Moim Świętym Mężem jest Awatar Bhagawan Śri Sathya Sai Baba – cz.4
My Holyman is Avatar Bhagawan Sri Sathya Sai Baba
Dr Choudary Voleti
ROZDZIAŁ 3 DARSZAN (WIDZENIE) SPARSZAN (DOTKNIĘCIE) I SAMBHASZAN (ROZMOWA) „Oto ludzka
postać, w której manifestuje się każda Boska Istota, to znaczy, wszystkie
imiona i formy przypisywane Bogu przez człowieka”. ~Sai
Baba Jazda autem do
Puttaparthi i bardzo oczekiwana wizyta w szpitalu były czymś więcej niż mogłam
się spodziewać zaraz pierwszego dnia. Delikatnie mówiąc, jazda samochodem była
bardzo niepokojąca. Jednak krótka trasa do szpitala pozostawiła we mnie
głębokie i pozytywne wrażenia. Sześciokilometrowa przejażdżka ze szpitala do
Puttaparthi nie wystarczyła, żebym doszedł do siebie po tych doświadczeniach. Gdy przekraczamy
bramy Prasanthi Nilayam, naszą uwagę natychmiast przyciąga świątyńka Winajaki.
Pan Winajaka, Bóg z głową słonia, jest niezawodnym symbolem pomyślnych
początków i niszczycielem przeszkód. Budynki, nowe i stare, były utrzymywane w
dobrym stanie. Nagle poczułem, że zostałem przeniesiony do zupełnie innego
świata, zwłaszcza dlatego, że przyjechałem tutaj uciekając przed chaosem i
zamieszaniem indyjskich dróg. Satja, Śriniwas i
ja zdążyliśmy na popołudniowy darszan – czyli patrzenie na świętą
Istotę. Gdy weszliśmy do sali modlitewnej, mężczyźni i kobiety siedzieli
oddzielnie. Wszystko tu było niewiarygodnie uporządkowane. W jednej chwili
zapadła cisza i zabrzmiały dźwięki bosko pięknej muzyki. Miałem wrażenie, że
przestały poruszać się liście, bo ucichł nawet wiatr. Wtedy zrozumiałem,
dlaczego: Bhagawan mijał najdalszą furtkę, położoną w pobliżu miejsca, gdzie
siedziały kobiety i zanurzał się w przestrzeń pomiędzy rzędami wielbicieli. Wtedy po raz
pierwszy zobaczyłem Bhagawana. To był niesamowity widok. W Swojej długiej,
falującej pomarańczowej szacie zdawał się raczej zgrabnie ślizgać niż iść. Gdy
mijał tłumy wielbicieli, niektórzy z nich starali się dotknąć Jego stóp,
wręczyć listy, porozmawiać z Nim lub w jakiś inny sposób zwrócić na siebie uwagę.
Chociaż Bhagawan miał niewiele ponad pięć stóp wzrostu[1], to z powodu bijącego z
Niego majestatu zdawał się górować nad wszystkimi. Gdy zbliżył się do miejsca,
w którym siedziałam, mogłem Mu się dobrze przyjrzeć. Miał na twarzy
przepiękny uśmiech. Gęste, kręcone włosy okalały Mu głowę i w popołudniowym
słońcu tworzyły wokół niej delikatną aureolę. Bardzo trudno jest opisać
Bhagawana, a zwłaszcza twarz. Jego ciemna cera przybierała różne odcienie, a
nad rysami dominował promienny uśmiech i gęste kręcone włosy. Miał uderzający
wygląd, zarówno tajemniczy jak transcendentalny. Ochłonięcie z tego spotkania
zajęło mi sporo czasu. Resztę dnia
spędziłem na zwiedzaniu aśramu w towarzystwie Satji i Śriniwasa. Na aśram składał
się duży kompleks różnej wielkości prostokątnych i okrągłych budynków. Były
całkowicie samowystarczalne i dysponowały wszystkimi udogodnieniami.
Zatrzymaliśmy się w dużym, nowoczesnym domu gościnnym. Na terenie aśramu były
dwie stołówki. Jedna serwowała dania indyjskie, podczas gdy druga,
‘zagraniczna’, podawała mniej pikantne potrawy o łagodniejszym smaku. Goście
mogli zaopatrzyć się również po bardzo niskich cenach w podstawowe artykuły
spożywcze, ubrania i artykuły papiernicze w aszramowym kompleksie handlowym.
