Moja
matka sprawiała wrażenie, że otwarte okazywanie uczuć lub chwalenie i pocieszanie
dzieci może je zepsuć. W końcu to trudny świat i musimy umieć radzić sobie z
rzeczywistością. Być może był to głęboki ból, jaki odczuwała z powodu własnego
trudnego wychowania, połączony z bólem rozłąki z moim ojcem, kiedy byłam
jeszcze bardzo młoda. Po rozstaniu jako jedynaczka byłam w centrum jej uwagi i
czułam jej głęboką troskę o moje dobro i bezpieczeństwo. Wykonała godną podziwu
pracę w czasach, gdy kobiety jako samotne matki były często odrzucane przez
społeczeństwo. Nauczyła mnie jak wyglądać schludnie i czysto, trzymać głowę
wysoko i mówić prawdę.
Ciężka
praca była kolejną z jej nauk, za które jestem wdzięczna. Z powodu jej
niemiecko-luterańskiej etyki, od 11 roku życia pracowałam na pół etatu. Czasem
trudno było pogodzić pracę opiekunki do dzieci lub pomocą mamie z nauką i
zajęciami szkolnymi. Później podjęłam się samodzielnego szycia moich własnych
ubrań i byłam w tym całkiem dobra.
Poczucie
odpowiedzialności mojej matki zostało nieco złagodzone, gdy poznała i poślubiła
wspaniałego greckiego dżentelmena, ale nawyk martwienia się był głęboko
zakorzeniony w jej osobowości. Mój ojczym, oprócz złagodzenia naszych trudności
finansowych, otworzył drogę do pewnej ekspresji kulturowej. Trochę podróżowaliśmy,
razem czytaliśmy książki, chodziliśmy do muzeów i rozmawialiśmy o światowych
wydarzeniach. Mimo to żadne z rodziców nie okazywało zainteresowania
duchowością, zaczęłam sama prowadzić własne dociekania religijne.
Chodziłam
z przyjaciółmi do szkółek niedzielnych przy różnych kościołach i zawsze odczuwałam
wielką radość, gdy śpiewano hymny i opowiadano historie biblijne. Ale ku mojemu
wielkiemu przerażeniu odkryłem, że wielu „ludzi kościoła”, którzy uważnie
słuchali chrześcijańskich nauk, takich jak „kochaj bliźniego swego jak siebie
samego”, praktykowało w swoim codziennym życiu jakąś formę uprzedzeń.
Kiedy
byłam jeszcze dość młoda, krewny, któremu ufałam, wypowiedział się
niepochlebnie na temat grupy katolickich zakonnic. Byłam wstrząśnięta i
zraniona krytyką tej osoby wobec dobrych zakonnic, które tak wiele przysłużyły
się światu. Uświadomienie sobie hipokryzji tych, których kochałam, było zarówno
dezorientujące, jak i przygnębiające.
Gdy
dorosłam i zdałam sobie sprawę z okropnych rzeczy, które dzieją się na świecie,
zaczęłam myśleć, że dobry i kochający Bóg nigdy nie pozwoliłby, aby zbrodnie i
okrucieństwa spotkały niewinnych ludzi. Mój uproszczony wniosek, jako
rozczarowanej nastolatki, był taki, że Bóg nie może istnieć, a przekonania
religijne muszą być formą ucieczki dla tych, którzy nie potrafią stawić czoła
rzeczywistości.
Lata
mijały i pod koniec mojej edukacji spotkałam czarującego młodzieńca. 4 lipca
1952 roku pobraliśmy się w trakcie wielu uroczystości związanych ze świętem
narodowym. Bob był wówczas oficerem Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych.
Nasze życie małżeńskie koncentrowało się wokół przyjęć i spotkań towarzyskich i
w sumie było nam obojgu bardzo przyjemne, chociaż czegoś brakowało, jak jednego
małego brakującego elementu układanki.
Z
każdym nowym wydarzeniem myślałam, że to jest rzecz, która uczyni moje życie
kompletnym. Po zwolnieniu Boba z Marynarki Wojennej zajął się rodzinnym
biznesem samochodowym. Do tego czasu mieliśmy już jedną piękną córeczkę, a dwa
lata później kolejną, obie sprawiały nam wielką radość. Przed przyjściem na
świat syna przeprowadziliśmy się do większego domu. Bob miał teraz swój dobrze
prosperujący biznes i nasza rodzina była w komplecie. Kto mógłby oczekiwać
więcej? Ale oboje czuliśmy wewnętrzny niepokój.
