Życie z Bogiem – część 3
Aravind
Balasubramanya
Rozdział
3
Bóg
opiekuje się nami w stopniu współmiernym do naszego oddania
Zupełnie inny nauczyciel w klasie
Sunam Gyamtso
na zawsze zapamięta tamten wiosenny, pełen wydarzeń dzień w 1983 r. Siedział z
kolegami w sali, czekając na wykład z filozofii. Miał go wygłosić prof. Raghunath Safaya, który był punktualny
i nigdy nie spóźnił się na zajęcia. Wydawało się jednak, że dzisiaj złamał tę regułę,
pojawiając się w klasie dobre pięć minut po dzwonku. Wszyscy odnieśli wrażenie
że drży, więc spoglądali na siebie ze zdziwieniem. Wiedzieli, że coś się
wydarzyło. Czy naprawdę zauważyli kilka łez za grubymi szkłami okularów
profesora? Czy rzeczywiście uchwycili w jego głosie drżenie, kiedy życzył im
‘dobrego poranka’ i mówił ‘Sairam’?
Prof. Safaya
doskonale znał temat swojego wykładu. Był mistrzem poruszającym się swobodnie
po zagadnieniach filozofii i historii. Urodził się w Czandigarh, na północy Indii.
Przemierzył setki mil, by służyć jako wykładowca w Instytucie Wyższego
Nauczania Śri Sathya Sai. Poprzednio pracował w Czandigarh, w instytucie
kształcącym nauczycieli. Jego największą pasją, hobby i miłością była
astrologia i chiromancja. Odziedziczył te zamiłowania po przodkach. Wszyscy oni
cieszyli się powszechnym szacunkiem ze względu na posiadaną znajomość orbit planet
i gwiazd na niebie oraz za wiedzę na temat wyrytych na dłoni liniach
papilarnych, wpływających na ludzkie życie.
Dzięki nim
prof. Safaya stał się właścicielem kilku ciężkich ksiąg poświęconych astrologii
i chiromancji, ofiarowanych mu na pamiątkę. Często wzbudzał fascynację
studentów swoją wiedzą na te tematy. Wydawała się o wiele obszerniejsza od jego
wiedzy historycznej i filozoficznej. Jego wiara i zaufanie do tych nauk
przewyższały nawet wiarę w Swamiego.
Według niego Swami był cudowną i bardzo
rozwiniętą ludzką istotą, szerzącą w społeczeństwie dobro - coś w tym rodzaju.
To właśnie przyciągnęło go do Baby. Starał się przejąć od Swamiego jak najwięcej
dobra. Swami ze Swojej strony zdawał się cieszyć wysiłkami profesora. Doceniał
je i często udzielał prof. Safaji interview. Sunam i jego koledzy wiedzieli, że
dzisiaj był kolejny taki dzień, w którym Swami zaprosił profesora na audiencję.
Nigdy wcześniej nie widzieli go tak bardzo wzruszonego. Co się wydarzyło
dzisiaj?
Władca linii
papilarnych dłoni zgadza się z zasadami Najwyższego Pana
Prof.
Safaya przedstawił im wydarzenia mające miejsce tego ranka. Swami wezwał go na
rozmowę. Wszedł więc do pokoju audiencyjnego, postępując zgodnie z obowiązującymi
tu zwyczajami. Swami zapytał go jak mu się wiedzie, jakich ma studentów...
Niespodziewanie powiedział: „Mam wrażenie, że mocno wierzysz w prorocze nauki
swoich przodków. Ta wiara przewyższa nawet twoją wiarę w moc Boga! Czy jesteś
również przekonany, że zajmuję się wszystkim w twoim życiu, w stopniu odpowiadającym
poziomowi twojego oddania?” To zaskoczyło profesora. Pytanie było bezpośrednie,
skierowane wprost do niego. Mimo to nie było mu łatwo w jednej chwili
przekształcić szacunek do Swamiego w bezwarunkową wiarę. Słyszał o potędze i
łasce Boga. I czy to nie Swami obdarzył do pierścieniem ze szmaragdem? Szmaragd
to zielony kamień przynoszący szczęście. Swami osobiście podarował mu ten talizman,
więc jak może go prosić, żeby odrzucił wszystko, co przejął ze starożytnej mądrości?
