Boskie gry Bala Sai

V.R. Kriszna Kumar

(wyjątki – ciąg dalszy)

Śri Sathya Sai Baba i autor z prawej

Jesteśmy jednością
  Swami przeniósł się do mandiru Prasanthi Nilayam, aby pomieścić powiększający się tłum. Starzy wielbiciele byli przygnębieni uczuciem oddalenia. Swami wyjaśniał to tak: „Miłość, jaką się cieszyliście, nie będzie w przyszłości trwała wiecznie. Jeśli myślicie, że odszedłem daleko, odnosi się to tylko poziomu fizycznego, nic więcej. Służyliście mi przez te wszystkie lata, a teraz służcie wielbicielom. Wszystko co robiliście dla Mnie, róbcie dla Mnie dalej, ale nie bezpośrednio. Jestem na zawsze w waszych sercach i pojawię się, gdy tylko wezwiecie Mnie w potrzebie. Nie pogrążajcie się w cierpieniu, ponieważ jesteśmy jednością!”.

List Swamiego

 Chciałbym wam przedstawić list Swamiego, napisany do mnie 1.02.1948 r. Nie prezentuję go dlatego, że czuję się dumny z tego, że go niedawno dostałem. Chcę tylko pokazać wielką miłość Sai Baby i jego gorące uczucia, równe miłości tysięcy matek.
Oto jego zawartość:

Muddu Kriszno, nie znam adresu twojego ojca, więc piszę do ciebie ten list. Przeczytaj go i prześlij rodzinie.
(Ponieważ mam na imię Kriszna Kumar, Swami nazywał mnie zwykle Murthym – manifestacją, obrazemale w tym liście nazywa mnie Muddu Kriszną – Czarnym Kriszną). Moi drodzy wielbiciele, Radakrisznajjo, Radammo, Kriszno Murthy, Kumari, Ambo, Premo, Saralo, piszę ten list do was wszystkich, wraz z płynącymi z serca błogosławieństwami. (Jak już wam wspominałem, Swami zwraca się do każdej osoby z mojej rodziny po imieniu.)

Moi drodzy! Otrzymałem napisane przez was listy, napełnione wielką miłością. Byłem bardzo szczęśliwy. Mogliście się spodziewać odpowiedzi na nie, ale wiecie ile mam tutaj pracy! Pewnie się zastanawiacie, dlaczego nie miałem czasu napisać nawet dwóch słów. W tej chwili nie mam nawet czasu, aby pójść do swojego pokoju, więc jak mam pisać? Kochani! Cokolwiek bym powiedział w tej sprawie, wielbiciele i tak mi nie uwierzą. Przyjechały tutaj dzieci Sakammy, ich żony i mężowie, w sumie piętnaście osób. Przebywa tutaj również rani (żona radży) z Bobbli, księżna Mysore, rani z Sandur i ich służba, również piętnaście osób. Poza księżniczkami i rani mieszka tutaj pięćset lub sześćset osób. (Zauważcie jak szczegółowo omawia w swoich listach wszystkie sprawy.) Barak już nie wystarcza. Dzień i noc wydają mi się tym samym. Nie ma mowy o spaniu i jedzeniu. Nie mam nawet czasu usiąść na chwilę. Czyż nie czynię tego wszystkiego dla dobra wielbicieli? Czyż każda najmniejsza praca nie ma na celu ich pomyślności? Czyż nie jest to moje zadanie? Moją pracą jest dbanie o pomyślność wielbicieli i ofiarowywanie im dobra. Tak naprawdę, wszystko co robię, robię dla was wszystkich. Moim najważniejszym celem jest zapewnienie wam szczęścia, unieważnienie karmy. To dlatego tak się kłopoczę. Gdy jesteście szczęśliwi i czujecie radość, to nawet nie czuję się zmęczony, chociaż ponoszę wiele trudów. (Informował nas nie tylko o stanie naszych spraw, ale także swoich.) Mój drogi! Jestem szczęśliwy dowiadując się o twoim małżeństwie. Czekam niecierpliwie, kiedy to się stanie. Z niecierpliwością czekam również, kiedy pochłonie mnie ów ocean szczęścia! Nie odkładaj tego. Uczyń to jak najszybciej. Tak będzie najlepiej. Jeśli chodzi o mnie, to przyjadę gdziekolwiek bym był! To prawda. Bardzo chcę zobaczyć mojego oddanego Krisznę (to znaczy mnie, Murthiego). Nie potrafię wytłumaczyć tego pragnienia. Czy rodzina mogłaby przysłać cię do mnie, jeśli pozwoli na to czas? Mogą być na mnie zagniewani, bo nie odpowiadam od razu na ich listy. Przebywam jednak w ich sercach. Czegóż można chcieć więcej? Przesyłam błogosławieństwo Murali i wszystkim pozostałym dzieciom.
Baba
    (Swami napisał ten list gdy aranżowano moje małżeństwo. Nie istnieje nic, o czym by nie wiedział! Jednak udaje, że nie jest świadomy wielu rzeczy. Doskonale widać w tym liście, że jego miłość nie zna granic. Mam nadzieję, że to rozumiecie. Czy ktokolwiek może powstrzymać się od płaczu czytając jego listy?)

