Genialny indyjski student nazwiskiem Vemu
Mukunda studiował nauki ścisłe na uniwersytetach w Indiach. Następnie opuścił
ojczyznę, aby prowadzić badania podyplomowe w Szkocji. Podjął pracę w Anglii,
pracując w dziedzinie nauk jądrowych. Chociaż na zewnątrz wydawało się, że z
powodzeniem ugruntował swoją pozycję w wybranej przez siebie dziedzinie, nie
był jednak szczęśliwy. Opuścił swoją rodzinę, przyjaciół, kulturę i znalazł się
w środowisku, w którym postęp technologiczny był uważany za najwyższy cel, a
jego życie towarzyskie ograniczało się do uczestnictwa w niekończących się przyjęciach
koktajlowych. Czuł, że jego życie jest puste i bez celu, a uczucie to osiągnęło
punkt krytyczny, gdy jego brat i siostra zmarli w Indiach. Co więcej, negatywne
wykorzystanie nauki jądrowej do budowy broni masowego rażenia ciążyło mu na sumieniu
i zmusiło go do zakwestionowania wyboru kariery. Zaczął pogrążać się w
chronicznej depresji, którą tylko na krótko łagodziło tworzenie muzyki na
indyjskiej winie[1],
na której grał od dzieciństwa. To
właśnie w okresie czarnej rozpaczy doszło do serii dziwnych wydarzeń, które
wpłynęły na jego życie. Przez przypadek, wspólny znajomy w Londynie miał w domu
poważnie uszkodzoną winę i kiedy usłyszał o umiejętnościach Vemu w grze na tym instrumencie,
zaprosił go do siebie, aby sprawdzić, czy uda mu się naprawić instrument. Vemu
poszedł do jego domu wraz z kilkoma przyjaciółmi i rzeczywiście znalazł
instrument tak poważnie uszkodzony, że nie był w stanie wydobyć z niego żadnych
przyjemnych dźwięków. Zgodził się jednak zabrać instrument do swojego domu, by spróbować
go naprawić. W
drodze do domu przyjaciele, którzy go przywieźli, chcieli zatrzymać się w domu,
w którym, jak wiedzieli, mieszkańcy prowadzili sesje bhadżanów Sai Baby. Chociaż Vemu nie był tym szczególnie
zainteresowany, a ponieważ jechał z nimi, zgodził się na ten plan. Kiedy
dotarli na miejsce i weszli do środka, zobaczył na ścianie zdjęcie Sathya Sai
Baby i od razu pomyślał: „Och, nie, tylko nie On”. Jego rodzice byli wyznawcami
Śirdi Sai Baby i uważali, że Sathya Sai Baba, który twierdził, że jest reinkarnacją
Śirdi Sai Baby, jest oszustem. Vemu również przyjął taką postawę. Śirdi Sai
Baba opuścił swoje ciało w 1918 roku, a wielu jego dawnych wyznawców nie
chciało uwierzyć, że przyjął postać Sathya Sai osiem lat później (Sathya Sai
urodził się w 1926 roku), mimo że Śirdi Sai Baba powiedział swoim wyznawcom tuż
przed śmiercią, że ponownie się narodzi za osiem lat. Vemu
nie był zainteresowany bhadżanami, więc usiadł za innymi śpiewakami i nie brał
udziału w śpiewie. Jednak podczas przerwy gospodyni podała mu do rąk winę i
poprosiła, aby coś zagrał. W złym nastroju zaczął brzdąkać na instrumencie i po
chwili przyszła mu do głowy melodia, którą zaczął grać. Pozostałym bardzo podobała
się jego gra, a kiedy melodia się skończyła, poprosili, aby zagrał kolejną. Zgodził
się i zagrał pierwszą melodię, która przyszła mu na myśl. Pod koniec drugiej melodii
