Życie z Bogiem – część 7
Aravind Balasubramanya

Rozdział 12
Bóg jest wszechwiedzący. Zna szczegółowo życie
nawet tych, którzy nie zdają sobie sprawy z Jego istnienia.
Przywoływanie Boga w ludziach jest także służbą
Nieśmiertelny poemat Abu Ben Adhem, napisany
przez Jamesa Henry’ego Leigh Hunta, zawiera w sobie głębokie przesłanie. Oto
on:
„Abou Ben
Adhem - niech jego plemię się rozrasta!ˮ Obudził się nocą z głębokiego, spokojnego
snu i ujrzał w swoim pokoju anioła, zalanego księżycowym blaskiem, który go
ożywiał i upodobniał do kwitnącej lilii.
Anioł pisał coś w złotej księdze.
Panująca w pokoju nadzwyczajna harmonia dodała Ben
Adhemowi odwagi, więc zapytał: „Co piszesz?”
Postać uniosła głowę i odpowiedziała ze słodkim
wdziękiem: „Imiona ludzi kochających Boga.”
„Czy jest tam także moje imię?” spytał Abu.
„Nie, niestety”, odparł anioł.
Abu powiedział ciszej, ale wciąż z radością:
„Proszę
cię, wpisz mnie tam jako osobę kochającą Jego towarzyszy.”
Anioł uczynił to i zniknął.
Następnej nocy przyszedł ponownie w wielkim blasku
i pokazał Ben Adhemowi imiona ludzi najgoręcej kochanych przez Najwyższego. I
spójrzcie! Imię Ben Adhema przewodziło wszystkim.”
Służenie
jest bardzo bliskie sercu Pana. Swami podkreślał nieustannie, że pomocne ręce
są świętsze niż modlące się usta. Powiedział, że możemy się zastanawiać nad
mędrcami i świętymi spędzającymi czas w Himalajach. Czy wolno nam jednak zakładać,
że są blisko Pana, skoro w sensie fizycznym nie wykonują żadnej znaczącej
pracy? A jednak wzbudzają w nas miłość do Boga, a to jest wielka służba i dharma.
Dlatego takie osoby jak Abou Ben Adhem z pewnością figurują na czele nazwisk
ludzi kochanych przez Boga! Doświadczenie Sunama Gyamtso Tenzina udowadnia tę
zasadę, umacniając w nas wiarę w boską wszechwiedzę.
Obchody 60 urodzin Bhagawana Śri Sathya Sai Baby
Opisany tutaj epizod rozgrywał się w 1985
r., w miesiącach poprzedzających uroczystość 60 urodzin Swamiego. Sunam był
wtedy jednym ze starszych studentów Instytutu i zarazem wybitnym członkiem
studenckiej grupy muzycznej, bezpośrednio zaangażowanym w przygotowanie programu
muzycznego. (Nawet obecnie jest ważnym członkiem muzycznej grupy absolwentów.
Wziął udział w produkcji płyty kompaktowej, zatytułowanej A bridge across
time – Most biegnący przez czas, na której nagrano badżany w standardzie
hi-fi.)
Swami
bardzo interesował się programem i codziennie współpracował ze studentami.
Studenci byli tym zachwyceni, gdyż ich występ miał charakter honorowy i
stanowił przywilej. Wydawało się, że Swami jest bardziej tym przejęty niż oni -
codziennie pytał o nowe piosenki.
Ludzie
często myślą, że zainteresowanie Swamiego programem stanowi wielką szansę.
Jednak realizacja programu wiąże się z wielką odpowiedzialnością, ponieważ
Swami żąda od nas codziennego rozwoju i trudno jest Go zadowolić – zwłaszcza
kiedy brakuje czasu! Dlatego Sunam działał pod wielką presją, ponieważ był
zmuszony każdego dnia skomponować nową piosenkę.
Eleganckie rozwiązanie
W tej sytuacji Sunam zwrócił się do
starszej wielbicielki o radę. Powiedziała: „Mam starą książkę z wierszami,
które zawierają piękne przesłania. Może spłynie z niej na ciebie inspiracja.
Wstąp do mnie po tę książkę.”
Szczęśliwy
z takiego ‘zbiegu okoliczności’, Sunam udał się z nią do domu i zabrał książkę.
Była stara i zniszczona, brakowało w niej wielu stron, a jednak jej zawartość
była bezcenna. Wpadł mu w oko zwłaszcza jeden wiersz:
Naam Ki Jyoti Jalayi Man Mein, Jeevan Safal Banaya
Vishayo Sa Jinka Man Bhaya, Jhoota Janam Gawvaya
Naam Ki Yyoti Jalao Man Mein, Paalo Shaashwat Dhamm.
Man Ko Bhaee Jag Ki Majya Prabhu Ko Kabhi Na Dhyaya
Har Pag Mein Mera Mann Ghabaraya, Sat Marg Na Paaya,
SundarJeevan Pakar Bhi Mann, Moorakh Samajh Na Paaja
Maaya Ke Jhanjaal Jagat Mein, Ghere Mein Mann Aaya,
Trishna Nahi Miti Vishayon Ki, Virtha Janam Gawaya
Lele Naam Hari Ka Ab Tu, Jeevan Jyoti Jalale
Paakar Saar Prem Ke Mann Ye, Anand Mein Ho Jaaye
Aatho Peher Rahein Rang Raatha Peekar Naam Ka Pyaala
Sat Chit Ananda Roop Main Ramkar Deha Bhaava Bisaraaya
Tłumaczenie:
„Ci, którzy rozświetlają umysły imieniem Boga, osiągną sukces. Ci, którzy wybiorą ziemskie pragnienia, po prostu zmarnują życie. Dotrzyj do wiecznego domu, rozjaśniając umysł imieniem Pana.
Umysł nie myśli o Bogu, ponieważ okrył się ziemskimi atrakcjami. Od ścieżki prawdy woli lęki, odczuwane przy każdym kroku. Niemądry, nie zdaje sobie sprawy, że został obdarzony pięknym życiem. Zaplątał się w gęstą sieć ułudy świata i dlatego jego pragnienie ziemskich przyjemności nie zostanie zaspokojone.
O umyśle! Nadszedł czas, żebyś zdał się na imię Pana i opromienił swoje życie. Ciesz się błogością miłości, będącej esencją istnienia. Nasycaj każdy dzień ambrozją boskiego imienia. Zrezygnuj z przywiązania do ciała i połącz się z Istnieniem-Świadomością-Błogością.”
Sunam postanowił dodać do poematu otwierającą
zwrotkę, skomponować melodię i następnego dnia zaprezentować utwór Swamiemu
jako nową pieśń. Oto jak brzmiała nowa zwrotka:
Bhajore Parama Naam Sri Sai
Sai Naam Hain Prem Sarovar, Behti Amrit Dhara
Bolo Ram, Sai Ram, Bolo Ram, Sai Ram.
„Śpiewajcie boskie imię Sai, bo Sai jest Oceanem Miłości i rzeką nektaru nieśmiertelności, płynącą wciąż przed siebie. Śpiewajcie Sairam.”
