Życie jest Miłością, ciesz się nim

- część 1
Joy Thomas

Wstęp
      Kiedy mój mąż Raye i ja usłyszeliśmy po raz pierwszy o Śri Sathya Sai Babie w 1981 r., wiedzieliśmy, że jakimś cudem otrzymaliśmy maksimum łaski przypadającej na jedną ludzką egzystencję. Nasza pierwsza wizyta u Niego potwierdziła i wzmocniła to przekonanie. Teraz, 13 lat później, z niegasnącą wdzięcznością dla Swamiego za Jego cierpliwość i miłość, przyglądamy się nieoczekiwanemu przyspieszeniu jakiemu ulega nasza duchowa ewolucja. Jest On zawsze z tymi, którzy Go wzywają, bez względu na to, gdzie są. Przebywanie w Jego towarzystwie uświadamia nam Jego łaskę tu i teraz.
      Niektórzy słyszą o Nim, lecz czują, że nie zasługują na to, by zbliżyć się do Niego. Chciałabym im powiedzieć, że Raye i ja jesteśmy zwykłymi śmiertelnikami. Nasze nazwiska nie pasują do większości prestiżowych kategorii w których my, ludzie, umieszczamy siebie nawzajem. Oboje urodziliśmy się w rodzinach robotniczych w południowej części Stanów Zjednoczonych. Oboje zostaliśmy pobłogosławieni kochającymi rodzicami, którzy ugruntowali w nas moralność, poczucie obowiązku i potrzebę służenia innym. Żadne z nas nie rości sobie praw do bogactwa, do arystokratycznych przodków, do sławy ani do niezwykłych osiągnięć. Fakt, że Bhagawan Śri Sathya Sai Baba uznał za stosowne przyjmować nas prywatnie w Swoim pokoju audiencyjnym, rozmawiać z nami na darszanach, akceptować i błogosławić wydawane przez nas książki, stanowi niewątpliwy dowód na to, że kocha obecną w nas iskrę bożą. Nikogo nie uważa za niegodnego. Mówi: „Postaw w moją stronę jeden krok, a ja postawię sto w twoim kierunku.” Ten jeden krok jest wszystkim, czego od nas wymaga.
      W trzech pierwszych naszych książkach poświęconych Sathya Sai Babie, przytaczamy Jego wypowiedź, tak jak została on zapisana w II tomie książki Sai Awatar:
„Ten jest mądrym człowiekiem, kto zachowuje zdrowy rozsądek i widzi rzeczy takimi, jakimi są. Słucha też następującej rady:
Życie jest wyzwaniem, podejmij je.
Życie jest miłością, dziel się nią.
Życie jest marzeniem, zrealizuj je.
Życie jest grą, weź w niej udział.
Na tym polega prawdziwy postęp pielgrzyma. Przypomina nieulękłą, mistrzowską i zwycięską wędrówkę lwa przez pustynię.”
~Bhagawan Śri Sathya Sai Baba
      Fakt, że pozwolił mi napisać serię złożoną z czterech książek i wykorzystać Swoje cytaty jako ich tytuły, sprawia mi wielką radość. Najpierw pojawiła się książka Życie jest grą, weź w niej udział. Po niej przyszło Życie jest wyzwaniem, podejmij je! a w końcu Zycie jest marzeniem, zrealizuj je! Potem Swami udzielił nam interview w Swoim aszramie w Puttaparthi, noszącym nazwę Prashanti Nilayam i leżącym stanie Andhra Pradesh w Indiach. Działo się to w 1989 roku, poprzedzającym publikację książki Życie jest grą. Polecił mi wówczas napisanie kolejnej książki. Powiedział: „Życie jest miłością, dziel się nią.” Jednak, przy kolejnej okazji wyraził to w inny sposób: „Życie jest miłością, ciesz się nią!” Dlatego, podczas udzielnego nam interview w 1993 r. zapytałam: „Swami, powiedziałeś, że ‘życie jest miłością, dziel się nią’, potem, że ‘życie jest miłością, żyj nią’ i w końcu, że ‘życie jest miłością, ciesz się nim’. Jak powinien brzmieć tytuł czwartej książki?” Odpowiedział szybko i z naciskiem: „Życie jest miłością, ciesz się nim!” I rzeczywiście, Jego nakaz, abyśmy byli szczęśliwi, jest znany wszystkim Jego wyznawcom. Upewnił nas, że On jest zawsze szczęśliwy, chociaż czasami musi udawać, że marszczy brwi i gani nas, abyśmy Go zrozumieli i powstrzymali się od zachowań spowalniających naszą duchową podróż. Ten dramat, nazywany życiem, nigdy nie miał być męką. Kiedy jednak wchodzimy w role postaci występujących w sztuce i zatracamy się w nich, wówczas doświadczamy konfliktów, prób i udręk niezbędnych do zachowania fabuły. Gdy zadowoleni siedzimy na widowni, pozostając niezależnymi obserwatorami, szuka staje się czystą radością.
