Esencja Boskości – cz. 5
Elaine W. Gries
Zawsze z miłością
   Bob Bonbrake dowiedział się o Sai Babie w latach 70-tych. Ale z powodu zobowiązań rodzinnych nie podążył za głębokim zainteresowaniem jakie wzbudził w nim Swami. W dalszym ciągu uczęszczał z rodziną i z krewnymi do kościoła. Jego żona, Mourette, zachorowała na nowotwór i Bob poświęcał jej cały swój wolny czas.
   Pracował na poczcie. Zdawał sobie sprawę, że nie odnosi się do wszystkich klientów jednakowo. Niektórych witał serdeczniej i uprzejmiej spełniał ich prośby. 

  Pewnego dnia, pracując w kasie pocztowej, stracił na minutę poczucie świadomości i usłyszał z oddali głos, który powiedział do niego: „Zawsze z miłością”. Poczuł w sercu błogość. Gdy doświadczenie dobiegło końca, stał za stołem, trzymając się go obiema rękami, a z oczu płynęły mu łzy. Po tym niespodziewanym wydarzeniu jego zachowanie uległo zmianie. Czynił teraz szczere wysiłki, by traktować wszystkich z miłością.

    Po śmierci żony w 1990 r. Bob natknął się na trzy książki poświęcone Sai Babie. W jednej z nich znalazł adres i numer telefonu, pod który zadzwonił prosząc o informacje, zwłaszcza na temat ośrodków Sai w Nowym Jorku, mogących się znajdować w pobliżu jego domu. Od tamtej chwili rozumiał, że odnalazł ‘prawdę’ i że jego długoletnie poszukiwania duchowe dobiegły końca.
     Gdy Bob po raz pierwszy udał się do Indii, Sai Baba wezwał jego grupę na dwa interview. Na początku pierwszej audiencji stanął naprzeciw nich, podniósł prawą rękę i powiedział: „W tej dłoni są wszelkie moce.” Bob siedział z tyłu większego pokoju audiencyjnego, gdy Baba go zapytał: „Co robisz?” Bob odpowiedział: „Studiuję Twoje nauki i staram się nimi żyć.” Wspominając to czuł, że Baba włożył te słowa w jego głowę. Potem Baba chciał się dowiedzieć, gdzie ma pierścień. Obawiając się, że podczas podróży mógłby zgubić otrzymaną od żony pamiątkę, zostawił go w domu. Odpowiedział więc, że nie ma go ze sobą. Baba zapytał, czy chciałby mieć jeszcze jeden pierścień i Bob odpowiedział, że tak. Baba przywołał go do Siebie, zmaterializował pierścień i włożył go na mały palec lewej ręki Boba. Następnie przełożył go na jego mały palec prawej ręki i ponownie lewej. Obrączka była cienka, lecz pierścień uroczy. Baba zdjął go w końcu z jego palca i dał go dwóm osobom do obejrzenia. Na koniec polecił im włożyć go na lewą rękę Boba. Starali się umieścić go na serdecznym palcu, ale pierścień był zbyt mały, żeby przejść przez pierwszą kostkę. Wtedy Baba wziął pierścień, dmuchnął na niego i wsunął go na lewy serdeczny palec Boba. Tym razem pasował doskonale!
    Bob pragnął zapytać Babę o doświadczenie na poczcie, które wiele lat temu odmieniło mu życie, a teraz odżyło w jego umyśle. W pewnym momencie zapanowała cisza. Oczy Swamiego napotkały wzrok Boba i zanim Bob zdołał zadać pytanie, Swami rzekł: „Wszystko jest miłością.” Bob dostał swoją odpowiedź. To Baba wypowiedział tamte słowa na poczcie: „Zawsze z miłością.”
    Po pięciu dniach ich grupa została ponownie wezwana na interview. Gdy Baba do nich przemawiał, dwukrotnie zgasło światło. Ujrzeli wtedy szeroki na 38,5 cm migoczący blask oślepiająco białej aury falującej wokół Bhagawana.  

 



