Raman Chopra
Sposób, w jaki moja rodzina
poznała Swamiego, jest naprawdę bardzo dziwny. Dawno temu, w czasach
kolonialnych, moi dziadkowie mieszkali w tej części Pendżabu, która obecnie
należy do Pakistanu. Uciekli stamtąd i osiedlili się w Chandigarh. Ponieważ mój
dziadek służył w siłach powietrznych, dostali do zamieszkania rządową kwaterę.
Po ustaleniu nowej granicy, przyjaciel rodziny przedstawił im wielbiciela Sai
Baby, z którym nawiązali bliską więź. Często bywał w ich domu.
Pewnego dnia, gdy siedzieli i
rozmawiali, pojawił się temat Swamiego. Wielbiciel opowiedział moim dziadkom o
Swamim, Jego wspaniałości, wszechmocy, cudach i zdolności pomagania wielbicielom
w chwilach kryzysu, gdziekolwiek się znajdują i kiedykolwiek tego potrzebują.
Opowiedział także moim dziadkom niektóre ze swoich osobistych doświadczeń.
Początkowo nie mogli uwierzyć w
ani jedno słowo. Zastanawiali się, jak Swami mógł tworzyć medaliony i popiół z
powietrza. Będąc wykształconymi i racjonalnymi ludźmi, mocno wierzyli, że to po
prostu niemożliwe. Jednak w głębi serca czuli, że to może być prawda.
Wielbiciel namawiał ich, aby odwiedzili Puttaparthi i sami ujrzeli te cuda. Po
wielu namowach przekonał moich niechętnych dziadków, aby pojechali do Puttaparthi.
Ponieważ mój dziadek służył w
Siłach Powietrznych Indii, mogli polecieć samolotem. W dniu wyjazdu z pewnych
powodów spóźnili się. Przyjęli to ze spokojem i pomyśleli, że może Bóg nie
chce, żeby jechali do Puttaparthi. Jednak wewnętrzny głos nalegał, aby pojechali
na lotnisko. Gdy dotarli, ku swemu wielkiemu zdziwieniu zobaczyli, że samolot,
którym mieli lecieć, jeszcze nie odleciał. Byli bardzo szczęśliwi i
jednocześnie zdumieni. Nie tracąc więcej czasu wsiedli do samolotu.
Zapytany o przyczynę opóźnienia sąsiad
opowiedział im niewiarygodną historię. Powiedziano im, że samolot nie miał
płynu hamulcowego, mimo że przed wjazdem na lotnisko samolot był dwukrotnie
sprawdzany i poziom płynu hamulcowego był prawidłowy. Ale gdy tylko wjechał na
lotnisko, poziom spadł do zera. Ponieważ nie mogli wylecieć bez płynu
hamulcowego, lot został opóźniony. Rozpoczęły się gorączkowe poszukiwania płynu
hamulcowego i na całym lotnisku nie udało się znaleźć ani jednej puszki! W
trakcie poszukiwań samolot został dokładnie sprawdzony i nie stwierdzono
wycieku. Personel był po prostu zdumiony, podobnie jak pasażerowie. Wszyscy
myśleli, że płyn hamulcowy nie może tak po prostu zniknąć, więc gdzie się
podział?
Prawdziwa niespodzianka zdarzyła
się, gdy moi dziadkowie zajęli miejsca. Gdy ich sąsiad skończył mówić, rozległ
się komunikat: „Proszę o uwagę! Podniósł się poziom płynu hamulcowego i
sprawdzono silnik dwukrotnie. Startujemy za dziesięć minut”.
Poziom płynu hamulcowego podniósł
się automatycznie. To przekonało moich dziadków, że Bóg opóźnił samolot ze
względu na nich. To było ich pierwsze Boskie doświadczenie. Dotarli do
Puttaparthi i otrzymali darszan Swamiego. Silna więź miłości połączyła ich ze
Swamim i nie chcieli rozstawać się z Boskim towarzystwem. Ale dziadek miał
tylko tydzień urlopu, więc musieli wracać. Od tego czasu zaczęli przyjeżdżać co
roku na co najmniej 4-5 miesięcy. Dzięki łasce Swamiego wszystkie jego cztery
córki studiowały w Instytucie Wyższego Nauczania Śri Sathya Sai w kampusie
Anantapur. Ja również, dzięki Jego łasce, zostałem uczniem w szkole Swamiego.
Przed przybyciem tutaj nigdy nie
miałem żadnych doświadczeń, ale po wysłuchaniu opowieści moich kolegów z klasy
dosłownie umierałem z chęci posiadania ich na swoim koncie. Teraz chciałbym
podzielić się jednym z moich doświadczeń.
