Co
to wszystko ma wspólnego z Babą, ktoś mógłby zapytać! Ujawniło mi się to w dość
dramatyczny sposób podczas obchodów urodzin Baby w Puttarparthi. Nie pamiętam,
czy to było w 1985 czy 1986, ponieważ wtedy nie przywiązywałem do tego wagi, by
pamiętać. Ale wydarzyło się to 23 listopada – był dzień obchodów urodzin Sathya
Sai, w którym Baba jechał na zmotoryzowanym rydwanie z Mandiru na stadion Hillview (prawdopodobnie był to rok
1986, bo chyba w 1985 – do ciągnięcia rydwanu używano białych koni).
W
każdym razie w tamtym czasie członkowie Zarządu Organizacji Sathya Sai na cały świat brali udział w
uroczystościach, a ja byłem jednym z jego 11 członków. Był to wyjątkowy
przywilej, którym obdarzył mnie Baba, ponieważ byłem najmłodszym i jedynym
członkiem Zarządu na wschód od Indii, wraz z takimi osobistościami, jak prof.
Gokak, sędzia Eradi, Rajmatha…, pod przewodnictwem Sri Indulala Shaha.
W
każdym razie wszyscy członkowie Zarządu Organizacji otrzymali specjalne odznaki
i zostali poproszeni o zajęcie pozycji (z przodu lub z tyłu rydwanu - nie
pamiętam) razem z innymi dygnitarzami - członkami Trustu, prezydentami stanów
Indii, osobistościami ze szkół wyższych itd. Wszystko to było zgodne z
protokołem, ale to umieściłoby mnie zbyt daleko i poza zasięgiem wzroku
Bhagawana! Dla mnie najważniejszy był darszan.
Zmówiłem
cichą modlitwę do Baby: „Swami – teraz i na zawsze jestem przede wszystkim Twoim
synem i chcę być przy Tobie w te urodziny”. Więc zdjąłem odznakę Zarządu
Organizacji i po prostu stałem się Jego synem. Podszedłem do miejsca, gdzie
rydwan był zaparkowany na terenie Mandiru i mówiąc „Sai Ram” do wszystkich,
przeciskając się przez tłum, udało mi się – z łaską Baby – zająć miejsce tuż
obok rydwanu. W rzeczywistości stałem po jego
lewej stronie, zwrócony w stronę bramy, a lewą rękę trzymałem na poręczy – i już jej nie
puściłem, gdy przedzieraliśmy się przez tłum wielbicieli. Było to jedno z wydarzeń
w Puttarparthi, którego nigdy nie zapomnę, a Swami dał mi 2 lub 3 okazje, abym
tego doświadczył. Kiedy rydwan torował sobie drogę ulicami Puttarparthi, tłumy
– przeważnie indyjscy wielbiciele – parły naprzód, wołając „Baba! Baba!” Ich
serca wypełniała miłość do Swamiego, a ich wołania sięgały niebios. Znajdowaliśmy
się tam pośrodku tego bezgranicznego, wzbierającego oceanu czystego oddania, a
Swami – oko tego cyklonu – uśmiechał się i obdarzał nas Swoim błogosławieństwem
miłości. Nigdy nie próbował swych wielbicieli powstrzymać ani prosić o ochronę,
kiedy tłum wymykał się spod kontroli. Nigdy tego nie zrobił. Sewa Dal i studenci przeżywali jednak
ciężkie chwile, ale zawsze uderzało mnie, że gdy trzymali się za ręce, by zahamować
napór ludzi, byli zbyt słabi w porównaniu z rosnącym tłumem wielbicieli, a
napięta linia ich rąk zawsze się utrzymywała, nieprzerwana pokazując, że
istnieje większa niewidzialna siła powstrzymująca tę histerię! Siła miłości i
szacunku była niewidzialną linią o wiele silniejszą niż linia trzymanych rąk
studentów i członków Seva Dal.
To
była scena, której nigdy nie zobaczy się w żadnym innym dniu, kiedy to Baba
całkowicie kontroluje takie zewnętrzne przejawianie emocji i miłości. Zawsze
podkreśla, że miłość musi być zdyscyplinowana i skierowana na właściwe tory, a
nie stać się rodzajem „szaleństwa”, które powoduje zamieszanie i nieład. Ale
nie w dzień rydwanu! Był to wulkan miłości, trzymany pod kontrolą przez cały
rok, któremu pozwolono pewnego dnia eksplodować wybuchem niepohamowanej
miłości. Być w tym centrum, w tej uświęconej burzy i czuć wibracje wzbierającej
miłości między wielbicielami a Panem – to doświadczenie, którego nigdy nie
zapomnę.
Zawsze,
kiedy Swami podchodził do rydwanu, patrzył na wszystkich wokół... to chwila, w
której cię widzi, ale nie nakazuje ci odejść - to jest chwila szczególnego
błogosławieństwa! W ten sposób stałem obok rydwanu, czekając, aż Baba przyjdzie
i wsiądzie do pojazdu. Kiedy Baba nadszedł, Jego oczy „skanowały” tłum wokół
rydwanu, a gdy wsiadł odetchnąłem z ulgą, dziękując Mu, że wybaczył Swojemu
synowi zdjęcie odznaki Zarządu Organizacji Sai.
Co
to wszystko ma wspólnego z limonką? Cóż, zaraz wyjaśnię! Rydwan szarpnął do
przodu, ruszyłem wraz z nim. Spojrzałem w dół i ze zdziwienia przetarłem oczy,
na ziemi leżała spłaszczona przez koło rydwanu limonka!