Baba ofiarował mi duchową więź jakiej nigdy nie miałam

     Anne Brous nie była w Indiach i nie zaznała fizycznej obecności Baby. Ale po przeczytaniu kilku książek poświęconych Bhagawanowi, po rozmowach z wielbicielami i dzięki podążaniu za swoim wewnętrznym przewodnikiem, zaczęła wierzyć w Jego szczególną boskość.
    Anne usłyszała o Babie od syna, który uczestniczył w kursie mistycyzmu zorganizowanym w koledżu. Wykładowca prosił miejscową wyznawczynię Sai Baby, której Sai udzielił ślubu, aby opowiedziała im o swoich doświadczeniach. Syn, wiedząc, że jego mama interesuje się duchowością, przyniósł jej kilka książek o Swamim. Zaintrygowały ją Jego cuda i materializacje, chociaż w nie nie uwierzyła. W tym czasie obejrzała z mężem i synem film o Bhagawanie. Odkryła później, że jej mąż uznał wówczas, że „ten facet jest tym kim mówi, że jest”.
     Przez rok książki o Babie leżały obok jej łóżka wraz z książkami Stevena Levina[1]. W czerwcu 1990 r. zaczęła je czytać i relacjonować bliskim zawarte w nich opowieści, mimo że żartowali sobie z jej zapału. Po powrocie z wakacji chłonęła je w dalszym ciągu. Pewnego dnia spotkała na poczcie wielbicielkę, która opowiedziała jej synowi o Bhagawanie. Anne zwierzyła jej się, że te relacje zmieniły jej życie. Przez wiele lat była agnostyczką i nigdy nie czuła osobistego związku z Bogiem. Teraz czuła, że Steven Levine namawia ją w swojej książce, aby otworzyła się na Bhagawana.
     Baba przekształcił życie Anne ofiarowując jej duchowe połączenie, którego nigdy nie zaznała. Poczuła w swoim życiu obecność ‘dobroci’. Uważała ją za najwyższą miłość, najwyższą mądrość i najwyższy stopień opieki. Teraz nie była już sama. Nawet w najtrudniejszych momentach pamiętała, że jest razem z nią Bóg.
    Nie ‘widząc’ Baby Anne doświadczała Jego cudownej obecności. Takie zdarzenie miało miejsce, gdy jechała do domu na wsi. Nagle ujrzała pędzący na nią samochód. Słyszała, że gdy dzieje się coś przerażającego, człowiek zastyga i nie jest w stanie się ruszyć. Jej auto przeskoczyło przez rów i przetoczyło się przez pole położone przy drodze, a potem wróciło na szosę. Siedziała nieruchomo na fotelu dla kierowcy, nie mogąc nic zrobić. Nie wierzyła w to co się stało ani nigdy nie wyobrażała sobie takiej sceny. Wiedziała tylko, że Sai Baba uratował jej życie prowadząc za nią samochód.
    Anne przeszła przez bardzo ciemny okres życia, z wieloma zmaganiami w rodzinie. Najwierniejszą osobą, do której mogła się zwrócić był Baba. Pomógł jej pozostać wśród żywych, gdy czuła, że odchodzi. Pośród tych zmagań nauczył ją na nowo umiejętności bezwarunkowego kochania. To jeden z Jego najcenniejszych darów.
Oczywiście, że to zrobił!
      W 1989 r. nasza rodzina wyruszyła do Los Angeles – bliźnięta chciały zobaczyć Disneyland, a ja pragnęłam spotkać się z Elsie Cowan. Czytałam relację Sandweissa o wskrzeszeniu męża pani Cowan, Waltera i chciałam ją zapytać, czy to prawda. Wzięliśmy udział w spotkaniu w ośrodku, a potem przedstawiliśmy się Elsie. 
    Elsie była jedną z najbardziej gościnnych i kochających osób jakie spotkaliśmy. Przywitała nas jak najbliższych krewnych, zauważając, że nasze dzieci wyglądają jak anioły. Ponieważ celem wyprawy naszych jedenastoletnich bliźniąt był Disneyland, to po sesji pieśni śpiewanych w większości w sanskrycie przyjęłam jej gorące powitanie szczególnie ciepło. Dzieci odpowiedziały na nie entuzjastycznie i uśmiechały się szeroko, zachowując się jak anielskie istoty, którymi, według niej, były. Rozmawialiśmy przez minutę, a potem zadałam jej palące mnie pytanie: „Czy Sai Baba rzeczywiście przywrócił do życia twojego męża?” Odpowiedziała bez wahania: „Oczywiście, że tak. Jeśli ktoś miałby to wiedzieć, to ja.”
       Oto ta historia. W dzień świąt Bożego Narodzenia w 1971 r. Walter doznał w Indiach fatalnego ataku serca i został zabrany ambulansem do szpitala. Tam orzeczono jego zgon. Na prośbę dr Hislopa, sędzia Damadar Rao z Madrasu rozmawiał z lekarzem, którzy przyjął Waltera do szpitala. Nie stwierdził u niego żadnych oznak życia, więc zatkali mu uszy i nos bawełną, zakryli ciało i przewieźli je do pustego pomieszczenia. Później tego samego dnia Elsie udała się do szpitala, żeby stwierdzić, że Sai Baba odwiedził Waltera i że Walter żyje. Lekarz nie potrafił tego wytłumaczyć. Tuż przed atakiem serca miał bardzo wysoki poziom cukru, który po zmartwychwstaniu całkowicie ustąpił. Lekarz prowadzący porównał wyniki testów laboratoryjnych i potwierdził to. Sai Baba zwierzył się później wielbicielom, że przywrócił Waltera do życia. Walter przypomniał sobie dziwny sen, w którym Swami zaprowadził go przed trybunał sprawiedliwości, gdzie przejrzano zapisy z jego poprzedniego życia i na prośbę Baby pozwolono mu wrócić do ciała. Nie bardzo miał na to ochotę, ale wiedział, że tak będzie najlepiej. Będąc tak chory jak był, musiał znowu walczyć o oddech. Otworzył oczy i ujrzał Elsie.[2] 
Swami odwiedza Elsie w Ameryce
    Anne Sohani gościła w domu Elsie Cowan w 1975 r., podczas pierwszego spotkania Rady Narodowej Sai Baby. Następnego dnia wczesnym rankiem, po spędzeniu tu nocy usłyszała, jak Sai Baba rozmawia z Elsie i jak oboje wychodzą z pokoju, w którym spała. Spojrzała na zegarek, a ponieważ było zbyt wcześnie, żeby wstać, zasnęła ponownie.
     Później tego dnia odkryła, że zegarek zniknął. Było to małe, zabytkowe cacuszko, więc było jej przykro, że się zapodziało podczas jej pobytu w tym domu. Wyznała Elsie, że zegarka nie ma i nie wie, gdzie jest. Przyjaciółka Elsie zapewniła ją, że w tym pokoju nigdy nie było zegarka. Natomiast Elsie potwierdziła, że wczesnym rankiem odwiedził ją Sai Baba.
[1] Stephen Levine był amerykańskim poetą, pisarzem i nauczycielem najbardziej znanym z pracy na śmiercią i umieraniem. Napisał między innymi: Kto umiera? Nowe oświecenie, Wewnętrzna wielkość.
[2] Hislop, John. My Baba and I. Sri Sathya Sai Books and Publications Trust, Prasanthi Nilayam, p. 28
Sandweiss, S. The Holy Man and the Psychiatrist, Birth Day Publishing Company, San Diego, California, USA, 1975, p. 101