Swami wciąż drwił sobie z niego: „Profesorze, twoje nauki mogą jedynie
przewidywać. Czy będą interweniować, gdy coś pójdzie źle?” Profesor Safaya
wiedział, że to prawda. Chociaż astrologia i chiromancja sugerowały pewne rozwiązania
dotyczące nadchodzących ‘katastrof’, to wiedział, że żadne z nich nie jest
niezawodne. Teraz Swami uczynił coś, czego on nigdy by sobie nie wyobraził.
Wezwał go, żeby się zbliżył, ujął jego dłonie i lekko potarł je Swoimi. Potem
zapytał: „Powiedz mi, co w zanadrzu ma dla ciebie życie?” Profesor spojrzał na
swoje dłonie. Właściwie, widząc je każdego dnia, wcale nie musiał na nie
patrzeć. Doskonale znał kontury swoich linii papilarnych. Wyryły się w jego
mózgu mocniej niż na dłoni. Rzucił na nie okiem jedynie z szacunku do Swamiego.
I wtedy przeżył szok. Zalany łzami profesor powiedział studentom: „Kiedy spojrzałem
na moją dłoń, nie było na niej ani jednej linii papilarnej. Zostały wytarte do
czysta. Nie został po nich nawet najmniejszy ślad!”
Potęga oddania
Klasa słuchała z zapartym tchem, a profesor dalej ciągnął swoją
opowieść. Swami stał przed nim uśmiechnięty, najwyraźniej bawiąc jego zakłopotaniem
i szokiem. Prof. Safaya załamał się a Swami poklepał go z miłością. „O nic się
nie martw. Jeśli poddasz Mi się, zajmę się wszystkim. Profesor upadł na kolana
i dotknął stóp Swamiego. Pomyślał, że wydarzyło się coś nieprawdopodobnego i
jego szacunek dla Baby zmienił się w jednej chwili w bezwarunkową wiarę! „Tak
Swami! Tak, Swami! Wierzę, że opiekujesz się nami współmiernie do naszego oddania.
Pełne oddanie dla Ciebie daje mi pewność, że pokierujesz moim życiem!” Swami
uśmiechnął się do niego ponownie i jeszcze raz dotknął wnętrza jego dłoni.
Linie papilarne wróciły, nawet te najcieńsze! Profesor poczuł się przytłoczony
obecnością Mistrza dysponującego mocą zdolną usunąć linie papilarne z jego
dłoni i przywrócić je zgodnie ze Swoją wolą. „Skoro wspieram twoje życie, to
nie musisz się o nic martwić. Wystarczy Mi twoje oddanie.” To zakończyło
audiencję. Swami otworzył drzwi i profesor wyszedł. Powinien już być w sali
wykładowej Instytutu. Swami wiedział jak bardzo jest punktualny. Jednak rozmowa
o oddaniu miała tak wielką moc, że tym razem profesor postanowił zrezygnować z punktualności.
Zamiast udać się do Instytutu, ruszył prosto do swojego pokoju. Zebrał stamtąd
swoje cenne dziedzictwo – grube księgi poświęcone astrologii i chiromancji.
Owinął je w materiał i wyniósł z pokoju. Dotarł z nimi do dużej studni leżącej
za planetarium sąsiadującym z gmachem Instytutu. Otwór studni znajdował się na
poziomie gruntu. Nie poświęcając tej sprawie ani jednej dodatkowej myśli,
wrzucił do niej swe księgi. Potem, wycierając łzy, udał się do czekających na
niego studentów.
Przeznaczenie lub
wolna wola
Zwrócił się
do nich: „Drodzy studenci, zaufajcie mi, nauka poświęcona astrologii i chiromancji
jest niczym w porównaniu z łaską i potęgą Swamiego. Poczułem się dzisiaj odkupiony.
To doświadczenie przynosi nam jasną odpowiedź na klasyczną debatę dotyczącą naszego
przeznaczenia, połączonego z ponoszonym przez nas wysiłkiem. Brzmi ona tak:
„Kto by się przejmował przeznaczeniem. Wiem na pewno, że Swami jest mocniejszy
od niego i bardziej efektywny od wszelkich naszych wysiłków. Stojąc przed wyborem,
decyduję się na trzecie rozwiązanie. Jak mówi David Carradine, mistrz walk: „Istnieje zawsze trzecia droga i nie jest ona
kombinacją dwóch poprzednich. Jest zupełnie inna.” Dla nas tą drogą jest
oddanie. Swami wskazał nam elegancki, praktyczny sposób praktykowania oddania.