Najwyraźniej
Sunam docenił korzyści płynące z recyklingu materiałów!
Zaskakujące odkrycie
Następnego
dnia, jak zwykle, Swami wezwał kilku członków grupy muzycznej do pokoju audiencyjnego.
Zanim jeszcze usiedli, zapytał Sunama: „Czy przygotowałeś na dzisiaj nową piosenkę?”
„Swami, to piękna piosenka i mam nadzieję, że ją
polubisz.”
Sunam
zaśpiewał tekst do skomponowanej przez siebie melodii. Swami, jak się zdawało,
słuchał uważnie, ale nie skomentował utworu. Sunam odczuwał radość. Miał
wrażenie, że pieśń odebrała Swamiemu mowę! Wydawało mu się, że bardzo Mu się
podoba. Nie trzeba było niczego poprawiać ani powtarzać piosenki. Swami ją
niewątpliwie zaakceptuje. Zanim to się stało, Bhagawan wygłosił zdanie, po
którym wszyscy umilkli.
„Ha!
Dodając dwie nowe linijki na początku tekstu uznałeś, że możesz nazwać to nową
piosenką? Napisałem ją w 1950 r. dla Om Sharana. A ty twierdzisz, że ułożyłeś
nową piosenkę!”
Był
październik 1985 r. Po interview Sunam powoli przejrzał strony książki.
Nazwisko autora musiało gdzieś się tu znajdować. I było – Brahmaćari Om Sharan!
Śri
Hari Om Sharan (26.IX.1932 -17.XII.2007) był legendarnym śpiewakiem i poetą
tworzącym dla Najwyższego. Przez większość życia śpiewał na chwałę Śri Ramy i
Hanumana. Podczas gdy inni pieśniarze tej epoki występowali w bollywoodzkich
filmach, Hari Om Sharan trzymał się bhadżanów i Boga. Jego śpiew i sposób życia
odzwierciedlał jego wewnętrzną prostotę. On i jego żona byli skromnymi ludźmi.
Pewnie dlatego po każdym występie w mandirze i na publicznych koncertach
otaczały ich tłumy wielbicieli. Wcześniej śpiewał nieznane kompozycje Kabira,
Kamala, Raidasa, etc. Ci, którzy słuchali go na początku kariery, nigdy nie
zapomną jego melodyjnego głosu ani wpływu jaki na nich wywierał. Często uważano
go za fakira lub jogina, wzbudzającego w ludzkich sercach szczerą miłość do Boga.
Większość jego pieśni i bhadżanów poświęcona była Panu Ramie, Boskiej Matce i
Śirdi Sai Babie.
Ale w
tamtych czasach ów król bhadżanów i pieśni oddania jeszcze tak siebie nie nazywał!
Był po prostu Om Sharanem z tytułem brahmaćariego, oznaczającym, że
jeszcze się nie ożenił! Dzięki szlachetnej decyzji, że poświeci życie śpiewaniu
na chwałę Pana i budzenie w ludzkich sercach miłości do Najwyższego, znalazł
ostoję (sharan) w Swamim! Chociaż nic nie wiedział o Bogu inkarnowanym w
maleńkiej wiosce na południu Indii, to Swami i tak umieścił go wysoko na liście
kochanych przez Siebie ludzi! Podobnie jak Abou Ben Adhem był drogi boskiemu
sercu. Hari Om Sharan, chociaż nie uważał się nawet za ‘znanego’, to, jak się
wydaje, wyrzeźbił sobie w sercu Swamiego osobną niszę.
ROZDZIAŁ 13

Bóg jest wszechmocny i błogosławi szczodrze nawet tych, którzy Go pozornie nienawidzą.
Lato 2003 r. dobiegało końca. Nie wpłynęło to na duszny klimat Chennai, miasta na południu Indii. Zimna morska bryza zrywała krople potu z twarzy Vijay Sundera, biegnącego do domu. Bolały go mięśnie łydek, a płuca dyszały z wysiłku. Jednak na twarzy miał szeroki uśmiech. Ogłoszono wyniki egzaminów maturalnych i Vijay wypadł na nich doskonale. Uzyskał wspaniały rezultat ze swoich ulubionych przedmiotów - z fizyki i z chemii. Był przekonany, że zbliżył się o krok do spełniania marzeń – do uzyskania stopnia inżyniera.
„Mamo! Tato! Mam najlepsze wyniki z fizyki i z chemii w całym stanie…”, krzyczał Vijay wpadając do domu.
„Och, dzięki Bogu”, zawołała mama, odrywając się od porannych modlitw i obejmując syna.
„Daj spokój, mamo. To ja zdałem egzamin, a mimo to dziękujesz za to Bogu!” Wypowiadając te słowa nie zdołał powstrzymać uśmiechu.
„Mów co chcesz, ale wszystko się dzieje z woli Najwyższego. Vijay nie odpowiedział mamie - zbyt mocno się okopała się w swoim oddaniu dla Pana. Pomimo trudnego życia, dziękowała Mu za nie. Ale Vijaya nie interesował Bóg i wcale się Nim nie przejmował. Nie chciał tylko, żeby zawracano mu Nim głowę – nie ważne w jakiej postaci. Wyznawał bardzo prostą filozofię – ciężka praca przynosi rezultaty. Brak rezultatów powoduje rozczarowanie. Pracował bardzo ciężko nad osiągnięciem akademickiej doskonałości, co odzwierciedliły wyniki egzaminów.
Teraz Vijay pokazał je ojcu, który nie odezwał się ani słowem. Za to łzy w jego oczach powiedziały wszystko - był z niego dumny, bardzo dumny i wdzięczny. Pierś Vijaya też napełniła się dumą.
„Tato, chcę studiować w najlepszym koledżu inżynierskim. Moje wyniki przyniosą zasłużoną nagrodę.”
„Tak, mój synu! – zgodził się ojciec i przytulił Vijaya. Był gotów wypłacić teraz zbierane w tym celu oszczędności.
W ich rodzinie zawsze było trudno o pieniądze. Vijay urodził się późno. Gdy miał zaledwie 11 lat, jego ojciec przeszedł na emeryturę, zwalniając posadę karykaturzysty w czasopiśmie The Indian Express. Dysponował wówczas czterema lakhami[1] rupii (około $10 000). Były to jego oszczędności życiowe, zebrane na funduszu emerytalnym. Złożył je na dwóch oddzielnych funduszach kasowych, będących w zasadzie organizacjami mikro-finansowymi. Odsetki szły na opłaty za naukę Vijaya w szkole średniej. Główna suma miała zapewnić mu wyższe wykształcenie. Ponieważ Vijay otrzymał ‘miejsce za zasługi’, to znaczy, za dobre wyniki na egzaminach, to spodziewał się, że czesne za cztery lata studiów inżynierskich będzie niskie i wyniesie około 1,8 lakhów rupii. Było to mniej niż oczekiwał jego ojciec. (Miejsce przydzielone wg tzw. limitu zarządzania kosztuje ok. 7 lakhów rupii!)