Uleczenie z nowotworu i tocznia

      Wayner Crowder usłyszał o Sai Babie od Roya Eugena Davisa na spotkaniu duchowym górach Północnej Georgii w grudniu 1981 r. Zdiagnozowano u niego złośliwy nowotwór i poddano leczeniu. Kiedy usłyszał o Sai Babie, przyłączył do ośrodka Sai w Atlancie i w lipcu 1982 r. udał się z członkami tej grupy do Indii. Był rzetelnym prawnikiem, więc gdy usłyszał, że ludzie zapominają o co chcą zapytać Babę, napisał list i umieścił w nim wszystkie swoje pytania.
    Pewnego dnia podczas darszanu Swami podszedł do Waynera i wziął od niego ten list. Wayner zapytał: „Interview?”, a Baba odrzekł: „Chodź.” Podczas audiencji grupa otrzymała przywilej obserwowania kilku materializacji i słuchała, jak Baba śpiewa: „Miłość Mym kształtem”. Wayner został wezwany na własną prośbę. Po przekazaniu mu duchowych instrukcji, Swami zmaterializował wibhuti i wtarł mu je w brzuch. Potem Wayner wyznał Babie, że zdiagnozowano u niego złośliwy nowotwór i zapytał, czy zostanie wyleczony. Baba odpowiedział: „Tak, tak.”  U Waynera rozwinął się silny ból w górnej części pleców, wywołany działaniem ubocznym przyjmowanych leków. Nie mógł swobodnie schylić głowy, ale po audiencji, poruszał nią w każdą stronę. Co więcej, nigdy więcej nie musiał poddawać się leceniu z powodu złośliwego nowotworu ani toksycznego zapalenia naczyń.
     Wayner poczuł trwogę rozumiejąc, że Bóg rzeczywiście istnieje, że jest miłością i wszystkim. Zrozumiał także, że od hojnie obradowanego człowieka oczekuje się wewnętrznej transformacji.  
    W 1983 r. zdiagnozowano u Waynera toczeń. Przeszedł zwykłe leczenie medyczne. Wolny czas spędzał na służeniu innym, pozostawiając Swamiemu troskę o swoje zdrowie. W 1984 r. pojechał do Indii i został ponownie wezwany na interview. Swami rozmawiał z nim sam na sam. Przekazał mu duchowe wskazówki, a potem zmaterializował olej i wtarł mu go w brzuch.
     Na dwa dni przed powrotem do domu Wayner poczuł się bardzo źle. Wyjeżdżając był jednak już zupełnie zdrowy i czuł się wspaniale. Wrócił do lekarza, który go leczył z tocznia i który zaproponował mu, aby Wayner stopniowo odstawił leki, dzięki czemu uniknie wstrząsu toksycznego. Jednak Wayner nie odczuwał potrzeby dalszego ich przyjmowania i odstawił je od razu. Nie dotknęły go efekty uboczne i obecnie czuje się świetnie.
Rozwiązywanie głęboko zakorzenionych problemów
Stan i Mary Dawson udali się do Puttaparthi w 1998 r., wkrótce po swoim ślubie. Podczas pierwszej nocy w aśramie we śnie Stana pojawił się Sai Baba i powiedział, że chciałby pokazać mu w pewnym stopniu w jaki sposób pracuje umysł Boga. W związku z tym poszerzy jego zdolności mentalne. Następnie pokazał mu pięć odmiennych scenariuszy, w których uczestniczyło pięć osób (Stan nie znał żadnej z nich). Każdy ze scenariuszy ukazywał rozwój i ostateczne rozwiązanie określonego problemu karmicznego, wymagającego czasem wielu lat a nawet wielu wcieleń. W miarę rozwoju sytuacji Stan zauważył, że Bóg doskonale osadza je w czasie i rozwiązuje je kreatywnie kierując się miłosierdziem i miłością.
    Pod koniec snu, gdy jego możliwości mentalne odzyskały swój zwykły poziom, Stan nie mógł sobie przypomnieć występujących w nim złożonych detali. Zapamiętał tylko uczucie, że Bóg kieruje się miłością i miłosierdziem, że jest inteligentny i kreatywny. Zrozumiał także, że nie rozwiązuje problemu jednostki, lecz problemy wszystkich istot równocześnie. Ta wiedza pocieszyła Stana, bo teraz wiedział, że bez względu na to jak trudna wyda mu się sytuacja, Bóg zorganizuje wszystko w najbardziej kochający sposób.
    Później, podczas pierwszego interview jakie Stan otrzymał od Baby, zostało spełnione jego życzenie, polegające na tym, by Swami przedstawił mu się jako Bóg. Siedząc w pokoju interview zrozumiał nagle i dogłębnie, że Swami jest Bogiem. W pierwszej chwili zapragnął dotknąć Jego stóp, co było zupełnie nieznanym mu odczuciem, ponieważ wychowano go w obrządku chrześcijańskim. W tym momencie Baba przebywał w rogu pokoju zatopiony w rozmowie z wielbicielami. Stan zapytał Go w myślach, czy wolno mu będzie ich dotknąć, kiedy to będzie możliwe. Nie chciał nurkować w ich stronę przez cały pokój ani zakłócać audiencji. W kilka chwil później Swami zakończył rozmowę, wstał bez słowa, podszedł do Stana, wskazał na Swoje stopy i pozwoli, żeby je dotknął - na znak poddania Bogu swojego ego.
   Swami wezwał grupę Stana i Mary na dwie audiencje. Na pierwszej rozwiązał problem, który dręczył Mary przez większość jej dorosłego życia. Każdego Wielkiego Piątku Mary czuła, że widok Jezusa na krzyżu sprawia jej wielkie cierpienie. Rozpaczała, że nie udało jej się zapobiec Jego męce. Nie wiedziała, dlaczego w ten sposób to obiera i nie potrafiła sobie z tym poradzić. Starała się spędzać Wielkie Piątki na modlitwie, traktując ją jak zadośćuczynienie za swoje niepowodzenie. Myślała o tym podczas interview, więc Swami zapytał, dlaczego jest taka smutna.