W
tym czasie miałam przyjaciółkę, która zawsze wydawała się być opanowana i
spokojna. Gdy poprosiłam ją o wyjawienie sekretnej recepty na opanowanie,
powiedziała, że praktykuje hatha jogę i chętnie zabierze mnie na spotkanie ze
swoim nauczycielem. Z wielkim zainteresowaniem zajęłam się hatha jogą i po kilku
latach sama zacząłem prowadzić zajęcia.
W
tym okresie uczęszczałem również na zajęcia prowadzone przez Indrę Devi, która
uczyła nas starożytnych, klasycznych pozycji, a później zadziwiała nas
opowieściami o swoim duchowym nauczycielu, Śri Sathya Sai Babie. Jej historie
wzbudziły we mnie tęsknotę za wyjazdem do egzotycznych Indii i zobaczeniem tej
niesamowitej Istoty. Tęsknota stała się obsesją. W drugiej połowie 1973 roku
przekonałam męża, że powinniśmy pojechać z grupą ludzi z Zachodu, aby spotkać
się z Babą w aszramie w wiosce Puttaparthi w południowych Indiach. Podobno Sai
Baba dokonywał cudów, takich jak Chrystus. Mojej ciekawości nie dało się
zaspokoić. Musiałam sama się przekonać. Mój mąż przechodził dość trudny okres w
życiu i nie był entuzjastycznie nastawiony do wyjazdu. Mimo to w lutym 1974
roku wyruszyliśmy z około dwudziestoma innymi ciekawskimi pielgrzymami w
niezapomnianą podróż.
Pierwszego
dnia w aszramie jeden z naszych towarzyszy podróży przyszedł do pokoju i kazał
nam przygotować się na darszan (przebywanie w obecności wielkiej duchowej
Istoty). Nie wiedzieliśmy wtedy, czym jest darszan i jak się do niego
przygotować, więc trzeba było nam doradzić: najpierw wykąpać się, potem ubrać w
czyste ubranie, a na koniec udać się na teren świątyni, by spokojnie czekać na
pojawienie się Śri Sathya Sai Baby. Wszystko to zrobiłam, pozostając wciąż
turystką, nie traktującą wszystkiego zbyt poważnie. Zamiast tego myślałam, jaka
to byłaby dobra historia, którą mogłabym podzielić się z przyjaciółmi i studentami
jogi w domu.
Ku
mojemu zaskoczeniu, kiedy Sai Baba pojawił się i przeszedł przed tłumem,
poczułam się przykuta do miejsca i nie mogłam oderwać od Niego wzroku.
Widziałam wiele zdjęć Sai Baby, ale nie byłam przygotowana na tak głęboko poruszające
przeżycie. Jego naturalny wdzięk i urok były urzekające. Zapomniałam o
wszystkich niedogodnościach związanych ze zmęczeniem spowodowanym różnicą czasu
i siedzeniem w gorącym słońcu owinięta w sari.
Coś
w Jego zachowaniu sprawiło, że moje zimne serce zaczęło mięknąć. Poczułam
przypływ radości. Przez długi czas odczuwałam tę radość jak delikatne fale
oceanu, które mnie obmywały, a potem cofały się. Chciałam pozostać otoczona tym
oceanicznym uczuciem, ale było to zbyt nieuchwytne. Nie wiedziałam wtedy, jakie
mieliśmy szczęście, gdy Baba powiedział jednemu z naszej grupy, że spotka się z
nami następnego dnia.
Wszyscy
przybyliśmy na werandę świątyni o wyznaczonej godzinie i zostaliśmy wprowadzeni
do dużego pokoju. Nie było żadnych ozdób, tylko proste drewniane krzesło dla
Baby. My usiedliśmy na betonowej podłodze. Gdy tylko Sai Baba wszedł do pokoju,
wszystkie myśli o dyskomforcie zniknęły, wypełniły nas fale radości. Jak Jego
obecność mogła wywołać taką reakcję? Nie siadał w specjalnym fotelu, ale
wydawało się, że woli odpoczywać na skraju podestu, stojąc przed nami lub
poruszając się w grupie.
