Urodziłem się w hinduskiej rodzinie na Fidżi i zostałem
wychowany czcząc wiele bogów i bogiń. Patrząc wstecz, przypominam sobie, że pod
koniec lat sześćdziesiątych ktoś dał moim rodzicom zdjęcie Swamiego, mówiąc im,
że jest on Bogiem żyjącym obecnie w Indiach. W tamtym czasie Indie oznaczały
dla mnie miejsce na innej planecie i oznaczało to również brak mięsa w
czwartki. Na naszym ołtarzu pojawiła się nowa lampka do zapalania, ale to było
wszystko. Żadnych specjalnych bhadżanów ani żadnych informacji o Sai Babie, o
Jego naukach i przesłaniu – tylko czwartkowa obowiązkowa pokuta bez mięsa. Tak
to wyglądało przez wiele lat. Dorosłem i ożeniłem się . Pewnego dnia ktoś powiedział
nam, że niedaleko cukrowni Lautoka, gdzie pracowałem, znajduje się Centrum Sai.
Był początek lat 80. XX wieku gdy moja żona zdecydowała się uczęszczać na bhadżany.
Musiałem ją tam zawieść, ponieważ nie umiała prowadzić samochodu. Pojechałem
pod jednym warunkiem: nie pójdę na bhadżany, tylko po prostu ją tam podrzucę.
Zamierzałem spędzić ten czas pijąc lokalny napój (kava[1]) z przyjaciółmi. 19
września 1987 przeprowadziliśmy się do Nowej Zelandii. Osiedliliśmy się w New
Sail, ale czuliśmy, że czegoś nam brakuje – brakowało duchowej strony życia.
Wówczas ktoś wprowadził nas do Ośrodka Sai na górze Eden. Na początku naszym
zwyczajem było jeździć tam raz w miesiącu, ale potem powoli dwa razy w
miesiącu. Z biegiem lat stało się cotygodniową rutyną. Przez 6 lat po prostu
przychodziliśmy na bhadżany i wychodziliśmy, nie uczestnicząc w żadnej innej
działalności organizacji. Pierwsza książka, którą przeczytałem i która mnie
zainspirowała, nosiła tytuł „Sai Baba: Święty i psychiatra”. Moja żona zdecydowała,
że nadszedł czas, aby odwiedzić lotosowe stopy Bhagawana Baby. Nie miałem
zamiaru odbyć tej podróży, zwłaszcza że wymogiem było bycie wegetarianinem
przez co najmniej 6 miesięcy przed wyjazdem. Tak czy inaczej, było to dla mnie
trudne. Moja żona postępowała zgodnie z instrukcjami naszej matki Madeleine.
Mimo że prosiłem ją, aby sama pojechała do Baby i po powrocie podzieliła się
wszystkimi historiami, moja żona zarezerwowała dwa miejsca na wyjazd i wpłaciła
zaliczkę. Powiedziałem, że podejmę decyzję później. Pomysł wysłania mojej żony
tak daleko samej nie wydawał się słuszny. Mój kuzyn z rodziną również się
wybierał więc w końcu pobiegłem do matki Madeleine i zapłaciłem za podróż. Nasz
lot odbył się 25 grudnia 1994 roku. Był dzień Bożego Narodzenia, a mój kuzyn i
ja skorzystaliśmy z możliwości picia alkoholu w czasie lotu. Zignorowałem nakaz
bycia wegetarianinem przez sześć miesięcy przed wyjazdem, ale przez szacunek
przestałem jeść mięso na kilka dni przed przybyciem do aszramu. W tamtych
czasach zakwaterowanie w aszramie było ograniczone i przydzielono nam pokój na
trzecim piętrze okrągłego budynku. Brakowało mi drinków i niewegetariańskiego
jedzenia, a prawdziwe kolory naszego małżeńskiego życia zaczęły wychodzić na
jaw. Osiemnastego dnia naszego pobytu rzuciłem mentalnie wyzwanie Swamiemu: „Od
tak dawna dotykam Twoich stóp na obrazie, ale jeśli jesteś prawdziwym Bogiem,
chcę dotknąć Twoich prawdziwych stóp”. Boskość zawsze odpowie na twoje wołanie.
