
Irena Czajkowska
4.05.1925 – 5.05.2019
Była nestorką Ruchu Sai w Polsce. Znali ją wszyscy, ponieważ
aktywnie brała udział w corocznych zjazdach miłośników i wielbicieli Sai w
Polsce, mimo, że mieszkała na stałe we Frankfurcie. Z zawodu była dziennikarką,
korespondentką „Nieznanego Świataˮ i osobą poszukującą. Przysyłała nam
materiały do tłumaczenia i pisała również dla nas. M.in. drukowaliśmy jej wspomnienia
o Bernhardzie Gruberze (koordynatorze Organizacji Sai w Niemczech) w numerze 35
w 2006 roku. Oto wyjątki tego artykułu:
„Były lata 1989-90. Organizacja Sathya Sai w Polsce jeszcze nie
istniała. A jeśli już - to w głowach i sercach kilku marzycieli, m.in. piszącej
te wspomnienia.
Jak tylko zapoznałam się z naukami Sai Baby, od razu wiedziałam:
to jest to, czego zawsze szukałam! Dowiedziałam się o Nim z książki „Człowiek
cudów” Howarda Murpheta, która została z inicjatywy Grubera i na jego koszt
przetłumaczona na język niemiecki i wydana. Wkrótce trafiłam do zawiązującej
się grupy we Frankfurcie, przeżywając z nią wszystkie wzloty i upadki rodzącego
się ruchu Sai w Niemczech.
Zaczęłam rozmyślać, w jaki sposób te idee
przekazać do Polski. Udało mi się dwukrotnie pojechać do Baby. Za każdym razem
miałam interview. Za trzecim pobytem postanowiłam, że jak Baba zawoła niemiecką
grupę, to Go poproszę o błogosławieństwo dla ruchu Sai w Polsce. I tak się
stało. Zawołał nas, a w grupie znalazł się również koordynator
Bernhard Gruber. Kiedy podniosłam dwa palce (piszę o tym kilka słów w książce
Jana Nary „Misterium Sai”), a Baba udzielił mi głosu, gorąco poprosiłam o
błogosławieństwo dla rozpowszechnienia Jego Nauk w Polsce.
Już wtedy posłałam do „Nieznanego Świata” artykuł o Sai Babie pt. „Głos
z Kosmosu”, który czekał na opublikowanie. Z drugiej strony, zdawałam sobie
sprawę, że bez błogosławieństwa Guru plany mogą się nie udać. Ucieszyłam się,
gdy Baba łaskawie pobłogosławił, a nawet zmaterializował dla mnie pierścień
(który znowu po kilku latach zdematerializował, ale to już inna historia).
Świadkiem tego był Bernhard Gruber, nasz koordynator, który robił wprawdzie
wrażenie nieprzystępnego, ale był już wtedy oddanym wielbicielem Sai. Zaraz po
powrocie do Niemiec, zamieścił moje nazwisko i adres w niemieckim piśmie „Sai
Briefe” wraz z apelem o kontaktowanie się ze mną w celu pomocy wielbicielom
w Polsce. Zostałam zasypana paczkami i listami z całej Europy. Poza tym
Bernhard podał mi polskie adresy Ryszarda Basaka i Jana Nary. Obaj byli
już zainteresowani wydawaniem książek o Sai. Zgłosiły się też Annemarie Haas z
Hamburga i Ingrid Hellen z Bonn, które sponsorowały druk i wydanie pierwszych
polskich książek o Babie, a także pomogły w wyjeździe do Baby kilku Polakomˮ.
Dwa lata później przysłała do „Światła Miłości” następny artykuł
dotyczący jej drogi duchowej pt. „Bywa i takˮ, który opublikowaliśmy w numerze
42 w 2008 roku. Poniżej fragment tego artykułu:
„Chcę się z Wami podzielić pewnymi
osobistymi przeżyciami. Po wieloletnim doświadczaniu dowodów Miłości ze strony
Sai i doznawaniu radości z wykonywania pracy dla Niego, (pomoc w przenoszeniu
treści Jego przesłania do Polski), niespodziewanie, jakoś niedługo po
otrzymaniu od Sai wspaniałych darów na interview (Jego szaty, nowego złotego
pierścienia ze szmaragdem), po zdematerializowaniu srebrnego sygnetu z dziwnym napisem,
(to nie było OM – pamiętacie go?)… zaczął się dla mnie cykl smutnych przeżyć.
Zainaugurowała go śmierć ukochanego wuja w Polsce, (zdołałam jeszcze list od
Niego dać Babie), następnie śmierć jego żony, tym samym mojej ostatniej żyjącej
krewnej, wreszcie osobista choroba zakończona udaną ciężką operacją.
Ale
ostatecznie… stało się najgorsze: Baba odebrał mi uczucie Miłości do Niego,
uczucie miłości do Boga w ogóle.
Zgasło we
mnie światło miłości, pojawiła się pustka, ciemność i głucha cisza.
Nie
mogę sobie już obecnie przypomnieć, czy to wszystko przyszło nagle (mam na
myśli uczucie zwane „ciemną nocą duszy”), czy stopniowo wraz z przeżywaniem
pożegnań najbliższych?....
Ale
gdy sobie ten stan uświadomiłam doznałam uczucia bezsilności.
Również
w tym okresie miało miejsce tajemnicze „zniknięcie“ złotego pierścienia Baby
(tego z ukochanym szmaragdem).
