Wspomnienia: 

Sathya Sai Baba


Anil Kumar Kamaraju

Om Sri Sai Ram, Najdroższa Rodzino Sai

   „Dlaczego myślisz w ten sposób? Swami wie o tobie wszystko. Prawdę mówiąc, pytał o ciebie wiele razy. Nie martw się”. Te pocieszające słowa pana Kasturi są wciąż świeże w mojej pamięci.
   Było to w roku 1977, podczas drugiego dnia święta Daszara. Poszedłem do pana Kasturiego i powiedziałem cichym głosem: „Wysłał pan do mnie wiadomość przez służby Sevadal. Wygląda na to, że Bhagawan poprosił mnie o wygłoszenie dziś wieczorem przemówienie w audytorium Poornachandra, a ponieważ nikt nie mógł znaleźć mnie w aszramie, straciłem tę boską szansę. Proszę mi wybaczyć. Jak można pocieszyć pechowca?”.
   Kasturi, który robił wszystko, co w jego mocy, aby mnie uspokoić, powiedział: „Czy myślisz, że Swami nie wie, kto jest godzien być Jego narzędziem? On wie wszystko i we właściwym momencie zrobi to, co konieczne. Nie martw się. Bądź szczęśliwy, że jesteś przynajmniej w zasięgu Jego boskich oczu i myśli. Czego jeszcze ktoś mógłby chcieć?”.
Pozwólcie, że wyjaśnię co wydarzyło się tamtego dnia. Swami zapytał o mnie pana Kasturiego, który z kolei poprosił służby Sevadal i innych urzędników, aby szukali mnie w aszramie. Efekt końcowy: straciłem rzadką okazję przemawiania w boskiej obecności przy tak ważnej okazji. Byłem zawiedziony. Wcześniej Swami nie zamienił ze mną ani słowa, nigdy się do mnie nie uśmiechnął, również nie obdarzył mnie padanamaskarem (pokłonem do stóp), nie miałem nawet miejsca w pierwszym rzędzie. Myślałem, że to pech, którego przyniosłem z poprzednich wcieleń. Nawet gdy miałem szczęście i udało mi się siedzieć blisko pierwszego rzędu, Swami albo omijał to miejsce, albo mówił głośno do osoby siedzącej tuż obok mnie i wiele razy materializował coś dla tej osoby. Wielu moich przyjaciół, którzy już wiedzieli o moim pechu, mówiło: „Panie Anil Kumar, usiedlibyśmy obok pana w stołówce czy gdziekolwiek indziej, ale nie w kolejce na darszan”. Taka była wówczas moja reputacja.
   Po ośmiu długich latach, kiedy w końcu nadeszło boskie wezwanie, nie byłem w pobliżu. Byłaby to moja pierwsza szansa, aby zobaczyć Go z bliska, porozmawiać z Nim i otrzymać padanamaskar. Przeklinałem mojego pecha. Śri Kasturi powiedział wtedy: „Nie martw się. Wieczorem na darszanie usiądź w pierwszym rzędzie i zobacz, co się stanie”.

Pierwsza rozmowa ze Swamim

   Dokładnie o 16:50 Swami wyszedł na darszan. Błogosławiąc, rozmawiając z wielbicielami Swami przesuwał się powoli, podszedł, stanął przede mną i powiedział: „Gdzie byłeś dziś rano? Wysłałem ludzi, aby cię szukali w stołówce i w twoim pokoju. Nikt nie mógł cię znaleźć. Myślałem, że pozwolę ci przemówić dziś rano”.
   Całe moje ciało zaczęło się trząść. Czy mój Swami mówi teraz do mnie? Czy ta rozmowa, ta chwila, ten dzień są prawdą, czy to tylko sen? Czy to koniec mojego ośmioletniego pecha i czy to początek nowego?
Po kilku sekundach bombardowania myśli, nabrałem trochę odwagi i powiedziałem: „Swami! Proszę, wybacz mi. Byłem w domu Sri Ammanna Sashtri poza aszramem. Dołączyli do mnie także Podili Viswanatha Sharma, Purighalla Appa Rao, Sri Manchi Raju Surya Narayana Murthy. Byłem całkowicie oczarowany, słuchając o chwale Shirdi od Śri Viswanathy Sharmy. To sprawiło, że straciłem rachubę czasu. Dlatego nie dotarłem na czas do aszramu”.