Baba
wygłosił nam mini-dyskurs i do dziś nie pamiętam ani jednego słowa, które
powiedział, tylko miękkie melodyjne tony Jego głosu i uczucie szczęścia. W
pewnym momencie rozmowy zmaterializował pierścionek dla kobiety z naszej grupy.
Ucieszyłam się, ponieważ jednym z moich sekretnych życzeń było zobaczenie
jakichś cudów. Rzeczywiście, widziałam to wyraźnie, ponieważ pojawiło się tuż
pod moim nosem. Zbierałam doświadczenia i to było całkiem niezłe. Ale co dalej?
Kilka
dni później, gdy siedzieliśmy na werandzie, czekając na wezwanie do pokoju
interview, do małego wewnętrznego pokoju wprowadzono piękną, ale przygnębioną
indyjską rodzinę. Ojciec niósł syna, który miał około 9 lat. Miał on białe
skarpetki, które tak naprawdę nie zakrywały jego mocno zdeformowanych stóp.
Jego nogi jak patyki wskazywały, że nigdy nie biegał ani nie bawił się jak inne
dzieci. Poczułam ukłucie w sercu. Byłam wdzięczna za troje zdrowych dzieci,
które zostawiliśmy pod opieką dziadków w Kalifornii.
Po
pewnym czasie drzwi się otworzyły i, cud nad cudami, cała rodzina wyszła,
wszyscy płakali łzami radości. Chłopiec chodził na chwiejnych nogach jak nowo
narodzony jelonek, a jego duże brązowe oczy błyszczały. Nawet nie próbowałam
opanować łez.
Baba
wyszedł i udzielił rodzicom końcowych wskazówek, a potem zwracając się do mnie,
zapytał: „Dlaczego płaczesz? Nie płacz, on pierwszy raz chodzi”. Odpowiedziałam
przez łzy: „Dlatego płaczę”. Potem posłał mi spojrzenie, które tak dobrze
poznałam – najbardziej życzliwy i pełen współczucia uśmiech, jaki kiedykolwiek
widziałam – i powiedział najdelikatniejszym tonem: „Wiem, wiem”.
Chciałam,
aby ta chwila trwała wiecznie, ale w ułamku sekundy zmienił swoje zachowanie i
okazywał głęboką troskę o kolejne ze swoich dzieci.
Wkrótce
nadeszła nasza kolej, by zostać sam na sam z Babą. Nasza pierwsza prywatna rozmowa
była niezwykłym przeżyciem. Gdy zadawał pytania, wszyscy staliśmy blisko
siebie. Najpierw zwrócił się do mnie, zadając proste pytania: „Ile masz
dzieci?”. W tym momencie zabrakło mi słów. Uśmiechnął się pobłażliwie i Sam
odpowiedział: „Troje”. W międzyczasie stałam niema ‒ nie mogąc się odezwać.
Musiałam wyglądać na więcej niż głupią, ale Baba był łaskawy, ponieważ rozumie
wszystkie ludzkie uwarunkowania i słabości. W ciągu tych kilku minut nakreślił
charakter – zarówno mocne, jak i słabe strony – każdego z naszych dzieci.
Mijające lata pokazały, że opis był w stu procentach trafny.
Następnie
Jego uwaga skupiła się na Bobie i rozmawiali o sprawach biznesowych. Podczas
rozmowy Sai zmaterializował trochę wibhuti (święty popiół) i posmarował klatkę
piersiową i okolice serca Boba, mówiąc: „On jest dobrym człowiekiem, dobrym
człowiekiem”. Ten wyraźny gest pełnej miłości aprobaty sprawił, że Bob zrobił
coś, czego nigdy wcześniej u niego nie widziałem ‒ wybuchnął płaczem i płakał
jak bezbronne dziecko. Sai Baba powiedział: „Biznes nie daje ci satysfakcji,
ale wszystko się zmieni”. Bob rozpromienił się po tym zapewnieniu.
Swami
ponownie zwrócił się do mnie i powiedział: „Bądź cierpliwa. Musisz nauczyć się
cierpliwości”. Rozmowa się skończyła, a kiedy wychodziliśmy, nadal byłam niema.
