Życie z Bogiem –
część 9 Aravind Balasubramanya Rozdział 17 Duchowość jest
sposobem życia W pogoni za
duchowością Profesor H. J. Bhagia zawsze był
genialny – jako dziecko, jako student i jako pracownik. Będąc doskonałym
inżynierem i pracując w kilku krajach uznał, że Bóg powinien stać się najważniejszym
celem życia każdego człowieka. Jest to jednak inna, bardzo zresztą interesująca
historia. Zbliżył się do tego celu, gdy Swami wyznaczył go w 1986 r. na
wykładowcę w nowo otwartym wydziale zarządzania biznesem. Jednocześnie on sam postawił
następny krok, studiując wiele przedmiotów i nauczając ich. Bhagia zaakceptował
Swamiego jako swojego Boga i Mistrza. Pilnie wypełniał powierzone mu obowiązki
i cierpliwie oczekiwał na realizację ostatecznego celu. Swami poruszył sprawę
duchowego wzrostu Bhagii podczas audiencji udzielonej mu w Brindawanie w 1987
r.: „Co robisz?” „Swami, jestem pierwszorzędnym inżynierem
chemii. Wykładam statystykę, a także omawiam tematy związane z zarządzaniem
produkcją, badaniami operacyjnymi, przywództwem i zintegrowanym rozwojem
obszarów wiejskich.” „Zapomnij o chemii i inżynierii
chemicznej, sir! Nie trać czasu. Pytaj: „Kim jestem?” Bhagia się zdziwił: „Dlaczego Swami
namawia mnie, żebym pytał o Niego? Przecież wiem, że jest Bogiem.” Na tym zakończyło się interview. Gdy
Bhagia wychodził z Trayee Brindawanu, zaczepił go starszy wielbiciel, nazywany
‘wujkiem Ratanlalem’. Wujek Ratanlal zapytał go czy czytał książki Ramana
Maharisziego. Otrzymawszy odpowiedź przeczącą, ofiarował mu niewielką książeczkę.
Bhagia nie lubił naśladować innych mistrzów ani czytać o nich. Swami był dla
niego wszystkim. Przyjął ją jednak z szacunku do starszego wielbiciela.
Wyobraźcie sobie jego radość i ekscytację, gdy otworzywszy książeczkę napisaną
przez Paula Bruntona ujrzał w nagłówku pytanie: „Kim jestem?” Bhagia uświadomił sobie wtedy po raz
pierwszy, że podczas interview Sami nie pytał go o Swoją tożsamość, lecz
umieścił go na ścieżce samopoznania, atmawiczarze. To było coś nowego.
Oddał się temu szczerze i całym sercem. Każdą wolną chwilę poświęcał teraz na
milczącą kontemplację. Starał się rozwikłać zagadnienie czym jest ‘realizacja
prawdziwej Jaźni”. Rankami, od 6:00 do 8:55, uczestniczył w bhadżanach
śpiewanych w Prasanthi Nilayam. Potem szedł do koledżu. Wieczorem siadał w rogu
wyższej werandy i kontemplował zagadnienie „Kim jestem?” Chociaż uwielbiał
patrzeć na Swamiego i współpracować z Nim, to nigdy Go ‘nie ścigał’ w taki sposób
w jaki czyniła to większość studentów, nauczycieli i wielbicieli. Uważał, że
gdyby Swami oczekiwał od niego, że będzie za Nim biegał, to na pewno
powiedziałby mu o tym. „Poradził mi, żebym zanurzył się w sobie, a nie uganiał
się za formą, bez względu na to jak bardzo jest czarująca.” W ten sposób minęły dwa lata. Ostateczne doświadczenie Był wieczór 1989
r. Minęła 19:00. Darszan i sesja bhadżanowa dobiegły właśnie
końca. Nauczyciele otrzymali od Swamiego przywilej kontynuowania sadhany
w mandirze, tuż obok pokoju interview. Tam właśnie usiadł Bhagia. Po chwili
otworzyły się drzwi i wyszedł z nich Swami wraz z pułkownikiem Jogarao. Było
oczywiste, że pojedzie gdzieś autem. Chociaż Swami szedł w jego kierunku, to Bhagia