      Dlatego intencją tej książki jest opisanie doświadczeń obdarzających nas zindywidualizowanymi instrukcjami, wyjaśniającymi jak cieszyć się życiem, jak dzielić się miłością, jak przyjmować wyzwania i jak pogłębiać mądrość oraz jak weryfikować wydarzenia w świetle nauk naszego ukochanego Swamiego, Awatara tej epoki.
Autorka
Poprosiłem o siłę, a Bóg zesłał mi kłopoty,
abym je pokonał.
Poprosiłem o mądrość, a Bóg dał mi problemy,
      żebym je rozwiązał.
Poprosiłem o dobrobyt, a Bóg dał mi umysł
      i siłę do pracy.
Poprosiłem o odwagę, a Bóg podarował mi problemy,    
żebym poradził sobie z nimi.
Poprosiłem o miłość, a Bóg przysłał mi zmartwionych ludzi,
      żebym im pomógł.
Poprosiłem o wyróżnienie, a Bóg dał mi możliwości.
Nie otrzymałem niczego, co pragnąłem -
za to otrzymałem wszystko, czego potrzebowałem.
Moje modlitwy zostały wysłuchane.
Autor nieznany

Rozdział 1

Kresem wiedzy jest Miłość
      Gdyby ktokolwiek mnie zapytał, dlaczego jadę do Indii, z pewnością bym odpowiedziała, że szukam żyjącego mistrza. Jednak, gdyby pytający próbował głębiej zbadać tę sprawę, przyznałabym niewątpliwie, że jestem spragniona wiedzy. Poznałam mnóstwo teorii wyjaśniających cel życia, jednak potrzebny był mi ktoś, kto znał prawdziwą odpowiedź i potrafił mi ją przekazać. Kim jestem? Dlaczego tutaj jestem? Jak zostałam stworzona? Czego oczekuje się ode mnie? Jednym słowem, czym jest to coś, co nazywamy życiem i co w nim chodzi?
      Cofając się wspomnieniami, szczerze wątpię, czy powiedziałabym, że chcę się dowiedzieć czegoś więcej o Miłości, mimo że traktuję Miłość jak Boga. Podczas pierwszego interview Sathya Sai, moja prawdziwa Matka, rozpoczął przekazywanie instrukcji koniecznych dla mojego wzrostu duchowego. 16 grudnia 1981 r. zapytał: „Ile masz dzieci?” Gdy odpowiedziałam, że dwoje, skorygował mnie: „Masz siedmioro”. Ponieważ dłużej nie chciał się nad tym rozwodzić, zostałam sama z tą odpowiedzią.
Rozmyślałam o niej przez pięć lat - modliłam się, szukałam, tęskniłam, studiowałam i prowadziłam badania. W końcu odsłoniło się przede mną znaczenie stwierdzenia Swamiego. Przeglądając książkę Akwariańska Ewangelia Jezusa Chrystusa, napisaną przez moją przyjaciółkę, znalazłam taki cytat: „Siedem jest numerem wyrażającym całość i obejmującym każdego człowieka.” Natychmiast zaakceptowałam to ‘przypadkowe’ odkrycie. Wiedziałam, że Swami uczy wielbicieli kochać wszystkich, ale nie zrozumiałam, że tym razem skierował je do mnie. Jak mogłam być mu posłuszna? Pisałam do Niego, uczył mnie kochać, a ja bardzo się starałam. Czasami czułam, że odnoszę sukces. Innym razem wydawało mi się, że jak zwykle jestem pozbawiona miłości. Pojawiały się też okresy, gdy poszerzanie umiejętności kochania stawało się mniej ważne od naprawy charakteru, o co tak wytrwale zabiegałam.
      W kwietniu 1992 r., mój ukochany Swami ponownie wrócił do tego zagadnienia. Stojąc na balkonie i patrząc na mnie z góry, zapytał: „Ile masz dzieci?” Poruszona pytaniem i wciąż jeszcze nieumocniona w poczuciu rozszerzającej się miłości, tak oczekiwanej przez Babę, odpowiedziałam: „Dwoje, Swami”. Nie jestem pewna, czy udał wielkie zaskoczenie czy wzniósł ręce w geście desperacji. Zapytał, akcentując pierwszą sylabę i przeciągając słowa: „Tylko dwoje?”
