Humor Sai – cz.3

O POSTACI
    Pewien wielbiciel zapytał kiedyś: „Swami, masz moc wyboru każdego rodzaju ciała. Mógłbyś mieć sześć stóp wzrostu i potężne muskuły. Dlaczego ich nie masz?” Baba wyglądał na zranionego i protestował łagodnie: „Paniom podoba się ta forma…”
POCZUCIE HUMORU SWAMIEGO
Rita Bruce
   Chciałabym podzielić się z wami poczuciem humoru Swamiego. Przez ostatnie trzy lata, Robert był na to nieustannie wystawiony. Pan lubi się z nami drażnić i bawić. Jakiś mężczyzna zapytał Swamiego: „Mogę zatopić się w Tobie?” Baba odpowiedział: „Jesteś za gruby. Ja jestem bardzo mały, więc jak mógłbyś się we mnie zatopić?”
PRZEWODNICZĄCY
     Pewnego dnia Robert znalazł się w kwaterze Sai Baby wraz ze studentami z Brindawanu. Swami, który był w innym pokoju, zawołał: „Ameryka!”, po czym podszedł do drzwi, żeby zabrać Roberta. W pokoju było kilku mężczyzn. Patrzyli na stół otoczony krzesłami. Swami polecił Robertowi: „Usiądź… I co myślisz?”
     Robert kręcił się przez chwilę na krześle i stwierdził: „Trochę za małe jak dla ludzi Zachodu.”
      Swami odrzekł: „Też tak myślę.”
      Stojący obok człowiek oznajmił: „Zrobię siedzenia o dwa cale szersze.”
 „Tak”, potwierdził Swami. „Ludzie Zachodu mają super-pośladki (suprabottoms)! Była to świetna gra oparta na sanskryckim słowie suprabhatam (pomyślny świt).
     Chodziło o stoły i krzesła do nowej stołówki w Prasanthi.
DARSZAN Z WYSOKOŚCI DACHU
   Tamtego wieczoru Swami otrzymał nowe auto - brązowego jaguara! Po rozmowach i bhadżanach wyszedł na zewnątrz i gdy chłopcy śpiewali, udzielił nam darszanu. Potem rozbił kokos. Gdy błogosławił nim Swój nowy pojazd, woda z kokosa oblała ubranie Roberta. Swami uśmiechnął się i udzielił Robertowi padanamaskaru. Potem wsiadł do samochodu i objechał nim cały kampus. Gdy pojawił się ponownie w zasięgu naszego wzroku, okazało się, że Jego głowa wystaje z dachu auta i Swami udziela nam darszanu z otwartego dachu w samochodzie. Wszystkim się to spodobało!
CZĘŚCIOWE ODŚWIEŻENIE
    Pewien młody wielbiciel z Ameryki, którego współpracownicy chodzili po pracy do baru na piwo, był przez nich nieustannie tam zapraszany i musiał walczyć z pragnieniem. Wiedział bardzo dobrze, że Baba nie aprobuje alkoholu u aspirantów duchowych, a mimo to czasami ulegał pragnieniu i szedł napić się z kolegami.
    Swami podszedł do niego, gdy młodzieniec siedział w liniach darszanowych i powiedział: „Heineken dzisiaj, Heineken jutro!” Młody człowiek nie powiedział Babie o swojej walce z pragnieniem picia piwa. Jednak tych kilka dobrze dobranych słów zawierało w sobie głębokie przesłanie Swamiego.
Sai Baba mówi kilka słów i przytacza całe paragrafy.
      My powołujemy się na paragrafy i komunikujemy tylko kilka słów.
 (źródło: „Vision of Sai”)
HUMOR ŚRI SATHYA SAI BABY
V. Balu
     Mówi się, że łatwo jest być niegodziwym i dowcipnym, lecz trudno jest być dowcipnym i mądrym. Poczucie humoru Śri Sathya Sai Baby ma uniwersalny charakter i dlatego stanowi model dowcipu pouczającego.
Baba uważa, że humor powinien mieć jakiś cel. Nie należy posługiwać się dowcipem w piśmie ani w mowie, jeśli brakuje mu znaczenia i taktu, wyłącznie po to, żeby wywołać efekt! Gdy żart nie pasuje do kontekstu, to jego powaga i ton mogą kogoś zranić. Młodzi ludzie zwykle traktują każdą sytuację jak żart. Spróbujmy ich przekonać, żeby nie podchodzili do życia tak lekko. Jeśli nie integrujemy żartu z tematem, to umysły młodzieży zjeżdżają na boczny tor i nie zauważają tego co ważne.
KONSEKWENCJE
     Podczas jednego z wystąpień Śri Baba omawiał kwestię tego, jak groźna może okazać się mała lub częściowa wiedza. „Łatwo jest uczyć ignorantów i mądrych, ale bardzo trudno jest nauczyć czegoś na wpół-ignorantów i ludzi na wpół-mądrych”, stwierdził Baba.
    A potem opowiedział w lżejszym tonie historię żołnierza, który nie znał angielskiego, a musiał odpowiedzieć w tym języku na trzy pytania generała, który miał przyjechać do nich na inspekcję. Jego bezpośredni przełożony próbował wbić mu do je do głowy.
    Powiedział do niego: „Generał zapyta was najpierw jak długo służycie w armii. Macie mu odpowiedzieć, że dwa lata. Na pytanie, ile macie lat, odpowiecie, że 22 lata, a na pytanie, czy lubicie swoją armię i kraj, odpowiecie: oboje. Żołnierz nauczył się tych odpowiedzi na pamięć.
W czasie inspekcji generał zadał mu te trzy pytania, ale niestety w innej kolejności!
     Pierwsze zadane przez niego pytanie brzmiało: „Ile masz lat?” i żołnierz odpowiedział: „Dwa lata.” Na drugie pytanie, „Jak długo jesteś w armii?”, odrzekł, 22 lata. Rozgniewany tymi odpowiedziami, generał wrzasnął: „Kto tu jest głupcem? Ty czy ja?”
     „Obaj”, natychmiast odpowiedział żołnierz.
UKRYTE PRZESŁANIE
     W czasie dyskusji Śri Baba zadał obecnym pytanie: „Czy wiecie, dlaczego ten komitet nie funkcjonuje?” - i sam na nie odpowiedział: „Bo sama jego nazwa, committee, sugeruje jedno: „Come to tea – Chodźmy na herbatę!”
