Życie jest szansą… Skorzystaj z niej! – część 7

Mój Swami i ja
Dr Choudary Voleti

  

Zindywidualizowane plany dla nas wszystkich
   Swami posiada zindywidualizowany plan dla każdego człowieka. Dlatego uważam, że popełniamy błąd, porównując sposób w jaki postępuje wobec nas i innych osób. To, skąd dokładnie wie, kiedy i czego potrzebujemy, stanowi część odwiecznej tajemnicy. Aby to zilustrować, opowiem wam, jak Baba odnosi się do pacjentów. Przekonacie się, że do każdego inaczej, dopasowując się doskonale do osoby i sytuacji w jakiej się ona znajduje.
    Pierwsza relacja odnosi się do członka rodziny Swamiego. Dziesięć lat temu był to młody człowiek z poważnymi problemami sercowymi. Lekarze chcieli przeprowadzić zabieg plastyki jego naczyń. Pacjent udał się do Swamiego, który mu wytłumaczył, że nie wymaga interwencji chirurgicznej i nie musi się o nic martwić. Młodzieniec czuł się doskonale przez następne 10 lat, potem problem powrócił. Przyjechał wiec do Puttaparthi i podczas darszanu poinformował o tym Swamiego. Swami ponownie go zapewnił, że nie ma się czym przejmować, ale tym razem przekazał mu wyraźne instrukcje, wskutek których młody człowiek przyszedł zobaczyć się ze mną. Sprawdziłem jego angiogram i następnego dnia poinformowałem Swamiego, że konieczny jest zabieg. Swami zgodził się ze mną: „Tak, to nieuniknione. Zrób wszystko co będzie dogodne dla ciebie i dla niego.” Swami nie dał mi żadnych poleceń odnośnie tego, kiedy i jak wykonać operację. Dzięki łasce Bhagawana wszystko potoczyło się gładko.
    Drugim pacjentem był 70 letni dżentelmen z Afryki, cierpiący na poważną chorobę serca. Lekarze od dziesięciu lat namawiali go na operację. Ów dżentelmen przyszedł do mnie z angiogramem. Angiogram wykazał tak poważne schorzenie, że mogłem jedynie powiedzieć: „Dżej Sai Ram, nie mam pojęcia jak w tym wypadku postąpić. Proszę zobaczyć się ze Swamim. Wszystko będzie zależało od Niego.” Podczas darszanu ów pan próbował rozmówić z Bhagawanem, ale Bhagawan nie reagował na jego starania i przez tydzień go omijał, wskutek czego biedak szalał z niepokoju. Ostatecznie w najbliższą niedzielę po tych wydarzeniach zawitał do Puttaparthi syn tego pana i Swami zaprosił ich na audiencję. Wyjaśnił pacjentowi, że ma chore serce i konieczna jest operacja. Gdy rodzina wychodziła z pokoju interview, Sai wezwał mnie do Siebie i powiedział, że pacjent jest Jego długoletnim wielbicielem i ma teraz mnóstwo problemów. Polecił mi przejrzeć uważnie jego dokumentację i dobrze się nim zaopiekować. Następnie wyznaczył datę operacji. Dzień przed operacją, gdy schyliłem się do padanamaskaru, Swami ostrzegł mnie mówiąc: „Podczas zabiegu bądź bardzo ostrożny. To starszy człowiek. Zabieg jest koniecznością, bardzo jednak uważaj.” W tym wypadku instrukcje Swamiego, w porównaniu do poprzednich, okazały się bardzo dokładne. Przedtem Swami po prostu potwierdził, że pacjent wymaga operacji i nie zajmował się szczegółami. Pacjent całkowicie ufał planom Swamiego, więc niczego mu nie tłumaczyłem. Był bardzo zamożnym człowiekiem. Mógł udać się w każdy zakątek świata i tam poddać się zabiegowi, ale wolał, żeby odbyło się to w szpitalu Swamiego. Nie muszę mówić, że wszystko poszło doskonale.
