Swami i Siddharta (w skrócie: Sid)

Życie z Bogiem – część 8
Aravind Balasubramanya
ROZDZIAŁ 15
PRAWDZIWYM ODDANIEM DLA BOGA JEST UŚWIADOMIENIE SOBIE, ŻE BOSKIE PLANY SĄ NAJLEPSZE
W ofercie program wdzięczności
   Studenci ostatniego roku studiów podyplomowych w Prasanthi Nilayam, mieszkający w akademiku Instytutu Wyższego Nauczania Śri Sathya Sai, byli bardzo podekscytowani. Tamten dzień miał być dla nich specjalny i pamiętny. W dniu 16 marca 2009 r. przeznaczenie dało im okazję do wyrażenia uczuć wobec Rektora Uniwersytetu – ich ukochanego Swamiego. ‘Program wdzięczności’, jak go nazwali, stanowił coroczną możliwość, dzięki której każda grupa absolwentów (uczniów 11 klasy, studentów ostatniego roku i doktorantów) poprzez skecze, piosenki i przemówienia wyrażała Bhagawanowi swoją wdzięczność. Ze swojej strony Swami zmieniał te chwile w pamiętne dla studentów sesje. Nic więc dziwnego, że serce Siddharty drżało z emocji.
Jednak w tym podekscytowaniu zawarta była szczypta niepokoju biorąca się z faktu, że miał w tym przedsięwzięciu wziąć bezpośredni udział. Każdego roku studenci starali się być coraz bardziej innowacyjni w prezentowaniu swojej wdzięczności dla Swamiego. Siddharta (w skrócie: Sid) wraz z kilkoma kolegami z klasy wciąż wpadał na nowe pomysły. Tegoroczny plan miał polegać na grze ‘podaj dalej tę paczkę’, przedstawioną w stylu klasycznym, gdzie ‘kara’ miała się ukrywać pod każdą warstwą opakowania ‘podarunku’. Każda z tych ‘kar’ powinna być interesująca i skłaniająca Swamiego do patrzenia. Na przykład, jeden z uczestników miał się do kogoś upodabniać. Sid wyznaczył sobie rolę chłopca ‘ukaranego’ zadaniem naśladownictwa. Sid wpadł na ten pomysł oglądając stare nagrania z wizyt Swamiego w Kodaikanal, gdzie Babie bardzo podobała się gra, w którą grali uczniowie. Jednak to nie to wywoływało zdenerwowania Siddharty.
    Wyznaczona w tej grze ‘kara’ dla Sida polegała na zaśpiewaniu piosenki ułożonej przez nastoletniego Swamiego w celu zareklamowania lekarstwa noszącego nazwę Bala Bhaskara. Uzasadnienie ‘kary’ było dwojakie:
Sid był dobrym śpiewakiem i wybrana piosenka była droga sercu Swamiego. Żeby zapewnić sobie zaangażowanie Swamiego, Sid miał odegrać tę scenkę w taki sposób, aby widzowie byli przekonani, że zapomniał kilku linijek zwrotki - w nadziei, że Swami mu ją podpowie. Pomysł włączenia w to Swamiego był sam w sobie słodki i miły, ale kierownik akademika miał na ten temat własne zdanie:
 „Pomyśl tylko. Plan może przynieść odwrotny skutek, jeżeli Swami pozostanie nieporuszony. Więc nie przesadzaj. Na wypadek, gdyby nie było reakcji w ciągu kilku chwil, zachowaj się tak, jakbyś nagle przypomniał sobie i dokończ werset.”
   Sid zgodził się na to, ale jak do tej pory udało mu się zapamiętać jedynie dwie pierwsze linijki: ‘Dorike Dorike Bala Bhaskara, Balan Lara Balaku Lara.’
    W głębi duszy był przekonany, że Swami pomoże mu wybrnąć z tej sytuacji! Miał nadzieję, że podjęte przez niego ryzyko okaże się opłacalne.
 Ostatnią ‘karą’ miało być pytanie: „Kiedy Swami ostatnio odwiedził akademik?”
   Odpowiedź na nie miała zasugerować chłopcom, aby pomodlili się wspólnie do Bhagawana o kolejne odwiedziny. Potem mieli zaśpiewać piosenkę, w której proszą Pana o spełnienie tej płynącej z głębi ich serc potrzeby. Wydawało się, że plan jest doskonały.