ZAREZERWOWANE MIEJSCE
   Omawiając zagadnienie kontrolowania pragnień i rozwijania w sobie nieprzywiązania, Śri Sathya Sai Baba opowiedział historię sadhu w Riszikeszu. Sadhu miał zwyczaj żebrać o pokarm, a potem biec z nim na pobliski skalisty teren, siadać na kamiennej półce i tam go spożywać.
    Zdarzyło się kiedyś, że doszedł do swojego ulubionego miejsca nieco później niż zwykle. Ku swojemu przerażeniu spotkał tam innego sadhu, który dotarł tam przed nim, przykucnął na jego ulubionym kamieniu i cieszył się posiłkiem. Natychmiast wykrzyknął: „To moje miejsce. Nie powinieneś tu siadać!”
      Wszyscy się roześmieli, gdy Baba zakończył tę opowieść mówiąc, że nawet sadhu, którzy wyrzekli się wszystkiego, mogą się przywiązać do kamienia!
PISMO PRAWNE
   Opowieści Baby przekonują nas, że humor należy wykorzystywać do właściwego przekazywania informacji. Kiedyś wygłosił dyskurs o tym, że uczniowie powinni nie tylko wykonywać polecenia i rozkazy guru, ale czynić to z pełnym zrozumieniem ich celów i założeń.
   Następnie przytoczył historię o guru i jego uczniu, sziszji, którzy podróżowali wspólnie od wioski do wioski wozem ciągniętym przez woły.
Guru woził ze sobą kamandalu – naczynie z korkiem na wodę, święte księgi, ubrania i inne rzeczy. Ponieważ wóz jechał spokojnie drogą, guru rzekł do sziszji: „Posłuchaj. Jestem bardzo zmęczony. Chciałbym przez chwilę odpocząć. Ty jednak nie zasypiaj i obserwuj dokładnie, czy żadna ze złożonych tu rzeczy nie wypada z wozu podczas jazdy.”
    Po chwili z wozu wleciała butelka. Uczeń patrzył na nią uważnie, ale nie zrobił nic, żeby ją podnieść. Gdy guru przebudził się z drzemki, zapytał sziszję, czy wszystko w wozie jest na swoim miejscu. „Tak, guru!... Wypadła tylko butelka, ale zgodnie z twoją instrukcją uważnie przyglądałem jej się z wozu, tak długo, jak to było możliwe!”
      Guru zapytał go: „Dlaczego jej nie podniosłeś i nie zabrałeś do wozu?”
Sziszja odrzekł: „Kazałeś mi tylko uważnie na nią patrzeć, a nie podnosić.”
Wtedy guru powiedział: „To nie jest właściwe… Kiedy poprosiłem cię, żebyś uważał na to, żeby rzeczy nie spadały z wozu, to miałem również na myśli, że jeśli cokolwiek spadnie, to powinieneś to wrzucić z powrotem!”
     Po chwili guru ponownie zapadł w drzemkę. Wkrótce woły wydaliły łajno. Sziszja natychmiast wkroczył do akcji: zebrał krowie placki i wrzucił je do wozu. Jeden z nich wylądował na twarzy guru!
    Rozgniewany guru wstał, ale uczeń go nalegał: „Guru, kazałeś mi wrzucać do wozu wszystko co spadnie, więc gdy spadło łajno, to natychmiast je zebrałem i wrzuciłem do wozu.”
     Guru nie mógł niczego z tym zrobić, więc sprawdził wszystkie rzeczy, jakie jeszcze miał w wozie i powiedział: „Masz wrzucać do wozu tylko to, co umieściłem na liście i nic po za tym.” 
    Po jakimś czasie wóz ciągnięty przez woły zaczął się wspinać na niewielkie, ale strome wzgórze, u stóp którego płynęła w kanale woda. Śpiący mistrz zsunął się z wozu i wpadł do kanału. Jego uczeń to widział, ale niczego nie zrobił, ponieważ odkrył, że mistrz nie wpisał siebie na listę! Ponieważ jednak mistrz wpadając do kanału obudził się i krzyczał, więc uczeń zatrzymał wóz i podbiegł szybko do niego.
  „Wpadłem do kanału, a ty nie zatroszczyłeś się, żeby mnie z niego wyciągnąć!”, zawodził guru.
    Uczeń odpowiedział: „Ależ guru, nie wpisałeś siebie na listę rzeczy, które mam podnosić, jeśli spadną na ziemię.”
Sai Baba zamknął tę opowieść mówiąc, że guru wydawał polecenia, mając na względzie konkretne cele i wyniki. Powinniśmy korzystać z posiadanej inteligencji i starać się zrozumieć cel i zamysł otrzymanych poleceń. 
Komentując humor Baby, pewien wielbiciel powiedział, że jest on żywy, natychmiastowy i bezpośredni, więc cieszy się jego esencją. Życzy innym, żeby również tego doświadczali i długo się potem śmieli. Można do tego jeszcze dodać, że humor Śri Sathya Sai Baby nie jest humorem dla samego humoru. Jego humor poucza i ożywia, nigdy nie rani, lecz wszystkich błogosławi, budząc światło i radość.
(źródło: The Divine Grace of Lord Sri Sathya Sai Baba, Shat-Laksharczan Souvenir, May 1989)
BABA NA ŁAWCE
Ra Ganapati
   Dla Mahbooba Khana był to szokujący widok. Wchodząc na lekcje angielskiego, Khan zobaczył młodego Sathyę stojącego na ławce. Był zakłopotany, że nauczyciel prowadzący poprzednią lekcję nałożył na Sathyę tę karę. Czekało go jeszcze większe zdumienie! Nauczyciel przywarł do krzesła i nie mógł go zwolnić dla Khana. A to jeszcze nie wszystko. Był zawstydzony. Skinął na Khana, żeby podszedł bliżej i wyszeptał mu do ucha, dlaczego nie może wstać. „Nie chodzi o to, że trzymam się siedzenia. Mam wrażenie, że się do niego przykleiłem. Gdybym wstał, krzesło uniosło by się razem ze mną! Siedzę, żeby chłopcy się ze mnie nie śmieli.”
    Khan nie tracił czasu, wiedząc, że to sprawka rozgniewanego Sathyi stojącego na ławce – zranionej niewinności.
      „W porządku. Dlaczego ukarałeś Sathyę?”, zapytał.