Ta pustka
była przeraźliwa. To tak, jakby od nowa należało szukać Boga.
Nie,
to nie miało związku z mnożącymi się w owym okresie fałszywymi oskarżeniami
skierowanymi przeciwko ukochanemu Panu. Przyznam jednak, że odczuwałam
dodatkowy smutek, że do nich w ogóle dopuścił.
A
ja? Moja dusza po prostu cierpiała, zapytując: dlaczego została z wszystkiego,
co ukochała, ogołocona…?
Początkowo,
żaliłam się przed przyjaciółkami, ale nikt nie był w stanie mnie (tak mi się
wydawało) zrozumieć, pocieszyć. Jakkolwiek Ula Gudanowska podarowała mi,
pamiętam, w Indiach, jakieś pisemne przesłanie kogoś, kto podobny stan
przeżywał. W owym czasie jednak nie pomogło mi wcale, a czas mijał, nic nie
ulegało zmianie. Naturalnie starałam się nadal żyć w myśl zaleceń Baby, ale
wewnętrznie odczuwałam kompletną martwotę.
Zaczynał się siódmy rok tego stanu, nic nie zapowiadało,
że coś ulegnie zmianie. Już dawno przestałam komukolwiek o tym opowiadać…. To
nie miało sensu, wywoływało zdziwione spojrzenia. Jednak drogi Sai są
niezbadane. Naturalnie pozornie byłam nadal Ireną Cz. Abonowałam „Światło
Miłości” i czasem niektóre artykuły czytałam. Wpadła mi w oko recenzja Kazia
Borkowskiego, (osobiście go bardzo cenię), który entuzjastycznie odniósł się do
książek Daniela Ostoi „Pierwsze Kroki ku Miłości” i “Miłość bez granic”.
(Trzeci tom „Miłość w działaniu” jeszcze się wówczas nie ukazał.) Zamówiłam je
sobie w dwóch egzemplarzach, gdyż jedną zaraz kazałam przesłać krewnym w
Polsce, mojej znajomej Ingrid, Niemki z Bonn, wielbicielki Sai. Na jej życzenie
bowiem, zaopatruję jej rodzinę w Polsce w ciekawsze nowości ezoteryczne.
Książki nadeszły. Zajrzałam do pierwszego tomu… ot takie typowe bla-bla o
miłości (moja „ciemna noc duszy” w akcji!) i zaraz ją pożyczyłam koleżance
Iwie. Swami jednak mnie nie opuszczał. A było to owego strasznie upalnego lata
2006 roku. We Frankfurcie 34 stopnie w cieniu. Dzwoni do mnie Ingrid z Bonn, że
wyjeżdża do krewnych do Polski i czybym jej czegoś nie przetłumaczyła z książek
Ostoi, bowiem chciałaby po prostu wiedzieć, o czym tam mowa. Mnie z upału serce
niedomaga, zjawiają się przyjaciele, niemieccy wielbiciele z Fuldy i zabierają
mnie z sobą, bo tam chłodniej. Zabieram z sobą drugi tom Ostoi „Miłość bez granic” i zaczynam
tłumaczyć. Najpierw przedmowę, potem rozdział 1,2… i coś cudownego zaczyna się
dziać. Zwolna jakby płatek za płatkiem pojawia się znowu Światło… Miłości.
Tłumaczenie mnie pochłania, dzielę się wrażeniami z niemieckimi przyjaciółmi.
Michaela wyraża wątpliwość czy mój niemiecki jest na tyle literacko wyrobiony.
Wobec tego piszę do Daniela, że tłumaczę, ale będę poszukiwała tłumacza doskonałego,
znającego perfekt język.
Daniel odpisuje, cytuję: „język nie ma większego znaczenia,
a im prostszy, tym lepszy, bo sensem tej książki jest dawać natchnienie ku
miłości, a nie być literaturą piękną!”. A oto odpowiedz Mistrza co o tym sądzi…
„Dałem jej (Irenie) tę książkę, ponieważ otwiera się przed nią nowy etap życia,
a książka jej w tym pomoże. Etap miłości ku Stwórcy, etap odnalezienia tego co
najcenniejsze, najwartościowsze, tego, dla czego warto żyć i kochać życie,
Boskość i wszystko, co znajduje się tutaj i tam…”.
Jak więc widzicie Sai Baba zadziałał. Przetłumaczyłam
wszystkie trzy książki, korektę przeprowadziły dwie koleżanki m.in. właśnie
Michaela z Fuldy i w chwili obecnej po prostu dodają im ostatniego szlifu.
Czy zostanie wydana w Niemczech? Chcemy, aby była zupełnie
gotowa.. Reszta w rękach Pana. Ot i moja historia. Czy warto było ją przeżyć?
Niewątpliwie takˮ.
W mojej pamięci zachowałam Irenę jako stale uśmiechniętą
damę, pytającą, poszukującą i czasem zaskakująca. Zawsze pytała mnie o dalsze
losy naszego czasopisma. Wspierała nas i podtrzymywała na duchu. My wszyscy
wielbicieli Sai byliśmy dla niej jak bracia i siostry. Dla niektórych z nas,
tych porzuconych lub osieroconych, starała się być matką. Jeszcze parę dni temu
otrzymałam od niej drogą e-mailową afirmacje po polsku. Zawsze chętnie się
dzieliła wszystkim co pozytywne i pouczające. Jest już po drugiej stronie,
gdzie na pewno doświadcza „jasnej strony duszyˮ.
Ela GG

