Niezwykła podróż
Barbara Bozzani (1931-2018)

     Aby wiedzieć, dokąd zmierzamy w tej podróży przez życie, czasami warto zastanowić się, gdzie przedtem byliśmy. Wszyscy jesteśmy dziećmi Boga, ale On umieścił każdego z nas w wyjątkowych okolicznościach. Wpływy rodziny, przyjaciół i środowiska pozostawiają ślady, czasem blizny, na psychice. Miałam szczęście urodzić się w rodzinie, która ceniła moralność i zdrową etykę. Prawdomówność była kodem wyuczonym na wczesnym etapie życia. Ale w niektórych obszarach były luki. W mojej rodzinie nigdy nie mówiono o Bogu ani o miłości, nie było też radości ani twórczej ekspresji. Te przyszły później, kiedy odkryłam świat poza moim domowym środowiskiem.
     Moja matka sprawiała wrażenie, że otwarte okazywanie uczuć lub chwalenie i pocieszanie dzieci może je zepsuć. W końcu to trudny świat i musimy umieć radzić sobie z rzeczywistością. Być może był to głęboki ból, jaki odczuwała z powodu własnego trudnego wychowania, połączony z bólem rozłąki z moim ojcem, kiedy byłam jeszcze bardzo młoda. Po rozstaniu jako jedynaczka byłam w centrum jej uwagi i czułam jej głęboką troskę o moje dobro i bezpieczeństwo. Wykonała godną podziwu pracę w czasach, gdy kobiety jako samotne matki były często odrzucane przez społeczeństwo. Nauczyła mnie jak wyglądać schludnie i czysto, trzymać głowę wysoko i mówić prawdę.
     Ciężka praca była kolejną z jej nauk, za które jestem wdzięczna. Z powodu jej niemiecko-luterańskiej etyki, od 11 roku życia pracowałam na pół etatu. Czasem trudno było pogodzić pracę opiekunki do dzieci lub pomocą mamie z nauką i zajęciami szkolnymi. Później podjęłam się samodzielnego szycia moich własnych ubrań i byłam w tym całkiem dobra.
     Poczucie odpowiedzialności mojej matki zostało nieco złagodzone, gdy poznała i poślubiła wspaniałego greckiego dżentelmena, ale nawyk martwienia się był głęboko zakorzeniony w jej osobowości. Mój ojczym, oprócz złagodzenia naszych trudności finansowych, otworzył drogę do pewnej ekspresji kulturowej. Trochę podróżowaliśmy, razem czytaliśmy książki, chodziliśmy do muzeów i rozmawialiśmy o światowych wydarzeniach. Mimo to żadne z rodziców nie okazywało zainteresowania duchowością, zaczęłam sama prowadzić własne dociekania religijne.
     Chodziłam z przyjaciółmi do szkółek niedzielnych przy różnych kościołach i zawsze odczuwałam wielką radość, gdy śpiewano hymny i opowiadano historie biblijne. Ale ku mojemu wielkiemu przerażeniu odkryłem, że wielu „ludzi kościoła”, którzy uważnie słuchali chrześcijańskich nauk, takich jak „kochaj bliźniego swego jak siebie samego”, praktykowało w swoim codziennym życiu jakąś formę uprzedzeń.
    Kiedy byłam jeszcze dość młoda, krewny, któremu ufałam, wypowiedział się niepochlebnie na temat grupy katolickich zakonnic. Byłam wstrząśnięta i zraniona krytyką tej osoby wobec dobrych zakonnic, które tak wiele przysłużyły się światu. Uświadomienie sobie hipokryzji tych, których kochałam, było zarówno dezorientujące, jak i przygnębiające.
    Gdy dorosłam i zdałam sobie sprawę z okropnych rzeczy, które dzieją się na świecie, zaczęłam myśleć, że dobry i kochający Bóg nigdy nie pozwoliłby, aby zbrodnie i okrucieństwa spotkały niewinnych ludzi. Mój uproszczony wniosek, jako rozczarowanej nastolatki, był taki, że Bóg nie może istnieć, a przekonania religijne muszą być formą ucieczki dla tych, którzy nie potrafią stawić czoła rzeczywistości.