    „Och, to!” jęknął żałosny nauczyciel. „Krąży plotka, że ten chłopiec rozdaje rzeczy swoim przyjaciołom, mówiąc, że to prasadam od Sathyammy. Pewien chłopiec, który w ten sposób wszedł w posiadanie kilku nowych ołówków i zeszytu, musiał odpowiedzieć na pytania zaintrygowanych rodziców. Mówił, że od pewnego czasu Sathya rozdaje kolegom prezenty i słodycze, jako podarunki od Sathyammy. Może już o tym słyszałeś. Myślę, że to kłamstwo. Albo ten chłopiec ukradł trochę pieniędzy, albo tamten chłopak coś kręci. Obserwowałem go, żeby go złapać i ukarać. Zwykle nie daje mi ku temu okazji, ponieważ dobrze się uczy i zachowuje. W końcu dostałem jednak swoją szansę. Gdy uczyłem ich lekcji, miałem wrażenie, że zapisuje coś innego niż to, o czym mówię. Zapytałem więc go, co pisze. Nie starał się mnie oszukać. Powiedział, że przepisuje święte imiona Boga dla innego chłopca, żeby mógł je wyrecytować podczas pudży. Odpowiadał mi uprzejmie i dodał, że nauczył się już lekcji na pamięć, więc mogę go przepytać. Uznał, że jeśli postąpił źle, to mogę go ukarać. Niestety, wpadłem w mściwy nastrój i nie byłem usatysfakcjonowany. „Właź na ławkę!”, powiedziałem. Zrozum teraz moją kłopotliwą sytuację…”
     Khan z trudnością powstrzymał się od głośnego śmiechu. Mruknął do siebie, doceniając żart: „Sathyo, ty również potrafisz być przekorny!”
„W porządku, przyjacielu! Przynajmniej teraz każ mu zejść z ławki, a potem sam spróbuj wstać. Dowiemy się wtedy, czy to dziecko urodzone w Puttaparthi robi podstępne sztuczki, czy czyni prawdziwe cuda.”
Ukarany nauczyciel odwołał karę Sathyi. „Zejdź, chłopcze”, powiedział, nie patrząc bezpośrednio na Sathyę.
    Gdy Sathya zszedł wzrosło Jego poczucie godności. On również postąpił taktownie, dzięki czemu czteronogie krzesło nagle uwolniło nauczyciela!
Awatar to Bóg, który zstąpił na Ziemię. Gdy Bóg zstępuje, to my się wznosimy, ponieważ uwalnia nas od przywiązań do myśli, umysłu, inteligencji i ego.
                                    (źródło: Baba: Sathya Sai)
DESZCZU, DESZCZU, ODEJDŹ
Profesor Kasturi
    Pamiętam inny zabawny incydent. Byliśmy w Coorge, na południu Indii, gdzie opady deszczu są najbardziej intensywne niż w całym kraju. Gdy zaczyna padać, to pada przez 10 – 15 dni. Ponieważ przebywał tam Baba, więc spotkanie odbyło się na otwartej przestrzeni. Miałem tłumaczyć Jego dyskurs z języka telugu na obowiązujący w tej okolicy język kannada. Zanim Baba zaczął mówić, poprosił, żebym wystąpił przed nim. A ja, jak głupiec, zacząłem mówić o deszczu.
    Zgromadzeni, a było ich około 10 000, oglądali się za siebie i zerkali na odległe wzgórza, wiedząc, że wkrótce przypłyną stamtąd deszczowe chmury. Zapytałem ich: „Dlaczego odwracacie się do tyłu, by patrzeć na góry? Deszcz nigdy nie zakłócił Babie żadnego przedsięwzięcia.” I opowiedziałem im historię z Bhagawad Gity
    W tej historii Indra, bóg deszczu, poczuł, że Kriszna Go obraził, ponieważ namawiał ludzi, żeby przestali wielbić Indrę, a zaczęli oddawać cześć wznoszącym się w tamtych stronach górom. Kriszna powiedział: ‘Dlaczego wszyscy wielbimy Boga w niebie? Powinniśmy wielbić góry porośnięte gęsto lasami, gdyż to one sprowadzają do nas deszcz. Dzięki nim rośnie trawa dla bydła. Bądźmy wdzięczni górom, a nie jakiemuś wyobrażonemu, mieszkającemu w niebie Bogu.’ Przestano więc wielbić Indrę. Indra się rozgniewał i spuścił tony deszczu na każdy centymetr kwadratowy ziemi. Kriszna uniósł wówczas jednym palcem górę, pod którą schowali się mieszkańcy wioski i zwierzęta.  
   Powiedziałem słuchaczom, że Swami może zatrzymać deszcz bez podnoszenia góry, jak to zrobił za czasów Kriszny.
Swami miał właśnie zacząć swoje przemówienie, więc stanąłem u Jego boku. Gdy spojrzałem na odległe pasmo gór, ujrzałem zbliżającą się ulewę. Spłynęła już ze zboczy, atakowała równiny i zbliżała się do miasta. Była bardzo blisko. Tak blisko, że czuliśmy chłodny, towarzyszący jej powiew wiatru. Przez cały ten czas modliłem się w duchu: „Swami, proszę, powstrzymaj ten deszcz. Jeśli tu dotrze, ludzie pozbędą się złudzeń. Przepraszam, Swami, powinienem był najpierw Cię zapytać czy wolno mi opowiedzieć tę historię. Jednak nie zrobiłem tego, więc proszę, wybacz mi tę impertynencję.”
     Czułem się okropnie! Dygotał mi umysł. Musiałem jednak słuchać Swamiego i tłumaczyć Jego wystąpienie. W ciągu tej godziny, gdy Swami przemawiał, przeżywałem straszliwe tortury. Modliłem się w myślach: „Swami, przestań mówić, nadchodzi deszcz. Swami, proszę, przestań, zaraz zacznie padać.” Ale Swami mnie nie słuchał. Mówił nawet trochę dłużej niż pierwotnie zamierzał. Na koniec rzekł: „Ten oto Kasturi nie ma w sobie wiary. Chociaż opowiedział wam historię o deszczu, to martwił się przez cały czas, czy będę w stanie zatrzymać tę ulewę czy nie. Deszcz będzie tutaj za 15 minut, więc idźcie wszyscy do domu.”
(źródło: Journey to God – part 2, by J. Jagadeesan)
WSZECHOBECNY CHRONOMETRAŻYSTA
Richard Price
       Będąc obecny na satsangu Baby, słuchałem z wielkim zdziwieniem historii skierowanej do dużej grupy osób. Dotyczyła ona wyczucia czasu i psotnego humoru Swamiego. Wydawało mi się, że mówca, wspaniały indyjski nauczyciel, instruował uczniów jednej z indyjskich szkół Bhagawana.    
