Lucyna Garwacka

2 czerwca 1929 - 23 listopada 2019

   Dnia 23 listopada 2019, po przeżyciu 90 lat opuściła fizyczne ciało nasza ukochana Mamusia, Babcia i najlepsza Przyjaciółka LUCYNA GARWACKA. Jej przewodnim hasłem w życiu było przesłanie: „Zgoda buduje, niezgoda rujnujeˮ. Ściśle przestrzegała nauk naszego Ukochanego Mistrza Sathya Sai Baby, który zabrał Ją do siebie akurat w rocznicę Swoich urodzin. Zawsze powtarzała: „Gdzie jest Pokój, tam jest Miłość. Gdzie jest Miłość tam jest Bógˮ.
   Całe życie wszystkim pomagała i służyła każdemu, jak tylko mogła najlepiej. Drogi Jej był świat zwierząt i roślin. Kochała nas wszystkich, a także nasze pieski, kotki i roślinki. Miała ten przywilej, że przeprowadzała członków naszej rodziny i nasze zwierzątka na drugą, lepszą stronę do zjednoczenia się z Bogiem. Tym razem zadanie, by być z Nią do Jej ostatniej chwili na ziemi, przypadło mnie i mojemu mężowi Tadeuszowi. Odeszła pogodna i pogodzona z losem, kiedy intonowaliśmy mantrę Sai Gajathri i dzieliliśmy się świętym popiołem wibhuti, który nałożyliśmy na Jej czoło. 
 Jej szczątki zostały skremowane. Na mosiężnej urnie poleciliśmy wygrawerować oprócz Jej imienia, nazwiska i dat, cytat z nauk Sathya Sai Baby po angielsku „Love All, Serve Allˮ (Kochaj wszystkich, wszystkim służ). Uroczystość pożegnalna w tradycji wszystkich religii po polsku i po angielsku odbyła się w sobotę 30 listopada w domu pogrzebowym na przedmieściach Chicago. Na tę celebrację przybyły najbliższe dla Niej i dla nas osoby. Był także obecny Jej ukochany piesek.  Wszyscy doświadczyliśmy podniosłości, lekkości i wszechogarniającej, boskiej miłości. Urna otoczona była kwiatami, a nieopodal ustawiono dwa stojaki z powiększonymi kopiami najpiękniejszych zdjęć z całego Jej życia. Były również te z Jej ostatnich 90-tych urodzin. Obok wystawy na stoliku leżały Jej osobiste rzeczy: różaniec, dżapamala, broszka, spinka do włosów, torebka na zakupy, czerwony portfelik itp.
    Na początku uroczystości opowiadaliśmy najważniejsze wydarzenia z Jej życia. Zaczęliśmy od okresu drugiej wojny światowej, kiedy jako dziesięcioletnia dziewczynka była zmuszona do pracy na rzecz okupanta niemieckiego. Pracowała w fabryce obróbki kapusty. Podczas transportu barkami po Wiśle, jedna z dziewczynek wpadła do wody i tonęła. Wszystkie pozostałe wpadły w panikę i cofnęły się. Jedynie moja Mama schyliła się, podała jej ręce i wyciągnęła z wody. Oprócz  pracy w fabryce opiekowała się małym niemieckim chłopcem o imieniu Hary. Jako dorastająca dziewczynka nosiła go na rękach i dbała o jego potrzeby. W trakcie, kiedy front rosyjski zbliżał się do Płocka, Hary razem z rodziną i innymi Niemcami uciekali do swojego kraju. Tuż pod Płockiem dosięgły ich rosyjskie bomby. Wszyscy zginęli. Mama zawsze żałowała Harego, którego traktowała jak swojego młodszego braciszka. Wojna przyniosła jej kolejne wyzwanie. Jej najukochańszy starszy brat Zbigniew Truskolaski został zabrany do obozu koncentracyjnego Mauthausen w Austrii, z którego już nie powrócił. Po tej stracie oprócz swojego cierpienia moja Mama przeżywała  wieloletnią rozpacz i nieukojony ból swojej matki. Zawsze mówiła, że po stracie należy żyć dalej i dbać o tych, którzy pozostali. Życie przyniosło Jej wiele różnorodnych doświadczeń i wyzwań, które podejmowała i z którymi się zmagała. Zawsze szukała czegoś więcej niż to, co mógł Jej zaoferować Kościół. Dlatego skończyła różne kursy duchowego rozwoju, m.in. kolejne stopnie kursów Silvy, Reiki, praniczne uzdrawianie wg Choa Kok Sui, uzdrawianie Mauri, posługiwanie się wahadłami wg metod Jerzego Tulika. Szczególnie upodobała sobie praniczne uzdrawianie i zabiegi wahadłami. Ja sama, jak i Jej przyjaciele doświadczyliśmy energetyzującej i uzdrawiającej mocy Jej pomocnych zabiegów. Na jednym z kursów zetknęła się z naukami Sathya Sai Baby. Zafascynowana tymi naukami zaczęła czytać książki o Nim. Komu tylko mogła opowiadała o swoim Mistrzu, Opiekunie Duchowym i Nauczycielu. Wspierała ideę wydawania czasopisma „Światło Miłościˮ. Służyła swoją radą i korektami. Odbierała telefony od czytelników, otwierała skrytkę pocztową i brała wyciągi z Banku Pocztowego. Kiedy wyjechałam do Chicago, moja ukochana Mama z pomocą mojego syna i Wojtka Łożyńskiego przez kilka miesięcy wysyłała czytelnikom nasze czasopismo, a ja na odległość prowadziłam prace redaktorskie, księgowe i zlecanie druku, do czasu, kiedy Swami wybrał Ewę do tej wspaniałej służby.
