Boskie gry Bala Sai
V.R. Kriszna Kumar
(wyjątki – ciąg dalszy)

Francuzka
Kiedyś z Francji przyjechała po raz
pierwszy kobieta o imieniu Mamita. Miała około 50 lat i była związana z Towarzystwem
Teozoficznym Annie Besant. Jeździła po świecie wygłaszając wykłady o religiach.
Pochodziła z zimnego kraju i gorący klimat Puttaparthi był dla niej uciążliwy.
W starym mandirze nie było wentylatorów. Pewnego dnia Swami zakończył wcześniej
sesję bhadżanową i nikt nie wiedział co się za tym kryje. Dopiero kiedy
pojawiła się ta kobieta zrozumieliśmy, że Swami wiedział o jej przyjeździe i
przygotował dla niej pokój. Ponieważ była bardzo zmęczona, poprosił ją, aby
najpierw dobrze wypoczęła.
Następnego dnia, gdy siedzieliśmy,
Swami przygotował dla Mamity krzesło, bo siedzenie na podłodze ze skrzyżowanymi
nogami, jak wszyscy pozostali, byłoby dla niej niewygodne. Gdy usiadła, Swami
zaczął mówić, jak zwykle, w telugu. Myśleliśmy, zgodnie z możliwościami naszego
postrzegania, że niczego nie rozumie, ale ona patrzyła na Bala Sai z ogromnym
skupieniem. Nie wiedzieliśmy, co w Nim dostrzegała, co słyszała i co rozumiała.
Nagle zaczęła płakać, lejąc łzy radości. Taka szczęśliwość, ananda, nie ma nic wspólnego z kastą,
wiarą, religią, narodowością ani z niczym innym. To musiała być głęboka, atmiczna
więź. Nie próbowała nawet zrozumieć co mówi Swami, nie nalegała na tłumaczenie,
ale Swami doskonale wiedział, co się z nią dzieje. Nagle spojrzał na nią z
ogromnym współczuciem, a jego spojrzenie miało w sobie tyle wyrazu, że trudno
to sobie wyobrazić. Wybuchnęła: „Tę tajemnicę zna tylko mój Jezus i ja!
Ponieważ ją znasz, musisz być Jezusem! Mówiłeś też w moim języku!”. Wszyscy
byliśmy zaskoczeni jej głęboką tęsknotą i umiłowaniem Pana. Ludzie od dawna
pozostający przy Swamim mogli nie dostrzegać Jego boskości, ale ci, którzy przybyli
z daleka, dzięki jego łasce, uświadamiali ją sobie w jednej chwili. Wciąż była
pogrążona w anandzie i przebywała we własnym
świecie.
Następnego dnia, gdy była gotowa do
wyjazdu, płakała tak bardzo, że Swami poświęcił mnóstwo czasu na jej pocieszanie.
Wciąż powtarzała, że nigdy nie odjedzie od swojego Jezusa i coraz bardziej
płakała. Skłanianie ludzi do płaczu, do śmiechu i pocieszanie ich było sztuką
znaną jedynie Jemu. Kochany przez wielbicieli skłaniał ich do przyjazdu ze
wszystkich części rozległego świata. Pozostawał blisko tych, którzy w Niego
wierzyli i nieustannie o Nim myśleli, kochając ich jak własne dzieci, cały czas
opiekując się nimi i zanurzając ich w anandzie.
Dla ludzi, którzy byli tego świadkami, była to lekcja oddania, podarowana im po
to, aby mogli wznieść się na wyższy duchowy poziom. Bala Sai, mówiąc, że wszyscy
bogowie są Jednym, mógł przyjąć każdą postać jakiej zapragną wielbiciele, mówić
w ich języku i uszczęśliwiać ich.
Aśtawadhani[1]
Znany w stanie Andhra Pradesh aśtawadhani przybył w towarzystwie swych
uczniów. Był wielkim uczonym znającym doskonale Wedy, zatem tytuł aśtawadhani był dla niego odpowiedni.