     Lata mijały i pod koniec mojej edukacji spotkałam czarującego młodzieńca. 4 lipca 1952 roku pobraliśmy się w trakcie wielu uroczystości związanych ze świętem narodowym. Bob był wówczas oficerem Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych. Nasze życie małżeńskie koncentrowało się wokół przyjęć i spotkań towarzyskich i w sumie było nam obojgu bardzo przyjemne, chociaż czegoś brakowało, jak jednego małego brakującego elementu układanki.
Z każdym nowym wydarzeniem myślałam, że to jest rzecz, która uczyni moje życie kompletnym. Po zwolnieniu Boba z Marynarki Wojennej zajął się rodzinnym biznesem samochodowym. Do tego czasu mieliśmy już jedną piękną córeczkę, a dwa lata później kolejną, obie sprawiały nam wielką radość. Przed przyjściem na świat syna przeprowadziliśmy się do większego domu. Bob miał teraz swój dobrze prosperujący biznes i nasza rodzina była w komplecie. Kto mógłby oczekiwać więcej? Ale oboje czuliśmy wewnętrzny niepokój.
      W tym czasie miałam przyjaciółkę, która zawsze wydawała się być opanowana i spokojna. Gdy poprosiłam ją o wyjawienie sekretnej recepty na opanowanie, powiedziała, że praktykuje hatha jogę i chętnie zabierze mnie na spotkanie ze swoim nauczycielem. Z wielkim zainteresowaniem zajęłam się hatha jogą i po kilku latach sama zacząłem prowadzić zajęcia.
     W tym okresie uczęszczałem również na zajęcia prowadzone przez Indrę Devi, która uczyła nas starożytnych, klasycznych pozycji, a później zadziwiała nas opowieściami o swoim duchowym nauczycielu, Śri Sathya Sai Babie. Jej historie wzbudziły we mnie tęsknotę za wyjazdem do egzotycznych Indii i zobaczeniem tej niesamowitej Istoty. Tęsknota stała się obsesją. W drugiej połowie 1973 roku przekonałam męża, że powinniśmy pojechać z grupą ludzi z Zachodu, aby spotkać się z Babą w aszramie w wiosce Puttaparthi w południowych Indiach. Podobno Sai Baba dokonywał cudów, takich jak Chrystus. Mojej ciekawości nie dało się zaspokoić. Musiałam sama się przekonać. Mój mąż przechodził dość trudny okres w życiu i nie był entuzjastycznie nastawiony do wyjazdu. Mimo to w lutym 1974 roku wyruszyliśmy z około dwudziestoma innymi ciekawskimi pielgrzymami w niezapomnianą podróż.
      Pierwszego dnia w aszramie jeden z naszych towarzyszy podróży przyszedł do pokoju i kazał nam przygotować się na darszan (przebywanie w obecności wielkiej duchowej Istoty). Nie wiedzieliśmy wtedy, czym jest darszan i jak się do niego przygotować, więc trzeba było nam doradzić: najpierw wykąpać się, potem ubrać w czyste ubranie, a na koniec udać się na teren świątyni, by spokojnie czekać na pojawienie się Śri Sathya Sai Baby. Wszystko to zrobiłam, pozostając wciąż turystką, nie traktującą wszystkiego zbyt poważnie. Zamiast tego myślałam, jaka to byłaby dobra historia, którą mogłabym podzielić się z przyjaciółmi i studentami jogi w domu.
      Ku mojemu zaskoczeniu, kiedy Sai Baba pojawił się i przeszedł przed tłumem, poczułam się przykuta do miejsca i nie mogłam oderwać od Niego wzroku. Widziałam wiele zdjęć Sai Baby, ale nie byłam przygotowana na tak głęboko poruszające przeżycie. Jego naturalny wdzięk i urok były urzekające. Zapomniałam o wszystkich niedogodnościach związanych ze zmęczeniem spowodowanym różnicą czasu i siedzeniem w gorącym słońcu owinięta w sari.
Coś w Jego zachowaniu sprawiło, że moje zimne serce zaczęło mięknąć. Poczułam przypływ radości. Przez długi czas odczuwałam tę radość jak delikatne fale oceanu, które mnie obmywały, a potem cofały się. Chciałam pozostać otoczona tym oceanicznym uczuciem, ale było to zbyt nieuchwytne. Nie wiedziałam wtedy, jakie mieliśmy szczęście, gdy Baba powiedział jednemu z naszej grupy, że spotka się z nami następnego dnia.
