Rozdział 11 Do Jego lotosowych
stóp Raye uważał, że
te trzy tygodnie spędzone w domu Kintzów były szczytowym doświadczeniem, które
można oceniać z wielu punktów widzenia. Rozmawiali tylko o Babie, wszystkie
postacie były Babą, zawsze i wszędzie panowała miłość. Nie ma wątpliwości, że
jego pobyt z tą rodziną stanowił integralną część planu uzdrawiania, nakreślonego
przez naszą Matkę Sai. Kolejnym dowodem
na to było przeżycie Mercedies Swift, członkini innego ośrodka Baby. Mercedies
zna się na astrologii. Od kilku tygodni powtarzała nam, że co dziesięć lat
najważniejsze gwiazdy i planety ustawiają się w idealnie prostej linii i przez
24 godziny wysyłają w przestrzeń silną boską energię. W tym czasie duchowi aspiranci
mogą wykorzystać ją do pogłębienia swoich medytacji i zbliżenia się do Matki
Sai w miłości i mądrości. Ponieważ wszyscy
członkowie ośrodka angażowali się w modlitwy o uzdrowienie Raya, Mercedies nie
chciała dopuścić, aby ta okazja minęła bez wykorzystania jej na jego korzyść.
Na 72 godziny przed momentem, w którym gwiazdy i planety miały się ustawić w
linii prostej, wzmocniła swoje modlitewne medytacje. Rankiem oczekiwanego dnia,
zastanawiając się nad mocami i miłością Baby do Raya, odebrała w sercu wyraźne
przesłanie: „Do szybkiego uzdrowienia Raya dojdzie jedynie w rodzinnym otoczeniu.”
Gdy mi je przekazała pomyślałam sobie, że niewiele ono dla mnie znaczy, ponieważ
nasi bliscy, Raya i moi, nie założyli własnych rodzin. Jednak, patrząc na tę
sytuację z perspektywy rozumiem, że skoro dzień astralnego połączenia wypadł w
dniu 11 stycznia, w którym Mercedies medytowała rankiem, a Raye tego samego
popołudnia nagle i niespodziewanie został wypisany ze szpitala, to niewątpliwie
było mu przeznaczone zamieszkanie z rodziną Kintzów, konieczne do
urzeczywistnienia jego doskonałości. Jak mówił Alfred lord Tennyson[1]: „Dzięki modlitwie
osiągnięto więcej niż wyobraża to sobie świat.” Nie mam
wątpliwości, że Baba słyszy i odpowiada na każdą modlitwę, także na moją. Gdy
udałam się na darszan, tuż przed wyjazdem z aśramu, zabrałam ze sobą
rzeczy, które przyniosłam do świątyni pragnąc, żeby je pobłogosławił. Bhagawan
ze słodyczą położył na nich Swoją dłoń i odszedł bez słowa. Przypomniało mi
to inne doświadczenie, kiedy to bardzo chciałam podać Swamiemu list, w którym
Mu tłumaczyłam jakie to dla Niego ważne, aby podjął określone kroki, dzięki
którym Sathya Sai Book Center of America
otrzyma zgodę na dystrybucję jednej z moich książek. Tamtego ranka, mijając mnie
podczas darszanu, całkowicie mnie zignorował. Byłam pewna, że nie otrzymam
upragnionego daru. Jednak w kilka minut później przekazano mi informację, że
wszystko o co prosiłam w liście zostało już zrobione. To oczywiste, że nigdy
nie zrozumiemy, dlaczego Swami wykonuje pewne rzeczy w określony sposób - i
nawet nie powinnyśmy tego próbować. Możemy tylko pokochać Jego
nieprzewidywalność. David Davidson
przeżył podobne zdarzenie ze Swamim. Przed pierwszą wizytą u Baby zdiagnozowano
u niego chłoniaka. Podano mu chemioterpię, a potem powiedziano, że nowotwór
uległ całkowitej remisji. Gdy udaliśmy się do Indii w 1988 r.,
hospitalizowano go tam z powodu zapalenia żołądka, jelit i wątroby,
oznajmiając, jeszcze przed jego powrotem do Stanów, że jest już zdrowy. Jednak
wkrótce po przyjeździe na jego twarzy pojawiła się bardzo dokuczliwa wysypka.