    Zanim zdążyła odpowiedzieć, rzekł: „Jezus będąc na krzyżu powiedział: „Bądźcie tacy sami dla wszystkich.” Swami przytoczył więcej faktów dotyczących Jezusa, których jednak nie zapamiętała, ale wie, że jej poczucie winy zniknęło. Odczuła ogromną ulgę i w Wielkie Piątki już nigdy nie czuła się dręczona.
Doświadczanie uzdrawiającej mocy Boga
  Młody wielbiciel, pragnący zachować anonimowość, otrzymał pamiętne doświadczenie związane z mocami Boga. Nazwijmy go Jimem. Jim, jedząc bardzo pikantne potrawy, do jakich nie był przyzwyczajony, przeżywał przenikliwy ból i krwawienie. W aśramowym szpitalu powiedziano mu, że powinien się poddać zabiegowi na uszczelnienie odbytu. Ponieważ szpital nie posiadał sprzętu koniecznego do tej operacji, skierowano go do szpitala w Bangalore. Tam potwierdzono pierwotną diagnozę.
    Jim odszukał Babę w Brindawanie i poinformował Pana, że lekarze chcą go zoperować. Baba odrzekł, że zna ten problem. Operacja nie jest konieczna, bo da mu lekarstwo. Poradził Jimowi, żeby wrócił do szpitala następnego dnia i poprosił lekarzy, żeby ponownie zbadali jego stan. Jim to uczynił. Stwierdzili, że wciąż wymaga operacji, ale musi na nią poczekać aż do chwili, gdy ustąpi swędzenie. Jim cierpiał równie silnie jak przedtem. Następnego dnia udał się na darszan.
    Baba podszedł do niego i zapytał, gdzie był tego ranka, wyjaśniając, że szukał go wszędzie. „Mam dla ciebie przygotowaną paczkę.” Jim odpowiedział, że przecież Swami kazał mu udać się do szpitala. Baba odparł: „Nie ważne, dam ci lekarstwo. Poczekaj przy bramie.” Po chwili pojawił się tam wolontariusz z butelką zawierająca 108 pomarańczowych tabletek. Powiedział, że Baba polecił mu wziąć jedną tabletkę po obiedzie i jedną po kolacji. Tamtego wieczoru Jim łyknął tabletkę i doskonale po niej spał. Rankiem nie czuł najmniejszego bólu. Krwawienie ustało. Został całkowicie wyleczony. 16 tabletek rozłożyło się i poczerniało. Pozostałe przyjął. 
Nie dziękuj mi. To był mój obowiązek.  
    Suman Govindan wracała wieczorem z pobliskiego miasta, oddalonego o 15 minut od jej domu. Był wieczór, lecz pamiętała, że nie jest sama, ponieważ ‘jedzie’ z nią Swami. Żartobliwie przypomniała Mu, żeby zapiął pasy. Kilka minut później jej auto wpadło w poślizg i rąbnęło w barierkę. W ciągu godziny pojawił się dźwig i wyciągnął z wraku nieprzytomną Suman, wciąż przypiętą pasami do fotela. Miała złamaną miednicę, wstrząśnienie czaszkowe, rozciętą skórę na głowie na długości 21 cm i odłamki szkła w lewej ręce. Nie pamiętała wypadku.
Zmiażdżony samochód odholowano na złomowisko.
    Następnego dnia odwiedziła ją rodzina. Syn powiedział, że w aucie zostały wybite wszystkie szyby z wyjątkiem przedniej, tej przed fotelem pasażera, na którym leżało zdjęcie Swamiego. To wywołało zdziwienie, ponieważ jedyne zdjęcie Swamiego w samochodzie znajdowało się w schowku na rękawiczki, pomiędzy dwoma przednimi siedzeniami. Jej mąż szybko wrócił do auta i znalazł zdjęcie Sai Baby przyklejone do szyby wraz z włosami i krwią. Wyglądało na to, że czyjaś głowa uderzyła w szybę, ale Suman wiedziała, że nie należała do niej, ponieważ odnaleziono ją przypiętą do siedzenia kierowcy.
    Po jakimś czasie, gdy naprawiono jej chirurgicznie skaleczenie skóry na głowie, usunięto odłamki i założono szwy na ramieniu, ortopeda wysłał ją na fizjoterapię, dzięki której mogła nauczyć się chodzić o kulach i wrócić do domu. Suman czuła się jednak tak obolała, że nie mogła się ruszyć. Zlecono więc tomografię komputerową szyi i wykryto złamany krąg. Unieruchomiono ją obawiając się, że przy próbie siadania może zostać sparaliżowana. Tak wiec ból uratował ją od bezwładu, uniemożliwiając jej podporządkowanie się terapeutom! Przewieziono ją do New Haven, gdzie specjaliści przeprowadzili skomplikowaną, dziewięciogodzinną operację. Otrzymała kołnierz szyjny i nosiła go przez trzy miesiące.
    Podczas tej przeprawy Suman, wolna już od lęku i bólu, mocno czuła obecność łaski Baby. Niespodziewane ubezpieczenie pokryło koszty operacji. Wróciła do pracy, którą dla niej trzymano. Roentgen pokazał całkowite zespolenie szyi, mogła więc wrócić do normalnego życia i sportu. Od tamtej pory była zdrowa. 
    Gdy dziękowała Swamiemu za uratowanie jej z wypadku, odpowiedział: „Nie dziękuj mi, to był Mój obowiązek. Ty i ja nie jesteśmy od siebie oddzieleni. Jeśli inni zrobili coś dla ciebie, to im podziękuj, nie Mnie.” 
 

