Cudowny Dom Sathya Sai Baby w Katmandu w Nepalu
Connie Shaw

Nowe uzdrowienia, boskie lile i manifestacje Sai Baby w domu pani Bharosy Adhikari
Baba daje wskazówkę podczas interview
Był 28
lipca 2000 roku, kiedy po raz kolejny siedziałam u stóp Śri Sathya Sai Baby w
pokoju interview w Prasanthi Nilayam. Śri Sathya Sai Baba wybrał nas z wielotysięcznego
tłumu, a my usiedliśmy wokół Niego, aby słuchać, co powie Awatar naszych
czasów, nasz ukochany Pan. Na podłodze siedziało około 20 osób, wpatrzonych w
Babę z pełnym uwielbienia skupieniem. Dwanaścioro z nas przybyło z Włoch, pięcioro
było Hindusami, a troje Amerykanami.
Baba
szybko zmaterializował dla kilku szczęśliwych wielbicieli 11 sztuk złotej
biżuterii: cztery zegarki, trzy łańcuszki z medalionami, bransoletkę i pierścienie.
W odniesieniu do Swoich materializacji Baba wielokrotnie mówił angielsko-języcznym
wielbicielom: „Moje tak zwane cuda są nie tylko oznakami Mojej miłości, ale
mają zasiać ziarno wiary w umysłach niewierzących oraz rozwijać pokorę i szacunek
wobec Siły Wyższej”.
Po tym,
jak Baba podczas interview trochę się ze mną droczył, podpisał rękopis mojej
nowej książki „Obudź się ze śmiechem – moje cudowne życie z Sai Babą”. Ponieważ
jednak druk pierwszego wydania już trwał, strona z podpisem musiała poczekać do
drugiego wydania, które nastąpiło znacznie szybciej, niż się spodziewaliśmy.
Zanim
Baba zakończył to pełne wydarzeń interview, nagle zwrócił się do mnie i zapytał
słodko i niewinnie: „Jedziesz do Nepalu?”.
Najwyraźniej
wiedział coś o moich przyszłych podróżach, o których ja nie miałam pojęcia.
„Nepal?
Ja, Baba? Och… chciałabym tam kiedyś pojechać…”. (Co, u licha, próbuje mi powiedzieć?)
„Co jest
w Nepalu?” – zapytał z błyszczącymi oczami i uśmiechem.
„Oh! Pani
Bharosa Adhikari jest w Nepalu, Swami” – odpowiedziałam, podejrzewając, że
wkrótce mnie do niej wyśle.
Bharosa
Adhikari jest długoletnią nepalską wielbicielką Sai, która jest znana z wielu
powodów, między innymi z tego, że w październiku 1996 roku została wskrzeszona,
gdy umarła po ataku serca. Wokół niej dzieją się cuda, a ona i jej mąż Ramesh
szybko stali się znani w światowej społeczności Sai ze względu na ich „dom
cudów”.
Ramesh i
Bharosa, którzy wyglądają na około pięćdziesiąt lat, dwa razy dziennie o 9:00 i
17:00, każdego dnia w tygodniu organizują w swoim domu publiczne śpiewy nabożne
(bhadżany). Nie widziałam pani Bharosy
i Ramesha od początku 1998 roku, kiedy dwukrotnie odwiedziłam dom Sujaty i
Sarita Rimalów, ich córki i zięcia Adhikarich, którzy mieszkają na zachodzie
Ameryki w Salt Lake City w stanie Utah. Obie podróże były niezwykłe pod każdym
względem, ponieważ Bharosa służyła Babie jako narzędzie do wielu uzdrowień.