Nasz stary mały mandir i niewielka grupka wielbicieli nie wywarli wrażenia ani
na nim ani na jego otoczeniu. Skąd mogli wiedzieć, że tutejsi wielbiciele
orientowali się we wszystkich dziedzinach, ponieważ uczył ich Bala Sai? Jak
zwykle, zachowywaliśmy dystans. Byliśmy świadomi ich dumy. Ludzie ci rozstawili
własne namioty i zamieszkali w nich. Swami wrócił z wioski i poszedł do Swojego
pokoju nie zwracając uwagi na przybyłych. Trwało to aż do następnego dnia. Gdy
jeden z uczniów chciał powiedzieć coś Swamiemu, kazano mu usiąść.
Nadeszła właściwa chwila, aby dać im
lekcję. Jak zwykle podałem Swamiemu paan[2],
ale z jakichś nieznanych powodów, odpłynąłem myślami i nie byłem
skoncentrowany. Wiedząc to Swami powiedział: „Skupienie jest potrzebne w każdej
pracy. Nie warto zajmować się zbędnymi myślami. Robiąc coś, zastanawiajcie się
nad tym, czy to co robicie jest właściwe. W przeciwnym wypadku zwierzęta okażą
się lepsze od człowieka. Zwierzęta polują tylko wtedy, kiedy są głodne.
Najedzone, nie niepokoją nikogo. Lecz człowiek ogarnięty pychą popełnia wiele
głupstw. Zniża się do robienia bezużytecznych rzeczy, chociaż ma sprawny umysł.
Nic nie osiągnął pomimo tego, że przebywa tutaj od tak dawna. Czegokolwiek sie
nauczyliście z rzeczy dużych i małych, koniecznie zrozumcie ich esencję. Wiedza
jest boskim darem. Niewłaściwe jej użycie może być szkodliwe. Chociaż Bhagawan
posiada wielką moc, nie rozmawia niepotrzebnie z niepożądanymi ludźmi. Nawet
duży owad może być schwytany przez małe mrówki. Księga Sumathi Satakam –
Stwórca Sataka[3],
napisana przez mędrca w dawnych czasach, jest bez trudu rozumiana nawet przez
dzieci. Ale współcześni ludzie zdają się nie dbać o proste i podstawowe
wartości. Umysł człowieka formuje się zgodnie z tym, jak jest wychowany. Ale z
upływem czasu trzeba spojrzeć na rzeczy z innego punktu widzenia. Rozumieją to
tylko mędrcy. Jeśli napełnicie się dumą przebywając blisko Swamiego, może to
być dla was niebezpieczne!”.
Jeśli
Swami dręczył mnie w ten sposób na oczach wielu ludzi, to rozumiecie dlaczego
to robił? Nie chciał z nikogo kpić ani niepotrzebnie ranić czyichś uczuć.
Celował w starego wielbiciela z określonych powodów lub opowiadał historie, aby
podkreślić niektóre wartości moralne. Stawały się one podstawą dyskusji lub
przyszłym kierunkiem działań.
Wracając
do naszej opowieści, tego wieczoru uczniowie poinformowali Swamiego o przyjeździe
aśtawadhaniego i przekazali jego
prośbę o przedstawienie go. Swami powiedział: „Kto może się równać z takim
uczonym jak ty? Dlaczego tak niecierpliwie pragniesz spotkać się z prostymi
ludźmi? Co chcesz przez to zyskać?”. Słysząc te pochwały, aśtawadhani oniemiał. Po sesji bhadżanowej, Swami ze współczuciem
rozdzielił wśród wielbicieli prasadam.
Przybysze obserwowali bezstronną miłość Bala Sai.