Nasz ukochany Pan powiedział: „Nie ma problemu. Nie smuć się. Przyjmij padanamaskar”. Podobnie jak mały jelonek wskakujący na matkę, upadłem na Jego boskie lotosowe stopy. Pomyślałem sobie: „Swami! Czy jest coś czego nie wiesz o tym świecie? Jak mogłeś mnie wezwać, kiedy mnie nie było? Dlaczego nie byłem obecny, kiedy Mnie wzywałeś? Czy to nie jest część Twojej boskiej gry, Swami?”.
   Dokładnie po roku, w 1978 roku, otrzymałem boską szansę przemawiania w bezpośredniej obecności Bhagawana. Tego dnia, po wcześniejszym wezwaniu, kazano mi usiąść na podwyższeniu, na którym siedział Swami, a za Nim siedzieli swami Karunyananda, Śri Kasturi i Śri Bhagawantham. Gdy tylko Swami dał znak, podszedłem do Swamiego i zapytałem: „Swami, po angielsku czy w telugu?”. Swami odpowiedział: „Mów po angielsku”. Nasz współczujący Pan dał mi także drugą szansę podczas obchodów Daśara w tym samym roku w dniu Vijaya Dasami[1], kiedy poprosił mnie, abym przemawiał w języku telugu. To był mój debiut w Puttaparthi.
   W 1980 roku otrzymałem telegram z informacją, że zostałem mianowany regionalnym prezydentem Organizacji Śri Sathya Sai. Natychmiast przyjechałem do Puttaparthi. Podczas darszanu powiedziałem: „Swami! Przewodniczący Światowej Rady przysłał mi telegram. Jestem Ci bardzo wdzięczny. Proszę, pobłogosław mnie”. Swami powiedział: „Osobiście wyznaczyłem cię na przewodniczącego regionu i telegram został wysłany przeze Mnie”. Słysząc te słodkie słowa, moje serce podskoczyło z radości. Zrozumiałem, że to wszystko było życzeniem Swamiego i że wszystko dzieje się zgodnie z Jego wolą.
   Czas mijał. Był rok 1985 i uroczystości urodzinowe Swamiego na stadionie Sri Sathya Sai Hill View szły pełną parą. Podczas porannej sesji urodzinowej ówczesny przewodniczący Światowej Rady, Śri Indulal Shah czytał nazwiska nowo mianowanych prezydentów stanowych. Kiedy doszło do Andhra Pradesh (stanu, w którym się urodziłem) odczytano moje nazwisko. Zimny dreszcz przeszedł mi po plecach. Zadałem sobie pytanie: „Czy to ja? Czy to ktoś inny o moim nazwisku?”.
   Tego wieczoru, gdy trwały programy kulturalne, Swami przywołał mnie bliżej i zapytał: „Co, panie prezydencie stanowy! Czy przyjmujesz tę ofertę?”. Uprzejmie odpowiedziałem: „Dlaczego nie Swami! To jest Twoje Boskie polecenie. Na pewno podporządkuję się”. Wyciągając obie ręce do przodu powiedział: „Spójrz, Moja ochrona będzie silniejsza niż żelazne kajdany. Wszyscy będą z tobą współpracować. Nie martw się. Działaj szybko i skutecznie”.
   Te pocieszające i uspokajające słowa były prawdziwe i wszystko działo się dokładnie tak, jak powiedział Swami. Każde działanie było przez Niego osobiście monitorowane i wykonywane. Nie miałem żadnego pojazdu poza rowerem. W tamtych czasach nie miałem nawet telefonu. Z zawodu byłem zwykłym profesorem. Zastanawiałem się, czy uda mi się objechać cały stan, co było kosztowną sprawą. Wyraziłem tę samą wątpliwość przy mojej żonie, a ona powiedziała: „Załóżmy, że mamy jeszcze jedno dziecko. Tak jak wydawalibyśmy pieniądze na jego edukację, ubranie itp., potraktujmy organizację jako dziecko »podarowane« przez Swamiego i opiekujmy się nim z tą samą miłością i determinacją”. Potraktowałem jej słowa jako wiadomość od Swamiego i od tamtej pory nie oglądałem się za siebie.