Dermatolog zalecił mu miejscowe leczenie, które jednak nie przyniosło oczekiwanych
skutków. W 1991, podczas
interview, Baba położył mu na głowie Swoją dłoń i wypowiedział uspakajające
słowa: „Pomagam. Opiekuję się.” Jednak wykwity na twarzy Davida nie zniknęły. W
ciągu następnych dwóch lat David konsultował się ze specjalistami i przeżył
dziesięć biopsji. Dziewięć pierwszych okazało się negatywnych, ostatnia była
pozytywna. Onkolog wyjaśnił Dave’owi, że to chłoniak. Rada dermatologów
zgodziła się z tą diagnozą i zrobiono wszystko co należało w tym wypadku
zrobić. W efekcie odebrano mu wszelką nadzieję na polepszenie i powrót do
zdrowia. W 1993 r. Dave
udał się z wizytą do Baby. Przygotował trzy listy. W pierwszym prosił Swamiego
o uleczenie go z nowotworu. W drugim powiedział: „Skoro nie wziąłeś od mnie
listu, w którym prosiłem Cię o uleczenie mnie z nowotworu, to czy mam przez to
rozumieć, że nie zostanę wyleczony?” W trzecim liście wyraził swoją wdzięczność
za wszystko, co zechce postanowić Swami. Przez kilka dni nosił na darszan
pierwszy list. I chociaż Baba bez trudu mógł wziąć go od niego, to jednak tego
nie zrobił. Potem Dave przyniósł na darszan drugi list i Baba natychmiast
go odebrał. Przyjął również trzeci list, który tak naprawdę był wyrazem
poddania się Bogu. Dave uznał, że Baba nie chce go uleczyć i zaakceptował tę
decyzję z rozsądnym spokojem. Rok później, gdy
Dave był w odwiedzinach u swojej córki w mieście w północnej Kalifornii, jego
zięć zanegował diagnozę nowotworu. Problem skórny był wciąż bardzo widoczny.
Córka Dava powiedziała, że znają doskonałego dermatologa, którego bardzo
szanują. Dziwi się sama sobie, dlaczego nigdy nie przyszło jej na myśl powiedzieć
mu o problemie taty. Zachęcony przez rodzinę, Dave zapisał się do niego na
wizytę. Lekarz go zbadał, przejrzał obszerne dane zebrane w wykonanych
analizach krwi i doszedł do wniosku, że nie ma do czynienia z nowotworem.
Oznajmił, że zgadza się z oceną dokonaną przez lekarza rodzinnego Davidsonów.
„Nikt z takimi wynikami chemicznymi krwi nie może mieć chłoniaka.” Przepisał mu
leczenie miejscowe. Z dwunastu lub więcej kremów, które David stosował
wcześniej, żaden mu nie pomógł. Mimo to zaaplikowany przez dermatologa krem
usunął w ciągu kilku dni utrzymujący się od pięciu lat stan zapalny. Czy Sai dlatego
odmówił przyjęcia pierwszego listu od Davida, ponieważ nowotwór, który miał
wyleczyć, nie był nowotworem? A może nie zgodził się przyjąć naszego przyjaciela,
ponieważ już go uzdrowił? Mogło to też wynikać z założenia, że nie będzie
powtarzał raz danej komuś obietnicy (o czym wspomina dr Foel w Trzecim oku i
kundalini, s.89). Pewnie nigdy się tego nie dowiemy. Możemy być jednak
pewni, że kiedy Swami mówi: „Opiekuję się”, to niewątpliwie wszystko co będzie
działo się później, posłuży naszemu najwyższemu dobru, bez względu na to jak
wygląda teraz. Podczas
wielomiesięcznej choroby Raya usłyszeliśmy wiele strasznych przepowiedni odnoszących
się do jego zdrowia umysłowego i fizycznego. Nieustannie przyjmował środki
przeciwbólowe i antydepresanty. Obecnie wykonuje tylko proste ćwiczenia
wzmacniające plecy i nogi, śpiewa mantrę Gajatri, powtarza imię Boga i wykonuje
pranajamę, oddychając naprzemiennie przez jedno nozdrze i drugie. Nie
bierze żadnych leków. Jedną z
rekomendowanych nam książek była Droga do domu napisana przez Glorię St.