Powrót na ziemię zajął dużo czasu. Było to najbardziej niezwykłe doświadczenie
w moim życiu, ale nadal nie dostrzegałam, że Sri Sathya Sai Baba jest Boską
Istotą. Mogłam tylko dostrzec, że był wyjątkowy i że wyzwalał we mnie wyższe
ideały i emocje, których nie miałam wcześniej.
W
samolocie powrotnym do Stanów Zjednoczonych zaczęliśmy planować kolejną podróż do
Indii. Już byliśmy przyciągani z powrotem jakby przez jakąś magnetyczną siłę.
Bob beztrosko zaczął mi dokuczać z powodu komentarzy Swamiego na temat mojej
niecierpliwości. Natychmiast przyjęłam postawę obronną, zirytowaną i wyraźnie
niecierpliwą. Później oboje nieźle się śmialiśmy z mojego wąskiego punktu
widzenia i niezdolności do przyjęcia krytyki, mimo że Baba udzielił mi jej tak
delikatnie. Obiecałam sobie wtedy, że popracuję nad moim problemem braku
cierpliwości.
Po
powrocie do domu powróciliśmy do codziennych spraw, ale jakoś nasze życie się
zmieniło. Bob i ja nadal troszczyliśmy się o naszych starych przyjaciół, ale
było nam trudno – a nawet nie było to możliwe – wznowić starą rundę spotkań
towarzyskich. Bob zagłębił się w czytanie wszystkiego o Sathya Sai Babie. Ja
natomiast naciskałam na niego, aby pojechał ze mną do Indii, bo czułam się
niekompletna i zdezorientowana tamtym doświadczeniem.
W
1975 roku ponownie udaliśmy się do Indii, najpierw wyruszając w trasę
turystyczną, a następnie udaliśmy się dalej, aby wziąć udział w Światowej
Konferencji Organizacji Śri Sathya Sai z okazji 50. urodzin Baby. W moim życiu
było tylko jedno doświadczenie, które przygotowało mnie do życia w aszramie,
ale tym razem było to trudniejsze ze względu na duże tłumy, które zgromadziły
się na konferencji i urodzinowych uroczystościach.
Ponownie
dostąpiliśmy interview, a Bob otrzymał piękny pierścionek z podobizną Baby. W
rzeczywistości wiele osób otrzymało „wizytówki”, jak Swami nazywa te drobne
upominki, takie jak pierścionki i medaliony, które materializuje. Widok twarzy
tych, którzy otrzymali te przedmioty z rąk Baby, wywołał uczucie wielkiej
radości i zaczęłam czekać na jeden z tych talizmanów. W rzeczywistości stało
się to moją obsesją. Ale im bardziej czegoś pragnęłam, tym częstsze były dary
Sai Baby dla innych! Na jednym interview dał dowody boskości kobietom z przodu,
z tyłu i po obu stronach mnie! Musiałam wyglądać na zieloną z zazdrości, ale
wszystko, co dostałam od Baby, to psotny uśmiech.
Często
mówi: „Daję ci to, czego chcesz, abyś chciała tego, co przyszedłem ci dać”. Ale
co ta wiadomość miała wspólnego z moim pragnieniem posiadania jednego z jego
małych prezentów? Czego w ogóle można się było dowiedzieć z tych duchowych
rzeczy? Dlaczego intensywne uczucia zdawały się mnie rozdzierać!
W
następnym roku po powrocie do domu miałam wątpliwości, okresy samotności i
depresji. Zamieszanie narastało i zastanawiałam się, czy naprawdę chcę porzucić
stare towarzystwo, ostentacyjną konsumpcję i pobłażanie sobie. Ale te płytkie
czynności nie sprawiały już przyjemności. Byłam na emocjonalnej huśtawce. Baba
powiedział: „Czasami muszę złamać serce, aby do niego wejść”. Być może tak
właśnie się działo.
Tymczasem
mój mąż zbliżał się do Sai Baby. Nalegał, abyśmy śpiewali w naszym domu bhadżany
(nabożne pieśni) i studiowali nauki Swamiego. Pomimo mieszanych emocji w tamtym
czasie, nie mogłam się doczekać naszej następnej podróży do Indii, ponieważ te
podróże stały się corocznymi wydarzeniami pełnymi bólu i przyjemności.