Podczas
następnej sesji Swami mówił dalej: „Życie jest sadhaną, ścieżką duchową, którą można podzielić na cztery części:
na mądrość, uwolnienie się od pragnień (oczekiwania na owoce działania), na
niewzruszoną determinację i miłość. Te są najważniejsze i można je rozwijać na
różne sposoby. Ludzie wyznający różne religie, wielkie istoty, wybitni uczeni,
opisują każdy na swój sposób, ale cel jest jeden. Słońce i księżyc noszą w poszczególnych
językach odmienne nazwy, ale same się przez to nie zmieniają. Wysiłki ludzi mogą
sprawić, że osiągną biegłość w wielu sztukach, takich jak rzeźba, poezja,
nauka, joga… dzięki którym będą mogli zarabiać i osiągnąć wielkość. Nie ma nic
złego w nazywaniu kogoś wielkim w jakiejś dziedzinie, on sam jednak nie
powinien nigdy uważać, że nie znajdzie się ktoś większy od niego. Oto dlaczego
mądrzy ludzie mówią, że słowo ja nie ma żadnego znaczenia. Dlatego
człowiek, choćby najbardziej wykształcony, pomimo wszystkich swoich
doświadczeń, powinien pozostać pokornym sługą Pana. Doskonałym przykładem tego
jest Tjagaradża”.
Gdy
nowoprzybyli uważnie tego wysłuchali, Swami ciągnął dalej: „Czy istnieje ktoś
kto mógłby przewyższyć Lakszmi i Saraswati, ucieleśnienia bogactwa i wiedzy? Trudne
położenie potężnego słonia Gadżendry, schwytanego przez krokodyla, wyjaśnia
niebezpieczeństwo, które niesie duma. Jeśli słoń jest królem na lądzie, to krokodyl
uważany jest za króla wód. Oni jednak walczyli na brzegu rzeki i znajdowali się
w połowie na ziemi i w połowie w wodzie. Zatem ich moc była daremna, a walka
długotrwała. Ponieważ Bhagawan jest bezstronny, obaj mieli zapewnione zbawienie.
Ludzie, którzy znają ten mały wierszyk, z pewnością dobrze to rozumieją”. Trudno
opisać w jak niezwykły sposób wyrecytował go Swami.
Pomimo
wysłuchania tego wszystkiego, aśtawadhani
zdawał się nie rozumieć i nie uświadamiać sobie głębi wykładu Bala Sai. Ale oszołomił
go sposób w jaki Swami, będąc w tak młodym wieku, recytował wersety. Z całym
swoim doświadczeniem, nie był w stanie równać się ze Swamim. On i jego
uczniowie zaczęli pojmować boskość naszego Pana i powoli ich postawa się zmieniała.
Po raz pierwszy oddali Mu hołd ze złożonymi dłońmi. Swami ze współczuciem
skłonił aśtawadhaniego by usiadł
blisko Niego i kiedy ten chciał coś powiedzieć, Swami wyraził na to zgodę.
Aśtawadhani
wyznał ze łzami w oczach, że poddaje się Bala Sai, będącym ucieleśnieniu wiedzy
i że obecni tutaj ludzie mają naprawdę wielkie szczęście mogąc pozostawać
blisko Niego. Przyznał, że był dumny ze swoich studiów nad Wedami, Puranami i
Śastrami oraz ze sposobu w jaki pokonał wielu panditów w argumentowaniu. Zgodził
się, że zdobył wszystkie te trofea nie będąc świadomym istoty i znaczenia Wed.
Gdy dostrzegł boskość Bala Sai i upadł Mu z pokorą do stóp, jego życie uległo
nagłej zmianie. Nie mogliśmy zrozumieć co go poruszyło, kiedy dotknął stóp Swamiego.
Nie chciał odejść i wstać. Swami jak zwykle pocieszył go jak matka, klepiąc go
z miłością po głowie. Nowy rozdział w jego życiu był zapewniony. Swami podarował
mu jedwabne ubranie. Nie można uciec od współczującego Boga z Puttaparthi, a On
robi wszystko, aby doprowadzić do właściwej zmiany.