John, wielbicielkę Baby z północnej Kalifornii. Gloria zaleca naprzemienne oddychanie
przez nozdrza dla wyrównania czakr. Mówi: „Naprzemienne oddychanie nozdrzami
stymuluje przepływ idy i pingali [impulsów energii biegnących
wzdłuż kręgosłupa], pobudzających moc szóstej czakry - trzeciego oka, adżni.
Żeby to osiągnąć, usiądź wygodnie i zablokuj kciukiem prawe nozdrze. Wciągnij powietrze
lewym nozdrzem, wypuść je i wciągnij. Zatrzymaj oddech i zablokuj teraz kciukiem
lewe nozdrze. Wypuść powietrze prawym, wciągnij i zablokuj. Wypuść lewym,
wciągnij i zablokuj. Przeprowadź ten zabieg 10 razy i poczuj przepływ energii.” Przeczytawszy to
przypominałam sobie zdarzenie, które miało miejsce podczas jednej z audiencji.
Pewna kobieta powiedziała do Swamiego, że odczuwa w głowie nieustanne tykanie
(fenomen kundalini, wspomniany przez dr Sannella). Baba poradził jej
naprzemienne oddychanie przez nozdrza, jak to zostało powyżej opisane, zapewniając,
że przy okazji polepszy się jej pamięć. ************ U podstawy kręgosłupa leżą ida
i pingala, zwinięte, przeciwstawne sobie impulsy energetyczne. Jedne są
męskie, pozytywne, a drugie są żeńskie, negatywne. Owijają się wokół suszumny
- centralnej, eterycznej kolumny energetycznej, biegnącej wzdłuż kręgosłupa. W
normalnym toku życia oddech bezpiecznie przenosi energię życiową, pranę,
w górę i w dół. Praktyka duchowa daje nam szerszy dostęp do prany.
Sprawia, że kolumny energii stają się bardziej aktywne, przynosząc nam wielkie
korzyści. Ich zwiększona aktywność rozbija sieci energetyczne dzielące jedną
czakrę od drugiej, zatrzymujące nas na niższych poziomach świadomości.
~ Gloria St. John
The Way Home s.116
Kręgosłup człowieka, kończący się w
mózgu ‘lotosem o tysiącu płatków’ [siódmą czakrą, sahasrarą] bardzo
przypomina węża z szeroko rozłożonym kapturem, wznoszącego się na ogonie. Nauka
o jodze kundalini wyjaśnia, że życiowa energia człowieka, leżąc uśpiona
jak zwinięty wąż na dnie kolumny w pierwszej czakrze, budzi się i wznosi,
przechodząc przez sześć kolejnych czakr [ośrodków najwyższej świadomości],
dopóki nie dotrze do czakry lotosu o tysiącu płatków, położonej na szczycie
czaszki. Kundalini przechodzi przez nerw suszumny znajdujący się
w kręgosłupie.