Cuda w Salt Lake City w stanie Utah
Oprócz
uzdrowień w domu rodziny Rimal, miały miejsce liczne manifestacje, które znane
są wielbicielom Sai na całym świecie. Pierwsza manifestacja Sai miała miejsce,
gdy niosłam naręcze owoców przez próg drzwi frontowych do salonu Rimalów. Gdy
tylko weszłam do domu, na owocach zaczęły się pojawiać symbole Om. W ciągu pół
godziny święte wibhuti Sai (popiół symbolizujący
uzdrowienie i oderwanie się od materii) pojawiło się na ubraniach sześciu
wielbicieli, na kwiatach ozdabiających ołtarz, tamburynie, zdjęciach wiszących
na ścianach, na fotografiach Sai Baby, a nawet pod ochronną folią, która pokrywała
naczynie z budyniem ryżowym! Pusta miska z przezroczystego szkła wypełniła się
około pół kilogramem żółtej kurkumy w proszku. Co więcej, Baba napisał do nas
wiadomość w języku hindi na blaszce do pieczenia wypełnionej kurkumą. Polecił każdemu
odwiedzającemu, aby w celu uzdrowienia zażywał codziennie przez tydzień
odrobinę kurkumy rozpuszczonej w wodzie.
Bharosa
poświęciła swój czas bezinteresownie i hojnie, aby uzdrawiać dziesiątki osób,
chociaż sama cierpiała wówczas na wysokie ciśnienie krwi i cukrzycę. Jej córka
Sujata oraz inni wielbiciele przygotowali dla nas herbatę, a później podali pyszny
tradycyjny nepalski obiad.
Od cudów
w Salt Lake City minęło ponad dwa i pół roku. Sugestia Baby dotycząca podróży
do Katmandu w Nepalu, aby spotkać się z Bharosą i Rameshem, spełniła się siedem
tygodni po interview. Wróciłam do Stanów Zjednoczonych w sierpniu 2000 roku po
pięciu tygodniach spędzonych w Indiach i natychmiast zostałam zaproszona do
Nepalu przez panią Bharosę.
Ktoś, kto
był mi winien trochę pieniędzy, oddał je w samą porę, abym mogła się
przepakować i wrócić z czterema przyjaciółmi do Azji, aby najpierw odwiedzić
Bharosę, a później Sathya Sai.
Wizyta u zmartwychwstałej kobiety
We
wrześniu 2000 roku w końcu dotarliśmy do Katmandu w Nepalu. Nasza piątka
stanęła w wejściu do otoczonego białym murem podmiejskiego ogrodu Bharosy,
spoglądając na czyste, błękitne niebo nad Nepalem. (Pamiętaliśmy, że kilka
godzin wcześniej w Hongkongu, gdy kołowaliśmy po pasie startowym przed lotem do
Katmandu, w powietrzu pojawiło się 15 kolorowych balonów na gorące powietrze.
Często żartowaliśmy, że wyszkoliliśmy się, jak być czujnym na pomyślne znaki
podczas naszych podróży, ponieważ Baba dostarczył ich tak wiele podczas naszych
licznych podróży do Indii.) Nagle pojawiła się tęcza, gdy przechodziliśmy przez
ogród do domu Adhikarich. Otoczony murem teren, oprócz dwupiętrowego ceglanego
domu, otoczonego pięknym, zielonym trawnikiem oraz tropikalnymi drzewami i
roślinami, krył wiele niespodzianek. Kiedy zbliżaliśmy się do domu od strony
chodnika biegnącego wzdłuż trawnika, zauważyliśmy kilka zachwycających
bielonych wnęk, w których znajdowały się posągi bóstw.
Nad
głowami wznosił się łuk w kolorze królewskiego błękitu, na którym widniały symbole
hinduizmu, buddyzmu, chrześcijaństwa, islamu i zaratusztrianizmu. Naprzeciwko
tylnego wejścia do sali modlitewnej z wyjściem na ogród znajdował się mały,
biały budynek medytacyjny. Obok niego był taras z widokiem na pusty plac i inne
domy w okolicy. Na dachach buddyjskich domów, pomalowanych na kolor ochry, beżu
lub złamanej bieli, powiewały flagi modlitewne przywiązane do sznurków. Obok
murowanego tarasu znajdowała się nowa, parterowa, biała sala, która mogła pomieścić
50 osób na sesjach bhadżanowych, kółkach studyjnych i innych specjalnych okazjach.