Fakir z Kabulu
Pewien fakir, który zwiedził cały
świat, przyjechał do Indii odwiedzić jej święte miejsca. Spotkał wielkich
ludzi, świętych i sadhu, a w Waranasi
jego guru poinformował go o awatarze mieszkającym na południu kraju. Miał
wrażenie, że tak wielki awatar będzie prowadził ogromny aśram i musi być bardzo
stary, skoro posiadł taką mądrość. Lecz chociaż objechał całą południową część
Indii, nie znalazł takiego awatara jakiego opisał mu guru. Boskie lile mogą okazać się bardzo dziwne! Zawiedziony,
wprowadził się do jakiegoś rozpadającego się budynku i wszedł w głęboką
kontemplację. Pewnego dnia spotkał kobietę z Utter Pradesh, która zamieszkała w
pobliskiej wiosce wiele lat temu. Żyła odprawiając codziennie homę[4]
dla Boga Ognia i odżywiała się tym, co otrzymała od wieśniaków. Mieszkańcy
wioski uważali ją za lekarkę, ponieważ potrafiła leczyć wiele chorób, podając
im popiół ze świętego ogniska. Kiedy fakir wyjawił jej cel swojej wizyty milczała
z dziwnym uśmiechem na twarzy. To go jeszcze bardziej zniechęciło.
Dzięki
latom spędzonym na ścieżce duchowej, potrafił przywoływać pewne moce i gdziekolwiek
się udawał, zyskiwał zwolenników, którzy mu służyli. Ludzie podziwiali jego
zdolności i poinformowali go o cudach Bala Sai. Nie zdając sobie sprawy, że to
jego przeznaczenie, dotarł do Puttaparthi i zamieszkał w pobliżu świątyni
Satjammy. Nasz psotny Pan doskonale wiedział o jego przybyciu i będąc w wiosce
i przechodząc obok niego rzucał mu przelotne spojrzenia i uśmiechy. Fakir był potężnie
zbudowany. Chociaż wyglądał jak demon, to miał sympatyczną twarz i mieszkańcy
Puttaparthi bardzo się nim interesowali. Posługując się swoimi mocami, zaczął
im dawać kumkum, kurkumę, kwiaty, owoce, świętą wodę. Jednak mieszkańcy starego
mandiru trzymali się od niego z daleka. Swami nie bez powodu sprowadził go w to
miejsce, ale chciał rozegrać tę boską grę we własnym stylu.
Gdy przechodziłem obok niego, fakir
zapytał mnie, jak rozmawiać ze Swamim, ale uciekłem stamtąd z uśmiechem.
Zauważył to nasz wszechwiedzący Pan mający tysiące oczu! Gdy tylko wszedłem do
jego pokoju, nie karcąc mnie zapytał, co jest nie tak z fakirem. Kiedy
mruknąłem, że chce rozmawiać ze Swamim, Bala Sai kazał mi go przyprowadzić na
wieczorne modlitwy. Kiedy powtórzyłem to fakirowi, ten ucieszył się i przytulił
mnie do siebie. W jego potężnych dłoniach poczułem się jak lalka. Nie muszę wam
tłumaczyć jak ciekawie zapowiadał się ten wieczór.
Swami zaczął śpiewać wysokim głosem bardzo
szybko wystukując palcami rytm. Po jakimś czasie zapytał fakira, czy umie
śpiewać, a ten, nie tracąc czasu, zaczął śpiewać hinduskie pieśni. Jego głos
sięgał niebios. Doskonale grał na patties
(stalowe paski, do których doczepiono różnego rodzaju dzwonki i małe okrągłe
talerzyki). Swami zamknął oczy i słuchał jak śpiewa. Po sesji, kiedy fakir uklęknął
przed Panem, Bala Sai zmaterializował wibhuti, wsypał mu go trochę do ust, a
resztę wtarł w jego czoło. Fakir przez cały czas powtarzał słowo ananda i zdawał się rozpływać w absolutnej
błogości. Jego los zdawał się całkowicie odmieniony, gdy trwał bez ruchu jak
posąg, nawet po tym jak Baba wyszedł. Powoli odzyskał świadomość i wrócił do
swojej kwatery w pobliżu świątyni Satjammy.
