Rękawiczki i łaska
Priya Kumar
      Jestem 14-letnią uczennicą klasy 9 w Highland Junior High School w Toronto w Kanadzie. Ostatnio miałam, mam nadzieję, szczęście doświadczyć Łaski Bhagawana. Powiedziałam to w moim Centrum Sai w Toronto. Jeden z członków zasugerował, żebym podzieliła się tym epizodem z czytelnikami „Sanathana Sarathi”.
        W niedzielne poranki rozwożę 35-40 gazet w mojej okolicy. To są gazety poranne, więc muszę je dostarczyć przed ósmą rano. Ale niedziela, 15 lutego 1987 roku, była wyjątkowo zimnym rankiem. Temperatura wynosiła -23 C. Wiał też chłodny wiatr, przez co temperatura wydawała się jeszcze niższa. Jak zwykle zaczęłam z ładunkiem gazet w wózku w towarzystwie mojego psa, o imieniu Śnieżka. Śnieżka to puszysty, biały samoyed, rasa arktyczna. Ale pogoda była tak okrutna, pomyślałam więc, że nawet mojemu towarzyszowi z Arktyki nie podoba się ten spacer. Jego oddech zamarzał na jego wąsach, a ja bawiłam się, wyrywając je.
        Bardzo szybko zabawa się skończyła, ponieważ zimno zaczęło wdzierać się przez mój ocieplany płaszcz i rękawiczki. Pchając metalowy pręt wózka, czułam większy chłód w palcach i zaczęły mnie boleć. Nieopatrznie, założyłem moje cienkie rękawiczki zamiast grubych. Mogłam zawrócić i pójść do domu po drugą parę rękawiczek, ale głupio tego nie zrobiłam i kontynuowałam swoją rundę.
        Byłam mniej więcej w połowie trasy, kiedy ból w palcach stał się nie do zniesienia. Bałam się, że moje palce będą odmrożone. Myślałam o powrocie, ale musiałabym przejść tę samą odległość z powrotem! Poza tym gazety trzeba było dostarczyć przed 8 rano, kończył mi się czas. Chciało mi się płakać. Chciałabym, żeby mój ojciec lub matka przejechali obok, żeby mogli nas podwieźć. Żałowałam, że nie mam drugiej pary rękawiczek, aby móc uratować palce. Cały czas modliłam się do Baby, aby mi jakoś pomógł. Ale wydawało się, że nic się nie dzieje.
     Zrozumiałam, że nie da się dalej jechać. Z niechęcią zdecydowałam się wrócić do domu. Pomyślałam, że dostarczę jeszcze ostatnie gazety, który miałam w ręku, a potem wrócę do domu. Już miałam podejść do domu, aby dostarczyć gazetę, kiedy, zaledwie kilka stóp od miejsca, w którym stałam, zobaczyłem parę pięknych, kruczoczarnych rękawiczek! Skakałam z radości!
Wtedy pomyślałam, gdyby leżały tam przez noc, zamarzłyby na sztywno i byłyby bezużyteczne. W każdym razie wzięłam je. Ku mojemu zupełnemu zaskoczeniu okazało się, że nie były zmrożone! W rzeczywistości wyglądały tak, jakby właśnie je tam położono! Założyłam je, idealnie pasowały!
      Rozejrzałam się dookoła, żeby sprawdzić, czy nie ma nikogo, kto mógł je tam przypadkowo położyć. Ulica była pusta. Okolica jeszcze spała w ten zimny niedzielny poranek. Zastanawiałam się, kto mógł tamtędy przechodzić tak wcześnie rano. W każdym razie każdy, kto przypadkowo upuściłby rękawiczki w taką pogodę, od razu by za nimi się rozglądał! Było tak bardzo zimno!
Powiedziałem: „Dziękuję Sai Babo!” skończyłam moją trasę z gazetami i wróciłam do domu, aby przygotować się do udziału w zajęciach Bal Vikas. Podczas naszej wizyty w Prasanthi Nilayam, podczas porannego Daszanu, Baba przyszedł do miejsca, w którym siedziałyśmy z mamą, zmaterializował wibhuti i położył je na dłoni mojej matki i na moim czole. Teraz wiem, co miał na myśli, kiedy dał mi to wibhuti!
 – Sanathana Sarathi, 1987
tłum. E.GG.
 

 

Stwórz darmową stronę używając Yola.