Wstrząsające doświadczenie
Ojciec Vijaya przeżył szok. W prywatnych firmach wykorzystuje się nieoficjalne fundusze korzystając z oszukańczych technik. Podstawową grupę zmuszoną do zakładania takich kont tworzą ludzie w potrzebie, nazywani abonentami. Brygadzista – spółka lub osoba kierująca takim biznesem – bierze tych biedaków ‘pod swoje skrzydła’ i robi przekręty.
Okazało się, że brygadzista pierwszego funduszu uciekł z pieniędzmi, co wywołało konsternację ojca. To oszustwo przypadło na okropną chwilę! Dziękując Bogu za mądrość każącą mu założyć dwa oddzielne fundusze, ojciec Vijaya zdecydował, że wypłaci pieniądze z drugiej inwestycji. Wtedy to jego konsternacja zmieniła się w horror, ponieważ brygadzista drugiego funduszu również oszukał subskrybentów i zwiał. W ciągu kilku minut ojciec Vijaya odkrył, że jego oszczędności zmniejszyły się z 4 lakhów do zera!
Vijay nie przyjął tej informacji spokojnie. Powoli zaczął zdawać sobie sprawę, że nie będzie studiował. Jego ból zwiększał fakt, że wielu jego kolegów, chłopców, którym pomagał w nauce, już się dostało na studia inżynierskie. Wspaniałe rezultaty nie dały mu przewagi po prostu dlatego, że nie mógł zapłacić za czesne. Uczucie bezradności przekształciło się w gniew. Podszedł do mamy, która na tarasie suszyła w słońcu wadagamy, smażone placki ryżowe i zaczął wylewać na nią swój żal. Nie liczył się ze słowami mówiąc jak bardzo jest rozczarowany rodzicami, którzy zaniedbali swój podstawowy obowiązek zapewnienia mu wykształcenia.
„Jaki jest pożytek z bycia ojcem, skoro nie jest się w stanie niczego dać synowi?”
W swojej furii Vijay nie zdawał sobie sprawy, jak ostrymi obrzucał ją słowami. Matka wysłuchała go cierpliwie i powiedziała tylko: „Nie martw się. Po prostu pomódl się do Boga. On zaopiekuje się tobą.”
Potem zeszła na dół i stanęła przed domowym ołtarzem.
Gdy ktoś jest rozgniewany, to każda nawet najżyczliwsza i kojąca rada przyjmuje postać paliwa podsycającego jego wewnętrzny płomień. Vijay czuł teraz w sercu dziką nienawiść do Boga. I nie miało dla niego najmniejszego znaczenia, że w Niego nie wierzył. Po prostu wyszedł z siebie. Widok mamy odprawiającej arathi, wywołał w nim ślepą wściekłość. Wyrwał jej z ręki talerzyk z kamforą i cisnął nim o ziemię, nie bacząc, że ją tym przestraszył. Potem jego spojrzenie padło na fotografię Śri Sathya Sai Baby, przed którą mama składała ofiarę z ognia.
Jak daleko Vijay sięgał pamięcią, portret tego baby zajmował miejsce na ich domowym ołtarzyku. Vijaya nie obchodziło oddanie rodziców wobec tej Istoty, chociaż wraz z kolegami z klasy i przyjaciółmi żartował sobie z tego. Poczuł, że to nie w porządku, by Baba otrzymywał od jego rodziców wyrazy szacunku i oddania, skoro nie daje im nic w zamian. Chwycił ramę z ołtarza i rozbił ją. W gniewie podarł zdjęcie Bhagawana i cisnął nim w kąt. Mama stała bez ruchu, milcząca i przerażona jego szaleństwem.
Vijay poczuł się wyczerpany. Podszedł do swojego łóżka i upadł na nie zapłakany. Gniew dewastuje zdolności rozróżniania i niewątpliwie wyczerpuje również źródło wewnętrznej energii. (Baba, podczas dyskursu wygłoszonego 11 sierpnia 2000 r., powiedział: „Jeden wybuch gniewu pochłania energię uzyskaną z pokarmu konsumowanego przez trzy miesiące. I to nie koniec. Podgrzewa także krew do tego stopnia, że muszą minąć trzy miesiące zanim się ochłodzi. Wiedząc o tym wyobraźcie sobie jaki będzie wasz los, jeśli będziecie tracić panowanie nad sobą.”)
W tym momencie Vijay otrzymał we śnie pierwszy darszan Swamiego.
Bhagawan Baba ubrany był w białą szatę i chciał go dotknąć. Ale Vijay bronił się przed tym. Baba zapytał: „Czemu robisz tyle krzyku o drobiazg? Chcesz studiować inżynierię? Mogę ci dać więcej niż pragniesz. Po prostu bądź szczęśliwy.”
Zbiegi okoliczności
Vijay zerwał się z łóżka. Sen był tak wyraźny, że nie mógł przestać o nim myśleć. Ostatecznie doszedł do wniosku, że gdy śpi, zwodzi go umysł! Starał się wyprzeć ów sen ze świadomości na jawie.
Tamtego wieczoru, wpadł do ich domu Parthiban, dobry kolega Vijaya. Vijay nie był w nastroju do rozmowy z rodzicami i dlatego perspektywa porozmawiania z kimś innym przyniosła mu ulgę. Bez namysłu wylał przed nim całą swoją udrękę i gniew. Słuchając go, Parthiban zachował spokój. Wyglądało na to, że przyszedł jedynie po to, żeby Vijay poczuł się lepiej! Ale Vijay było od tego daleki. Zwierzył mu się:
„Czuję się tak, że najchętniej położyłbym głowę na szynie kolejowej. To szybki i bezbolesny koniec …”
„Wybierz się ze mną na spacer.” Tak odpowiedział mu Parthiban.
Nie mając innej opcji Vijay chętnie się zgodził. Był zszokowany widząc, że Parthiban prowadzi go do ośrodka Sathya Sai w Chrompet. Wchodząc, usłyszeli głośną muzykę. Śpiewano bhadżany. Idąc za Parthibanem, usiadł w po stronie przeznaczonej dla mężczyzn, chociaż widok udekorowanego portretu Bhagawana Baby na ołtarzu sprawił, że poczuł się okropnie. Nie mógł jednak zaprzeczyć, że ogarnęło go ukojenie. Zamknął oczy i został. Zaczął się cieszyć bhadżanami i do jego udręczonego mózgu zaczął stopniowo przenikać spokój. Godzina minęła jak pięć minut. Na koniec Parthiban powiedział do niego:
„Jutro zaprowadzę cię do kogoś, kto ci pomoże. Nie martw się.”
Vijay wiedział, że można mu pomóc tylko w jeden sposób - ofiarowując mu 1,8 lakhs rupii i to jak najszybciej. W najlepszym wypadku miał do dyspozycji dwa tygodnie. Po tym terminie przyjęcia na inżynierię będą zakończone.