„Czy to
nie ekscytujące, że w końcu tu jesteśmy?” – zapytała nasza przyjaciółka
psycholog, dr Gloria Ryder.
„Tak! Cieszę
się, że tu jestem. Jesteśmy tak bardzo błogosławieni” – odpowiedziała Donna
Koon, właścicielka centrum alternatywnego uzdrawiania w Kolorado.
„Okolica
jest piękna, prawda?” szepnęła Kay Brooks, pracownica socjalna, gdy
zdejmowaliśmy buty przy drzwiach i ustawialiśmy je starannie obok 25 par, które
najwyraźniej należały do osób znajdujących się w sali modlitewnej.
„Mam
tylko nadzieję, że w ciągu najbliższych trzech dni będziemy mieli okazję odbyć
indywidualne sesje uzdrawiania z Bharosą” – powiedział biznesmen George Ryder,
mąż Glorii. Dzień przed naszym wyjazdem do Azji, lekarz George'a zalecił mu
zgłosić się na operację serca, ale George grzecznie odmówił.
Powiedział
lekarzowi, że nie może zgłosić się do szpitala, ponieważ wyjeżdża w podróż. Nie
wspomniał jednak, że jedzie do Hongkongu, Nepalu i Indii, co było wbrew
zaleceniom lekarza.
Zaraz po
ciepłym powitaniu przez Bharosę i Ramesha oraz pokazaniu nam spektakularnego
ołtarza w ich sali modlitewnej, usiedliśmy na podłodze i dołączyliśmy do
zgromadzonej grupy śpiewającej bhadżany.
Przyszedł
mi do głowy akapit z książki „Baba – Sathya Sai”, w której zacytowano wypowiedź
Baby: „Nie przywiązujcie wagi do cudów. Nie wyolbrzymiajcie ich znaczenia.
Wielkość mojej mocy nie leży w cudach. Leży ona wyłącznie w Mojej miłości. To
prawda, że mogę zmienić niebo w ziemię, a ziemię w niebo. Ale boska moc nie
marnuje się w ten sposób, aby się objawić”.
Natychmiast
zaczęły się dziać cuda w odległości około trzydziestu cm od miejsca, w którym
siedzieliśmy, tuż przed ołtarzem.
Kiedy
śpiewaliśmy bhadżany dla Sathya Sai, nasze oczy napełniły się łzami
wdzięczności. Podziwialiśmy ołtarz, który od podłogi do sufitu był wypełniony
zdjęciami Baby, Śirdi Baby, obrazem Jezusa, posągami Kryszny, Śiwy i
Saraswathi. Wiele zdjęć było tak pokrytych popiołem wibhuti, że postacie były całkowicie zasłonięte. Zmaterializowany
srebrny posąg Saraswathi był pokryty czerwonym cynobrowym proszkiem, a nieszlachetny
metal zmaterializowanego posągu Śiwy stopniowo zmieniał się w złoto!
Przypomniałam
sobie, że Baba często mówił w dyskursach: „Nie proście Mnie o trywialne materialne
przedmioty, ale proście o Mnie, a zostaniecie nagrodzeni. Nie oznacza to, że
nie powinniście przyjmować przedmiotów, które wam daję jako wyraz łaski i
miłości. Powiem Wam, dlaczego daję te pierścienie, talizmany, różańce itp. Ma
to na celu zaznaczenie więzi pomiędzy Mną a tymi, którym je daję. Kiedy spotyka
ich nieszczęście, podarowany przedmiot dociera do Mnie w mgnieniu oka i w
mgnieniu oka powraca do właściciela, zabierając ode Mnie leczniczą ochronną
łaskę”.