Rankiem otwierano go dla kobiet, a wieczorem dla mężczyzn. Była tam także duża
księgarnia, w której można było kupić książki. Na terenie aśramu
mieszkało na stałe w przydzielonych im mieszkaniach ponad 300 wieloletnich
wielbicieli Bhagawana. Pozostałe kwatery były przeznaczone dla miejscowych i
zagranicznych gości. Wszystkie posiadały bieżącą wodę, prysznic i toaletę. Za
pokarm i kwaterunek pobierano bardzo niskie opłaty. Usłyszałem określenie
„dolar dziennie”, które oznaczało, że jeden dolar pokrywał koszty całodobowego
pobytu i wyżywienia. Wszystko tu przebiegało w sposób uporządkowany i
sprawny. Jeśli Swami przebywał w Puttaparthi, to wszelkiego rodzaju działania
rozpoczynały się we wczesnych godzinach rannych, zwykle o 4:40 i trwały do
późnych godzin nocnych, to znaczy do 21:00, gdy ludzie kładli się spać. Dwa razy
dziennie, o 7:00 rano i o 15:30 Bhagawan udzielał wielbicielom darszanu
i interview, po których śpiewano bhadżany. W międzyczasie odbywały się wykłady
na tematy duchowe i edukacyjne, prowadzone dla małych i dużych grup wyznawców.
Bhagawan był w centrum zainteresowania wszystkich i stanowił wiodącą moc
każdego działania. Następnego dnia obudziliśmy się po spokojnym
nocnym odpoczynku i udaliśmy się na poranny darszan. Z jakiegoś powodu
czułem się podekscytowany, oczekując, że wydarzy się coś nadzwyczajnego.
Siedząc ze skrzyżowanymi nogami, odbierałem niemal odczuwalne podniecenie tłumu.
Podobnie, jak poprzedniego popołudnia, całą salę darszanową wypełniała głęboka
cisza. Tym razem siedzieliśmy w pierwszym rzędzie. Śriniwas szepnął mi, że powinienem
całkowicie skupić się na Bhagawanie i że jeśli uda mi się osiągnąć
jednopunktową koncentrację, to Swami to zauważy. To tłumaczyło Jego wybiórczą
uwagę, gdy znajdował się pośród wielbicieli. Ponownie rozbrzmiała kojąca niebiańska
muzyka. Widziałem jak Bhagawan przechodzi przez furtki, z wdziękiem szybując
przez salę, uśmiechając się do niektórych, przyjmując listy od innych i pozwalając
kilku dotknąć Swoich stóp. Podświadomie
zacząłem się koncentrować. W myślach śpiewałem imię Pana Wenkateśwary. Naglę poczułem
spływające mi po plecach zimno – Bhagawan stał przede mną patrząc mi prosto w
oczy z bezgraniczną miłością i czułością. W tamtej chwili i w tamtym miejscu
wszystko stało się wieczne, ponadczasowe
i absolutne. Nawet dzisiaj nie potrafię zrozumieć,
jak znalazłem w sobie tyle odwagi i przytomności, żeby powiedzieć: „Bhagawanie,
jestem dr Choudary z Los Angeles.” Słodkim i łagodnym głosem Bhagawan odpowiedział:
„Wiem, kim jesteś.” Potem pełnym wdzięku ruchem dłoni zmaterializował dla mnie
święty popiół, wibhuti. Zanim zdołałem dojść do siebie po tym niezwykłym
doświadczeniu, Bhagawan już się oddalił. Miałem wystarczająco dużo rozsądku by
rozsmarować popiół na czole i podzielić się nim z otaczającymi mnie osobami.
Ktoś podał mi czysty biały kawałek papieru, żebym mógł w nim umieścić pozostałą
resztkę wibhuti. Zaraz po darszanie
podbiegł do mnie wolontariusz i powiedział: „Baba chce cię zobaczyć.”