Tamtego dnia Swami miał złożyć wizytę w szkole. Nauczyciel przyszedł do klasy kilka minut później. Swami zwiedził szkołę i wszedł do jego klasy. Zadawał uczniom pytania. Na koniec zapytał o ich nauczyciela: „Czy jest punktualny?” Ku skrępowaniu nauczyciela, mała dziewczynka na końcu klasy podniosła w górę rękę i powiedziała: „Proszę, Swami, dzisiaj rano spóźnił się na lekcję.” Baba, zanim wyszedł, spojrzał z dezaprobatą na nieszczęsnego nauczyciela. Później tego samego dnia dał mu reprymendę za GODZINNE spóźnienie się do klasy. Biedny nauczyciel gorąco zaprzeczał, że przyszedł aż tak późno. „Nie, nie, Swami. Spóźniłem się tylko kilka minut.” Baba mu odpowiedział na to tak: „Dwadzieścioro dzieci. Każde z nich czekało trzy minuty – JEDNA GODZINA SPÓŹNIENIA!”
WSZECHOBECNE POCZUCIE HUMORU: FILMY BABY
Richard Price
   Moja córka wysłuchała z zainteresowaniem historii opowiadającej o obecności Baby w domu wielbiciela, rankiem w dniu Bożego Narodzenia 1983 r. Przekazał ją Francuz mieszkający w Londynie, pełniący rolę medium, oczekujący na cud w pokoju modlitewnym. Pozostaje niejasne jaką formę miało przyjąć to zdarzenie. Modląc się tam około 11:00 nagle uświadomił sobie, że na zdjęciu Baby, znajdującym się na wprost niego, prawe oko Baby jaskrawo błyszczy. Ten fenomen był oczywisty, ponieważ drugie oko wyglądało normalnie.
     Wątpiąc we własne zmysły, zastanawiał się, czy jest to ów oczekiwany cud. Modląc się nieprzerwanie do Baby poprosił Go o potwierdzenie, że ‘widział to co myślał, że widział.’ W odpowiedzi na tę prośbę, Baba rozpalił Swoje prawe oko i nagle zaczął nim poruszać bardzo szybko w oczodole, w dodatku po przekątnej, migocząc raz z tyłu, raz z przodu ze świszczącym szumem przypominającym dźwięk wytwarzany przez fajerwerk nazywany ‘kołem Katarzyny’[1], obracający się na spiralnej rurze. W czasie tego spektaklu zaskoczony obserwator rozpłakał się, ponieważ był to dowód na niezwykłą obecność Baby w jego domu i na natychmiastową odpowiedź na jego modlitwę. 
BOSKI SEN
    Po opowiedzeniu tej historii córce, tej samej nocy, pisarz śnił o Swamim. Ów sen zawierał w sobie obraz wiszący w sypialni pisarza.
    We śnie pisarz patrzył na głowę Swamiego, przedstawioną na niewielkim portrecie. Nagle uświadomił sobie, że obraz ożywa i że twarz Baby zmienia się szybko w trójwymiarową postać, przedstawiającą Go od pasa w górę. Miniaturowy Swami wychylał się z ramy obrazu, przypominającej teraz otwarte skrzydło okna. Swami wyciągnął prawą rękę w górę i podparł dłonią podbródek, przyjmując charakterystyczną dla Siebie pozę, z łokciem opartym na parapecie okna. Miał nieco przechyloną głowę, a na Jego uniesionej twarzy malował się psotny wyraz rozbawionego pytania: „Kiedy to zauważy?”, przewidującego zdumioną reakcję śpiącego. Gdy pisarz zorientował się co się dzieje, podekscytowany ruszył do przodu, pragnąc wziąć do rąk ten niesamowity ‘żywy’ obraz. Zrobiwszy to wykrzyknął, że zdjęcie Swamiego ożyło.  
     Bóg zna nasze myśli i uczynki, nawet te powstające we śnie. I chociaż śpiący szybko się poruszał i schwycił obrazek w ramiona, to żywy, uśmiechnięty Sai Baba natychmiast się cofnął za ramę obrazu, jakby zamykał za Sobą okno, a jego trójwymiarowa postać w jednej chwili zmieniła się w płaską i poważną twarz, wyglądającą tak samo jak przedtem. Być może, obraz jest teraz jeszcze bardziej ceniony przez jego posiadaczy, ponieważ udowodnił wszechobecność Ojca w życiu i w snach Jego dzieci i jest wspominany tutaj z rozbawionym chichotem, wzbudzonym przez myśl o skłonności Bhagawana do psot, zademonstrowanej pisarzowi z tak wielką miłością, zarówno w Jego nieruchomej pozie jak i w ruchomej obecności Swamiego w miniaturze! 
SAI DLA ŚMIECHU
Dr M. Veeravahu
     W lipcu 1992 r. przebywałem w Prasanthi Nilayam, gdzie słuchałem pełnych humoru opowieści dr Goldsteina o jego doświadczeniach ze Swamim. Chciałbym podzielić się tutaj z wami dwoma jego zabawnymi doświadczeniami.
    Kiedyś dr Goldstein stał obok Swamiego, podczas gdy indyjski lekarz, badający Swamiemu ciśnienie krwi oznajmił, że wynosi ono 120/80. Swami spojrzał na dr Goldsteina i powiedział: „Goldstein, teraz ty zmierzysz mi ciśnienie.”
      Dr Goldstein pomyślał sobie, że Swami prawdopodobnie chce uzyskać drugą opinię od amerykańskiego lekarza, więc kilkakrotnie wpompował w powietrze do ciśnieniomierza, żeby uważnie zbadać ciśnienie Swamiego. W końcu ogłosił z mądrą miną, że wynosi ono 124/82. Swami natychmiast mu przerwał, mówiąc: „Nie, jest w doskonałej normie – 120/80. Wszyscy śmieli się z całego serca.
      Potem Swami powiedział: „Goldstein, usiądź tutaj” i nałożył luźno mankiet aparatu do pomiaru ciśnienia na ramię doktora, tłocząc w niego szybko powietrze z psotnym uśmiechem na twarzy. Mankiet stawał się coraz większy i większy, odwijając się powoli z ramienia dr Goldsteina. Wyrwał się z ciśnieniomierza z syczącym odgłosem jak rakieta, kilkakrotnie uderzył w sufit, a w końcu opadł jak przebity balon – ku wielkiemu zaskoczeniu wszystkich – w tym Swamiego!
      Gdy dr Goldstein opisywał nam to zdarzenie, śmieliśmy się do łez!