   Podczas tej pamiętnej podróży nie było wioski ani miasta w Andhra Pradesh, którego bym nie odwiedził. Swami zabierał mnie do każdego zakątka Andhra Pradesh. Pozwolił mi podróżować wszystkimi środkami transportu. To były czasy, kiedy w systemach komunikacyjnych i transportowych panował całkowity chaos. Podróżowałem godzinami stojąc w autobusach i zatłoczonych pociągach. Próbowałem konkurować z żurawiami, podróżując godzinami na jednej nodze. Jeździłem na traktorach, furmankach zaprzężonych w woły i wozami konnymi. Zapewniam was, że doświadczyłem przejażdżek wszystkimi pojazdami.
   Od 1979 roku Swami dawał mi szansę przemawiania w boskiej obecności co najmniej cztery do pięciu razy w roku. Pewnego razu w miejscowości Kurnool odbyło się spotkanie zorganizowane przez Organizację Sathya Sai. Tej nocy była bardzo silna ulewa. Dworce autobusowe i drogi zamieniły się w laguny. Wszystkie autobusy zostały odwołane. Wysłałem telegram do organizatorów informując, że nie mogę uczestniczyć w spotkaniu. Następnego ranka Wewnętrzny Głos powiedział: „Nie, nie możesz zostać. Jedź!”. Pomyślałem, że zanim dotrę do Kurnool, będzie już późno i wszyscy będą wracać do domu, więc kontynuowanie podróży w takich okolicznościach nie będzie miało sensu. Ale Wewnętrzny Głos był silny i wciąż powtarzał, abym jechał.
Posłuszny boskiemu poleceniu (Wewnętrznemu Głosowi), ruszyłem do Kurnool. Kiedy tam dotarłem, wszyscy wracali do domu po Mangala Arathi. Kiedy wielbiciele zobaczyli mnie, byli zaskoczeni. Zaczęli się zastanawiać: jak to możliwe, że jest tutaj skoro wysłał telegram, że nie może dotrzeć. Czy to naprawdę profesor Anil Kumar, czy może Baba przychodzi w postaci profesora? W każdym razie wszyscy wrócili do sali spotkań, a ja po przemówieniu wróciłem do Puttaparthi.
   W tamtych czasach bhadżany trwały do 11 rano. Zauważył mnie pan Majeti z Eluru i posadził na werandzie. Swami przyszedł na darszan i w swoim zwykłym stylu powiedział: „Co, panie Anil! Myślałeś o opuszczeniu spotkania w Kurnool? Zobacz, jak cię tam ściągnąłem. Programy Swamiego nigdy nie zostaną odwołane! Nikt nie może pominąć planów Swamiego”. Oczywiście siedziałem z szeroko otwartymi ustami, słuchając i patrząc na naszego Wszechwiedzącego Pana.
   Ponadto Swami dodał: „Jest tam pewien dr Krishna Rao, który jako pierwszy służył w Sevadal z Kurnool. Trzymając małą latarkę, nocami strzegł Prashanthi. Czy nie czułby się zawiedziony twoją nieobecnością?”. Dopiero wtedy zrozumiałem powagę i znaczenie spotkań Sai oraz to, jak nasz Wszechobecny Swami obserwuje nas wszystkich podczas takich spotkań i wie o nas każdą najdrobniejszą rzecz.
   Jest miejsce o nazwie Giddaluru w dystrykcie Prakasam w stanie Andhra Pradesh. Prezydentem dystryktu Organizacji Sathya Sai był wówczas dr P. C. Ranga Reddy. Zaplanowano ogromne spotkanie, które odbyło się na terenie Vivekananda College. Również ja zostałem zaproszony na to spotkanie. Tego samego dnia wszystkie autobusy i pociągi zostały zatrzymane w związku z ogromnym protestem politycznym kwestionującym decyzję gubernatora o usunięciu z urzędu ówczesnego głównego ministra stanu Andhra Pradesh, Sri N. T. Ramy Rao. Jego partia, Telugu Desam Party, protestowała przeciwko tej decyzji i cały stan stanął w miejscu. Zastanawiałem się, jak będę podróżował w tak napiętych okolicznościach.
   Tego samego ranka pewien wolontariusz Sevadal z Giddaluru przyszedł po mnie do mojego domu. Wszyscy członkowie mojej rodziny, którzy nigdy nie mówili „nie” żadnym spotkaniom Sai, rozważali napiętą sytuację na zewnątrz i poprosili mnie, abym pozostał w domu. Kiedy wszystkie pociągi i autobusy strajkowały, nie czuli się komfortowo, wypuszczając mnie z domu. Rozumiejąc ich uczucia, a także mając na uwadze problemy, jakie napotkam podczas podróży, podszedłem do wolontariusza i powiedziałem: „Proszę pana, nie ma możliwości, abyśmy dojechali na spotkanie jakimkolwiek środkiem transportu. Proszę mi wybaczyć. Nie jadę”. Do dziś pamiętam jego zdecydowaną odpowiedź. Powiedział: „W żaden sposób nie możemy odwołać pracy Swamiego. Chodź, a ja zabieram cię ze sobą!”.