~Sathya Sai Baba
Sathya Sai Speaks, t. IX, rozdz.6., s.37
Rozdział 12 Ekspansja Miłości Powrót do domu ze
świadomością, że Raye wrócił do swojego normalnego ja”, był niewiarygodnie
szczęśliwym doświadczeniem. Od naszego pierwszego wspólnego dnia w Wiśniowej
Dolinie porządkowaliśmy i uaktualnialiśmy wszystkie rzeczy zbierane i odkładane
na później w ciągu minionego roku. Jedną z nich było prawo jazdy Raya. Należało
je odnowić 25 września 1993 r., jednak nie byliśmy w stanie tego zrobić,
zmęczeni fizycznie i psychicznie. Teraz, gdy Raye czuł się doskonale,
zdecydował, że weźmie udział w teście. Zdał go bez trudności, stając się ponownie
licencjonowanym kierowcą. Na jesieni 1993
r. stracił okazję do wyjazdu do Indii i zobaczenia swojego ukochanego Swamiego.
Niecierpliwie pragnął wyrównać tę stratę. Zaczął układać możliwe trasy podróży.
Chociaż cieszył się doskonałym zdrowiem, to na skutek wielomiesięcznej choroby
wciąż miał bardzo mało energii. Dlatego postanowił, że wybierzemy się z grupą,
dzięki czemu będziemy pewni, że jeśli nie uda nam się zrobić wszystkiego
samodzielnie, to zawsze ktoś nam pomoże. Jednak największa
transformacja, jaka zaszła w nim w ciągu ostatniego roku, dotyczyła sprawy
długości naszego pobytu w Indiach. Poprzednio wystarczyło mu sześć tygodni ze
Swamim, teraz pytał biura lotnicze o datę ważności ich biletów. Kiedy odnalazł
takie, które były ważne przez cztery miesiące, zarezerwował je dla nas na dzień
przed wygaśnięciem ich ważności. Nie tylko pragnął zostać u Baby jak najdłużej,
ale nieustannie powtarzał, że jeśli Bhagawan da mu okazję do służenia (to
znaczy, jeśli przydzieli mu jakąś pracę) to mógłby zostać w Indiach na zawsze.
Do tej pory nie chciał nawet dyskutować o dłuższym tam pobycie, a jeszcze mniej
o zmianie miejsca mieszkania. Interesujące jest
to, że miłość pojawiła się nie tylko w doświadczeniu Raya, ale również w doświadczeniach
osób odgrywających swoje role w jego transformacji. Nasza przyjaciółka, Crystal
Pearl była z nami, gdy Raye po raz drugi przedawkował leki. Wahałam się czy
wezwać pogotowie, choć wiedziałam, że proces usuwania toksyn wymaga
hospitalizacji. Raye tego wręcz nie
znosił. Jednak Crystal czuła się zobowiązana do zadzwonienia pod numer 911 i
uczyniła to. Później ona i jej
mąż Brian podróżowali w tej samej grupie co Raye i ja. Ponieważ jej historia
jest niezwykła i bardzo osobista, poprosiłam ją, żeby ją opisała i pozwoliła mi
włączyć ją do tej książki. Czując w stosunku do Swamiego ogromną wdzięczność za
jej udział w procesie transformacyjnym Raya, uprzejmie zgodziła się to zrobić.