      Oczywiście, tym razem nie potrzebowałam pięciu lat, żeby zrozumieć, co ma na myśli. Przez cały czas zachowywałam świadomość tego co robię i dlaczego to robię. Oczywiście, moje próby kochania nie pozostawały już na poziomie uczucia, więc zapytania o spontaniczną odpowiedź mogłam przyznać się do pełnego i nieuwarunkowanego kochania tylko dwojga ludzi. Znając od kilku lat Swamiego wiedziałam, że nie próbuje doprowadzić mnie do potknięcia ani karać. Jedynie pokazywał mi to w taki sposób, że nie mogłam tego odrzucić i dokonać innego wyboru. Gdybym naprawdę chciała uczynić to, co mówiłam, że chcę, to znaczy uwolnić się od przywiązania i od iluzji świata – przestałabym wtedy próbować i zaczęłabym to robić. 
      Od tamtej chwili moim priorytetem stała się miłość do wszystkich. Wizualizując każdego człowieka jako iskrę miłości i dziecko Swamiego, zaczęłam naprawdę się zmieniać. Nietrudno było kochać wielbicieli Baby i moich przyjacielskich sąsiadów. Jednak kochanie ludzi wrogo nastawionych do mnie, walczących ze wszystkimi, rujnujących cudze życie i domy, zanieczyszczających planetę i niszczących dharmiczne wysiłki innych osób – to wymagało pracy. Na początku starałam się ich sobie wyobrazić jako swoje dzieci. Musiałam najpierw poczuć miłość, którą tak hojnie obdarowywałam własnego syna i córkę, bez względu na to jak postępowali i objąć nią tę szczególną grupę, mimo że jej postawa wzbudzała we mnie niechęć.
      Wykonując to ćwiczenie, nauczyłam się wielu rzeczy. Pewnego razu usilnie starałam się pokochać grupę ludzi, która sprawiała ból i cierpienie osobom będącym, według mnie ich niewinnymi ofiarami. Dopięłam swego. Jednak kilka miesięcy później ofiary zmieniły się w agresorów i cała sytuacja uległa odwróceniu. Byłam wdzięczna, że umiem widzieć ich wszystkich jako dzieci boże i że nie muszę zmieniać postawy lojalności wobec tych ‘po prawej stronie’.
      Wielbicieli, którzy starają się pokonać w sobie krytycyzm i potępianie zachęcam do wytrwałości. Wygracie tę bitwę i będziecie bardziej szczęśliwi niż moglibyście to sobie teraz wyobrazić. Na początku może będziecie wracać jeszcze do starych zwyczajów, ale niech was to nie powstrzymuje. Pamiętajcie, że wszyscy są wam bliscy i równie drodzy jak własne potomstwo. Jesteśmy dziećmi jednego Ojca, niepodzielną rodziną. Kochajcie wszystkich, również siebie.
      Pierwszego lutego 1993 r. siedziałam po lewej stronie Swamiego w pokoju interview w Puttaparthi. Swami najpierw rozmawiał z kimś po lewo od Siebie, a potem zwrócił się w moją stronę i zapytał: „Ile masz dzieci?” Ponownie uległam stresowi okoliczności i nie zdołałam Mu szybko odpowiedzieć. Położyłam więc rękę na sercu i rzekłam: „Swami, wszyscy są moimi dziećmi”. Jego twarz rozjaśniła się najcudowniejszym uśmiechem, czystą miłością wypływającą z krystalicznego serca Boga. Zwrócił się do grupy i z radością oznajmił: „Dobrze to zrozumiała! Dobrze to zrozumiała!”
    Przeczytanie lekcji otrzymanej przez wielbicielkę, modlącą się do Bhagawana Śri Sathya Sai Baby, aby nauczył ją kochać, zajęło wam minutę lub dwie. Jednak te lekcje ciągnęły się przez 12  lat i niejednokrotnie wymagały wielkiego wysiłku ze strony osoby nauczanej.
***********
      „Bóg inkarnował się w ludzkim ciele, aby zainspirować człowieka do podążania za wyższymi ideałami – nie tylko w Indiach, lecz także w innych krajach. Ludzie posługują się różnymi językami i żyją na swój sposób, ale Bóg jest jeden i jest obecny wszędzie. Wszystkie religie mówią o Nim, że jest Miłością i jest osiągalny przez Miłość. Można do Niego dotrzeć jedynie dzięki miłości. Formy wielbienia Boga są różnorodne, ponieważ bazują na czasie i miejscu, ale podstawową treścią wszystkich Form jest Miłość. Każde serce rozumie język miłości i mówi nim. Jest tylko jedna rasa – rasa ludzkości. Obecnie rozważamy drobne różnice narodowe, rasowe, religijne i językowe, traktując je jak poważny problem, powstrzymujący nas od Miłości, która musi płynąć do każdego z naszego serca. To było życiem i przesłaniem Jezusa. Pielęgnujcie to w sercu. Doświadczajcie Jezusa jako Posłańca przysłanego do was przez Boga.