zachował powściągliwość, ponieważ dręczył go dylemat: czy powinien otworzyć
oczy i otrzymać darszan czy też zgodnie z zaleceniem Bhagawana pozostawić
je zamknięte i kontynuować poszukiwania wewnętrzne. Ostatecznie zdecydował, że
skoro szuka wewnętrznego Swamiego, to nie ma żadnego znaczenia, czy otworzy
oczy czy nie. Przechodząc obok Bhagii, Swami klepnął
go mocno po głowie i poszedł dalej. Mimo zdziwienia, Bhagia w dalszym ciągu
wypełniał swe zadanie. Wkrótce Swami powrócił z wieczornej przejażdżki i udał
się do Swojego apartamentu, a Bhagia opuścił świątynię. Następnego dnia był tam z powrotem,
dokładnie o 6:00 rano, aby kontynuować sadhanę. Mandir jak zawsze był
cichy i spokojny. Ta cisza pogłębiła się w momencie przyjścia Swamiego. Panuje
wtedy atmosfera wyczekiwania i wszyscy siedzą prosto, wyczuleni na obecność
Istoty otaczającej ich miłością i łaską. Swami ukończył darszanowy
obchód świątyni i skierował się do pokoju audiencyjnego. Bhagia wstał i zajął
miejsce w sali modlitewnej. I właśnie
wtedy przydarzyło mu się coś nieoczekiwanego i całkowicie nowego. Jego umysł
głęboko zanurkował i poczuł niczym nie ograniczoną, wszechogarniającą go ekspansję. Bhagia nie przebywał już dłużej tam,
gdzie myślał, że jest. Czuł, że przenika wszystko. Sala darszanowa
zajęła w nim jedną maleńką sekcję, wypełnioną mnóstwem ludzi. Wkrótce otworzyły
się drzwi od pokoju interview i wyszedł z nich Swami. Ciało Swamiego było teraz
drobną kropeczką w jego ciele! W tym momencie otworzył oczy. Poczuł w sobie
bezkresną, wciąż wzmagającą się i wypływającą z niego radość. A skoro wszystko
było w nim, zatem ta radość przenikała wszystko. W tym samym czasie Bhagia był świadomy
tego, co musi zrobić ta drobna postać, którą, ogarnięty złudzeniem, nazywał
sobą. Ciało identyfikowane przez świat jako H. J. Bhagia, wstało i wyszło z
sali bhadżanowej. Ale sam ‘Bhagia’ pozostał na miejscu. Gdzież miałby
się udać, skoro przenikał wszystko? Było to tego rodzaju doświadczenie, którego
nie da się wyrazić słowami, a mimo wszystko trzeba to uczynić, aby opowieść
mogła rozwijać się dalej. Ciało Bhagii weszło do klasy,
nauczało, a potem wróciło do swojego pokoju. Nadeszła pora obiadowa, ale on nie
czuł głodu, pragnienia ani zmęczenia. Był wypełniony błogością. Błogością
czego? Błogością bycia – to przecież takie proste! Poprowadził również zajęcia
poobiednie. Bhagia - Ciało prostu odgrywał swoją rolę wewnątrz kosmicznego
Bhagii. Patrzącym na niego wydawało się, że jaśnieje specyficzną radością i
spokojem. Natomiast gdy chodziło o samego Bhagię, to po prostu istniał. Bhagia - Ciało udał się wieczorem do
mandiru – nie dlatego, żeby tego potrzebował. Nie potrzebował niczego i niczego
nie pragnął. Jak mógłby czegoś pragnąć, skoro był wszystkim? Tego wieczoru
Bhagia - ciało otrzymał kolejny uśmiech od Swamiego -ciała. I wtedy właśnie coś
się wydarzyło - Bhagia, według jego własnych słów, „wrócił do nienormalności”. „W jednej sekundzie odeszła
pogłębiająca się we mnie błogość i coraz głębszy spokój. Byłem z powrotem w tym
nienormalnym świecie, gdzie czułem, że jestem ciałem!” Ujrzał jak Swami uśmiecha się do
niego. Zdawał mu się przekazywać: „Posmakowałeś ostatecznego doświadczenia.
