
Gniew natury, a miłość Sai
Prasad Rao

„Nie będziesz się bał grozy nocy
Ani strzały, która lata za dnia...
Chociaż tysiąc padło po twojej prawicy,
Nie zbliżą się do ciebie…
Bo cię okryję
Moimi skrzydłami,
A pod nimi znajdziesz schronienie”.
Pozwólcie,
że opowiem jedno małe wydarzenie, które wiele mówi o Jego miłości. Być może po
przeczytaniu tego zrozumiecie, że jeśli istnieje coś na Ziemi, czego nie można
pojąć, to jest to moc miłości Sai.
Przekraczanie
własnych ograniczeń jest mocą i dumą Matki Natury. Przynajmniej tego się dowiedziałem,
gdy dwa miesiące temu rzeka Godavari szalała, przekraczając swoje granice
wdzierała się do wszystkich zamieszkałych obszarów. Na kartach pamiętników
naszych przodków i popularnych ludowych opowieści od zawsze wierzono, że przyczyną
takiego gniewu „Bogini Rzeki” były głównie niegodziwe działania złych ludzi.
7
września 1986 moją uwagę przykuły nagłówki gazet. Czytając, zdałem sobie
sprawę, że moje rodzinne miasto Bhimavaram znalazło się pod wodą. Jak wszyscy
wiecie, Bhimavaram znajduje się w centrum okręgu West Godavari. Liczące prawie milion
ludzi miasto jest zasadniczo związane z rolnictwem, chociaż drobny i średni
przemysł staje się coraz bardziej atrakcyjny. Tradycja dowodzi, że było to miejsce,
w którym Bhima otrzymał swoje błogosławieństwo od Hanumana[1].
Wracając
do sedna, moi rodzice mieszkali tam i kiedy usłyszeli, że do miasta wdziera się
woda, byli przerażeni, tak jak wszyscy inni pozostali. Sama natura powodzi jest
niszczycielska. Zarówno ojciec, jak i matka byli świadomi konsekwencji. Być
może oznaczałoby to utratę domu, majątku i zdobytych dóbr, zgromadzonych w
pocie czoła. Oczywiście najważniejsze było to, żeby tylko przeżyli.
Myśląc,
że powódź nie dotrze do miejsca ich zamieszkania, ojciec postanowił udać się do
biura. Przed wyjazdem powiedział matce, żeby się nie martwiła i poradził jej,
że jeśli coś pójdzie nie tak, powinna intonować „Sai Ram”. Tego dnia wszystko
poszło nie tak. Kilka godzin po wyjściu ojca rzeka wylała z całą swoją furią,
zalewając całą okolicę. Do wieczora całe miasto było całkowicie pod wodą na
głębokość 3 metrów. Mój ojciec zrozumiał swoją głupotę, którą było zostawienie
matki samej. Próbując wrócić, przekonał się, że powrót to herkulesowe zadanie.
Niemniej jednak, z modlitwą na ustach, mój ojciec przedzierał się przez wodę,
szukając wszelkiej możliwej pomocy. Po dwóch dniach dotarł do ulicy, przy której
stał nasz dom. I co znalazł?
Przypominało
to historię Sudamy[2],
który był zdumiony, gdy zamiast swojej chaty znalazł pałac. Oczywiście na
naszej ulicy nie zmaterializował się żaden pałac, ale był to widok być może
bardziej pożądany, ponieważ w całym Bhimavaram nasza ulica była jedyną, na
której woda sięgała zaledwie 30 centymetrów.
Topograficznie
rzecz biorąc, takiego zjawiska nie da się jakoś racjonalnie wytłumaczyć. Nasza
ulica nie znajdowała się wyżej od pozostałych ulic ani nie posiadała żadnego
urządzenia, które mogłoby zatrzymać przepływ rwącej wody. Było nawet prowadzone
dochodzenie w sprawie tego niewytłumaczalnego zdarzenia.
Całkowicie
zdumiony ojciec wszedł na ulicę i idąc do naszego domu, zobaczył matkę
czekającą na niego z uśmiechem. Na wszystkie jego pytania miała tylko jedną
niewinną odpowiedź – „Kazałeś mi intonować Sai Ram i to właśnie robiłam, jak
nigdy dotąd”.
Za każdym razem, gdy myślę o tym wydarzeniu,
przypominają mi się słowa Chrystusa.
„Jeśli będziecie mieć wiarę jak ziarnko
gorczycy”, powiecie górze:
»Przesuń się stąd tam«,
A ona się przesunie.
I nic nie będzie dla was niemożliwe”.
(Ewangelia wg św. Mateusza 17,20)