Praca z Sai-pewnością
Rajana Govindana
     Od dzieciństwa wierzyłem, że dzięki zdolnościom umysłowym, ciężkiej pracy i szczęściu mogę osiągnąć większość tego, czego pragnę. Moja definicja pragnień to dobra materialne i status społeczny. Kiedy dwadzieścia pięć lat temu przyjechałem do Stanów Zjednoczonych, moim celem była ciężka praca i odniesienie sukcesu w świecie biznesu. Dzięki łasce Bożej mam teraz dobrą pracę, zdrową rodzinę, odniosłem spore sukcesy w biznesie bankowym, gdzie zyskałem trochę stabilności finansowej.
     Piętnaście lat temu zostałem członkiem naszego lokalnego ośrodka Sai Baby. Zacząłem czytać i słuchać o naukach Swamiego, ale początkowo interesowały mnie tylko melodyjne bhadżany.
      Żyłem wtedy w dwóch różnych światach. Jednym z nich był ten „zwykły”, a drugim satsang Sai Baby. Wartości i rodzaj kontaktów towarzyskich w tych dwóch światach były zupełnie różne i celowo trzymałem je oddzielnie. Moje życie było dobre i stawało się coraz lepsze; dlatego nie widziałem powodu, aby się zreformować. Jednak w miarę jak przesiadywałem w kolejnych kołach naukowych i coraz bardziej zaczynałem rozumieć nauki Swamiego, zaczęło do mnie docierać, że coś jest nie tak. Nie wystarczyło być wielbicielem na pół etatu. Musiałem raczej zmienić swoje życie, aby szukać i urzeczywistniać Boga w sobie. Ta świadomość początkowo doprowadziła do jednego z najbardziej depresyjnych okresów w moim życiu.
     Urodziłem się i wychowałem w Indiach w rodzinie z klasy średniej. Dzięki woli Baby i ogromnym wyrzeczeniom ze strony moich rodziców ukończyłem studia podyplomowe w Stanach, znalazłem pracę i wreszcie widziałem „owoce mojej pracy”, a przynajmniej tak mi się wydawało. Życie układało mi się bardzo dobrze. Miałem pracę, dobre dochody, dom, samochody, wspaniałą rodzinę i świat dóbr materialnych w zasięgu ręki. Czy nie o to w tym wszystkim chodziło? Martwiłem się tylko o następny awans, szkolne stopnie dzieci, zdrowie i nowe fantazyjne ulepszenia naszych dóbr materialnych. Dopóki miałem wyobraźnię, cierpliwość i czas, nie było żadnych ograniczeń. Byłem na dobrej drodze. Jednak w ośrodku Sai Baby dyskusje zaczęły poważnie wpływać na mój sposób myślenia. Zaczęło mi świtać, że żaden z moich ziemskich celów nie powinien być ważny. Po głębszej introspekcji uderzyło mnie, że końcowe rezultaty tych celów, światowe dobra, nie są trwałe; jutro wszystko może zniknąć. Badając wydarzenia wokół mnie, zaczęło mi świtać, że tak wiele z tego, co dzieje się z ludźmi, było poza ich kontrolą. Najzdolniejsi i najciężej pracujący nie zawsze docierali na szczyt (pomyślałem, że mają słabe umiejętności interpersonalne). Ci, którzy odnieśli największy sukces, zostali nagle bez grosza przy duszy (myślałem, że źle planowali). Przeciętna osoba, która wydawała się wkładać minimalny wysiłek, wystrzeliła na szczyt (spuścizna rodzinna, pomyślałem). Biedni i bezdomni narkomani marnieją (lenistwo, pomyślałem). Najbardziej ostrożny kierowca może ulec śmiertelnemu wypadkowi, podczas gdy osoba otyła z najgorszymi nawykami żywieniowymi może żyć bardzo długo. W końcu zacząłem rozumieć, że tylko dzięki karmie i łasce Bożej miałem całe to szczęście. Co więcej, nawet posiadane możliwości, pragnienia, energia i zdolności do bycia produktywnym były boskim darem. Stało się jasne, że posiadanie nie jest warte wysiłku, że muszę szukać stałego źródła szczęścia.