       Jedynie miłość potrafi odsłonić ukrytą we wszystkich Boskość. Miłość jest Bogiem. Żyjcie w Miłości. Miłość żyje dawaniem i przebaczaniem. Ego żyje braniem i zapominaniem. Miłość jest bezinteresowna. Ego jest pozbawione miłości. Nie traćcie życia na pościg za małymi zachciankami ego. Kochajcie! Kochajcie! Stańcie się tym, kim naprawdę jesteście – ucieleśnieniami Miłości. To nie ważne jak traktują was lub myślą o was inni, nie martwcie się. Naśladujcie Jezusa Chrystusa. Kochajcie ze względu na swoją własną ewolucję, a nie ze względu na to, co powie otoczenie… Wasze serca jaśnieją Boską Miłością. Nieustannie przypominajcie sobie: „Jestem Bogiem. Jestem Bogiem. Jestem Bogiem.” W dniu, w którym ujrzycie siebie jako Boga, staniecie się Bogiem.”
                        ~Bhagawan Śri Sathya Sai Baba
               Sathya Sai Speaks, t. 11, s. 14-25

Rozdział 2

Troszczenie się jest Miłością
      Podczas tych lat Swami cierpliwie uczył mnie miłości i obsypywał nią Raya. Często komentował jego szlachetne postępowanie, przypominając mi niejednokrotnie: „On tak dobrze opiekuje się tobą”.
      Raye, od wczesnej młodości, zawsze się kimś opiekował. Zanim się pobraliśmy, zapytałam go, które wydarzenie z dzieciństwa uważa za najszczęśliwsze. Sądziłam, że będzie to przyjęcie urodzinowe, jakiś szczególny podarunek bożenarodzeniowy lub coś, co ktoś dla niego zrobił. Bardzo się myliłam. Opowiedział mi o swojej rodzinie, ciężko pracującej na utrzymanie i o ich równie ubogich sąsiadach. Pewnego dnia, gdy Raye miał siedem lat, jego ojciec zarobił dodatkowe pieniądze i przyniósł do domu kilka karnistrów oleju węglowego, używanego wówczas do lamp. Gdy słońce zaszło za horyzontem i mrok spowił ich niewielkie chaty, zauważyli, że dom sąsiadów jest ciemny. Ojciec Raya wręczył mu wtedy jeden z karnistrów, każąc mu go im zanieść. Raye przeszedł przez pole oddzielające ich domy, wręczył sąsiadowi olej i wrócił biegiem do własnej rodziny. Powiedział, że kiedy się odwrócił i zobaczył światło padające przez szybę w domu sąsiadów, to poczuł się taki szczęśliwy, że wciąż pamięta to zdarzenie jako jedno z najradośniejszych chwil w swoim życiu.
      Uszczęśliwianie innych ciągłe przynosi Rayowi największą satysfakcję. Gdy pierwszego lutego 1993 r. Swami wezwał naszą grupę na interview. Raye zdjął z palca duży pierścień i włożył go do kieszeni, wbrew temu, że Swami kilkakrotnie o nim mówi i błogosławił go. Podczas jednej z audiencji wziął go od Reya i uniósł wysoko, żeby zobaczył go każdy. Potem, wskazując na emaliowane obrazki, powiedział: „To jest Śirdi, to jest OM, to jest Jezus, a to jestem ja!” Ray nie chciał zabierać Swamiemu czasu ani zyskiwać uwagi osób należących do grupy, które, jak czuł, chciałyby zadawać mu pytania. Jednak, jak przekonało się o tym wielu wielbicieli, Swami nie daje się zagadywać ani nie pozwala Sobą manipulować. Jedno z Jego pierwszych pytań zadanych w zewnętrznym pokoju było skierowane do Raya: „Gdzie jest wielki pierścień?” Jakby tego nie wiedział!