    Trzecia historia jest jeszcze bardziej zdumiewająca. Tym razem mieliśmy do czynienia z wielbicielką Baby ze Szwecji, często przyjeżdżającą do Puttaparthi, mimo bardzo zaawansowanego wieku. Podczas tamtej wyprawy dopadły ją problemy z oddychaniem i została przyjęta do szpitala. Lekarze początkowo myśleli, że po prostu mocno się przeziębiła. Jednak, kiedy po trzech tygodniach jej stan nie   uległ poprawie, zbadał ją kardiolog i odkrył, że jedna z zastawek w jej sercu nieprawidłowo pracuje. Mogła jej pomóc jedynie operacja. Pacjentka nie była w stanie przejść nawet do łazienki, żeby się uczesać, ponieważ natychmiast zaczynała się dusić. Jej stan był ciężki i nie miała w Indiach żadnych krewnych. W przypadku operacji, przepisy w naszym szpitalu wymagają obecności kogoś z rodziny. Dlatego do Puttaparthi przyjechała ze Szwecji jej bratowa. Miałem dylemat i nie wiedziałem, jak postąpić. Chodziło o dwie sprawy. Po pierwsze, nie mieliśmy danych na temat jej statusu imigracyjnego, a po drugie, jej operacja zaburzała kolejność wykonywanych przez nas zabiegów, ponieważ ta pani musiałaby zająć miejsce już czekającej osoby. Przejdę od razu do sedna. Jedynym autorytetem, który mógł zdecydować, czy powinniśmy zoperować tę panią czy nie, był Swami. Zasugerowałem, że możemy poprawić stan pacjentki podając jej tlen i organizując przelot do Szwecji. Upewniłem chorą, że z błogosławieństwem Sai Baby doleci bezpiecznie do domu i tam podda się zabiegowi. Ona jednak była przekonana, że musi być zoperowana w szpitalu Swamiego. Pewnego dnia powiedziałem w końcu: „Swami, mamy wielbicielkę ze Szwecji. Wymaga operacji. Czy mamy przeprowadzić ją tutaj?” Swami natychmiast odrzekł: „Powinieneś ją zoperować.” To była bardzo trudna operacja, ponieważ raczej naprawiałem niż wymieniałem zastawkę, co wiązało się z bardziej złożoną procedurą. Dzięki łasce Swamiego, zabieg zakończył się sukcesem. Ostatnia część tej historii okazała się zabawna i pouczająca, ponieważ podkreśliła niezwykłą wagę zdrowotnej misji Swamiego, mierzonej w skali globalnej. Pacjentka, doszedłszy do siebie, skontaktowała się ze swoją firmą ubezpieczeniową w Szwecji, gdyż pragnęła wrócić do kraju. Firma ubezpieczeniowa poczuła się zobowiązana. Jej przedstawiciel chciał wiedzieć, na czyje konto ma przelać pieniądze. Pacjentka wytłumaczyła ubezpieczycielowi, że nie to niepotrzebne, ponieważ jej pobyt w szpitalu, włącznie z zabiegiem, był bezpłatny. Ubezpieczyciel roześmiał się podejrzewając, że kpi sobie z niego - pewnie wcale nie przeszła operacji. Biedna pacjentka musiała poszukać dobrych argumentów, aby go przekonać, że wcale nie żartuje - i że tak, istnie jeszcze na tym świecie miejsce, gdzie wykonuje się bezpłatnie kompleksowe zabiegi na sercu!
  Swami jest najlepszym lekarzem na świecie. Nie ma co do tego najmniejszych wątpliwości. My, doktorzy, możemy posiadać rozległą wiedzę naukową i mieć do dyspozycji wszelkie środki, ale Swami dostrzega rzeczy leżące poza granicami naszej wiedzy. Nie potrzebuje do tego żadnych instrumentów. Zilustruje to następny przykład.
      Podczas jednej z moich wizyt w Puttaparthi, Swami zaprowadził mnie do bardzo zdrowo wyglądającego młodego człowieka i polecił mi go zoperować. Zaraz po powrocie do szpitala poszukałam w komputerze informacji medycznych na jego temat. Okazało się, że nigdy nie był u lekarza i nie poddawał się testom. Gdy je wykonaliśmy, w tym angiogram, stwierdziliśmy, że główne arterie jego serca są zablokowane. Pomyślałem wtedy, że Swami nie potrzebuje wyrafinowanych badań, aby postawić diagnozę. Pacjent przeszedł czteronaczyniową operację bypassów bez powikłań. 