Następnego dnia Parthiban i Vijay wchodzili do biura kierownika oddziału Union Bank of India w Chrompet. Za plecami kierownika, jak zauważył Viyaj, wisiał ogromny portret Bhagawana Śri Sathya Sai Baby, z rękami wzniesionymi w błogosławieństwie. Narajanan wysłuchał historii Vijaya i upewnił go, że otrzyma kredyt terminowy. Może być to kredyt edukacyjny, jeśli zobowiąże się, że po uzyskaniu dyplomu spłaci go w terminie wraz z odsetkami. Vijay się zgodził. Krótkie spotkanie dobiegło końca i w ciągu tygodnia Vijay otrzymał dokumenty gwarantujące mu pożyczkę. Był uszczęśliwiony.
W pierwszym odruchu chciał porozmawiać z Parthibanem. Został jednak poinformowany, że Parthiban, po podpisaniu umowy o pracę, wyjechał do USA. Kodując sobie w pamięci, że ma zadzwonić do Parthibana w porze, gdy w Stanach będzie dzień, Vijay kupił bombonierkę dla pana Narajana, pragnąc mu podziękować za pomoc. Gdy wszedł do biura Union Banku, spotkała go kolejna niespodzianka. Ze ściany znikł ogromny portret Sathya Sai Baby, podobnie jak sam pan Narajan. Na pytanie jak może się z nim skontaktować otrzymał odpowiedź, że pan Narajan już tutaj nie pracuje. Nie dowiedział również, czy się zwolnił czy został przeniesiony. Gdy zadzwonił wieczorem do Parthibana, żeby podzielić się z nim swoją radością, nawet on nie miał pojęcia co stało się z panem Narajanem.
Wyczerpany wydarzeniami ostatniego tygodnia, Vijay wrócił do domu. Teraz zaczęło go dręczyć poczucie winy i wstyd, że tak ostro rozmawiał z rodzicami. Nie mógł uwierzyć, że zniszczył fotografię ich Boga! Rodzice zachowali mimo to spokój i odwagę. Sprzedali przechowywane w domu złoto i biżuterię, żeby zapewnić sobie pieniądze na wydatki domowe i na potrzeby Vijaya w koledżu! Vijay został przyjęty do Thangavelu Engineering College w The Anna University w Chennai.
Wspomnienia studenta Sai
Zaczął regularnie uczęszczać na spotkania w ośrodku Sai w Chrompet, ponieważ czuł, że niewątpliwie w jego życiu zachodzą jakieś zmiany i że kieruje nimi Swami. (Tak, teraz zaczął nazywać Bhagawana Swamim, zamiast Sai Babą.) Im bardziej angażował się w działalność ośrodka, tym lepsze stawało się jego życie. Zaczął przekazywać potrzebującym wiedzę z nauk ścisłych, szczególnie z fizyki i chemii, zyskując opinię doskonałego nauczyciela. Kilku studentów zgłosiło się do niego na korepetycje. Zarobione w ten sposób pieniądze przeznaczył na spłatę zaciągniętego długu. W tym samym czasie jego mama zajęła się w domu krawiectwem, dzięki czemu mogła się dokładać do rodzinnej kasy. Sprawy finansowe zaczęły układać się pomyślnie i Vijay był szczęśliwy. Na studiach okazał się jednym z najlepszych.
Na początku 2006 r. usłyszał termin ‘student Sai’. Szjam Sunder, uczęszczający do ośrodka w Chrompet, wzbudzał powszechne zainteresowanie. Patrzono na niego z podziwem i miłością, ponieważ został ‘studentem Sai’. Zaciekawiony Vijay zaprzyjaźnił się ze Szjamem. Jego relacje o życiu studentów wywoływały w nim fascynację. Nie mógł uwierzyć, że Szjam Sunder rozmawia i współpracuje z ‘Bogiem’. Ale Szjam był skromny i nie korzystał z należnego mu prawa do przechwalania się. Pewnego dnia Vijay obejrzał filmy z kolekcji Szjama i natychmiast zakochał się w Instytucie Wyższego Nauczania Śri Sathya Sai. Poczuł, że gorąco pragnie się tam przenieść i rozmawiać z Kanclerzem – z jego kochanym Swamim! Modlił się po raz pierwszy w życiu: „Swami, proszę, pozwól mi zostać Twoim studentem.”
Najważniejszy krok został więc postawiony. Musiał jednak czekać jeszcze rok, żeby ukończyć studia inżynierskie.
W międzyczasie zaczął omawiać swoje opcje ze Szjamem. Co powinien studiować? Czy ma wybrać zintegrowany kurs licencjacko-magisterski, czy wstąpić na techniczny wydział magisterski, czy może zdecydować się na studia magisterskie z zarzadzania biznesem? Szjam uśmiechnął się i odpowiedział mu tak: „Wstąp na który chcesz. Czy to ważne?”
Vijeyowi ta rada wydała się nielogiczna. Nie zrozumiał, że na ścieżce do Boga logika nikomu jeszcze nie pomogła.
„Posłuchaj, jestem dobry z fizyki i z chemii… Czy mogę to połączyć?”
Szjam tłumaczył mu cierpliwie: „Chodzi o to, żebyś się dostał na uniwersytet. Tylko to się liczy. I pamiętaj, że o przyjęciu nie decydują wyniki. To Swami zdecyduje, czy będziesz tam studiował czy nie!”
Vijay, studiując każdego wieczoru w budynku ośrodka, zaczął się przygotowywać na przyjęcie jednej z opcji. Przekonanie, z jakim Szjam powiedział mu o ‘decyzji Swamiego’, koniecznej do zajęcia miejsca na Jego uniwersytecie sprawiło, że czuł się roztrzęsiony. Pragnął mieć wszystko pod kontrolą. I wtedy przypomniał sobie o Parthibanie, o Narajananie i o pożyczce.
„Mam nadzieję, że mnie wybierze”, powiedział do siebie.
Swami stawia 10 kroków w kierunku Vijaya
Pod koniec 2006 r. przewodniczący centrum podszedł do Vijaya i powiedział: „Okręg Kanćipuram został pobłogosławiony okazją odegrania przedstawienia w obecności Swamiego. Wszystko przygotowali, jednak jeden z wolontariuszy zachorował i szukają dla niego zastępcy. Czy mógłbyś pojechać do Puttaparthi i wziąć na siebie jego rolę?”
Nieźle! To była prawdziwa okazja i pojawiła się bez żadnego wysiłku z jego strony! Vijay uświadomił sobie, że logika nie współpracuje z Bogiem, ponieważ Bóg obdarza nas bezwarunkową miłością. Zadanie Vijaya okazało się bardzo proste. W przedstawieniu była scena, w której święty Adi Śankaraćarja śpiewa hymn Kanakadhara Stotram, posiadający moc usuwania ubóstwa z życia śpiewającego. Na zakończenie spływa na niego deszcz złota. Vijay miał ukryć się za kotarą i sypać złoto na ‘Śankaraćarję’. To było łatwe i Vijay się zgodził.