Nadszedł czas, żebyś teraz nad tym popracował.” Spragniony czegoś
więcej Człowiek, który
zakosztował boskości, pragnie otrzymać jej więcej. Dzięki Nawanithowi
poznaliśmy uzależnienie jakim staje się Bóg, kiedy Go odkryjemy. Wyobraźcie
sobie przyzwyczajenie wywołane odnalezieniem Boga w sobie! Gdy człowiek zaczyna
zdawać sobie sprawę jak łatwo jest osiągnąć Boskość, gdy zrozumie, że radość
jaka go wówczas ogarnia jest nieporównywalna z niczym innym, to traci
zainteresowanie wszystkim co ofiarowuje mu świat materialny. Z całych sił dąży
do ostatecznego doświadczenia. Bhagia postanowi
teraz osiągnąć to, co wcześniej mógł tylko uszczknąć. Wujek Ratanlal ponownie
podszedł do niego z książką o Śri Ramanie Mahariszim. Nosiła tytuł Ścieżka Śri
Ramany – część I, a napisał ją sadhu OM. Ku jego miłemu zaskoczeniu książka
była poświęcona ‘ścieżce samopoznania’! Czy był to zbieg okoliczności? Bhagia
wiedział już wystarczająco dużo, żeby nie dać się ogłupić tego rodzaju myśleniem. Czytał tę książkę
wciąż od nowa! Gdy tylko pozwalał mu na to czas, udawał się na taras budynku
Instytutu i analizował jej treść. Zapamiętał niemal każde napisane w niej
słowo. Zaczął nad nimi medytować, starając się opanować technikę samopoznania
mogącą mu ofiarować trwałe i ostatecznie doświadczenie. W tym samym
czasie Bhagia odczuwał pewnego rodzaju niechęć wobec świata. Był przekonany, że
traci czas przekazując studentom ‘ziemską’ wiedzę. Byłoby o wiele lepiej, gdyby
mógł spędzać go na samopoznaniu. Zrozumiał, dlaczego Swami przyciągnął go do
Siebie – aby porzucił ziemskie sprawy i skupił się na ostatecznym doświadczeniu.
Pomyślał, że nie musi zachowywać równowagi pomiędzy ziemskim i duchowym życiem,
ponieważ ziemskie życie nie jest tego warte. Powinien je porzucić dla
bezgranicznego skarbu jakim jest ta rozstrzygająca przemiana. Jego twarz
zajaśniała pewnością siebie i pojawił się na niej nagły uśmiech. Wydawało mu
się, że znalazł się na skraju zwycięstwa. Nie mógł się
bardziej mylić! Zrozumiał to w ciągu nadchodzących miesięcy. Letni Kurs
Indyjskiej Kultury i Duchowości 1990 r. – niespodziewana obfitość Bhagia sprawiał
wrażenie osoby coraz mniej zainteresowanej ziemskim życiem, wręcz oderwanej od
niego. Działał jak na autopilocie. Cała jego istota zdawała się płonąć w
oczekiwaniu na ostateczne doświadczenie. Nadeszło lato 1990 r. i zgodnie z
przyjętym zwyczajem Swami przeniósł się z Prasanthi Nilayam do Brindawanu.
Wielbicielom siedzącym na darszanach w Puttaparthi lato kojarzyło się z
upałem i wyczerpaniem. Aby dać im trochę wytchnienia, Swami przeprowadzał się
do Bangalore, gdzie było o wiele chłodniej, ze względu na geograficzne położenie
tego miejsca. Tamtego roku,
1990, Sai znalazł się w Brindawanie w marcu, a Bhagia podążył tam za Nim w
kwietniu, po zakończeniu zajęć akademickich. Wziął udział w kilku wizytach przemysłowych
i w wycieczkach terenowych, które zaliczali studenci MBA (zarządzania). Tego
lata Swami postanowił wznowić Letni Kurs Indyjskiej Kultury i Duchowości.
Powstał on we wczesnych latach siedemdziesiątych z Jego inicjatywy i miał na
celu ukazanie studentom bogatego dziedzictwa kulturowego i duchowego Bharatu.
[Ów coroczny kurs odbywa się do dzisiaj. Dla uczestniczących w nim osób jest
pamiętnym doświadczeniem, zwłaszcza dla nowo przyjętych studentów. Pomaga im poznać
filozofię edukacyjną Bhagawana i daje im pierwszy głęboki wgląd w to, co mogą
bezpośrednio otrzymać od tej niepowtarzalnej instytucji. Doskonale przygotowuje
ich do wykorzystania owych rzadkich, leżących przed nimi sposobności.] Bhagię zachwycił temat
wybrany przez Bhagawana na tegoroczne Letnie Ulewy w Brindawanie. Poświęcony
był w całości zagadnieniu, jak, współpracując ze Swamim i zadając sobie podstawowe
pytania: „dlaczego”, „jak” i „co”, odkrywać etapami tajemnicę samorealizacji.
