Poprzez dylematy Dharmy (Prawości)

Generał broni w stanie spoczynku dr M.L. Chibber oraz pani dr R. Chibber

    Niech każdy człowiek odmieni się. Przyznaj, że nie żyjesz tylko dla zarabiania pieniędzy, zaspokajania swoich potrzeb, nie dla talentów naukowych i intelektualnych, ale dla rozwoju duchowego.
 – Śri Sathya Sai Baba
    To był dylemat dharmiczny, który sprowadził mnie i moją żonę do Sai Baby w 1979 roku. Być może ten dylemat był tylko wymówką. Nadszedł czas, abyśmy mogli otrzymać Jego bezpośrednie przewodnictwo w zrozumieniu celu ludzkich narodzin. Uświadomiłem sobie to, kiedy pewnego razu w 1989 r. skarżyłem się Swamiemu na fakt, że w latach 1945–1946 przebywałem w Bangalore w Szkole Oficerskiej Armii. Oboje z żoną narzekaliśmy: „Swami, dlaczego wtedy nie pozwoliłeś nam przyjść do Siebie?”. Z błyskiem w oczach powiedział tylko: „Tak, tak, obserwowałem was z oddali”.
    Od dzieciństwa skłanialiśmy się do duchowego działania. Tę tendencję odziedziczyliśmy po rodzicach. Kiedy Rameshi i ja pobraliśmy się i urodziły nam się dzieci, spędzaliśmy urlop w Himalajach wędrując do takich miejsc jak Amarnath, Gangotri, Badrinath i Rishikesh. Odwiedziliśmy także sanktuaria wszystkich wyznań Indii i poszliśmy praktycznie do wszystkich uczonych guru w kraju. Odnieśliśmy wiele korzyści. Wzmocniła się nasza wiara w moc zwaną Bogiem, symbolizowaną przez Pana Śiwę. Ale czegoś nam brakowało.
      Kiedy spoglądamy wstecz na dziesięciolecia aż do roku 1979, kiedy Baba w końcu nas wezwał, odkrywamy, że ilekroć żarliwie modliliśmy się do Pana Śiwy, zawsze otrzymywaliśmy wszystko, o co prosiliśmy. Ale wtedy nasze modlitwy dotyczyły przyziemnych, doczesnych spraw. Teraz rozumiem, dlaczego Swami nie stworzył mi możliwości udania się do niego w latach 1945–46, czy też w 1974 r., kiedy odwiedził Amristar, a ja dowodziłem tam dywizją armii. Oczywiście nie byliśmy jeszcze gotowi na duchową edukację, której udziela Swami.
    W 1979 roku awansowałem do stopnia generała broni i mianowano mnie dowódcą krajowej siły kontrofensywy. Najbardziej satysfakcjonującą pracą dla zawodowego żołnierza jest dowodzenie siłami liczącymi 200 000 ludzi i całym sprzętem wojskowym potrzebnym do szybkiego i skutecznego kontrataku w przypadku zagrożenia.
     Wiedząc o naszym zainteresowaniu sprawami duchowymi, oficer sztabowy w głównej kwaterze dał mi egzemplarz książki Howarda Murpheta „Sai Baba, człowiek cudów”. Moja żona dostała inną książkę od swojego brata. Kiedy patrzymy wstecz, zdajemy sobie sprawę, że w końcu nadszedł czas, aby przyjść do Swamiego. Stanęliśmy przed dwoma problemami, dwoma aktami pisanymi przez Autora dramatu, który nazywamy życiem.
  Pierwszy był związany z poprawą przywództwa w moich siłach kontrofensywy. To zapoczątkowało badania. Piętnaście lat długich poszukiwań, prób i eksperymentów zakończyło się moją książką zatytułowaną SaiBaba's Mahavakya on Leadership (Sai Baba mówi o przywództwie). Kiedy sam Śri Sathya Sai Baba napisał przedmowę i posłowie do tej książki, zdałem sobie sprawę z działania Jego prowadzącej ręki przez te piętnaście lat. Ten pierwszy dylemat wynikał z mojej niewiedzy, że ja (zwykły dowódca!) mogę udoskonalić dowodzenie. Nie wiedząc, że skuteczne przywództwo jest produktem ubocznym duchowego wzrostu, poczułem się zagubiony widząc marginalne rezultaty moich dotychczasowych starań na tym polu. Nie wiedziałem, czy zrezygnować, czy kontynuować pracę. Boski Reżyser (Swami) anonimowo kazał mi kontynuować.
    Drugi problem związany był z powołaniem mnie do komisji o dużych uprawnieniach, w celu oceny kwalifikacji naczelnego dowództwa w armii indyjskiej. To właśnie ten drugi problem rozwinął się w poważny dylemat dharmiczny[1].
    Osoba ma swoją dharmę jako istota ludzka, syn, matka, ojciec, brat, siostra, małżonek, pracownik, przyjaciel, przywódca, obywatel itd. Dharma zakłada, że człowiek ma jedynie obowiązki i powinności. Jak Swami często wyjaśnia, prawa wypływają automatycznie z dobrze wykonywanej dharmy. W indyjskim dziedzictwie duchowym i kulturowym nie ma absolutnie żadnych praw oddzielonych od obowiązków i zobowiązań. Słowa Swamiego na ten temat są kategoryczne i jednoznaczne:
     Władza i wpływy muszą wyłonić z wykonywania obowiązków. Tylko wtedy będą skuteczne. Musimy być przekonani, że prawa są zasłużone jedynie poprzez wywiązanie się z obowiązków.
   Problem wynikał z nieoficjalnego celu komisji, do której zostałem powołany. Nieformalnie przekazano nam, że mamy złagodzić bardzo rygorystyczne standardy dotyczące selekcji na wyższe stanowiska dowódcze w armii. Oficerowie w armii domagali się rozluźnienia dyscypliny, a ówczesna hierarchia armii jedynie przytakiwała ich żądaniom. Aby dodać powagi takim działaniom, powołano komisję złożoną z pięciu specjalistów cieszących się dobrą reputacją.
    Historia wojny wielokrotnie uczyła lekcji: jeśli osłabisz dowództwo, doprowadzisz na wojnie do katastrofy. Jednak dowództwo w armii wielokrotnie ulega presji i zmniejsza wymagania, które powinny nie ulegać zmianom. Rozluźnienie następuje zwykle podczas długich okresów spokoju.