   Od razu spakowałem kilka ubrań do małej walizki i, bezskutecznie próbując przekonać członków mojej rodziny, wyszedłem z domu z wolontariuszem Sevadal. Oboje siedzieliśmy w pociągu, nie wiedząc, kiedy ruszy. Czy ten pociąg dotrze do Giddaluru? Wcale nie byłem tego pewien. Całkowicie poddałem się Swamiemu. Pociąg ruszył powoli, wolniej niż ślimak. Pan Sathyam, który mi towarzyszył, wysiadał na każdej stacji i telefonicznie informował mieszkańców Giddaluru o naszym miejscu pobytu. Dla mnie wszystko wydawało się być w rozsypce. Mój umysł był bardzo zajęty wszelkiego rodzaju myślami. Z wielkim trudem dotarliśmy do stacji Vinukonda. Tam ogłoszono, że strajk został odwołany. Co więcej, pociąg nabrał prędkości. W mgnieniu oka dotarliśmy do naszego ostatecznego celu, Giddaluru. Na stacji były setki wielbicieli, starych i młodych, mężczyzn i kobiet, wszyscy czekali, aby mnie przyjąć. Zgodnie z zapowiedzią spotkanie odbyło się na rozległym, już wówczas zatłoczonym placu.
   Z Giddaluru dotarłem do Puttaparthi. Nasz Wszechwiedzący Pan zapytał: „Czy spotkanie było udane? Po umieszczeniu twojego imienia na zaproszeniu wielbiciele poczuliby się źle, gdybyś się nie pojawił. Nasze programy (Organizacji Sai) są przeznaczone dla duchowego rozwoju. Powinny rozpoczynać się punktualnie. Powinniśmy być wzorem dla wszystkich”. Słysząc to, po raz kolejny byłem zaskoczony i zaniemówiłem.
Kiedy myślę o Giddaluru, zawsze przypominam sobie to wydarzenie, które miało miejsce dawno temu. W tamtych czasach z Machilipatnam do Puttaparthi kursował tylko jeden autobus. Podróż z Guntur do Puttaparthi Zajmowała 17–19 godzin. Za każdym razem, gdy jechaliśmy, istniało ryzyko, że przebiją się co najmniej dwie opony. Przy jednej z takich okazji autobus zatrzymał się na lunch w Giddaluru. Ponieważ wszyscy byliśmy głodni, pobiegliśmy do pobliskiej restauracji i poprosiliśmy kelnera o menu. Powiedział: „Mamy kurczaka biryani, kurczaka pulao (potrawy indyjskie), omlet itp.”. Będąc z urodzenia wegetarianami, samo usłyszenie tych nazw sprawiło, że uciekliśmy z tej restauracji.
   Później znaleźliśmy bramiński wegetariański hotel i po obiedzie wróciliśmy do autobusu. Gdy autobus ruszył, wyjrzałem przez okno. Na szyldzie pierwszej restauracji, do której poszliśmy, widniał napis: „Hotel wojskowy”, bo tak potocznie nazywa się niewegetariański hotel. Ale ponieważ byliśmy głodni, nie zadaliśmy sobie trudu przeczytania tablicy.
   W Puttaparthi trwały obchody Daśary. Weranda była dobrze przygotowana na Boski dyskurs Swamiego. W przemówieniu wygłoszonym tego dnia Swami powiedział: „Gdzie w tym tymczasowym światowym wszechświecie znajdziesz prawdziwe szczęście? W tym świecie jest zapisana tablica, która mówi: „Chwilowy, nieszczęśliwy” i jeśli szukasz szczęścia bez czytania tablicy, nie będzie to służyć celowi. Na przykład, jeśli tablica przed hotelem powie: „Hotel wojskowy”, nie możemy wejść i poprosić o dania:  idli, sambar czy upma”. To z pewnością była wiadomość dla mnie! Był to kolejny przykład wszechobecności Swamiego.