Następny rozdział poświęcony jest jej historii. ************ „W ten sposób
wynagrodzę wam lata, które strawiła szarańcza…”
~Biblia
Tysiąclecia, Księga Joela, 2:25
Rozdział 13 911 Spisane przez Crystal
Pearl Gdy samolot lądował w Bangalore, w
głowie krążył mi nieustannie numer naszego lotu, 911. Na pokładzie przebywała
grupa 30 wielbicieli Swamiego z południowej Kalifornii. Należeli do niej Joy i
Raye. Nie wiedziałam wówczas, że będzie to jedna z najlepszych wypraw podjętych
dla ujrzenia Sai Baby. Nie pamiętałam wtedy, że numer 911 kojarzy mi się z
bolesnym wspomnieniem tamtego dnia w Wiśniowej Dolinie, kiedy to wezwałam
pogotowie, ulegając przekonaniu, że Raye próbuje odebrać sobie życie. Moje
doświadczenia na polu zdrowia psychicznego są prawdopodobnie głębsze niż u większości
ludzi, ze względu na moje osobiste przeżycia związane z chorobą afektywną
dwubiegunową, inaczej cyklofrenią, będącą rodzajem depresji, oraz doświadczeń
zebranych podczas dwóch lat wolontariatu w lokalnej gorącej infolinii przeznaczonej
dla osób rozważających popełnienie samobójstwa. Jako wolontariuszka
kilkakrotnie dzwoniłam pod numer 911. Chociaż nie były to nigdy rutynowe
działania, to wzywając karetkę do mojego przyjaciela Raya czułam, że jest to
najtrudniejsze zadanie jakiego się kiedykolwiek podjęłam. Gdy byłam
młodsza, często cierpiałam z powodu pobytów w szpitalu spowodowanych atakami
cyklofrenii. Moi rodzice, często wbrew mojej woli, trzymali mnie tam długo,
mając za sobą prawo. Stąd wiem, jakie to może być trudne. Jednak Raye
najwyraźniej stracił nad sobą kontrolę i jego żona oraz ich przyjaciele
obawiali się bardzo, że Raye nie zgodzi się na leczenie dobrowolnie. Tamtego dnia
przyjechałam do ich domu z intencją umieszczenia go w prywatnej klinice. Joy
wyraziła na to zgodę. Wykręciłam nr 911 i czekałam na lekarza, mającego
zawiadomić nas o wolnym łóżku. Zdawało mi się, że to czekanie trwa wieczność. W
tym czasie Raye mówił o umieraniu i inkarnacji. Przyjaciółka przyniosła obiad i
została z nami trochę, żeby porozmawiać. Raye po krótkiej chwili wyszedł. Potem
wrócił, pocałował Joy na dobranoc i położył się przed ołtarzem. Najpierw
myślałyśmy, że poszedł się zdrzemnąć. Potem stało się jasne, że coś wziął. Joy
odkryła, że brakuje kilku tabletek nasennych dostępnych bez recepty. Raye
przyznał, że je połknął. Zadzwoniłam do informacji o truciznach i dowiedziałam
się, że dawka, którą przyjął może nie przynieś mu szkody, jednak trzeba to
sprawdzić natychmiast na pogotowiu. Raye zgłosił swoje veto. Potem
przyjaciółka udała się z Rayem do innego pokoju i wróciła stamtąd z czymś, co
wyglądało jak garść pigułek dostępnych na receptę, o różnych kształtach i
kolorach. Odebrała je Rayowi. Zaniepokoiłam się bardzo, nie wiedząc co Raye
dokładnie przyjął. Dawka mogła okazać się śmiertelna. Powiedziałam wszystkim,
że zamierzałam zadzwonić po pomoc pod numer 911. Poprosili, żebym tego nie
robiła. Czułam jednak, że w tych okolicznościach nie mam innego wyboru jak
tylko ratować Rayowi życie. Zadzwoniłam. Gdy pojawili się ratownicy medyczni,
Raye leżał spokojnie na kanapie i odpowiadał na ich pytania. Miał zaburzony
umysł. Kiedy spytali go kto jest prezydentem Stanów Zjednoczonych odpowiedział,
że Ronald Reagan zamiast Bill Clinton. Joy była ogromnie zdenerwowana, ponieważ
wyglądało na to, że Raye zostanie zabrany z powrotem do ośrodka
psychiatrycznego. Przyszedł Dave
Davidson i on również był zatroskany. Powiedział do mnie: „Wolałbym, żebyś tego
nie zrobiła.” Poczułam, że stałam się wyrzutkiem. Byłam pewna, że znajomi
znienawidzą mnie do końca życia. Jednak w głębi duszy zdawałam sobie doskonale
sprawę, że tego dnia przysłał mnie tutaj Swami. Nigdy nie wyobrażałam sobie, że
to się potoczy w ten sposób. Gdy ambulans
zabrał Raya, Joy chciała zostać sama. Wróciłam do domu. Czułam się okropnie.