Niezapomniany dzień

   Tamtego dnia Swami przybył na darszan na wózku. Objechawszy całą salę modlitewną, dostał się na podwyższenie i tuż po 17:30 dał znak do rozpoczęcia występów. Program zaczął się od przemówień. Chłopcy zwracali się do Bhagawana jak do swojego najlepszego przyjaciela – prosto z serca i bez kwiecistych słów. Do hołdu muzycznego i krótkich wystąpień w różnych językach dodali innowacyjną mimiczną szaradę dotyczącą wydarzeń z życia Swamiego. Następnym punktem programu był skecz ‘Podaj dalej tę paczkę’. Sid i jego koledzy wysunęli się na przód i zaczęli ją sobie przekazywać przy wtórze granej w tle muzyki. Doskonale to wyćwiczyli.  Chłopcy zachowywali tempo podawania, a uczniowie grający na żywo wiedzieli, kiedy mają przestać. Tak oto odegrano wszystkie ‘kary’ i Swami zdawał się doskonale bawić. Fatalny moment nadszedł wtedy, gdy paczka trafiła w ręce Sida i gdy zamilkła muzyka. Serce chłopca na chwilę się zatrzymało, gdy mistrz gry zażądał od niego:
   „Zaśpiewaj piosenkę, którą ułożył Swami w ramach marketingu szeptanego, mającą zareklamować lekarstwo…”
     Sid wziął do ręki mikrofon, spojrzał na Swamiego i zaczął:
     
Dorike Dorike Bala Bhaskara, Balan Lara Balaku Lara…”

   Potem wbił wzrok w podłogę i ponownie zerknął na Babę. Sprawiał wrażenie, że nie pamięta dalszego tekstu. Ci, którzy znali ten ‘plan’ patrzyli z podziwem jak bardzo wczuł się w tę rolę. Nie wiedzieli jednak, że wcale nie gra! Sid nie nauczył się następnych linijek! Wpatrywał się w Swamiego, a mimo to nie doczekał się pomocy. Znów spojrzał w dół. Ktoś zrozumiał jego sytuację i szeptem przekazał mu następną linijkę wiersza, Sid jednak jej nie dosłyszał.
      „Czy chcesz, żebyśmy ci pomogli?” – zapytał go Mistrz gry.
       „O tak, proszę”, odpowiedział z ulgą Sid.
     „Czy chciałbyś poprosić któregoś z przyjaciół o pomoc? – zwrócił się do niego Mistrz gry, mając nadzieję, że Sid ma na myśli kogoś określonego.
     „Moim jedynym przyjacielem jest Swami…”, odpowiedział Sid, wskazując sympatyczną postać pomarańczowej szacie.
     Na twarzy Swamiego rozkwitł szeroki uśmiech. Przywołał do Siebie Sida ruchem palca. Sid podbiegł do swojego Boga i usiadł u Jego boku. Swami powiedział wtedy:
                „Adi Ekkada Ani Adigeranna, Adi Adigo Kote Subbanna…”
                Potem, uśmiechając się do Sida, Swami powiedział:
                „A teraz idź i zaśpiewaj…”
   Szybko utrwalając w pamięci tekst, Sid zszedł ze sceny i wziął do ręki mikrofon. Zaśpiewał zwrotkę, której się właśnie nauczył. Swami był szczęśliwy i tryskał radością. Nie zawiódł go. Stał przy nim, gdy miał w głowie pustkę.
    Przedstawienie trwało jeszcze kilka minut. Potem chłopcy usunęli scenę i poprosili Swamiego o grupowe zdjęcie. Był późny wieczór, ale Swami zgodził się na krótką sesję fotograficzną podczas sesji bhadżanowej. Potem przyjął arathi i odszedł. Gdy koledzy zgromadzili się wokół Sida, gratulując mu przepięknej szansy podarowanej mu przez Swamiego, Sid opowiedział im to wszystko ze łzami w oczach. Tego wieczoru nigdy nie zapomni.
Akademickie alergie
Tego wieczoru, gdy Sid położył się do łóżka, przed oczami przetoczyło mu się całe studenckie życie. Jako student rozwinął w sobie przekonanie, że Swami nigdy go nie zawiedzie, bez względu na to co się stanie.
    Nauka nigdy nie była mocną stroną Sida – a zwłaszcza przedmioty ścisłe i matematyka. Z trudnością przebrnął z tych przedmiotów egzaminy publiczne 10 stopnia. W rzeczywistości wybrana przez niego alma mater zwróciła się do jego rodziców, żeby zarejestrowali go raczej jako ‘prywatnego kandydata’ niż ucznia szkoły, bo wówczas szkoła uzyska 100% wynik! To wywarło na Sidzie i jego rodzicach wielkie wrażenie, zwłaszcza na jego mamie. Dołożył się do tego fakt, że starszy brat Sida, RP (Real Player -prawdziwy gracz), był doskonałym studentem, otrzymującym najwyższe oceny.
   Na jego obronę trzeba jednak powiedzieć, że Sid celował w sztukach. W szkole interesowały go nauki społecznie, psychologia i przedstawienia teatralne. Stopniowo odkrył w sobie zdolności wokalne i został pierwszym pieśniarzem badżanów wykonywanych w Sundaram – odpowiedniku Prasanthi Nilayam w Chennai. Zapisał się na kurs licencjacki i aktywnie rozwijał swoje zainteresowania, grając i śpiewając. Miało to miejsce wtedy, gdy jego brat wstąpił na wydział MBA w Instytucie Wyższego Nauczania Śri Sathya Sai. W tym samym czasie Sid dowiedział się o cudownej szansie pozwalającej studentom przygotowywać programy kulturalne i śpiewać piosenki w boskiej obecności Bhagawana. Instytut Wyższego Nauczania Śri Sathya Sai stał się w tym momencie dla Sida świadomie wybranym celem i okazją do zdobycia wyższego wykształcenia, dając mu szansę ofiarowania Panu tego, co uważał za swoją mocną stronę. Latem 2005 i 2006 r. Swami odwiedził Kodaikanal. Sid także się tam udał. Podczas jednej z sesji darszanowych wyjawił Swamiemu swoje pragnienie śpiewania dla Niego. 