Podczas tego samego wystąpienia dr Goldstein opisał inną sytuację, w której Swami sprawił, że doktor stał się głównym celem śmiechu, po to, żeby wszyscy mogli nauczyć się ważnej lekcji. 
WYSTARCZAJĄCO WIELKI, BY ŚMIAĆ SIĘ Z SAMEGO SIEBIE
      W Kodaikanal Swami zwracał się do studentów i kilku zaproszonych gości w języku telugu. Dr Goldstein nie zna  telugu, czuł się więc nieco niepewnie, gdyż Swami skazywał na niego, dając wszystkim do zrozumienia, że tematem tego wystąpienia jest jego tusza. Swami i studenci rzucali na dr Goldsteina dyskretne spojrzenia i uśmiechali się szeroko. W pewniej chwili Swami roześmiał się rozbawiony i dr Goldstein dołączył do Bhagawana i studentów, mimo przekonania, że żart trafił w niego.
     Nagle Swami przestał się śmiać i zapytał go bardzo surowym głosem po angielsku: „Dlaczego się śmiejesz?” Dr Goldstein odpowiedział: „Swami, jestem szczęśliwy, ponieważ Ty jesteś szczęśliwy.”
      Wtedy Swami zwrócił się do studentów i powiedział do nich: „Spójrzcie, oto prawdziwe oddanie. Chociaż wiedział, że żartujemy sobie z niego, to był szczęśliwy, bo ja się czułem szczęśliwy. Rozwijajcie w sobie wszyscy tak nonszalancką postawę jak on.”
     Nawet żarty Swamiego przekazują nam ważne nauki.  
WIOSENNE ŻĄDŁO
    Usłyszałem tę intrygującą opowieść na Konferencji Aktywnych Pracowników w Leicester, wiosną 1995 r. Jest to kolejny przykład humoru Sai, przygotowanego i wykonanego z wielką precyzją, mającego służyć rozwojowi duchowemu wszystkich zainteresowanych.
    W lutym, zaraz po święcie Śiwaratri, Swami zwykle wyjeżdża z Puttaparthi. Tamtego roku, gdy ów incydent miał miejsce, Swami wciąż pozostawał w Prasanthi, nie widząc od wielu miesięcy studentów z kampusu w Brindawanie. Tamtejsi studenci tak bardzo odczuwali ból rozłąki z Bhagawanem, że pisali do Niego listy, wysłali delegację, zwiększyli ilość swoich ćwiczeń duchowych i modlili się gorąco o darszan Swamiego. Gdy delegacja studentów dotarła do Puttaparthi w połowie marca, Swami przyrzekł im, że przyjedzie w do nich w następnym tygodniu - ale nie przyjechał. Studenci byli przygnębieni. Mimo to nie ustawali w swoich prośbach. Ostatecznie Swami wysłał im informację, że zjawi się u nich następnego dnia. Radość studentów była bezgraniczna. Przygotowali się na Jego przyjęcie w wielkim stylu.
    Swami przyjechał zgodnie z przyrzeczeniem. Studenci ustawili się przy drodze, żeby patrzeć na swego Prema Swarupę, na Ucieleśnienie Miłości. Mimo to Swami ani razu nie spojrzał na nich. Udał się prosto do Trayee Brindawanu, rezygnując z wygłoszenia, jak zwykle, dyskursu.
Naturalnie, studenci byli bardzo przygnębieni. Później tego samego dnia otrzymali od Swamiego wiadomość, że spotka się z nimi jutro i powie im coś tak ważnego, że powinni się do tego przygotować i mieć na sobie najlepsze ubrania. Ta informacja pocieszyła studentów.
     Następnego dnia studenci wstali bardzo wcześnie i dodawali sobie odwagi mówiąc, że wkrótce znajdą się w towarzystwie ich ukochanego Swamiego. Udali się na poranny darszan i czekali. Swami wyszedł z Trayee Brindawanu wolnym krokiem. Miał spuszczoną głowę i nie patrzył na nich. Po darszanie wrócił do siebie, nie skontaktowawszy się z nimi.
     Teraz większość studentów była głęboko przygnębiona. Niektórzy zaczęli obwiniać innych, ale wielu obwiniało siebie. Poświęcili wiele myśli osobistej sadhanie i starali się wyłapać każde zdarzenie, które mogło skłonić Swamiego do ‘leczenia warsztatowego’. Postanowili, że popołudniu postarają się ze wbrew wszystkiemu nawiązać zwykłą komunikację z Sai Babą.
    Popołudniowy darszan zdawał się ciągnąć się w nieskończoność. Pomimo prób ze strony studentów przyciągnięcia uwagi Swamiego, Swami wrócił spokojnie do pałacyku z opuszczoną głową, podobnie jak rankiem. Pobiegli za Nim i otoczyli Go przed Trayee Brindawanem. Nawet wtedy na nich nie spojrzał. Niektórzy studenci zaczęli płakać, inni prosili o wybaczenie, a wielu pytało: „Co takiego zrobiliśmy?” Swami podniósł głowę i spojrzał na nich wszystkich. Czekali na Jego słodkie słowa… Powiedział: „Prima Aprilis i odszedł!”
   Tym razem wykorzystał swoje ostre poczucie humoru, żeby skłonić studentów od przeglądu ich ćwiczeń duchowych. Osiągnął doskonały rezultat.
BOSKI FOTOGRAF
Profesor N. Kasturi
    Pamiętam pewien wieczór w 1959 r., kiedy Swami wysłał kogoś, żeby przyprowadził mnie do Jego pokoju w mandirze. Swami powiedział mi, że redaktor gazety codziennej wydawanej w Hajderabadzie poprosił o moją fotografię, ponieważ umieścił mnie w niej jako redaktora Sanathana Sarathi. Baba przyrzekł mu, że wyśle mu moją fotografię i poprosił, żebym przygotował się na to, iż w ciągu kilku minut On sam zrobi mi zdjęcie nowym aparatem fotograficznym, wybranym specjalnie w tym celu.