Kiedy komisja się zebrała, stało się jasne, że trzech członków w pełni akceptuje nieoficjalny cel komisji. Jeden milczał. Wyraziłem zastrzeżenia co do obniżenia standardów, ale zgodziłem się sprawdzić statystyki i inne dane, które miały związek z problem. Słuchając obliczeń statystycznych, przypomniałem sobie mojego wybitnego profesora matematyki. Rozpoczynał zajęcia ze statystyki żartem: „Są kłamstwa, cholerne kłamstwa i są statystyki!”. Do szóstego posiedzenia członek komisji pełniący funkcję sekretarza, przygotował projekt sprawozdania. Konkluzja była taka, że komisja jednomyślnie zaleciła wszystkie środki rozluźniające dyscyplinę, jakich oczekiwało dowództwo armii. Stanowczo powiedziałem, że nie mogę podpisać raportu, który na dłuższą metę mógłby skutkować porażką na wojnie. Wyjaśniłem im niedawne brytyjskie doświadczenia między I a II wojną światową. Brytyjczycy złagodzili swój regulamin, w wyniku czego „inteligentni, pracowici, ale podatni na wpływy oficerowie” wyszli na prowadzenie. Większość katastrof bojowych pierwszych dwóch lat II wojny światowej, jakich doświadczyli Brytyjczycy, była w dużej mierze spowodowana tym faktem. Inteligentni, ale słabi oficerowie niestety nie wygrywają bitew. Charakter niezmiennie przewyższa spryt. Spotkanie zostało odroczone.
      Po kilku dniach dyskretnie przekazano mi, że albo podpiszę protokół, albo będzie to koniec mojej kariery wojskowej. Oto pojawił się pierwszorzędny dylemat: w ciągu pozostałych sześciu lat mojej służby z pewnością mógłbym zostać głównodowodzącym jednej z regionalnych armii w Indiach albo mógłbym zostać haniebnie zdegradowany. Dylemat był bardzo niepokojący. Czy powinienem wybrać to, co jest najlepsze dla mojej kariery, czy powinienem wykonywać swoją dharmę?
      Mniej więcej siedemnaście lat wcześniej, gdy byłem majorem, miałem do czynienia z podobną sytuacją. Ówczesny szef Sztabu Generalnego armii bardzo się zdenerwował moim złym rozkazem. Czytając między wierszami mojej notatki, miał wrażenie, że podważam jego odwagę. Denerwował się, wściekał i zakończył swoją tyradę słowami: „Każe cię wyrzucić z armii!”. Byłem trochę zaskoczony, że dostrzegł coś, czego wcale nie miałem na myśli. Właśnie wróciłem z rocznego szkolenia w Staff College w Anglii i byłem na dobrej drodze do awansu w armii, a teraz groziło mi zwolnienie z pracy za coś bardzo błahego. Zmartwiłem się. Wróciłem więc do domu i podzieliłem się tym problemem z żoną. Była ostoją siły. Jest lekarzem i powiedziała: „Nie martw się, założę klinikę medyczną i jeśli mi pomożesz, będziemy mieli świetną praktykę”. Potem dodała z pewnym rozbawieniem: „Chociaż doskonale wiem, że ty będziesz rozkazywać, a ja będę przyjmować pacjentów!”. Na szczęście wkroczyli życzliwi ludzie, którzy wyjaśnili prawdę szefowi Sztabu Generalnego i burza ucichła. Wiedziałem więc, że moja żona będzie ze mną, gdy stanę przed nowym dylematem dharmicznym.
     To właśnie w tym czasie Swami wkroczył w nasze życie w wielkim stylu. Lektura książki Howarda Murpheta otworzyła mi oczy. Następnie, z pomocą Centrum Sai, mój oficer sztabowy pomógł mojej żonie w zorganizowaniu spotkania bhadżanowego w Domu Armii. Wibracje, zdyscyplinowana precyzja i miłość bijąca od braci i sióstr Sai, którzy pomogli w tym spotkaniu, przekonały nas, że w końcu znaleźliśmy drogę do domu.
     Dylemat, z którym się borykałem, stał się małym, rutynowym problemem. Napisałem dobrze umotywowaną i stanowczą notatkę odrębną do raportu i wysłałem ją do Kwatery Głównej Armii. Ogarnęło mnie poczucie wielkiej ulgi i radości z powodu wypełnienia mojej dharmy. Zapomniałem o problemie i zająłem się szkoleniem mojego oddziału.
     Wtedy zaczęły się dziać różne rzeczy. Czuliśmy natychmiastową pomoc Swamiego w różnych przyziemnych problemach. Ale największą niespodzianką było to, że zostałem wybrany na adiutanta generalnego armii indyjskiej. Instynktownie wiedziałem, że w tym była boska ręka. W ciągu dwóch tygodni od objęcia tego kluczowego stanowiska, pod zdecydowanym naleganiem mojej żony, pojechaliśmy do Prasanthi Nilayam na darszan Swamiego. To była nasza pierwsza i najbardziej podnosząca na duchu wizyta u Swamiego. Wpływ, jaki wywarło na mnie logo Sarva Dharmy umieszczone na bramie Swamiego, doprowadziło do utworzenia Wojskowego Instytutu Integracji Narodowej, który oferuje programy szkoleniowe mające na celu zapoznanie oficerów armii z podstawowymi naukami wszystkich wyznań. Instytut ogromnie pomaga w kraju wielowyznaniowym, wieloetnicznym i wielojęzycznym. Na świecie toczyło się wiele wojen z powodu nieznajomości tej wrodzonej harmonii. Wdrożenie tego zajęło cztery lata, ale cokolwiek Swami zainspiruje, ostatecznie się udaje.
      Swami również udzielił nam interview. Zmaterializował medalion i poprosił mnie, abym zawsze nosił go przy sobie: „Ochroni cię”. Dopiero po kilku latach w pełni zrozumiałem znaczenie tego prostego zalecenia, wypowiedzianego tak od niechcenia.
    Jako naczelny dowódca sił zbrojnych północnych Indii spędziłem dość gorączkowe trzy lata, angażując się w różne małe i duże lokalne operacje i bitwy. Po odejściu ze służby wojskowej ponownie odwiedziliśmy Swamiego. Kupiłem na rynku pierścionek ze stali nierdzewnej z portretem Swamiego. Podczas rozmowy Swami zauważył pierścionek i zapytał: „Skąd masz ten pierścionek?”. Odpowiedziałem, że kupiłem go na rynku. Kazał mi go zdjąć i pokazać wszystkim obecnym na interview wielbicielom. Kiedy w końcu dotarł do Baby, dmuchnął w niego i stał się pięknym srebrnym pierścieniem, który założył mi na palec. W tym momencie interweniowała moja żona. Siedziała bardzo blisko Baby. Powiedziała: „Swami, jesteś bardzo stronniczy wobec mężczyzn. Kilka lat temu dałeś mu medalion, a teraz dajesz mu pierścień. To ja go do ciebie przyprowadziłam, a Ty mi nic nie dałeś”. Powiedziawszy to, zdjęła swoją prostą obrączkę i podała ją Babie. Uśmiechnął się i powiedział: „Czekaj, czekaj”.