Uwolnić się od przywiązania i zaakceptować 
     Bernice Mead, amerykańska narodowa koordynator programu edukacyjnego Sathya Sai, inspiruje wszystkich, którzy ją znają. Wyrastała w rodzinie śpiewającej gospel i wciąż potrafi pobudzać słuchaczy swoimi duchowymi pieśniami. Kiedy Bernice pojawia się na podium, myślimy o słońcu, a nie o matce sparaliżowanego od ośmiu lat syna.
   20 sierpnia 1994 r. jej 29-letni syn Jay spadł z 7,5- metrowej wieży, podczas wykonywania ewolucji kaskaderskich w Knotts Berry w Buena Park w Kalifornii. Przez pięć miesięcy od upadku był nieprzytomny, ale potem zaczął mrugać oczami na ‘tak’ i ‘nie’. Lekarze uważali, że nie powinien przeżyć, ale pozostał żywy nawet wtedy, gdy odłączono go od systemu podtrzymującego życie. Jak mówią jego współpracownicy, bardzo tęskniący za jego ostrym dowcipem i optymizmem, był bardzo utalentowanym i zabawnym człowiekiem na scenie i poza sceną, nie tylko aktorem, ale i kaskaderem.
    „Posiadał rzadką umiejętność doskonałego wyczucia czasu, szybkiego dowcipu oraz dopasowywania twarzy, ciała i głosu do każdej sytuacji. Nawet poza sceną nigdy nie tracił rytmu… Był tego rodzaju osobą, z którą wszyscy lubili przebywać. Rozśmieszał innych nawet gdy był smutny. Po spędzeniu całego dnia na wykonywaniu akrobacji przychodził na show wykończony i czasami kontuzjowany – działo się to w okresie, kiedy pracował w teatrze w soboty wieczorami – lecz mimo to dawał z siebie wszystko i nigdy nie narzekał. Był tego rodzaju człowiekiem, do którego dzwonimy, gdy chcemy, żeby nas ktoś rozśmieszył – nie dlatego, że jest zabawny, ale dlatego, że jest bardzo przyzwoitym facetem.”
[Los Angeles Times, Heather Ann Steward,
2 września 1994 r.]
     Naturalnie Berenice i jej mąż byli zrozpaczeni. Cały czas spędzali przy łóżku Jay’a. Jako wielbiciele Sai wiedzieli, że Bóg zrobi wszystko co będzie dla ich syna najlepsze. Ich zadaniem była akceptacja wszystkiego co złe i co dobre. Łatwiej jednak jest powiedzieć niż zrobić!
    Podczas interview przyjaciel Berenice zapytał Swamiego o Jay’a. Swami odpowiedział: „Ręce w społeczeństwie, głowa w lesie.” Powtórzył to jeszcze raz. Berenice czuła, że otrzymała przesłanie.
     Pięć miesięcy po wypadku Berenice rozmawiała z Bhagawanem. Kazał jej się uwolnić i przestać spędzać tyle czasu przy łóżku syna. Ma odgrywać wybraną przez Niego rolę - szkolić w kraju nauczycieli dla skrzydła edukacyjnego Organizacji Sai. Zapytał ją: „Ilu masz synów? Czy pamiętasz któregoś z nich?”
     W 1997 r. Berenice, rozmawiając ponownie z Bhagawanem, zapytała: „A co z jego umysłem?”. Swami odpowiedział, że Jay ma umysł, ale nie ciało. Dodał, że jego stan się poprawia i że Jay należy do Niego.
   Po tym interview Berenice i jej mąż sprowadzili do Jay’a neurochirurga. Lekarz przedstawił sytuację ich syna w przeciwnym świetle niż Swami, mówiąc, że Jay ma ciało, nie umysł. Gdy lekarz to mówił, ciało Jay’a sprawiało wrażenie napiętego i nawet skręconego, jakby chciało zaprzeczyć tej ocenie.
    Podczas tamtego interview ktoś zapytał: „Jay wyzdrowieje, prawda?”, a Swami odpowiedział: „Jay, Jay, Jay. Po co się martwić o Jay’a?”
     Przez osiem lat od wypadku Berenice i jej mąż czule opiekowali się synem, odwiedzając go na zmianę trzy lub cztery razy dziennie, modląc się za niego śpiewem i nuceniem melodii. Zauważyli u Jay’a więcej przebłysków świadomości, uśmiechu, a nawet śmiechu. Berenice nadzorowała w dalszym ciągu program edukacyjny dla dzieci Organizacji Sathya Sai, jeżdżąc po całym kraju, udzielając lekcji i szkoląc przyszłych nauczycieli. Jej niezawodny dobry humor i uśmiech dodawały wszystkim odwagi. Była żywą inspiracją do przyswajania sobie nauk Swamiego. 
    Berenice stara się pozostawić los Jay’a w rękach Boga i nie chce ingerować w karmę syna. Naturalnie pragnie, żeby wyzdrowiał, nie próbuje jednak rozbudzić w sobie nadziei, ponieważ jej serce było tak często łamane. Swami wciąż dodawał jej odwagi, o ile dobrze interpretowała Jego słowa. Jay zdawał się być coraz bardziej świadomy. Jego mama pytała, jak mogło się to przydarzyć tak sympatycznemu, kochanemu przez wszystkich człowiekowi. Wciąż robi co może, oczekuje najlepszego i wykonuje przydzielone jej przez Boga obowiązki.