Jeśli potrafimy tylko z niego skorzystać, to wystarczy. Debata dobiegnie końca
i nie będzie już ważne, czy decyduje o tym przeznaczenie czy mój wysiłek,
ponieważ zaopiekował się mną ktoś znacznie ode mnie potężniejszy. W tym wypadku
największe znaczenie ma opinia Swamiego.
„To,
co spotykasz w życiu jest przeznaczeniem. Sposób w jaki to przyjmujesz jest
wysiłkiem.”
Rozdział 5
Z Bogiem nawet
nieszczęście jest błogosławieństwem w przebraniu
Pan Sai Surendranath należy do elitarnego
klubu złożonego z nie więcej jak z kilkudziesięciu członków, którzy mieli
szczęście znaleźć się w pierwszej grupie uczniów przyjętych do koledżu objętego
patronatem Instytutu Wyższego Nauczania Śri Sathya Sai. Swami wziął go pod
Swoje skrzydła, gdy był jeszcze dzieckiem. Ukończył kursy i naukę w edukacyjnych
instytucjach Sai Baby i zyskał coś, co według niego jest ‘największym
przywilejem’ - został nauczycielem w wyższej szkole średniej Śri Sathya Sai. W
czasie powstawania tej książki prowadził zajęcia z handlu. Ma wiele wspomnień
zbieranych przez długie lata. Wskazują one, że nawet osobista katastrofa może
stać się błogosławieństwem jeśli włączymy w nią Boga. Ludzie nazywali to
zdarzenie ‘historią zielonego Mercedesa Benz’.
Wypadek
Pewnego dnia
w 1986 r. Sai Surendranath postanowił kupić w jedynej piekarni w Puttaparthi
chleb i mleko dla chorego kolegi. Pożyczył rower i pojechał do piekarni. W
drodze powrotnej na ostrym zakręcie, tuż za łukiem wjazdowym Widjagiri, stracił panowanie nad
pojazdem. Kierownica gwałtownie skręciła i impet wyrzucił go na drogę. Dla
kierowcy i roweru był to katastrofalny upadek. Lewa noga chłopca wygięła się
pod nienaturalnym kątem i wypłynęło z niej coś ciepłego. Gdy ujrzał wystającą z
niej białą kość, wycelowaną prosto w niego, zrozumiał, że poważnie się zranił!
Zemdlał z bólu.
Ocknął się w
Szpitalu Ogólnym Śri Sathya Sai. Sędziwy dr Alreja, osobisty lekarz Swamiego,
spytał go jak się czuje. Powiedział: „Miałeś bardzo groźny wypadek. Odniosłeś
poważne obrażenia. Zajęliśmy się tobą, a potem poinformowałem o tym Swamiego.
Bardzo się przejął.” „Dlaczego powiedział pan o tym Swamiemu?” „To mój obowiązek.
Swami polecił mi, abym informował Go o wszystkim, co się przydarza Jego
uczniom. Kazał ci odpoczywać i zwolnił cię z uczestnictwa w darszanach i w sesjach badżanowych.” To
polecenie oszołomiło chłopca. Nie tylko, że został upośledzony fizycznie, to
Swami zabronił mu jeszcze korzystać z największego przywileju studenta – z
udziału w bliskim darszanie. Uważał
to za nieszczęście i oskarżał o nie swoją karmę!
Kiedy zbliżał
się czas darszanu, Sai Surendranath
przebywał w internacie. Ku jego radości pod dom zajechał samochód Bhagawana.
Ponieważ Swami o niego zapytał, Sai Surendranth wziął kule i przykuśtykał do
auta. Swami opuścił okno i rozmawiał z nim. Zalecił mu odpoczynek i brak wysiłku.
Chłopiec, zakłopotany zainteresowaniem Sai Baby, zrozumiał, że Bhagawan
przyszedł do niego, ponieważ on sam czuł się tak źle, że nie mógł przyjść do
Bhagawana. Swami odwiedzał go regularnie i Sai Surendernath był bardzo szczęśliwy.
Mając wrażenie, że został wyróżniony, dziękował Sai za wypadek. Zrozumiał że w
towarzystwie Boga nic nie jest nieszczęściem. W najgorszym wypadku mamy do
czynienia z błogosławieństwem w przebraniu!