      Raye próbował wyjąć go z kieszeni, gdy Swami zmienił nagle zdanie: ‘Nie ważne, daj po prostu mi ‘Dziewięć Diamentów’. (‘Dziewięć Diamentów’ - to była nazwa, jaką Swami nadał pierścieniowi z dziewięcioma klejnotami, który kilka lat temu zmaterializował dla Raya.) Raye zdjął go z palca i podał Bhagawanowi. Bhagawan pokazał go grupie, a potem poruszył ręką. Pierścień z dziewięcioma klejnotami znikł w jednej chwili, a na jego miejscu pojawił się inny, z dużym brylantem oprawionym w złoto. Swami ponownie pokazał go grupie. Potem ujął lewą rękę Raya i spróbował włożyć mu go na palec. Popychał go pozornie ze znaczną siłą, lecz nie udało Mu się przeciągnąć go przez kostkę.  
      Następnie spróbował tego Ray. Popychał, obracał i ciągnął, ale pierścień nie przechodził przez drugi staw. Gdy wykorzystał metody jakie mu przyszyły do głowy, Swami kazał mu zostawić to tak jak jest. I dlatego, gdy wezwał nas do wewnętrznego pokoju interview, uderzająco piękny i duży diament spoczywał na palcu serdecznym Reya pomiędzy dwoma spojeniami stawowymi. Gdy grupa usadzała się w środku, Raye usiadł po prawej stronie Sai Baby, a mnie, dzięki kochającej hojności zebranych wielbicieli, przypadło miejsce po lewej stronie Pana. Wtedy Swami ponownie poprosił Raya o pierścień. Trzymając go w swojej ręce, spojrzał na mnie i powiedział: „Co wolisz, duży diament czy dziewięć mniejszych?” Mimowolnie odpowiedziałam: „Dziewięć mniejszych, Swami”. Wówczas Swami spojrzał na Raye i rzekł: „Oooooch, żona woli dziewięć mniejszych.” Dmuchnął na duży diament, a ten rozpłynął się w eterze. Na jego miejscu pojawiło się dziewięć diamencików. Swami bez trudu wsunął go na palec Raya. Kiedy wyjeżdżaliśmy z domu, pierścień był trochę za ciasny. Pamiętam, że Raye powiedział, że jeśli trafi mu się okazja, to poprosi Swamiego, żeby go trochę powiększył. Oczywiście, nigdy tego nie zrobił, ale Swami wiedział, czego Raye pragnie i doskonale dopasował go do jego palca.
***********
      DIAMENT: poprawia funkcjonowanie mózgu. Pomaga w ustawianiu kości czaszki. Niszczy blokady w czakrze korony i w osobowości człowieka. Wielki uzdrawiacz. Usuwa negatywności. Oczyszcza ciała fizyczne i eteryczne. Reprezentuje dwa aspekty Boga: siłę woli i moc. Wzmacnia pełne spektrum energii w ciele, umyśle i na duchu. Wyrównanie z Wyższą Jaźnią. Obfitość, niewinność, czystość, wiara, wszystkie czakry.
~ Kryształowa Świadomość. Przewodnik dostarczony przez Legion Światła.

Rozdział 3

Postrzeganie liny jako węża
      Po powrocie do USA wróciliśmy do codziennych zajęć. W naszym domu w Wiśniowej Dolinie odbywały się cotygodniowe i comiesięczne spotkania członków Ośrodka Sathya Sai Baby. Raye pracował zawodowo, służąc kupującym i sprzedającym domy. Ja trochę czytałam, dwa razy w tygodniu prowadziłam satsangi i czasami udawało mi się komuś pomóc. Żyliśmy wygodnie i jak myśleliśmy, bezpieczne.  
      W maju 1993 r. w naszej cichej i spokojnej egzystencji pojawiły się pierwsze zgrzyty. Pewnego dnia Ray przyszedł do domu ze zdziwioną twarzą i powiedział: „Coś jest nie w porządku, ale nie wiem co.” Moje pytania zawęziły problem do dyskomfortu związanego z jego ciałem, lecz nie chciał mi powiedzieć nic więcej. Nie odczuwał określonego bólu. Jego organizm zdawał się funkcjonować normalnie. Czuł jednak, że coś jest nie tak.
      Dwa tygodnie później zaczął narzekać, że jego lewa stopa jest bardzo zimna, chociaż czasami robi się nagle tak gorąca, że aż pali. W pierwszym tygodniu czerwca, podczas oprowadzania kogoś po posesji, stracił równowagę i upadł. Po powrocie do domu pokazał mi wielki guz na swoim lewym goleniu. Nie zdziwiło mnie więc, że noga bardzo go boli. Ponieważ ból stawał się coraz dokuczliwszy, najmądrzejszym posunięciem było zrobienie badań. Wykonano prześwietlenie. Nie wykazało nic, chociaż ból nie ustępował. Szukając jego źródła, lekarze zdecydowali się na skan kości. I ponownie nie znaleźli niczego, co wywoływałoby tak nieznośne cierpienie. Zaskakujące, gorący ból objął również prawą stopę i nogę, przenosząc się teraz z jednej nogi na drugą.