Następnego dnia pokornie dotknął
stóp Swamiego i poprosił o zgodę na wyjazd. Swami spojrzał na mnie i polecił mi
przynieść dżapamalę –sznur modlitewny ze 108 koralików rudrakszy, który
przyniosłem z groty. Gdy Swami włożył ją na szyję fakira, ten zaczął krzyczeć
rozradowany: „Mój Pan z Badrinath!”. Upadł Swamiemu do stóp z wdzięczności za
boską wizję Badri Narajana z Himalajów i oznajmił, lejąc łzy błogości, że niczego
już więcej nie pragnie. Swami podniósł go z miłością i rzekł: „Jeśli w
przyszłości przestaniesz wędrować po świecie, służ z oddaniem swojemu guru, a
osiągniesz zbawienie”. Wielkość Bala Sai
była widoczna w wielkich i w małych sprawach. Czyż nie jest prawdą, że inkarnował
się w tej erze Kali, aby zmienić każdego? W głowach wszystkich mądrych ludzi,
będących świadkami tych zdarzeń, pojawiało się mnóstwo pytań, pomimo tego że
rozumieli jego zasady i słuchali jego kazań. Pytania pojawiają się dzięki
Niemu, ponieważ to On nadaje im kształt i to On na nie odpowiada, a każdy z nas
interpretuje te odpowiedzi na swój sposób. Nie powinniśmy nigdy tracić okazji, aby
uchwycić i w pełni zrozumieć, to co nam demonstruje i głosi.
W związku z tym wydarzeniem w
głowach wielu osób pojawiały się następujące pytania:
Dlaczego fakir nie dotarł
bezpośrednio do Puttaparthi, skoro guru oznajmił mu, że na południu Indii inkarnował
się Bóg?
Skąd guru z
północnych Indii dowiedział się o inkarnacji na południu?
Dlaczego
odszukanie tej inkarnacji zajęło mu tak dużo czasu?
Dlaczego
fakir głośno krzyczał, kiedy na jego szyi zawisła dżapamala?
Dlaczego
Swami podarował tę malę fakirowi?
Dlaczego nie
ofiarował jej jakiejś wyższej istocie?
Dlaczego ludzie nie rozumieją wielu
rzeczy, chociaż Swami tak jasno je przedstawiania i tłumaczy? Swami ukazuje je
w wyjątkowy sposób, mając przed sobą specyficzny cel. Wszystkie odpowiedzi na
zadawane pytania powinny wypływać z naszego wnętrza, przy zachowaniu otwartego
umysłu i niezachwianej wiary.
Za
każdym razem, gdy jesteśmy świadkami takich zdarzeń, jedno jest pewne – sposób
w jaki Swami otacza nas swoim współczuciem wywołuje u nas łzy błogości. Patrząc
na tak kochającego Boga, nasze serca wypełniają się coraz większą anandą. Boskie decyzje nie przypominają
znaków narysowanych na piasku, które można bez trudu wymazać, ale są jak rzeźby
na skale i nie można ich odwołać. Przypominają ostrą, wbijającą się w samo
serce strzałę. Nie da się opisać wielkiego szczęścia odczuwanego w chwili gdy
nas trafia. Powinniśmy się modlić, aby to szczęście trwało w kolejnych naszych
wcieleniach, by pozostawać u boskich stóp Pana i mieć łaskę służenia Mu ciałem
i duszą.
Esencja Gity
Nikt nigdy nie opisze prostego
sposobu w jaki Swami snuje swoje opowieści. Czasami nawet rodzice zaczynają się
gniewać i tracą cierpliwość, ale Matka Sai jest Wielką Matką wszystkich matek.