Jazda życia
Działo się to w 1986 r., w świętym dniu urodzin Pana Kriszny, Kriszna Dżanmasztami. Chociaż Sai Surendernath
nie do końca wyzdrowiał, to otrzymał zgodę na przebywanie w mandirze i udział w darszanach. W tamtych czasach urodziny Kriszny miały wyjątkowy i
niepowtarzalny urok. Do świątyni wprowadzano zwierzęta mieszkające w mlecznej
farmie - krowy, jelenie, króliki i oczywiście Sai Gitę, słonicę Bhagawana. Swami
karmił je, a potem odsyłał do ‘domów’. Później odwiedzał je raz jeszcze na
farmie gokulam!
Tamtego roku
Sai Surendranath siedział w bocznym rzędzie, przyglądając się uroczystościom.
Żałował, że nie może wziąć w nich czynnego udziału. Był jednak szczęśliwy, że
je przynajmniej ogląda. Gdy zakończyło się karmienie i poklepywanie zwierząt,
Swami ruszył do wyjścia. Chłopcy pobiegli na mleczną farmę. Sai Surendranath nie
mógł oczywiście tego zrobić. Musiał poczekać na rowerową rikszę.
Swami,
wychodząc ze świątyni, zapytał go: „Jak się dostaniesz do internatu?” „Swami,
przyjedzie po mnie riksza.” „Nie, dzisiaj ja ciebie podwiozę”. Po czym wezwał
czerwonego Mercedesa Benza, otworzył drzwiczki, usiadł z tyłu i zaprosił Sai
Surendranatha, aby zajął miejsce obok Niego przy oknie! Chłopiec uczynił to z
radością, nie mogąc uwierzyć we własne szczęście. Za kierownicą siedział
Radhakriszna. W gokulam Swami polecił
mu poczekać w aucie i obiecał, że przyśle mu kogoś do towarzystwa. Gdy Swami
zajmował się zwierzętami, Sai Surendranath wysiał z samochodu. Kiedy nie było
Baby, czuł się w nim bardzo dziwnie! Baba wrócił i kazał mu wsiąść. Potem auto
pomknęło w stronę internatu.
Objawienie
Kiedy jechali
do internatu, wszyscy studenci i nauczyciele zdawali się być zaskoczeni. Widząc,
że na teren kampusu wjeżdża czerwony samochód Bhagawana, szybko zgromadzili się
przy wejściu do budynku. Samochód się zatrzymał i Swami uśmiechnął się do Sai
Surendranatha mówiąc: „Przyjechaliśmy!” Potem kilku chłopców podbiegło do
samochodu, prosząc Pana, żeby ich odwiedził w domu studenckim. Dołączył do nich
Sai Surendranath: „Swami, prosimy, wejdź do środka”, na co otrzymał w
odpowiedzi: „Milcz, bawole…” Następnie Swami zwrócił się do wszystkich i rzekł:
„Nie odwiedzę was w internacie. Przyjechałem tu tylko po to, żeby podwieść tego
chłopca. Zaraz wracam do mandiru.” I odjechał, pobłogosławiwszy zgromadzonych.
Siedząc w swoim pokoju Sai Surendranath zamknął oczy, żeby nacieszyć
się tym wydarzeniem. Nagle odświeżyła mu się pamięć i przypomniał sobie coś, co
sprawiło, że otworzył usta ze zdziwienia. Przed oczami jego umysłu przemknęło
kilka scen z przeszłości. Poczuł ekscytację i wdzięczność. Wszystko stało się
jasne. Miał wrażenie, że dostał okazję do rzucenia okiem na sposób w jaki
realizują się mistrzowskie plany Bhagawana. Gdy zamyślił się nad tym objawieniem,
objawienie wniknęło w niego głębiej. Ogarnęła go błogość… Myśli pobiegły do
pewnego dnia w 1981 r., gdy miał wrażenie, że stracił cudowną okazję.
Kilka myśli
Wielu rzeczy oczekujemy
od Boga w naszym życiu. Za każdym razem, gdy to robimy, staramy się zyskać Jego
obietnicę, że nam coś podaruje, ponieważ głęboko w sobie wiemy na pewno, że nigdy
nie złamałby słowa. Czasami jednak od przyrzeczenia upływa tak dużo czasu, że
wydaje nam się, że zapomniał i zaczynamy się zastanawiać, czy przypomni sobie o
tym. Staramy się służyć Panu modlitwami. Wysyłamy Mu w naszej sprawie myśli,
słowa i uczynki, mając nadzieję że spełnią one rolę „zawiązanych supełków do
przypominania.”
