Życie jest Miłością, ciesz się nim
– cz.7
Joy Thomas

ROZDZIAŁ
18
BÓG ODPOWIADA NA
MODLITWY
W
ciepły, słoneczny dzień, piątego czerwca, do Brindawanu przybył z wizytą do
Swamiego prezydent Indii[1].
Potem zwrócił się do nas wszystkich, nazywając Babę aćarją. Podał nam
definicję aćarji jako tego, który naucza nie za pomocą słów, lecz
czynów. Pomyślałam sobie: „O, prezydent tego kraju również to zauważył!”
W tym momencie moje ciało poczuło
lodowate zimno i zaczęło drżeć. Zrobiłam wszystko, żeby zachować spokój, jednak
bez skutku. Trzęsłam się od głowy po palce u stóp, zupełnie nad tym nie
panując. Dwóch ochotników z Sewa Dal
szybko podeszło do mnie i zabrało mnie do mojego pokoju.
Raye,
siedząc w sektorze dla mężczyzn zobaczył co się dzieje i natychmiast wrócił do
domu. Przykryto mnie prześcieradłami i narzutami, a także, jak myślę, szalami.
Do mojego ciała zaczęło powoli wracać ciepło. Zasnęłam żałując, że straciłam
dyskurs Baby.
Gdy
obudziłam się rankiem, ujrzałam z niepokojem, że moja prawa noga spuchła, osiągając
podwójny rozmiar. Była ciemnoczerwona i bardzo gorąca. Kilka dni temu pojawia
się na niej niewielka krostka, ale dzięki troskliwej pomocy przyjaciół szybko
się wygoiła. Co się dzieje? Wydawało mi się, że mam gorączkę. Bardzo bolał mnie
brzuch. Najwyraźniej w tym stanie nie mogłam iść na darszan.
Raye
ocenił sytuację i powiedział: „Przygotuj się, zabieram cię do szpitala Apollo.”
Słyszeliśmy od wielu wyznawców, że w potrzebie dostawali tam doskonałą opiekę.
Swami poświęcił ten najnowocześniejszy ze szpitali 3 czerwca 1991 r., dokładnie
trzy lata i trzy dni temu. Stawiałam Rayowi tyle oporu, ile zdołałam z siebie
wykrzesać, ale nie było go dużo. Poza
tym przypomniałam sobie, że Swami wielokrotnie mi powtarzał, żebym spełniała
życzenia mojego męża. Dlatego ustąpiłam i potulnie wsiadłam do samochodu, mającego
mnie zawieźć do Bangalore.
Jednak,
gdy zjawiliśmy się na izbie przyjęć, okazało się, że najwyraźniej nie byłam
przygotowana na tutejsze procedury. Kiedy dyżurujący lekarz powiedział, że powinnam
zostać przyjęta, poprosiłam o jednoosobowy pokój, myśląc: „Cokolwiek będzie się
działo, potrzebuję trochę prywatności, aby pobyć w ciszy, wykonać ćwiczenia i pomodlić
się do Swamiego.”
Chociaż
rozdzierający ból w żołądku szybko ustąpił, było od początku jasne, że żaden kamień
nie pozostanie nieodwrócony, dopóki wszystkie czynniki wywołujące moje
cierpienia nie zostaną określone i wyeliminowane. Oczywiście, musiałam
regularnie przyjmować antybiotyki, żeby pokonać ostrą infekcję w nodze. Badania
krwi wykazały, że mam podwyższony poziom cukru i natychmiast podano mi
insulinę. Prześwietlono mi klatkę piersiową i poddano terapii inhalacyjnej,
stosowanej trzy lub cztery razy dziennie. Ale to ultradźwięki potwierdziły
podejrzenia lekarza, że na prawej dolnej ściance brzucha pojawiła się narośl,
która, jak się wydawało, naciska na nerwy i przewody krwionośne prawej nogi.
Usłyszałam, jak doktor mówi, że może okazać się złośliwa.