Jednocześnie jednak z moich pleców zsuwał się jakiś ciężar. To było dziwne,
niemal nieopisywalne uczucie. Zdałam sobie sprawę, że właśnie zrobiłam komuś,
kogo kochałam, to samo co rodzice robili mnie. Nagle poczułam falę miłości
płynącą w stronę mamy i taty, taką jakiej nigdy wcześniej nie znałam. Opuścił
mnie głęboko zakopany, silny gniew, który przez minione lata przeszkadzał mi w
pełni ich kochać. Po przyjeździe do
domu zadzwoniłam do mamy. Starałam się jej bezskutecznie wyjaśnić, co się stało. Ostatecznie zrozumiałam, że to
nieważne. Ważną rzeczą było to, że wiedziałam teraz, że umieszczali mnie w
szpitalu tylko dlatego, że bardzo dbali o moją przyszłość. Uświadomiłam sobie
także, jakie to musiało być dla nich dramatyczne. To, że zadzwoniłam dla Raya
pod numer 911 sprawiło, że moja miłość do starszych już wiekiem rodziców bardzo
się pogłębiła. Obecnie nasze stosunki są lepsze niż kiedykolwiek przedtem.
Nigdy tego nie planowałam. Mogła to być jedynie łaska Sai. ************ „Sewa otwiera człowiekowi oczy
na wszechstronną jedność stworzenia… Wedy głoszą, że powinniśmy czcić
matkę i ojca jak Boskie Istoty, wspierając dzięki temu rozkwitanie owej Boskiej
Zasady… Obowiązkiem każdego wobec siebie samego jest oczyszczenie serca z lęku
i smutku oraz wypełnienie go miłością i oddaniem… Najłatwiej dostępnym i
najbardziej owocnym wyrazem dharmy jest obecnie sewa - służenie
traktowane jako wielbienie otaczającej was Boskości. Poświęćcie wszystkie swoje
umiejętności, talenty, bogactwo i wykształcenie żywym ucieleśnieniom Boskości.
Na tym polega potęga prawego działania, dharmoszakti, przyciągającego do
was Moją łaskę.” „Wszechświat jest widoczny, można go poznawać,
doświadczać i cieszyć się nim. Bóg jednak pozostaje niewidzialny. Można wnioskować
o Nim patrząc na Jego dzieła. Podobnie jest ze społeczeństwem, do którego kierujemy
swoje służby. Kontaktujemy się tylko z pojedynczymi osobami, ale poprzez nie odgadujemy
istnienie wiecznej Boskości. Wszyscy są aktorami na scenie świata,
występującymi w Jego sztuce. Każdy atom napełniony jest Jego siłą, Jego potęgą,
Jego chwałą. Każda istota nasycona jest Jego błogością, Jego pięknem, Jego dobrocią.
Nie sądź, że posługujesz się umiejętnościami należącymi wyłącznie do ciebie.
One płyną ku tobie dzięki Jego łasce, Jego współczuciu… Żeby skontaktować się z
Bogiem, otwórzcie oczy i służcie swoim braciom i siostrom. Największa radość
bije z najgłębszego poświęcenia. To najpełniejsze spełnienie. Dawanie to zyskiwanie.” „… Obecnie przenika was niepokój i
lęk. Ale upewniam was, że już bardzo niedługo rozproszą się ciemne chmury i
będziecie świadkami szczęśliwej epoki, obejmującej cały świat. Zostanie odbudowana
prawość i zniszczone zło. Waszym obowiązkiem jest dążenie do osiągnięcia świadomości
Jednego, ukrywającego się za tą pozorną wielością. Stańcie się źródłami
miłości, współczucia, służby i wzajemnej tolerancji. Bądźcie szczęśliwi,
bardzo, bardzo szczęśliwi”.