    Och! Byłem bezgraniczne szczęśliwy! Wzniosłem się do ósmego nieba! Zbiegłem po osiemnastu stopniach schodów do mojego domu na szybki lifting twarzy. W ciągu kilku minut wróciłem do Swamiego, wygolony i wykrochmalony, radośnie uśmiechnięty. Swami ujął mnie za ramiona i ustawił w odpowiedniej odległości. Spojrzał przez soczewkę i pogratulował mi ‘fotogenicznej twarzy’. Myśl, że co najmniej ponad 30 000 oczu w całym stanie Andhra Pradesh obejrzy moje zdjęcie, sprawiała, że uśmiechałem się od ucha do ucha, odsłaniając zęby! Swami machnął ręką i w jednej chwili przestałem się uśmiechać. Ostrzegł mnie, polecając, żebym się nie ruszał, a zaraz potem, żebym był gotowy. Kliknął przyciskiem… i z aparatu skoczyła mi na szyję jakaś ciemna maszkara i z błyszczącym ogonem i odbiła się od niej! Z przeraźliwym piskiem wyskoczyłem na korytarz, odrzucając to groźne, włochate stworzenie… Czy był to szczur? Nie, to była myszka z bawełny… w tak sprytny sposób umieszczona w aparacie fotograficznym, że wyskakiwała za naciśnięciem przycisku. Baba z całego serca śmiał się z ataku mojej paniki. Ja także się śmiałem, żeby się pozbyć napięcia.
     Dał mi reprymendę za to, że dałem się nabrać na historię mającą przebić moje ego. Przypomniał mi, że nie jestem redaktorem czasopisma jakim może zainteresować się świat. Nie można zyskać trwałej popularności dzięki gazetom, które następnego ranka zmieniają się w makulaturę. Możemy ją osiągnąć jedynie dzięki oddanej służbie Bogu i bogobojności.
Opuściłem Jego pokój jako lżejszy i mądrzejszy człowiek.
 (Loving God)
WESOŁE WSPOMNIENIA
C. R. Singh
      Pewnego dni w pokoju interview w Prasanthi Nilayam Baba spojrzał na lekarza z Bostonu i zmaterializował mu pierścień. Potem powiedział do niego: „Żona jest życiem, żona jest życiem”. Doktor odpowiedział: „Ta, żona jest życiem.” Wtedy Baba spojrzał na jego żonę i rzekł: „Pierwszego roku żona jest życiem, a drugiego jest wojną w Korei!”
OPOWIEŚĆ O DWÓCH NAMIOTACH
      Kilka lat temu podczas dyskursu wygłoszonego w Puttaparthi Baba w taki oto sposób przedstawił wielbicielom Gitę:
     „Żył kiedyś król władający wielkim imperium. Był jednak bardzo smutny, ponieważ pozostawał pod kontrolą swoich żon. Myślał, że gdyby udałoby mu się kontrolować żony, to odniósłby sukces.
     Pewnego dnia kazał wznieść dwa namioty i zaprosił do pałacu wszystkich mężczyzn ze swojego królestwa. Premier ogłosił wtedy: „Ci, którzy odnieśli sukces i trzymają swoje żony pod kontrolą, powinni udać się do namiotu po prawej stronie, a ci, co pozostają pod kontrolą żon, do namiotu po lewej stronie.” Król poczuł ulgę, widząc, że wszyscy jego poddani wchodzą do namiotu po lewej! Pomyślał: „Cóż, nie jestem jedyny!” Potem nagle zobaczył kogoś, kto wchodził do namiotu po prawo. Król był szczęśliwy widząc mężczyznę, kogo nie kontrolują żony.
    Wezwał go więc do siebie i powiedział: „Słuchaj, gratuluję ci. Zdradź mi sekret tego, w jaki sposób trzymasz żonę pod kontrolą. Jak to robisz?” Poddany odpowiedział: „Przyjmij moje uwielbienie panie, lecz nie mogę ci tego powiedzieć. To żona kazała mi wejść do tego namiotu.”
   Baba wytłumaczył tę opowieść w taki sposób, że każda ludzka istota pozostaje pod kontrolą pięciu ‘żon’, czyli pięciu zmysłów. Ludzkie ciało jest rydwanem, w którym miejsce woźnicy w sercach zajmuje Kriszna. Jeśli chcemy osiągnąć cel życia, to musimy je kontrolować. To jest w skrócie esencja Gity.
BOSKI KONSULTANT
     Pewnego dnia dwóch lekarzy, żona i mąż, znaleźli się w pokoju interview. Baba spojrzał na nich i powiedział: „Ten tutaj mężczyzna jest lekarzem. A to jest jego żona, lekarka. Są bardzo dobrymi lekarzami, ale czy wiecie, dlaczego tutaj przyjechali? Bo mają problemy za zdrowiem!”
SAMOCHÓD BABY OTRZYMUJE POKŁONY
    Pewnego dnia w Kodaikanal czerwony mercedes Baby zjechał na główną drogę. Moja rodzina i inni wielbiciele znajdowaliśmy się na jeziorze, kilka kilometrów dalej. Natychmiast wstaliśmy i schwyciliśmy się za ręce na znak szacunku. Również ludzie stojący po obu stronach drogi schwycili się za ręce, okazując część Babie w czerwonym mercedesie. Gdy samochód odjechał, zrozumieli, że nie było w nim Swamiego. Jechał autobusem ze studentami. Baba powiedział do studentów: „Zobaczcie, wszystkie te pokłony otrzymał mój samochód, a to dlatego, że dotrzymuje towarzystwa Bogu. Nawet dzisiaj, gdy jest pusty, wielbiciele ofiarowują mu pranamy. Jesteście oceniani na podstawie tego, z kim się zadajecie. Ja straciłem wszystkie te pokłony, ponieważ jestem tutaj z wami.”
BOSKIE DZIEŁO
    Baba poprosił studenta o wystąpienie. Dostawszy zgodę Baby, student opowiedział tę oto historię.
     Pewien mężczyzna posiadał działkę, którą przez wiele lat zaniedbywał. Nagle postanowił ją uprawiać i ciężko pracował przez pół roku. Wkrótce zamienił ją w piękny ogród warzywny. Obok tego ogrodu przechodził codziennie kapłan i dostrzegał zachodzące w nim zmiany. Powiedział do ogrodnika: „Gratuluję ci. Bóg i ty dokonujecie cudów dla tej ziemi. Razem zamieniliście tę jałową działkę w piękny ogród warzywny.” Mężczyzna odpowiedział mu na to: „Powinieneś zobaczyć to miejsce sześć miesięcy temu, gdy Bóg sam na nim pracował!”