   Podczas innej okazji, Swami poprosił mnie o wizytę u pacjenta w szpitalu. Ów pacjent był długoletnim, oddanym wyznawcą Bhagawana. Przez ostatnie dwie dekady prowadził w Afryce dom i szkołę dla niepełnosprawnych i osieroconych dzieci. Trzy lata temu zemdlał podczas wieczornego dyskursu Swamiego. W tym czasie zanikł mu puls i nie można było ustalić ciśnienia. Mimo to Swami go ożywił. Przez trzy lata ów człowiek był zdrowy i wciąż służył swoim dzieciom. Teraz przygotowywał się do powrotu do domu, gdy niespodziewanie Swami polecił mu odwołać lot i zgłosić się do szpitala. Gdy przeanalizowaliśmy zebrane badania, uświadomiliśmy sobie, że ma poważną blokadę trzech głównych arterii serca. Żeby przeżyć, musi się poddać operacji bypassów. Wówczas w szpitalu pojawił się Sai Baba i upewnił go, że operacja będzie udana i przeprowadzę ją ja. Następnego ranka, podczas darszanu, wyznaczył zabieg na czwartek rano. Powiedział także, że wieczorem zobaczy się z pacjentem w szpitalu. Doskonale znałem podekscytowanie i entuzjazm, a także pogłoski, powstające podczas choćby tylko przypuszczalnych wizyt Swamiego. Wiedziałem także doskonale, że nawet cień Swamiego nie jest w stanie odgadnąć Jego następnego posunięcia. Pamiętając o tym, podzieliłem się tą informacją jedynie z pacjentem i z dyrektorem szpitala. W czwartek, o 10:00 rano, na oddziale kardiologicznym kłębiły się takie emocje, że minęły dwie minuty zanim uświadomiłem sobie, że Swami zmierza do pokoju pacjenta. Przez dziesięć minut dodawał wielbicielowi otuchy i pocieszał go. To była bardzo poruszająca scena, podczas której Swami wlewał w pacjenta miłość, a pacjent był głęboko wzruszony. W czwartek o 7: 00 rano, podczas darszanu, Swami zapytał mnie, na którą godzinę wyznaczyliśmy operację. Odpowiedziałem, że zaczynamy o 9:00, a sama operacja rozpocznie się o 9:30. Swami poprosił, żebyśmy nie czekali do 9:00, lecz natychmiast rozpoczęli zabieg.  Już dawno temu zrozumiałem, że nie wolno mi kwestionować poleceń Bhagawana ani próbować Go zrozumieć, za to ściśle wykonywać Jego polecenia. Nie czekając na darszan, zebrałem zespół i pospieszyłem do szpitala. Gdy pacjent pojawił się na sali operacyjnej, zapytałem go, co się dzieje. Wyznał mi, że przez całą noc miał bóle w piersiach. Byłem ciekaw czy poinformował o tym pielęgniarkę lub lekarza dyżurnego. Odpowiedział szczerze, że tylko modlił się do Swamiego. W wypadku tego rodzaju blokad ból w piersi może wskazywać na poważny atak serca. Uświadomiłem sobie wówczas, że czekanie do 9:30 miałoby fatalne skutki. Operacja przebiegła dobrze i pacjent wydobrzał bez żadnej złej przygody. Tamtego popołudnia, gdy szczegółowo zrelacjonowałem Swamiemu to zdarzenie i gdy Mu wyznałem, że nie jestem w stanie w pełni docenić ani zrozumieć Jego wszechwiedzy, Swami odpowiedział mi na to olśniewającym, wszechwiedzącym uśmiechem.  
      Gdy chodzi o zdrowie, to rodzi się pytanie, po co Swamiemu szpitale? Może wyleczyć każdego ruchem ręki. Cóż, prawda jest taka, że rzeczywiście, może leczyć, a nawet całkowicie wyleczyć pewne osoby. Natomiast szpitale Bhagawana są przykładem dla innych, pokazując jak należy opiekować się pacjentami. Wyznaczają idealny standard opieki zdrowotnej placówkom medycznym na całym świecie. Powinniśmy go naśladować.