     Później, kiedy poszliśmy do osobnego pokoju, Baba promieniał miłością. Kładąc Swoją rękę na głowie mojej żony jak kochający ojciec, powiedział: „Już uczyniłem cię sumangali[2], czego chcesz więcej?”. Ona zrozumiała, ale ja nie miałem zielonego pojęcia, co oznacza sanskryckie słowo sumangali.
Tego wieczoru, czekając w kolejce na darszan, zapytałem kilku starszych wielbicieli o znaczenie tego słowa i opowiedziałem im historię naszego interview. Rozbawiła ich moja niewiedza i wyjaśnili: „Swami musiał przełożyć twoje odejście, aby zapobiec owdowieniu twojej żony”. Wtedy przypomniały mi się liczne zdarzenia podczas operacji, w których mogłem zostać rozerwany na kawałki. Przypomniałem sobie, jak dał mi srebrny medalion z tak swobodną uwagą: „Ochroni cię”.
      Dwa dni później, ku wielkiej radości mojej żony, Swami zmaterializował dla niej diamentowe kolczyki. Kiedy Swami zakładał je na uszy, zażartowała: „Swami, ten żołnierz nigdy nie dał mi żadnych diamentów”. Na to Swami odpowiedział: „Musisz zrozumieć znaczenie diamentu. Oznacza on (gra słów w j. ang. Dimond = Die mind) śmierć umysłu”. Następnie z figlarnym błyskiem w oczach spojrzał na mnie i zapytał: „Czy czujesz się zazdrosny, ponieważ dałem twojej żonie diamenty, a tobie tylko srebro?”. Powiedziałem, że jestem zadowolony z tego, co mi dał. „Nie, nie, oddaj pierścień”. Pierścień ponownie krążył wśród wielbicieli obecnych na interview i w końcu znalazł się w ręku Swamiego. Sai dmuchnął w niego i stał się złoty z Jego pięknym wizerunkiem. Później, w osobnym pokoju, z pewną troską zapytał mnie, czy zamiast Jego wizerunku wolałabym mieć w pierścionku kamienie szlachetne. Oczywiście byłem bardziej niż zadowolony z tego, co już miałem.
     Swami demonstruje nam przekształcania energii w materię (jak wibhuti i biżuteria), a czasami w pewnym celu ponownie przekształca materię z powrotem w energię. Ma to pomóc nam zrozumieć, że On i my wszyscy jesteśmy boscy. Kiedy już oświeci nas i zrozumiemy, zaczniemy doświadczać naszej rzeczywistości i nie będziemy musieli podejmować wysiłków, aby prowadzić dharmiczne życie, będzie to dla nas naturalne.
Jego terapia jest inna dla każdego z nas. Opiera się na bilansie karmy i na poziomie, do jakiego każdy z nas ewoluował. Ale cel terapii jest dla nas wszystkich ten sam: aby zrozumieć naszą rzeczywistość, a następnie pomóc nam jej doświadczyć, pomóc nam wzrastać i być tym, czym naprawdę jesteśmy ‒ boskością. Swami wyjaśnił to bardzo jasno:
Przemiana człowieka w Boga i doświadczanie anandy (błogości) jest jedynym celem, któremu należy poświęcić życie.
     Prawie dziesięć lat po tym, jak do Niego przyszyliśmy, zdecydował się podać mi największą dawkę duchowej terapii. Zaprosił nas na interview. Była to grupa około 25 osób. Po rozdaniu kobietom wibhuti Swami usiadł na krześle. Spojrzał mi prosto w oczy i powiedział: „Duchowość jest bardzo prosta. Wszystko, co musisz zrobić, to zrozumieć, a następnie doświadczyć, że «Ja jestem Ja»”. Prawie podskoczyłem. Sprawił, że brzmiało to tak prosto, podczas gdy święci i mędrcy spędzili całe życie na pokucie. Miałem także niejasność co do prawdziwego znaczenia słów „Ja jestem Ja”. Potem wyjaśnił: „Jeśli myślisz, że jesteś Ramaya, Ratan Lal lub Chibber, to się mylisz”. Każdy czyn Swamiego ma głębokie znaczenie. Kiedy prowadzi terapię, organizuje także pomoc. W ciągu następnych kilku lat powoli, krok po kroku, pomagano nam zrozumieć głębsze znaczenie słów „Ja jestem Ja”. Swami w swoich różnych wcieleniach próbował uczyć ludzkość tej podstawowej prawdy: wszystko, co postrzegamy, to tymczasowa projekcja jednej bezkształtnej rzeczywistości, która jest wszechobecna, wszechmocna i wszechwiedząca. Tę prawdę sformułowano w następujący sposób:
Jestem, który Jest – to sformułowanie biblijne. Ja i mój Ojciec jesteśmy jedno, powiedział Jezus.
      Ik Onkar (Wszystko jest Jednym), powiedział Guru Nanak.
    Annal Haq (Jestem Prawdą) głosił muzułmański święty, Mansur Al Hajj z Bagdadu.
     Odwieczna filozofia „So Ham” (jestem Tym) w sanskrycie nazywana jest Sanathana Dharmą. Nawet dzisiaj, gdy technologia informacyjna jest u szczytu rozwoju, wciąż mamy trudności ze zrozumieniem tej podstawowej Prawdy. Bez tego podstawowego zrozumienia nasze próby prowadzenia dharmicznego życia stają się w najlepszym razie walką, a w najgorszym wypadku pustym sloganem. Przypominam sobie interview ze Swamim, na którym mieliśmy szczęście być z doktorem Johnem Hislopem i jego żoną. Swami jak zwykle był w pełnym miłości nastroju. Zapytał Johna, czy boryka się z jakimiś problemami w Ameryce. „Tak, Swami, jak zadowolić wielbicieli, którzy chcą dowodu, że jesteś Bogiem”. Swami patrzył na Johna przez chwilę i powiedział: „Jestem Miłością”. To im powiedz. Podsumował to przesłaniem:
Obowiązek bez miłości jest godny ubolewania. Obowiązek połączony z miłością jest pożądany. Miłość bez obowiązku jest Boska. Obowiązek oznacza siłę lub przymus, podczas gdy miłość jest spontaniczna i wyraża się bez zewnętrznych podszeptów.