      W ciągu następnych kilku tygodni ból coraz bardziej się wzmagał i był odczuwalny również w dolnej części pleców. W tym momencie Raye i ja zrozumieliśmy, że źródło bólu od samego początku było umiejscowione w plecach. Dwadzieścia lat temu Raye uległ wypadkowi i miał zmiażdżone dwa kręgi. Ostrzegano go wtedy, żeby niczego nie podnosił, nie wykonywał pewnych ćwiczeń i nie napinał pleców. Nigdy jednak nie odczuwał tak intensywnego bólu jak teraz. Cierpiał z powodu rwy kulszowej, wywołanej przez uszkodzony kręgosłup.
      Ta informacja sprawiła, że lekarze zaordynowali Rayowi tomografię komputerową dolnej części pleców. Na badaniu widać było ślady poprzedniego urazu wskazujące na pewien ucisk na nerwy, ale nie znaleziono niczego, co by wywoływało tak nieznośny ból, trwający dniami i nocami. Lekarze byli zaskoczeni. Jeden zasugerował elastyczne pończochy, drugi uznał, że pomocne będą długie spacery, a trzeci doszedł do wniosku, że Raye przesadza, ponieważ nie istnieje żadna fizyczna przyczyna tych niepokojów. Ponieważ ból nie ustępował, Raye spał coraz krócej. Nie pomagały środki przeciwbólowe i nasenne, mimo pokładanych w nich nadziei. Brał je z rozpaczy.
      Potem pojawił się kolejny fenomen. Oprócz śmiertelnego chłodu stopy, zauważyliśmy ciemnienie paznokci u palców stóp. Wyglądały jak zmiażdżone. Barwa wahała się od głębokiej czerwieni po ciemny brąz. Mięliśmy nadzieję, że ta nowa sytuacja podsunie lekarzom jakieś wyjaśnienie. Powiedzieli: „Ach! Problemy z krążeniem.” Jednak badania nie wykazały problemów krążeniowych. Tak rozpłynęła się kolejna perspektywa na rozwiązanie problemu.
      Nasi drodzy przyjaciele, bardzo chcąc nam pomóc, namawiali nas na wizyty u bardzo szanowanych kręgarzy, zielarzy, akupunkturzystów, homeopatów i neurochirurgów. Korzystaliśmy z każdej rady, ale wydawało się, że żaden rodzaj medycznych i manualnych procedur nic tu nie pomoże.
      Oboje modliliśmy się do Swamiego o pomoc. Wysłałam do Niego telegram, modliłam się dzień i noc, śpiewałam Gajatri. Raye kładł się na podłodze w salonie obok krzesła zarezerwowanego dla Baby. Mówił do Niego i godzinami błagał Go o pomoc. Wysyłałam listy przez wielbicieli, prosząc gorąco Babę, aby uzdrowił Raya i pomógł nam zrozumieć, co się dzieje. Mimo to mijały miesiące, a Swami nie przysyłał nam żadnej wiadomości, którą moglibyśmy połączyć z Jego małą Formą w Indii. Wydawało nam się, że jeśli nie nadejdzie od Baby żadne słowo, to będziemy musieli udać się po nie do Niego.
      Chociaż wydawało się, że to szalony pomysł, to nie mieliśmy innego wyjścia, ponieważ Rayowi nic nie pomagało. Zaczęliśmy się zatem przygotowywać do wyjazdu do Indii. Zaopatrzyliśmy się w najsilniejsze leki przeciwbólowe i kupiliśmy bilety. A jednak musieliśmy się wycofać. Tuż przed wyjazdem ból Raya tak bardzo się nasilił, a on sam pozostawał tak długo bez snu, że przedawkował leki. 2 listopada 1993 r., o 7:00 rano, został przetransportowany na izbę przyjęć miejscowego szpitala. Natomiast o10:00 powiedziano mi, że muszę w ciągu 10 minut opuścić dom, zabierając ze sobą co mogę, ponieważ na pobliskich wzgórzach wybuchł pożar i ostry wiatr szybko przenosi płonienie w kierunku naszej niewielkiej społeczności.
      Zabrałam teczkę z dokumentami prawnymi, kilka ubrań, szatę Baby i małą statuetkę Ganapathiego, którą Swami zmaterializował dla mnie w Brindawanie w 1990r. Wszystkie inne rzeczy, nazywane naszymi, zostały na miejscu. Czułam się całkowicie wolna od przywiązania do nich. Zamykając drzwi, powiedziałam: „Baba, to Twój dom. Ośrodek też jest Twój, wszystko jest Twoje. Zaakceptuje każde Twoje postanowienie.”