Nie miał pojęcia jaki deszcz łaski przygotował dla niego Bhagawan. Ale wtedy nie zdawał sobie sprawy z wielu rzeczy. Nie wiedział o burzy, która rozpęta się w jego sercu. Nie wiedział jak szczodrze obdarowuje Swami kochaną przez Siebie osobę. Nie wiedział o wielkim darze, jaki otrzymał od ojca, wcale o tym nie wiedząc ani o ostatecznym spełnieniu, które odkryje w ciągu następnych dwóch lat.
W tym momencie zapamiętajmy, podobnie jak Vijay, że przed wstąpieniem do sanktuarium Pana musimy zrezygnować z logiki, ponieważ jeśli tego nie zrobimy, to będzie nam tylko przeszkadzała.
Pierwsza wizyta w Puttaparthi
Vijay poinformował rodziców, że wyjeżdża do Puttaparthi i wystąpi w wystawianym tam przedstawieniu. Byli przeszczęśliwi. W ciągu kilku ostatnich lat ich syn bardzo się rozwinął, a jego pozytywny stosunek do Swamiego sprawiał im radość.
Vijay odegrał swoją rolę za kurtyną najlepiej jak potrafił. Zgodnie z instrukcją, powstrzymał się od chęci wysunięcia głowy zza kotary i otrzymania nieformalnego darszanu Bhagawana. W odpowiedniej chwili zasypał ‘Adi Śankaraćarję’ złotem. Gdy spektakl dobiegł końca, Swami zszedł z podwyższenia, pobłogosławił aktorów ubraniami, a niektórym zmaterializował wibhuti. Następnie usiadł na scenie. Najwyższy Pan wszechświata nie był jeszcze usatysfakcjonowany! Nigdy nie jest usatysfakcjonowany, gdy chodzi o dawanie.
Zwrócił się do obsługującego Go młodego człowieka i natychmiast przyniesiono tacę. Swami skinął na aktorów i wręczył każdemu z nich zegarek. Entuzjazm Swamiego wciąż trwał. Teraz sięgnął wzrokiem dalej, na grupę siedzących z tyłu chłopców. Sathya Sai jest milczącym pracownikiem, działającym za sceną i obdarzającym innych zaufaniem. Dokładnie wie, co to znaczy być wykonawcą w tle! Kiwnął dłonią na młodych ludzi, wśród których znalazł się Vijay. Vijay podszedł i klęknął przed Swamim. Po raz pierwszy w tym życiu widział Bhagawana z tak bliska. Swami wyciągnął w jego stronę rękę z zegarkiem. Ale uwaga Vijaya nie skupiła się na zegarku. Pił z głębokiej fontanny piękna Swamiego. To krótkie doświadczenie sprawiło, że zapragnął z całego serca dostać miejsce w koledżu Sai. Zapamiętał słowa Szjama, że przydział miejsca zależy od woli Pana. Zwrócił się więc do Niego: „Proszę, przyjmij mnie na Swój uniwersytet. Chciałbym tutaj studiować.”
„OK. Bierz.”, odrzekł Swami wręczając mu zegarek.
Vijay nie zrozumiał, czy Swami każe mu wziąć zegarek, czy przydziela mu miejsce na uczelni. Czuł tylko, że chce się uwolnić od jego dokuczliwej obecności.
Wziął więc zegarek i wrócił na swoje miejsce.
Na tym zakończyła się wizyta Vijaya w Parthi, pozostawiając po sobie nieugaszone pragnienie zostania studentem Sai.
‘Egzamin’ wstępny
Vijay zrealizował swój plan i wystąpił o trzy miejsca na uniwersytecie Sai: na kursie licencjacko-magisterskim z nauki, na wydziale magisterskim z techniki i na wydziale magisterskim z zarządzania biznesem - MBA. Zaproszono go na dwa egzaminy: na egzamin poprzedzający kurs z techniki i na egzamin na wydział zarządzania, ponieważ nie kwalifikował się na kurs licencjacki z nauki dysponując licencjatem z techniki. (Licencjat z techniki przewyższa rangą kurs licencjacki z nauki. Kurs magisterski z nauki w Instytucie Wyższego Nauczania Śri Sathya Sai połączony jest z kursem licencjackim z nauki.) Nie narzekał jednak. Otrzymał dwie szanse zostania ‘studentem Sai’.
Lecz jak to mówią: „Człowiek strzela, a pan Bóg kule nosi”. W obecności Swamiego zdarza się to nieustannie i zawsze pod kątem większego dobra. Egzaminy wstępne na oba kursy odbywały się tego samego dnia i o tej samej porze! Vijay poinformował osoby urzędowe o swojej sytuacji i usłyszał w odpowiedzi, żeby wybrał jeden kierunek i zrezygnował z drugiego. Czuł, że mając wykształcenie techniczne lepiej się przygotował do egzaminu na kurs magisterski z techniki. Lecz jego przeznaczenie było inne i Swami zdawał się kierować go w kierunku MBA, posługując się trafiającą do niego logiką. Urzędnik powiedział do niego: „Jesteś pewien, że wybierasz magisterium z techniki i rezygnujesz z MBA? Na kursie magisterskim z techniki jest tylko sześć miejsc, na MBA czterdzieści.”
Zatem Vijay przystąpił do egzaminu pisemnego na kurs zarządzania biznesem i przeszedł do II etapu – do dyskusji grupowej. Temat dyskusji brzmiał tak: „Czy SEZ jest dobra dla korporacyjnych Indii?”
Vijay nie wiedział czym jest SEZ (Specjalna Strefa Ekonomiczna). Miał nadzieję, że dowie się tego podczas dyskusji. Ku swojej konsternacji przekonał się, że wszyscy mówili o wadach i zaletach SEZu, lecz nikt nie rozwinął tej nazwy! Pod koniec 15 minutowej rozmowy, Vijay wstał i powiedział: „SEZ ma swoje plusy i minusy, które trzeba dokładnie rozważyć. Podsumowując… i w tym miejscu przytoczył wszystko, co dotychczas usłyszał. Otrzymał brawa. Wiedział, że przeszedł pomyślnie ten etap i że w nagrodę zostanie studentem Sai.
Tak oto, w czerwcu 2007r., Vijay został studentem Instytutu Wyższego Nauczania Śri Sathya Sai.
Pierwszy darszan
Zgodnie z wieloletnią praktyką nowoprzybyli mieli prawo zajmować w mandirze miejsca w pierwszych rzędach. To była druga szansa na otrzymanie bliskiego darszanu Bhagawana. Vijay napisał do Swamiego list, zaczynając go tak: „Szanowny Śri Sathya Sai Babo”. Potem opowiedział Babie o wszystkim, co go spotkało w życiu.
„… rzuciłem na ziemię talerz z arathi i połamałem ramkę od Twojej fotografii…”
„przyszedłeś do mnie we śnie…”
„kiedy przyjechałem tutaj rok temu, kazałeś mi przyjąć zegarek …”
Podpisał go jako Vijay Sunder, student pierwszego roku magisterskiego kursu zarządzania biznesem.