Ponieważ
przyjmujący mnie lekarz był bardzo zajętym chirurgiem, wytłumaczył tę sytuację
Rayowi i mnie dopiero w przerwie pomiędzy zabiegami. Powiedział, że narośl,
doskonale widoczna na zdjęciach USG i na obrazach uzyskanych podczas tomografii
komputerowej, jest niewątpliwą przyczyną problemów z nogą. Narośl należy usunąć
chirurgicznie. Jednak, dopóki mamy do czynienia z infekcją, operacja jest niemożliwa.
Będzie można ją wykonać, gdy infekcja całkowicie ustąpi.
Mijały
dni. Mój pokój znajdował się na trzecim piętrze i miał ładny widok na bulwar otoczony
drzewami, a dalej, na piękny park. Chociaż lekarze i pielęgniarki zapewnili mi
doskonalą opiekę, często mnie badając, to miałam też dużo spokojnego czasu, co
przynosiło mi mnóstwo satysfakcji. Od samego początku byłam pewna, że jeśli mam
nowotwór, to Swami go zlikwiduje. Za każdym razem, gdy z Nim o tym rozmawiałam
w sercu, upewniał mnie, że jest gotów zająć się tą sprawą.
Raye
odwiedzał mnie codziennie. Nieustannie modlił się za mnie. Powiedział, że w tej
ciągłej modlitwie prosił Babę, żeby pozostał z obojgiem nas, trzymał nas za
ręce, słuchał naszych modlitw i wyleczył nasze ciała, umysły i dusze, przyjął
nasze serca, oczyścił nasze myśli, słowa i uczynki oraz napełniał nas Swoją
łaską aż do chwili, gdy zanurzymy się w Nim. Jest to wciąż, wydrukowana w nas,
jego codzienna modlitwa.
Drodzy
przyjaciele z aśramu zaopatrywali mnie w kosze owoców, kompozycje kwiatowe,
książki i miłość. Bez wątpienia był to mój najprzyjemniejszy pobyt w szpitalu.
Tym, co najbardziej się do tego przyczyniło, była prawdziwa troska okazywana mi
przez lekarzy i pielęgniarki. Byli czarujący, cierpliwi i ludzcy. Nie czułem,
by stanowili część medycznej maszynerii. Drogi endokrynolog przychodził
codziennie, aby mnie uspokoić co do poziomu cukru w krwi. Wyjaśnił, że tym co
doświadczyłam była ‘cukrzyca stresowa’. Każdy fizyczny i umysłowy stres może
spowodować, że trzustka będzie wydzielała zbyt mało insuliny, podnosząc tym
samym poziom cukru we krwi. Powiedział, że gdy tylko ustąpi infekcja w nodze,
nie będę musiała jej przyjmować.
Noga
jednak nie reagowała na leczenie. Nie doszło do żadnej zmiany. Była czerwona,
spuchnięta i bardzo gorąca. Podawano mi dożylnie duże dawki antybiotyków. Ilość cukru we krwi utrzymywała się na
właściwym poziomie, infekcja szalała jednak w dalszym ciągu. Minęło dziewięć
dni bez żadnej poprawy. Lekarze byli rozczarowani, a może nawet zniechęceni.
Dlatego zaczęłam się jeszcze goręcej modlić do Swamiego. Od samego początku
chciałam nałożyć na nogę wibhuti, wydawało się to jednak niemożliwe bez wzbudzenia
niepokoju lekarzy i pielęgniarek. Teraz wydawało mi się, że muszę to zrobić
natychmiast. Wibhuti Baby z pewnością uleczy moją nogę, skoro nic innego mi nie
pomogło.