      Dopiero później natknęłam się na słowa Swamiego skierowane do tych z nas, którzy oszukują samych siebie mówiąc, że poddali się Bogu. Owszem, pozostawiłam Mu cały swój dobytek, jednak stwierdzenie, że zgadzam się z Jego wolą, było przesadzone. Chociaż cytowałam słowa pochodzące z moich pierwszych nauk religijnych: „Wszystko jest wolą Boga i wszystko jest dobre”, to z ogromną trudnością akceptowałam założenie, że cierpienia mojego ukochanego męża są wyrazem Jego woli i przynoszą mu pożytek.
      Nie mogąc nawiązać bezpośredniej komunikacji ze Swamim, zwracałam się do Niego w zwykły dla siebie sposób. Niemal codziennie prosiłam Go o przesłanie, otwierając którąś z napisanych przez Niego książek lub skupiając się na Jego dyskursie. Prawie zawsze otrzymywałam to, co w danej chwili było mi potrzebne. Teraz zadałam Mu pytanie: „Co się dzieje?” Wybrałam książkę, otworzyłam ją na chybił – trafił i przeczytałam następujące słowa:
      „Kosmos, manifestując się z woli Boga,    będącego Uniwersalnym Absolutem, wyrósł wyłącznie z Absolutu, ponieważ wtedy był tylko JEDEN, podobnie jak teraz jest tylko JEDEN, wbrew pozornej różnorodności. Wola emanująca z Absolutu skłania nas do doświadczania wielu rzeczy. To wszystko co się dzieje. Jedyna Rzeczywistość wciąż jest JEDNYM i nie ulega żadnym zmianom. To my nałożyliśmy na JEDNEGO złudzenie wielości.”
      Wówczas zapytałam, czym jest iluzja? I ponownie poszukałam odpowiedzi. Brzmiała tak:
      „Czując się istotą indywidualną oddzielasz się od Boga. Czując się boska, stajesz się z Nim jednością. Postrzegając linę jako węża, zaczynasz drżeć. Postrzegając linę jako linę uwalniasz się od lęku. Wąż nie zjawił się ani nie zniknął. Lina nie ukazała się ani się nie rozwiała. Gdy nadchodzi światło, ciemność znika. Umyka ignorancja i pojawia się wiedza”.
      Zapytałam: „Ale Swami, czy iluzja musi być tak bolesna?” i otrzymałam odpowiedź:
„Doświadczając szaleństw świata podążasz od śmierci ku życiu, od choroby ku zdrowiu. Świat jest bardzo istotną częścią programu nauczania człowieka. Wskutek utraty spokoju, a nawet dzięki udręce, rodzi się niemowlę. Ból jest cenny, poprzedza powstanie nowego życia… Paramatma wabi do Siebie dziwatmę. Naturą obu jest dążenie do przyciągania się, ponieważ są tym samym. Przypominają żelazo i magnez. Jeśli jednak żelazo zardzewieje, to magnez nie będzie mógł go przyciągnąć. Usuń przeszkodę. To wszystko co musisz zrobić. Zalśnij swoją prawdziwą naturą, a Pan przyciągnie cię do Swojego łona. Doświadczenia i ciężkie zmartwienia są środkami oczyszczającymi.”
      W porządku, Swami, powiedz mi jak mam postąpić. Czuję się taka bezradna. Z pewnością wiesz, jak to jest, kiedy czujemy się bezsilni patrząc na cierpienia ukochanych. CO MAM ZROBIĆ?
      Otworzywszy książkę, która wpadła mi w rękę, przeczytałam:
      „Kiedy pojawiają się przeszkody (zarówno w twoich własnych doświadczeniach jak i u innych osób), zmierz się z nimi odważnie. Hartują cię, umacniają. Najlepszym sposobem pozbycia się słabości jest uderzenie w korzeń drzewa, to znaczy w błędne przekonanie, że ty (lub oni) jesteś ciałem posiadającym to imię, tę postać, ten rozum, tą inteligencję i ten umysł. To dźwigany przez ciebie bagaż. Nie mów: ‘mój nos, mój umysł, moja ręka, moje zrozumienie’, tak jakbyś mówiła ‘to moja książka’ lub ‘to moja parasolka’. Kim jest to ‘Ja’, nazywające to wszystko ‘swoim’? To prawdziwa ‘Ty’. Było tu, gdy się urodziłaś i gdy spisz nie pamiętając o niczym, nawet o własnym ciele i jego wewnętrznym i zewnętrznym wyposażeniu. Tego ‘Ja’ nie da się zniszczyć. Nie zmienia się. Nie zna śmierci ani narodzin. Posiądź dyscyplinę, która uświadomi ci tę prawdę”.
