dni po tym doświadczeniu mój szwagier przyniósł mi trochę wibhuti (świętego popiołu) i zabrudzoną kopię książki Satjam Śiwam Sundaram, część I (biografii Bhagawana Baby) autorstwa profesora Kasturiego. Książka ta pełniła funkcję posłańca Boga, przekazywanego z rąk do rąk w miastach i wioskach.
W momencie wręczania mi tych dwóch bezcennych darów mój szwagier zadał mi dwa proste pytania: 1) Czy wierzysz w Boga? 2) Jeśli tak, czy wierzysz w Jego zstąpienie na ziemię w ludzkiej postaci? Odpowiedzią na oba te pytania było stanowcze „tak”.
      Moje życie zmieniło się z dnia na dzień. Przez lata otrzymywałem wiele znaków, po każdym cudzie następowały kolejne. Wiedziałem, że znalazłem swojego Mistrza. Wybrał mnie na jednego ze swoich pokornych sług. Znalazł dla mnie miejsce, abym służył Mu na Jego Uniwersytecie, na wydziale języka angielskiego. Pobłogosławił mnie piękną rodziną z czterema uroczymi córkami, które już opuściły nasze rodzinne gniazdo. Swami nadal żyje w moim sercu i działa przeze mnie.

„W dzieciństwie robiłaś lingamy Śiwy” – Baba

      Nawet dla tych, którzy mieli szczęście zobaczyć Bhagawana Śri Sathya Sai Babę, przebywając fizycznie blisko Niego przez pewien czas, jest to niemal niemożliwe, aby zamieszkać przy Nim i zrozumieć, a następnie dzielić się Jego chwałą i tajemnicą. Jednak podzielę się jednym lub dwoma przykładami, zgodnie z moją ograniczoną wiedzą.
    Moja zmarła matka często opowiadała nam o swoich młodych latach. Wspinanie się na drzewa, chodzenie do szkoły, robienie na drutach i modlitwa były jej ulubionymi zajęciami. Z maleńkiego kawałka gliny ulepiła lingam i nazywała go swoim lingamem Śiwy. Spędzała godziny na ożywionych rozmowach z tym źródłem radości, lingamem Śiwy.
     Kriszna był kolejnym rodzinnym bóstwem. Moja matka, z całą swoją pobożnością, rozmawiała z Kriszną czule nazywając go „Gopal”. Narzekała na swoje dzieci, płakała do niego, prosiła o Jego przewodnictwo, błagała o uspokojenie, itd. Czy nasz wszechobecny Pan dostrzegł to wszystko ponad dziewięćdziesiąt lat temu?
        W 1976 roku w pokoju interview Bhagawan Baba podarował mojej matce lingam, Atma Lingam, jak go nazywał. Baba powiedział, że pojawienie się tego lingamu miało miejsce w dniu Mahaśiwaratri w 1974 roku. Swami czekał przez dwa długie lata, ponieważ tylko On potrafi perfekcyjnie określić czas wydarzeń.

     Wyjaśnił dalej, że zachował go specjalnie dla niej, mówiąc: „Twoje oddanie jest wielkie, więc daję ci ten duży lingam”. Kontynuował: „W dzieciństwie robiłaś lingamy Śiwy z gliny wziętej z kopca termitów, chociaż twoim rodzinnym bogiem był Gopal”. Przepełniona radością z otrzymania lingamu i zdumiona objaśnieniem Baby, mogła tylko skinąć głową.
    Lingam miał rozmiar łabędziego jaja, tylko cięższy od niego; miał zielonkawo-niebieski kolor. Gdziekolwiek się udawała, nosiła go ze sobą, by codzienne go czcić i wykonywać abhiszekę (rytualną kąpiel). Jeśli się go obróciło, można było zobaczyć liczne wizerunki, takie jak: Bala Gopala (Kriszna jako dziecko) z laddu (okrągłym ciasteczkiem) w prawej ręce, Muralidhara (imię Kriszny) grający na swoim boskim flecie, Rama-Lakszmana-Sita-Hunaman i Pan Śiwa jako Kajlaspati (władca góry Kajlas).
      Bhagawan Baba był wtedy z moją matką w pokoju interview w Prasanthi Nilayam, tak samo, jak był z nią w północnym Guwahati, Assam, kiedy jako dziecko z radością wielbiła swój gliniany lingam Śiwy, Był tym atma lingamem, wszechobecnym Bogiem.
      Bhagawan zwracał się do mojej matki „Ma” (matko). Taka była Jego miłość do niej. Zawsze miał dla niej jakiś prezent, a raz pobłogosławił ją złotym pierścieniem wysadzanym szmaragdami i dżapamalą z kryształowymi koralikami.
      Przy innej okazji podarował jej duży, okrągły srebrny wisiorek o średnicy około 4 cm. Po jednej stronie był wizerunek ośmioramiennej bogini Durgi, a po drugiej znak Aum. Wręczając jej ten medalion powiedział: „Chociaż boskość ma wiele form, guru (nauczyciel) jest jeden”.
     Podczas jednego z interview ze Swamim w 1985 roku, patrząc z miłością na moją matkę, Bhagawan zapytał o jej zdrowie. Mój brat powiedział Swamiemu, że nie jest w stanie się nią zaopiekować, ponieważ mieszka daleko w Assam.
    Bhagawan zapewnił go, że będzie się nią opiekował przez cały czas i zmaterializował lingam. Był to netralingam (oko). Można w nim zobaczyć bardzo urocze oko z piękną brwią. Baba powiedział, że będzie stale opiekować się naszą matką i że nigdy nie będzie sama.