Obserwując jej spokojne podejście, opiekuńczość i łagodne, wypełnione miłością
serce, można dojść do wniosku, że w erze Kali nie mogło być lepszego Awatara.
Zastanawialiśmy się jak nasz złoty Pan może wykonywać tyle zadań! Skłaniał
wielbicieli do służenia i przyglądał się im z radością. Na początku nie byliśmy
przyzwyczajeni do służenia. Nauczyliśmy się czym ono jest przyglądając się Bala
Sai w działaniu, który służył każdemu z osobna i wszystkim. Służenie nie wiąże
się z określoną sferą działania. Cokolwiek robimy dla innych powinno ich to
uszczęśliwiać. Jak zauważył Swami, możemy uznać za służenie nawet odprowadzenie
kogoś na właściwe miejsce. Słuchanie Jego słów i wprowadzanie ich w życie jest
także uważane za służenie. Swami udowadnia każdym swoim czynem, że
uszczęśliwianie otaczających nas istot przynosi nam największą satysfakcję.
Tłumaczy esencję Gity w tak prosty sposób. Swami powtarza, że słuchanie
wielkich ludzi obdarza nas mądrością. Pan Kriszna przekazał Gitę jedynie
Ardżunie, natomiast Swami przekazuje ją milionom ludzi na całym świecie. Kriszna
wyśpiewał Gitę na polu bitwy, a Swami powtarza to samo na każdym skrawku Ziemi.
Kriszna zapewnił Ardżunie darszan swojej kosmicznej formy, wiszwarupy. Swami codziennie zapewnia każdemu boską wizję, co
sprawia, że uważamy się za szczęśliwców. Jeśli czytelnicy będą czerpać radość
czytając tę książkę, będzie do znak Jego łaski. Nigdy nie zapomnę wiersza
Swamiego wygłoszonego w telugu, w którym podkreślił doniosłość obecności
Sadguru – ucieleśnienia mądrości i nauczyciela świata:
„Przygotuj się na słowa Sadguru, posłuchaj o jego boskiej grze.
Postrzegaj w sobie boskie światło, z cierpliwością jako najlepszym towarzyszem życia.
Módl się o rozkazy Guru i wprowadzaj je w czyn.
Naucz się żyć w tłumie i obserwuj każdy najmniejszy ruch swojego Nauczyciela.
On jest doskonałym przykładem. Dołącz do jego orkiestry.
Z najgłębszą uwagą słuchaj jego słodkich słów”.
Nie
ma końca wysławiania pełnej miłości postaci Bhagawana Sai. Woła do każdego, „Przyjdź!
Przyjdź!”. To wyraźny dowód jego ogromnej miłości, ale musimy mieć szczęście, aby
to wołanie usłyszeć. Chociaż boskość przebywa we wszystkim i wszędzie, musimy
koniecznie odnaleźć Go w sobie. Pozwala nam odczuwać swoją obecność na różne
sposoby, takie jak materializowanie się na zdjęciach bóstw wibhuti, kumkum, kurkumy,
świętej wody, miodu oraz nektaru w wielu miejscach na całym świecie. Pozycja
społeczna, wiara ani religia nie mają tutaj żadnego znaczenia. Ta boska łaska
jest skierowana do wszystkich. Nie trzeba być Jego wielbicielem, wystarczy mieć
czyste serce. Taka miłość przyciągnie Sai Gopalę. Czy nie jest prawdą, że
pasterki, przyciągane miłością Kriszny, biegały za Nim jak szalone? Ta bezinteresowna
miłość może skłonić każdego, że będzie się kręcił w kółko jak bąk, bez różnicy
czy kobieta, mężczyzna, pustelnik, młody czy stary! W ten sam sposób my także
biegaliśmy za Sai Kriszną w tak młodym wieku. Dlaczego krzyczeliśmy jak małe
dzieci? Tylko ze względu na przyciąganie jego potężnej miłości, sprawiającej,
że zapominaliśmy o wszystkim!