      W chwili, gdy otrzymywałam te cytaty, ich źródło było dla mnie obojętne. Teraz żałuję, że nie mogę wam podać, z których pochodzą książek. Zapisałam je dla własnej wiadomości. Przeglądając je ponownie, tak jak w tej chwili, gdy dzielę się nimi z wami, jestem zachwycona ich celnością. Czyż Swami odpowiedziałby mi lepiej, zwracając się do mnie bezpośrednio? Czy usiadłby i napisał je swoim bezcennym pismem, czy wysłałby je do mnie lub do innej wielbicielki czy też wielbiciela, czy dałby mi lepszą odpowiedź? Jego osobiste zainteresowanie wypełniłoby mnie błogością, ale Bhagawan dysponuje nieskończonymi źródłami nauczania i wspierania Swoich wyznawców. Posługuje się metodami dopasowanymi do każdej osoby. Odpowiada na moje modlitwy o prowadzenie słowami wydrukowanymi na stronach Swoich książek. Słyszę w głowie wyraźnie Jego głos, tak jak wtedy, gdy mówił do Raya patrząc na mnie z pobłażliwym uśmiechem: „Kocha słowa!” Dziękuję Ci Swami za te wypowiedzi. Pomogły mi przejść przez najtrudniejszą próbę w tym wcieleniu.
***********
      „Wybierając się w podroż, wręczasz szoferowi kluczyki od samochodu i siadasz wygodnie i bezpiecznie na tylnym siedzeniu, nie myśląc o możliwych kłopotach na drodze. Powierzyłeś rękom tego mężczyzny oraz jego inteligencji, uwadze i umiejętnościom swoje życie. Niektórzy ludzie nie potrafią się całkowicie poddać. Są na to zbyt egoistyczni. Przerywają mu co chwila radami, wskazówkami i sugestiami odnośnie prowadzenia pojazdu oraz pytaniami i wątpliwościami co do stanu samochodu lub szosy. Dezorientują go i odbierają mu pewność siebie do tego stopnia, że doprowadzają w końcu do wypadku. Zachowaj spokój, miej wiarę i bezpiecznie dojedź do celu. Życie jest autem, twoje serce kluczykiem, Bóg szoferem. Poddaj Mu się i o nic się już nie martw. Podróżuj bezpiecznie i szczęśliwy dotrzyj do celu.
      Jest wielu takich, którzy deklarują, że poddali Mi się. Oddają mi wszystko, co mają. Ciągle jednak powtarzają to swoje: ‘ja to zrobiłem, ja to czuję, ja tak myślę, ja to lubię, ja tego nie lubię’, itd. To ‘ja’ rozkłada kaptury (jak kobra), żeby zbierać hołdy i nagrody! Posłuchajcie! Mówienie, że poddaliście się Bogu jest wielkim kłamstwem! To nieprawda. ‘Poddanie się’ jest w tym wypadku bezwartościowym i bezcelowym zwrotem mającym zwieźć ludzi niezgłębiających jego znaczenia. Jak możesz oddać coś, nad czym nie masz kontroli? Jesteś niewolnikiem swojego umysłu, pasji i uprzedzeń. Mimo to ośmielasz się twierdzić, że oddałeś Bogu swój umysł, myśli i plany! Skoro ze wszystkich sił próbujesz się uwolnić z oków umysłu i zbiec z twierdzy pasji, to czy możesz Mi je ofiarować? Nie. Nie musisz się chwalić taką odwagą, takim poświęceniem, takim oddaniem. Nie potrzebuję tego ani nie proszę cię o takie przyrzeczenie. Wystarczy, że uwierzysz, że Bóg jest wszędzie przez cały czas i że nie różnisz się od Niego. Skoro jesteś Bogiem, to komu i co chcesz poddać? Przemyśl to dobrze i osiągnij wyzwolenie.”
~ Baba
Sathya Sai Speaks, t.7, rozdz. 79, ss. 464-5
      „Lina może być postrzegana na różne sposoby, wzbudzając odmienne uczucia i reakcje w poszczególnych ludziach, nigdy jednak nie stanie się wielością. Jest zawsze jedna… Myśl i rozróżniaj. Potem uwierz i doświadczaj.”    ~ Baba
Gita Wahini, rozdz. 12 tłum. na ang.: David Davidson
tłum. J.C.
 

 

Stwórz darmową stronę używając Yola.