Swami przedstawiał im szczegółowo zagadnienia związane z ciałem, z umysłem, ze
zmysłami, z ego, z gunami (sattwą – dobrocią), radżasem
(aktywnością) i tamasem (ignorancją) oraz z Atmą. Był to niewątpliwie
wielki dar dla każdego aspiranta poszukującego ostatecznego życiowego doświadczania. Nie muszę wam tłumaczyć, że w miarę
upływu czasu Bhagia odczuwał coraz większą inspirację. Ostatni dzień Letniego
Kursu dał mu prawdziwego ‘kopa’. Trzeciego czerwca 1990 r. Bhagawan wygłosił
długie końcowe przemówienie, który zamknął słowami: „Całe wasze życie powinno
stać się od teraz nieustanną medytacją.” Bhagia szeroko otworzył oczy, spijając
słowa Sai. Pojął, że na poszukiwania duchowe powinien poświecić całą dobę i że
wyznaczenie sobie krótszego niż ten czasu jest nie do przyjęcia. Ponieważ
jednak nie panował jeszcze nad głodem i spaniem, więc było to niewykonalne.
Mógł jednak angażować się w to zadanie w każdej wolnej chwili. Zdecydował, że spróbuje uzyskać zgodę
Swamiego na zrezygnowanie z nauczania i skupienie się na samopoznaniu (Atma-wiczarze).
Jak jednak miał to przeprowadzić? „Jeśli Swami pozwoli mi dzisiaj na padanamaskar,
to wykonam ten plan”, pomyślał. Nadeszła pora obiadu i Swami przyszedł
do stołówki. Bhagia trzymał w dłoni kamerę, mając zgodę na nagrywanie. Podążał
z nią za Swamim, zdecydowany poprosić Go o błogosławieństwo. Wykorzystując
pretekst kręcenia filmu z bliskiej odległości, zbliżył się do Bhagawana i zapytał:
„Czy mogę dotknąć Twoich stóp?” „Tak, tak! Dotknij”, otrzymał natychmiastową
odpowiedź. Wszechwiedzący Swami leciutko uniósł
Swą szatę i pozwolił mu na padanamaskar. Bhagia był przekonany, że w te
sposób otrzymał milczącą zgodę na wykonanie podjętej przez siebie decyzji. Odważna decyzja Piątego czerwca
nauczyciele z kampusu Prasanthi Nilayam zgłosili się do pracy w nowym roku
akademickim. Bhagia udał się do biura szefa zaraz po porannych modlitwach. Z
szacunkiem przekazał prof. U. S. Rao trzymaną w dłoni kopertę. „Co to jest?” „To moja
rezygnacja…” „Co?!” Profesor był oszołomiony. „Co się stało? Skąd ta drastyczna decyzja?” „Sir, Swami jasno
powiedział, że nasze życie powinno być teraz nieustanną medytacją. Nie mogę
sobie pozwolić na marnowanie czasu w koledżu…” „Ale…, ale czy
nie pomyślał pan o tym, że przed podjęciem takiej decyzji powinien pan poinformować
o niej Bhagawana?” „Otrzymałem już
na to Jego zgodę.” „Ja również
chciałbym ją dostać.” „Sir, oczekuje
się ode mnie trzymiesięcznego wypowiedzenia. Proszę uważać ten dzień za
pierwszy z nich.” Pokornie złożył
ręce i wyszedł z biura. Wkrótce Swami
zawitał w Brindawanie. W kilka dni po Jego przybyciu sekretarz zwołał spotkanie
wykładowców. Miało się odbyć 16 czerwca, w sobotę. Wyjaśnił, że Swami jest
gotów z nimi porozmawiać i usunąć wszelkie ich wątpliwości, zarówno duchowe jak
i wszelkie inne. Radził im, żeby pomodlili się i poszukali rady Bhagawana. Wykładowcy
wiedzieli, że sekretarz nie wpadł sam na ten pomysł. To niewątpliwie Swami
zalecił mu przekazać im tę radę. Czy nie było to
za strony Swamiego słodkie posunięcie? Nie tylko rozpina nad naszymi głowami
parasol ochronny, ale również skłania nas do robienia tego co Jemu przynosi radość
a nam pożytek! W tym czasie
również sekretarz dowiedział się o decyzji Bhagii. Było tylko kwestią czasu,
kiedy dotrze ona do Swamiego. Definiujące
interview Następnym dniem
była niedziela 17 czerwca. Zgodnie z instrukcją sekretarza, nauczyciele zebrali
się na werandzie mandiru. Swami spotkał się z nimi po porannym darszanie,
pytając co tutaj robią. „Swami, prosimy,
porozmawiaj z nami...” odpowiedzieli chórem. Swami uśmiechnął
się i kiwnął głową. Otworzył drzwi od pokoju interview i zaprosił ich do
środka. Nauczycieli było niemal sześćdziesięciu, więc powoli zapełniali salę.