    Jak możecie sobie wyobrazić, wszystkie te „rewelacje” spowodowały ogromne zamieszanie i stres. Nie byłem pewien, jak sobie poradzić z konfliktem, który toczył się wewnątrz mnie. Chodziłem na rekolekcje i spotykałem ludzi, których uważałem za znacznie bardziej urzeczywistnionych, ale oni przeżywali te same zmagania, co ja. Zastanawiałem się, czy marnuję czas, kiedy spędzam długie godziny w pracy i wybieram osobiste i rodzinne poświęcenia, a przecież cały wysiłek można skierować na urzeczywistnienie Boga. Byłem na złej drodze, ale nie wiedziałem, jak się zatrzymać i zmienić. Potrzebowałem zabezpieczenia finansowego, aby spłacić kredyt hipoteczny i wysłać dwóch synów na studia. Potrzebowałem awansu zawodowego, aby zaspokoić moje dominujące ego. Czułem się, jakbym był na ruchomej bieżni: gdybym się zatrzymał, spadłbym. Nie mogłem zignorować tego, co mówił Sai Baba, ponieważ tydzień po tygodniu kółka studyjne wbijały mi do głowy to samo przesłanie: jedynym celem życia jest urzeczywistnienie Boga. Jednak nie mogłem zrozumieć, co to konkretnie dla mnie znaczyło ani jaka jest formuła, aby stać się rozwiniętą duszą. Chciałem się tam dostać, ale musiałem wymyślić własną drogę.
     Początkowo moje reakcje na czytanie książek o Babie sprawiały, że czułem się bardziej zdumiony niż przemieniony. Pierwsza książka, „Człowiek cudów” Howarda Murpheta, był zdecydowanie bestsellerem, od którego nie mogłem się oderwać. Intrygowały mnie cuda, a nie fakt, że Bóg jest wszechmocny i może zrobić wszystko, co zechce. Następnie kupiłem serię książek opisujących osobiste doświadczenia, które wzmocniły moją wiarę w to, że Bóg może czynić cuda, ale nie uświadomiły mi potrzeby wiary w Boga. Następnie ukończyłem serię wydań Wahini autorstwa Sai Baby, które były łatwe do odczytania, ale niezwykle skomplikowane do przyswojenia. Znalazłem bardzo wygodne wytłumaczenie, że wiele z tego, co czytałem, a czego nie rozumiałem, bardziej odnosi się do osób prowadzących mniej „agresywne” zajęcia życiowe, takie jak nauczyciele, kaznodzieje i pracownicy socjalni. Przekonałem się, że przesłania Baby są skierowane do tych, którzy wkraczają w czwarty etap życia, etap wyrzeczenia. Przyjąłem, że skoro jestem na etapie gospodarza i nie wyrządzam nikomu krzywdy, mogę kontynuować życie w ten sposób.
    Potem usłyszałem, jak dr John Hislop, jeden z pierwszych wielbicieli Swamiego w Ameryce, przemawiał na jednym z naszych regionalnych zjazdów i byłem wystarczająco poruszony, aby przeczytać jego książkę „Mój Baba i ja”. Samą istotą życia, celem każdego działania, kogokolwiek, jest ewolucja ku boskości. To mnie prawie zwaliło z nóg. To nie tylko bhadżany, nie tylko czas spędzony na modlitwie, nie tylko czas w ośrodku, ale wszystko, co robiłem, każdy mój oddech, prowadziły do tej ewolucji. Uznałem, że wszystko jest w porządku, mogę kontynuować wszystko to, co robiłem do tej pory, dopóki nie będę gotowy do przejścia na emeryturę i być może wtedy powrócę do nauk Baby. Ale nauczyłem się też innej lekcji: kiedy Baba cię „złapie cię na wędkę”, nie wypuści cię tak łatwo. Powoli, pewnie, a czasem boleśnie sprawia, że chcesz się zmienić. I wiedziałem, że rozpoczęła się moja powolna i pewna przemiana.
     Następny etap mojego rozwoju był najtrudniejszy i najbardziej bolesny. Odczuwałem intensywny konflikt wewnętrzny, gdy rozważałem rezygnację z „zawodu biznesowego” i podjęcie mniej agresywnego i mniej czasochłonnego stylu życia – mniej zależnego od tytułu, bogactwa i sukcesu, a bardziej skoncentrowanego na działaniach służebnych, medytacji i poszukiwaniach duszy.