  Kolejnym, naprawdę imponującym punktem, którego zwykle nie aprobujemy, jest efekt kamienia wrzuconego do wody, czyli bezinteresowna służba świadczona przez szpitale Swamiego. Dam wam przykład. Zespól chirurgów operował pięcio- lub sześcioletnią dziewczynkę z dziurą w sercu. Jej ojcem był ubogi kierowca ciężarówki. Gdy dzieci były jeszcze małe, zmarła mu żona. Pragnął, żeby jego córka czuła się lepiej. Ponieważ nie miał pieniędzy, więc przywiózł ją do superspecjalistycznego szpitala w Whitefield. Kardiolodzy wykonali operację, która w zewnętrznym świecie kosztowałaby 1,5 lakh[1] rupii. Kierowca ciężarówki nie może pozwolić sobie na taki wydatek. W szpitalu Swamiego operację przeprowadzono bezpłatnie. Naturalnie, ojciec dziewczynki był bardzo szczęśliwy, mogąc ją zabrać do domu. Sześć miesięcy później, gdy przywiózł ją na kontrolę, opowiedział lekarzom bardzo niezwykłe zdarzenie. Był jednym z tych szorstkich, niewykształconych mężczyzn, zarabiających na życie prowadzeniem ciężarówki. Jadł mięso, pił alkohol i palił. Tak wyglądało jego życie. Po zakończonej sukcesem operacji, był głęboko poruszony bezinteresowną opieką, jaką zapewnili jego córce ludzie, których nigdy wcześniej nie spotkał i których nie zamierzał spotkać, ponieważ byli tak różni. Wyznawali inną religię i byli mu całkowicie obcy. Jednak dla jego córki zrobili wszystko. Zastanawiał się, jaki powinien być w tym jego udział. W ciągu sześciu miesięcy przestał palić, pić alkohol i jeść mięso. Zobaczcie, jakie efekty przyniósł jeden dobry uczynek. Właśnie o tym mówi nam Swami: „Gdy uczynisz szczerze coś dobrego, efekty tego sięgną daleko.”

Wszechwiedzący Bóg

  Ludzie często mnie pytają, czy Swami wie wszystko. Żeby na to odpowiedzieć, przytoczę dwa przykłady, jeden niezwykle wzniosły, a drugi zabawny.
  Zacznę od zabawnego. Pewnego dnia, siedząc z przodu na darszanie, zobaczyłem piękną dziewczynę przechodzącą przez mandir. Siedząc tam i patrząc na nią powiedziałem do siebie: „A niech cię, siedzisz w pierwszym rzędzie i patrzysz na dziewczynę. Ale masz małpi umysł! Powinieneś się modlić lub medytować.” Odwróciłem od niej oczy, ale w umyśle pojawiła się wątpliwość. „Czy byłaby wystarczająco wysoka dla mojego syna?” W tym czasie Sandżaj był kawalerem. Spojrzałem na nią ponownie i jeszcze kilka razy. Potem rzuciłem sobie ostrzeżenie: „Pakujesz się w kłopoty. Otacza cię tyle osób!” Wziąłem książkę z podłogi i zacząłem ją czytać, starając się wyglądać jak najbardziej niewinnie. Udawałem, że nic się nie stało. Swami przyszedł na darszan i przechodząc przez werandę podszedł do mnie. Przyjrzał mi się i rzekł: „Co? Chcesz się żenić?” Zaprotestowałem: „Swami, jestem żonaty.” „Tak, tak, żona została w Los Angeles.” I śmiejąc się odszedł.
