Jak wyskoczyć z mentalnej 

kolejki górskiej

Zmiana spojrzenia na problemy życiowe
   Ci, którzy pragną osiągnąć niezachwianą wiarę, muszą najpierw nabrać sił, aby znosić smutek i ból, zniewagi i krzywdy. Nie mogą przechodzić z okresu samokontroli (jogi) do napadów braku umiaru (bhogi) i doprowadzać się do choroby (rogi). Samokontrola musi trwać do samego końca… Naprzemienne przechodzenie od radości do smutku pomaga umacniać wiarę i jej niewzruszoność. Jedynie to jest dowodem prawdziwego oddania.
Śri Sathya Sai Baba
List do dr. Hislopa w książce Mój Baba i ja
napisanej przez dr. J. Hislopa, s.239
   Większość życia spędziłam w mentalnej i emocjonalnej kolejce górskiej. Pozwalałam umysłowi, aby ciągnął mnie w górę i w dół, od uniesień do głębin rozpaczy, od niepokoju i lęku do krótkich okresów wewnętrznego spokoju i ciszy.
    Kilka lat temu, po tym jak dowiedziałam się o naukach Śri Sathya Sai Baby i przez jakiś czas praktykowałam je w codziennym życiu, spodziewałam się, że kolejka górska mojej egzystencji zmieni się w końcu w spokojną, bezproblemową jazdę. Czułam, że skoro robię teraz „właściwe” rzeczy – to znaczy mam czyste myśli, staram się pomagać innym itd. – to z pewnością pozbędę się kłopotów. Jednak problemy nie przestawały się pojawiać. Zastanawiałam się, dlaczego wciąż przeżywam wzloty i upadki. Czy ta jazda nie powinna być teraz łagodniejsza i łatwiejsza?
     W tym czasie  jeden z problemów był bardzo bolesny. Dentysta, usuwając mi metalową plombę, uwolnił toksyny, które wniknęły w moje ciało, doprowadzając do poważnej choroby. Bolały mnie stawy, żołądek i brzuch, wiłam się z bólu, jakiego nigdy przedtem nie znałam. Cierpiałam i byłam słaba, załamana, na granicy rozpaczy. Byłam wtedy w trakcie przeprowadzki i większość moich mebli została zabrana, z wyjątkiem wąskiego, twardego łóżka polowego, które potęgowało ból. Gdy na niej leżałam, próbując zapanować nad bólem, zastanawiałam się dlaczego przechodzę takie katusze, skoro jestem na ścieżce duchowej i staram się z całych sił postępować zgodnie z boskimi naukami.  
    Potem przypomniałam sobie Jezusa. Jeśli nawet On nie zdołał uniknąć nieszczęść w Swoim życiu, to czy mogę się spodziewać, że ja je ominę? Jezus trzymał się mocno najwyższej duchowej prawdy – miłości. Kochał wszystkich i obdarzał współczuciem każdego bez wyjątku. Jedni ludzie Go wyśmiewali i nienawidzili, drudzy otaczali Go czcią i wielbili. Nie mógł uciec przed trudnymi życiowymi próbami, ale pozostał zakotwiczony mocno w miłości do Boga modląc się gorąco, aby o wszystkim decydowała jego wola, nawet wtedy gdy wiedział, że będzie ukrzyżowany.   
    Zrozumienie tego zapoczątkowało moją duchową dojrzałość. Życie nigdy nie będzie proste, pomimo tego, że podążam duchową ścieżką. Przeciwnie, gdy starałam się iść naprzód, próby stawały się coraz trudniejsze. W końcu zrozumiałam słowa Baby, że „przyjemność jest przerwą pomiędzy cierpieniami”. Taka jest natura życia na Ziemi i musimy ją zaakceptować.
   Jest też dobra wiadomość: Baba pokazuje nam jak pozostać nietkniętym przez klęski. Trzeba wejść w siebie i zanurkować głęboko, bo wtedy przekraczamy zarówno ból fizyczny jak i poruszenia myśli. Pamiętajmy o swojej prawdziwej naturze – wiecznej, niezmiennej, nietkniętej przez zewnętrzną grę. Nie jestem ciałem ani umysłem. Cierpię i odczuwam niepokój jedynie wtedy, gdy się z nimi identyfikuję i pozwalam umysłowi, aby kierował mnie na zewnątrz zamiast w stronę Boga.
   W żadnym wypadku nie chcę powiedzieć, że rozumiem wszystkie plany Boga, ani że duchowa ścieżka jest łatwa. Byłam wstrząśnięta i zrozpaczona, kiedy kilka miesięcy temu kobieta z którą dzieliłam dom popełniła samobójstwo. Nie rozumiałam, dlaczego odebrała sobie życie, ani dlaczego nie mogłam jej pomóc.
     Gdy to się stało, modliłam się do Boga: „Ty wiesz, co jest dla nas najlepsze. Nic nie dzieje się wbrew Twojej woli. Wiem, że ona jest w Twoich rękach. Akceptuję to i wierzę w Ciebie”. Nie osądzam jej. Nie osądzam też boskiej woli ani sytuacji. Nawet w cierpieniu pamiętałam o nieporuszonym Wewnętrznym Świadku, o spokojnym wewnętrznym miejscu, co dawało mi uczucie pewności i siły.
   Odkryłam, że im bardziej skupiam się na Wewnętrznym Świadku, tym rzadziej umysł wyciąga mnie na zewnątrz. Zdaję sobie sprawę, że nie jest to efekt angażowania się w praktyki duchowe i życia w zgodzie z duchowymi prawdami. Nie uwalniają mnie one od problemów. Problemy są częścią ziemskiego życia. Gdybym ich nie miała, to prawdopodobnie nie wzrastałabym duchowo. Utrzymując umysł skupiony na Bogu czuję, że żaden problem nie jest już ważny.
   Kiedy szlachetne dusze, takie jak Jezus, którego ukrzyżowano, i Śri Ramakriszna znoszący ból wywołany przez nowotwór gardła przeżywały bolesne doświadczenia, ich umysły pozostawały mocno osadzone w Bogu. Ludzie towarzyszący Ramakrisznie przed śmiercią wspominali, że jego kruche ciało bardzo cierpiało, a mimo to on sam wydawał się nietknięty przez ból, a nawet pozostawał w stanie duchowej ekstazy.

   Nauczyłam się, że kiedy skupiam umysł na Bogu, to duchowa ścieżka zapewnia mi spokojną wewnętrzną podróż i zabezpiecza przed życiowymi wzlotami i upadkami. W świecie materialnym wciąż będą pojawiać się problemy, lecz utrzymując umysł mocno utwierdzony w Bogu mogę zsiąść z mentalnej i emocjonalnej kolejki górskiej i zachować w sercu i głowie stan równowagi i wewnętrznego spokoju. 

                                                                                         Debra Moffitt
                                    Amerykanka ze Szwajcarii
źródło: Sathya Sai Newsletter, USA, 2005

 

Stwórz darmową stronę używając Yola.