   Kiedy dręczyły mnie te myśli, gazety codzienne donosiły o recesji, zwolnieniach, spadających cenach nieruchomości, bezrobociu, gwałtownie rosnących kosztach opieki zdrowotnej i inflacji. Moi rodzice właśnie przeprowadzili się do nas z Indii i trzeba było uwzględnić ich koszty opieki i ubezpieczenia zdrowotnego. Rzeczywistość była taka, że rezygnacja z jednej pracy oznaczała znalezienie nowej. Sprzedanie domu i znalezienie tańszej alternatywy, być może przeprowadzki do Indii, nie było realne, ponieważ nasi nastoletni chłopcy z pewnością byliby zdruzgotani, a równie dobrze mogliby się zbuntować i pozostać w Stanach. Albo zwyciężyła mądrość, albo zrozumiałem, że tak drastyczna korekta nie ma sensu. Ciągle zadawałem sobie pytanie: „Co powinienem zrobić?”.
    Moja ciągła walka emocjonalna i ciągła introspekcja doprowadziły mnie do obecnego etapu ewolucji i rozumowania. Po pierwsze, gdyby Baba chciał, żebym był kimś innym, po prostu by to zrobił. Baba umieścił mnie w mojej obecnej roli w tym czasie i miejscu w celu, który tylko On rozumie. Moim wyzwaniem jest pełnienie tej roli bez złudzeń wielkości i poświęcenie wszystkiego Jemu. Wyzwanie to wciąż trudno mi realizować, ponieważ często zapominam, że jestem tylko narzędziem Jego woli.
    Po drugie, mam wobec rodziny dane przez Niego obowiązki, które mam obowiązek wypełnić najlepiej jak potrafię: zapewnić im utrzymanie, być filarem, jeśli potrzebują wsparcia, zaszczepić w nich sposób postępowania i Wartości zdefiniowane przez Swamiego. Nauczanie ich Wartości, których sam ledwo się nauczyłem, jest trudne. Podobnie jak wielu nowo nawróconych rodziców, wyznaję credo: „Rób tak, jak uczę, a nie tak, jak ja robię”. Nauczyłem się, że pokazywanie poprzez przykład jest o wiele trudniejsze – i, o wiele bardziej skuteczne. Nasi chłopcy nie są całkowicie przekonani do naszej wiary w Babę. Pielęgnowaliśmy i zachęcaliśmy ich do niezależnego myślenia, więc ich brak wiary nie powinien mnie niepokoić, ale jednak przeszkadza mi. Powoli uświadamiam sobie, że należą do Swamiego i On zrobi dla nich to, co najlepsze. Ważną rzeczą jest to, czy zaszczepiliśmy w nich pewność siebie, której Baba chciałby, abyśmy ich nauczyli.
    Pozwólcie, że opowiem wam, o moim niekończącym się dążeniu do oświecenia, jak radzę sobie z tym, co nazywam trzema składnikami mojego życia: światem zawodowym, życiem domowym lub rodzinnym oraz duchowym parasolem, który obejmuje i łączy te dwa elementy.
    Wydaje się, że podstawowym celem człowieka biznesu jest zaspokojenie pragnienia udziałowców w zakresie budowania bogactwa, jednak najsilniejszym przesłaniem Swamiego dla mnie jest pomoc ludzkości. W biznesie główną motywacją i obowiązkiem menedżera jest osiągnięcie celu korporacji w postaci zysków poprzez optymalizację jej zasobów, którymi jest głównie kapitał ludzki. Zanim wpływ nauk Sai Baby mnie złagodził, byłem w stanie zajmować się sprawami ludzi w oparciu o dobrze określone cele. Obecnie jednak proces oceny stał się bardzo skomplikowany. Gdy tylko zobaczę Boga w innej osobie, pojawia się konflikt. Co powinienem zrobić z „dobrą” osobą, która nie chce lub nie jest w stanie wykonywać swojej pracy i osiągać wyników? Jak długo będę namawiać, zachęcać, a nawet błagać (i modlić się), zanim podejmę jakieś radykalne działanie? Trudniejsze staje się pytanie: kim jestem, by osądzać? Moja korporacja mówi, że to moja praca, ale czy Baba nie mówi, że nie powinniśmy osądzać innych?