Muszę
powiedzieć, że zajęło mi kilka minut, aby się z tym uporać! Limonka pod kołami
pojazdu, w którym Awatar ery Kali jest pasażerem i to jedynym pasażerem!
Dlaczego? Po co?
W
odpowiednim czasie odpowiedź się ujawniła! Oczywiście Baba nie podłożył tej
limonki pod koło pojazdu! To musiał być jeden z uczniów lub wolontariuszy Seva Dal. Można też powiedzieć z całą
pewnością, że nikt by tego nie zrobił, bez uzgodnienia z Babą lub z kimś innym
do tego upoważnionym. Nawet gdyby nikt nie zapytał Baby bezpośrednio, tak
twarzą w twarz, jest równie pewne, że ktokolwiek to zrobił, wiedział, że Baba
był świadomy tego działania i ten ktoś był również świadomy, że Baba nie
sprzeciwiłby się.
Ale dlaczego
podtrzymują ten zwyczaj z limonką tutaj, w Prashanti Nilayam, pod Najświętszym
ze Świętych, Woźnicą rydwanu? I znowu powracają pytania, jakie jest znaczenie
palenia kamfory (Arathi) przed Babą
na koniec każdego dnia – czynność, którą my, zwykli śmiertelnicy, wykonujemy,
aby odpędzić „złe oko” – negatywne siły/wibracje!
Warto
zauważyć, że w „Ramakatharasa Vahini” ( historia Ramy), opowiedzianej przez
Bhagawana Babę, istotne są następujące wersety.
W
czasach dzieciństwa Ramy, kiedy pokojówki i krewni rodziny królewskiej bawili
się z czworgiem dzieci Daśarathy lub obserwowali ich zabawę. Cytuję: „Po ich
odejściu Kausalja (matka) zwykła nalegać, aby obrzędy chroniące przed ‘złym
okiem’ były wykonywane skrupulatnie” (prawdopodobnie odnosiło się to też do kamforowego
Arathi). Dalej jest napisane, że po
wykąpaniu małego Ramy i jego trzech małych braci, umieszczano kropki na
policzkach dzieci, aby odpędzić ‘złe oko’. Wyobraź sobie, że były to praktyki
stosowane w Treta Yudze (w czasie, nim zaczęto spisywać
historię) i które hinduscy rodzice nadal podtrzymują. (Oczywiście, ci Hindusi,
którzy stali się bardzo „cywilizowani” lub „naukowi”, odrzucili je jako zwykłe
przesądy – ale to już inna historia).
Baba
często mówił, że kiedy Boskość przyjmuje ludzkie ciało – jako Awatar – musi przestrzegać wszystkich normalnych
zasad zgodnych z naturą, które sama Boskość stworzyła. Tak więc, wszystkie
wielkie i Boskie istoty począwszy od Ramy i Kryszny, po Buddę, Chrystusa i
Proroka Mahometa itd., wszystkie one zachowywały się jak normalni ludzie, ze
swymi siłami i słabościami, ale kiedy była potrzeba by wypełnić boski plan to
wznosiły się na nadludzkie, Boskie wyżyny. Prawa natury i inne boskie prawa,
które dotyczą wszystkich ludzi, nie zmieniają się, gdy Boskość przybiera ludzką
postać i często wykorzystuje ją jako okazję do wskazania człowiekowi właściwej
ścieżki.
Podobnie
– Baba pozwalał, aby te rzeczy trwały – nie żeby miały na Niego wpływ – ale aby
zaspokoić pragnienia wielbicieli, zachęcić ich do podążania za wielkimi tradycjami
przeszłości, które były światłem przewodnim, ochroną i błogosławieństwem dla
człowieka. Tak więc , płonąca kamfora, rozbijany kokos, limonka, liście mango
itp., wszystkie będące częścią hinduskich, czy raczej starożytnych tradycji
życia w harmonii z istotami z czwartego wymiaru, są uznawane i szanowane nawet
w najświętszym miejscu, w siedzibie Awatara.
Jednakże
powinniśmy pozwolić, by Baba miał ostatnie słowo w tej sprawie – i tu ponownie
zacytuję z „Historii Ramy” autorstwa Sai Baby. Opisał On, jak Rama we wczesnych
latach „pozwolił” innym uczyć Jego sposobów edukacji światowej, posługiwania
się łukiem i strzałami itp. Baba napisał: „Awatarowie przybyli, aby ocalić
świat przed katastrofą, musieli więc być w świecie, ale równocześnie i poza
światem. Musieli też uszanować prawa i tradycje obowiązujące w świecie, o ile
służyły one ich celowi. Ludzie nie mogli zrozumieć ich czynów, ponieważ czyny
te wykraczały ponad ludzki intelekt i ludzką wyobraźnię, byli bezradni gdy
zostali poproszeni o ich wyjaśnienie Ale ludzie muszą nauczyć się ich ideałów i
wprowadzać je w życie”.
Na
koniec komentarz do życia samego Bhagawana Baby i tego, dlaczego pozwala, aby
pewne rzeczy się wydarzyły… „z uszanowaniem powiązań obu światów duchowego i
materialnego”… „Ludzie nie mogą zrozumieć ich czynów”… „ludzie muszą nauczyć
się ideałów, które Oni praktykowali”. Czy jest to odpowiednie zakończenie dla
fenomenu limonki?
Z książki „Sai Baba – Journey to
God – part 4, The Fourth Dimension”, autorstwa J. Jagadeesan
–
tłum. E.GG.