  Jedynym wydziałem magisterskim w Instytucie Wyższego Nauczania Śri Sathya Sai, na jaki kwalifikował się Sid był wydział MBA. Ale to znowu wiązało się z Nemesis[1], przyjmującą w tym wypadku postać matematyki, której wyrzekł się pięć lat temu. Dzięki Bogu matematyka była jego jedynym wrogiem, z którym musiał się zmierzyć i który przyjął postać testu ‘Skuteczności ilościowej’, sprawdzającego m.in. zdolności logiczne i analityczne kandydata. Natomiast inne przedmioty – czyli angielski i sensowność wypowiedzi, oraz grupa dyskusyjna i interview poszły mu bardzo dobrze. Było oczywiste, że posiadane przez niego zdolności ukryły jego największą słabość, ponieważ zdał pomyślnie egzaminy i w czerwcu 2006 r. został studentem zarządzania biznesem w ‘koledżu Swamiego’.
Swami przyjechał z Brindawanu do Puttaparthi ósmego czerwca. Do tej pory Sid przekonał osoby odpowiedzialne za grupę bhadżanową w Prasanthi, żeby pozwoliły mu zaśpiewać w obecności Bhagawana. Tamtej niedzieli, 11 czerwca, Swami wezwał Sida i wziął od niego list. Pozwolił mu także śpiewać w mandirze. W czwartek 15 czerwca 2006 r. Sid zaśpiewał dla Swamiego pierwszy z wielu swoich bhadżanów. Ów debiut połączony został z pieśnią ‘Hej Sai Dżaganata – O Sai, jesteś Panem wszechświata…’. Był teraz przekonany, że jego życie ma dobrze wytyczony kierunek. 
    Można namalować paski na skórze osła i przepchać go jako zebrę, jednak pierwsze krople deszczu ujawnią ukrytą prawdę.
    Jeśli chodzi o Sida, to takim zimnym prysznicem okazał się CIE (Continuous Internal Evaluation exam – egzamin Stałej Oceny Wewnętrznej [i Rozwoju]), kiedy oblał (Quantitative Methods) test z metod ilościowych w badanich ekonomicznych (FM). Gdy tylko się o tym dowiedział, wyznał to Swamiemu. Odniósł wrażenie, że Swamiego to wcale nie obchodzi, ponieważ po prostu powiedział mu: „Siedź.”
  Mijały miesiące i nadszedł czas na końcowe egzaminy semestralne. Perspektywa zdawania dwóch egzaminów – z zarządzania finansowego i metod ilościowych – sprawiała, że po plecach Sida zaczynały wędrować ciarki lęku.  Na dzień przed egzaminem z zarządzania biznesem Sid zdał sobie sprawę, że nic nie rozumie! Starał się uczestniczyć w nauce grupowej, ale, zdezorientowany i niepewny, okazał się najsłabszym członkiem najsłabszej grupy w klasie. Czuł się jak osoba posługująca się językiem tausziro, używanym przez wyizolowane plemię zamieszkujące las deszczowy w Amazonii, przebywająca w Chinach, gdzie mówiono językiem mandaryńskim! Wstał, nalał sobie szklankę mleka i udał się na spacer po stadionie Widjagiri. Siedząc na stopniach galerii, spoglądał na górującym nad nim posąg Hanumana i przemawiał do niego jak do najlepszego przyjaciela.
   „Wkrótce to wszystko się skończy. Jutro przepadnę podczas egzaminów.”
  To samo przeżył przed egzaminem z metod ilościowych. Ku jego zaskoczeniu okazało się na szczęście, że nie zaliczył tylko testu z metod ilościowych. Najwyraźniej w tegorocznym teście FM znalazło się dużo pytań teoretycznych, na które Sid odpowiedział wystarczająco dobrze w doskonałym języku angielskim. To go upewniło, że zdał. Wdzięczny Swamiemu, Sid przeszedł do drugiego semestru. Napisał dodatkowy egzamin z QM i udało mu się. Pierwszy semestr MBA zakończył się dla niego sukcesem.

Akademicka katastrofa

  W Instytucie Wyższego Nauczania Śri Sathya Sai semestry parzyste wypełnione są działalnością kulturalną. Rozpoczyna je Daśara, a po niej następuje konwokacja, obchody urodzin Bhagawana Baby, Boże Narodzenie i coroczne Święto Sportu i Kultury. Nie muszę mówić, że Sid oddał się temu całą duszą, bawiąc się i rozwijając w atmosferze odsłaniającej jego zamiłowania i talenty. To oddanie się zajęciom kulturalnym skutkowało proporcjonalnym obniżeniem się jego wyników akademickich. Pierwszy rok zakończył się letnimi wakacjami, po których, w czerwcu 2007 r., rozpoczął się następny.