Zanim usiedli minęły co najmniej 3 – 4 minuty. Bhagia został na
zewnątrz, pogrążony w kontemplacji własnej rzeczywistości. Jego medytacja
została gwałtownie przerwana przez odzywające się w nim dwa głosy. „Hej! Wszyscy
nauczyciele idą na interview. Czy ty też zamierzasz tam pójść?” „Dlaczego miałbym
to zrobić? Oczekuje się ode mnie, że będę prowadził badania nad tym kim jestem.
Tylko bym się rozproszył.” „Dalej! Po prostu
wejdź. Nie możesz stracić szansy na przebywanie ze Swamim…” „Ale…, ale czy
się kwalifikuję?” Złożyłem już rezygnację…” „Czy to nie
oznacza, że przez najbliższe trzy miesiące wciąż będziesz uczył? I nie zapominaj,
że dyrektor nie zaakceptował twojej rezygnacji. Wynika z tego, że jak
najbardziej powinieneś tam pójść.” Wchodziła
ostatnia grupa nauczycieli. Bhagia musiał szybko podjąć decyzję. Wstał ze
swojego miejsca i zaczął iść w stronę pokoju audiencyjnego. Gdy mijał Swamiego,
Swami mocno klepnął go w plecy i powiedział: LENIUCHU! Wchodź
szybciej…” Bhagia przekonał
się, że pokój interview pęka w szwach. Określenie „wypełniony po brzegi” było
tutaj zupełnie niestosowne, ponieważ pojemność sali wynosiła w najlepszym
wypadku 30 osób. To był cud, że wszyscy zdołali się w niej zmieścić. Swami
zauważył, że Bhagia nie wchodzi, więc wszedł do salki nie czekając na niego. W momencie,
gdy to zrobił, otworzyła się ścieżka biegnąca od drzwi do Jego krzesła. Gdy
Baba usiadł, Bhagia zajął miejsce na podłodze dokładnie u Jego stóp! Odwrócił
się i zobaczył, że wykreowana przez Swamiego droga zamyka się jak Morze Czerwone
za Mojżeszem - w chwili, gdy wraz ze swoim ludem przeszedł na drugą stronę. Swami zaczął
zadawać nauczycielom pytania dotyczące problemów, przed którymi stanęli. Kiku z
nich poskarżyło się Bhagawanowi, że mają kłopoty z administracją Uniwersytetu.
Nawet pisali do Niego w tej sprawie. „To nie w
porządku, że gdy dzieją się podobne rzeczy skarżycie się do Swamiego. Należy
przestrzegać hierarchii. Jeśli macie problem, zgłoście się do kierownika wydziału.
Jeśli on tego nie rozwiąże, zwróćcie się do dyrektora. Jeśli dyrektor nie
załatwi tej sprawy, wtedy zgłoście się do sekretarza, a potem ewentualnie do wicekanclerza.
Ostatecznie, gdy wszystko inne zawiedzie, przestawicie to Kanclerzowi.
Przestrzegajcie tego protokołu.” Podczas gdy Swami
- Bóg nie zważał na pośredników, to Swami – kanclerz brał ich pod uwagę,
trzymając się przepisów i protokołów uniwersyteckich. Pośród kilku
innych dyskusji, Swami zapytał nagle: „Czym jest sadhana?” Padło kilka odpowiedzi, ale żadna z nich nie usatysfakcjonowała
Baby. Mówił więc dalej: „W moim pojęciu sadhana
(ćwiczenie duchowe) i sadhjam (spełnienie, realizacja) nie istnieją
niezależnie od siebie. Sadhana i sadhjam są jednym i tym samym.