     Wiąże się z tym inny problem. Wystarczająco trudno jest uwierzyć, że Swami jest Bogiem, ale prawda, że my także jesteśmy Bogiem, jest niezrozumiała dla wielu z nas. Jednak Swami wielokrotnie nam powtarza, że nie tylko On, ale każdy z nas jest boski. Jest wielu wielbicieli, którzy są wysoce rozwinięci i rozumieją tę prawdę i żyją tak, jak powinno się żyć boskim życiem. Ale jest też wielu, podobnie jak ja, którzy mają pewne wątpliwości co do wyższych stwierdzeń filozoficznych. Z tego powodu niemal w każdym dyskursie podkreśla Swami, że wszystko jest formą Boga, że każdy jest boski, że wszystko jest Jednym. Mimo to główne pytania duchowe, jakie zadają aspiranci, są bezpośrednio lub pośrednio związane z tą podstawową prawdą. Pytania te wielokrotnie powracają w dyskusji podczas codziennych, porannych wykładów organizowanych dla wielbicieli w Prasanthi Nilayam i Brindawan. Kiedy uważnie czytamy dyskursy Swamiego, zauważamy, że raz po raz składa On trzy deklaracje, abyśmy uświadomili sobie tę podstawową prawdę. Ba, bardzo często powtarza te deklaracje nawet podczas licznych interview.
Pierwsza deklaracja brzmi: „Jestem zawsze z tobą. Jestem wszędzie wokół ciebie. Jestem po twojej prawej, po lewej stronie, przed tobą, za tobą, nad tobą i pod tobą”. Wiele osób rozumie znaczenie tej deklaracji, ale są też inni, którzy zaczynają się zastanawiać: Swami z pewnością ma bardzo rozległą aurę i to, co mówi, będzie prawdą, gdy będziemy w Prasanthi lub Brindavan, ale jak to będzie możliwe, kiedy wrócimy do Delhi, Nowego Jorku, Tokio czy do Rio? Wątpliwości pozostają.
    Druga deklaracja brzmi: „Ty jesteś we Mnie, a Ja jestem w tobie”. Ponownie dla wielu z nas to stwierdzenie powoduje zamęt w umyśle. Zastanawiamy się, jak to możliwe? Pamiętam wydarzenie z kwietnia 1993 roku w Kodaikanal. Ten rok był czasem dla zagranicznych wielbicieli. Niemal każdego dnia Swami wygłaszał dyskursy i podkreślał, że wielbiciele z zagranicy powinni mieć pierwszeństwo przy wejściu do małej sali. Zaprzyjaźnił się ze mną wysoki Amerykanin. Rozmawialiśmy o duchowości, dharmie i etyce, czekając godzinami w długich liniach przed darszanem. Któregoś dnia Swami powtórzył to oświadczenie. Kiedy wychodziliśmy po dyskursie, Amerykanin poklepał mnie po ramieniu i powiedział: „Generale, nie rozumiem tego. Jak, u licha, mogę być w Swamim, a On we mnie? Mam ponad 2 metry wzrostu, a Swami trochę ponad 1,50”. Jedyne, co mogłem powiedzieć, to: „Och, Ted, on mówił w sensie duchowym”. Ale jakie było duchowe przesłanie tej deklaracji? Nie miałem krystalicznie jasnego zrozumienia.
    Trzecia deklaracja, którą składał, powoduje maksymalne zamieszanie w umysłach wielu z nas. Patrzy prosto na ciebie, powoli i bardzo wyraźnie mówi: „Ty jesteś Bogiem. Ja jestem Bogiem i ty też. Jesteśmy Jednością”. Większą część mojego dorosłego życia spędziłem na szczytach gór i w świątyniach Himalajów poszukując Boga w postaci Śiwy. Wielu z nas wyobraża sobie Boga siedzącego gdzieś w niebie ze swoim superkomputerem i rejestrującego każdy nasz dobry lub zły uczynek. On ostatecznie zdecyduje, czy pójdziemy do nieba, czy spłoniemy w piekle. A oto Swami mówi nam: „Jesteś Bogiem”. To burzy wszystkie nasze paradygmaty. W swoim współczuciu Swami poprosił moją żonę i mnie, abyśmy pozostali blisko Niego przez prawie cały 1993 rok. Dało nam to czas na przemyślenie tych deklaracji. Uświadomiłem sobie, jak gorliwie i desperacko wielu z nas próbowało zrozumieć i doświadczyć podstawowych prawd przekazywanych przez Swamiego. Wyjaśnia nam również, że te deklaracje mają na celu „umieszczenie cię w bezpośrednim locie do miejsca docelowego”.
    Najwyższą dharmą istoty ludzkiej jest dążenie do celu, aby na stałe powrócić do źródła. Ale musimy sobie jasno powiedzieć: jaki jest nasz cel? Jakie jest nasze źródło? Swami daje nam krystalicznie jasne wskazówki:
      Zniszcz identyfikację z ciałem. Umocnij się w wierze, że to wszystko jest Paramatmą i niczym więcej. Nie pozostaje nic innego do zrobienia, jak tylko poddać się Jego Woli i poddać się Jego Planowi. To jest istota twoich obowiązków. Waszym głównym obowiązkiem powinno być stanie się panami samych siebie, utrzymywanie bliskiej i stałej komunii z Bogiem, który jest w was, a także we wszechświecie, którego jesteście częścią.
Kiedy modlimy się do Swamiego o przewodnictwo, On zawsze odpowiada. Chciałbym podzielić się doświadczeniem, jak rozwiązał mój dylemat dotyczący tych trzech fundamentalnych deklaracji.
     Wydarzyło się to w sierpniu 1993 roku. Miałem kontakt z wielbicielami podczas wykładów, które były częścią codziennego harmonogramu. Czułem wewnętrzny przymus skupienia się na tych trzech deklaracjach. Ale jak? Nie wiedziałem.
    Dwa dni przed moim wystąpieniem obudziłem się jak zwykle bardzo wcześnie rano w pensjonacie w Brindawan. Siedząc na łóżku modliłem się do Baby: „Swami, proszę, poprowadź mnie, abym wyjaśnił Twoje trzy deklaracje w jakiś prosty sposób, tak prosty, aby zrozumiał to nawet tępy dzieciak, taki jak ja”. Po tej modlitwie odwróciłem się w łóżku, aby spojrzeć na dom Baby, Trayee, jak gdyby obecność Swamiego ograniczała się do tego małego budynku! Oto, co robi z nami siła przyzwyczajenia. Siedziałem spokojnie, nie wiem jak długo. Nagle, niczym błysk, Swami wrzucił mi do głowy myśl – kostki lodu. To była kolejna zagadka. Co kostki lodu miały wspólnego z boskością? Byłem całkowicie zdezorientowany. Ale z biegiem lat nauczyłem się, że kiedy się zgubiłem i modliłem się do Swamiego: „Proszę, pomóż mi z tym, Baba, po prostu nie mogę”, On wskazywał drogę.
        Tym razem wskazówki doprowadziły do prostej demonstracji. Zaczyna się od pokazania publiczności szklanego pojemnika pełnego kostek lodu i wody. Między wodą a kostkami lodu odbywa się wyimaginowana rozmowa.

