

Mój Swami
dr Geeta Reddy
Pani dr Geeta Reddy, ginekolog i polityk Indyjskiego Kongresu Narodowego. Karierę polityczną rozpoczęła się w 1985 r. Pełniła wiele funkcji w kraju. Jest żarliwą wielbicielką Bhagawana i laureatką kilku nagród.
W
1980 roku, w młodym wieku, mój mąż Ram, będąc za granicą, nagle doznał paraliżu
lewostronnego. Leczyliśmy go w najlepszych szpitalach w Londynie, ale
bezskutecznie. Do tego czasu jedynie słyszeliśmy o Śri Sathya Sai Babie. Kiedy
wszystko inne zawiodło, przybyliśmy do Indii, aby otrzymać darszan Baby i
uzyskać Jego błogosławieństwo. Rzeczywiście, była to nasza pierwsza wizyta w
maju 1980 roku, kiedy Baba przebywał w Whitefield. Na początku darszanu Swami
udał się prosto do miejsca, gdzie stał Ram, wspierany przez swojego starszego
brata. Swami dotknął lewej strony ciała Rama i powiedział: „bagaipotavu bangaru (odzyskasz
zdrowie)”, kiedy przeszedł na stronę pań, podszedł bezpośrednio do mnie i
powiedział: „adhairya padaku bagaipotadu
(nie trać nadziei, wszystko będzie dobrze)”. Przy moim naukowym nastawieniu nie
mogłam zrozumieć, skąd On wie o naszym problemie i skąd miałby wiedzieć, że
jestem żoną – nikt nas nie przedstawił. To było pierwsze spotkanie z naszym
Panem – takie dramatyczne! Ram zaczął wracać do zdrowia – i dziś nawet nikt nie
pomyśli, że miał paraliż. Powróciliśmy do naszego życia za granicą.
Czas
mijał – ponownie połączyliśmy się z naszym Mistrzem w 1992 roku – kiedy przybył
do Hyderabadu i od tego czasu jesteśmy Jego oddanymi wielbicielami. To, co
najbardziej nas w Nim przyciągnęło, to Jego prostota. Nie było żadnych
rytuałów, mantr ani ślok do
intonowania. Ktoś przyszedł do Niego z pustymi rękami i wracał z tonami
błogosławieństw. Kto dziś na Ziemi uczy nas o uniwersalności religii, o
jedności ludzi i jednej atmie (duszy) w całym Stworzeniu? Jego
nauki są proste, ale mają dalekosiężne skutki.
Wszechobecność
Swamiego jest zdumiewająca. On wie wszystko. Dla Niego, dla wszechprzenikającego
Pana, jesteśmy otwartymi księgami. W 1995 roku miałam straszny wypadek samochodowy,
samochód został rozbity, trzykrotnie przekoziołkował do niskiego rowu. Ale
wyszłam bez zadrapania! Tej ciemnej grudniowej nocy ktoś niespodziewanie
podszedł do samochodu, wyciągnął mnie, wsadził do autobusu i odesłał do domu.
Nigdy więcej nie spotkałem tego miłego człowieka. Czy to był sam Swami? Musiało
tak być, bo On znał moje imię.
Kiedy
w 1998 roku pojechałam do Katmandu (Nepal), aby wziąć udział w konferencji
kobiet, doświadczyłam cudownej lily
naszego Pana. Po zakończeniu konferencji zabrano mnie do domu pewnej
wielbicielki Sai. Ta pani została wskrzeszona przez Swamiego. Tam poczułam Jego
obecność, więc powiedziałam głośno: „Panie, pokaż, że tu jesteś” i oto, nie wiadomo
skąd, spadł na mnie ogromny kwiat nagietka. Byłam zachwycona, potem były
jeszcze inne z trzech różnych kierunków. On tam był i rzeczywiście pokazał mi
Swoją obecność – „z tobą, wokół ciebie, w tobie” – to był mój ukochany Swami,
który jest ze mną wszędzie i zawsze.
W
1997 r. byliśmy ze Swamim w Kodaikanal, ciesząc się naszym Panem. Przez pięć
lat cierpiałam na niedoczynność tarczycy, ale nigdy nie wspomniałam o tym
Swamiemu. W dniu naszego wyjazdu zmaterializował srebrną szkatułkę pełną
wibhuti. Odkąd biorę to wibhuti, w krótkim czasie moja tarczyca wróciła do
normy. Do dzisiaj nie biorę żadnych leków. Problemy z tarczycą trwają zwykle
całe życie i wymagają ciągłego przyjmowania leków. Jest to dowód Jego
wszechwiedzy, a także Jego troski i współczucia dla zwykłego śmiertelnika. Zrób
jeden krok w Jego stronę, a On zrobi dziesięć kroków w twoją.
Odkąd
otworzyłam drzwi mojego serca naszemu ukochanemu Panu, moje życie przypomina
bajkę. Wszystko dzieje się według Jego woli. On dał mi wewnętrzną siłę, aby
zaakceptować sukces i porażkę. ON dał mi siłę, abym zaakceptowała dobro i zło.
A przede wszystkim obdarzył mnie umiejętnością przebaczenia tym, którzy mnie
skrzywdzili.
Jego
życie jest dla nas. Najpotężniejszy z potężnych, Wszechmogący zstąpił na Ziemię
dla nas.
- tłum. E.GG.