Drewniane paduki

      Gdy pogrążyłem się w smutku, myśląc o naszym rozstaniu, Swami spojrzał mi prosto w oczy i powiedział, że ważniejszy jest obowiązek. Zapytał, czy mam jakieś szczególne życzenie. Umyłem Mu stopy łzami za obdarzanie mnie tak wielkim uczuciem i łaską. Nic co mi dawał w tych latach nie mogło się równać z czymkolwiek innym na świecie. Dlatego błagałem Go, aby dał mi coś odpowiedniego, czego sam mi życzy. Pobłogosławił mnie padukami, drewnianymi sandałami, których wtedy używał, mającymi tylko jeden uchwyt z przodu. W jakiś dziwny sposób czułem, że wcale nie należą do tej epoki. Bez względu na to skąd pochodzą, kryje się za nimi jakaś wspaniała historia. Wiedziałem, że lubił w nich chodzić, a nawet widziałem jak w nich biegał, ponieważ wydawały skrzypiący dźwięk.

Chitikalu
Poza padukami, Swami podarował mi parę chitikalu – dwa kawałki drewna z dzwoneczkami i małymi okrągłymi płytkami, do których przyczepiono mosiężne uchwyty. Grał na nich podczas sesji bhadżanowych. Chociaż leżało przed Nim wiele innych instrumentów muzycznych, to gdy śpiewał, lubił używać chitikalu. W miarę jak rosło tempo śpiewania, dosłownie fruwały w powietrzu i tańczyły do rytmu. Po prostu nie sposób tego opisać. Byłem w pełni usatysfakcjonowany tymi rzadkimi darami.

    W miarę upływu czasu coraz rzadziej pamiętałem o chitikalu, więc oddałem je Kumarammie, żeby codziennie składała im hołd. Działo się to wszystko z Jego woli i łaski. Ponieważ Kumaramma śpiewała godzinami nie trzymając się żadnych reguł, chitikalu znalazły się we właściwych rękach.

 Mędrcy mówią, że życie przypomina trudny do przebycia ocean. Chociaż człowiek potrafi pływać, to ocean życia może okazać się dla niego wyzwaniem. Dzień po dniu problemy rodzinne stawały się coraz trudniejsze i wymykały się spod kontroli. Rodzina się rozrastała i powiększały się koszty utrzymania. W takich trudnych chwilach jedynym naszym pocieszeniem były listy Swamiego dodające odwagi i podtrzymujące na duchu. Dzięki nim nabieraliśmy chęci do życia. Chociaż Pandawowie, wielcy wielbiciele Pana Kriszny, musieli się mierzyć z wielkimi przeciwnościami, to dzięki jego łasce byli szczęśliwi bez względu na to gdzie przebywali i co robili. Podobnie było z nami.