  Uzasadniłem  moją odpowiedź na ten dylemat, zauważając pewne podobieństwa porady Kryszny dla Ardżuny w przeddzień wielkiej bitwy na Polu Kurukszetra. Moja praca w korporacji to moje pole bitwy. Muszę odegrać swoją rolę i wypełnić swój obowiązek. Jeśli nie mogę tego zrobić, powinienem zrezygnować i zająć się czymś, co nie wymaga takich ocen i decyzji. Odkąd zdecydowałem się zaakceptować to jako swoją rolę, musiałem wydawać osądy, ale staram się je podejmować bez ego, bez uprzedzeń lub fałszywego poczucia władzy. Bardzo staram się skoncentrować na jakości i ilości wysiłków poszczególnych pracowników, a nie na samych osobach, chociaż od czasu do czasu cienka granica się zaciera. Robię to, co uważam za słuszne dla Baby, który, moim zdaniem, przyjmuje rolę mojego pracodawcy. W większości przypadków modlitwa do Baby pomaga mi przynajmniej zweryfikować, czy moje decyzje nie wynikają z mojego ego, ale raczej ze zrozumienia mojego obowiązku. Jednak nawet przy całej tej analizie, kontemplacji i racjonalizacji nie zawsze czuję się komfortowo z tym, kim jestem i co robię. Niektóre z tych konfliktów pojawiają się, gdy pracuję nad konkurencyjną ofertą dla nowego biznesu. Czasami, gdy próbujemy opracować strategię, jak uwypuklić nasze mocne strony i ukryć nasze słabości, graniczy to z niecałkowitą szczerością. Będąc członkiem zespołu Sai Baby, nigdy nie wybaczyłbym kłamstwa, więc polecam moim kolegom skupić się na naszych mocnych stronach. Zwykle Swami sprawia, że moi klienci są całkowicie zdominowani naszymi mocnymi stronami. Są jednak chwile, kiedy czuję, że idziemy na kompromis z prawdą; poczym wycofuję się z zespołu i zapominam o swoich obowiązkach jako lidera. Wiem, że nie mogę ukryć się przed moim wyznaczonym obowiązkiem, ale wiem też, że muszę wypracować skuteczne, możliwe do akceptowania i uczciwe podejście. Ciężko pracuję, aby wykonać swój obowiązek, nie martwiąc się o wynik i nie myśląc: „Co z tego będę miał?” Po latach treningu i udoskonalania umysłu, które nauczyły mnie koncentrować się na takich wynikach, jak stopnie w kolledżu, awanse i podwyżki w pracy, trudno jest wyzbyć się nawyku martwienia się o nagrody za moje wysiłki. Największym powodem tego niepokoju wydaje się być moje przywiązanie i zobowiązania narastające w miarę upływu czasu: czesne dla dzieci na studia, hipoteka na dom, planowanie emerytury. Zdaję sobie sprawę, że gdybym miał całkowitą wiarę w Swamiego i ufał, że zawsze będzie się mną opiekował, nie musiałbym martwić się o przyszłość. Chociaż się staram, nie jestem jeszcze tak rozwinięty.
        Moja rodzina i ja ustaliliśmy budżety, aby ograniczyć nasze pragnienia, a także dawać potrzebującym coraz więcej tego, co Baba nam daje. Prawdziwym wyzwaniem dla mnie jest dawanie bez poczucia winy lub poczucia, że dawanie jest wymogiem. Niestety, nadal chcę mieć błahe przedmioty, więc opracowałem zachętę finansową, aby ograniczyć te pragnienia: przekazuję taką samą wartość na cele charytatywne za każdym razem, gdy marnuję pieniądze na bezużyteczny przedmiot. Podwojenie stawki jest dość skutecznym ograniczeniem pragnień!
     Czasami, kiedy patrzę na siebie, jestem zawstydzony tym, jak wiele sukcesów odniosłem w życiu zawodowym i rodzinnym. Jestem przekonany, że dzieje się tak wyłącznie z powodu woli Baby. Początkowo poczucie, że mój los jest w rękach Baby, a nie moich, było przerażające, ale teraz jestem w stanie zaakceptować sukces i porażkę, szefa i podwładnego, nagrodę i karę, z większym spokojem. Teraz wierzę, że to, co Baba daje, daje w jakimś celu. Ważne jest, aby traktować to, co daje Baba, mądrze i bez przywiązania. Nie ma wątpliwości, że każdy z nas zdefiniowałby to „mądrze” w inny sposób. Dla mnie oznacza to pokorę i wdzięczność, a przede wszystkim nie obnoszenie się z sukcesami bez poczucia winy z tego powodu.