To był jego pierwszy i ostatni formalny list jaki napisał do Sai Baby. Reakcja Swamiego w czasie darszanu po prostu zwaliła go z nóg i skłoniła do umieszczenia Najwyższego Kanclerza Wszechświata głęboko w sercu. Swami, kierując się w jego stronę, patrzył mu prosto w oczy i uśmiechał się. Przyjmując list, zapytał:
- „Jesteś szczęśliwy?”
- „Tak, Swami…” Vijay pragnął Mu powiedzieć milion rzeczy.
- „Bądź szczęśliwy”, odrzekł Swami i poszedł dalej.
Jakby na znak bezwarunkowego posłuszeństwa, przez całe ciało Vijaya przepłynęła fala radości, a jego twarz rozkwitła szerokim uśmiechem. Przeżył radość, jakiej rzadko doświadczał. Pragnął przeżywać ją częściej. Smakowanie tej radości zrobiło z niego szalonego nałogowca. Tak przejawia się przyciągająca moc miłości Boga. Często sprawia, że oddajemy mu natychmiast swoje serce!
Vijay postanowił, że postara się rozmawiać z Sai Babą codziennie.
Nowa przynęta
Dr Alreja, osobisty lekarz Swamiego, tak wypowiedział się kiedyś o postępowaniu Bhagawana:
„To doświadczony rybak. Podsuwa nam, rybom, soczystą przynętę, a my ją chwytamy. Potem wyciąga nas z wody, wkłada do koszyka i wędkuje dalej. Nie przyzwyczajeni do pozostawania poza strefą komfortu, walczymy. Gdy walka staje się trudna do zniesienia, spryskuje nas kilkoma kroplami wody, co przynosi ulgę. Jednak ta ulga jest tylko chwilowa.”
Czyni tak, ponieważ pragnie, żebyśmy uświadomili sobie, że nie mamy być ‘rybami’, pławiącymi się w oceanie życia, w bhawasagarze. Oczekuje, że zniszczymy nasze małe ego (przywiązanie do ciała) i zdobędziemy prawdziwą wolność.
Wyrzeczenie
Nie jest to jedyny sposób postępowania Swamiego, lecz niewątpliwie jeden z wielu!
Najwyraźniej, dotyczył także Vijaya. Schwytał przynętę i znalazł się w koszyku. Zaczął walczyć. Któregoś dnia po tej cudownej rozmowie zmierzył się z fizyczną bliskością Swamiego. Nigdy nie miał okazji z Nim rozmawiać. Zaczął tęsknić za Swamim bardziej niż kiedykolwiek przedtem. Wysłuchał tak wiele historii studentów, że zaczął żałować, że nie znalazł się tutaj wcześniej. Ponownie poczuł przygnębienie, myśląc, że ojciec nawet nie próbował przedstawić mu Bhagawana. Jakie to dziwne, że musiał samotnie walczyć o dary życia, bez wsparcia ze strony rodziców!
Vijay zaczyna praktykowanie sadhany
Pierwszy semestr kursu MBA zniknął bez śladu z pamięci Vijaya! Chciał liczyć dnie i tygodnie według swoich spotkań ze Swamim, jednak licznik zatrzymał się na jedynce, pomimo mijających miesięcy. Zastanawiał się co powinien zrobić, żeby zostać ulubieńcem Sai. Zauważył, że Swami bardzo interesuje się pieśniarzami wykonującymi bhadżany. Spróbował więc szczęścia w śpiewaniu. Poprosił kilku seniorów, żeby pomogli mu wyszlifować umiejętności wokalne. Wkrótce jednak zdał sobie sprawę, że jego wysiłki w tym kierunku są równie niemądre jak wysiłki ryby wspinającej się na drzewo! Wybiegł z pokoju muzycznego, zanim jeszcze bardziej się pogrążył.
Postanowił podejść do muzyki w inny sposób – ucząc się grać na instrumencie. W mandirze poprosił mistrza fletu o lekcje. Ów mistrz, pan Rawi Tedża, chciał mieć pewność, że jego wysiłki zostaną dobrze wykorzystane, więc zgodził się pod warunkiem, że Vijay znajdzie co najmniej sześciu dodatkowych kandydatów. Vijay wrócił do akademika i zainspirował swoim pomysłem dwunastu kolegów. Ravi Tedża wyznaczył im lekcje wczesnym rankiem.
Vijay zrozumiał wkrótce, że ryba nie jest zdolna do szybkiego biegania po ziemi. Ironiczna strona tej sytuacji polegała na tym, że kilka miesięcy później wszyscy ci studenci, z wyjątkiem Vijaya, wystąpili przed Swamim w Sai Kulwant Hallu! Stało się to jednak długo po tym, jak Vijay porzucił wszelkie próby zostania mistrzem pustej trzciny.
Gdy zbliżył się koniec semestru, odrzucony i sfrustrowany Vijay podjął decyzję:
Nie wrócę tutaj po wakacjach. Jaki pożytek mam ze studiowania w Instytucie, skoro nie mogę zbliżyć się do Swamiego i coraz silniej płonę, będąc tak blisko, a jednocześnie tak daleko.”
Boski Rybak spryskuje rybę wodą
Vijay uważał, że powinien ze zwykłej uprzejmości poinformować Swamiego o tym planie. Opisał swoje odczucia, mając nadzieję, że Swami przyjmie jego list na darszanie. Tamtego dnia zdarzyło się jednak coś nieoczekiwanego. Swami wziął list i zapytał:
„Ay, Em Chestunnav Ra? – Hej, co robisz?”
„MBA Swami…”
„MBA kaadu. Inka emi chestunnavu? – Nie mam na myśli MBA. Co robisz po za tym?”
To było otwarcie, tak upragnione przez Vijaya. Rozwarł przed Swamim serce. Powiedział, że starał się robić wiele rzeczy i włożył w nie szczery wysiłek, ale niczego nie osiągnął. Za każdym razem czekała go na końcu porażka.
Swami uśmiechnął się i powiedział półżartem: „Aithe bommaly veyi – Zatem zacznij rysować.”
Vijay się uśmiechnął. Dla niego była to manna z nieba. Nareszcie Pan wyznaczył mu zadanie. Wróciwszy do hostelu wziął się za malowanie i poświecił na to kilka długich godzin. Stworzył portret Pana Ramy oraz modlącego się do Niego Hanumana. Nie było to jednak mistrzowskie dzieło, więc koledzy śmieli się z niego, radząc: „Swami lubi żartować! Nie przejmuj się.”
Ale Vijay pozostał głuchy na ich uwagi.
Swami uważnie przyjrzał się obrazowi. Zadał chłopcu kilka pytań odnośnie tego co robi Hanuman i co mówi Śri Rama, a potem podsunął mu kilka wskazówek. Vijay był zachwycony. To były te cenne sekundy współpracy, dla których był gotów na wszystko.