Moje małżeństwo

   Pewnego razu Swami zaskoczył mnie mówiąc o moim małżeństwie, co uderzyło we mnie jak piorun z jasnego nieba. Kiedy zapytałem Go, czy żartuje, zapytał w odpowiedzi, czy nie jestem już w odpowiednim ku temu wieku. Jak mogłem myśleć o małżeństwie, skoro nie miałem żadnych oszczędności ani odpowiednich przychodów i nie stałem na własnych nogach? Błagałem Swamiego, aby oszczędził mi tych problemów. Tłumaczyłem, że jeśli moja przyszła żona nie zrozumie tej sytuacji, to co się wówczas stanie z naszą jednością? Jednak jeśli Swami coś postanowi, to nie ma odwołania. Nie spałem w nocy zastanawiając się jak się z tego wywinąć. Moi rodzice chcieli mnie ożenić i Swami się do nich przyłączył. Ostatecznie zaręczyłem się z dziewczyną z Coimbatore. Upadłem do boskich stóp Bhagawana prosząc Go o błogosławieństwo, ożeniłem się i osiadłem w Kuppam.
    Zamiast rozwiązania już istniejących problemów, nawarstwiały się nowe. Między mną i braćmi doszło do tylu nieporozumień, że musiałem wyjechać. Było to bardzo trudne, ponieważ był to mój jedyny dom i przygnębiała mnie myśl, że nie radzę sobie w prostych życiowych sprawach. Udałem się do Puttaparthi i łzami oblałem stopy Pana. Pocieszał mnie ze współczuciem. „Zawsze będę przy tobie, nigdy cię nie zapomnę, ani nie opuszczę. Wykonuj tylko dobrze swoje obowiązki, a dobroć stanie się twoim obrońcą”. Od tego momentu nie służyłem Swamiemu ani rodzicom.
   Nie mogłem już jak niegdyś swobodnie odwiedzać Puttaparthi, a Swami przestał do mnie pisać i zapraszać do siebie. Doskonale zdawał sobie sprawę z moich trudności i nie chciał, abym mógł ich uniknąć. Wciąż czułem, że na wiele sposobów zasypuje mnie miłością. Matka nigdy nie opuszcza swoich dzieci. Nie może tego uczynić nawet gdyby chciała. Nie potrafiąc zdecydować co powinienem zrobić, wciąż się przenosiłem i w końcu wylądowałem w Podanur, miasteczku w pobliżu Coimbatore. Przechodząc tam niewypowiedziane męki, pamiętałem o położeniu Pandawów na wygnaniu. Zawsze czuli przy sobie obecność Kriszny, tak jak ja czułem obecność Sai Kriszny, chroniącego mnie nieustannie, jak mi to przyrzekł. Przepadło jednak uczucie bliskości wypełniające minione dni. W każdej chwili zastanawiałem się, dlaczego zmusił mnie do małżeństwa. Jak mówi stare przysłowie, „Jaki sens ma nakładanie leku na poparzone dłonie, skoro można było uniknąć poparzenia?”. Nawet skarżąc się i narzekając, pozostawałem w bezpiecznych rękach, a On w ciszy wciąż mi zapewniał ochronę. Na tym polega jego wielkość.

