Awatar miłości
Artykuł ten napisał Richard Margolin na podstawie przemówienia Silent Retreat (Odosobnienie w ciszy), które wygłosił w październiku 1993 roku w Nowym Jorku. Latem 1992 roku mój ojciec
wyjechał na Wyspy Dziewicze, aby odwiedzić umierającego na raka brata. Kiedy
wrócił, jego cera stała się dość żółtawa, a białka jego oczu nabrały koloru
szparagów. Myśleliśmy wtedy, że nabawił się zapalenia wątroby podczas pobytu na
Wyspach Dziewiczych i początkowo tak wykazały badania. Ale nadal był poważnie
zaniepokojony innymi objawami, których doświadczał, takimi jak skrajna utrata
wagi i dokuczliwe zmęczenie. Został więc przyjęty do West Jersey Hospital
(jednego z lepszych szpitali w New Jersey) by poddać się różnego rodzaju
testom. Tym razem wynik zapalenia wątroby okazał się negatywny. Ale chociaż
lekarze byli prawie w 100% pewni, że nie ma raka, testy wykazały również, że
zastawka w wątrobie mojego ojca nie rozszerzała się prawidłowo i to było
przyczyną żółtaczki. Diagnoza brzmiała: „choroba wątroby”. Być może z powodu
przedawkowania witaminy A, którą brał przez dłuższy czas. Były też inne teorie,
ale żadna nie została potwierdzona.
Powiedziano nam również, że
chociaż stan mojego ojca był dość poważny, są ludzie, którzy prowadzą całkiem
normalne życie z ograniczoną czynnością wątroby. Musiał jednak być bardzo
ostrożny; surowe ograniczenie diety, monitorowanie ciśnienia krwi itp.
To było pod koniec sierpnia.
Około połowy września, kiedy byłem na wakacjach w Catskills w stanie Nowy York,
odebrałem telefon od matki. Właśnie zabrała ojca z powrotem do szpitala, ponieważ
wymiotował krwią i był tak osłabiony, że ledwo chodził, po czym zapadł w
śpiączkę. Było późno w nocy, więc spakowałem swoje rzeczy i wyjechałem
następnego ranka. Po drodze (moja mama mieszka w Cherry Hill, w stanie New Jersey)
zatrzymałem się w moim mieszkaniu w Hoboken, żeby zabrać kilka drobiazgów.
Robiąc to, umieściłem plastikową torebkę wibhuti przed zdjęciem Baby, które
trzymam obok kuchni. Kiedy wróciłem po nią, już po kilku chwilach zauważyłem,
że jest ciepła. Przypomniałem sobie, jak Lorenzo mówił, że kiedy zabierał
krzesło Baby po spotkaniach w poniedziałkowe lub czwartkowe wieczory, często
było ono bardzo gorące. Uznałem to więc za pomyślny znak.
Kiedy przyjechałem do Cherry
Hill, czekaliśmy z mamą, aż moja siostra Cynthia przyjedzie z Nowego Jorku i we
trójkę pojechaliśmy do szpitala. Mój ojciec był na oddziale ratunkowym. Kiedy
wszedłem do pokoju i zobaczyłem wychudzonego ojca z rurkami biegnącymi przez
nozdrza, odniosłem pierwsze wrażenie, że już nie żyje. Był całkowicie
nieruchomy, z wyjątkiem bardzo nieznacznych śladów oddechu. Było całkiem oczywiste,
że jedyną rzeczą, która utrzymywała go przy życiu, był aparat, do którego był
podłączony, który próbował odtruć szkodliwe związki gromadzące się w jego
wątrobie, która nie mogła już wykonywać swojej pracy.
Mimo to lekarze powiedzieli nam,
że istnieje tylko 50/50, a może 60/40 szans na to, że wyjdzie ze śpiączki, a
nawet jeśli tak się stanie, to za jakiś czas sytuacja się powtórzy.
Spędziliśmy z nim większą część
popołudnia, a potem moja siostra, która ma trójkę małych dzieci, musiała wrócić
do domu. Mama i ja zostaliśmy.