Woda: „Kostki lodu, zawsze jestem z wami. Jestem wszędzie wokół was, jestem po waszej lewej stronie, po prawej stronie, przed wami, za wami, nad wami i pod wami”.

    Po krótkiej pauzie pytam słuchaczy, czy stwierdzenie wody jest prawdziwe, czy też nie. Niezmiennie odpowiedź jest pozytywna, ponieważ ludzie mogą zobaczyć prawdziwość tego stwierdzenia na własne oczy. Wtedy woda znów mówi:

Woda: „Kostki lodu, wy jesteś we mnie, a ja jestem w was”.

    Jeszcze raz po krótkiej pauzie pytam słuchaczy, czy stwierdzenie wody jest prawdziwe. Wtedy pada jeszcze bardziej entuzjastyczne „tak”. Wszyscy wiedzą, że kostki lodu to zamarznięta woda. W końcu woda wypowiada swoje ostatnie zdanie: „Moje kostki lodu, jestem wodą. Wy też jesteś wodą, jesteśmy jednością”.
   Widzowie chętnie przyznają, że to także prawda. Następnie kostki lodu odpowiadają na deklaracje składane przez wodę. Kilka z nich mówi:
Pierwsza kostka lodu: Nie jestem wodą. Jestem kostką lodu. Jestem najdoskonalszą i najpiękniejszą formą w całym wszechświecie. Wszystkie moje boki są równe i każda strona jest pod idealnym kątem prostym do drugiej. Jak ktokolwiek mógłby w ogóle wyobrazić sobie, że jestem zwykłą wodą?”. Następnie z wielką dumą i rozwagą powtarza: „Jestem kostką lodu”.
   Druga kostka lodu: „Bracie, to co mówisz jest absolutną prawdą. Ale nie zapominaj, że ja też jestem wyjątkowa. Jestem indyjską kostką lodu, bardzo starożytną, dobrze znającą wedyjską mądrość”.
   Trzecia kostka lodu: „No cóż, nie zapominaj, że jestem amerykańską kostką lodu, pochodzącą z kraju numer jeden na świecie. Jestem bardziej wyjątkowa niż ktokolwiek tutaj”.
   Czwarta kostka lodu, przepychając się do przodu, mówi powoli: „Jestem pewna, że wszyscy słyszeliście o małym czeku na kwotę zaledwie 9 milionów dolarów, który przekazałam dla szpitala”.
  Zatem wśród kostek lodu trwa intensywna kakofonia. Nieświadomi rzeczywistości, w której wszyscy są wodą, mają taką obsesję na punkcie swojej tymczasowej tożsamości, że nie mają nawet czasu, aby się zatrzymać i zadać pytanie: „Kim jestem?”.
    Na tym etapie prezentacji, publiczność jest gotowa i spragniona kolejnej części. To tak w formie wyjaśnienia. Tak jak szklany pojemnik jest pełen wody i unoszą się w nim kostki lodu, tak cały wszechświat jest pełen bezkształtnej energii czy mocy, w której unosi się wszystko, co możemy dostrzec – galaktyki, układy słoneczne, słońca, planety i księżyce, w tym mała plamka zwana Ziemią i wszystko, co na niej istnieje. Energii czy mocy nie można zobaczyć oczami, ale wielu duchowych aspirantów, którzy doświadczyli jej obecności, jej wszechmocy i wszechwiedzy, nazywało tę moc różnie: Bóg, Ja, Jaźń, Brahman, Allah, Tao, Najwyższy Stwórca, Chu, Om, Naddusza, Atma, Boskość, Pole, Paramatma itd.
   Być może najbardziej odpowiednią nazwą tej mocy, która jest także ulubioną nazwą Sai Baby, jest Sat-Ćit-Ananda. Oznacza to, że ta energia czy moc, która wypełnia wszechświat i wszystko poza nim, ma trzy (liczba oznaczająca wszechświat) oddzielne części, a ich suma tworzy niezniszczalny byt: Sat – byt, Ćit ‒ świadomość, aktywność (jak widzenie i słyszenie), uczucia, chęci, działanie i Ananda ‒ harmonia, błogość, wieczne szczęście. Tak jak woda jest jednocześnie mokra, płynna i przezroczysta, tak ta moc zwana Bogiem jest jednocześnie Sat-Ćit-Anandą. Tych atrybutów nie można rozdzielić.
    Tak jak surowcem do produkcji kostek lodu jest woda, tak surowcem do wszystkiego, co postrzegamy we wszechświecie, jest moc zwana Bogiem.
Tak jak kostki lodu są tymczasową formą wody, wszystko, co postrzegamy, jest tymczasową formą bezkształtnej mocy zwanej Bogiem lub Sat-Ćit-Anandą. Duchowi poszukiwacze doświadczyli tej prawdy tysiące lat temu, a teraz nawet współczesna fizyka zmierza do tego samego wniosku.
   Na przykład fizykę Newtona wyprzedziła fizyka cząstek subatomowych. Obecnie powszechnie przyjmuje się, że cała materia jest tymczasowo skondensowaną energią i że wszystkie galaktyki i układy słoneczne rodzą się, mają swój okres życia i umierają, powracając z powrotem do stałego źródła (tj. energii)[3]. David Bohm, wybitny profesor mechaniki kwantowej, twierdzi, że cała materia we wszechświecie odpowiada zaledwie jednemu centymetrowi sześciennemu energii o długości fali 10-32 cm, czyli długości fali 0,00000.00000.00000.00000.00000.00000.0000001 centymetra. Powtarza jedynie to, co Sai Baba powiedział jako Kriszna w Bhagawadgicie: „Cały wszechświat jest jedynie cząstką rzeczywistości” lub to co teraz mówi Sai: „Cały wszechświat jest w tej dłoni”.
  Kiedy Jim Crutchfield, profesor Systemów Chaosu na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley, mówił, że „przyciąganie grawitacyjne elektronu zmieniającego losowo położenie na krawędzi Drogi Mlecznej może zmienić na Ziemi wynik gry w bilard”, powtarza jedynie słowa Sai Baby, który mówi, że cały wszechświat jest „Moim niepodzielnym i wzajemnie połączonym ciałem”.
     Kiedy zrozumiemy, że jesteśmy boscy i że w rzeczywistości nie różnimy się od Boga, wówczas działanie i życie zgodnie z naszą dharmą stanie się dla nas naturalne. Wtedy zrozumiemy prawdziwe znaczenie słów Swamiego:
„Musisz zadać sobie pytanie, czy wybrane przez ciebie działanie będzie korzystne dla kraju i społeczeństwa. Możesz wtedy kierować się odpowiedzią i czerpać maksymalne korzyści ze swojej wiedzy, siły i umiejętności”.
   Jeśli prawda o tym, kim jesteśmy, jest tak prosta, to dlaczego nie pojmujemy tak łatwej rzeczywistości? Dlaczego wciąż zachowujemy się tak, jakbyśmy byli innymi i bardzo wyjątkowymi kostkami lodu?
   Żelazną kurtyną ukrywającą przed nami tę prostą prawdę jest egoizm. Często nazywa się to indywidualizmem, aby okazać mu szacunek!
  Wiele lat temu, kiedy miałem zaszczyt rozmawiać ze Swamim o bezinteresowności jako podstawie skutecznego przywództwa, przestrzegł mnie: „Nie zapominaj, że egoizm jest rzeczą ludzką, a bezinteresowność jest boska”. Następnie dodał: „Są ludzie, którzy przyjeżdżają tu od pięćdziesięciu lat, ale absolutnie nic się w nich nie zmieniło”. To wzbudziło we mnie pewne wątpliwości. Czy bezinteresowność jest naprawdę kluczem, czy też gonię za iluzją? Swami stworzył sytuację, aby rozwiać tę wątpliwość.
Był początek listopada 1991 roku, zaledwie dziesięć dni przed inauguracją Szpitala Superspecjalistycznego. Trwały całodobowe, gorączkowe przygotowania. Ze wszystkich stron świata przylatywały urządzenia. Dokonano końcowego szlifowania podłóg. Lekarze testowali swój najnowocześniejszy sprzęt. Ten gigantyczny szpital powstał w zaledwie pięć miesięcy. Tego ranka Swami wyszedł z pokoju interview i poszedł prosto do studentów uniwersytetu. W ręku trzymał list. Wyjaśnił im, że prezydent Indii, pan Venkatraman, napisał, że budowa szpitala w ciągu zaledwie pięciu miesięcy była cudem. Gdyby robił to rząd Indii, zajęłoby to pięć lat! Po rozmowie ze studentami Swami wracał do pokoju interview. Kiedy mnie mijał, modliłem się, aby budowa szpitala w ciągu pięciu miesięcy była doskonałym studium przypadku na temat przywództwa dla studentów zarządzania. Zatrzymał się, odwrócił, patrzył na mnie przez chwilę, a potem wzniósł wzrok ku dalekiemu horyzontowi. Powiedział: „Nie, żadne zarządzanie” i wyrecytował sanskrycką ślokę[4]:
      Na karmana, no parajaya, dhanenna
      Thyagenaike amrutatwa Marshu
Nie przez działanie, nie przez potomstwo, nie przez bogactwo, ale tylko przez poświęcenie można osiągnąć nieśmiertelność.
    Moje utrzymujące się wątpliwości co do najwyższej wagi bezinteresowności zostały usunięte. Kluczowym słowem w powyższej śloce jest thyaga. Jej znaczenie jest połączeniem poświęcenia, bezinteresowności i porzucenia przywiązań.
    Jeśli musimy przełamać żelazną kurtynę egoizmu, która uniemożliwia nam zrozumienie naszej rzeczywistości, pierwszym krokiem, który musimy wykonać, jest przeanalizowanie pełnego składu egoizmu.