     Wszyscy przybyliśmy na werandę świątyni o wyznaczonej godzinie i zostaliśmy wprowadzeni do dużego pokoju. Nie było żadnych ozdób, tylko proste drewniane krzesło dla Baby. My usiedliśmy na betonowej podłodze. Gdy tylko Sai Baba wszedł do pokoju, wszystkie myśli o dyskomforcie zniknęły, wypełniły nas fale radości. Jak Jego obecność mogła wywołać taką reakcję? Nie siadał w specjalnym fotelu, ale wydawało się, że woli odpoczywać na skraju podestu, stojąc przed nami lub poruszając się w grupie.
      Baba wygłosił nam mini-dyskurs i do dziś nie pamiętam ani jednego słowa, które powiedział, tylko miękkie melodyjne tony Jego głosu i uczucie szczęścia. W pewnym momencie rozmowy zmaterializował pierścionek dla kobiety z naszej grupy. Ucieszyłam się, ponieważ jednym z moich sekretnych życzeń było zobaczenie jakichś cudów. Rzeczywiście, widziałam to wyraźnie, ponieważ pojawiło się tuż pod moim nosem. Zbierałam doświadczenia i to było całkiem niezłe. Ale co dalej?
     Kilka dni później, gdy siedzieliśmy na werandzie, czekając na wezwanie do pokoju interview, do małego wewnętrznego pokoju wprowadzono piękną, ale przygnębioną indyjską rodzinę. Ojciec niósł syna, który miał około 9 lat. Miał on białe skarpetki, które tak naprawdę nie zakrywały jego mocno zdeformowanych stóp. Jego nogi jak patyki wskazywały, że nigdy nie biegał ani nie bawił się jak inne dzieci. Poczułam ukłucie w sercu. Byłam wdzięczna za troje zdrowych dzieci, które zostawiliśmy pod opieką dziadków w Kalifornii.
      Po pewnym czasie drzwi się otworzyły i, cud nad cudami, cała rodzina wyszła, wszyscy płakali łzami radości. Chłopiec chodził na chwiejnych nogach jak nowo narodzony jelonek, a jego duże brązowe oczy błyszczały. Nawet nie próbowałam opanować łez.
      Baba wyszedł i udzielił rodzicom końcowych wskazówek, a potem zwracając się do mnie, zapytał: „Dlaczego płaczesz? Nie płacz, on pierwszy raz chodzi”. Odpowiedziałam przez łzy: „Dlatego płaczę”. Potem posłał mi spojrzenie, które tak dobrze poznałam – najbardziej życzliwy i pełen współczucia uśmiech, jaki kiedykolwiek widziałam – i powiedział najdelikatniejszym tonem: „Wiem, wiem”.
     Chciałam, aby ta chwila trwała wiecznie, ale w ułamku sekundy zmienił swoje zachowanie i okazywał głęboką troskę o kolejne ze swoich dzieci.
Wkrótce nadeszła nasza kolej, by zostać sam na sam z Babą. Nasza pierwsza prywatna rozmowa była niezwykłym przeżyciem. Gdy zadawał pytania, wszyscy staliśmy blisko siebie. Najpierw zwrócił się do mnie, zadając proste pytania: „Ile masz dzieci?”. W tym momencie zabrakło mi słów. Uśmiechnął się pobłażliwie i Sam odpowiedział: „Troje”. W międzyczasie stałam niema ‒ nie mogąc się odezwać. Musiałam wyglądać na więcej niż głupią, ale Baba był łaskawy, ponieważ rozumie wszystkie ludzkie uwarunkowania i słabości. W ciągu tych kilku minut nakreślił charakter – zarówno mocne, jak i słabe strony – każdego z naszych dzieci. Mijające lata pokazały, że opis był w stu procentach trafny.
      Następnie Jego uwaga skupiła się na Bobie i rozmawiali o sprawach biznesowych. Podczas rozmowy Sai zmaterializował trochę wibhuti (święty popiół) i posmarował klatkę piersiową i okolice serca Boba, mówiąc: „On jest dobrym człowiekiem, dobrym człowiekiem”. Ten wyraźny gest pełnej miłości aprobaty sprawił, że Bob zrobił coś, czego nigdy wcześniej u niego nie widziałem ‒ wybuchnął płaczem i płakał jak bezbronne dziecko. Sai Baba powiedział: „Biznes nie daje ci satysfakcji, ale wszystko się zmieni”. Bob rozpromienił się po tym zapewnieniu.