   Gdy walczę na swojej ścieżce, powoli, ale systematycznie rozwijam poczucie pewności siebie przy boku Sai Baby. To jest moja definicja widzenia mojego Baby w sobie i stopniowego rozwijania poczucia pewności siebie. Zapewnia mi to poczucie, że tak długo, jak wykonuję swój obowiązek, zgodnie z moim sumieniem i robię to z dyscypliną i oddaniem, Baba we mnie będzie w stanie prowadzić mnie w przyszłość, cokolwiek ona przyniesie.
    Nieustannie pracuję nad tym, aby wszystkie moje działania poświęcić Babie. Wszystkie moje sukcesy przypisywałem osobiście sobie, a tylko niepowodzenia przypisywałam woli Bożej. Teraz mogę zadedykować wszystko Swamiemu. Ale co ważniejsze, jestem w stanie pamiętać, aby poświęcić swoje działania Jemu, zanim podejmę jakiekolwiek działanie. Im bardziej znacząca i złożona staje się transakcja lub biznes, tym mocniej myślę o Babie. Najbardziej zdumiewający wynik jest taki, że nigdy nie przegrałem, chociaż niekoniecznie wygrywałem za każdym razem: ważne jest to, że czułem się dobrze z większością wyników. Ale czasami, gdy sprawy nie układają się dobrze, zapominam, myślę i wierzę, że mogłem kontrolować wydarzenia. W takich przypadkach tracę zaufanie do Baby i zaczynam kwestionować swoje czyny i zdolności. Po raz kolejny martwię się o wszystko.
    Dobrą wiadomością jest to, że wkrótce będę mógł skupić się na Babie i przypomnieć sobie, że wynik był taki, jaki Baba miał na myśli, a co najważniejsze, że nie mogę nic zrobić z tym, co już się wydarzyło. Zgadywanie tylko wpędza mnie w depresję. Wkrótce zdaję sobie sprawę, że chociaż dałem z siebie wszystko, rezultat jest taki, jakiego chciał Swami, i niepokój mnie opuszcza.
      Ostatnim, ale prawdopodobnie najważniejszym zastosowaniem nauk Baby w moim życiu zawodowym jest to, jak zawsze zachowuję się pod względem celów, towarzystwa, wartości, postępowania, jedzenia, myśli i wszystkiego innego. Najwyraźniej chcę być zawsze dobry w moich rozmowach, wyglądzie, myśleniu i konsumpcji. Baba, dostrzegając konflikty współczesnego życia, trochę mi to ułatwił. Powiedział, że od tych z nas, zaangażowanych w świat biznesu oczekuje, że będziemy w 70 procentach sattwic (czyści, spokojni), w 20 procentach radżasowi (emocjonalni, aktywni) i w 10 procentach tamasowi (leniwi, niewyróżniający się). Wyzwaniem jest oczywiście zmierzenie, czy osiągam cel 70 procent i dążenie do bycia w 100 procentach sattwicznym. To zdumiewające, jak świadome poświęcenie każdego zadania Babie może uprościć zadanie mierzenia.
     W jakiś sposób nawet 100 procent może wydawać się osiągalne.
     Dzięki łasce Swamiego mam cudowną rodzinę, wszyscy w dobrym zdrowiu, ładny dom i interesującą pracę, która zajmuje mi czas i pomaga w opłaceniu rachunków. Ogólnie rzecz biorąc, okoliczności i wydarzenia życiowe były dla nas dobre. Myślę, że Baba otoczył nas Swoim niewidzialnym ogrodzeniem, które chroni nas przed wpadnięciem w kłopoty. Czuję się naprawdę błogosławiony, że urodziłem się w złotym wieku Sai. Powinienem powiedzieć podwójnie błogosławiony, ponieważ Baba trzymał mocno wodze, nawet gdy próbowałem się odwrócić i robić „swoje” rzeczy.