Pożądanie, lub nazwij to pragnieniem, jeśli wolisz, jest matką. Jej dzieci tworzą zewnętrzny pierścień sieci. Kiedy nie dostajemy tego, czego chcemy, wpadamy w złość i zazdrość, a jeśli dostaniemy to, czego chcemy, przywiązujemy się do tego, co otrzymujemy. Wtedy stajemy się zachłanni na więcej i powoli nasz egotyzm nabrzmiewa do nieprawdopodobnych rozmiarów.

 W rezultacie nasza decyzja o zrobieniu czegokolwiek zależy wyłącznie od jednego rozważenia: „Co z tego będę miał?”. Ten syndrom „ja-najpierw” staje się nawykiem i bardzo trudno się go pozbyć. Żelazna kurtyna naszego umysłu, którą Swami często opisuje jako „zaćmę umysłu”, staje się coraz bardziej twarda i grubsza. Czy jest sposób, żeby się przez to przebić? Czy istnieje sposób na cofnięcie tej zaćmy? Oczywiście, że jest. Na tym właśnie polega sadhana (dyscyplina duchowa). Związany z nią jest bardzo ciekawy epizod.
Podczas naszej wizyty w Stanach Zjednoczonych w 1991 roku sięgnąłem po bestseller na temat przywództwa zatytułowany „Siedem nawyków wysoce skutecznych ludzi”. Ucieszyłem się, bo na 46. stronie książki znajduje się cytat, który autor nazywa starożytną maksymą. Cytat ten stanowi temat przewodni całej książki. Nie wspomina, gdzie znalazł tę maksymę, ale byłem szczęśliwy, ponieważ jest to starożytna indyjska mądrość, na którą natknąłem się w książce zatytułowanej „Samowiedza” autorstwa Swamiego Sivanandy. Cieszyłem się, że to starożytne indyjskie odkrycie wywarło wpływ na umysły Amerykanów i w ten sposób przyniosło dobro ludzkości. Zawiozłem tę książkę do Puttaparthi w listopadzie 1991 roku, gdy zbliżały się urodziny Swamiego. Chciałem Mu ją pokazać. Zawsze miałem tę książkę przy sobie, gdy szedłem na darszan.
    Kilka dni przed urodzinami mieliśmy szczęście otrzymać interview. Podczas prywatnej rozmowy niecierpliwie czekałem, aby pokazać tę stronę, a kiedy to zrobiłem, Swami to zignorował. Myślałem, że już nie podzielę się tym odkryciem z Babą. Ale czy tak było?
    W tym samym roku Swami zaprosił nowego premiera Indii, P.V. Narasima Rao, na uroczyste pożegnanie absolwentów Uniwersytetu. W swoim przemówieniu Swami skrytykował rząd za komercjalizację opieki zdrowotnej i edukacji, czyli dwóch głównych obowiązków każdego demokratycznego rządu. Zakończył swoje przemówienie starożytną mądrością, którą tak bardzo chciałem mu pokazać:
    Zadbaj o swoje myśli. Wtedy działania zatroszczą się same o siebie. Siejesz działanie i zbierasz skłonność. Siejesz skłonność i zbierasz nawyk. Siejesz swój charakter i zbierasz swoje przeznaczenie. Dlatego los jest w twoich rękach.
   Swami zakończył Swoje wystąpienie wyjaśniając, że kluczem do kontroli przeznaczenia jest nasz umysł. Podobnie jak w przypadku zamka, jeśli przekręcimy klucz w kierunku świata zewnętrznego, stracimy zdolność widzenia naszej rzeczywistości. Z drugiej strony, jeśli przekręcimy klucz do wewnątrz, w stronę naszej rzeczywistości, wówczas zamek się otworzy i to, kim jesteśmy, zacznie być coraz wyraźniejsze.
   Po zakończeniu przemówienia Swami wrócił na swoje miejsce. Siedziałem tuż za Nim jako członek Uniwersyteckiej Rady Akademickiej. Swami dał mi wizję Rzeczywistości, bo kto wyraził tę starożytną mądrość? Kim był Swami Sivananda, który w połowie lat trzydziestych przełożył tę starożytną mądrość na język angielski?
    Kim był amerykański autor, który napisał ten bestseller? Kim był generał Chibber, który myślał, że dokonał wielkiego odkrycia i chciał pokazać je samemu Źródłu? Jaka była księga, na której wydrukowano te słowa? Wszystkie były, podobnie jak kostki lodu, tymczasowymi formami jednej bezkształtnej rzeczywistości, Sat-Ćit-Anandy. Siedziałem tam w wielkiej błogości. Jak daleko posunie się Swami, aby zapewnić terapię potrzebną duchowemu pacjentowi! Wszystko, co mogłem zrobić, to powiedzieć milcząc: „Dziękuję, Swami” i cieszyć się obfitością Jego miłości. Kiedy Swami cytuje dosłownie strony i wersety z książek, których nigdy fizycznie nie widział, po prostu daje nam demonstrację elementu Ćit (uniwersalna świadomość, wszechwiedza) naszej własnej rzeczywistości.
Czy istnieje prosta recepta, która pomoże nam zmienić nasze nawyki, skierować klucz, umysł, we właściwym kierunku? Ludzka „kostka lodu”, która doświadczyła własnej rzeczywistości około 100 lat temu, sformułowała przesłanie. Był to Swami Wiwekananda. Powiedział:
    Nie mogę wymagać od wszystkich, aby byli całkowicie bezinteresowni. To po prostu niemożliwe. Ale jeśli nie możesz myśleć o ludzkości, pomyśl przynajmniej o swoim kraju. Jeśli nie możesz myśleć o swoim kraju, pomyśl przynajmniej o swojej społeczności. Jeśli nie możesz myśleć o swojej społeczności, pomyśl o swojej rodzinie. Jeśli nie możesz myśleć o swojej rodzinie, pomyśl przynajmniej o swojej żonie. Ale na litość boską, nie myśl tylko o sobie.
    Wiwekananda świadomie pominął Boga! Wiedział, że każdy, kto wzniesie się do ideału myślenia o człowieczeństwie, zostanie automatycznie złapany za kołnierz przez Boga i przyciągnięty, aby doświadczyć Jego rzeczywistości! Dlatego Swami mówił:
    „Napełnij umysł wzniosłymi myślami, najwyższymi ideałami. Rozważaj je dniem i nocą, a wyjdzie z tego wielkie dzieło”.