     Swami ponownie zwrócił się do mnie i powiedział: „Bądź cierpliwa. Musisz nauczyć się cierpliwości”. Rozmowa się skończyła, a kiedy wychodziliśmy, nadal byłam niema. Powrót na ziemię zajął dużo czasu. Było to najbardziej niezwykłe doświadczenie w moim życiu, ale nadal nie dostrzegałam, że Sri Sathya Sai Baba jest Boską Istotą. Mogłam tylko dostrzec, że był wyjątkowy i że wyzwalał we mnie wyższe ideały i emocje, których nie miałam wcześniej.
W samolocie powrotnym do Stanów Zjednoczonych zaczęliśmy planować kolejną podróż do Indii. Już byliśmy przyciągani z powrotem jakby przez jakąś magnetyczną siłę. Bob beztrosko zaczął mi dokuczać z powodu komentarzy Swamiego na temat mojej niecierpliwości. Natychmiast przyjęłam postawę obronną, zirytowaną i wyraźnie niecierpliwą. Później oboje nieźle się śmialiśmy z mojego wąskiego punktu widzenia i niezdolności do przyjęcia krytyki, mimo że Baba udzielił mi jej tak delikatnie. Obiecałam sobie wtedy, że popracuję nad moim problemem braku cierpliwości.
     Po powrocie do domu powróciliśmy do codziennych spraw, ale jakoś nasze życie się zmieniło. Bob i ja nadal troszczyliśmy się o naszych starych przyjaciół, ale było nam trudno – a nawet nie było to możliwe – wznowić starą rundę spotkań towarzyskich. Bob zagłębił się w czytanie wszystkiego o Sathya Sai Babie. Ja natomiast naciskałam na niego, aby pojechał ze mną do Indii, bo czułam się niekompletna i zdezorientowana tamtym doświadczeniem.
W 1975 roku ponownie udaliśmy się do Indii, najpierw wyruszając w trasę turystyczną, a następnie udaliśmy się dalej, aby wziąć udział w Światowej Konferencji Organizacji Śri Sathya Sai z okazji 50. urodzin Baby. W moim życiu było tylko jedno doświadczenie, które przygotowało mnie do życia w aszramie, ale tym razem było to trudniejsze ze względu na duże tłumy, które zgromadziły się na konferencji i urodzinowych uroczystościach.
      Ponownie dostąpiliśmy interview, a Bob otrzymał piękny pierścionek z podobizną Baby. W rzeczywistości wiele osób otrzymało „wizytówki”, jak Swami nazywa te drobne upominki, takie jak pierścionki i medaliony, które materializuje. Widok twarzy tych, którzy otrzymali te przedmioty z rąk Baby, wywołał uczucie wielkiej radości i zaczęłam czekać na jeden z tych talizmanów. W rzeczywistości stało się to moją obsesją. Ale im bardziej czegoś pragnęłam, tym częstsze były dary Sai Baby dla innych! Na jednym interview dał dowody boskości kobietom z przodu, z tyłu i po obu stronach mnie! Musiałam wyglądać na zieloną z zazdrości, ale wszystko, co dostałam od Baby, to psotny uśmiech.
      Często mówi: „Daję ci to, czego chcesz, abyś chciała tego, co przyszedłem ci dać”. Ale co ta wiadomość miała wspólnego z moim pragnieniem posiadania jednego z jego małych prezentów? Czego w ogóle można się było dowiedzieć z tych duchowych rzeczy? Dlaczego intensywne uczucia zdawały się mnie rozdzierać!
     W następnym roku po powrocie do domu miałam wątpliwości, okresy samotności i depresji. Zamieszanie narastało i zastanawiałam się, czy naprawdę chcę porzucić stare towarzystwo, ostentacyjną konsumpcję i pobłażanie sobie. Ale te płytkie czynności nie sprawiały już przyjemności. Byłam na emocjonalnej huśtawce. Baba powiedział: „Czasami muszę złamać serce, aby do niego wejść”. Być może tak właśnie się działo.