~Sathya Sai Baba
Sathya Sai Baba Speaks, tom VII, rozdz. 86
Rozdział 14 Nasz wzór do naśladowania Swami, prosząc nas żebyśmy stali się
‘ośrodkami’ miłości, pasji, służenia, wzajemnej tolerancji oraz byli
szczęśliwi, bardzo, bardzo szczęśliwi, mówi nam, żebyśmy stali się tacy jak On.
Pięknie uosabia każdą z tych cech w Swoim codziennym. Pamiętam, jak mój ziemski
ojciec powtarzał mi: „Nie postępuj jak ja, rób to co mówię.” Mój Boski Guru,
mój Niebiański Ojciec starannie usuwa wewnętrzne konflikty i dezorientacje,
narosłe we mnie wskutek tamtych wskazówek. Postępowanie Sai Baby staje się
zawsze jasnym przykładem głoszonych przez Niego nauk. Gdy przyjechaliśmy do Kodaikanal,
Swami okazywał nam bardzo jasno Swoje współczucie i radość. Ponieważ
znaleźliśmy się w karawanie samochodów podążających za Nim z Brindawanu,
byliśmy więc obecni, gdy udzielał tam pierwszego darszanu w 1994 r., w pięknym
domu na wzgórzu nad jeziorem. Pierwszego dnia,
6.04.1994 r., schodząc z werandy po schodach skierował się w stronę mężczyzn i
po chwili znalazł się w miejscu, gdzie siedział Raye. Spojrzał na niego z góry
z miłością tysiąca matek i powiedział: „Byłeś bardzo, bardzo chory. Wiem, wiem.
Co zamierzasz?” Raye podniósł do góry cztery palce, a Swami zapytał: „Cztery
tygodnie?” Raye odpowiedział: „Nie, Swami. Cztery miesiące.” Na to Swami odpowiedział
z promiennym uśmiechem: „Bardzo, bardzo dobrze, jestem szczęśliwy.” Wziął list,
który Raye napisał do Niego. Raye zanurzył się w doskonałej błogości. Siedziałam w
rzędzie krzeseł stojących najbliżej spacerowej ścieżki, którą miał iść Swami. Kiedy doszedł do podnóża schodów, miałam wrażenie,
że jest gotów wejść na drugie piętro. Jednak odwrócił się, spojrzał na mnie z
uśmiechem rozpoznania i podszedł do mnie. Patrząc na mnie z niewinnym zadowoleniem,
powiedział z radością anielskiego dziecka, wskazując sektor dla mężczyzn: „Tam
jest twój mąż.” Przyjął listy, które przywiozłam ze Stanów, potem wziął do ręki
jedenaście pierwszych rozdziałów tej książki. Trzymał je przez kilka sekund w
dłoni i rzekł do mnie: „Zatrzymaj je.” Moje serce przepełniło się miłością i
wdzięcznością za Jego łaskę. Następnego dnia
ponownie podszedł do Raya. Tym razem zapytał go: „Gdzie masz żonę?” Raye
odpowiedział: „Tam, Swami”, wskazując na stronę przeznaczoną dla kobiet. Swami
powtórzył: „Bardzo szczęśliwy, bardzo szczęśliwy.” Gdy tego ranka
pojawiłam się na darszanie, wszystkie krzesła były zajęte. Swami podszedł do
miejsca, gdzie usiadłam i zapytał z przekornym uśmiechem małego chłopca: „Jest
tu twój mąż?” Odpowiedziałam: „Tak, Swami. Kochamy Cię i dziękujemy Ci. Proszę,
czy możesz mi udzielić padanamaskaru?” Odpowiedział: „Tak, tak, proszę.”
Przylgnęłam do Jego bezcennych stóp na tak długo jak mi starczyło odwagi.