   W Visakhapatnam jest V.S.N. College. Na tej uczelni Sri G. V. Subramanya Sharma był kierownikiem wydziału sanskrytu. Był bardzo aktywnym członkiem Organizacji Śri Sathya Sai. Był erudytą i doskonałym mówcą. Jego satsangi na temat Bhagavatham były niezrównane. Gdyby zaczął mówić, porównując Krisznę i Babę, słuchacze z pewnością przekroczyliby czas i przestrzeń, słuchając go ze skupioną uwagą. Był moim bardzo bliskim przyjacielem.
Pewnego dnia oboje mieliśmy niezapomniane przeżycie, gdy wracaliśmy ze spotkania zorganizowanego przez Organizację Śri Sathya Sai w Sirisilla w dystrykcie Karimnagar. Przyjechaliśmy na stację kolejową Kajipet, aby wsiąść do pociągu ekspresowego Narsapur lub ekspresu Godavari. Następnego dnia oboje mieliśmy zajęcia na uczelni. Kiedy czekaliśmy na pociąg, naczelnik stacji rozpoznał mnie i powiedział: „Panie Anil, nie mogłem posłuchać pana wykładu ze względu na moje obowiązki tutaj. Chodźmy. Napijemy się kawy i porozmawiajmy o Swamim”.
   Kiedy mówimy o Swamim, zawsze zapominamy o czasie. Rozmawialiśmy o Swamim z wielkim entuzjazmem. W międzyczasie naczelnik stacji powiedział: „Dobrze. Chodźmy już, bo zaraz przyjedzie pociąg”. Zanim wyszliśmy, pociąg już odjechał z peronu. Śri Subramanya Sharma był bardzo zmartwiony. Zastanawiał się, jak następnego dnia pójdzie na uczelnię. Tak naprawdę obaj myśleliśmy w ten sam sposób. Nagle pociąg, który przejechał już przez sygnalizator świetlny, zaczął wracać na peron. Byliśmy zszokowani, widząc ten cud! Nie pytając jak i dlaczego wskoczyliśmy do pociągu.
Potem pojechałem do Puttaparthi na jakieś święto. Tego wieczoru Swami podszedł do mnie i uśmiechając się powiedział: „Ty bezmyślny człowieku. Nie wiesz, że trzeba przyjść punktualnie na peron? Wiesz, że tego wieczoru spóźniłbyś się na pociąg”.
   Pewnego razu miałem piękne doświadczenie. Kiedy poszedłem na spotkanie w dystrykcie Karimnagar, wielbiciele z Adilabad poprosili mnie, abym wziął udział w spotkaniu w Ramakrishna Puram. Tego dnia było trochę dziwnie, ponieważ nasz samochód był wielokrotnie zatrzymywany w trakcie podróży. Dostając informację o antyspołecznych elementach próbujących rozmontować administrację, policja była w stanie najwyższej gotowości, a nasz samochód był wielokrotnie zatrzymywany, aby przejść kontrolę bezpieczeństwa. Za każdym razem, gdy policja zatrzymywała samochód, widziała w nim zdjęcie Swamiego i pozwalała nam kontynuować podróż. Ta przerażająca podróż zakończyła się szczęśliwie, gdy w końcu bezpiecznie dotarłem do domu. Po kilku dniach, kiedy pojechałem do Puttaparthi, Swami przyszedł do mnie i powiedział: „Mówiłem ci, żebyś nie podróżował późno w nocy. Teraz wiesz, z iloma przeszkodami musiałeś się zmierzyć?”. Dziękując Swamiemu za uratowanie mnie, upadłem do Jego lotosowych stóp.
   Miało to miejsce podczas obchodów srebrnego jubileuszu Organizacji Śri Sathya Sai. Wszyscy podróżowaliśmy minibusem zorganizowanym przez prezydenta okręgu Guntur (Organizacji Sai), pana Kovela Mudiego Narayanę Rao. Po obu stronach minibusa znajdowały się pięknie napisane cytaty Swamiego, a dach był udekorowany zdjęciami Swamiego. Jeździliśmy tym busem przez niezliczone wioski. Tego dnia mieliśmy odwiedzić wioskę Palakollu w zachodnim Godavari. Znów byliśmy w środku strajku. Transport publiczny stanął. Ponieważ korzystaliśmy z prywatnego transportu, udało się nam dotrzeć bez przeszkód do Bejavada. Tam strajk był dotkliwy. Nie pozwolili nam przejechać ani centymetra dalej.
