Odkąd
Baba pojawił się w moim życiu w 1987 roku, wydarzyło się wiele cudów, z których
wiele ma taką naturę, że trudno mi o nich mówić. Oznacza to, że dotyczą one bardzo
prywatnych obszarów mojego życia lub wydarzyły się w taki sposób, że osoba z
zewnątrz może wątpić w ich autentyczność. Ale od początku tego roku miały
miejsce trzy zdarzenia, o których warto powiedzieć. Kilka tygodni temu (była jeszcze pora
suszy, ale od czasu do czasu padał deszcz) pewnego niedzielnego poranka
odkryliśmy, że nasz zbiornik był pusty i również nie było wody z publicznej
sieci wodociągowej. Jeszcze tego samego
dnia dowiedzieliśmy się, że doprowadzające rury wodociągowe do naszej części
miasta zostały skradzione i nie było nadziei na szybką dostawę wody. Już kiedyś
doświadczyłam, co to znaczy żyć bez wody z rodziną i małymi dziećmi. Tak więc
wieczorem przed pójściem spać zebrałam wszystkie dostępne w domu pojemniki
(wiadra, miski itp.) i ustawiłam je na zewnątrz wokół domu. Następnie poszłam spać
i modliłam się do Baby o deszcz. W tym czasie w powietrzu nie było żadnych
oznak deszczu. Ale przed piątą rano spadł ulewny deszcz, który wypełnił
wszystkie moje pojemniki, a nawet więcej. Zebrana woda starczała na kilka dni.
Byłam bardzo wdzięczna Babie i pomyślałam, że nie ma potrzeby nawet sprawdzać
pompy wodociągowej. Ku mojemu zdziwieniu już o godzinie 10 rano odkryłam, że
woda znów płynie. Oznacza to, że wystarczyła modlitwa o wodę! Nie musiała być
modlitwa o deszcz. W zeszłym roku w sezonie silnych
wiatrów straciłam wszystkie kury, ponieważ zostały zarażone kokcydiozą[1], śmiertelną chorobą, która pojawia
się w porze suchej. Udało się uratować tylko
jedną kurę, ponieważ ewakuowano ją, zanim zdążyła się zarazić. W lutym tego roku, kiedy w okolicy padło
już wiele kur, moja również została zarażona. Do tego czasu miałam około 18 kurczaków, a 4 kury sąsiadów codziennie
przychodziły do mojego domu, aby coś zjeść. Choroba zaatakowała je i natychmiast
straciłam trzy swoje kurczaki. Było mi ich bardzo żal, częściowo dlatego, że są
dla mnie i moich dzieci bardziej jak zwierzęta domowe. Aby je ocalić, postanowiłam
modlić się do Baby za moje cierpiące kurczaki, za wszystkie żyjące istoty na
naszym podwórku, widoczne lub niewidzialne i za wszystko, co cierpi w naturze,
co potrzebuje uzdrowienia lub naszej miłości. Wzięłam dzieci za rękę i trzy
razy dziennie chodziliśmy po całym naszym podwórku i w każdym zakątku śpiewaliśmy
mantrę Gayatri oraz Om Namah Śiwaya i Om Sai Ram. Wszystkie kurczaki były w tak
złym stanie, że powinny umrzeć. Ale po moim pierwszym śpiewaniu mantr zaczęły w
cudowny sposób wracać do zdrowia. Ich stan poprawiał się z każdym dniem, choć
na początku były bardzo chore. Dodam, że nie podano im żadnego leku! Po dwóch
tygodniach straciłam kolejne trzy młode kury. Wszystkie pozostałe wyzdrowiały,
w tym trzy kury od sąsiadów, które zdecydowały się pozostać na moim terenie. Tak więc ocalonych od śmierci zostało
14 młodych kur, które natychmiast zaczęły składać jajka i od końca lutego do
początku maja miałam od 1 do 4 jajek dziennie. W nocy w Wielkanocny Poniedziałek usłyszałam
dziwny dźwięk obok okien naszej sypialni. Nawet się zbytnio nad tym nie zastanawiając wyszłam na
zewnątrz i znalazłam kurę, która zostawiła swoje jajka i nerwowo trzepotała
skrzydłami. Nie wiedziałam, co się działo, ale chciałam znaleźć przyczynę.
Szukając, zobaczyłam między moimi nogami długiego czarnego węża pożerającego młodego
kurczaka. Naprawdę spanikowałam i zawołałam męża, który nalegał, żebyśmy zabili
węża. Miałam mieszane uczucia, z jednej strony nie chciałam zabić węża, z
drugiej byłam przerażona. Pomagałam mężowi, jak tylko mogłam, w próbie zabicia
węża. Niestety wąż ukrył się w miejscu, w którym prawie było niemożliwe dotarcie
do niego i podczas naszych nieudanych prób zabicia go, uciekł i ukrył się w
małym kącie naszego mieszkania. Byliśmy bezradni. Próbowałam wezwać strażników
z sąsiedniej posesji, ale nie chcieli przyjść. Bardzo się bałam, bo byłam pewna,
że mojemu mężowi nie uda się zabić węża (kobry) ze względu na miejsce, w którym
się ukrywał. Usunęliśmy wszystkie meble i umieściliśmy
je na zewnątrz, ale nie można było dosięgnąć kobry. Dopiero wtedy przypomniałam sobie o Babie! Ale byłam zbyt zdenerwowana,
aby Go zawołać. Co powie mój mąż, jeśli ten wielki cud się nie wydarzy? Będzie
nalegał, aby zabić węża. Sam zaczął ponownie błagać strażników o pomoc. Dopiero
wtedy odważyłam się pomodlić i całym sercem zawołałam o pomoc Baby. Strażnicy nadal odmawiali pomocy. Mój mąż
wrócił do domu i powiedział: „idziemy spać i zostawmy dom otwarty. Do
jutrzejszego ranka wąż albo sam odejdzie, albo znajdziemy pomoc”. Nie potrafię
opisać mojej ulgi. Tak, to była odpowiedź Baby. Zrobiliśmy tak, jak
zasugerował. Nie więcej niż 5 minut później zobaczyłam węża z okien sypialni, który
opuścił dom i odszedł.
z książki „Africa
for Sai Baba” – tłum. E.GG.
[1]Kokcydioza
– to dość często występująca u kur choroba wywoływana przez pasożytnicze pierwotniaki
Eimeria.