Niezrównana łaska Pana

    Dziesięć lat wcześniej byłem świadkiem niezwykłego zdarzenia. Kiran Konwar, wielbicielka z mojego miasta, przyszła do mojego domu z prośbą o zorganizowanie sesji badżanowej w jej domu. Jej ojciec, emerytowany kreślarz, były pracownik w Służbach Geodezyjnych Indii, leżał na łożu śmierci. Miała nadzieję, że łaska Bhagawana poprzez bhadżany przywróci jej ojca zdrowie.
     Następnego dnia o 10:15 rano poszedłem do domu Kiran w towarzystwie moich siostrzeńców, Rupaka i Hiroka, którzy wówczas chodzili jeszcze do szkoły. Gdy wszedłem, zobaczyłem ciało mężczyzny położone na drewnianej desce w pokoju wejściowym, przygotowane do ostatnich obrzędów. Niestety! Ojciec Kiran już opuścił ten świat. Spóźniłem się! Krewni kreślarza, którzy przybyli z pobliskich wiosek, już tam byli. Jego żona szlochała nieutulona w żalu, a wraz z nią Kiran i wszyscy pozostali.
      Niezrażony postanowiłem rozpocząć sesję badżanów. Rozpoczęliśmy o 10:30 rano i śpiewaliśmy z żarliwością, mimo tego poruszającego widoku. Nasze serca przepełniało oddanie, gdy przypomnieliśmy sobie o chwale i łasce naszego Pana. Wydawało się, że unosimy się na skrzydłach poza czasem.
     Na chwilę otworzyłem oczy. Zauważyłem bardzo słaby ruch koniuszków palców lewej ręki „martwego” mężczyzny, leżącego przez cały ten czas bez życia. Czy to była moja wyobraźnia? Najwyraźniej nie, ponieważ powoli, ale systematycznie ruch ten przerodził się w rytmiczne bębnienie współgrające z uderzeniami na tabli i tamburynie. Przepełnieni radością kontynuowaliśmy śpiewanie z jeszcze większym entuzjazmem, zdając sobie sprawę, że Bhagawan przejął kontrolę. Nawiasem mówiąc, słowo „entuzjazm” wywodzi się z greckiego „entheos” – „mieć Boga w sobie”. Entuzjazm jest zatem stanem bycia w Bogu.
    Pod koniec arati o 14:00, zobaczyłem dużą porcję świętego popiołu wibhuti przyklejonego do starego zielonego, wełnianego płaszcza Rupaka. Wibhuti było rozsypane wszędzie, a także na zmartwychwstałym starcu. Wdzięczny mężczyzna z radością zjadł wibhuti i złożył ręce przed fotografią Bhagawana. Kiran płakała jak dziecko, jej serce przepełniała wdzięczność. Inną historią jest to, że Rupak później studiował w koledżu Bhagawana w Brindavan i miał wielkie szczęście służyć Swamiemu przez wiele lat.