     Powinienem być szczęśliwy i skakać z radości. Czy Baba nie mówi nam, że chce, abyśmy „cieszyli się” i „byli szczęśliwi”? Ale prawda jest taka, że nie zawsze jestem szczęśliwy i często zastanawiam się, dlaczego. Myślę, że odpowiedź leży w tym, że nie poświęcam wszystkich moich myśli i działań Babie i że nie zawsze mam stuprocentową wiarę w Boga, co często powoduje, że martwię się o wynik. Wyraźnie pokazuje to, że nie przyswoiłem sobie jeszcze w pełni poglądu, że wszystko jest wolą Baby, a ja jestem tylko aktorem w tej grze życia.
    Swami mówi nam, że jednym z najlepszych sposobów poczucia, że jesteśmy z Nim jednością, jest służba. Z biegiem lat, dzięki przykładowi Sai Baby, zacząłem zwracać większą uwagę na potrzeby mniej szczęśliwych. Kiedy po raz pierwszy pracowałem jako wolontariusz Sai, miałem poczucie, że jestem usługodawcą. Wierzyłam, że robię to dla „nich”. Ale dzięki ciągłym naciskom Baby, aby widzieć Boga we wszystkim, patrzeć ludziom w oczy z uśmiechem, nie osądzać innych, nie pytać, dlaczego ludzie nie robią czegoś dla siebie, zacząłem się zmieniać. Zaczynam się uczyć robić coś dla innych, zwłaszcza tych, którzy nie są ze mną związani w żaden ziemski sposób, bez oczekiwania rezultatów i nagród. Nie ma już znaczenia, czy to rodzina, przyjaciel, wróg, szef czy podwładny. Zdaję sobie sprawę, że tak niewiele dzieli „posiadających” od „nieposiadających”, tak szybko nasze role mogą się zmienić. Muszę znaleźć sposób, aby szczęśliwie i bezinteresownie dzielić się większą ilością czasu dla Baby, doświadczeń z Babą i pieniędzy Baby, którymi On tak hojnie mnie obdarzył. Pomoże mi to przezwyciężyć moje ego, które zawsze chce więcej.
     Nauki i zasady Swamiego mogą być łatwe do zrozumienia, ale uważam je za trudne do przestrzegania, jeszcze trudniejsze do praktykowania we współczesnym biznesie. Kiedy dorastam i mam nadzieję, że jestem mądrzejszy, doświadczam w życiu tak wielu rzeczy, które trudno racjonalnie wytłumaczyć. Zanim Baba tak gwałtownie wkroczył w moje życie, uważałem sukces za tak słodki i zasłużony, i zawsze chciałem więcej doznawałem pułapek, które się z tym wiązały. Jeśli sprawy nie szły po mojej myśli, co zdarzało się co najmniej w połowie przypadków, obwiniałem wszystkich innych i na swój egoistyczny sposób czułem złość na władze, które nie uznawały i nie nagradzały moich specjalnych umiejętności i wkładu. Byłbym nie tylko zły, ale także smutny, niepewny, a czasem irracjonalny.
     Teraz, kiedy sprawy nie układają się tak, jak tego oczekiwałem, rozumiem zasadę karmy i wiem, że Baba jest ze mną cały czas. I zdając sobie sprawę, że wyniki są w rękach Swamiego, widzę, że nie ma dobrych ani złych rezultatów. Zrozumienie tego znacznie ułatwia pracę i życie. Kontynuuję pracę tak ciężko i tak inteligentnie, jak tylko potrafię, ponieważ taki jest mój obowiązek wyznaczony przez Babę. Wiem, że mając kontrolę Swamiego, nie ma mowy, żebym w czymkolwiek przegrał. Teraz zdaję sobie sprawę, że nie o to mi chodzi, by czuć się szczęśliwym lub smutnym, ale raczej o dążenie do tego, by dzień po dniu lepiej sobie radzić w życiu i ostatecznie uświadomić sobie, jak mówi Swami:
Życie jest grą, graj w nią.
Życie jest wyzwaniem, podejmij je.
Życie jest Miłością, ciesz się nią.
Życie jest marzeniem, uświadom sobie to.
z książki „Dharmiczne wyzwania – nauki Sathya Sai w praktyce” -tłum. E.GG.

 

Stwórz darmową stronę używając Yola.