Zauważyliśmy,
że zmaterializowany wcześniej lingam, urósł tak bardzo, że mała odwrócona
szklanka, którą kiedyś na nim umieszczono, teraz spoczywała na lingamie niczym
szklany kapelusz. Ramesh powiedział nam, że kiedy wlał zmaterializowaną wodę do
naczynia w pokoju modlitewnym, zamieniła się w mleko. Opowiedział także, że
Baba zmaterializował pierścienie dla niego i Bharosy. W dyskursie wygłoszonym
16 czerwca 1996 roku Baba powiedział: „Dopóki będziecie w posiadaniu takich
świętych przedmiotów, będą pojawiać się w was tylko pobożne myśli”.
Na
ołtarzu stały świeże kwiaty, a po lewej stronie, na dwóch szklanych parapetach
podokiennych, stało około 50 małych pudełeczek na wibhuti, z których niektóre miały przyczepione karteczki z
nazwiskiem właściciela. Najwyraźniej po sesji bhadżanowej pudełeczka w
tajemniczy sposób wypełniały się popiołem wibhuti,
proszkiem kurkumy lub proszkiem kumkum (cynobrowym). Pewnego razu król Nepalu,
Birendra, przywiózł swoją srebrną szkatułkę na biżuterię i zostawił ją na jakiś
czas. Wypełniła się wibhuti i została
odebrana przez właściciela, podobnie jak większość innych pojemników.
Podczas
naszej wizyty zaczęły mieć miejsce pomyślne znaki i zdarzenia. W ciągu trzech
dni doszło do trzydziestu ośmiu takich zjawisk. Popiół wibhuti pojawił się na posągu Ganeszy, który znajdował się zaledwie
kilka centymetrów od nas. Nagle kwiaty zaczęły „wyskakiwać” z bukietów i girland
na ołtarzu. Symbole Om zaczęły pojawiać się na bananach, jabłku, papai i innych
owocach. Niespodziewanie pudełko Donny Koon wystrzeliło ze swojego miejsca. Wibhuti zamanifestowało się na niektórych
kryształach znajdujących się na ołtarzu, które Donna dała każdemu z nas w prezencie
ze swojego sklepu z kryształami w Crestone w Kolorado.
Podczas
kolejnej wizyty w domu Bharosy cała nasza piątka położyła na ołtarzu listy do
Baby. Na listach pojawiło się Om usypane z wibhuti,
wibhuti było także wewnątrz
zamkniętych kopert. Biały kwiat jaśminu zmaterializował się na liście Kay, a
jasnoróżowy goździk na zdjęciu Sai Baby, które położyłam na ołtarzu. W pokoju
nie było różowych goździków.
Przez
trzy dni moją uwagę przyciągały święte zapachy. Wszędzie roznosił się zapach wibhuti, jaśminu, drzewa sandałowego i róży.
Później
Ramesh pokazał „faks z kurkumy”, na którym, jak powiedział, Baba raz w tygodniu
przesyła rodzinie pełne miłości i pouczające wiadomości. „Faks” to pół-calowa (1,27cm)
warstwa żółtego proszku kurkumy na blaszce do pieczenia, takiej, jaką
widzieliśmy w Salt Lake City. Baba wysłał Rameshowi „faksem z kurkumy” wiadomość,
prosząc go i grupę, aby dobrze się nami opiekowali, co czynili z wielką troską
i hojnością.
Kolejna
niezwykła materializacja była związana z jedzeniem. Któregoś dnia, gdy
śpiewaliśmy przed ołtarzem, w naczyniu z jogurtem, które postawiono tam przed obiadem,
pojawiło się duże Om z wibhuti,
abyśmy mogli otrzymać błogosławieństwa Baby, jak to jest w zwyczaju w hinduskich
domach.
Uzdrawiające
sesje pani Bharosy były szczególnie pamiętnym wydarzaniem naszej wizyty.