Odświeżona
pamięć uświadomiła Sai Surendranathowi, że Bóg nigdy nie zapomina. Wydaje nam
się, że bardzo długo czekamy na obiecany dar – całymi dniami, tygodniami,
miesiącami lub latami – aż w końcu czujemy się sfrustrowani i zaczynamy sobie
współczuć. W myślach robimy z siebie męczenników, nie rozumiejąc, że Bóg czekał
na nas przez kilka naszych wcieleń! To nie jest po prostu tak, że wielbimy Pana
w pismach świętych jako ucieleśnienie czasu. On jest także Tym, który wznosi
się ponad czas - Kalaja Namaha,
Kalakalaja Namaha! To dlatego zalecał wielbicielom w Śirdi wiarę i
cierpliwość, śraddhę i saburi. Jeśli dał nam słowo, to go dotrzyma! Przejawi się ono w chwili, gdy
obiecany dar przyniesie nam pożytek, a nie wtedy, gdy będziemy tylko tego
chcieli. W rzeczywistości, to my potrzebujemy „zawiązanych supełków do przypominania”,
aby nieustannie mówiły nam o zsyłanej przez Boga miłości i łasce!
Retrospekcja:
zielony Benz
Działo się to w 1981 r., kiedy pan Antonio Craxi, brat byłego premiera
Włoch, Bettino Craxisi, podarował Swamiemu zielonego Mercedesa Benza. Swami
wyjaśnił mu, że nie potrzebuje samochodu. Wielbiciel jednak nalegał pragnąc,
żeby Swami przyjął ten podarunek bez względu na wszystko. Gdy nie słuchamy
boskiej mądrości, to pozwala ona rozwijać się wydarzeniom w naturalny sposób.
Zielony Mercedes był w kolorze jaki trudno sobie nawet wyobrazić. Bez wątpienia
wzbudzał silne emocje – kochano go lub nienawidzono! Na drugi dzień po
dostarczeniu samochodu Swami wyszedł z pokoju interview. Właśnie zakończył się poranny
darszan i studenci wybierali się na
zajęcia w szkole i na uniwersytecie. Swami pojawił się, gdy wstawali i
zmierzali do wyjścia. Usiedli więc ponownie. Swami wszedł na werandę mandiru, a
stamtąd udał się do garażu leżącego po stronie przeznaczonej dla mężczyzn.
Stojąc tam, zawezwał nowy samochód. Wszyscy myśleli, że Swami nim wyjedzie, ale
ich zaskoczył. Nie podszedł do auta. Zamiast tego klepnął w ramię siedzącego
obok chłopca i wydał mu polecenie: „Dalej! Wsiadaj do samochodu. Wysadzę cię
przed internatem!”
Chłopiec,
miło zaskoczony, wypełnił polecenie. Swami skinął teraz na innych uczniów, zachęcając
ich, żeby również wsiedli. Zrobiło się zamieszanie i do auta wcisnęło się
sześciu chłopców! Ogromnie się zdziwili, ponieważ Swami również znalazł się w
środku - siedział na tylnym siedzeniu. Możecie sobie wyobrazić, jak bardzo byli
stłoczeni. Chłopcom to nie przeszkadzało, bo trafiła im się wielka okazja.
Swamiemu również, bo chłopcy byli szczęśliwi!
Tych sześciu
uczniów, których Swami podwiózł do internatu, stało się potem przedmiotem
rozmów. Zdawało się, że każdy im tego zazdrościł. W międzyczasie deszcz
zamienił się w ulewę! Następnego dnia zauważono, że Swami znów wychodzi po
porannym darszanie i wzywa samochód,
każąc wsiąść do niego innemu uczniowi. W jednej chwili pozostali chłopcy
rzucili się w stronę auta. Każdy chciał dobiec do niego pierwszy! To był dopiero
widok!
Zdarzenie to
zmieniło się w codzienny zwyczaj i uczniowie usadawiali się w strategicznych
miejscach, żeby móc się cieszyć jazdą powrotną w towarzystwie Bhagawana.
Wskazujący palec Swamiego przywodził im na myśli wystrzał sędziego, rozpoczynający
bieg na 100 metrów, tyle że był to bieg na 20 metrów i bez ograniczeń!