Miałem na darszan żeton numer jeden i dostałem się do pierwszego rzędu,
naprzeciwko północnej stołówki. Umiłowany Pan stanął przede mną i uniósł Swoją
szatę, zbierając listy. Nie zmarnowałem czasu i dotknąłem Boskich stóp.
Ponieważ stał tak blisko mnie, nie miałem innego wyjścia, jak tylko zrobić
padanamaskar (dotkniecie stóp świętego człowieka). Moja prawdziwa podróż do Sai
rozpoczęła się tego dnia. W końcu uświadomiłem sobie, kim On jest. Łzy radości
płynęły mi przez całą drogę powrotną do pokoju, aby podzielić się tym
doświadczeniem z żoną. Nadszedł czas, aby wrócić do domu, a podczas mojego
ostatniego darszanu spojrzenie, które nasz ukochany Bhagawan mi dał, jest wciąż
wyryte w mojej pamięci jako wizerunek Pana Kriszny. Wahałem się, czy zostać
wegetarianinem, ale podczas naszego lotu z Singapuru do Auckland otrzymałem
bardzo silny wewnętrzny przekaz: „To już koniec”. Powiedziałem żonie, że nie
będę już jadł mięsa i nie będę pił napojów alkoholowych. Rok po roku
następowały podróże do Jego lotosowych stóp. Podczas naszej drugiej podróży do
Bangalore (Whitefield) podczas interview miałam okazję masować Jego stopy.
Podczas drugiego interview w Puttaparthi trzymałem w ręku książkę zatytułowaną
„Prema Dhara”. Kiedy z nami rozmawiał, delikatnie przesunąłem książkę w Jego
stronę. Z wielką miłością złożył na niej autograf: „Z miłością – Baba”. Teraz
ta książka jest dla mnie bardzo cenna. Cieszyłem się — i nadal się cieszę —
uczestnictwem w bezinteresownej służbie. Bhagawan zawsze mnie prowadził.
Podzielę się z Wami niedawnym doświadczeniem. Przez dwa lata brałem udział w
obozach medycznych na Fidżi, ale tym razem odpowiedzialność za organizację
logistyczną obozu spoczywała na mnie. Dwa dni przed naszym wyjazdem na Fidżi,
we śnie usłyszałem Bhagawana mówiącego: „Upewnij się, że wszystko jest
odpowiednio zorganizowane”. Nadszedł czas, aby wrócić do planowania, spisując i
sprawdzając każdy element. Zarezerwowano
wszystkie lokalne loty, wszystkie leki wysłano na Fidżi ze stałego lądu na inną
wyspę. Powiedziano mi, że wszystko zostało wysłane. Będąc w kontakcie z moim
odpowiednikiem na Fidżi poprzez e-maile i telefony, udało nam się wszystko
zorganizować i upewnić się, że wszystko jest na swoim miejscu. Po przybyciu na
drugą wyspę odkryliśmy, że część leków nie została jednak wysłana i nadal
znajdowała się na kontynencie. Pierwszą rzeczą, która przyszła mi wtedy do głowy,
była wiadomość, którą Swami przekazał mi we śnie. Czasami traktujemy pewne
sprawy zbyt lekko. Nasz Ukochany przekazywał mi tak wiele wiadomości od mojego
14 roku życia, a mimo to byłem w pułapce przywiązania do fizycznej formy. Teraz
wiem, że naszym największym wyzwaniem jest podążanie za Nim, bez cienia wątpliwości
co do tego, kim On jest, i nadal podążać ścieżką wytyczoną w tej organizacji, z
której wszyscy możemy być dumni. Jego wspaniałe nauki są przekazywane w
najprostszym języku i są drogowskazami Jego misji. Jeśli użyjemy narzędzia
pięciu ludzkich wartości (prawdy, prawości, pokoju, miłości i niestosowania
przemocy) i będziemy praktykować Dziewięciopunktowy Kodeks Postępowania w
naszym codziennym życiu, znajdziemy drogę w kołowrocie narodzin i śmierci.
Niech nić naszej miłości nigdy się nie zerwie i będzie istnieć wiecznie.
Jai Sai Ram!
z Biuletynu Sathya Sai Baby, Nowa Zelandia
– tłum. Katarzyna Bielecka
[1]Kava – polinezyjski
napój alkoholowy z dodatkiem mleka kokosowego.