      A teraz wzniosły przykład. Gdy po raz pierwszy zjawiłem się w Puttaparthi na Guru Purnima, nie wiedziałem co mam na siebie włożyć. Zwykle noszę białą koszulę i spodnie, ale moje pierwsze Guru Purnima w towarzystwie Swamiego było specjalnym wydarzeniem. Na tę okazję chciałem ubrać się stosownie. Rozmyślałem także o tym, że chciałbym powiedzieć Swamiemu o zaręczynach mojej córki. Podczas niedzielnego darszanu miałem szczęście przyciągnąć do siebie Jego uwagę i poprosić o rozmowę. Swami natychmiast zaprosił dr Bareddiego i mnie do pokoju audiencyjnego. Przyciągniecie uwagi Swamiego wyłącznie do nas dwóch było niezwykłym przywilejem. Swami zapytał o nasze dzieci. Z entuzjazmem opowiedziałem Mu o zaręczynach córki. Zaaprobował datę ślubu i upewnił mnie, że wszystko układa się dobrze. Chciał także wiedzieć, czym zajmuje się jej narzeczony. Odpowiedziałem, że jest prawnikiem. Pamiętając, że moja córka też jest prawniczką, Swami skomentował to żartobliwie: „To będą mieli sąd w domu!” Potem Spojrzał na Bareddiego i zapytał: „Jak kolano?” „Swami, daj spokój kolanu”, odrzekł Bareddy. „Nie twoje, twojej żony!”, wykrzyknął Swami. „Och, Swami, ona cierpi”, odparł Bareddy. „Będzie dobrze. Zajmę się tym”, zapewnił go Pan i zmaterializował dla niej pierścień z Śirdi Babą. Gdy wyszliśmy z pokoju interview, Bareddy wyjaśnił mi, że jego żona ma chroniczny problem z kolanem i że jej ulubionym Bóstwem jest Śirdi Sai Baba. Swami rozmawiał z nami także o nowym szpitalu i szczegółach odnoszących się do ram czasowych. Potem, z błyskiem w oczach, zapytał o operacje, które chcemy dzisiaj wykonać. Niepewnie zaprotestowaliśmy, ponieważ była niedziela i sala operacyjna była zamknięta. Swami rzekł: „Och, niedziela. Nie ma operacji. Więc chodźcie, poczęstuję was obiadem.” Nie mogłem uwierzyć własnym uszom i drżałem z podekscytowania. Gdy szykowaliśmy się do wyjścia, Swami wyszedł z dwoma torbami, po jednej w każdej ręce. Podał je nam wyjaśniając, że są w nich materiały na ubrania. Następnie wydał nam instrukcje związane z uszyciem garnituru safari na święto Guru Purnima. W jednej chwili rozwiązał mój dylemat! Polecił nam, żebyśmy wybrali się do Jego krawca, bo nikt inny tak dobrze ich nie uszyje. Polecił nam też Rawiego, jednego ze Swoich studentów, który mógł nas do niego zaprowadzić. W końcu wręczył każdemu z nas kopertę. Żeby zaspokoić ciekawość, otworzyłem ją natychmiast, gdy tylko znaleźliśmy się na zewnątrz. W kopercie było 600 rupii przeznaczonych dla krawca na uszycie garnituru. Rawi towarzyszył nam do jego pracowni. Krawiec wziął od nas miarę i przyrzekł, że ubrania będą gotowe na święto. Zapytałem, ile policzy sobie za to. Odpowiedział, że 300 rupii. Pomyślałem sobie: „Ach! Swami nie wie wszystkiego, bo gdyby wiedział, nie dawałby mi 600 rupii zamiast 300. Mam Go!” Krawiec spełnił swoją obietnicę i garnitury safari były gotowe na czas. Nosiliśmy je podczas Guru Purnima i rzeczywiście wyglądały doskonale. 
  Wróćmy do umówionego obiadu. Swami polecił nam przyjść o 12:00 w południe. Znaleźliśmy się przed Jego rezydencją o 11:45. Przebywanie w Jego apartamencie było dla nas trudnym przeżyciem. Byliśmy tak podekscytowani i oszołomieni, że przez chwilę czuliśmy się całkowicie zagubieni. Mieszkanie było bardzo czyste, każdy mebel stał na swoim miejscu i panował w nim spokój. Równowagę przywróciła nam czuła miłość Bhagawana i Jego dbałość o najmniejsze nawet szczegóły. Swami zaprosił nas do jadalni. Stał w niej piękny stół, przy którym mogło zasiąść dwanaście osób. Przygotowano na nim królewską ucztę złożoną z co najmniej dziesięciu wegetariańskich potraw, z sałatką owocową i lodami na deser. Swami zjadł niewiele, ale my musieliśmy zjeść wszystko, co znalazło się na naszych talerzach! Przez cały czas upewniał się, że studenci dbają o każdą naszą potrzebę. Rozpieszczał nas swoją uwagą. Po lunchu zostałem tylko ja, Bareddy i czwórka starszych wiekiem wielbicieli Swamiego. Swami rozmawiał z nami przez godzinę o medytacji, medycynie i duchowości. Nie miałem pojęcia o tych rzeczach. To było piękne. Dokładnie nam wytłumaczył czym jest wiara. Określił ją jako solidną podstawę, na której budujemy miłość. Miłość zaś prowadzi do prawdy, a prawda jest tym samym co Bóg. Życie wypełnione wiarą kończy się błogością. Gdy szykowaliśmy się do wyjścia, Swami kazał nam zaczekać i przyniósł kolejne dwie torby. Powiedział, że w torbach jest wysokiej jakości materiał na uszycie dodatkowych ubiorów safari. To doświadczenie podkreśla raz jeszcze, że wszystko co robi Swami jest celowe, nawet wtedy, gdy wydaje nam się niekonsekwentne. Każde słowo wypływające z Jego ust jest najwyższą Prawdą.