Przyciąganie Sai Baby wciąż było niemożliwe do wyjaśnienia.
W
następnym roku zabraliśmy do Indii trójkę naszych dzieci i matkę Boba. Baba
obdarzył ich wszystkich łaską. Czułam się niekomfortowo, ponieważ zaraziłam się
grypą i chorowałam przez całą podróż. W pewnym momencie w Bombaju wyraziłam
życzenie, aby przekazać naszym dzieciom trochę dóbr doczesnych, ponieważ byłam
pewna, że umrę przed powrotem do domu. Musiałam mieć halucynacje wywołane
gorączką albo użalałam się nad sobą. Prawdopodobnie oba. Nie mogłam jeść, stawałam
się coraz słabsza. Nabazgrałam list do Baby na hotelowej papeterii z prośbą o
pomoc.
Bob
osobiście zaniósł ten list do Dharmakszetry, miejsca zamieszkania Baby w
Bombaju, gdzie Swami miał wygłosić dyskurs. Baba przeszedł obok mojego męża i
przyjął mój pełen rozpaczy list. Przez cały czas swego przemówienia trzymał ten
list, wykonując pełne wdzięku gesty rąk i pokazując kopertę tysiącom osób,
które zebrały się, aby Go wysłuchać. Wszystko to dotarło do mnie dopiero
później, ale pamiętam, że poczułam się wtedy lepiej.
Następnego
dnia wyzdrowiałam na tyle, by udać się z rodziną do Dharmakszetry, gdzie przyjął
nas Baba. Przez większość interview trzymał mnie za rękę i wydawał się
zaniepokojony moim zdrowiem, mówiąc mi: „Jedz”. Następnego dnia na pokładzie naszego
samolotu podczas długiego lotu do Stanów Zjednoczonych mój apetyt był
nienasycony. Ale co ważniejsze, moje serce otworzyło się nieco szerzej i moje
wątpliwości odpłynęły. Być może było to moje duchowe odrodzenie się.
Podczas
naszej pierwszej podróży do Indii zaobserwowałem niezwykły zwyczaj: wielu wielbicieli
chciało dotknąć, a nawet pocałować stopy Baby. Moja pierwsza reakcja na to była
negatywna. Podczas następnej podróży pomyślałem, że to dobrze, że Hindusi
praktykują ten zwyczaj, ale to nie dla kobiety z Zachodu. Podczas trzeciej podróży
jednak bardzo zapragnąłem dotknąć tych doskonale uformowanych, pachnących stóp
i kilka razy prosiłem Babę o padanamaskar,
tak to się nazywa. Powiedział mi: „Czekaj, czekaj”. Tymczasem tęsknota rosła.
Dopiero w ostatniej chwili naszego ostatniego dnia w Indiach Baba pozwolił mi
na ten przywilej. Zrobił krok do przodu, wskazał na Swoje stopy i powiedział:
„Zrób to”. Upadłam na kolana, wiedząc w głębi serca, że jest to najświętsza
okazja w moim życiu, chwila wielkiej wagi, początek poddania się.
W
następnych latach raz lub dwa razy w roku podróżowaliśmy z Bobem do Indii, aby
być blisko naszego ukochanego Nauczyciela. Czasami towarzyszyło nam jedno lub
wszystkie dzieci. Baba zawsze zdawał się obdarzać je swoją szczególną łaską, a
one reagowały pozytywnie.
W
tym momencie minęło prawie szesnaście lat, odkąd po raz pierwszy usłyszałam o
Śri Sathya Sai Babie i naprawdę przeraża mnie myśl, jak wyglądałoby życie bez
Niego. W najlepszym przypadku byłby to niekończący się strumień pustych wydarzeń
i bezsensownych działań.
Z
pewnością moje życie zmierzało w tym kierunku, zanim poznałem Swamiego.