Po chwili wyjąłem wibhuti i
chociaż on był prawie zupełnie nieprzytomny, poczułem się w obowiązku zapytać,
czy życzy sobie, abym potarł mu czoło wibhuti (mój ojciec w ogóle nie wierzył w
Sai Babę). Ku mojemu całkowitemu zdumieniu skinął twierdząco głową! Spojrzałem
na moją matkę, aby zobaczyć, czy właśnie była świadkiem tego samego, co ja,
potwierdziła.
Następnie zacząłem wcierać wibhuti
w jego głowę. Zapach wypełnił całe otoczenie. Można go było wyczuć z odległości
3-4,5 m. To było to samo wibhuti, którego używałem codziennie i nigdy nie
czułem zapachu. Moja mama spojrzała na mnie i zapytała, czy perfumują przed
sprzedażą. Powiedziałem, że nie.
Następnego ranka ojciec był
całkowicie rozbudzony i w ciągu następnych kilku dni jego stan znacznie się
poprawił, więc pomyślałem, że mogę wrócić do domu. Ale w niedzielę rano, kiedy
planowałem wyjazd, zadzwoniła pielęgniarka i poprosiła, żebyśmy przyjechali do
szpitala, ponieważ jeden z lekarzy chciał z nami porozmawiać. Poinformował nas,
że wątroba mojego ojca przestała pobierać pewien hormon z krwioobiegu, a kiedy
to się dzieje, nerki nieuchronnie zawodzą i w całej jego karierze zawodowej
przeżyła to tylko jedna osoba. Był to mężczyzna po trzydziestce. Mój ojciec
miał 72 lata, więc lekarz powiedział, że zostało mu niewiele czasu; może kilka
dni.
Nie mogłem powiedzieć ojcu, że
zostało mu tylko trochę życia, tak bardzo walczył już o każdy oddech. Tym razem
świadomie pozwolił mi natrzeć plecy wibhuti, podczas gdy moja matka i
oszołomiona pielęgniarka tylko patrzyły. Nastąpiło wtedy inne niezwykłe, ale
zupełnie nowe zjawisko. Niemal natychmiast po tym, jak zacząłem wcierać wibhuti
w jego plecy, cały mój stan umysłu przeszedł kompletną metamorfozę. Transformacja
była tak szybka, że na początku byłem zaskoczony. Pomyślałem sobie:
„Chwileczkę, to ma być dla niego, nie dla mnie”. Po prostu z każdą sekundą
stawałem się szczęśliwszy, radośniejszy, silniejszy i bardziej optymistyczny.
Była to jedna z najbardziej niesamowitych i najbardziej oczywistych cudów Sai
Baby, jakich kiedykolwiek doświadczyłem. Wtedy oczywiście myślałem, że daje mi
znak, że mój ojciec wkrótce zostanie wyleczony. Później jednak zdałem sobie
sprawę, że po prostu chronił mnie i przygotowywał na nieuniknione.
Około 19:30 opuściliśmy pokój
ojca. Po kilku krokach poczułem, że muszę wrócić i się pożegnać. Pocałowałem go
w czoło i powiedziałem „Om Sai Ram”. Myślę, że były to ostatnie słowa, jakie
ktokolwiek do niego powiedział. W jadącej windzie zobaczyłem światło, które na
krótką chwilę wypełniło przestrzeń. Jak tylko wróciliśmy do domu, zadzwoniła
moja zapłakana siostra. Właśnie dowiedziała się, że ojciec zmarł.
Wierzę, jak mówi Baba, że
najważniejsza jest modlitwa przez pierwsze 10-12 dni po czyjejś śmierci.
Modliłem się więc bardzo intensywnie. W następną niedzielę, jak sądzę, był to Rosz
Hoszana – żydowski Nowy Rok – usłyszałem płacz mojej matki. Właśnie śniło jej
się, że mój ojciec był w kuchni i przygotowywał śniadanie. Nagle zaczął machać
rękami niemal gorączkowo (co jest bardzo niepodobne do mojego ojca) i
powiedział: „muszę iść, muszę iść”. We śnie moja matka próbowała go
powstrzymać, ale on zniknął. A ona płakała: „Proszę, nie zostawiaj mnie,
proszę, nie zostawiaj mnie”. Kiedy się obudziła, po raz pierwszy naprawdę
poczuła, że ojca już nie ma. Chociaż był to bardzo trudny moment dla mojej
matki, wiedziałem, że Baba odpowiedział na modlitwę. Co ciekawe, w wierze
żydowskiej okres żałoby kończy się również w Rosz Hoszana.