  Uczynki Swamiego przypominają pojedyncze pasma wzoru na tkaninie. Początkowo mogą niewiele dla nas znaczyć. Dopiero gdy pojawi się ostatnie, umiejętnie położone pasmo, wówczas odsłania się doskonały przepych całej tkaniny i możemy ją podziwiać. Podobnie jest z Boskością, tkającą arrasy naszych egzystencji. Z każdą sceną musimy cierpliwie czekać, aż zostaną wplecione wszystkie nici. Wtedy zachwycimy się głębią boskiego kunsztu. 
    Następująca historia pomoże mi to zilustrować. Podczas podróży na święto Guru Purnima, wielbiciel z Brazylii zaprosił mnie na spotkanie z regionalną grupą w jego kraju. Odpowiedziałem mu, że jeśli Swami wyrazi na to zgodę, to będę szczęśliwy mogąc to uczynić. Reperkusje tej rozmowy pojawiły się w ciągu następnych kilku dni, zmieniając się w grę w głuchy telefon. Najpierw podszedł do mnie wielbiciel z Argentyny i powiedział, że słyszał o moim pewnym wyjeździe do Brazylii, a ponieważ Argentyna i Brazylia sąsiadują ze sobą, to niewątpliwie odwiedzę także Argentynę. Odpowiedziałem, że jeśli Swami wyrazi na to zgodę, to tak będzie. Następnie podszedł do mnie wielbiciel z Chile i wyznał, że słyszał, iż wybieram się do Brazylii i Argentyny, a ponieważ Chile i Argentyna sąsiadują ze sobą, to powinienem wpaść też do Chile. Odrzekłem, że wszystko zależy od Swamiego. Oczywiście, Swami udzielił mi błogosławieństwa na tę podróż.
   Wybrałem się więc do Ameryki Południowej. Pierwszy przystanek wypadł w Santiago w Chile. Po raz pierwszy w życiu podróżowałem poza granice USA w misji Swamiego. Nie byłem więc do końca pewny, jak to się wszystko potoczy. Na szczęście na lotnisku czekali na mnie trzej mężczyźni z transparentem ‘Sai Ram Dr Voleti’. Wsiedliśmy do samochodu i przedstawili mi program mojej wizyty. O 10:30 rano, po tym jak się odświeżę, zawiozą mnie do szpitala, żeby porozmawiać o medycynie i duchowości. Na wieczór zaplanowali otwarte spotkanie, pozostawiając mi wybór tematu. Następnego ranka odbyła się w rozmowa w ośrodku, gdzie pytano mnie o medytację. Medytacja, duchowość i medycyna były zagadnieniami poruszonymi przez Swamiego podczas naszego wspólnego obiadu. Niewiele o tym wiedziałem. Baba przekazał nam wtedy mnóstwo informacji na temat medytacji. Pierwszą rzeczą, o którą spytali mnie chilijscy wielbiciele, była duchowość i medycyna! Obiad ze Swamim odbył się w lipcu, a moja podróż do Ameryki Południowej wypadła w listopadzie. To wielki kosmiczny obraz. W naszej śmiertelnej wyobraźni takie rzeczy nie łączą się ze sobą. Te puste miejsca mogła wypełnić tylko Kosmiczna Istota.