Podprowadził mnie do wspaniale rzeźbionych drewnianych drzwi, przez które
wszedłem do niewielkiego pokoju. W tej samej chwili drzwi zamknęły się za mną i
po raz pierwszy w życiu stałem przed Bhagawanem. Chociaż się trząsłem i
drżałem, to czułem też przemożną radość. Bhagawan patrzył na mnie z uwagą i
miłością tysiąca matek i ojców. Pierwsze
wypowiedziane przez Niego słowa do mnie brzmiały: „Straciłeś na wadze.”
Byłem tak poruszony i zdezorientowany tym nieoczekiwanym stwierdzeniem, że zacząłem
płakać. Tym samym kojącym, uspakajającym głosem Baba mówił dalej: „Nie martw
się zębem. Będzie OK.” Potem zapytał
mnie: „Czego pragniesz?” Do tego czasu częściowo otrząsnąłem się ze zdenerwowania
i wyrwało mi się: „Chcę spokoju.” Bhagawan spojrzał mi prosto w zalane łzami
oczy i powiedział: „Jeśli usuniesz ‘ja’, a potem wyeliminujesz ‘chcę’, to
tym co pozostanie będzie ‘spokój.’ Następnie zaczął
wyjaśniać, że mój umysł skacze jak małpa i że powinienem go kontrolować.
Odzyskałem na tyle pewności siebie, aby poprosić Go, żeby pozwolił mi w ramach
wolontariatu pracować w Jego szpitalu. Wtedy usłyszałem Jego odpowiedź: „Bangaru,
złotko, to twój szpital, nie mój. Możesz pracować w nim, kiedy zechcesz.” To upewnienie
poruszyło mnie i odebrało mi mowę. Mogłem jedynie kiwnąć głową. Audiencja
dobiegła końca. Owe poranne wydarzenia tak bardzo mnie oświeciły, że już nigdy
nie byłem tą samą osobą co przedtem. Ten dzień zmienił moje spojrzenie na
miłość, życie i przeznaczenie. Tych kilka
cennych chwil, które spędziłem wtedy z Bhagawanem, powraca do mnie w chwilach
niepokoju i udręki, które doświadczam w życiu. Duchowa niepewność nękająca mnie
w przeszłości, teraz wydaje mi się trywialna i pokonana. Miłość Bhagawana jest
bezkresna. Wiem, że będę ją zawsze obdarowywany. Kilka miesięcy
przed tą podróżą wyhodowałem sobie paskudny i nieustępliwy ropień zęba.
Periodontolog, zajmujący się chorobami przyzębia, skierował mnie do endodonty,
usuwającego zainfekowaną miazgę z komory i kanałów zębowych i zakładającego
plomby. To było pod każdym względem bardzo bolesne doświadczenie. Jestem mocno
przekonany, że personel medyczny otrzymuje zbyt wiele uwagi ze strony
zajmujących się nim lekarzy. Leczenie nie zawsze bywa szybkie i przewidywalne,
pomimo najlepszych intencji ze strony najzdolniejszych pracowników służby
zdrowia. Wyleczenie ropnia w moim zębie wymagało trzech miesięcy. Należę do
grupy tych ludzi na świecie, którzy jedzą, żeby żyć i pozostaję w opozycji do
tych, którzy żyją by jeść. W tym czasie straciłem prawie 5 -5,5 kg z 68 kg
wagi. Kiedy Bhagawan wspomniał, że schudłem, czułem się całkowicie bezbronny i
wytrącony z równowagi. Podczas całego interview prześladowała mnie niepokojąca
myśl: „Bhagawan zagląda mi do duszy i wie wszystko o mojej przeszłości,
teraźniejszości i przyszłości.” W Jego wspaniałej obecności czułem się nagi. Z
perspektywy czasu zdaję sobie sprawę, że moje wątpliwości i dylematy wynikały z
ogromnej wagi zachodzących wydarzeń i z braku przygotowania do spotkania ze Swamim. Chociaż interview
trwało zaledwie 15 minut, to jego wpływ na mnie był monumentalny i zmienił
drastycznie moje podejście do życia. W ciągu zaledwie trzech dni, w ciągu
których wciąż przeżywałem na nowo i układałem w sobie to doniosłe i niezwykłe
doświadczenie, każdy aspekt istnienia stał się bardziej zagadkowy i głębszy. Po interview
niemal dosłownie unosiłem się w powietrzu w poczuciu bardzo nowej dla mnie błogości.