  W lipcu, w przerwie pomiędzy zajęciami, ogłoszone zostały wyniki ubiegłorocznych, końcowych egzaminów semestralnych. Zgodnie z przyjętą przez siebie taktyką, Sid zwrócił się do dwóch swoich przyjaciół: 
„Jak poznacie swoje wyniki, to rzućcie okiem na moje… Może się jakoś się przecisnąłem…”
   Obaj jego przyjaciele byli najlepszymi studentami, walczącymi o złote medale i ich przyjaźń z Sidem potwierdzała teorię, że przeciwności się przyciągają. Sid został sam w klasie, gdy koledzy pobiegli sprawdzić wyniki egzaminów. Po kilku minutach wrócili. Widząc ich poważne miny, Sid doszedł do wniosku, że pewnie mu się udało i oblał jedynie QM.
„Sid, test z QM…”, zaczął Czandru.
„Hmmm, OK. To było do przewidzenia. Obawiałem się pana Bhagii, który tak bardzo stara się nas wszystkiego nauczyć…”
„To jeszcze nie wszystko”, przerwał mu Krisznakumar, oblałeś również MAC.”
„Rachunkowość zarządzania?! To źle…  Uzupełnienie dwóch referatów…”
„Sid”, wykrzyknął Czandru, „oblałeś także HR – zasoby ludzkie...”
„Co??!!” – teraz nawet Sid się przeraził. Jak mógł oblać egzamin opisowy?
Siedział w milczeniu wchłaniając w siebie ten cios. Będzie musiał przygotować połowę artykułów z egzaminów uzupełniających. Czy uda mu się to zrobić przy takiej ilości pracy? W tym momencie Czandru poinformował go o zasadach uniwersyteckich, pomocnych w takich sytuacjach.
  „Sid, będziesz musiał powtórzyć ten semestr. Dopóki nie ukończysz z sukcesem pierwszego, nie będziesz mógł studiować na drugim. W tym roku zostaniesz usunięty z uniwersytetu i przyjęty jako student pierwszego roku w przyszłym semestrze…”
    Te słowa uderzyły w Sida z impetem wielkiego tira. Nie mógł znieść myśli o hańbie jaka go czeka, kiedy pojawi się w domu. To będzie kolejna porażka, która oddali go od Instytutu Wyższego Nauczania Śri Sathya Sai, od działalności kulturalnej, a co najważniejsze, od Swamiego! Wstał z krzesła i ruszył w stronę akademika. Będąc w takim nastroju nie mógł wejść do klasy. Po drodze spotkał opiekuna akademika.
„Sairam, proszę pana…”
„Sairam, Siddharta… Właśnie chciałem cię zapytać, kiedy się wyprowadzasz?”
„Ale… ale… proszę pana, chciałbym przedłożyć mój test z HR do ponownej oceny …”
„Hmmm, OK”, odpowiedział opiekun, który wiedział, że nic z tego nie będzie. „Zacznij się jednak pakować.”  
  Wynikało to z tego, że arkusze z odpowiedziami ucznia, który ich nie zaliczył, były automatycznie ponownie przeglądane, aby wykluczyć błąd sprawdzającego. Niezdany egzamin rzeczywiście oznaczał, że go nie zdał i nie może liczyć na zmianę wyniku. I to właśnie przydarzyło się Sidowi. Oblał egzamin i zanim zostanie ponownie przyjęty do grupy młodszych od siebie kolegów, musi na kilka miesięcy opuścić akademik i koledż. Teraz Sid poczuł przerażenie. Tak bardzo bał się reakcji rodziców na to, co się stało, że się im do tego nie przyznał.
   Wtedy dostał wiadomość, że jego mama wyruszyła do Puttaparthi, pragnąc się z nim zobaczyć. To zdumiewające jak instynkt macierzyński podpowiada matce, kiedy jest potrzebna swemu dziecku.
Z powrotem do domu
    W ciągu trzech dni od ogłoszenia rezultatów twarz Sida pobladła i dręczyła go poważna nadkwasota żołądkowa. Nic więc dziwnego, że następnego ranka mama zaprowadziła go do Szpitala Ogólnego. Lekarz stwierdził, że są to klasyczne symptomy głęboko zakorzenionego napięcia. Zapytał, czy czymś się denerwuje.
   „Jestem tutaj ze Swamim. Dlaczego miałbym się czymkolwiek denerwować? - skłamał Sid przez zaciśnięte zęby. Lekarz przepisał mu leki i zalecił odpoczynek w szpitalnym łóżku, a następnie podłączył go do kroplówki. Na widok syna w takim stanie, mama się rozpłakała. Przytulając go do siebie, zastanawiała się, co się stało.
   Nadszedł czas na powiedzenie prawdy. Ciepło matczynego uścisku rozpuściło napięcie i lęki Sida. Otworzył przed nią serce i opowiedział jej o wszystkim. Mama również miała łzy w oczach i nie wiedziała co robić. Ale Sid czuł się teraz o wiele lepiej. Spadł mu z serca ogromny ciężar. Dzięki temu choroba ustąpiła i w ciągu następnych dwóch godzin został wypisany ze szpitala. Jego mama napisała list do Swamiego i dała go Sidowi, prosząc, żeby oddał go Panu.