Jednym z wymogów, obowiązujących
mnie w ciągu tych ośmiu dni, było trzymanie nogi wyżej od głowy, gdy leżałam w
łóżku. Była to tak bardzo niewygodna pozycja, że zaczęłam prosić Swamiego, żeby
mi powiedział, co powinnam zrobić. Mentalnie szeptałam do Jego uszu
przypominając Mu przyrzeczenia jakie kiedykolwiek złożył w ramach troski o
ludzkość, a zwłaszcza o mnie. W końcu powiedziałam: „Swami, naprawdę chcę
nałożyć wibhuti na nogę, ale robienie tego w szpitalu nie wydaje mi się po
ludzku mądre. Proszę, proszę, po prostu daj mi znak lub odpowiedz, czy nie
popełniam błędu. Spraw, żebym się przekonała, że mogę użyć wibhuti lub obiecaj,
że zaopiekujesz się mną poprzez lekarzy, będących Twoimi instrumentami.
Słucham, czekając na Twoją odpowiedź.”
Kilka minut później musiałam na
chwilę wyjść z łóżka. Postawiwszy dwa czy trzy kroki uświadomiłam sobie, że coś
przepływa przed moją twarzą. Niemal natychmiast usłyszałam ciche plaśnięcie o
podłogę. Patrząc w dół zobaczyłam małą plastikową torebkę napełnioną wibhuti.
Wpadłam w ekstazę. Cofnęłam się do łóżka, otworzyłam paczuszkę i wysypałam całą
jej zawartość na czerwoną, rozognioną i nieco sztywną nogę, od palców aż po
biodro. Wystarczyło go na całą powierzchnię.
Potem szybko ułożyłam ją powyżej
głowy, spodziewając się w każdej chwili wizyty lekarza lub pielęgniarki. Minęło
20 minut i nikt nie przyszedł mnie zbadać ani obejrzeć nogę. Czas mijał. Nikt
nie przyszedł. Przed snem pojawiła się przekąska. Poszłam spać i obudziłam się
o 6:00 rano.
Lekarz wpadł do mojego pokoju
mówiąc: „Zobaczmy nogę.” Podciągnęłam prześcieradło, będąc pewna, że będzie
szare od wibhuti, ale nie pozostało po nim nawet ziarnko. Noga, jak mi się
wydawało, wyglądała tak samo jak zwykle, jak gdyby nie wydarzyło się nic
nadzwyczajnego. Jednak lekarz ogromnie się ucieszył. Powiedział: „Och,
nareszcie to mamy! Nastąpiła znaczna poprawa.”
I tak było. Przypomniałam sobie emaliowane cacko, które wzięłam ze sobą
w tę podróż. Widnieje na nim napis otoczony różowymi kwiatami: „Bóg zawsze
słucha.”
„Nie można wiecznie omijać
nieszczęść, niebezpieczeństw i śmierci. Są nieuniknionymi czynnikami życia.
Nauczcie się odważnie z nimi żyć. Możecie to osiągnąć dzięki nieprzerwanej modlitwie,
a nie wskutek nagłych aktów uwielbienia wywołanych strachem. Oczyśćcie serca,
myśli, uczucia, emocje i mowę. Wzmocnijcie swoje najszlachetniejsze porywy, a
wtedy nie ogarnie was panika. Nic nie wstrząśnie waszą równowagą, waszym
spokojem, prasanthi. Wasze modlitwy zostaną usłyszane i otrzymacie na
nie odpowiedź. Bóg nie rozróżnia pomiędzy dużym i małym, niskim i wysokim.”
- Sathya Sai Speaks, tom.2, s.137 „W
razie trudności módlcie się o prowadzenie, zanim rzucicie się w jakimś
kierunku. Człowiek może wam doradzić zgodnie z tym jak daleko sięga jego
mądrość. Natomiast Bóg, rozświetlający otępienie i zmieniający je w
inteligencję, wskaże wam wyjście z dylematu. Zapytajcie Boga, a otrzymacie
podpowiedź.”
- Sathya Sai Speaks, tom.2, s.173 „Bądźcie cierpliwi i czekajcie z modlitwą na
ustach. Modlitwa przyniesie wam niemożliwe. Głoście chwałę Pana i w
powtarzajcie w sercu Jego imię. To wam zapewni sukces.”