Zwykłe słowa tego nie oddadzą. Trzeba to przeżyć. Nigdy nie czułem się tak
szczęśliwy i zadowolony. To szczególne uczucie radości i celowości mojej
egzystencji wciąż trwa i w miarę upływu czasu staje się coraz silniejsze. Mam
spokojny i cichy umysł. W tamtym czasie to wszystko było dla mnie całkowicie
nowe. Minęło sporo czasu zanim w pełni zdałem sobie sprawę z wpływu wywieranego
na mnie przez Bhagawana. Po tym interview
Śriniwas i Satja zasugerowali, żebyśmy zwiedzili pozostałą część aśramu. Zaprowadzili
mnie do Muzeum Wiecznego Dziedzictwa, imponującej budowli ozdobionej trzema
kopułami. Muzeum prezentuje niejako z lotu ptaka wszystkie religie na świecie
wraz z naukami szanowanych przywódców religijnych. Rozwija ich przesłania i
rozbudza w nas wrażenia w bardzo obrazowy i oszałamiający sposób, liberalnie wykorzystując
do tego sprzęt audio-wizualny. Bardzo efektownie wyjaśnia istotę wielkich
starożytnych pism świętych, takich jak Wedy, Purany, Gita,
Koran i Biblia. Tłumaczy także obszernie filozofię Bhagawana,
polegającą na tworzeniu z miłością pomostu pomiędzy nauką i duchowością. Na koniec,
gdy wyszliśmy z jaskini, przypłynęło do nas potężne przesłanie Sai Baby: „Jestem
w tobie, ty jesteś we Mnie. Ty i Ja jesteśmy jednością.” Muzeum
odzwierciedla uniwersalny charakter działalności i atmosfery panującej w
Prasanthi Nilayam. Jest także przykładem ogólnoludzkiej wymiarowości wszystkich
wiar zanurzających się w Bogu jak rzeki w oceanie. Zacząłem zdawać sobie
sprawę, że kierująca nami ręka Bhagawana pomaga każdemu człowiekowi podążać
własną drogą duchową, bez względu na to, którą wybierze. Droga powrotna do
Bangalore była mniej stresującą częściowo dlatego, że przyzwyczaiłem się do
kierowcy i do indyjskich dróg. Tamtego wieczoru spotkałem w domu mojego
przyjaciela, Adikesawulu, długoletnich wielbicieli Bhagawana. Większość z nich
stanowi dla nas przykład. Nie piją alkoholu, nie palą i są wegetarianami. Byli
zdumieni, że podczas pierwszej wizyty nie tylko ujrzałem Bhagawana, ale również
z Nim rozmawiałem i otrzymałem interview. Podczas podróży
powrotnej nie mogłem nie myśleć o chwilach spędzonych w Puttaparthi. Z każdą
mijającą minutą moja wiara w Bhagawana i szacunek dla Niego stawały się coraz
głębsze. Po powrocie do
Los Angeles wróciłem do swoich codziennych zajęć. Z jednym wyjątkiem – czułem
potrzebę poznania bliżej Sai Baby i głębszego rozumienia Jego nauk. Powoli
przetrawiałem w sobie wpływ tej podróży na moje podstawowe przekonania i
pojęcia o życiu. Nie było to jednak takie łatwe. Myślałem, bardziej z powodów
praktycznych i dla wygody, że każdy człowiek z pewnym wysiłkiem dzieli swoje
życie na części. Zawodowe aspekty naszej egzystencji różnią się od prywatnych,
a te z kolei nie mają związku z naszymi dążeniami duchowymi. Jednak wszystkie
one odgrywają kluczową rolę w kształtowaniu osobowości człowieka. Rzadko w
czyimś życiu ma miejsce wydarzenie wywierające decydujący wpływ na wszystkie
aspekty jego osobowości i na jej duchowe podstawy. Pewnego ranka, w
kilka tygodni po przyjeździe z Puttaparthi, podczas zwykłych modlitw i
medytacji spłynęło na mnie, że Bhagawan i Pan Wenkateśwara są tym samym. To
była ta brakująca cząstka informacji w mozaice zamętu w mojej głowie. Gdy to
sobie uświadomiłem, stałem się pogodniejszy i spokojniejszy. Tego samego dnia
zrozumiałem także, że Sai Baba jest Awatarem, Bhagawanem Śri Sathya Sai Babą.