Baba
zachęca Swoich wielbicieli do służby. Mówi: „Służba ludzkości jest służbą
Bogu”. Moja służba przybrała formę redagowania i publikowania czasopisma o
Sathya Sai. Wysoko wykwalifikowani wielbiciele poświęcają wiele godzin na
stworzenie kwartalnika poświęconego fenomenowi Bhagawana Sri Sathya Sai Baby i
jego naukom. Praca nad ogólnokrajowym czasopismem to zarówno radość, jak i
niesamowita odpowiedzialność, ponieważ jestem teraz przekonana, że Baba jest
wcielonym Panem, kompletnym Awatarem ze wszystkimi mocami, chwałą i boską
miłością. Jest ucieleśnieniem miłości i przyszedł, aby przywrócić prawość na
świecie. Tylko Bóg może to zrobić.
Baba
jest naszym Największym Nauczycielem, ponieważ można się czegoś nauczyć z tego,
co robi, jak również z tego, czego nie robi. Zastanawiałam się na przykład:
dlaczego, skoro jest Bogiem, pozwala na głód i wyniszczające choroby? Baba
powiedział, że mógłby to wszystko zmienić w jednej chwili, ale w krótkim czasie
powrócą te same ludzkie tragedie i świat będzie tak samo zły jak przedtem. Czy
to możliwe, że sami sobie robimy takie rzeczy? Baba potwierdza to, co kościół
katolicki mówi od wielu lat: na świecie jest pod dostatkiem żywności, ale jej
dystrybucja nie jest sprawiedliwa. Z pewnością nie możemy winić Boga za ten
brak troski o naszych bliźnich. Możemy obwiniać i obwiniamy rządy za to, że nie
pomagają narodom, które miały mniej szczęścia. Jednak Baba chce, abyśmy
spojrzeli w głąb naszych serc i zapytali, co jako jednostki możemy zrobić, aby
pomóc naszym mniej szczęśliwym braciom i siostrom.
Jeśli
chodzi o choroby, zastanawiałam się, dlaczego Baba nie leczy przynajmniej tych,
którzy przychodzą do Niego z prośbą o pomoc. Teraz rozumiem, że rzadko ingeruje
w potrzebę przeżycia przez jednostkę pewnych trudnych doświadczeń. Chociaż
takie doświadczenia mogą się wydawać tragiczne, w innym ujęciu można je uznać
za łaskę, czyli spłatę karmicznych długów. Prędzej czy później wszyscy będziemy
musieli spłacić swoje długi. Skoro Bóg zna naszą przeszłość, teraźniejszość i
przyszłość, dlaczego nie oddać Mu wszystkiego? Wtedy ciało, umysł i dusza są
pod Jego opieką na zawsze.
Lekcje
były liczne, ale moje własne doświadczenie potwierdziło, że koncepcje należy
wprowadzać w życie. Zaskoczyło mnie na przykład uświadomienie sobie, że muszę
wybaczyć, a nawet nauczyć się kochać ojca, który opuścił mnie tak dawno temu.
Swami oświadcza, że najważniejsza jest miłość do naszych rodziców, ponieważ
dali nam ludzkie życie. Kontynuuje, mówiąc: „Tylko poprzez ludzkie narodziny
możemy urzeczywistnić Boga”. Co więcej, w niebie są dusze, które czekają na
narodziny na ziemi.
W
minionych latach krytykowałam niektórych ludzi za ich drobne uprzedzenia. Baba
mówi nam, że nie mamy prawa osądzać innych. Często odzwierciedlają nasze
wewnętrzne myśli i uczucia. Być może prawdziwa nauka tolerancji polega na tym,
by nie być nietolerancyjnym wobec nietolerancji innych.
Podczas
pewnego interview poproszono Babę o zdefiniowanie ego, Baba szybko
odpowiedział: „To ignorancja, ignorancja”.
Według Baby
małżeństwo stwarza okazję do wyeliminowania „tej największej ludzkiej przeszkody”.
Mogę
za to ręczyć, gdy przypominam sobie wiele sytuacji, w których Baba kazał nam
stawić czoła realiom życia małżeńskiego. Na przykład podczas jednej z naszych
podróży Bob i ja przybyliśmy do Prasanthi Nilayam w trakcie panującej między
nami niezgody. Swami zbeształ nas później za kłótnie. Innym razem byłam trochę
zła na Boba, ale zachowałam to dla siebie. Swami podszedł do mnie podczas
darszanu i powiedział: „Zawsze walczysz z mężem”.
Odpowiedziałam:
„Nie, Swami, nie walczę”. Następnie powiedział: „Tak, tutaj się kłócicie”,
wskazując na swoją głowę.