Czekał cierpliwie. Gdy puściłam te piękne, miękkie małe stópki, jeszcze przez
moment stał spokojnie. Wyciągnęłam w Jego stronę rękę, a On ją schwycił i
trzymał przez kilka sekund. Następnego dnia
ponownie wyraził Swoją radość na widok Raya. Tego ranka wróciłam na wózek
inwalidzki. Nie chciałam siedzieć w tylnym rogu, daleko od Baby, skoro mogłam
usiąść w sekcji dla chorych. Dotarłszy tam, odczułam spokój. Potem spadło kilka
kropli deszczu, sygnalizujących ulewę. Ludzie na wózkach dostali wybór – mogli
zostać lub przenieść się pod osłonę. Wszyscy w moim rzędzie wybrali osłonę. W
ten sposób znalazłam się w pierwszym rzędzie! Dzięki temu, Swami ponownie mógł
do mnie podjeść. Podszedłszy, rozpoczął ze mną grę słowną, którą konsekwentnie
przegrywałam. Gdy zapatrzyłam się w pustkę, zapytał: „Gdzie jest twoja giętarka?”
Spojrzałam na Niego pustym wzrokiem, a On powtórzył pytanie. Widząc, że milczę,
zapytał mnie o to po raz trzeci. Milczałam. Wtedy powiedział: „Gdzie jest twój
mąż?”, bardzo wyraźnie wymawiając słowo ‘mąż’. Czując ulgę, wskazałam na stronę
dla panów i powiedziałam: „Jest tam, dzięki temu, że go uzdrowiłeś, Swami.”
Poczułam zachwyt, którego nie można było zlokalizować w przestrzeni, w czasie ani w ciele. Wiele osób mi powtarza, że
Swami dwukrotnie poklepał mnie po głowie, ale nie byłam
tego świadoma. Chociaż powtarzał nam to wcześniej:
„mąż musi się naginać mój umysł po prostu nie wychwycił tej informacji,
ponieważ wypełniała mnie po brzegi Jego bliskość. Nigdy nie byłam całkowicie
pewna co ma na myśli, gdy bawił się słowami. Mam nadzieję, że nie sądził, że
mąż musi podawać się woli żony. Chociaż w określonych okolicznościach mogłaby
to być prawda. Jestem całkowicie pewna, że Raye musi się podać woli Boga. Co by nie było, interakcje ze Swamim,
bez względu na to co mówi, wywołują w wielbicielu błogość. Swami jest ucieleśnieniem
błogości. Jak powtarzał: „Jedynie Źródło Błogości może obdarzać błogością.” (Sathya Sai Speaks, XI, rozdz.1, s.2).
Przez trzydzieści dni, jakie spędziliśmy w Kodaikanal zanurzeni byliśmy prawie
bez przerwy w błogości. Jego Jaźń słodkiego Kriszny dawała nam okazję oglądania
Go dwa razy dziennie. Często dotykał naszych głów lub rąk i często wypowiadał
słowa upewniające nas o Jego miłości do nas i opiece. Opisując to doświadczenie, S. Sampath
powiedział w czerwcowym wydaniu Sanathana
Sarathi z 1994 r.: „Podczas
całego miesiąca w Kodaikanal, Bhagawan, dzień po dniu przez cały miesiąc
zadawał sobie nieskończony trud, żeby wpoić w umysły tych, których obdarzył
przywilejem przebywania obok Niego głębokim zrozumieniem miłości i znaczeniem
świadomości, czystości, bezinteresowności i boskości. Przesłanie Bhagawana skierowane
jest do całej ludzkości i pozostaje nadrzędne wobec religii, kast, wiar, płci,
koloru skóry i wszelkich innych dzielących czynników. Niewielka grupa ludzi,
pobłogosławiona przez Bhagawana możliwością przebywania przez 30 dni w pobliżu
Jego stóp, miała na nich przez Boga obowiązek bycia zwiastunami Jego
promiennego boskiego przesłania”.
- tłum. J.C.
[1]Alfred lord Tennyson – 1809-1892 angielski poeta