Dzięki temu zyskałem większą motywację, pod wpływem której starałem się czytać
jak najwięcej o życiu Bhagawana i poznawać Jego nauki. W tym samym
czasie nastąpiła także wielka zmiana w moim sposobie myślenia i podejścia do
codziennych obowiązków. Odkryłem w Los Angeles wiele ośrodków Sai. Jeden z nich
znajdował się w Arkadii, blisko miejsca mojego zamieszkania. Zacząłem uczęszczać
tam na czwartkowe kółka studyjne i na bhadżany. Sala modlitewna,
mieszcząca 50 osób, udekorowana była portretami Sai Baby i świeżymi kwiatami,
ofiarowanymi Panu przez wielbicieli. W jednym z rogów starannie udrapowano na
krześle pomarańczową szatę Bhagawana i ustawiono przed nią parę srebrnych sandałów
(panduków). Mężczyźni i kobiety zajmowali oddzielne części
pomieszczenia. Siedzenie przez półtorej godziny ze skrzyżowanymi nogami i
koncentrowanie się na tym co się dzieje jest na początku trudne. Między innymi
dlatego ustawiono z tyłu krzesła dla osób starszych. Jednak bardzo szybko przyzwyczaiłem
się do tego, podobnie jak do duchowych dyskusji w kółku studyjnym. Brałem nawet
udział w śpiewaniu bhadżanów. Te zajęcia przynosiły mi duchową odnowę i
przypominały mi o moich wizytach w świątyni Baladżi. Poza tymi duchowymi
spotkaniami, członkowie ośrodka aktywnie angażowali się w karmienie ubogich i w
każdą niedzielę odwiedzali mieszkańców domów opieki. Dowiedziałem się również, że w pierwszą niedzielę
miesiąca ośrodek Sathya Sai w Tustin zaprasza wybitnego mówcę i prosi go o
podzielenie się ze słuchaczami jego doświadczeniami z Sai Babą. Tak się
zdarzyło, że to była moja szczęśliwa niedziela. Dr John Hislop, jeden z
najstarszych amerykańskich wielbicieli Sai Baby, miał tego dnia wygłosić prelekcję.
Przez minione 30 lat dr Hislop spędził ogromnie dużo czasu w Indiach i stał się
bliskim wyznawcą Sai Baby. Napisał kilka książek poświęconych Bhagawanowi oraz
Jego naukom. Niestety w niedzielę obudziłem się ze
straszliwą migreną. Moje wysiłki ratowania sytuacji niczego nie zmieniły. W
końcu, o 14:30, postanowiłem mimo wszystko wziąć udział w spotkaniu. Szukając
dokładnej lokalizacji w Santa Anna, zmuszony byłem zrobić okrążenie. Liczba
ludzi zgromadzonych sali była zaskakująca. Przebywało w niej co najmniej
trzysta lub czterysta osób. Na szczęście zdążyłem się przyzwyczaić do miejsc siedzących
i zająłem jedno z pustych krzeseł po stronie dla mężczyzn. Dla osób
przybywających tam po raz pierwszy bardzo przydatna okazała się kartka z
wydrukowanym programem spotkania. Wkrótce na scenę weszła wybrana grupa wielbicieli,
by śpiewać wzruszające i melodyjne bhadżany. Czułem w głowie stopniową
ulgę i ku mojemu miłemu zaskoczeniu, gdy przestano śpiewać i zaczął mówić dr
Hislop, całkowicie pobyłem się migreny. Wystąpienie dr Hislopa było bardzo inspirujące
i pouczające. Wyjaśniał nauki Baby jasno i zwięźle. Sesja pytań i odpowiedzi,
która po tym nastąpiła, zwiększyła moją dociekliwość. Kiedy dowiedziałem się,
że dr Hislop ma 95 lat i wrócił właśnie z Nowej Zelandii po dwutygodniowym
objeździe z wykładami, to byłem pod wrażeniem. Na widok tego, jak 95-letni dr
Hislop dzieli się z nami ze szczerym zapałem i ogniem swoimi doświadczeniami z
Sai Babą, poczułem, że spływa na mnie potężna, inspirująca energia. Zanim
wyszedłem, udało mi się zebrać kilka cennych informacji o Sai Babie, a także
kupić kilka książek. Wciąż jednak odnosiłem wrażenie, że dostrzegam tylko
czubek góry lodowej. Im więcej czytałem i rozmawiałem z ludźmi, tym goręcej
pragnąłem wrócić do Puttaparthi i samodzielnie dowiedzieć się czegoś więcej o
Bhagawanie. Zgodnie z
filozofią indyjską, czas został podzielony na cztery ery - jugi: na satja jugę, treta jugę, dwapara jugę i kali jugę.