    Sid wrócił do swojego pokoju w Puttaparthi. Nie mógł już dłużej przebywać w akademiku. Zjadł lekki obiad, odpoczął i przygotował się na wieczorny darszan. Była to prawdopodobnie jego ostatnia okazja do cieszenia się nim w grupie studentów, przynajmniej na jakiś czas. Usiadł w swoim ulubionym miejscu w sali badżanowej, z którym łączyło go mnóstwo wspomnień związanych ze śpiewaniem badżanów. Pojawił się Swami i natychmiast skinął na niego. Sid podszedł do Bhagawana, podał Mu list i powiedział: „Swami, ten list dała mi dla Ciebie moja mama. Poproszono mnie, żebym wrócił w listopadzie i ponownie wziął udział w zajęciach.”
    Było oczywiste, że Sid nie chce bezpośrednio powiedzieć Babie, że nie zdał. Swami pochylił się nad trzymanym w ręku listem. Wezwał Sida do Siebie i położył Swój palec na jednym ze zdań napisanych przez mamę:
     „Swami, Ty wiesz, co jest najlepsze dla mojego dziecka…”
    „Zobacz, co napisał twoja mama”, powiedział klepiąc Sida po plecach.
     „Tak, Swami. To prawda. Ty wiesz, co jest dla mnie najlepsze”
     „Wyjedź teraz i wróć w listopadzie”, rzekł Swami ponownie klepiąc go po plecach.
     „Swami, czy jeśli przyjadę w tym okresie do Puttaparthi, to czy będę mógł śpiewać dla Ciebie badżany?” (jako członek grupy badżanowej w Prasanthi)
     „Oczywiście… oczywiście. Powiedź swojej mamie, że porozmawiam z nią.
   Sid był w siódmym niebie. Swami przyrzekł, że udzieli jego mamie interview. Nie mógł uwierzyć w ten zwrot akcji. Zwrócili bilety na podróż, ponieważ jego mama czekała z radością na audiencję. Jednak audiencja nie doszła do skutku. Minęły cztery dni, w czasie których Sid siedział w pierwszym rzędzie ‘pokazując’ Panu swoją twarz. Swami uśmiechał się do niego, potwierdzając, że go widzi, ale to wszystko. Piątego dnia podszedł do Sida pan Nitin Aćaria, który w tych dniach asystował Sai Babie i powiedział:
    „Proszę pana, myślę, że może pan usiąść z tyłu. Nie ma potrzeby, żeby siedział pan w przodu.”
Sid zrozumiał, że słowa Swamiego nie oznaczały, że interview odbędzie się zaraz. Miały inne znaczenie, które zrozumieją z upływem czasu. Jeśli chodzi o chwilę obecną, to wszystko było skończone. Wrócił więc z mamą do Chennai. 
    Na miejscu przekonał się, że ‘odesłanie’ kogoś z Uniwersytetu Swamiego nakłada na człowieka piętno i przynosi mu hańbę. Otaczający nas ludzie i społeczeństwo, poddając nas zjadliwej krytyce, stają się często okrutni. Sid czuł się bardzo samotny i miał nadzieję, że do listopada dni będą mijały mu szybko. Zdał sobie także sprawę, że chociaż w grudniu przyjmą go ponownie na uniwersytet, to wciąż będzie musiał zaliczyć egzaminy z MACa, HRu i QMu. Z całą powagą wziął sobie korepetytora i zaczął się uczyć MACa i QMu od podstaw.
    Dni przechodziły w tygodnie, a tygodnie w miesiące. Mając pełną wiarę w Swamiego, Sid wytrwale pracował. Ale, podobnie jak kilka miesięcy wcześniej, nie miał pewności czy wybrał dobry kierunek studiów. Nabrał jednak jeszcze większego zaufania do Swamiego. Dotychczasowe poczucie wyizolowania i smutku przemieniło się w potrzebę samotności. W listopadzie wrócił na drugi semestr pierwszego roku MBA.

Prześladowania egzaminacyjne wciąż trwają

   To był znowu parzysty semestr wypełniony wydarzeniami kulturalnymi. Po raz kolejny Sid zaangażował się w nie. Było już wprawdzie za późno na wzięcie udziału w przedstawieniu konwokacyjnym, ale i tak stał się integralną częścią pozostałych programów kulturalnych. Jak się zdawało, życie stało się lepsze i czuł, że zostawił za sobą rozczarowanie wywołane niepowodzeniami. I wtedy Nemesis uderzyła ponownie. Na egzaminie ze stałej oceny wewnętrznej i rozwoju ponownie oblał MACa, rachunkowość zarządzania i QM - metody ilościowe w badaniach ekonomicznych. Fakt, że zaliczył HR, zasoby ludzkie, nie był pocieszeniem i tak naprawdę napełnił go to jeszcze większą goryczą, ponieważ MAC i QM przerobił z korepetytorem.
   Będąc w złym nastroju i czując się zagubiony wyjechał do Chennai do dentysty. Nie był to jednak problem dentystyczny, lecz umysłowy - Sid chciał się szybko znaleźć w ramionach swojej mamy. Czuł, że zawiódł Swamiego i nie wiedział, jak Mu się pokaże.
   „Mamo, tym razem wszystko przepadło. Nie wrócę, to bez sensu. Nie ma takiej siły, dzięki której mógłbym się nauczyć tych dwóch przedmiotów. Jestem pewny, że jeszcze raz zawiodę i zostanę usunięty. Zamiast znosić hańbę i ból, sam się wycofam.”