Swami wie wszystko

      We wczesnych latach 80-tych XX wieku Jan Nigro mieszkał w Puttaparthi w głównym aśramie Baby. Dwa razy dziennie śpiewano tu pieśni oddania (bhadżany), ale styl muzyki nie przemawiał do Jana, zawodowego zachodniego muzyka. Trudno mu było przyłączyć się do tego śpiewu, więc nie śpiewał.
   Pewnego dnia zapragnął zobaczyć Swamiego i postanowi włączyć się w śpiewanie, wiedząc, że Sai Baba będzie siedział na krześle w świątyni. Pospieszył do mandiru i ujrzał wychodzącego Swamiego. Na sekundę ich oczy się spotkały. Jan usiał na podłodze z tyłu. Wielbiciele spoglądali przed siebie, w oczekiwaniu na Sai. Sesja bhadżanowa rozpoczęła się od jedynej znanej Janowi pieśni: ‘Ganesza sharanam’. Dołączył do niej.
   Następną rzeczą jaką zauważył było wrażenie, że wychodzi ze stanu przypominającego letarg. Wytrąciły go z niego dwa szoki elektryczne. Odwrócił się, żeby zobaczyć, kto dotknął jego karku i ku swojemu najwyższemu zdumieniu ujrzał Swamiego, kołyszącego się w takt muzyki. Baba zapytał go: „Skąd znasz ten bhadżan?”  Jan był oszołomiony i zakłopotany.
    Gdy przypomina sobie teraz to zdarzenie, do głowy przychodzą mu trzy rzeczy: boskie poczucie humoru, które wyznawcy uznają za niezmiernie ujmujące, wszechwiedzę Bhagawana wskazującą, że Jan nie śpiewał pieśni oddania i potężną moc Awatara, która go wprowadziła w stan przypominający trans. Po tym doświadczeniu Jan wie już lepiej z kim ma do czynienia.





Zanim stąd wyjdziesz, zniknie

   Mary Lou usłyszała o Swamim na wykładzie wygłoszonym przez Nadine Clegern w 1973 r. w pobliskim koledżu. Bill i Nadine Clegern przyjechali do Indii w tym samym czasie co państwo Bernie i Mary Lou, to znaczy w 1977 r.
     W 1999 r. Mary Lou została wezwana na interview wraz z mężem i kilkoma członkami z jej ośrodka Sai. We wczesnych latach 90-tych zdiagnozowano u niej reumatoidalne zapalenie stawów i przepisano leki. Prosiła Berniego, żeby z nikim o tym nie rozmawiał, bo czuje się wówczas niekomfortowo.
    Ale ból się wzmagał, bardzo spowalniając jej ruchy. Trudno jej teraz było siadać i wstawać z podłogi. Gdy starała się wstać w pokoju audiencyjnym, żeby przejść do mniejszej salki, Swami polecił jej przyjaciółce, żeby jej w tym pomogła. Potem usiadła po prawej stronie fotela Swamiego, a Bernie usiadł po lewej.
    Swami zapytał go jak ma się jego żona. Mary Lou roześmiała się wiedząc, że zabroniła mężowi rozmawiać o swojej chorobie. Bernie odrzekł: „Ma reumatyzm.”
   Swami go poprawił: „Nie reumatyzm, lecz reumatoidalne zapalenie stawów.” Zwrócił się teraz do Mary Lou i zapytał: „Czy bardzo cię boli, kiedy stawiasz stopę? och! i trzymasz się jego kolana? och, kolana! Czy cię bolą?” Werbalnie wytyczał drogę bólu doświadczanego przez Mary Lou. Mary Lou zrozumiała, że Baba wie o wszystkim. Nie musiała niczego Mu tłumaczyć ani przepraszać Go za swoje spowolnione ruchy. Odczuwała płynące w jej stronę sympatię, współczucie i głęboką miłość Swamiego. Gdy skończył śledzić trasę dręczącego ją bólu, zapytał: „Jak długo tu pozostaniecie?” Odpowiedzieli, że trzy tygodnie. Wznosząc ręce do góry Swami odrzekł, zwracając się do niej: „Zanim stąd wyjedziesz, zniknie”, po czym poklepał ją po ramieniu i policzku.
    Potem zwrócił się do Berniego i polecił mu zdjąć okulary. Dotknął jego oczu Swoim kciukiem i powiedział: „Nie musisz już iść na zabieg usunięcia katarakty.”  
   Mary Lou czuła się z każdym dniem lepiej. Pod koniec pierwszego tygodnia chodziła swobodniej, a w następnym bez trudu wstawała i siadała.
  Trwało to do czwartkowego wieczoru, gdy dostała wysokiej temperatury. W szpitalu stwierdzono, że ma ponad 40o gorączki i podano jej leki. Była bardzo chora i leżała w łóżku przez całą niedzielę, dręczona halucynacjami.
   Ich przyjaciele otrzymali interview i Baba zmaterializował dla nich lingam. Poinstruował ich, aby po odprawieniu rytuału zanieśli Mary Lou wodę z lingamu. Ma ją przyjmować co 10 minut. Mary Lou przestrzegała tej instrukcji aż od chwili zaśnięcia, a następnego ranka przebudziła się wystarczająco zdrowa, żeby tego zaprzestać. Po powrocie do domu ból nie wrócił, musiała jednak przejść rehabilitację mięśni.