ŚWIAT JEST ODBICIEM CIEBIE 
      Baba opowiedział tę historię, gdy byliśmy w Kodaikanal. Kiedyś nieznany nikomu mężczyzna zemdlał na poboczu drogi i przez długi czas pozostawał nieprzytomny. Ujrzał go alkoholik i pomyślał: „Jestem szczęściarzem. Wiem, ile mogę wypić. Ten facet musiał wlać w siebie za dużo trunków.” W kilka chwil później zobaczyła tego człowieka kobieta cierpiąca na napady i pomyślała: „Cóż, jestem osobą uprzywilejowaną, ponieważ napady trafiają mi się w pracy lub w domu. Niestety ten biedak dostał ataku w tym miejscu.” Za jakiś czas do leżącego podeszło dwóch wędrujących razem złodziei. Powiedzieli: „Dopisuje nam fart. Ostatniej nocy lało i ten złodziej zsunął się z drogi i zranił. Pechowiec!” Na koniec pojawił się tam święty mąż, również przemierzający tę drogę. Uniósł w górę ręce i powiedział: „Co za szczęśliwy człowiek! Musi być wielkim mędrcem, bo zanurzył się w samadhi wprost na poboczu drogi. Nie odejdę stąd, zanim nie otrzymam jego błogosławieństwa. Będę masował mu stopy, dopóki nie wyjdzie z samadhi.” Po czym usiadł na skraju drogi i masował mu stopy.
     Baba jasno nam pokazał, że nasze podejście do świata wynika z do tego kim jesteśmy. Jeśli jesteśmy dobrzy, widzimy świat jako dobry. Jeśli jesteśmy źli, postrzegamy świat jako zły - chociaż w świecie nie ma niczego złego.
NAJWIĘKSZY WIELBICIEL
    W Kodaikanal Baba skupił się na ego Ardżuny, aby pokazać nam, że w momencie ignorancji nawet wielcy ludzie popełniają błędy.
    Pewnego dnia Ardżuna zapytał Śri Krisznę: „Mój drogi Panie, czy masz jeszcze jakiegoś wielbiciela, będącego tak blisko Ciebie jak ja?” Pan Kriszna stał na wzgórzu i powiedział: „Widzisz tego człowieka, pracującego na polu? Podejdź do niego, a odpowie ci na to.” Ardżuna zobaczył, że ów człowiek z pośpiechem zjada siano, mimo że pracuje w zielonym ogrodzie warzywnym. Ardżuna zastanawiał się, dlaczego Kriszna wysłał go do tego człowieka. „Drogi panie, czy zechcesz mi powiedzieć, co robisz?” Mężczyzna odwrócił się i zapytał: „Nie widzisz? Cieszę się obiadem. Bóg stworzył rośliny, zwierzęta i ludzkie istoty. Ludzkie istoty prowadzą ludzkie życie. Nie chcę niszczyć życia i stwarzać sobie więcej złej karmy, za którą będę musiał zapłacić. Na Ziemi jest Pan Kriszna i tym razem chcę się w Nim zanurzyć. Dlatego zjadam tę suchą trawę. Ma siłę utrzymać mnie przy życiu.” 
    Ardżunę zdumiało jego oddanie. Potem zauważył, że ten człowiek nosi u boku miecz i zapytał, po co mu on. Mężczyzna szybko schował miecz i powiedział: „Och, po prostu czekam, kiedy będę mógł zabić czterech ludzi.” Ardżuna był zszokowany i niczego z tego nie zrozumiał. „Oto człowiek, który nie chce jeść zielonych warzyw, a mimo to nosi miecz, żeby nim zabić cztery osoby. Jaki to rodzaj oddania?”
     Zapytał więc mężczyznę: „Proszę, powiedz mi, kim jest pierwsza osoba, którą chcesz zabić?” Mężczyzna odpowiedział: „Pierwszym jest Narada.” Ardżuna nie mógł w to uwierzyć, ponieważ Narada był wielkim wielbicielem i posłańcem Boga, podróżującym z jednej planety na drugą. Zapytał go: „Dlaczego tak bardzo chcesz zabić Naradę?” Usłyszał w odpowiedzi: „Narada nie daje Panu ani chwili spokoju. Nieustannie śpiewa: ‘Narajana, Narajana, Narajana’. Mój biedny Pan nie może przez to ani przez moment odpocząć.”          
     Wtedy Ardżuna zapytał go: „Kim jest druga osoba, którą pragniesz zabić?” „Drugim jest Prahlada.” Ardżuna wykrzyknął: „Co? Chcesz zabić małego chłopca? Za co?” Mężczyzna odpowiedział: „Prahlada upokarza mojego Pana. Zmusił Go do przyjęcia formy pół lwa i pół człowieka i do ukrycia się w kolumnie.”
     Ardżuna zapytał: „Kim jest trzecia osoba?” „O, to ta kobieta, Draupadi.” Ardżuna był zszokowany: „Co, chcesz zabić tę wspaniałą niewiastę, tak bardzo bliską Panu Krisznie?” Mężczyzna odpowiedział: „Pewnego dnia mój Pan włożył do ust jedzenie, ale musiał je wypluć z powrotem na talerz, żeby biec na pomoc Draupadi, z której właśnie zrywano sari. Więc za to, że martwiła mojego Pana, gdy usiadł do posiłku, zabiję ją. Mój biedny Pan nie ma czasu cieszyć się nawet jedzeniem.”
     Wtedy Ardżuna zadał temu człowiekowi kolejne pytanie. „Kim jest osoba, którą chcesz zabić jako czwartą?” Mężczyzna odpowiedział: „O, to człowiek, którego nienawidzę najbardziej. Widzisz ten miecz? Potnę go nim na kawałki za to, że martwi mojego Pana. Jeszcze go nie widziałem, ale gdy ktoś mi go pokaże, to zrobię z nim porządek.” Ardżuna zapytał: „Kim jest ten człowiek?” „Tym człowiekiem jest Ardżuna.” Po kręgosłupie Ardżuny przebiegł zimny dreszcz. Zapytał: „Dlaczego chcesz zabić Ardżunę?” Mężczyzna odpowiedział: „Przez osiemnaście długich dni obrażał mojego Pana. Zmusił go, żeby został jego woźnicą. Mój Pan musiał klękać, a on, wchodząc do rydwanu, stawiał na ramieniu Pana swoją stopę. Naciskał stopą ramię Pana, mówiąc: „Jedź prosto, skręć w lewo, zatrzymaj się, jedź szybciej” – i tak dalej! Za to, że tak obrażał mojego Pana, nienawidzę go najmocniej i zabiję go w tej samej chwili, gdy go ujrzę.”
    Wtedy Ardżuna uświadomił sobie, że istnieją wielcy wielbiciele Pana Kriszny, nie przebywający fizycznie blisko Niego. Wdrapał się na wzgórze, pochylił głowę i powiedział: „Dziękuję Ci, Panie. Teraz wiem, że masz wspaniałych wielbicieli.” Kriszna rzekł do niego: „Ardżuno, nikt nie ma w ręku miary mierzącej oddanie innych ludzi. Tylko ja ją posiadam.”