  Zranił tym i zaniepokoił swoją mamę. Odbierała cierpienie syna i nie wiedziała, jak uzdrowić jego serce. Powtarzała mu, że napisała do Swamiego.
„Mój kochany, Swami wie, co jest dla ciebie najlepsze. Skoro jesteś w nieszczęściu, to zbliż się do Niego. Ty jednak od Niego uciekasz. Zmień to. Wróć i wszystko będzie dobrze.” 
    To przekonanie mamy wypływało częściowo z jej przekonań i częściowo z żywionej nadziei.
    Po kilku dniach Sid wrócił z wahaniem do Puttaparthi. Pierwsze co zrobił, to otworzył serce przed panem Bhagią, nauczycielem QMu. Pan Bhagia jest szczególnego rodzaju wykładowcą, wpływającym pozytywnie na setki studentów MBA. Poświęcił się pracy i został mentorem swoich uczniów. Nic dziwnego, że Sid czuł się w obowiązku przeprosić go i wytłumaczyć się.
   „Porażka na egzaminach wypływa jedynie z moich błędów, proszę pana… Proszę, niech pan nie myśli, że moje wyniki rzutują na pana pracę. Jestem beznadziejnym przypadkiem.”  Sid otworzył się i opowiedział mu o swoich niepowodzeniach, zwłaszcza w przedmiotach opartych na matematyce.
„Synu, próbuj i ucz się z całych sił. Potem miej odwagę przyłożyć pióro do papieru. Po prostu zrób wszystko co tylko możliwe.
„Co jednak, jeśli to nie wystarczy?”
„Nie wystarczy komu? To co w tobie najlepsze wystarcza Bogu. On uczyni resztę.”
    Po egzaminach semestralnych Sid wyruszył do domu na letnie wakacje. Nie miał złudzeń co do swojego losu. Ponieważ nie zaliczył egzaminu CIE, zatem wydawało się niemożliwe, żeby zdał egzamin końcowy z wystarczająco wysoką nadwyżką, kompensującą tamto niepowodzenie. Niepokoił się, że w czerwcu 2008 r. może nie dostać miejsca w akademiku na trzeci semestr.

Jedyny przyjaciel

   Ku swojej wielkiej uldze Sid dowiedział się, że ukończył drugi semestr z sukcesem. Nie obchodziły go oceny. Nie przepadł i to mu wystarczyło. Jego jedynym wrogiem były przedmioty ścisłe i dlatego Sid uważnie wybrał te, które nie wymagały przeprowadzania kalkulacji. Pozbył się lęku przed porażką i przeznaczył swój czas, energię i serce na śpiewanie, występowanie w sztukach i publiczne wystąpienia. Tego roku przyznał sobie kluczową rolę w przedstawieniu konwokacyjnym ‘Premaszrajam’. Będąc jednym z najstarszych studentów w akademiku, regularnie śpiewał bhadżany w obecności Swamiego. Podczas spektaklu wystawionego z okazji Corocznego Spotkania Sportu i Kultury, zagrał z wielkim rozmachem rolę Szakuni, zyskując uznanie Swamiego i pozostałych widzów.
    Rok akademicki szybko się zbliżał ku końcowi i Sid pragnął, żeby Swami pomógł mu zaplanować przyszłość. Ostatecznie postanowił zostać ze Swamim w Prasanthi Nilayam. Dlatego poświęcił sporo czasu i myśli na wyszukanie możliwych dla siebie rozwiązań. Najbardziej odpowiadałaby mu działalność w Radiu Sai, ze względu na aktywne zainteresowania i obecną w jego twórczości pasję. Pod koniec lutego 2009 r. miał okazję uzyskać radę Sai Baby.
                „Swami, MBA już się skończyło. Co mam robić dalej?”
                „PhD, cheyi. Zrób doktorat.”
                Sid był zszokowany. Pomyślał, że źle zrozumiał Swamiego. Ale jego najgorsze obawy okazały się prawdą. Swami radził mu uzyskać stopień doktora – więcej nauki, więcej Nemesis!
                „Swami, zrobię to dla Ciebie…”
                Swami kiwnął głową. Sid chciał do końca wyjaśnić, że zrobi doktorat jedynie ze względu na Swamiego. Więc powtórzył:
                „Swami zrobię to wyłącznie dlatego, że każesz mi to zrobić…”
                „Dotknij Moich stóp.”
                Sid pochylił się i ucałował stopy Pana. W sercu modlił się gorąco: „To Twoja sprawa jak zrobię ten doktorat, skoro z trudnością udało mi się przebrnąć przez niektóre przedmioty.”
    Otrzymawszy instrukcję od Swamiego, podszedł do szefa Instytutu, żeby przedyskutować tę sprawę. Sid miał reputację wesołka z inklinacją do żartów, potrafiącego śmiać się z każdej sprawy. Ta reputacja zraniła go, gdy przedstawił swój plan zrobienia doktoratu.
                „Zwariowałeś? Pewnie wykorzystujesz swój talent aktorski, żeby z tego zakpić. Pozwól, że cię ostrzegę, Siddharta. Nie jest dobrze ironizować w ten sposób. Wyjdź stąd i wracaj do klasy!”