Kiedyś siedziałem w na placu
darszanowym w jednym z ostatnich rzędów trzeciego bloku uczniów, czyli tuż za
grupą intonującą Wedy i wspominałem doświadczenia wielbicieli, o których
wcześniej czytałem. Myślałem o człowieku, który mógł przyjechać do Puttaparthi
tylko raz w życiu. Chociaż był zagorzałym wielbicielem Swamiego, mógł przyjść
tylko raz na darszan. Gdy przyszedł, dostał szansę, aby usiąść w pierwszej
linii. Na widok Swamiego z jego oczu zaczęły płynąć łzy radości. Swami podszedł
do niego i zapytał: „Bangaru (Moje złotko), dlaczego płaczesz? Masz wielkie
szczęście, że mogłeś przyjść na Mój darszan”, poklepał go i odszedł.
Przez cały darszan płakał.
Myślałem o tym, jakie miał szczęście. Swami siedział naprzeciwko mnie, choć
trochę w oddali. Spojrzałem na Swamiego i pomyślałem: „Swami, czy ja też mogę
mieć takie doświadczenie, czy popłyną łzy radości z moich oczu?”. Swami
spojrzał na mnie i uśmiechnął się. Nie do końca usatysfakcjonowany, czułem, że
nie zasługuję na takie przeżycie. Przez jakiś czas czułem się nieszczęśliwy,
ale potem postanowiłem udowodnić, że jestem godny Swamiego.
Odtąd stałem się szczery i
prawdomówny w każdej modlitwie i w mojej pracy. Po mniej więcej miesiącu
nadszedł mój czas. Siedziałem w pierwszym rzędzie trzeciego bloku uczniów, choć
nie w pobliżu fotela Swamiego, ale w pobliżu uczniów ze szkoły podstawowej.
Swami wszedł na podwyższenie, podszedł do sekcji uczniów ze szkoły podstawowej
i stał tam przez niezwykle długi czas. Następnie powiedział bratu Arunowi Kumarowi,
który towarzyszył Swamiemu, aby przyniósł fotel. Przyniesiono go i usiadł
bezpośrednio przede mną. To wystarczyło, by wywołać u mnie łzy radości. Łzy
zaczęły spływać po moich policzkach i płynęły nieprzerwanie przez godzinę, po
czym Swami wszedł do środka Mandiru na bhadżany. Po tym doświadczeniu zdałem
sobie sprawę, że Swami odpowiada na modlitwy wszystkich, ale we właściwym
czasie. Przychodzi mi na myśl jedna z nauk Swamiego: „Zasłuż, zanim zapragniesz”.
Jest jeszcze jedno małe
doświadczenie. Tak się złożyło, że pewnego razu Swami zaczął mnie unikać. Nigdy
nie spojrzał na miejsce, w którym siedziałem. Jeśli siedziałem w trzecim bloku
uczniów, mijał mnie, odwracał twarz w stronę czwartego bloku, a po tym, jak
mnie mijał, odwracał twarz w stronę trzeciego bloku. Trwało to przez tydzień
lub dwa przed feriami zimowymi. Podczas całego darszanu modliłem się do Swamiego,
aby na mnie spojrzał, ale nigdy tego nie zrobił. Chciało mi się płakać, ale
opanowałem się. Pytałem Swamiego: „Co złego popełniłem, że zasłużyłem na tę
karę”. Ale moje pytania nigdy nie zostały wysłuchane. Następnie, w dniu, w którym
miały się rozpocząć nasze zimowe ferie, udaliśmy się na popołudniowy darszan.
Siedziałem pośrodku piątego bloku uczniów. Wiedziałem, że Swamiemu bardzo
trudno było mnie dostrzec, ale wciąż się modliłem. Swami rozpoczął darszan w
samochodzie i kiedy zbliżał się do piątej przecznicy, moje modlitwy się
nasiliły. Modliłem się: „Swami, dzisiaj wyjeżdżamy i nie będę mógł cię zobaczyć
przez dwanaście dni. Zanim odjadę, czy nie rzucisz mi ostatniego spojrzenia?
Czy nie pobłogosławisz mnie Swoim spojrzeniem?”. Patrzył w drugą stronę. Gdy
tylko skończyłem swoją modlitwę, odwrócił się gwałtownie, spojrzał mi prosto i
głęboko w oczy przez sekundę, a potem odwrócił głowę w drugą stronę. To
doświadczenie pokazuje miłość Swamiego do wielbicieli.
Raman Chopra ‒ student
(2004-2006)
Szkoła Średnia Sri Sathya Sai
Prasanthi Nilayam
źródło: Sai Nandana 2005 (z
okazji 80. urodzin),
tłum. E.GG.