    Kiedy wznosimy swoje życiowe ideały, nasze pragnienia przekształcają się z pogoni za drobnymi, nietrwałymi przyjemnościami w pogoń za szlachetniejszymi. Ilość naszych pragnień zaczyna maleć. Gdy nasze pragnienia zmieniają się z osobistych, światowych pragnień w wyższe ideały, zaczynamy przebijać się przez żelazną kurtynę, która uniemożliwia nam zobaczenie naszej rzeczywistości. Nasza zaćma umysłowa staje się coraz bardziej cienka. Ten duchowy wzrost, wznoszenie się człowieka, przedstawiono na rysunku obok. 

    Ważną częścią duchowego dziedzictwa Indii jest to, że każda ceremonia, czynność lub rytuał, który podejmujemy, kończy się jedną z najwspanialszych modlitw stworzonych przez ludzkość. W sanskrycie modlitwa ta brzmi Samastha Loka suhki nau bhavantu, co oznacza „Niech wszystkie istoty na świecie zaznają pokoju i pocieszenia”. Powtarzamy tę modlitwę jak papuga, ale w naszych wewnętrznych motywach i w naszym postępowaniu modlitwa ta, w źle zinterpretowanym sanskrycie, brzmiałaby Samastha Loka sukhimumkarantu, co oznacza: „Niech cały świat uczyni mnie szczęśliwym!”.
Młodzi ludzie muszą dziś żyć w trudnym świecie zaciekłej rywalizacji, w którym obowiązuje zasada: „Jeśli jest mądry, dlaczego nie bogaty?”. Wszelkie rozmowy o wartościach określane są mianem dziecinnych lub w najlepszym razie przestarzałego wschodniego bełkotu. Szybki zarobek jest miarą sukcesu. Młodzi w naturalny sposób zadają pytania: „Jaka jest dla mnie korzyść w tej zagadce zwanej dharmą? Nie interesują mnie zaświaty. Czy dostanę coś tu i teraz?”.
   Odpowiedź brzmi tak. Natychmiastową nagrodą jest przeprogramowanie naszych umysłów i zmiana nawyków, a w konsekwencji i charakteru. Nagroda ta jest zapisana w Deklaracji Niepodległości najpotężniejszej demokracji na świecie, Stanów Zjednoczonych Ameryki. Dokument ten zawiera wzniosły ideał, że każdy człowiek ma prawo do „życia, wolności i dążenia do szczęścia”. Jednak dążenie do szczęścia stało się celem współczesnego świata. Do tego celu dąży się przez zaspokojenie naszych potrzeb i spełnienie pragnień. Skutek jest zupełnie odwrotny: nagradzani jesteśmy stresem, zazdrością, wewnętrznym niepokojem i uzależnieniem od tabletek nasennych. Dzieje się tak dlatego, że potrzeby i pragnienia są przyczyną wszelkiego cierpienia i zła.
   Trwałe szczęście, w przeciwieństwie do cykli natychmiastowej przyjemności i intensywnego bólu, jest gwarantowane na ścieżce duchowego wzrostu. Osiąga się to poprzez bezpośredni atak na matkę egoizmu – pragnienie. Mądrość, której doświadczają wszystkie cywilizacje świata, które przetrwały, została podsumowana w prostym równaniu matematycznym. Równanie to zostało opracowane przez młodego profesora, który pod koniec XIX wieku został wysłany na Uniwersytet Cambridge w Anglii w celu prowadzenia badań w zakresie wyższej matematyki. Jednak zamiast udać się do Cambridge, jako osoba wyrzeczona, wylądował w Rishikesh nad brzegiem świętej rzeki Ganges i został Swamim Ramtirathem. Stworzył to równanie:
Szczęście = Liczba spełnionych pragnień / Liczba jeszcze niespełnionych pragnień
   Wiele osób, które czytały Upaniszady, dochodzi do wniosku, że jeśli zmniejszymy liczbę pragnień do zera, wówczas osiągniemy wyzwolenie i wieczną błogość. To stwierdzenie rzeczywiście jest zawarte w ósmej zwrotce Taittriyopaniszad II.[5] Być może to właśnie ta zwrotka zmotywowała utalentowanego matematyka do wymyślenia równania dla ludzi takich jak my, którzy pragną pokoju i szczęścia tu i teraz.
   Równanie to przekazuje jedynie tyle, że jeśli potrafimy kontrolować i ograniczać liczbę ziemskich pragnień, które zaspokajamy, wówczas nasz iloraz szczęścia wzrasta. Na przykład, jeśli mam spełnione cztery pragnienia: zdrowie, zdolności, wykształcenie i zasoby finansowe, wówczas mój iloraz szczęścia będzie się różnił, jak pokazano poniżej, zależnie od nowych niespełnionych pragnień:
Iloraz szczęścia