Łaska Swamiego  

      Latem 1991 r. Ramesh Wadhwani odczuwał silny ból w klatce piersiowej. Co więcej, jego biznes podupadał i w związku z tym miał do rozwiązania kilka istotnych problemów. Kardiolog stwierdził, że konieczna jest natychmiastowa operacja serca, na co nie zgadzała się żona Ramesha, Sunita, pragnąca, żeby najpierw otrzymał na to błogosławieństwo Swamiego. Ramesh przyjął przepisane mu cztery leki, ale nie zgodził się na operację. Lekarz ostrzegł go, że ryzykuje życiem. 
  Ramesh pomagał komputeryzować nowy superspecjalistyczny szpital wznoszony przez Swamiego w Puttaparthi. Przebywał w Indiach w maju i nie mógł tam wrócić natychmiast. Wyruszył dopiero listopadzie, wioząc ze sobą komputery zaprojektowane dla szpitala. Szczęśliwy, że może tam pracować, przestał przyjmować leki, ufając, że Swami zatroszczy się o niego. Wierzył szczerze, że jeśli problem okazałby się poważny, to Swami zajmie się nim w Swoim nowym szpitalu. Po prostu zapomniał o sercu. 
     25 listopada, po inauguracji szpitala, Ramesh i Sunita zostali wezwani na interview. Swami spojrzał na Ramesha i zapytał: „Czego pragniesz?”  Ramesh natychmiast odpowiedział: „Swami, chcę po prostu Ciebie.” Swami wstał z krzesła i wykonał z uśmiechem ruch, który znaczył: „Weź mnie!” Szybkim ruchem dłoni zmaterializował bransoletę i rzekł: „Oto kim jestem” wskazując na wygrawerowane w złocie OM. Pokazał ją kilku osobom, a potem podał ją Rameshowi. Następnie zaprosił go na prywatne interview wraz z Sunitą i Dżatinem Desai, który im towarzyszył.
   Gdy usiedli u stóp Swamiego, Sunita wyjawiła Sai Babie, że zdrowie Ramesha jest w złym stanie. Swami natychmiast trzykrotnie opukał lewą stronę jego klatki piersiowej i stwierdził: „Żadnych problemów z sercem.” Pamiętajcie, że w ciągu tych 10 dni, gdy służył w szpitalu, Ramesh nie zwierzył się z tego Swamiemu, podobnie jak z kłopotów w interesach. Pracował o wiele ciężej niż w USA bez wyraźnych objawów sercowych.
   Swami wziął od Ramesha złotą bransoletę z OM i zaczął ją przekładać na jego prawą rękę. Ponieważ była bardzo skręcona, trudno ją było nałożyć. Swami musiał mocno ściskać nadgarstek i przedramię Ramesha, żeby ją tam umieścić i zapiąć. Sai Baba mówił do Siebie: „Dlaczego ta bransoleta sprawia mi tyle kłopotów? Nigdy wcześniej nie miałem takich…” Gdy już ją zabezpieczył, powiedział do Sunity wskazując na bransoletę: „To moja ochrona, raksza. Jeśli będzie ją nosił, nie stanie mu się nic złego. Nie martw się o jego zdrowie, Moim obowiązkiem jest opiekowanie się nim. Będę przez cały czas w nim, nad nim i wokół niego.” Ze łzami w oczach Sunita zapytała: „A co z lekami?” Baba odrzekł: „Żadnych leków, żadnych lekarzy!” Ramesh już wcześniej odstawił lekarstwa - gdy tylko znalazł się w aśramie, ale instrukcje Swamiego rozwiązały tę sprawę. Podczas wielu kolejnych przyjazdów Ramesha do Indii Swami opukiwał mu klatkę piersiową i dwukrotnie wcierał w nią wibhuti, prawdopodobnie aktualizując leczenie. Kardiolog Ramesha był zaskoczony, że nie ma żadnych objawów wskazujących na zaburzenia pracy serca.
   Zastanowiwszy się można by zapytać, dlaczego Swami nie wysłał Ramesha do nowego szpitala? Nie możemy zgłębić chwały Bhagawana. Niektórych ludzi uzdrawia spojrzeniem, innych rzuconymi mimochodem słowami, takim jak ‘rak odwołany’, dotykiem lub krótką wizytą w szpitalu. Kto to wie?! To tak jakbyśmy szukali pereł w oceanie, pozostając na brzegu. Ramesh czuje, że wszystkim co możemy w takim wypadku zrobić jest włączenie się w tę boską grę i cieszenie się nią, nie kwestionując niczego. Podważanie nie pomaga nam jej zrozumieć, wywołuje jedynie wątpliwości.
    Kilka lat później 82-letnia matka Ramesha znalazła się w Pune na oddziale intensywnej terapii z objawami poważnych zaburzeń serca. Wprowadzono ją w stan śpiączki i odżywiano dożylnie. Przy jej łóżku czuwali bracia Ramesha z Hongkongu, z USA i z Afryki. Lekarze wypróbowali wszelkie możliwe leki i codziennie zamawiali mnóstwo drogich medykamentów, żeby jej pomóc.