Bharosa prosiła odwiedzających, aby po każdej porannej i wieczornej sesji
bhadżanów ustawiali się w kolejce na krótki rytuał uzdrawiania. Następnie odmawiała
modlitwę za każdą osobę, wlewała wodę święconą do ust każdego, umieszczała
popiół wibhuti na czole i dotykała
ramienia.
Podczas
jednej z uroczych kolacji przygotowanych dla nas przez panią Bharosę i
wielbicieli, jeden z braci Sai wspomniał, jak nieporównywalnie szczęśliwi są
wielbiciele Katmandu, którzy otrzymali niezliczone świadectwa miłości i łaski
Baby.
„Ale
wiadomo” – powiedział – „cuda Baby to Jego wizytówki. Nie możemy utknąć w
wizytówkach. Jego większe dzieło czeka na nas, a to oznacza wdrażanie Jego nauk
przez całe życie i służenie innym każdego dnia, najlepiej, jak potrafimy”.
Gloria
Ryder robiła zdjęcia przy różnych sposobnościach w domu pani Bharosy, kiedy
jedliśmy i rozmawialiśmy ze sobą, przepełnieni radością z naszego szczęścia, że
mogliśmy spędzić trzy niesamowite dni w domu Adhikarich. „Trudno powiedzieć, co
zrobiło na mnie największe wrażenie” – relacjonowała, uśmiechając się.
Dodała:
„Jednym z najbardziej wzruszających doświadczeń było dla mnie dzielenie
radości, siły i miłości z wielbicielami, którzy śpiewali tutaj bhadżany. W tych
chwilach wszyscy stawaliśmy się jednością w naszej miłości do Boga, do Baby. Pojawiła
się też kurkuma w proszku w moim małym blaszanym pudełku na parapecie. Pudełko
George'a wypełniało się popiołem wibhuti.
Oba służą do leczenia. Pamiętacie, jak wibhuti
wydobywało się z posągu Ganeshy? To wszystko było tak ekscytujące! Uważam, że
obok zobaczenia samego Baby, to doświadczenie tak wielu cudów z tak bliska i w
tak krótkich odstępach czasu, było jednym z najważniejszych momentów w moim życiu”.
Wkrótce
mieliśmy wyjeżdżać, a my zaczynaliśmy być sentymentalni, myśląc o niezwykłej gościnności
rodziny Adhikarich, mądrości Ramesha i o naszym pragnieniu zobaczenia Awatara
za kilka dni.
Zza okna
słyszeliśmy jak zielone papugi Bharosy, trzymane w klatkach, skrzeczą „Sai
Ram”, gdy wielbiciele wychodzili wieczorem przez frontowe drzwi obok klatek.
Jedno z
ostatnich niezapomnianych wydarzeń podczas naszego pobytu dotyczyło uroczej i
hojnej pani Meeny Khanny, która kupiła dwa obrazy Kriszny w świątyni ISKON[1] i umieściła
je na ołtarzu Adhikarich. W ciągu kilku minut na obrazach zebrało się wibhuti. Na małym przezroczystym zdjęciu
Kriszny pojawiły się maleńkie ślady stóp z wibhuti.
Chwilę później, kiedy pani Khanna wręczyła każdemu z nas, jako „prezenty pożegnalne”,
mosiężne posążki Ganeszy, na każdym zmaterializował się popiół wibhuti. Ale to nie był koniec.
Materializacje w Lumbini (Nepal), Prasanthi Nilayam, Arkansas (USA) i w Georgii (USA)
Po pełnym
łez pożegnaniu z dwudziestoma kochającymi, gościnnymi wielbicielami Sai, którzy
stanowią rdzeń grupy bhadżanowej, Baba przygotował kolejną niespodziankę dla
Swoich pięciu amerykańskich pielgrzymów. Podczas naszego lotu z Katmandu do
Delhi posypał Swoim świętym, uzdrawiającym popiołem oparcie fotela między
Georgem Ryderem i Donną Koon. Początkowo myśleli, że pasażer siedzący za nimi
narusza zakaz palenia i strząsa popiół z papierosa na podłokietnik, więc go wycierali.