nagle zdał sobie sprawę, że dwa utwory, które właśnie zagrał, zostały
skomponowane przez dwóch różnych indyjskich świętych, ale tytuły tych utworów
miały to samo znaczenie w odpowiednich językach kompozytorów: „Nikt nie jest
Tobie równy”. Teraz
Vemu spojrzał na winę, na której grał, i zdał sobie sprawę, że to ten poważnie
uszkodzony instrument, który sprawdzał i zabrał do domu, aby go naprawić. Ale w
tajemniczy sposób każda nuta, którą zagrał, była całkowicie harmonijna. Teraz spróbował
grać świadomie, ale nie mógł wydobyć ani jednej harmonijnej nuty. Zaczął mieć
wrażenie, że wydarzyło się coś cudownego i poczuł, że jeżą mu się włosy na
głowie. Pomyślał
sobie: „Sai Baba! Co za moc. Czy On jest czarnym magiem?”. Po tym incydencie Vemu zaczął otrzymywać
zaproszenia na profesjonalne koncerty. Przyjmował je, gdy tylko pasowały do
jego harmonogramu, a co dziwne, gdziekolwiek grał, spotykał kogoś, kto mówił o
Sathya Sai Babie. W domu przyjaciela w Londynie namawiali go, aby uczestniczył
w sesjach bhadżanów Sai Baby. Miał wrażenie, że jest śledzony przez Sai Babę! Vemu
był wychowywany w oparciu o zasady nauki, więc jego zaufanie było większe
raczej do materii niż do ducha. Uważał, że sfera ducha jest jedynie sposobem, w
jaki niektórzy ludzie uciekają przed trudną rzeczywistością. A jednak jakaś
jego część chciała wejść w duchową sferę, podczas gdy druga nie chciała mieć z nią
nic wspólnego. Jego psychiczna udręka rosła
i czuł się rozdarty w dwóch różnych kierunkach. Nadal opierał się duchowym
impulsom, mimo że świat fizyki i materializmu stracił dla niego swój urok. W
końcu, w stanie całkowitej desperacji, usiadł i napisał list do Sathya Sai Baby,
adresując go do Jego rezydencji w Prasanthi Nilayam. Chociaż słyszał, że Sai
Baba nie odpisuje, powiedziano mu, że udziela odpowiedzi w bardziej bezpośredniej
formie. Wylał na papier rozterki swego serca, pytając Sai Babę, czy powinien
kontynuować swoją karierę inżyniera jądrowego, czy porzucić ją i zostać muzykiem
na pełny etat, czy też wyrzec się świata i zostać ascetą (sannjasinem). Wchodząc
na pokład samolotu lecącego do Paryża, gdzie miał zagrać koncert na winie, zastanawiał
się, w jaki sposób i w jakiej formie mógłby otrzymać odpowiedź na swój list,
ale podczas podróży nie wydarzyło się nic niezwykłego. Po powrocie do Londynu
zaczął odczuwać niewytłumaczalną potrzebę odwiedzenia tego samego domu, w
którym grał na uszkodzonej winie podczas sesji bhadżanów. Zaciekawiło go, ponieważ
wcześniej nie chciał tam iść. Przez chwilę ignorował tę potrzebę, ale w końcu
się poddał. Zbliżając się do domu, zauważył napis na jego froncie „Om Sai”.
Właścicielka domu, pani Sitabai, przywitała go w drzwiach i powiedziała, że
bardzo się cieszy z jego przyjścia, bo ma coś dla niego. Poszli do pokoju modlitewnego,
a ona wręczyła mu zdjęcie mówiąc, że nieznany gość był obecny na ostatniej
sesji bhadżanów i poprosił, aby zdjęcie jak najszybciej przekazano Vemu.