Jeśli mam 16 pragnień, to Sz = 4/16 = 0,25
Jeśli mam 8 pragnień, to Sz = 4/8 = 0,5
Jeśli mam 4 pragnienia, to Sz = 4/4 = 1
Jeśli mam 2 pragnienia, to Sz = 4/2 = 2

  Wiedząc, że wielu z nas ma trudności z najprostszym zadaniem arytmetycznym, Swami prowadzi nas do tego samego celu, chcąc, abyśmy „ograniczyli pragnienia”. Co to wszystko znaczy? Przesłanie dla naszego codziennego życia jest jasne i wyraźne. Musimy rozróżniać potrzeby od pragnień, a następnie kontrolować nasze pragnienia. Na przykład sztućce ze stali nierdzewnej są na Zachodzie potrzebne do jedzenia, ale posiadanie srebrnych lub złotych nie jest koniecznością i w żaden sposób nie zmienia smaku jedzenia. Aby skutecznie ograniczyć nasze potrzeby, musimy oprzeć się bardzo zręcznemu psychologicznemu atakowi reklamy wizualnej, szczególnie w telewizji. Gdy odniesiemy sukces w tym przedsięwzięciu i zaczniemy odkrywać wartość bezinteresowności, nasze postępowanie zmieni się. Są to wartości, dla których Awatar zstąpił na Ziemię, aby przemienić ludzkość.

   

    W miarę jak wzrastamy od egoizmu do bezinteresowności, nasze dylematy dharmiczne stają się coraz mniejsze. Bezinteresowny człowiek nie jest ani chciwy, ani nie szuka skrótów do sukcesu. Dlatego jego uczciwość nigdy nie słabnie. Nie szuka nieuczciwej przewagi nad innymi. Szczerość przychodzi mu naturalnie. Nie jest egoistą, dlatego jego lojalność jest stała i silna. Kiedy człowiek posiada te cnoty, jego myśli, słowa i czyny są w jedności.

Mówi, co myśli i robi, co mówi. W jego naturze nie ma „podwójnej mowy” ani „podwójnych standardów”. To potwierdza jego wiarygodność i budzi zaufanie. Krótko mówiąc, staje się żywym wzorem pięciu wartości, nauczanych przez Babę: prawdy, właściwego postępowania, miłości, pokoju i niekrzywdzenia.
    Jak wspomniałem wcześniej, moja żona i ja często osobiście skarżyliśmy się Swamiemu, że przybyliśmy do Niego tak późno. Kiedyś narzekałem: „Swami, jak mogę na tak późnym etapie życia zrozumieć i doświadczyć tego, że «ja jestem Ja». Jest już za późno”. Wyglądał na rozbawionego i powiedział tylko: „Nie, nie, jest dość czasu. Spróbuj”. W ten sposób piłka jest po mojej stronie. Rzeczywiście tak jest w przypadku każdego, kogo Swami chciał przyciągnąć do Siebie. Jedyna wolna wola, jaką mamy, to przekształcenie się, aby zrozumieć, a następnie doświadczyć naszej rzeczywistości. Kiedy robimy jeden krok w Jego stronę (naszej Rzeczywistości), Swami odpowiada dziesięcioma krokami w naszą stronę. Czerpiemy wtedy wielką radość z życia zgodnego z naszą prawdziwą dharmą, która według słów Sai Baby polega na:
   Dostrzegajcie Boga w każdym, kogo spotykacie, dostrzegajcie Boga we wszystkim, czymkolwiek się zajmujecie. Żyjcie razem, szanujcie się nawzajem, nie pozwólcie, aby nasiona zazdrości i nienawiści rosły i zagłuszały czysty strumień miłości.
     Ponad 5000 lat temu Sai Baba przebywał na tej planecie jako Kriszna. Jako doradca strategiczny Pandawów fizycznie brał udział w słynnej bitwie pod Mahabharatą. Po zwycięstwie zabrał Pandawów do legendarnego bohatera Bhiszmy, który leżał umierający na polu bitwy. Poprosił Bhiszmę, aby doradził Pandawom, jak dobrze rządzić, jak być dobrymi przywódcami. (Jeśli ktoś teraz dochodzi do wniosku, że to On Sam jako Kriszna doradzał sobie jako Pandawom, a następnie wziął ich do siebie ‒ Bhiszmy, przez którego przemawiał, to ma całkowitą rację. To On, jako Lalkarz, napisał tę historię, a następnie poruszał ręką te marionetki, aby dodać ostatni rozdział.) Następnie Bhiszma udzielił Pandawom najbardziej znaczącej rady. Ostatnia część tej rady jest latarnią pomagającą sprostać wszystkim dharmicznym wyzwaniom:
Człowiek rodzi się sam i umiera samotnie. Nie ma ani jednego towarzysza w swoim marszu przez wydarzenie zwane życiem. Małżonek, ojciec, matka, synowie, krewni, przyjaciele – wszyscy odwracają się od twojego ciała i zajmują się swoją pracą. Tylko dharma podąża za ciałem. Jest to jedyny trwały przyjaciel człowieka i jedyna rzecz, której powinien szukać. 

z książki "The Dharmic Challenge - Putting Sathya Sai Baba's Teaching into Practice" - tłum. E.GG.

[1] Najlepsze wyjaśnienie dharmy dała mi polska dziennikarka, Taya Zinkin. Po kilkudziesięciu latach pracy w Indiach wbudowała znaczenie dharmy w opis prawdziwego dżentelmena, sthithprajnya (osoby o niezachwianej mądrości, jak to opisano w Bhagavadgicie). Praktykowanie dharmy oznacza „posiadanie poczucia obowiązków i zobowiązań wynikających z pozycji, jaka by ono nie była”.
[2] Sumangali – szczęśliwa kobieta, której mąż żyje.
[3] Energia, czyli śakti, jest aspektem atrybutu „sat”, oznaczającego niezniszczalną trwałość. Energia może zmieniać formę, ale nie może zostać zniszczona.
[4] Śloka – werset.
[5] Ta zwrotka zaświadcza: „Jeśli wszystkie przyjemności świata są równe jednej jednostce, wówczas szczęście i błogość, które są w każdym człowieku i można je doświadczyć poprzez wyrzeczenie się pragnień, równe są dziesięciu jednostkom”. „Człowiek gdy jest młody, dobrze wykształcony, zdyscyplinowany, stabilny psychicznie, silny fizycznie i posiądzie bogactwa i radości całego świata, cieszy się jedną jednostką ziemskich przyjemności”.

 

Stwórz darmową stronę używając Yola.