Uzdrowiony przez Jego wielką miłość

      W 1974 roku wziąłem udział w ogólno-indyjskiej konferencji Organizacji Sathya Sai Seva w Rajamundri (dystrykt Wschodnie Godawari). Poruszałem się o kulach, ponieważ dwa miesiące wcześniej złamałem nogę w kostce.
Pewnego dnia wracałem do hotelu po porannej sesji, gdy minął mnie samochód Swamiego. Razem ze Swamim, byli dr Vinayak Krishna Gokak, prorektor Uniwersytetu Śri Sathya Sai w Prasanthi Nilayam, i profesor N. Kasturi.
      Swami spojrzał na mnie i pomachał. Później dr Gokak powiedział mi, że Swami zapytał profesora Kasturiego, co mi się stało i dlaczego kuleję.
Po zakończeniu konferencji wracałem do domu. Na stacji kolejowej Rangia w Assam, gdy wysiadałem z pociągu, pojawił się niedbale ubrany mężczyzna. Spojrzał na mnie i powiedział: „Boli cię stopa, prawda?”. Następnie bardzo delikatnie dotknął mojej chorej nogi. Poczułem się zakłopotany i mówiąc mu, żeby zignorował mój ból, pokuśtykałem do żony i innych tak szybko, jak mogłem.
      Gdy wróciłem do domu i zacząłem iść od bramy do werandy, odkryłem, że ból w kostce prawie zniknął! Kim mógłby być ten niedbale ubrany mężczyzna, jeśli nie Wszechmogącym?
     Kilka dni później, kiedy byłem w swoim biurze, podszedł do mnie wysoki mężczyzna ubrany w dhoti, kurtę i nakrycie głowy, z bawełnianą torbą przewieszoną przez jedno ramię.
Nikt z pracowników nie widział wcześniej w okolicy tej osoby. Wyjął z torby butelkę oleju i poprosił mnie o wyciągnięcie prawej dłoni. Zgodziłem się dość niepewnie.
       Wlał trochę oleju na moją dłoń i poprosił, abym natarł nim czoło i głowę, a następnie powiedział, że to całkowicie wyleczy moją nogę. Powiedziałem: „Ale boli mnie noga, a nie głowa ani czoło”. „To nie ma znaczenia” – to wszystko, co powiedział. Zaoferowałem mu trochę pieniędzy, ale nie chciał ich przyjąć. Nalegałem; w końcu wziął je, mówiąc: „Dobrze, wydam je na misję Bhagawana”. Zacząłem mieć wątpliwości.
     Kim on był? Skąd wiedział o moim bólu? Nie mogłem powstrzymać się od zapytania go o imię i skąd pochodzi. Powiedział: „Nie mam imienia, ani nawet konkretnego domu, wioski czy miasta, w którym mógłbym mieszkać. Pojawiam się wszędzie tam, gdzie mnie potrzebują”. Gdy tylko podróżnik zniknął, zniknął też ból w mojej nodze. Raz na zawsze pozbyłem się kul.

Wspaniałomyślny Wieczny Opiekun

    Po odnalezieniu Boga w osobie Bhagawana Śri Sathya Sai Baby i doświadczeniu Jego bezgranicznej miłości, zapał do uświęcania mojego życia poprzez wielbienie Go, poprzez służbę społeczeństwu, stał się bardziej intensywny. W rezultacie, na początku lat 70. kilku z nas założyło sierociniec dla 20 chłopców na brzegu rzeki w Rangia, w Assam.
   Nadaliśmy mu nazwę Bhagawan Sri Sathya Sai Sishu Seva Sadan. Postanowiliśmy nie zbierać żadnych funduszy. Chłopcy mieli mieć zapewnione mieszkanie, jedzenie i ubrania, a także odpowiednią edukację. W sierocińcu trzymaliśmy kilka krów, aby dzieci mogły codziennie pić świeże mleko. To „ambitne” przedsięwzięcie oczywiście nadwyrężyło nasze skromne zasoby finansowe, ale mieliśmy ogromną wiarę w Bhagawana.
     Rano w Sadanie odbywał się Omkar (intonowanie Aum) i Suprabhatam (rytualna modlitwa na przebudzenie Pana), a wieczorem bhadżany. W czwartki i niedziele odbywał się nagarasankirtan (bhadżany śpiewane w procesji ulicznej). Wkrótce miejsce to było tak przesiąknięte boskimi wibracjami, że zaczęto nazywać je „aszramem”.
   Pewnego wieczoru siedziałem na werandzie mojego domu trochę przerażony, pytając Swamiego, czy to była mądra decyzja, by wziąć odpowiedzialność za życie 20 chłopców, ponieważ widziałem, że zasoby maleją.
    Odpowiedź Bhagawana nadeszła w samą porę. Zadzwonił telefon. Wielbiciel Sai z Guwahati powitał mnie: „Dżej Sai Ram. Mówi Punetha, przyjeżdżamy jutro rano z ubraniami, kocami i jedzeniem dla twoich chłopców”. Moje wołanie o pomoc zostało wysłane przed chwilą! Nasz drogi Swami zawsze odpowiada na modlitwę, choć na Swój własny sposób.
      Kiedy w latach 1979-80 wyjeżdżałem z Rangia do Prasanthi Nilajam, aby dołączyć do kadry na Uniwersytecie, Swami wysłał płk. Sukhvindera Singha, aby zajął się chłopcami. Z czasem każde dziecko wyróżniało się nie tylko w szkole, ale także w innych zajęciach, takich jak sport, malarstwo i pisanie poezji. Jeden chłopiec został nawet wybrany do udziału w paradzie w New Delhi z okazji Dnia Republiki.
      Dwóch innych zdobyło nagrody w ogólnokrajowych zawodach sportowych, podczas gdy inny został pierwszym absolwentem wioski i otrzymał pierwszą nagrodę w kraju za najlepszego motywatora do pracy na rzecz rozwoju wsi, w październiku 2000 r. Jeśli chodzi o małe Gokulam, oborę aszramu, kilka pierwszych krów miało cielęta płci żeńskiej. To niesamowite, jak Bhagawan stale się nami opiekuje.
      W Aszramie obchodzono takie święta jak Guru Purnima, Lakszmi Purnima, Widźajadaśami, Saraswati Pudża, Diwali i oczywiście Maha Śiwaratri. Przy tych okazjach Rangia Bhajan Mandali (mały ośrodek Sai) wraz z chłopcami i pracownikami sierocińca śpiewali Akhanda Bhadżan (nieprzerwane bhadżany przez wiele godzin). Młode cielęta otrzymały imiona Purnima, Lakszmi, Saraswati, Szjama, Sankari, wszystkie na cześć bóstw czczonych podczas tych świąt.
     Miałem szczęście być na ceremoniach nadawania imion każdej z nich, które przypominały mi szczęśliwe krowy z Gokulam Pana Kryszny w Brindavan, tysiące lat temu. Ten sam łaskawy Pan obdarował pomyślnością również tę skromną placówkę, prawdopodobnie zadowolony z oddanych i czystych serc, które służą tam tylko dla radości płynącej z bezinteresownej służby.
    Miejsce to rozrosło się dziś do instytucji, która opiekuje się 2000 potrzebujących rodzin, a także zapewnia zatrudnienie 300 mężczyznom i kobietom. Uzdolniony sekretarz prowadzący sierociniec jest pokornym narzędziem Pana, dla którego słowa Swamiego są oddechem życia. Bhagawan Baba jest niewątpliwie naszym jedynym prawdziwym opiekunem. Wiele razy doświadczyłem tego w swoim życiu.