Tego wieczoru zaczął malować drugi obraz. Swami go obejrzał, porozmawiał z Vijayem, rzucając kilka uwag i w końcu pobłogosławił młodzieńca. Drugi semestr okazał się dla Vijaya prawdziwą kopalnią złota. Namalował Buddę, Ganeszę, Śiwę i Krisznę oraz świętych, takich jak Matka Teresa. Swami zaaprobował te wysiłki i obdarzył go wielką radością. Teraz Vijay zaczął malować w tajemnicy. Nie chciał ofiarowywać Panu obrazów skażonych spojrzeniami innych ludzi. Pierwszą oglądającą je osobą miał być Swami. Jakie to byłoby cudowne, gdybyśmy wprowadzili ten zwyczaj w swoje życie, przeznaczając je na poszukiwanie Boga!
Dar ojca dla syna
Pewnego dnia, bez żadnej przyczyny, Swami zapytał Vijaya: „Jak się czuje twój ojciec?”
„Mój ojciec, Swami?” Z pewnością dobrze…”
Sai Baba zakręcił ręką i zmaterializował wibhuti. Wsypując je w dłoń Vijaya, powiedział, że przeznacza je dla jego taty. Vijay kiwnął głową i pochylił się Panu do stóp.
Tego wieczora zadzwonił do domu i zapytał od razu: „Mamo, jak się czuje ojciec?”
„O, teraz już dobrze. Wczoraj, podczas pudży dla Satjanarajany zemdlał nagle. (To był dzień urodzin Satjanarajany, ten sam w którym urodził się Sai Baba!) Nie informowaliśmy cię o tym, bo nie chcieliśmy cię martwić.
„Swami pytał o tatę i dał mi dla niego wibhuti!”
„Ach! On wie wszystko. Doprawdy, jesteśmy błogosławieni…”
Gdy Vijay po raz pierwszy wyjeżdżał do Puttaparthi, jego mama się rozpłakała. Wiedziała, że będzie za nim tęsknić. Ale teraz była spokojna, słysząc o tym jak Swami go wspiera. W tym akcie łaski Swami nie tylko upewnił rodziców Vijaya, że ich syn znajduje się w dobrych rękach, ale również uspokoił Vijaya, pokazując mu, że dba o jego najbliższych.
Vijaya ogarnął spokój. Zyskał fizyczną bliskość Swamiego i czuł się w końcu szczęśliwy. Czyż Swami nie powiedział, że prawdziwe szczęście płynie ze zjednoczenia z Bogiem?
Vijay był wdzięczny, że Swami tak bardzo sprzyja jego malowaniu. Żeby wytwarzać szybciej dzieła sztuki, zrezygnował z kolorów i zaczął rysować ołówkiem. W ten sposób w ciągu zaledwie kilku godzin mógł stworzyć nowy szkic. Po wieczornych modlitwach w hostelu wykradał się do Mirpuri College of Music i szkicował, korzystając z panującej tam nocami ciszy. Pod koniec piątej godziny, o trzeciej nad ranem, spojrzał na portret Śri N. Kasturiego i uznał, że wyszedł nieźle. Podziękował Swamiemu za to, że obdarzył go cierpliwością, siłą i umiejętnościami.
Nagle poczuł na rękach gęsią skórkę, a w oczach zabłysły mu łzy, ponieważ uświadomił sobie, jak bardzo był niesprawiedliwy wobec ojca. Myślał, że ojciec niczego mu nie dał. A jednak Vijay, przyglądając się jego szkicom do Indian Expressu, odziedziczył po nim podstawową umiejętność rysowania i malowania. To właśnie ów talent, a nie inteligencja i posiadane stopnie, pomógł mu zrealizować najgłębsze pragnienie serca. Myślał, że ojciec opuścił go, nie pomagając mu finansowo i nie opowiadając mu w dzieciństwie o Swamim. Bhagawan jednak, bez wiedzy ich obu, obdarzył Vijaya za pośrednictwem jego ojca w taki sposób, że Vijay mógł być wdzięczny rodzicom do końca życia.
Gdy Swami wkroczył w jego egzystencję, wzmocniła się więź miłości pomiędzy nim i rodzicami. Co więcej, coraz bardziej wzrastała i w końcu Vijay poczuł do nich głęboki szacunek. Lepiej rozumiał znaczenie zdania: „Mathru Dewo Bhawa, Pitru Dewo Bhawa – Czcij matkę jak Boga, czcij ojca jak Boga.”
Nadszedł czas, żeby Vijay zapłacił za grzech zniszczenia fotografii Sai Baby. Wszystko zostało powiedziane i zrobione. Niewątpliwie, cieszymy się owocami dobrych uczynków, ale musimy również zapłacić za te złe. Swami powiedział:
„Dobro uczynione w boskiej obecności powraca do nas stokrotnie. Ale pamiętajcie, że zło uczynione w boskiej obecności również powraca do nas stokrotnie.”
Vijay nie zdawał sobie sprawy, że Swami nie może tak po prostu przebaczyć mu zniszczonego w gniewie obrazu Boga i że będzie musiał odpokutować za to stukrotnie!
Boska kara
Bóg często jest postrzegany jako Wielki Sędzia, siedzący na tronie wznoszącym się wysoko nad ludzkością i dzielący nas na dusze dobre i na złe. To zupełnie niewłaściwy pogląd. Na początek dopuśćmy do naszej świadomości, że Bóg nie jest sędzią. Sądząc kogoś, nie można go kochać. Skoro Bóg kocha wszystkich jednakowo, to czy mógłby nas krytykować i osądzać? Każda chwila życia Sai Baby wypełniona jest czystą miłością. Czy jest w niej miejsce na sądzenie? Druga część tego zdania również jest fałszywa. Swami namawia nas do dostrzegana jedności w pozornej różnorodności. Po za tym, sposób w jaki Bóg postrzega ‘dusze szlachetne’ i ‘grzeszników’ całkowicie różni się od naszego.
Mówiąc zatem o boskich karach, osadźmy je we właściwym kontekście. Na przykład, kiedy rząd Indii postanowił, że odpowiednią karą za morderstwo będzie kara śmierci przez powieszenie, Swami zdecydował, że skuteczniejszy od pętli okaże się różaniec. A to dlatego, że Swami bardziej wierzy w ustąpienie morderczych tendencji niż w zabijanie mordercy. Taka była historia życia Kalpagiri, opisana w biografii Pana, zatytułowanej Sathyam Shivam Sundaram. Zatem, kiedy Swami powiada się, że ‘dobro i zło’ popełnione w boskiej obecności wraca do nas stokrotnie, to ma na myśli równowagę i harmonię, a nie rewanż czy karę w takim sensie w jakim pojmuje je człowiek.
Nie da się zaprzeczyć, że Vijay zniszczył portret Swamiego i aby zrównoważyć ten uczynek, musi za niego zapłacić. Mylilibyśmy się jednak sądząc, że zakończy się to oczekiwaną przez nas karą. Swami wymyślił dla niego bardzo piękne i wzniosłe zadanie.
„Zniszczyłeś mój portret i dlatego wykonasz dla mnie sto portretów. To będzie twoja kara. To będzie twoje odkupienie.”