      Tymczasem mój mąż zbliżał się do Sai Baby. Nalegał, abyśmy śpiewali w naszym domu bhadżany (nabożne pieśni) i studiowali nauki Swamiego. Pomimo mieszanych emocji w tamtym czasie, nie mogłam się doczekać naszej następnej podróży do Indii, ponieważ te podróże stały się corocznymi wydarzeniami pełnymi bólu i przyjemności. Przyciąganie Sai Baby wciąż było niemożliwe do wyjaśnienia.
      W następnym roku zabraliśmy do Indii trójkę naszych dzieci i matkę Boba. Baba obdarzył ich wszystkich łaską. Czułam się niekomfortowo, ponieważ zaraziłam się grypą i chorowałam przez całą podróż. W pewnym momencie w Bombaju wyraziłam życzenie, aby przekazać naszym dzieciom trochę dóbr doczesnych, ponieważ byłam pewna, że umrę przed powrotem do domu. Musiałam mieć halucynacje wywołane gorączką albo użalałam się nad sobą. Prawdopodobnie oba. Nie mogłam jeść, stawałam się coraz słabsza.  Nabazgrałam list do Baby na hotelowej papeterii z prośbą o pomoc.
      Bob osobiście zaniósł ten list do Dharmakszetry, miejsca zamieszkania Baby w Bombaju, gdzie Swami miał wygłosić dyskurs. Baba przeszedł obok mojego męża i przyjął mój pełen rozpaczy list. Przez cały czas swego przemówienia trzymał ten list, wykonując pełne wdzięku gesty rąk i pokazując kopertę tysiącom osób, które zebrały się, aby Go wysłuchać. Wszystko to dotarło do mnie dopiero później, ale pamiętam, że poczułam się wtedy lepiej.
     Następnego dnia wyzdrowiałam na tyle, by udać się z rodziną do Dharmakszetry, gdzie przyjął nas Baba. Przez większość interview trzymał mnie za rękę i wydawał się zaniepokojony moim zdrowiem, mówiąc mi: „Jedz”. Następnego dnia na pokładzie naszego samolotu podczas długiego lotu do Stanów Zjednoczonych mój apetyt był nienasycony. Ale co ważniejsze, moje serce otworzyło się nieco szerzej i moje wątpliwości odpłynęły. Być może było to moje duchowe odrodzenie się.
      Podczas naszej pierwszej podróży do Indii zaobserwowałem niezwykły zwyczaj: wielu wielbicieli chciało dotknąć, a nawet pocałować stopy Baby. Moja pierwsza reakcja na to była negatywna. Podczas następnej podróży pomyślałem, że to dobrze, że Hindusi praktykują ten zwyczaj, ale to nie dla kobiety z Zachodu. Podczas trzeciej podróży jednak bardzo zapragnąłem dotknąć tych doskonale uformowanych, pachnących stóp i kilka razy prosiłem Babę o padanamaskar, tak to się nazywa. Powiedział mi: „Czekaj, czekaj”. Tymczasem tęsknota rosła. Dopiero w ostatniej chwili naszego ostatniego dnia w Indiach Baba pozwolił mi na ten przywilej. Zrobił krok do przodu, wskazał na Swoje stopy i powiedział: „Zrób to”. Upadłam na kolana, wiedząc w głębi serca, że jest to najświętsza okazja w moim życiu, chwila wielkiej wagi, początek poddania się.
      W następnych latach raz lub dwa razy w roku podróżowaliśmy z Bobem do Indii, aby być blisko naszego ukochanego Nauczyciela. Czasami towarzyszyło nam jedno lub wszystkie dzieci. Baba zawsze zdawał się obdarzać je swoją szczególną łaską, a one reagowały pozytywnie.
     W tym momencie minęło prawie szesnaście lat, odkąd po raz pierwszy usłyszałam o Śri Sathya Sai Babie i naprawdę przeraża mnie myśl, jak wyglądałoby życie bez Niego. W najlepszym przypadku byłby to niekończący się strumień pustych wydarzeń i bezsensownych działań.
     Z pewnością moje życie zmierzało w tym kierunku, zanim poznałem Swamiego.