W każdej z nich Bóg przyjmuje inną formę (awatara) i schodzi na Ziemię w
ludzkiej postaci z określonym zadaniem. W treta
judze Pan Rama zszedł tu po to, żeby zasilić korzenie prawdy i prawości. W dwapara judze Śri Kriszna przybył
wzmocnić pokój i miłość. Kali juga,
obecna epoka, została pobłogosławiona trójcą awatarów Sai. Pierwszy z Nich, Sai
Baba z Śirdi, opuścił Swoje ciało w 1918 r. upewniając wielbicieli, że powróci
po ośmiu latach. Obecny Awatar, Sathya Sai Baba obiecał, że dożyje do wieku 95
lat i urodzi się ponownie jako Prema Sai, aby zakończyć Swoją misję. Śirdi Baba
położył podwaliny świeckiej integracji i przekazał ludzkości przesłanie, że obowiązkiem
człowieka jest praca. Urodził się w XIX w. w małej wiosce Patri, położonej nad
brzegami rzeki Godawari. Większość Swojego życia przeżył w Śirdi. Misją obecnego
Awatara jest uświadomienie każdemu człowiekowi, że przebywa w nim ten sam Bóg
lub Boskość. Jego rolą było zjednoczenie ludzkości w ramach jednej wielkiej
rodziny. Uczy nas szanować się nawzajem, kochać i pomagać sobie bez względu na
rasę, kolor skóry i wiarę. Tak więc osoba służąca bezinteresownie społeczeństwu
wielbi tym samym Boga. Na koniec Prema
Sai, trzeci Awatar, będzie przekazywał ewangelicką prawdę, że Bóg nie tylko
przebywa w każdym człowieku, ale że każdy człowiek jest Bogiem. To będzie
ostateczna mądrość, której nauczy się ludzkość. Umożliwi ona każdej kobiecie i
mężczyźnie dotarcie do Boga. Tak oto Ci trzej Awatarzy przynoszą nam potrójne
przesłanie o pracy, wielbieniu i mądrości. Sai Baba, obecny Awatar, nosił w
dzieciństwie imię Satjanarajany. Urodził się 23 listopada 1926r. w maleńkiej
wiosce Puttaparthi, leżącej we wschodnioindyjskim stanie Andhra Pradesh. Jego
ziemskim rodzicami byli Wenkappa Radżu i Iśwaramma. Narodziny Sai były niezwykłe.