- Sathya Sai Speaks, tom.2, s.181 ROZDZIAŁ 19
DOTKNĄŁ MNIE
Ponieważ
infekcja pozostawała teraz pod kontrolą, można było się zająć naroślą. Wzięto
pod uwagę wszelkie możliwe opcje. Chirurg powiedział mi, że skontaktował się z
najlepszym anestezjologiem z południowych Indii. Zapewnił mnie, że zabieg
będzie bezbolesny i nie przyniesie nieprzyjemnych efektów.
Nigdy nie wątpiłam w jego słowa.
Wiedząc, że jedynym wykonawcą jest Baba, Najwspanialszy Lekarz i Pan całego
wszechświata, miałam pewność, że spotka mnie jedynie dobro. Baba powtarza:
„Witajcie
ciosy losu, niedole i nieszczęścia tak jak złoto wita tygiel, młotek i kowadło,
wiedząc, że zamieni się w klejnot.”
Sathya Sai Speaks, tom.3, rodz.12 Za
każdym razem, gdy myślałam o rozwoju duchowym wydawało mi się, że jakaś forma
ciemnej myśli, która prawdopodobnie pozostawała przyczepiona do umysłu przez
wiele wcieleń, zostanie teraz odcięta, usunięta przez łaskę Sai.
Operacja okazała się całkowitym
sukcesem. Będąc znieczulona nie czułam w trakcie zabiegu najmniejszego
cierpienia, a później bólu. Cokolwiek musiało zostać usunięte, zostało usunięte
i wszystko było w porządku.
Do tego czasu poznało mnie wiele
pielęgniarek, sanitariuszy i różnych pracowników szpitala. Pewnego razu
odwiedził mnie dyrektor wykonawczy, przedstawiony mi przez endokrynologa. Nigdy
nie czułam się samotna. Szczególnie młodzi mężczyźni zdawali szczerze cieszyć się
rozmową ze mną. Wiedziałam, że Baba jak zawsze pilnuje, żebym była dobrze
zaopatrzona w synów.
Dwa dni po operacji dostaliśmy wynik
biopsji: „Nic groźnego”. „Och Swami, dziękuję Ci za odwołanie nowotworu” -
powtarzałam to zdanie wielokrotnie. Uznałam, że to dzięki Jego łasce narośl
została odkryta i usunięta. Jego łaską było też to, że nie okazała się
złośliwa.
Straciłam dwutygodniowe darszany!
Tego najbardziej żałowałam podczas pobytu w szpitalu. Teraz nadszedł czas
powrotu i robienia tego, co zamierzałam robić po wyjeździe ze Stanów: chodzić
na darszany Swamiego. Namówiłam lekarza, żeby wypuścił mnie nieco wcześniej niż
się ku temu skłaniał i pozwolił mi wrócić do aśramu.
Podczas pierwszego darszanu po moim
powrocie Swami nie zbliżył się do mnie. Drugiego dnia również. Minął trzeci
dzień. Byłam wtedy jeszcze bardzo osłabiona, a On mnie totalnie ignorował. Gdy
minął czwarty dzień, a Swami zdawał się nawet nie wiedzieć, że tutaj jestem, zaczęłam
popadać w depresję. Zapomniałam jaką cudowną okazał mi łaskę. Czułam, że
opuścił mnie i zapomniał o mnie całkowicie. Sprawy przedstawiały się tak
ponuro, że oznajmiłam Rayowi, że nie chcę mieszkać w Indiach. Raye pozostał
niewzruszony jak skała. Odpowiedział po prostu: „Kochanie, wkrótce poczujesz
się inaczej.”
Minęło osiem dni od mojego powrotu
ze szpitala. Swami nie spojrzał na mnie ani razu. Moi przyjaciele martwili się,
że jestem fizycznie taka słaba i zrozpaczona. Podszedł do mnie dziewiątego
dnia, gdy porzuciłam wszelką nadzieję na to, że to zrobi. Stanął naprzeciwko
mnie, spojrzał mi głęboko w oczy, bez słowa wziął mnie za rękę i trzymał ją
czule. Oczywiście, trwało to tylko kilka sekund, choć odniosłam wrażenie, że
minął cudownie długi czas. Poczułam energię przepływającą mi przez rękę w górę
do ramienia, a potem przez całe ciało. Gdy odszedł, byłam całkowicie odmłodzona
– mocna, zdrowa i bardzo, bardzo szczęśliwa.