   Mama była bardzo szczęśliwa, kiedy duchowny z Zakonu Sufich Jarek Buller, udzielał ślubu mnie i Tadeuszowi w Gdyni w 2007 roku. Parę lat wcześniej doświadczyliśmy tej samej błogosławionej mocy posługi Jarka na pogrzebie mojej cioci w Gdańsku. Życzeniem mamy było, by tak samo urządzić Jej pożegnanie. Tadeusz i ja dołożyliśmy wszystkich starań, by się do tego przygotować. Podczas uroczystości pogrzebowych czytaliśmy święte teksty i intonowaliśmy mantry w tradycji sześciu wielkich religii i do Boga Uniwersalnego. Członkowie naszego Centrum Sai zaintonowali chrześcijański hymn z 1779 roku „Amaizing Graceˮ oraz kilka bhadżanów.
   Na zakończenie opowiedzieliśmy jeszcze o Jej ostatnich dwóch dniach w szpitalu. Obsługa szpitalna bardzo o nas dbała. Mama miała osobny pokój z wszelkimi wygodami. Zdjęcie Sai Baby z lingamem spoczywało cały czas na Jej piersiach. Ja zostałam z Nią na całą noc. Modliłam się, intonowałam po cichutku mantry, by oszczędzać głos na tak długo, jak będzie potrzeba. Prosiłam Boga o znak, że nie jesteśmy same, że On jest z nami i pomaga nam. O trzeciej w nocy dnia 23 listopada wszedł do naszego pokoju śniady mężczyzna z obsługi medycznej, którego widziałam po raz pierwszy. Sprawdzał, czy nam czegoś nie trzeba. Spytałam, czy jest z Indii. Potwierdził. Zapytałam, czy zna Sathya Sai Babę. Powiedział, że jest wielbicielem Sai Baby i Sai Baby z Shirdi, a na imię ma Sathish. Na dowód tego otworzył swój telefon. Jako tło ekranu jaśniał portret Shirdi Sai. Wtedy ja otworzyłam mój z portretem Sai Baby. Oboje trzymaliśmy nasze telefony obok siebie, a mnie przechodziły dreszcze z powodu boskiego „zbiegu okolicznościˮ. Ponownie przyszedł o 6 rano z włączonym telefonem. Przystawił go do twarzy  mamy i odtwarzał  trzy bhadżany do Sai-Kriszny. Powiedział, że są to najlepsze pieśni na rano dla Mamy. Nastał 23 listopad, dzień Urodzin Sai Baby. Wkrótce przyszedł Tadeusz, a później mój syn z żoną. O piątej po południu byliśmy już sami z Tadeuszem. Zaczęliśmy intonować mantrę Sai-Gajathri. Tadeusz odtwarzał nagranie z telefonu, gdzie obrazem było Samadhi Sai Baby. W pewnej chwili zauważyłam, że mama przestała oddychać. Twarz jej jaśniała spokojem i blaskiem. Śpiewaliśmy dalej. Kiedy zakończyliśmy śpiewanie mantry powiedziałam, by poszła dalej i nie zostawała z nami. Wierzymy niezachwianie, że jest już u stóp naszego Ukochanego Sai Baby, który był Jej tak bliski. Nigdy nie była w Jego fizycznej bliskości. Dwa razy nasz przyjaciel Edmund Hulsz chciał sfinansować Jej podróż do Prasanthi Nilayam. Zawsze odmawiała. Mówiła, że jest tu potrzebna, że nie zna angielskiego i lepiej, jak pojedzie ktoś inny zamiast niej. Nigdy nie miała snów z Sai Babą. Dwa razy doświadczyła materializacji wibhuti na zdjęciu Baby. Około trzy miesiące przed fizycznym odejściem widziała Swamiego w swoim pobliżu w otoczeniu mężczyzn w garniturach. Wtedy wyciągała książki z Jego podobizną na okładkach, by widział, że je mamy w domu. Była w euforii. My tego nie doświadczyliśmy.
    Każdy dzień przeżyty z moją Mamą to piękny prezent od Boga. Nie wiem, czy wykorzystałam do końca wszystkie szanse okazywania jej miłości i służenia. Była cicha i pokorna, nie wymagała od nas wiele. Prawie do końca gotowała nam obiady, podawała kawę parzona na swój sposób i dbała o naszego pieska, który był jej nieodłącznym towarzyszem.
   Gorąco dziękujemy wszystkim, którzy modlili się za Jej zdrowie i pokój, wszystkim tym, którzy otaczali Ją swoją przyjaźnią i miłością. Pamiętała Was do końca. Jeszcze niedawno cytowała nauki Sai Baby i recytowała wiersze, których nauczyła się w młodości. Wierzymy, że po przeżyciu długiego życia pełnego wykorzystanych szans pomagania i służenia ludziom jest teraz szczęśliwa.
Sai Ram!   Ela i Tadeusz

 

Stwórz darmową stronę używając Yola.