     Baba zachęca Swoich wielbicieli do służby. Mówi: „Służba ludzkości jest służbą Bogu”. Moja służba przybrała formę redagowania i publikowania czasopisma o Sathya Sai. Wysoko wykwalifikowani wielbiciele poświęcają wiele godzin na stworzenie kwartalnika poświęconego fenomenowi Bhagawana Sri Sathya Sai Baby i jego naukom. Praca nad ogólnokrajowym czasopismem to zarówno radość, jak i niesamowita odpowiedzialność, ponieważ jestem teraz przekonana, że Baba jest wcielonym Panem, kompletnym Awatarem ze wszystkimi mocami, chwałą i boską miłością. Jest ucieleśnieniem miłości i przyszedł, aby przywrócić prawość na świecie. Tylko Bóg może to zrobić.
Baba jest naszym Największym Nauczycielem, ponieważ można się czegoś nauczyć z tego, co robi, jak również z tego, czego nie robi. Zastanawiałam się na przykład: dlaczego, skoro jest Bogiem, pozwala na głód i wyniszczające choroby? Baba powiedział, że mógłby to wszystko zmienić w jednej chwili, ale w krótkim czasie powrócą te same ludzkie tragedie i świat będzie tak samo zły jak przedtem. Czy to możliwe, że sami sobie robimy takie rzeczy? Baba potwierdza to, co kościół katolicki mówi od wielu lat: na świecie jest pod dostatkiem żywności, ale jej dystrybucja nie jest sprawiedliwa. Z pewnością nie możemy winić Boga za ten brak troski o naszych bliźnich. Możemy obwiniać i obwiniamy rządy za to, że nie pomagają narodom, które miały mniej szczęścia. Jednak Baba chce, abyśmy spojrzeli w głąb naszych serc i zapytali, co jako jednostki możemy zrobić, aby pomóc naszym mniej szczęśliwym braciom i siostrom.
     Jeśli chodzi o choroby, zastanawiałam się, dlaczego Baba nie leczy przynajmniej tych, którzy przychodzą do Niego z prośbą o pomoc. Teraz rozumiem, że rzadko ingeruje w potrzebę przeżycia przez jednostkę pewnych trudnych doświadczeń. Chociaż takie doświadczenia mogą się wydawać tragiczne, w innym ujęciu można je uznać za łaskę, czyli spłatę karmicznych długów. Prędzej czy później wszyscy będziemy musieli spłacić swoje długi. Skoro Bóg zna naszą przeszłość, teraźniejszość i przyszłość, dlaczego nie oddać Mu wszystkiego? Wtedy ciało, umysł i dusza są pod Jego opieką na zawsze.
      Lekcje były liczne, ale moje własne doświadczenie potwierdziło, że koncepcje należy wprowadzać w życie. Zaskoczyło mnie na przykład uświadomienie sobie, że muszę wybaczyć, a nawet nauczyć się kochać ojca, który opuścił mnie tak dawno temu. Swami oświadcza, że najważniejsza jest miłość do naszych rodziców, ponieważ dali nam ludzkie życie. Kontynuuje, mówiąc: „Tylko poprzez ludzkie narodziny możemy urzeczywistnić Boga”. Co więcej, w niebie są dusze, które czekają na narodziny na ziemi.
W minionych latach krytykowałam niektórych ludzi za ich drobne uprzedzenia. Baba mówi nam, że nie mamy prawa osądzać innych. Często odzwierciedlają nasze wewnętrzne myśli i uczucia. Być może prawdziwa nauka tolerancji polega na tym, by nie być nietolerancyjnym wobec nietolerancji innych.
      Podczas pewnego interview poproszono Babę o zdefiniowanie ego, Baba szybko odpowiedział: „To ignorancja, ignorancja”.
Według Baby małżeństwo stwarza okazję do wyeliminowania „tej największej ludzkiej przeszkody”.
     Mogę za to ręczyć, gdy przypominam sobie wiele sytuacji, w których Baba kazał nam stawić czoła realiom życia małżeńskiego. Na przykład podczas jednej z naszych podróży Bob i ja przybyliśmy do Prasanthi Nilayam w trakcie panującej między nami niezgody. Swami zbeształ nas później za kłótnie. Innym razem byłam trochę zła na Boba, ale zachowałam to dla siebie. Swami podszedł do mnie podczas darszanu i powiedział: „Zawsze walczysz z mężem”.