To tylko podstęp umysłu przedstawia sadhanę jako środek do celu. Prawdziwa
sadhana polega na rezygnacji z przekonania, że człowiek nie jest Duchem,
lecz tylko ciałem fizycznym. Prawdziwą sadhaną jest zamiana wizji z
fizycznej na duchową. Pracujecie nad połączeniem i zrównaniem sadhaki
(aspiranta), sadhany (ćwiczenia duchowego) i sadhjam (celu).” Nieco później w
tym samym roku akademickim, w dyskursie wygłoszonym 1.01.1991 r., Swami
rozszerzył tamto wystąpienie tłumacząc pięknie czym jest sadhana i czym
jest zawiłe połączenie istniejące pomiędzy karmą (działaniem), bhakti
(kochaniem Boga) i dżnianą (ścieżką wiedzy głoszącą, że świat jest
manifestacją Czystej Świadomości). Patrząc na
Bhagię, Swami stał się nagle bardzo surowy. Jego oczy wydawały się ogromne.
Zapytał mocnym głosem: „Ay Bhagia! Kya sadhana karne ko chahta hai? - Bhagia! Jaką lubisz sadhanę?” „Swami, chciałbym
się skupić na samopoznaniu. Chcę się uwolnić od wszystkich ziemskich
obowiązków. Nie chcę już wykładać w koledżu. Gdy zajmuję się ziemskimi
sprawami, mój umysł oddala się od Atmy…” Nie pozwalając mu
skończyć tego zdania, Swami stwierdził stanowczo: „Aj, Bhagia!
Skoro dzielisz sprawy na ziemskie i duchowe, to nawet po tysiącu twoich narodzinach
nie dam ci tego czego szukasz.” Wszyscy w sali
byli zszokowani tym pozornym wybuchem. Swami nie mówił o tysiącu lat, lecz o
tysiącu ludzkich wcieleń. Bhagia szybko przeliczył w myślach, że oznaczało by
to stratę 700 000 lat bez żadnej sposobności zbliżenia się do ostatecznego
rozwiązania. Swami powiedział również, że nie spełni jego życzenia, żeby podkreślić
własny autorytet. Bhagia
natychmiast dotknął palcami lotosowych stóp Swamiego i błagał Go w wybaczenie. „Swami! Przebacz
mi, proszę. Zrobię wszystko co powiesz… Nie rozumiałem jaki popełniam błąd…” Równoważenie
pracy i życia duchowego Swami przypomniał
Bhagii o tym co przed chwilą powiedział na temat sadhany i jeszcze bardziej
rozwinął ten temat: „Prawdziwa sadhana
polega na uświęcaniu własnego czasu i talentów. Prawdziwą sadhaną jest
kontrolowanie zmysłów i życie w harmonii z innymi istotami. Nie ma na nią lepszego
miejsca niż to (Prasanthi Nilayam). Zgromadzeni wokół mnie studenci i
nauczyciele są mahariszi tatwas - wielkimi mędrcami lub istotami oświeconymi.
Studenci gotowi są przyjmować, a nauczyciele dawać. W worku ryżu może znaleźć
się kilka niełuskanych ziaren.Pamiętaj jednak, one także są ryżem.
Muszą tylko pozbyć się łusek. Twoją sadhaną jest usuwanie złych skłonności.
Daję ci wiele doświadczeń. Twoją sadhaną jest dzielenie się tymi
doświadczeniami z nimi. Postanowiłem oczyścić cały świat posługując się jak
instrumentem moimi studentami. Czynię cię za nich odpowiedzialnym. Dopilnuj,
żeby stali się dobrzy. To mnie uszczęśliwi i wtedy dam ci to czego pragniesz.” To właśnie prof.
Bhagia czyni po dziś dzień. Niewątpliwie kontynuuje swoje poszukiwania, pragnąc
dostać odpowiedź na pytanie „Kim jestem?”, co nie powstrzymuje go od pilnego
wykonywania obowiązków nauczyciela, męża, ojca, obywatela i ludzkiej istoty.