Powiedział
nam: „Małżeństwo jest jak papier ścierny ścierający egoizm drugiego człowieka”.
A jego nauka dotycząca właściwej postawy w związku jest dość specyficzna: żona
służy mężowi, a mąż ma za zadanie chronić i troszczyć się o żonę. Każdy kocha
Boga, tę iskrę boskości tkwiącą w drugim.
Rzeczywiście,
od naszego ukochanego Baby dowiedziałem się więcej o rolach męża i żony niż z
jakiegokolwiek małżeńskiego podręcznika.
Wspomniałam
już o moim pragnieniu posiadania znaku boskości Swamiego, jednego z jego małych
prezentów zmaterializowanych z powietrza. Po kilku podróżach do Indii i wielu
interview w końcu się udało! Wtedy doszłam do wniosku, że moje oczekiwania były
niewłaściwe, przecież widziałam, rozmawiałam i otrzymałam dobre rady od samego
Pana. Któż mógłby prosić o więcej?
Już
podczas następnego interview Baba zapytał mnie: „Czego chcesz?”. Powiedziałem:
„Ciebie, Swami, Ciebie”. Uśmiechnął się pobłażliwie, jak rodzic, który ma
zamiar nagrodzić małe dziecko lodami w wafelku. Machnięciem tej pięknej dłoni
stworzył mi pierścionek z płaskorzeźbą przedstawiającą Śirdi Sai Babę (jego
poprzednie wcielenie). Byłam podekscytowana. Był to magiczny moment czystej
rozkoszy.
Włożył
pierścionek na mój prawy palec wskazujący, co, jak doszłam do wniosku, jest
bardzo znaczące. Muszę przyznać, że czasami boję się powiedzieć „nie”, bo ktoś
może mnie nie zaakceptować. Naprawdę myślę, że wizerunek Śirdi Sai Baby dał mi
odwagę do własnych przekonań. Umieszczenie pierścionka na prawym palcu wskazującym
miało, jak sądzę, sprawić, że będę bardziej asertywna, ponieważ to właśnie tym
palcem wskazujemy lub podkreślamy jakiś punkt. Swami nigdy tego nie
potwierdził. To jest moje własne spostrzeżenie. Wiem tylko, że pomogło mi to.
To
tylko niektóre z lekcji i doświadczeń, jakie zdobyłam od czasu świadomego
wejścia w orbitę Sai Baby. Mówię „świadomego”, ponieważ teraz czuję, że zawsze
mnie prowadził i chronił. Jego miłość jest tak wielka, że czuwa nawet nad tymi,
którzy nie akceptują Jego boskości.
Mój
mąż i ja często wyczuwaliśmy Jego obecność zarówno w domu, jak i w biurze, po
charakterystycznym zapachu jaśminu lub wibhuti. Kiedy byliśmy zajęci skupianiem
się na zadaniu, wtedy nagle pojawiał się Jego zapach, wywołujący niewysłowione
uczucie spokoju i radości.
Rzeczywiście,
On jest zawsze z każdym z nas i na różne sposoby. Aby Go poznać, wystarczy
kochać Boga i szukać Jego miłości. Czy jest lepszy sposób na spędzenie reszty
tej niezwykłej podróży?
Nie zachęcam do adorowania tylko
jednego imienia i jednej postaci, zwłaszcza Mojego obecnego Imienia i obecnej
Postaci. Nie chcę przyciągać ludzi tylko do Siebie, zniechęcać do czczenia
innych Moich imion i postaci. Możesz wnioskować z tego, co nazywasz Moimi
cudami, że przyciągam ludzi i przywiązuję ich do Siebie. Ale tak nie jest. Te,
tak zwane cuda są jedynie spontanicznymi dowodami Boskiego Majestatu. Nie ma
potrzeby zmieniać wybranego Boga, aby przyjąć nowego, kiedy Mnie widziałeś lub
słuchałeś. Kontynuuj oddawanie czci wybranemu Bogu w sposób ci znany, a
przekonasz się, że zbliżysz się do Mnie coraz bardziej, ponieważ wszystkie
imiona są Moje i wszystkie formy są Moje.
‒ Sathya Sai Baba
z książki Transformation of
the Heart (Transformacja serca) ‒ tłum. E.GG.