Silne pragnienie
Sai
Surendranath, widząc że Mercedes Benz funkcjonuje jak szkolny autobus i zabiera
wielu jego kolegów z klasy, też zapragnął się nim przejechać. Nie chodziło tylko
o to, żeby wsiąść do auta. Marzył o tym każdy uczeń. Pragnął usłyszeć od
Swamiego: „Hej! Wsiadaj do samochodu!” Marzył o tym z dwóch powodów: (1) Był
dumny z tego, że ściśle przestrzega dyscypliny. Nie mógł więc nawet myśleć o szalonym
biegu do auta. (2) Gdyby Swami polecił mu wsiąść do niego, to niezależnie od
pośpiechu, miałby w nim zapewnione miejsce, ponieważ Swami by mu je obiecał!
Minęło kilka
dni i przedstawienie ze szkolnym autobusem nieustannie się powtarzało. Rosła
ilość uszczęśliwionych serc i wielu studentów mówiło o tym, co czuli podróżując
ze Swamim. Słysząc to Sai Surendranath pogrążał się w smutku, każdego dnia
coraz głębszym, dopóki w końcu nie poczuł, że więcej tego nie zniesie.
Zdecydował, że czekanie na zaproszenie Swamiego mija się z celem. Musi się
włączyć do walki i zdobyć miejsce w samochodzie. Skalkulował swoje szanse. Do
auta mogło wsiąść co najwyżej pięciu studentów. Jednym z pewnością będzie
chłopiec, na którego Swami wskaże palcem. Do jego dyspozycji zostanie więc
cztery lub pięć miejsc. Wyobrażał sobie jak pobiegnie.
Pierwszy bieg
olimpijski Sai Surendarhatha na dystansie 20 metrów
Następnego dnia serce Sai Surendranatha zaczęło bić mocno jeszcze przed darszanem. Postanowił podbiec do
zielonego auta tak szybko, jakby od tego zależało jego życie! Zupełnie nie
pamiętał co działo się tego dnia w świątyni, ponieważ skupił całą uwagę na
zbliżającym się wyścigu! Swami ruszył w kierunku garażu polecając: „Chłopcy,
wsiadajcie szybko do samochodu”. Cała tłumiona dotychczas adrenalina Sai
Surendranatha znalazła sobie wreszcie ujście. Gdy zerwał się i skoczył w stronę
samochodu, mięśnie jego łydek ożyły. Dookoła była chmura bieli, ponieważ adrenalina
innych studentów też się uwolniła. Kilku się przewróciło. Z odległości kilku
metrów od auta widział, jak szybko wskakują do środka. Poczuł się jak topielec,
przyglądający się bezradnie, jak podnosi się poziom wody. Swami był już na
tylnym siedzeniu, przy drugich drzwiach. Sai Surendranath dobiegł do samochodu
i niemal wbił się w otwór drzwiowy. Swami spojrzał na niego i powiedział z
uśmiechem: „Wejdź! Wejdź cały.” Sai Surendranath odpowiedział Swamiemu też uśmiechem.
Ale to było wszystko, co mógł zrobić! Nie zdołałby wsiąść, choćby próbował z
całych sił, bo samochód był już wypakowany po brzegi. Woda zalewała mu nos.
Poprosił jednego ze studentów: „Proszę… proszę, zrób dla mnie trochę miejsca.
Wystarczy odrobina.” Nie zdarzył się jednak żaden cud. Prawa fizyki okazały się
nieustępliwe. Nie zdołałby wcisnął torsu i usiąść tyłem. Rozejrzał się. Auto
było przepełnione. Czując w sercu wielki smutek, wycofał się i zrezygnował,
ponieważ Swami czekał, by ruszyć. W biegu eliminacyjnym zajął ostatnie miejsce.
Pozostała mu więc do odegrania rola wdzięcznego przegranego.
Przyrzeczenie
Gdzie jest Bóg tam nie ma przegranych. Nawet gdy Sai Surendranath
zrezygnował, to Pan działał dalej. Spojrzał na niego i rzekł: „Zabiorę cię do
swojego samochodu. Nie martw się.” Surendranath uśmiechnął się i złożył ręce.
Zatrzasnął drzwi auta niczym boy hotelowy i wrócił do sali modlitewnej. W sercu
czuł się jak zwycięzca, bo otrzymał przyrzeczenie Swamiego. To wystarczało.