Święty
Tjagaradża śpiewał: „Kto potrafi wyrazić twoją chwałę, o najwspanialszy,
wszechmogący Panie o lotosowych oczach, przyjmujący postać i bezforemny
Wszechmogący!”. Nikt nigdy nie wyobrażał sobie, że taki Pan inkarnuje się w Puttaparthi
w obecnej erze Kali. Kiedy zapytano Krisznę o jego kastę, Ten odpowiedział:
„Gokulam”, wskazując miejsce w którym się urodził! Idąc o krok dalej, gdyby
ktoś zapytał, do jakiej kasty należy Bala Sai, odpowiedź byłaby jasna: „Do
kasty miłości!”. Jeśli Rama był uważany za podtrzymującego dharmę, Kriszna za Pana Miłości, a Chrystus za wybaczającego grzechy,
to nasz Pan inkarnując się jako Bala Sai ucieleśnił wszystkie te aspekty każdym
swoim czynem! Mieliśmy szczęście doświadczyć tego na własne oczy w tym życiu.
Teraz naszym obowiązkiem jest dzielenie się swoimi doświadczeniami i szerzenie
przesłania Pana na całym świecie.
„Możesz wysłuchać wszystkiego co zostanie powiedziane, ale bez właściwego zrozumienia nie powinieneś podejmować decyzji!
Ostatecznie to człowiek decyduje czy to co widzi i przestrzega jest prawdą”.
Ci, którzy przemyśleli i wyciągnęli
wnioski z takich wypowiedzi Swamiego, przekroczą ocean życia, bez względu na to
jak bardzo okaże się to trudne, udowadniając tym samym swoje przywiązanie do
Najwyższej Prawdy.
Miłość można opisać dwojako. Jako
bezinteresowną miłość na poziomie atmicznym, prowadzącą do wyzwolenia, lub jako
miłość na poziomie ciała, w ziemski sposób związana przez iluzję. Czysta miłość
na poziomie atmicznym przejawia się jako służenie i poświęcenie, lecz miłość
doczesna jest zawsze zatopiona w iluzji, od której niełatwo jest się uwolnić.
Bhagawan, chcąc wystawić swoją boską sztukę, stworzył nas i cieszy się odgrywanym
przedstawieniem. Jesteśmy kukiełkami w jego rękach, dlatego powinniśmy uważać
się za najszczęśliwszych z ludzi.
Nie ma nikogo na tej ziemi bez
działania. Nikt nie może istnieć bez działania. Człowiek jest związany karmą –
działaniem i nie może od niej uciec. Nawet wtedy gdy jego ciało pozostaje przez
jakiś czas bez ruchu, umysł nigdy nie odpoczywa. Podobnie nie ma nikogo, kto
nie doznaje pragnień. Jeśli człowiek zatopiony w doczesności poszukuje
luksusów, to pustelnik modli się o zbawienie. Tylko Bhagawan nie posiada pragnień.
Lecz chociaż jest całkowicie wolny, to słucha wołania tych, którzy Go pragną!
Mam szczerą nadzieję, że wszyscy zdobędą miłość
Bhagawana Śri Sathya Sai Baby i zanurzą się w błogości.
Moja modlitwa
Nie prosiłem o bogactwo.
Nie prosiłem o zbawienie.
Nie prosiłem o nic szczególnego.
Prosiłem o łaskę służenia twoim stopom.
Prosiłem o zachowanie tej więzi w każdym następnym wcieleniu.
Nigdy nie opuszczę stóp obmytych przez Brahmę.
Nigdy nie zapomnę Twojej miłości.
O Panie, będący ucieleśnieniem miłości, opiekuj się nami bezustannie.
Om Tat Sat.[5] Kłaniam się Twoim stopom.