   W minibusie puszczaliśmy kasety z bhadżanami. Wszyscy pytali, dlaczego podróżujemy pomimo strajku. Niektórzy strajkujący trzymający flagi próbowali nawet zatrzymać nasz magnetofon. Nie wiedząc co robić i trochę przestraszeni, zaczęliśmy śpiewać w duchu. Tymczasem nie wiadomo skąd pojawił się potężny mężczyzna na motocyklu. Miał ogromną flagę i bardzo silny głos. Wyglądało na to, że był ich przywódcą. Zajrzał do busa i patrząc na zdjęcie Baby, powiedział swoim ludziom, aby nas puścili. Zwracając się do nas, powiedział: „Możecie już jechać. Nikt was nie zatrzyma. Dopilnuję, żeby nic wam się nie stało. Uruchomcie busa i jedźcie dalej”.
   Ze względu na blokadę drogi dotarliśmy do Palakollu z pewnym opóźnieniem. Wielbiciele, którzy wracali do swoich domów, po zobaczeniu naszego pięknie udekorowanego minibusa, z którego dobiegały bhadżany, wrócili na miejsce spotkania. Chociaż byliśmy głodni, pominęliśmy posiłek i udaliśmy się bezpośrednio do zgromadzonych. Kiedy przemawiałem, ktoś z tłumu podał małą kartkę, na której było napisane: „Szanowny Panie, dziś wieczorem w tej samej sali konferencyjnej mamy zaplanowany ślub. Wyświadczyłby nam pan wielką przysługę, gdyby przerwał pan teraz swoje przemówienie”. Kiedy przeczytałem kartkę na głos, ktoś z tłumu z typowym akcentem Godavari zapytał: „Dlaczego zamierzasz przerwać spotkanie? Jeśli chcesz, aby ślub się udał, powinieneś otrzymać błogosławieństwo Baby. Panie Anil Kumar, proszę kontynuuj swoje przemówienie. Przygotowaniami do ślubu zajmą się z tyłu”. Zdziwiłem się, słysząc to. Pokłoniłem się ich oddaniu.
W ciągu 20 lat mojej pracy jako nauczyciel w Guntur wszystkie weekendy i święta spędzałem podróżując po wioskach, szerząc przesłanie Swamiego i dzieląc się Jego miłością. Musiałem pogodzić godziny zajęć na uczelni z trasą podróży i przygotowaniem do przemówień. Moje życie było doskonałym przykładem boskiej woli Swamiego, który może wykonać Swoją pracę nawet poprzez tak zwyczajną osobę, jak ja.
   W tym momencie przypominam sobie jeszcze jedno osobliwe wydarzenie, które miało miejsce wiele lat temu. Po wzięciu udziału w niektórych programach Sai w regionie Telangana, dotarłem na stację kolejową, tylko po to, by dowiedzieć się, że właśnie spóźniłem się na pociąg. Bardzo się martwiłem, bo następnego dnia miałem wykłady na uczelni. Nie mając już innego wyjścia, dosłownie pobiegłem na uczelnię bezpośrednio ze stacji kolejowej, gdy tylko dotarłem do Guntur. Co więcej, miałem wykładać podczas pierwszej sesji dnia. Kiedy dotarłem do uczelni, zauważyłem, że bramy są zamknięte. Z ciekawością zapytałem stróża, dlaczego cały kampus wydawał się pusty. Powiedział, że ponieważ nasi studenci wygrali międzyuczelniany mecz krykieta, zarząd uczelni ogłosił dzisiaj święto. To była dla mnie wielka ulga. Życzyłem sobie, aby nasi uczniowie wygrywali więcej meczów, abym mógł przeznaczyć więcej czasu na pracę Sai!
   Innym razem zostałem „uratowany”, gdy jeden z moich kolegów brał ślub. Modliłem się: „Swami, niech wszyscy moi koledzy, kawalerowie, wkrótce się ożenią, abym miał więcej czasu na Twoją pracę”.
   Często, głównie z powodu ignorancji, mamy skłonność do myślenia, że to my jesteśmy wykonawcami. Uważamy, że nikt nie może być tak doskonały jak my. Ego sprawia, że uważamy, że tylko my możemy dokonać tak wielkich rzeczy, które są niemożliwe dla innych, i jesteśmy dumni z naszej inteligencji. Tak, to naturalne. W końcu jesteśmy ludźmi. Co więcej, możemy myśleć, że bez nas te wielkie rzeczy nie mogłyby zostać dokonane. Gdyby jednak nadarzyła się okazja, jest kilku innych, którzy mogliby zrobić to znacznie lepiej niż my. Jeśli Swami zechce, nawet źdźbło trawy stanie się potężnym narzędziem!