Ścieżka dochodzenia do Prawdy, dźnianamarga, nie jest oddzielona
od ścieżki miłości do Boga, bhakti margi ani od ścieżki działania, karma
margi. W kilku dyskursach Swami pięknie przedstawił jedność tych ścieżek. Myśli Bhagii
błyskawicznie przeniosły się do wydarzenia sprzed lat, w których Swami
przekazał mu to samo przesłanie w bardzo jasny sposób. Nie był wówczas
wystarczająco uważny, żeby zwrócić na to uwagę i dlatego Swami włączył obecnie
w ten przekaz więcej dramatycznych nut. Zapytał go: „Co znaczy słowo
‘bhagia’?” „Szczęście.’” „To bardzo
dosłowne tłumaczenie. Przedstawię to inaczej. Bha wskazuje na oddanie, bhakti;gja na wiedzę. Bhakti i dźniana to dwa brzegi, między
którymi powinna nieustannie płynąć rzeka karmy. Rzeka nie ograniczona
brzegami może wywołać spustoszenie. Jeśli nie ma jednak płynącej rzeki, to
brzegi są niepotrzebne!” Mistrzowie przekazali
to przesłanie kilku aspirantom. Nawet Paramahamsa Jogananda opisał w swoich
pamiętnikach doświadczenie z Kosmiczną Świadomością, które przerwał jednak jego
mistrz. Zmusił go w ten sposób do powrotu na ziemski poziom, aby mógł na nim
kontynuować działalność zgodną z wyznaczoną mu karmą. Nie ma wątpliwości co do
potrzeby zachowywania równowagi pomiędzy tym co światowe i duchowe, ponieważ te
sfery nie egzystują jako oddzielne i abstrakcyjne przestrzenie. Duchowość nie
jest przedziałem. Nie jest ‘częścią czyjegoś życia’. Powinno stać się centrum
ludzkiej egzystencji, podstawą naszych uczynków, brzegami ograniczającymi
myśli, słowa i działania. Dlatego, gdy
gromadzimy się u stóp Swamiego jako Jego załoga i pytamy: „Swami, z okazji
Twoich urodzin chcielibyśmy zrobić dla Ciebie coś specjalnego. Co możemy zrobić?”,
to Swami zawsze odpowiada: „Wykonujcie jak najlepiej swoje obowiązki. Niech
staną się waszym podarunkiem dla Swamiego. To wystarczy.” Wyobraźcie sobie,
że udajecie się do kogoś i pytacie: „Hej, ty! Co
robisz?” „Ja? Jestem
kierowcą…, szoferem.” „Och! Jest tylko
kierowcą samochodu”, myślimy protekcjonalnie. „Prowadzę
Porsche, no wiesz, auto Swamiego, codziennie na darszanie.” Nasze podejście
zmienia się w jednej chwili. Składamy dłonie w pokłonie wyrażającym szacunek i
mówimy pełnym podziwu głosem: „Ach! Więc jesteś kierowcą Boga… Doprawdy jesteś
błogosławiony…” A teraz
wyobraźcie sobie inny scenariusz. „Hey, ty tam… Co
robisz? „Ja? Hoduję i
doglądam rośliny.” „Och! To tylko
skromny ogrodnik”, myślimy z pewnym lekceważeniem. „Dbam o trawniki
otaczające Jadżur Mandir…” Nasze nastawienie zmienia się w sekundę. Składamy z szacunkiem
ręce i mówimy z podziwem: „Ach! Więc jesteś
ogrodnikiem Boga… Doprawdy jesteś błogosławiony…” Po pokazuje nam
jak prowadzić prawdziwie duchowe życie. Swami wyraził to tak: „Sarwa karman
Bhagawath prithjartham – Czyń wszystko w myślach, słowach i uczynkach w tak
sposób, żeby uszczęśliwić Pana.” Czy umiem być inżynierem Boga, pisarzem Boga,
lekarzem Boga, artystą Boga, księgowym Boga, pieśniarzem Boga, sprzątaczem
Boga, płatnikiem Boga, kierowcą Boga? Czy umiem wykonywać swoje obowiązki mając
tylko jedno pragnienie: uszczęśliwienie Go? Wtedy praca zmienia się w
wielbienie. Obowiązek staje się Bogiem. Nie występuje wówczas potrzeba
zachowywania równowagi pomiędzy życiem i duchowością, bo sadhana
przestaje być pracą, a praca staje się sadhaną. Tego nauczył się Bhagia.
Jest szczęśliwy, ponieważ Swami dał mu przyrzeczenie: „To będzie twoja sadhana. Potem dam
ci to, czego pragniesz.”