    Zrelacjonuję wam teraz to, co Swami powiedział nam wówczas o medytacji. Wyjaśnił ten proces bardzo prosto, podkreślając, że ważny jest czas. Nazwał go Brahmamurthą. Najlepsze godziny do medytacji wypadają pomiędzy 3:00 a 5:00 rano. Drugim krokiem jest znalezienie odpowiedniego miejsca. Podkreślił, że powinno być ciche i spokojne, np. w rogu sypialni lub w części pokoju modlitewnego. To zresztą bez znaczenia. Siadamy wygodnie na macie lub na poduszce położonej na podłodze, krzyżując nogi i prostując plecy – to niezwykle ważne. W tym miejscu Swami powołał się na strzałę, która, jeśli ją wystrzelimy z czubka głowy, powinna przejść dokładnie przez   kręgosłup. Dopóki nie zaczniemy kontrolować umysłu, to na początku w nauce koncentracji będzie pomagał nam   płomień. Najważniejsze jest oddychanie. Tu Bhagawan wtrącił coś bardzo interesującego, a mianowicie, że tempo oddychania jest odwrotnie proporcjonalne do długości życia. Na przykład, ptaki i psy oddychają szybko, więc żyją krótko. Zatem, siadamy wygodnie z wyprostowanymi plecami, wciągamy powietrze, wypełniamy nim płuca, a następnie je wypuszczamy. Pomiędzy wdechem i wydechem musi być zachowana przerwa, wydłużająca się z czasem. Proces wydychania, czyli wypuszczania powietrza z płuc, ma być dłuższy od procesu wdychania.  Wciągamy powietrze, zatrzymujemy je i wypuszczamy, upewniając się, że wyszło do końca. Dlatego wydech zajmuje więcej czasu niż wdech. Polecił nam wdychać przez prawą dziurkę od nosa, a wydychać przez lewą. To był dla mnie zupełnie nowy koncept. Pomyślałem, że nie zdołam tego dokonać, gdy jednak spróbowałem, okazało się to bardzo łatwe. Spróbujecie wdychać powietrze przez prawą dziurkę od nosa, zatrzymać powietrze, a potem je wypuścić przez lewą pamiętając, że wydychanie trwa dłużej niż wdychanie. Teraz Swami wskazał nam następny krok. Polecił nam podczas wdechu powtarzać SO, a podczas wydechu HAM. W tym wypadku dużą rolę odgrywa czas. Ważne jest także, gdzie i jak siedzimy. Nasuwa mi to na myśl zawodowego tenisistę. Nie wystarczy, że odbierze piłeczkę i zasewruje. Musi się najpierw ustawić i upewniać, że ma zrelaksowane mięśnie. Potem kilkakrotnie odbić piłeczkę by sprawdzić czy poprawnie rozłożył ciężar w ciele, a na koniec podrzucić ją i uderzyć bez wysiłku, nadając jej prędkość 58,12 m/s. Tak samo jest z medytacją. Kuczem do sukcesu jest przygotowanie. Swami wiedział, że jestem początkujący i nie mam pojęcia o czym mówi. Polecił nam zatem rozwijać w sobie głębokie zrozumienie, czym jest medytacja. Dla każdego jest czymś innym. Myślimy, że dzięki medytacji zdołamy uciec z tego świata i wejdziemy do własnego. Nie o to chodzi. Medytacja to czas pełnego relaksu, bez zasypiania. Swami przekazał nam te metodyczne wskazówki wiedząc, że jeśli je dobrze zrozumiemy i zastosujemy zgodnie z Jego wskazówkami, to zanim się obejrzymy, będziemy mogli medytować wszędzie, nawet w autobusie w samym centrum Bangalore! Istnieje wiele rodzajów medytacji. Niektóre poznajemy. Przekonałem się, że gdy podążamy za wskazówkami Swamiego i regularnie praktykujemy medytację, to wówczas staje się ona częścią nas samych. Jak już stwierdziłem, możemy wówczas medytować nawet na ulicach Bangalore, wśród otaczającego nas hałasu, nie wiedząc, czy poruszamy się do przodu czy do tyłu, a jednak siedząc tam i medytując! Nauki Swamiego są podstawowe i bardzo proste.
- tłum. J.C.
 
[1] 1 lakh = 10.000 rupi

 

Stwórz darmową stronę używając Yola.