     „Nie, proszę pana. Naprawdę chcę to zrobić. Nie przyszedłem tutaj, żeby opuścić lekcję. To Swami kazał mi zrobić doktorat.”
      Kierownik wybuchnął głośnym śmiechem.
      „Zapytam Swamiego…”
       I na tym zakończyła się ta rozmowa.
    Następne dni okazały się dla Sida bardzo trudne i pełne napięcia. Swami nie poruszał już z nim tematu doktoratu, może tylko z nauczycielami i prorektorem. Zwykle studenci, którzy otrzymywali bezpośrednie wskazówki od Swamiego, uważani byli za szczęściarzy. Ale przyjaciele Sida, zamiast mu gratulować, zdawali się składać mu kondolencje.
    „Ach, Sid… słyszeliśmy… Swami kazał ci robić doktorat?.... Biedaku…”
     „Nie martw się Sid… Na pewno wyjdzie z tego coś dobrego…”
   „Możliwe, że byłoby lepiej, żeby Swami z tobą o tym nie rozmawiał.”
   Sid czuł się rozdarty. Niewątpliwie chciał zostać ze Swamim, ale jak miał zrealizować Jego niemożliwy do wykonania rozkaz zrobienia doktoratu?
    W ciemnościach nocy Sid dostrzegł światło, gdy w jego śnie pojawił się Swami. Trzymając go za ucho, wprowadził go do pokoju audiencyjnego. Tam Sid zapytał Bhagawana:
    „Swami, czy jesteś przekonany, że ci ludzie przyznają mi doktorat?”
    „Nie z zarządzania. Doktorat z angielskiego.”
    Nagle Sid poczuł się lekki jak piórko. Ale wciąż dręczył go pewien problem.
 „Swami, do doktoratu z angielskiego wymagane jest magisterium z angielskiego.”
    „Zrób studia podyplomowe z angielskiego.”
     „Ale tego nie oferuje nasz koledż, Swami.”
    „Powiem ci później. Ale po ukończeniu MBA skoncentruj się na studiach podyplomowych z angielskiego.”
   Potem, ponownie chwytając go za ucho, Swami wyprowadził go na zewnątrz.
    Sid się obudził. Była czwarta rano. Czuł się szczęśliwy i radosny. Miał uśmiech na twarzy. Wiedział teraz, co powinien robić. Swami stanął ponownie u jego boku, gdy czuł się opuszczony przez wszystkich i zmienił to opuszczenie na potrzebę samotności.
    To wzbudziło w nim całkowite przekonanie, że gdy dojdzie do wersetu Bala Bhaskara w Dniu Dziękczynienia, Swami, jego najlepszy przyjaciel niewątpliwie będzie go wspierał. To przekonanie i łaska Swamiego sprawiły, że program Dnia Wdzięczności pozostanie w pamięci Sida na zawsze.
Marzenie kończy się koszmarnym początkiem
   Rozpoczęły się wakacje. Nie było dla nikogo niespodzianką, że Sid został w Prasanthi Nilayam. Pewnego kwietniowego dnia dostał po bhadżanach szansę ofiarowania Swamiemu róży. Czuł, że będzie to doskonała okazja wyjaśnienia tego, co Swami powiedział mu we śnie. Podając ją Sai Babie, rzekł: 
  „Swami, powiedziałeś mi, że powiesz mi później, gdzie mogę wstąpić na studia podyplomowe z angielskiego…”
  „Zrób je w Madrasie”, powiedział Swami, „ale zaraz po ich ukończeniu wróć tutaj.”
   Sid odnosił się do słów Swamiego wypowiedzianych przez Pana w jego śnie. Swami natychmiast i bezpośrednio zareagował na nie. Sid rozumiał już wszystko i poinformował mamę, że wkrótce wróci do Chennai, żeby w ciągu dwóch lat uzyskać magisterium z angielskiego w Koledżu Loyoli. To da mu konieczne kwalifikacje do zrobienia doktoratu w Instytucie Wyższego Nauczania Śri Sathya Sai i uzyskania tytułu profesora języka angielskiego. Dzięki temu zostanie ze Swamim w Parthi na zawsze. Był niezmiernie szczęśliwy. Miał wrażenie, że ból powtarzania błędów akademickich pozostawił już za sobą.
   Wydawało się jednak, że Swami chce jeszcze raz przetestować jego intencje i przynieść mu więcej radości w innym czasie.
  Wszystko to miało miejsce, gdy Sid został wytypowany latem 2009 r. do towarzyszenia Bhagawanowi do Kodaikanal. Kilkakrotnie wchodził w interakcje ze Swamim i cieszył się pobytem w Kodaikanal, ale prawdziwie odkrywcze okazały się rozmowy odnośnie jego doktoratu. Któregoś dnia Swami powiedział do niego:
    „Aj! Potem podejmij pracę w banku…”
 „Swami, kazałeś mi uzyskać magisterium, a potem doktorat.”
   Na tym rozmowa się urwała. Przy innej okazji Swami pytał studentów, jakie otrzymali tytuły. Gdy Sid odpowiedział na to, Swami rzekł:
   „Ho, ho! Zrobiłeś licencjat!”