Niespodziewany prezent dla małej dziewczynki

      Podczas jednej z naszych wizyt w Prasanthi Nilayam moja najstarsza córka, Manisza, wówczas nastolatka, pewnego ranka po darszanie wyglądała na ponurą. Tego dnia Swami pobłogosławił wielbicieli rozdając sari i koszule. Manisza nie była jedną z nich z oczywistych powodów; była za mała, aby nosić sari, chociaż ona tak nie uważała. Wyszła z darszanu czując się trochę pokrzywdzona. Tego dnia wróciła do domu i usiadła przed ołtarzem obok mojej matki, narzekając, że Swami ją całkowicie zignorował.
Moja mądra matka miała dla niej słowa pocieszenia. „Swami odpowiada sercu, które prosi z wiarą. Proś Go o cokolwiek z całą wiarą w sercu”. Manisza ledwo zamknęła oczy i zaczęła się modlić, gdy usłyszała pukanie do drzwi. Pan Kutumba Rao, ówczesny zarządca Aszramu, stał przy wejściu z sari w ręku. „Swami przysłał to sari dla córki Bardoloi”. Manisza pobiegła z powrotem do mojej matki jednocześnie uradowana i zszokowana.

Po co się bać, skoro On jest wszędzie

     Często nie zdajemy sobie sprawy, że każdy z nas jest dla Bhagawana kimś wyjątkowym. Każda modlitwa jest wysłuchiwana i spełniana. On po prostu dostosowuje ją do potrzeb danej chwili. Mówi: „Po co się bać, kiedy jestem tutaj?”. Słowo „bać się” oznacza wszelkie lęki – wyimaginowane czy realne, obawa przed niebezpieczeństwem, katastrofą lub śmiercią. „Kiedy” oznacza „zawsze o każdej porze”. A „jestem tutaj” oznacza „jestem wszędzie, JESTEM W TOBIE, a nie poza tobą, nie jestem oddzielony od ciebie, czy jestem w Prashanthi Nilayam, w Brindawan czy gdziekolwiek indziej”.
Pewnego dnia zimą 1984 roku Swami rozmawiał ze mną i moją rodziną. Podczas rozmowy Bhagawan zauważył, że moja żona wykazywała, jak większość matek, oznaki niepokoju związanego z macierzyństwem. Swami położył dłonie na jej i mojej głowie i zapewnił nas: „Po co się bać, kiedy jestem tutaj? Te cztery dziewczynki są moje na zawsze. Zaopiekuję się nimi. Nie martwcie się”. Moja żona wiedziała, że te słowa były skierowane do niej. Nasz wszechwiedzący Pan zna każdą naszą myśl.
      Nikt z was nie ma powodu do obaw, ponieważ mamy Pana jako mieszkańca naszych serc. Wszystko, co musimy zrobić, to kochać Go z całego serca. Należymy do Bhagawana, jesteśmy naprawdę wyjątkowi. Jesteśmy jedną wielką, szczęśliwą i kochającą rodziną.   – tłum. E.GG.

 

Stwórz darmową stronę używając Yola.