      Ponieważ nic jej nie pomogło, bracia poprosili Ramesha, żeby powiedział o tym Swamiemu. Ramesh dotarł do Whitefield w czwartek po południu, a wieczorem miał okazję wraz ze studentami wziąć udział w sesji w Trayee Brindawanie. Mimo to nie zyskał możliwości przedyskutowania zdrowia mamy. Dostał jednak pozwolenie na wyjazd do Puttaparthi, aby następnego ranka po darszanie móc popracować na uniwersytecie i w sobotę wieczorem wrócić do Whitefield.
    Siedząc w liniach darszanowych Ramesh zadawał sobie pytanie czy Swami go dostrzeże czy nie? Czy porozmawia z nim, czy nie?” Jego małpi umysł pracował pełną parą. Swami wziął list od Ramesha i szybko odszedł. Ramesh opisał w nim stan zdrowia swojej mamy. Stracił za to nadzieję na interview, ponieważ, jak mu się zdawało, nie będzie miał już okazji na spotkanie z Babą. Baba w drodze powrotnej jednak skinął na niego i zaprosił go na audiencję z kilkoma innymi osobami.   
   W pokoju interview Swami z bezgraniczną łaską pomógł chodzić mężczyźnie z Argentyny. Ów mężczyzna kulał od dziecka i był skazany na wózek! 
   Potem Swami wezwał Ramesha na osobiste interview. Na początku spojrzał na niego i zapytał: „Dlaczego zadawałeś siebie pytania czy Swami porozmawia z tobą, czy zobaczy się z tobą, a może nie będzie z tobą rozmawiał?” Łagodnie klepnął Ramesha w policzek, dodając: „Powinieneś mieć więcej wiary!” Taki jest Swami, Boska Matka-Ojciec, wszechwiedzący i wszechobecny. Właśnie dlatego nazywamy go mieszkańcem serc, gdyż wie o wszystkim co się dzieje. Zna nawet ludzkie myśli.
    Ramesh zapytał Go ze łzami w oczach: „Swami, moja mama nie czuje się dobrze i od kilku tygodni jest podłączona do respiratora. Co powinniśmy zrobić?”
    Swami odrzekł: „Tak, wiem. Bardzo stara, bardzo słaba, mnóstwo ataków serca. Nie martw się. Po prostu jej służ, a Swami da jej prasadam (specjalny podarunek).” Baba, znalazłszy się ponownie w zewnętrznym pokoju audiencyjnym, włożył energicznie w dłoń Ramesha garść torebek z wibhuti i wyjaśnił mu: „To dla twojej mamy!”, po czym ruszył do wyjścia. Ramesh dotknął Jego stóp, a Swami powtórzył: „Nie martw się, macie moje błogosławieństwo!” Błogosławieństwo jest wszystkim, czego potrzebują wielbiciele. Pragną mieć łaskę Sai, aby zmierzyć się z konsekwencjami, bez względu na to jakie będą.
    Ramesh poleciał do Pune, wszedł na oddział intensywnej terapii i wsypał święty popiół do przewodu dożylnego dla płynów, podłączonego do ramienia jego mamy. Poinstruował lekarzy i braci, żeby przestali podawać jej leki, ponieważ i tak nie działają i odleciał do USA. Lądując 24 godziny później zadzwonił, żeby dowiedzieć się w jakim stanie jest teraz mama. Dowiedział się, że wyszła ze śpiączki i będąc w pełni świadoma została przeniesiona do osobnego pokoju. W tydzień później wyszła ze szpitala. Żyła jeszcze trzy lata i w tym czasie odwiedziła aśram, żeby zobaczyć Swamiego. Miała do Niego specjalną prośbę.
   W ciągu dwóch godzin od wylądowania w Puttaparthi otrzymała audiencję. Swami wziął ją za rękę i zaprowadził do pokoju interview. 
    Ramesh rzekł do Bhagawana: „Żyje jedynie dzięki Twojej łasce. Dzięki niej mogła też tu przyjść.” Swami odrzekł: „Tak, wiem. Macie całą Moją łaskę, mimo że z ciała zniknęły śruby i nakrętki.” (mając na myśli słabe ciało i kości). 
    Podczas osobistej audiencji, matka Ramesha zwróciła się do Swamiego: „Moi synowie nie pozwalają mi jechać do Kalkuty…”
     Swami natychmiast nakazał Rameshowi: „Pozwól jej jechać do Kalkuty, bo chce być obecna na ślubie wnuczki.” Ramesh odpowiedział, że jest bardzo słaba i że bracia martwią się, że nie przetrzyma męczącej podróży i uroczystości. Swami odparł: „Nie martw się, będę z nią, wokół niej i nad nią.” Ani Ramesh ani jego mama nie powiedzieli Swamiemu, skąd ten pomysł jechania do Kalkuty, lecz Swami wiedząc, że chodzi o ślub jej wnuczki, szybko rozwiązał ten problem błogosławiąc ją i spełniając jej życzenie.
tłum. J.C.

 

Stwórz darmową stronę używając Yola.