Spojrzał na zdjęcie i zobaczył Sathya Sai Babę grającego na winie! Natychmiast
został poruszony do głębi i poddał się Sai Babie, kłaniając się przed dużym zdjęciem
na ścianie. Łzy wzruszenia spływały mu po policzkach. Wiedział teraz, że otrzymał
odpowiedź. Wkrótce rzucił pracę i został muzykiem na pełen etat. Jego reputacja
jako utalentowanego muzyka grającego na winie szybko się rozeszła i zaczął
otrzymywać telefony z całej Europy, nawet z tak odległych miejsc, jak Rosja. Czuł,
że jego nagły sukces był częściowo spowodowany przewodnią ręką Sathya Sai Baby
i zaczął odczuwać potrzebę powrotu do Indii, aby Go odwiedzić. W tym samym czasie
jego rodzice również prosili go, aby wrócił do Indii i odwiedził ich, więc
zaczął poważnie myśleć o powrocie do domu. Jednak z tyłu głowy czaił się
strach, że wszystkie te wydarzenia to tylko zbiegi okoliczności i wytwór jego
własnej wyobraźni, a Sai Baba może odmówić spotkania z nim. Byłoby dla niego
wielkim rozczarowaniem, gdyby Sai Baba go zignorował. Postanowił
napisać do przyjaciela, prosząc go, aby dowiedział się, czy powinien przyjechać
odwiedzić Sai Babę. Wkrótce potem miał żywy sen, w którym Sai Baba przyszedł do
niego i natarł jego lewe ramię pod koszulą świętym popiołem wibhuti i
powiedział: „Przyjedź do Indii”. Gdy się obudził, sen wydawał się bardzo
realny, ale nadal miał wątpliwości, czy nie był on wytworem jego pragnienia
udania się do Indii, aby spotkać się z wielkim Nauczycielem. Po kilku dniach
zmagań zdecydował się pojechać. Odwołał wszystkie zaplanowane koncerty i
poleciał do Indii. Kiedy
przybył do rezydencji Swamiego, zajął miejsce na końcu linii mężczyzn. Jeden z
wielbicieli powiedział, że przybył w samą porę na darśan, podczas którego Sai
Baba krąży wśród swoich wielbicieli. Vemu
siedział spokojnie, rozkoszując się uczuciem spokoju, jakie emanowało z tego
miejsca, i cierpliwie czekał. Wkrótce na drugim końcu linii zapanowało poruszenie
i dostrzegł pomarańczową szatę Sai Baby, który szedł powoli i z wdziękiem wśród
wielbicieli, zatrzymując się na chwilę, aby porozmawiać z niektórymi, stworzyć
wibhuti dla szczęśliwców lub odebrać listy od innych. Gdy
Sai Baba zbliżał się, Vemu poczuł, jak narasta jego podekscytowanie i niepokój.
Kiedy zobaczył szatę i delikatne stopy zbliżające się do niego, nie mógł patrzeć
prosto w Jego twarz, otoczoną aureolą włosów, więc spuścił wzrok. Jego serce biło
mocno, a ciało zesztywniało, gdy zauważył, że stopy zbliżają się coraz bardziej. Vemu napisał list, który zamierzał dać Sai
Babie, ale całkowicie stracił głowę i nawet nie pomyślał, aby Mu go wręczyć.
Poczuł, jak Baba wyjmuje list z jego ręki i usłyszał, jak mówi cichym głosem:
„Wejdź do środka i poczekaj”. Vemu
wszedł do środka i kiedy w końcu stanął sam przed Sai Babą w pokoju interview, Swami
stworzył dla niego wibhuti i natarł nim jego lewe ramię pod koszulą, tak jak to
zrobił we śnie. Następnie zaczął omawiać przeszkody w jego życiu, wykazując
całkowitą znajomość jego zawodowych zmagań, pragnienie gry na winie, jego
depresję i inne szczegóły codziennego życia. Gdy rozmowa dobiegła końca, Baba
zatoczył krąg dłonią i z powietrza wyłonił się koralik rudrakszy[2] z
pięcioma twarzami, oprawiony w złoto, na końcu złotego łańcuszka. Wręczył go
Vemu do ciągłego noszenia i zapewnił, że odniesie wielki sukces zarówno w
swojej nowej karierze, jak i w duchowym rozwoju. Następnie zaprosił Vemu, aby zagrał
na winie podczas koncertu, który miał się odbyć na Uniwersytecie Sathya Sai w
Brindawanie. Kiedy
nadszedł czas koncertu, Vemu przyprowadził ze sobą swojego osiemdziesięcioletniego
ojca, który był oddanym wielbicielem Śirdi Sai Baby. Ojciec powiedział synowi,
że usiądzie na zewnątrz i poczeka. Ale kiedy Sai Baba dowiedział się, że ojciec
jest obecny, natychmiast zaprosił go do środka. Przez całą godzinę Swami rozmawiał
z jego ojcem jak kochająca matka ze swoim dzieckiem. Od tego czasu jego ojciec
stał się innym człowiekiem. Teraz cała rodzina, ojciec, matka, brat i wszyscy
pozostali członkowie rodziny Vemu są wielbicielami Sathya Sai Baby.
źródło:
Sai Baba, Avatar – Howard Murphet.
– tłum. E.GG.
[1]Wina (veena) – indyjski
instrument strunowy. [2]Rudraksza jest ziarnem określonego drzewa, które rośnie
w górach, głównie w Himalajach. Jest nazywana „Łzami Sziwy” i jest pomocna w
utrzymaniu równowagi fizycznej i psychicznej.