Kiedy pojawiał się ponownie, w końcu zdali sobie sprawę, że to wibhuti Baby.
Co
ciekawe, kiedy pisałam ten artykuł, dowiedziałam się o kolejnych manifestacjach
Sai, które miały miejsce w mieszkaniu w aszramie Baby w Puttaparthi. Ponadto
Sarit Rimal, zięć pani Bharosy, przekazał telefonicznie informacje o matce
Bharosy w Lumbini w Nepalu (wiele lat temu). W domach Bharosy, jej matki i córki
Sujaty w Salt Lake City w stanie Utah pojawiały się na owocach święte symbole
Om. Innymi słowy, trzy pokolenia wielbicieli Sai zostały pobłogosławione przez
Sathya Sai Babę tym samym zjawiskiem.
Również
przyjaciółka rodziny Sarita, pani Anand z Little Rock w stanie Arkansas w USA,
powiedziała mi przez telefon o czterdziestoośmiogodzinnej wizycie pani Bharosy
w jej domu w 1998 roku, podczas której na obrazach Sathya Sai, Śirdi Sai Baby i
Guru Gobinda Singha pojawiło się wibhuti.
Od tego czasu na co najmniej trzech obrazach nadal tworzy się wibhuti.
„Wiesz,
ilekroć Bharosa zjada kawałek owocu, na nim pojawia się symbol Om” – powiedziała
mi pani Anand z wielkim ożywieniem.
„Około 10
sierpnia 2000 roku odwiedziłam Swamiego w Parthi i zaprosiłam panią Bharosę do
naszego pokoju. Bharosa i Ramesh weszli do pokoju z doktor Sitą Ram Choudhary,
innym mężczyzną i niezamężną dziewczyną z ich grupy. Chcieliśmy poczęstować ich
wodą kokosową, więc zdobyliśmy kilka kokosów na stoisku w aszramie. Był tam mój
teść J. S. Anand, Raminder, poseł Singh, mój ojciec, ciocia Kuldip i ja.
Kiedy
pani Bharosa dotknęła kokosa i winogron, pojawiły się na nich symbole Om. Widziałam
to osobiście więcej niż raz, więc wiem, że to prawda i było tam wielu świadków”.
Co
więcej, w Atlancie w stanie Georgia, kiedy Bharosa i Ramesh odwiedzili dom
Pawana i Chandy Rai, gdzie spotykało się Centrum Sai, również miało miejsce
wiele niezwykłych zjawisk.
„W odniesieniu
do potencjalnych sceptyków takich zjawisk” – powiedziała pani Anand – „aby
poznać wierzącego, trzeba dla kontrastu znać także niewierzącego. Niewierzący
odgrywają kluczową rolę w dramacie Baby. Wszystko w boskim planie ma swoje
miejsce. Bóg jest we wszystkich aktorach. Mistrz kuchni używa zarówno ładnych,
delikatnych naczyń do serwowania, jak i zwykłych przyborów kuchennych i sczerniałego
garnka. Wszystkie przybory służą do przygotowania wspaniałego posiłku. Żadne
nie jest lepsze”.
Pośród
ogromu łask, które rodzina Adhikarich otrzymała od Sathya Sai, miały ostatnio
miejsce dwie manifestacje. Baba zmaterializował w szafie pani Bharosy żółtą
jedwabną szatę Awatara. Po jej wyjęciu pojawiły się na niej symbole Om z wibhuti. Zamówiono ochronną szklaną gablotę,
która będzie chronić szatę Baby przed potencjalnym uszkodzeniem spowodowanym
przez zbyt entuzjastycznych wielbicieli.
Pan Rama ukazuje się pani Bharosie