Pewnego razu odbyło się spotkanie w wiosce Ponnakollu, zorganizowane przez Organizację Sathya Sai z okazji rocznicy jej założenia. Ale tego samego dnia musiałem wziąć udział w spotkaniu stanowych prezydentów Organizacji Sathya Sai w Puttaparthi. Zastanawiałem się, jak może odbyć się spotkanie w Ponnakollu beze mnie. W końcu, kiedy wróciłem, dowiedziałem się, że w spotkaniu uczestniczyli trzej znani i oddani ludzie z Andhra Pradesh,  pan Karunasri,  pan Madhavarama Sharma i pan Amarendra, mimo że ich nazwiska nie były wymienione na zaproszeniu, a program odniósł wielki sukces.
Programy Swamiego nigdy się nie skończą. Po prostu tracimy wspaniałe okazje, nie uczestnicząc w nich; ale nasza nieobecność nigdy nie zmniejszy wagi żadnego spotkania Sai. Zawsze powinniśmy zdawać sobie sprawę z tego faktu: istnieje niezliczona liczba kompetentnych, utalentowanych, oddanych i inspirujących osób, gotowych wykonywać pracę Swamiego.
   Do innego zdarzenia doszło w tej samej wiosce Ponnakallu. Wiele lat temu uczestniczyłem w uroczystościach rocznicowych lokalnego Ośrodka Sai. Aby rolnicy mieli wystarczająco dużo czasu na powrót do domu po długim dniu pracy, spotkania zazwyczaj rozpoczynają się o godzinie 19:00. Kiedy przemawiałem, wstał duży, bogaty wieśniak i zapytał: „Przyjechałeś, aby propagować nauki Sai Baby?”.
   Odpowiedziałem: „Proszę pana, proszę nie zrozumieć nas źle. Jesteśmy wielbicielami Sai i świętujemy rocznicę naszego Ośrodka”. Później wioska Ponnakallu stała się ośrodkiem, w którym zawsze pojawiały się innowacyjne i podnoszące na duchu działania Sai. Jednego roku podczas grupowej sesji zdjęciowej, Swami pojawił się na zdjęciu siedząc w fotelu, co świadczy o ich wielkim oddaniu.
   Kiedyś odwiedziłem wioskę Donepudi. Gdy skończyłem mówić, było już późno. Ostatecznie spóźniłem się na ostatni autobus. Nie mając innego wyboru, spałem tą noc w świątyni, a następnego dnia wyjechałem do Guntur. Podobnie po spotkaniu w Thulluru nie było już autobusów. Na szczęście wsiadłem do traktora i dojechałem do Guntur.
   Kilka lat temu uczestniczyłem w spotkaniu Balvikas w Rajahmundry. Do północy nie było pociągu. Pojechałem ciężarówką do Eluru, stamtąd kolejną ciężarówką do Widźajawady i ostatecznie dotarłem do Guntur autobusem komunikacji miejskiej.
   Wykonując pracę Swamiego, korzystałem ze wszystkich środków transportu. Powinienem dotrzymać obietnicy danej Swamiemu. W roku 1980, podczas obchodów Daśary, po boskim dyskursie, Swami zabrał mnie na pierwsze piętro Poornachandry i pobłogosławił jedwabnymi ubraniami, strojem safari i szalem. Kładąc Swoje dwie dłonie na mojej głowie, powiedział: „Miej długie życie ze szlachetnym charakterem. Obyś rozpowszechniał przesłanie Swamiego, podróżując po całym stanie Andhra Pradesh”.
  Jak mógłbym zapomnieć to błogosławieństwo od Pana Panów! Czy po takim błogosławieństwie nadal będę odczuwał napięcie? Czy będzie jakaś irytacja? Czy kiedykolwiek odpocznę? Nie. Moc Sai jest nieustraszona, niezrównana i nie ma sobie równych.                                               – tłum. E.GG.
 
[1] Dziesiąty dzień Daśary, świętowanie zwycięstwa Ramy nad Rawaną.

 

Stwórz darmową stronę używając Yola.