   „Swami, w licencjacie nie ma nic wielkiego… Wkrótce zrobię magisterium. To lepsze niż licencjat…”
    Na tym skończyła się ta konwersacja. 
  Trzecia rozmowa odbyła się w przejmujących okolicznościach. Podczas publicznej sesji w sali bhadżanowej, studenci zaczęli nagle płakać. Szlochali, śpiewając słynne Humko Tumse Pyar Kitna. Nawet Swami poddał się emocjom, lejąc łzy i próbując uspokoić chłopców.
  Sid tak wspomina tę chwilę: „Nie rozumiałem, co się z nami dzieje. Wyglądało na to, że tego dnia przeznaczenie każe nam wszystkim płakać. Po prostu płakaliśmy i nawet Swami płakał.”
  Istniała możliwość, że Kodaikanal wyraziło w ten sposób siebie poprzez chłopców, domyśliwszy się, że już nigdy więcej nie będzie gościło u siebie Boga, ponieważ Jego misja Awatara dobiega końca.
    Po tej sesji, gdy wszyscy napełnili się oddaniem, Swami spytał Sida:
  „Twoja mama ma własną firmę (Trayee Solutions). Dlaczego w niej nie pracujesz?”
    „Swami, chcę zdobyć magisterium i uczyć”, odpowiedział Sid.
   „W porządku. W okolicy jest mnóstwo koledżów. Możesz wybrać któryś z nich.”
   „Nie, Swami.  Chcę uczyć tylko w Twoim koledżu, nie w żadnym innym.”
 Na twarzy Swamiego pojawił się uśmiech. Pobłogosławił Sida padanamaskarem. W ciągu kilku dni Sid zmienił zdanie. Zrezygnował ze swojej poprzedniej wypowiedzi, która brzmiała: „Swami, kazałeś mi zrobić magisterium” i zamiast niej przyjął taką: „Swami, chcę uczyć w Twoim koledżu.” Ach! Teraz był gotowy.
    Podczas ostatniej prywatnej sesji w Kodaikanal, Swami dokonał objawienia, które oszołomiło Sida. Stało się krystalicznie jasne, że najlepsze są boskie plany. Swami kiwnął na niego i zapytał:
    „Nee Class Lo Yenta Mand Ra? - Ile osób jest w twojej klasie?”
Każda klasa w Puttaparthi przyjmuje 50 studentów. Tak też się złożyło, że ‘50’ było też jedynym zrozumianym dla Sida słowem w telugu.
Swami, Yabhai mandi – Swami, pięćdziesięciu.”
Wówczas Swami zwrócił się do starszyzny i rzekł:
    „Zobaczcie, spośród 50 osób w klasie, przywiozłem do Kodaikanal jedynie tego chłopca.”
   Gdy starsi kiwali głowami, Sid zastanawiał się, co powiedział Swami. Tamtego dnia przebywało w sali sześciu kolegów z jego klasy. Swami odwrócił się i spojrzał Sidowi prosto w oczy. W jednej chwili Sid wszystko zrozumiał. 
    Był jedynym studentem ze swojej pierwszej grupy MBA! Żaden z jego poprzednich kolegów nie znalazł się Kodaikanal, ponieważ w 2008 r. Swami nie gościł w kurorcie! Gdy cały świat myślał o Sidzie jako o pechowcu, a jednak Swami sprawił, że poczuł się jak zwycięzca. „Jeśli nagrodą jest wypad do Kodaikanal, to nie mam nic przeciwko temu, żeby upadać jeszcze wiele razy! Dzięki tym moim dwóm potknięciom zyskałem okazję podróżowania z Bogiem.”
   Ze łzami w oczach, Sid przypomniał sobie tamten dzień, kiedy Swami wskazał palcem na zdanie napisane przez jego mamę:
     „Swami, Ty wiesz co jest najlepsze dla mojego syna.”
Tak, boskie plany przynoszą każdemu najwyższe dobro.
Zakończenie
     Zgodnie ze wskazówkami Swamiego, Sid przeniósł się do Koledżu Loyoli i w 2011 r. uzyskał tam magisterium z języka angielskiego. Wtedy to otrzymał wiadomość, że Swami opuścił ciało fizyczne. Poczuł się wyczerpany i zagubiony. W tych dniach ogromnego smutku, zaglądał głęboko w swoje serce, nie wiedząc co robić i szukając rady Swamiego. Do głowy przypływała mu wciąż jedna myśl:
    „Zrób magisterium z angielskiego w Madrasie, ale potem natychmiast wróć tutaj.”
 
   Dokładnie w tym czasie zwolniło się miejsce nauczyciela angielskiego w Instytucie Wyższego Nauczania Śri Sathya Sai. Sid wystąpił o nie i został powitany z otwartymi ramionami. Został asystentem profesora na wydziale anglistyki i służy tam do dzisiaj. Zgodnie z pragnieniem Swamiego pracuje na swój doktorat z angielskiego, przekazując jednocześnie studentom z wielką pasją miłość do nauczanego przez siebie przedmiotu i co o wiele ważniejsze, miłość do Swamiego.
tłum. J.C.
[1] Nemesis – grecka bogini sprawiedliwości, zemsty i przeznaczenia

 

Stwórz darmową stronę używając Yola.