WLICZ SIEBIE
       Baba opowiedział tę historię w Kodaikanal. Ukazuje, jak ważna jest Atma.
Kiedyś dziesięciu głupców przepływało rzekę. Kiedy dotarli na drugi brzeg jeden z nich poprosił pozostałych, żeby ustawili się w rzędzie, aby mógł ich policzyć i upewnić się, że żaden się nie utopił. Policzył dziewięciu stojących przed nim mężczyzn i zmartwił się, że brakuje jednego. Żeby się o tym upewnić, polecił innemu mężczyźnie przeliczyć wszystkich i stanął obok innych. Drugi człowiek również wykluczył siebie i policzył dziewięciu mężczyzn. Zaczęli płakać wierząc, że jeden z nich się utopił.
Ich problem rozwiązał przechodzień, wskazując, że liczący powinien wliczyć także siebie.
     Baba powiedział nam, że najpierw powinniśmy zanurzyć się głęboko w Atmie, a potem wrócić do świata.
POMYŚL ZANIM ZAPYTASZ
    Baba, wchodząc do Dharmakszetry w Bombaju ujrzał zespół wiertaczy poszukujących wody. Człowiek odpowiedzialny za zespół zapytał: „Swami, czy możemy tutaj wiercić?” Swami odpowiedział: „Tak, możecie tutaj wiercić.” Podziękowali Babie i wzięli się za pracę. Baba wszedł do budynku.   
Wiercili przez kilka dni, ale nie znaleźli wody. Bez skutku wwiercili się jeszcze głębiej. Wtedy szef wiertaczy podszedł do Swamiego i powiedział: „Wierciliśmy, lecz nie ma tu wody.” Swami mu odpowiedział: „Tak, wiem, że nie ma tu wody, ale nie pytaliście mnie, czy jest tu woda. Po prostu spytaliście, czy możecie tu wiercić.” My, wielbiciele, musimy uważać, o co prosimy Babę, bo może dać nam to, o co poprosiliśmy! Zanim Go o coś poprosimy, przemyślmy to dokładnie!
NIEWIELKA WIEDZA JEST NIEBEZPIECZNĄ RZECZĄ
        Oto kolejna historia opowiedziana przez Babę w Kodaikanal.
     Było kiedyś dwóch braci. Na mocy niepisanej umowy młodszy brat miał przez pół roku pracować na farmie, a starszy w mieście. Po sześciu miesiącach mieli się zamienić. W wyznaczonym czasie młodszy brat dotarł na miejsce pracy starszego brata, spodziewając się, że ten się spakuje i wróci na farmę. Lecz starszy brat powiedział: „Posłuchaj, założenie przedsięwzięcia w mieście zajęło mi sporo czasu. W prowadzeniu biznesu ważne są ludzkie relacje. Dlatego namawiam cię, żebyś przez trzy tygodnie obserwował to co robię. Potem wrócę na farmę. Młodszy brat odpowiedział: „To nie w porządku, proszę spakuj się i wyjedź. Ludzkie relacje są bardzo ważne również na farmie.”
     Ostatecznie, zgodził się obserwować starszego brata przez tydzień.
Następnego dnia wszedł pierwszy klient i wybuchnął płaczem. Starszy brat podszedł do niego, objął go ramieniem i zapytał, co się stało. Klient powiedział: „Umarła moja babcia.” Żeby go uspokoić starszy brat rzekł: „Twoja babcia była moją babcią i babcią wszystkich w mieście. Więc twoja strata jest moją stratą i stratą wszystkich.” Klienta ucieszyła myśl, że jego babcia była powszechnie szanowaną osobą i poczuł się pocieszony. W międzyczasie młodszy brat wszystko to spisał, także słowa wypowiedziane przez brata.
    Kolejnego dnia przyszedł następny klient i gdy tylko wszedł, zaczął płakać. Starszy brat podszedł, położył mu dłoń na ramieniu i zapytał: „Co się stało?” Klient odrzekł: „Umarł mój wujek.” Starszy brat uspakajał go mówiąc: „Twój wujek był moim wujkiem i wujkiem wszystkich w mieście. Więc twoja strata jest moją stratą i wszystkich.” Klient poczuł się szczęśliwszy na myśli, że jego wujek był kochany przez wszystkich ludzi w mieście.
     Młodszy brat zapisał to wszystko, każde wypowiedziane słowo. Potem rzekł do niego: „Posłuchaj, wystarczy tych ludzkich relacji. Farma jest opuszczona, więc spakuj się i wyjedź. Poradzę sobie.”
    Następnego dnia młodszy brat czekał na pierwszego klienta, ucząc się w międzyczasie słów starszego brata. Miał nadzieję, że dopasuje je do okoliczności. Wtedy do firmy wszedł pierwszy klient i wybuchnął płaczem. Młodszy brat szybko zajrzał do notesu, objął klienta i zapytał go, co się stało. Klient odpowiedział, że umarła mu żona.” Młodszy brat jeszcze raz zajrzał do notesu i powiedział: „Twoja żona była moją żoną i żoną wszystkich w mieście, więc twoja strata jest moją stratą i wszystkich.”
DZIAŁKA
     Pewnego dnia Baba opowiedział historię o królu Nepalu, znanym z tego, że przyznawał ludziom ziemię za darmo. Pewien chciwiec chciał również otrzymać ten dar. Warunek przyznania ziemi brzmiał tak: „Będziesz szedł przez godzinę w cztery strony: na północ, na południe, na wschód i na zachód, żeby zaznaczyć teren, który zostanie ci przyznany.” Niektórzy ludzie szli wolno, więc otrzymywali małe kawałki ziemi. Wielu biegło i dostawało duże kawałki. Ów chciwiec biegł tak szybko jak tylko mógł i wkrótce wrócił na miejsce startu. Tam upadł i umarł. Baba wyciągnął z tego taką konkluzję: „Król podarował mu ziemię, ale nie ten kawałek, który przebył, lecz po porostu sześć stóp na sześć na jego pogrzebanie – to wszystko co dostał.”
- tłum. J.C.
 
[1] Fajerwerk nosi imię św. Katarzyny Aleksandryjskiej, skazaną na śmierć przez ‘rozbicie kołem’. Kidy go dotknęła, rozpadło się cudownie na kawałki. 

 

Stwórz darmową stronę używając Yola.