Jakie to piękne! Sposób w jaki ‘karze’ nas Bóg, sprowadza się do tego, że pomaga nam osiągnąć ostateczny cel życia najszybciej jak to tylko możliwe. Wyznaczona przez Niego kara jest aktem najwyższego współczucia i łaski. To właśnie odkrył Vijay w swojej podróży poprzez ‘sto obrazów zemsty’. Porozmawiajcie z nim dzisiaj, a odkryjecie, że chciałby namalować ich tysiąc! Jednym z najwcześniejszych jego szkiców był portret Śri N. Kasturiego.
Niezapomniane szaleństwo szkicowania
Śri Kasturi jest królem wśród wielbicieli Bhagawana Śri Sathya Sai Baby. Jest także jedynym biografem Swamiego korzystającym z Jego osobistych wskazówek. Gdy Vijay pokazał swój szkic Swamiemu, Swami dał mu profesjonalną radę.
„Jeśli przyciemnisz trochę tło, wówczas Kasturi stanie się bardziej wyrazisty. Żeby otrzymać jeszcze lepszy wizerunek zaznacz mocniej kilka zmarszczek.”
Vijay kiwnął z podziwem głową. Swami spytał go teraz, czy spotkał córkę Kasturiego, mieszkającą w Prasanthi Nilayam.
Podchwytując tę wskazówkę, Vijay wyruszył po darszanie na jej poszukiwanie. Odnalazł jej dom i wyjaśnił pani Padmie Kasturi powód swojej wizyty. Ucieszona, że Swami ją pamięta, uraczyła Vijaya wspaniałymi, wysnutymi z pamięci historiami. Powiedziała mu, że Swami również był artystą i pokazała mu skomplikowane dzieło sztuki - lalkę wykonaną z liści palmowych.
„Rozmawiając z moim ojcem, panem Kasturim, Swami od niechcenia splatał liście palmy, aż powstała ta lalka.”
Serce Vijaya napełniła głęboka miłość do Swamiego.
Następnym razem, podczas darszanu, Swami powiedział do niego:
„Czy wiesz, że na terenie Prasanthi Nilayam znajduje się dom Radżmaty z Nawanagaru?”
Vijay szybko pojął tę boską grę. Pobiegł we wskazane miejsce i spotkał tam jej wnuka, pana Indreśwara Sirohi, alumna Instytutu Wyższego Nauczania Śri Sathya Sai. Poprosił go o zdjęcie Radżmaty. Szkicując nocą, zdołał następnego dnia podczas darszanu zaprezentować jej portret Swamiemu. Po badżanach, Swami zabrał rysunek do swojej rezydencji. Następnego dnia przekazał chłopcu fascynującą wiadomość:
„Wczoraj rozmawiałem o tobie z Radżmatą. Pokazałem jej i sprezentowałem twój szkic. Była bardzo szczęśliwa.”
To była sensacyjna wiadomość, ponieważ Radżmata porzuciła plan fizyczny dawno temu! Vijay przyjmował nie tylko wskazówki od Swamiego, ale także wyostrzał swoją intuicję. Narysował portret Pani Iśwarammy, cielesnej matki Swamiego. Kiedy pokazał go Swamiemu, Swami wyjaśnił, że była Jego oddaną wielbicielką. Zwrócił rysunek Vijayowi i dodał:
„Karnam Subbamma była jak druga matka. Witała moich wielbicieli z ogromną miłością i gotowała dla wszystkich.”
Vijay nie potrzebował dalszych ponagleń. Tamtą noc poświęcił na szkicowanie Karnam Subbammy. Następnego dnia ofiarował oba rysunki Swamiemu i tym razem Swami je zaakceptował.
Drugi semestr minął momentalnie i wkrótce dla Vijaya, studenta zarządzania biznesem, rozpoczął się trzeci semestr. Cieszył się każdą chwilą, ponieważ jego stukrotna ‘spłata’ jeszcze nie dobiegła końca. Kierując się intuicją, Vijay przygotował portret prof. Anila Kumara. Swami rzucił spojrzenie na ten szkic podczas darszanu i omal nie wybuchnął śmiechem. Był bardzo szczęśliwy i zaraził tą radością Vijaya. Vijay był pewny, że Swamiemu spodobał się portret. Swami wszedł na podwyższenie, wezwał Vijaya i zapytał:
„Kto to jest? Czy to Anil Kumar?”
Vijay kiwnął głową. Wtedy Swami wysłał wiadomość do profesora. Anil Kumar, zupełnie nieświadomy tego co się stało, podbiegł do Bhagawana. Bhagawan zapytał go ze słodkim uśmiechem:
„Idi choosava nuvvu – Widziałeś to?” – i pokazał portret wszystkim, co spotkało się z aplauzem świadczącym o tym jak wielką cieszył się popularnością. Swami rozmawiał z nim przez 10 minut i dopiero potem wręczył mu rysunek.
Nie wszystkie rysunki Vijaya zasługiwały na fanfary i radość. Kiedy Vijay narysował Johna Hislopa, Swami zmarszczył brwi i powiedział:
„Co to jest? To nie jest Hislop. Hislop nigdy tak nie wyglądał!”
Ale nawet taka reakcja cieszyła Vijaya. To, że Swami krytykuje niektóre jego prace, nie sprawiało mu przykrości. Cieszył się, że ma kontakt ze Swamim i dlatego w taki sam sposób przyjmował Jego pochwały i krytykę. Oto jak, bez jego wiedzy, Swami przekazał mu dar spokoju. Ów spokój w połączeniu z ogromną wytrwałością dał Vijayowi siłę do wykreowania portretów wszystkich wykładowców z wydziału zarządzania biznesem. Złożył je w darze Sai Babie 21 sierpnia, poświęconym ‘formacji MBA’ lub ‘dniowi MBA’. Swami obejrzał szkice i powiedział:
„Mają moje błogosławieństwo. Przekaż je im.”
Mimo to Vijay zauważył, że Swami popełnia błąd, gdy chodzi o jego imię. Vijay narysował w tym czasie portret pana K. Ćakrawarthi, sekretarza Centralnego Trustu Śri Sathya Sai. Gdy pokazywał go Swamiemu, pan Ćakrawarthi stał za Bhagawanem. Swami zwrócił rysunek Vijayowi, pytając:
„Gdzie jest drugi?”
Vijay zrozumiał i wziął się do pracy. Następnego dnia, gdy Swami mijał go na darszanie, wręczył Panu poprzedni rysunek wraz z dodanym portretem poprzedniego wicekanclerza, Śri S. V. Giri, stojącego przy drugim boku Swamiego. Teraz Swami przyjął oba szkice. Pokazał je Swoim szanownym towarzyszom, mówiąc:
„Zobaczcie, namalował je Rawi.”
Wtedy to po raz pierwszy Swami wymienił owo imię. Vijay pomyślał sobie: „Jeśli Swami chce mnie zapamiętać jako Rawiego, niech tak będzie. Nie ma znaczenia, czy nazywa mnie Rawim, Vijayem, czy małpą. Wystarczy, że mnie pamięta.”
Potem odkrył znaczenie imienia Rawi. Miało to miejsce tuż przed rozdaniem dyplomów, gdy już narysował i przekazał setki rysunków. Była to przemiła niespodzianka.
Boska wisienka na torcie