Następnego
dnia Sai Surendranath miał pewność, że Swami podejdzie do niego i każe mu
wsiąść do Mercedesa. Nic się takiego nie stało. Chłopcy ponownie się ścigali.
Rozszalało się piekło, gdy rzucili się do przodu walcząc o miejsce u boku Baby.
Sai Surendranath czekał… Minął dzień… I dwa następne… Obiecane wezwanie nie
przyszło. Starał się uchwycić spojrzenie Bhagawana, na próżno jednak.
Po dwunastu
dniach traktowania auta jak szkolnego autobusu nastąpił nagły koniec! Pojawiły
się problemy z silnikiem i trzeba było wymienić w nim części. Niestety nie
można ich było kupić w najbliższych miastach, ani w Bangalore, ani w Hajderabadzie.
Należało je sprowadzić z zagranicy. Z powodu tych kłopotów Swami polecił panu
Antonio Craxiemu, żeby zabrał samochód.
Wydarzenia
rozwinęły się naturalnie. Przede wszystkim Swami oddał auto, którego nie
chciał! Zamknęło to też sprawę odwożenia uczniów do internatu. Sai
Surendranath, okropnie zawiedziony, wyrzucił z pamięci marzenie o siedzeniu w
aucie obok Baby.
Pan nigdy nie
zapomina
Człowiek
czasami zapomina, ale Bóg nie zapomina nigdy! Swami mógł nie dać mu szansy
przejechania się z Nim samochodem, gdy Sai Surendranath chciał tego, obdarzył
go jednak błogosławieństwem w chwili, kiedy chłopiec najbardziej tego
potrzebował – gdy odniósł rany i podle się czuł. Szansa nadeszła, gdy pomyślał,
że spotkało go wielkie nieszczęście. Teraz jest najzupełniej przekonany, że
słowo Swamiego jest zawsze prawdziwe. Ludzie mogą pytać: „Jak Baba spełni Swoje
przyrzeczenia, skoro odrzucił ziemskie więzy?” Odpowiedź Swamiego jest prosta.
Wypełni każde dane nam słowo. Ale nie wtedy, kiedy będziemy tego chcieli.
Uczyni to, gdy będziemy tego potrzebować,
nawet za cenę naszego zwątpienia w Niego lub porzucenia. On nas nie opuści i
nie zawiedzie. Nie zwraca uwagi na to, co o Nim myślimy. Robi zawsze to, co
jest dla nas najlepsze. I czyni to w najodpowiedniejszym dla nas czasie. Nigdy nie zapomina!
To co Swami powtarzał wielokrotnie w Swoich dyskursach, pozostaje prawdziwe
również teraz, kiedy opuścił ciało fizyczne. Dlatego za każdym razem, gdy dopadają
nas trudności, zmartwienia, kłopoty i sytuacje noszące cechy nieszczęścia, przypomnijmy
sobie o doświadczeniach Sai Surendranatha. Warto też w takich chwilach przypomnieć
sobie słowa mądrości Awatara: „Wiele
osób przychodzi do mnie mówiąc, że przeżywają mnóstwo trudności. Mam ochotę
roześmiać się wtedy. Chciałbym wiedzieć, czym są te kłopoty i smutki. Oni jednak
nie zbliżają się do Mnie. Powtarzam: wielbiciele nie powinni załamywać się pod
wpływem trudności. Ja nigdy nie okazuję nawet odrobiny smutku. W Chinach jest
takie przysłowie: ῾Trudności są naszymi przyjaciółmi, powitajmy je᾿”. Szczęście będące następstwem
trudności jest wyjątkowe, nie można go uzyskać w inny sposób. Nie da się
osiągnąć szczęścia poprzez szczęście. – Na
sukhat albhjate sukham. Traktujcie trudności jak przepływające chmury. Łączą
was więzi rodzinne, a to się wiąże z kłopotami. Niech nie wzbudzają w was
jednak niepokoju. Patrząc na przestwór nieba widzicie mnóstwo chmur. Podobnie
na niebie waszych serc znajdują się chmury przywiązania. Przypływają i
odpływają. Jaki kształt mają zmartwienia? To mentalnie wykreowany lęk, rezultat
waszej wyobraźni. Każdy człowiek przeżywa trudności i straty. Przyjmujcie je z
odwagą.”
~Śri Sathya
Sai Baba
(Guru Purnima, 24. 07. 2002, Prasanthi Nilayam)
tłum. J.C.