      Odpowiedziałam: „Nie, Swami, nie walczę”. Następnie powiedział: „Tak, tutaj się kłócicie”, wskazując na swoją głowę.
Powiedział nam: „Małżeństwo jest jak papier ścierny ścierający egoizm drugiego człowieka”. A jego nauka dotycząca właściwej postawy w związku jest dość specyficzna: żona służy mężowi, a mąż ma za zadanie chronić i troszczyć się o żonę. Każdy kocha Boga, tę iskrę boskości tkwiącą w drugim.
Rzeczywiście, od naszego ukochanego Baby dowiedziałem się więcej o rolach męża i żony niż z jakiegokolwiek małżeńskiego podręcznika.
       Wspomniałam już o moim pragnieniu posiadania znaku boskości Swamiego, jednego z jego małych prezentów zmaterializowanych z powietrza. Po kilku podróżach do Indii i wielu interview w końcu się udało! Wtedy doszłam do wniosku, że moje oczekiwania były niewłaściwe, przecież widziałam, rozmawiałam i otrzymałam dobre rady od samego Pana. Któż mógłby prosić o więcej?
      Już podczas następnego interview Baba zapytał mnie: „Czego chcesz?”. Powiedziałem: „Ciebie, Swami, Ciebie”. Uśmiechnął się pobłażliwie, jak rodzic, który ma zamiar nagrodzić małe dziecko lodami w wafelku. Machnięciem tej pięknej dłoni stworzył mi pierścionek z płaskorzeźbą przedstawiającą Śirdi Sai Babę (jego poprzednie wcielenie). Byłam podekscytowana. Był to magiczny moment czystej rozkoszy.
Włożył pierścionek na mój prawy palec wskazujący, co, jak doszłam do wniosku, jest bardzo znaczące. Muszę przyznać, że czasami boję się powiedzieć „nie”, bo ktoś może mnie nie zaakceptować. Naprawdę myślę, że wizerunek Śirdi Sai Baby dał mi odwagę do własnych przekonań. Umieszczenie pierścionka na prawym palcu wskazującym miało, jak sądzę, sprawić, że będę bardziej asertywna, ponieważ to właśnie tym palcem wskazujemy lub podkreślamy jakiś punkt. Swami nigdy tego nie potwierdził. To jest moje własne spostrzeżenie. Wiem tylko, że pomogło mi to.
    To tylko niektóre z lekcji i doświadczeń, jakie zdobyłam od czasu świadomego wejścia w orbitę Sai Baby. Mówię „świadomego”, ponieważ teraz czuję, że zawsze mnie prowadził i chronił. Jego miłość jest tak wielka, że czuwa nawet nad tymi, którzy nie akceptują Jego boskości.
    Mój mąż i ja często wyczuwaliśmy Jego obecność zarówno w domu, jak i w biurze, po charakterystycznym zapachu jaśminu lub wibhuti. Kiedy byliśmy zajęci skupianiem się na zadaniu, wtedy nagle pojawiał się Jego zapach, wywołujący niewysłowione uczucie spokoju i radości.
    Rzeczywiście, On jest zawsze z każdym z nas i na różne sposoby. Aby Go poznać, wystarczy kochać Boga i szukać Jego miłości. Czy jest lepszy sposób na spędzenie reszty tej niezwykłej podróży?
    Nie zachęcam do adorowania tylko jednego imienia i jednej postaci, zwłaszcza Mojego obecnego Imienia i obecnej Postaci. Nie chcę przyciągać ludzi tylko do Siebie, zniechęcać do czczenia innych Moich imion i postaci. Możesz wnioskować z tego, co nazywasz Moimi cudami, że przyciągam ludzi i przywiązuję ich do Siebie. Ale tak nie jest. Te, tak zwane cuda są jedynie spontanicznymi dowodami Boskiego Majestatu. Nie ma potrzeby zmieniać wybranego Boga, aby przyjąć nowego, kiedy Mnie widziałeś lub słuchałeś. Kontynuuj oddawanie czci wybranemu Bogu w sposób ci znany, a przekonasz się, że zbliżysz się do Mnie coraz bardziej, ponieważ wszystkie imiona są Moje i wszystkie formy są Moje.
‒ Sathya Sai Baba
z książki Transformation of the Heart (Transformacja serca) ‒ tłum. E.GG.

 

Stwórz darmową stronę używając Yola.