Najwyraźniej ta transformacja była
oczywista dla każdego. Co najmniej tuzin osób skomentowało to zdarzenie mówiąc,
że bardzo się różnię od osoby, która przyszła na darszan. Tamta była blada, ta
jest różowa. Tamta była smutna, ja jaśnieję. Tamta z trudnością zeszła z
czterech stopni domu gościnnego, ja weszłam na nie z odnowioną energią.
Przez następne cztery dni Swami
rozmawiał ze mną albo mnie dotykał. Pewnego razu wyciągnęłam prześliczne
topazowe kolczyki, zrobione dla mnie przez Raya. Pragnęłam, żeby Swami je
pobłogosławił, bo wchłoną Jego energię. Uczyniwszy to schwycił kciukiem i
palcem wskazującym umięśnioną część mojej dłoni tuż obok kciuka i uszczypnął
ją. Po darszanie kilka osób pospieszyło mi powiedzieć, że to miejsce nosi nazwę
wzgórka miłości Wenus, ale nie wyjaśnili mi, dlaczego to zrobił i co to znaczy.
Wciąż nie wiem tego na pewno, lecz jestem przekonana, że był to jeden z Jego
wielu wyrazów miłości. Innym razem uszczypnął mnie w sam środek dłoni. Czy ktoś
ma w związku z tym jakąś teorię? Jeśli tak, to napiszcie do mnie do Prasanthi
Nilayam. Istnieje tyle sposobów, w które Swami wyraża Swoją Miłość, co gwiazd
na niebie lub kropel wody w oceanie. Moje sposoby wyrażania miłości są o wiele
skromniejsze. Pewnego dnia, gdy zatrzymał się naprzeciwko mnie i patrzył mi
bardzo słodko w oczy, moje serce do tego stopnia wypełniało się miłością, że
nie potrafiłam jej wyrazić. Powiedziałam: „Och! Tak bardzo kocham Cię, Swami”,
na co odpowiedział: „Ja także cię kocham, Sir!”
Tak więc, wróciliśmy do tej sprawy.
Co to znaczy, gdy Swami zwraca się do kobiety ‘sir’? Mój słownik podaje, że
‘sir’ wskazuje na pełne szacunku określenie, kierowane do mężczyzny. Jestem
pewna, że Swami nie widzi różnic. Kocha wszystkich jednakowo, bez względu na
rasę, religię, pozycję społeczną, sytuację finansową lub płeć. Używa określenia
‘sir’ by zaznaczyć, że zwraca się do Boga. Bez względu na powód, może nazywać
mnie ‘sir’em’ kiedy zechce.
************
„Nigdy nie
czynię niczego, co by było pozbawione znaczenia ani nie wymawiam bezcelowo słów.”
- Sathya
Sai BabaSathya Sai Baba Speaks, tom. 2, rodz.37
Dotknął mnie
Dłoń Baby dotknęła mnie,
gdy uginałam się pod wielkim
brzemieniem winy i wstydu.
Teraz już nie jestem taka sama.
Och, dotknął mnie. Dotknął mnie.
I, och, moją duszę wypełnia radość!
Coś się wydarzyło i wiem:
dotknął mnie i stałam się całością.
Skoro spotkałam błogosławionego Zbawiciela,
skoro oczyścił mnie i scalił,
to nigdy nie przestanę Go kochać.
Będę Mu służyć przez całą toczącą się wieczność.
Och, dotknął mnie. Dotknął mnie.
I, och, moją duszę wypełniła radość!
Coś się wydarzyło i wiem:
dotknął mnie i stałam się całością.