Zgodnie z tym co wiemy, gdy zbliżał się czas Jego przyjścia, instrumenty
muzyczne w domu Jego rodziców wydawały same z siebie melodyjne dźwięki, zapowiadając
przybycie Boga. Pod kocyk, na którym położono Nowonarodzonego, wsunęła się
ogromna kobra. Kobra wskazuje na węża Adiseszę, na którym przez wieczność
spoczywa Pan Mahawisznu. Nawet gdy był
dzieckiem wiele osób dostrzegało w Nim osobę szczególnie obdarowaną, ale tylko
Jego dziadek i przybrana matka rozumieli, że jest Bogiem. Mając zaledwie
czternaście lat ogłosił Swoją boskość i Swoją rolę jako Awatara. Jego zadaniem
jest przebudzenie uśpionych wartości duchowych i promowanie międzynarodowego
braterstwa ludzi zakorzenionego w Boskiej Miłości. Życie Sai Baby, zgodnie z Jego własnymi słowami,
podzielone zostało na trzy etapy. Pierwsze dwa trwały po 16 lat. W początkowych
16 latach czynił cuda dla zabawy. Aby pomóc kolegom, materializował dla nich
przybory szkolne, słodycze i owoce, na które nie przyszedł jeszcze sezon. Organizował
także śpiewanie pieśni do Boga i przedstawienia oparte na życiu Pana Ramy i
Pana Kriszny. Następne 16 lat przeznaczył na potężne cuda, uzdrawiając ludzi z
nieuleczalnych chorób i wywołując w Swoich wiernych wyznawcach uczucie nigdy
niekończącej się błogości. W trzeciej fazie skupił się na wprowadzaniu ludzkości
na ścieżkę prawdy, prawości, spokoju i miłości. W wieku 14 lat i
sześciu miesięcy, 23 maja 1940 r., Sai Baba ujawnił Swoją naturę Awatara i
założył aśram w małym, prowizorycznym baraku, w których mieszkał z kilkoma
oddanymi Mu wielbicielami. W ciągu następnych trzech lat Jego nauki i służba na
rzecz społeczeństwa stały się szeroko znane i setki tysięcy wyznawców zaczęły
odwiedzać Go w aśramie. Wraz z upływem czasu rosła liczba Jego
wyznawców. W 1959 r. Sai Baba przeniósł się do obecnego aśramu i nazwał go
trafnie Prasanthi Nilayam –
‘Świątynią Najwyższego Spokoju’. Początkowo kompleks aśramowy składał się z
ogromnej sali modlitewnej, miejsc do spania oraz ze stołówki. Ale nieustannie
się rozbudowywał i wzbogacał o nowe wyposażenie. Równolegle do tego rozrastało
się Puttaparthi, zmieniając się międzynarodową wioskę. Ludzie, oświeceni naukami
Swamiego, wracali do swoich krajów i otwierali w nich ośrodki Sai, zgodnie z
Jego dokładnymi instrukcjami. Obecnie istnieją one w 137 państwach. W 1982 r.
wybudowano obok aśramu uniwersytet. Pod bezpośrednim nadzorem Bhagawana
zapewniał on bezpłatną edukację od szkoły podstawowej po studia podyplomowe.
Aby zapewnić mieszkania rosnącej liczbie studentów, Swami założył instytucje
edukacyjne w dwóch pobliskich miastach: w Ananthapur i w Bangalore. Przedstawiam wam
tutaj zebrane informacje, poganiany nieustannie przeżywaniem na nowo swoich
pierwszych odwiedzin u Sathya Sai. Moja wiedza stawała się coraz obszerniejsza.
Przypominało to patrzenie na ulubione zdjęcie lub czytanie miłej sercu książki.
Im dłużej przyglądamy się fotografii i im częściej czytamy tę książkę, tym
więcej dostrzegamy szczegółów na zdjęciu i coraz bliższa staje nam się ta książka.
Po za tym, ożywiając tamto pierwsze spotkanie zrozumiałem, że dostrzeganie Go w
każdym i wszędzie oraz praktykowanie uniwersalnej miłości staje się moim
priorytetem. Jak podczas tamtego interview podkreślił Baba, moim zadaniem jest
zniszczenie ego i pokonanie ignorancji. Przypadkowemu czytelnikowi może się zdawać, że
przedstawiam sprawy w sposób sprzeczny z ruchem wskazówek zegara. Większość
wielbicieli Sai Baby słyszała i czytała o Nim, zanim się do Niego wybrała. Ja,
przeciwnie, zacząłem uczyć się o Nim dopiero po tym, kiedy Go spotkałem. Ale, jak
pokazują moje interakcje i doświadczenia z Bhagawanem, nic nie dzieje się bez
prowadzącej dłoni Bhagawana. Pewnego razu, kiedy ktoś powiedział, że przywilej
oglądania, dotykania i rozmawiania z Bogiem(darszanu, sparszanu
i sambhaszanu) jest wynikiem dobrych uczynków z poprzedniego życia, Baba
natychmiast to sprostował to wyjaśniając: ‘Z setek poprzednich egzystencji’.
„Dobry los
sprawił, że stanęliście przede Mną twarzą w twarz. Powinniście podziękować za
to swoim zasługom z poprzednich wcieleń.” ~Sai Baba
- tłum. J.C.
[1]Swamiego ciało było
wysokości 5 stóp i 1 cal = 160cm.