Zacząłem się bardzo martwić o
moją matkę. Intensywnie się modliłem, aby Swami zaopiekował się nią. Weekendy
spędzaliśmy razem. Pewnego dnia, kiedy byliśmy na spacerze, mama bardzo
ostrożnie powiedziała: „Ryszard…, wokół mojej głowy unosi się na poduszce Mały
Człowieczek”. Zapytałem tylko: „Co?”. Powiedziała, że siedzi ze skrzyżowanymi
nogami na kasztanowej poduszce i kołysze się delikatnie z boku na bok z niemal
figlarnym uśmiechem na twarzy. Powiedziała, że Go trochę polubiła! Miał na
sobie szerokie spodnie, okrągłą twarz z siwą brodą, lekko ściągnięte policzki i
oczy w kształcie migdałów.
Kiedy wspomniała o szerokich
spodniach i siedzeniu ze skrzyżowanymi nogami, pomyślałem, że to może być
Shirdi, który reprezentował zarówno muzułmanizm, jak i hinduizm. Zdecydowałem
więc, że następnym razem, gdy odwiedzę mamę, przyniosę książkę ze zdjęciem
Shirdi — tym, na którym siedzi na kamieniach z prawą nogą skrzyżowaną na lewym
kolanie.
Wkrótce po tym, jak przyjechałem
następnym razem, moja mama powiedziała: „Richard, pamiętasz tego Małego
Człowieczka, o którym ci opowiadałam? Cóż, teraz jest tam”, wskazała na ścianę
w kuchni. „Ale nie sądzę, żeby to był on. Myślę, że to ktoś inny”. Ponownie
poprosiłem, aby go opisała. „Cóż, siedzi z prawą nogą na lewym kolanie i
wygląda, jakby stał na kamiennym płocie”. W tym momencie pokazałem jej zdjęcie
Shirdi Baby. Jej twarz zrobiła się czerwona jak burak i zaczęła krzyczeć: „To
on! On tam siedzi! O mój Boże! Kto to jest?". Kiedy powiedziałem, że to
Sai Baba i jakie to szczęście, że ma Go w wizji, zaczęła się uspokajać. Po
chwili przycisnęła zdjęcie do piersi i poszła do swojej sypialni. Później powiedziała,
że osobą, którą pierwszy raz zobaczyła, nie był Sai Baba. Myślała, że jest kimś
w rodzaju jogina – anioła, który przygotowuje drogę do Baby.
Następnego ranka przyszła do
mojego pokoju zalana łzami, trzymając książkę. – Czy wiesz, co tu jest napisane
o moim Małym Człowieczku? Jest napisane, że jest Awatarem Miłości, a potem
wskazując zdanie w książce powiedziała: „Patrz!”. Spojrzałem w dół i
przeczytałem: „Zawsze będę z tobą”. Po tych słowach, trochę oszołomiona, po
cichu poszła do swojego pokoju.
Wcześniej, ilekroć moja mama
odwiedzała ojca w szpitalu, mówiła, że patrzy na nią z czułością, miłością i
głębokim uznaniem, jakiego nigdy wcześniej nie widziała. Powiedziała, że Shirdi
siedział w pozycji z prawą nogą na lewej przez około trzy tygodnie, a potem
nastąpiła pewna zmiana. Jego głowa odwrócona nad lewym ramieniem obserwowała
wszystko, co robiła. Powiedziała, że na Jego twarzy był dokładnie ten sam wyraz
miłości i czułości, jaki wyrażał mój ojciec w sali szpitalnej. Sai Baba,
całkiem dosłownie, opiekował się nią.
Ryszard Margolin
New Jersey, Stany Zjednoczone
- tłum. E.GG.