Ludzie gangu

   W 1983 r. groźne gangi bandytów zaatakowały stan Tamilnadu. Mówiono, że wspiera ich silna grupa z Pendżabu. Pewnej nocy zaatakowali mój dom w Podanurze. Nie wiedząc co dzieje się na zewnątrz, otworzyłem drzwi i wyszedłem. Dwóch z nich schwytało mnie, a trzej inni zaczęli tłuc mnie jak psa. Przy pierwszym uderzeniu w głowę, krzyknąłem „Baba” i modliłem się, aby mi pomógł. Był moją jedyną ucieczką! Miałem rozbitą głowę i krwawiłem. Zauważyłem, że rozmawiają w hindi. Chociaż znałem ten język bardzo słabo, błagałem ich, aby oszczędzili mi życie. Język zadziałał jak magia i wydawało się, że się zawahali. Ich przywódca kazał mnie puścić i odeszli z tym niewielkim dobytkiem jaki posiadaliśmy.
   Po jakimś czasie, słysząc moje krzyki, przybiegli policjanci i zabrali mnie do szpitala. Lekarz zadrżał, widząc mój stan. Każdy inny człowiek byłby już martwy, mając tak rozbitą głową i tak obficie krwawiąc, ja jednak żyłem, byłem przytomny i mogłem mówić. Zbadał mnie i zabandażował rany. Pierwszą rzeczą jaką potem zrobiłem, było wysłanie telegramu do Swamiego, w którym powiadomiłem Go co się stało. Nie dlatego, że Swami nic o tym nie wiedział, ale miałem zwyczaj informować Go o wszystkim. Był Tym, który nas nęka i pociesza! To musiała być kara, wywołana jakimś moim błędem. Mimo to byłem jego wielbicielem i uratował mnie! Przypadkowo moja kuzynka Suszilamma była w tym czasie w Puttaparthi i Swami pokazał jej i kilku innym wielbicielom krwawe wybroczyny na swoich rękach. Były przerażone. „To wszystko przez tego bawoła Murthiego. Poprzedniej nocy do jego domu wdarli się bandyci i nieźle go poturbowali. Zamiast trzymać język za zębami, wezwał mnie, więc musiałem się tam udać. Zdążył już zaliczyć poważny cios, a ponieważ nie mógł znieść ich więcej, pozostałe ciosy przyjąłem na siebie. Niedługo tu przyjedzie”, wytłumaczył im Swami. Następnego dnia z trudem dotarłem do Puttaparthi i upadłem mu do stóp, oblewając je łzami. Skarcił mnie surowo. „Twoja duma nie została jeszcze pokonana! Dlaczego tak szybko przyjechałeś, zaliczywszy takie cięgi? Po co taki pośpiech”. Mówiąc w ten sposób sprawił, że wszyscy się roześmieli. Ten śmiech i wielka miłość sprawiły, że zapomniałem o bólu. Po tak wielu latach miałem okazję wejść do Jego pokoju, a następnego dnia już pożegnałem się z Nim. Wielokrotnie ratował moją rodzinę. Zawsze pozostaje w sercach tych, którzy mają silną wiarę. Dostrzeżcie tego wielkiego Boga epoki Kali, który zbawia miliony ludzi i przechowujcie Go bezpiecznie w swoich sercach.

Wyprawa do Mumbaju

  Po raz pierwszy znalazłem się w Mumbaju odbywając podróż służbową. Ostrzegano mnie przed tutejszymi oszustami, więc byłem bardzo ostrożny. Chociaż dotarłem tam wczesnym rankiem, o piątej, zdziwił mnie na stacji widok wielkich tłumów, mnóstwa pociągów i zabieganych ludzi. Było ich tysiące, więc stanąłem na uboczu. Po jakimś czasie podszedł do mnie skromnie ubrany policjant i zaczął zadawać pytania. Wytłumaczyłem, że czekam na przyjaciela. W międzyczasie ruszył mi na ratunek posługujący się językiem telugu bagażowy. Chociaż wyglądał na dobrego człowieka i mówił w moim języku, pozostałem ostrożny. Gdy policjant zaczął ścigać złodzieja, bagażowy wyprowadził mnie ze stacji. Policjant wrócił do nas i na jakiejś dziwnej podstawie zaprowadził nas na komisariat. Zadrżałem na widok bitych tu ludzi. Pojawił się podinspektor i wielu z nich kazał aresztować. Kiedy przyszła moja kolej, odezwał się do mnie w hindi i niczego nie zrozumiałem. Zacząłem mówić po angielsku, a on potraktował mnie z szacunkiem. Niespodziewanie przyszedł wyższy rangą oficer i zapytał mnie po angielsku, kiedy przyjechałem. Kiedy mu odpowiedziałem, powiedział coś do podinspektora i wyszedł. Wtedy podinspektor zapytał mnie od jak dawna znam tego oficera, a ja w oszołomieniu potrząsnąłem tylko głową. Polecił bagażowemu, aby odprowadził mnie na właściwe miejsce i w końcu stamtąd wyszliśmy. Nie od razu połapałem się w sytuacji, ale po jakimś czasie zaświtało mi w głowie, kim był ten wysoki rangą oficer! Ci, którzy mają silną wiarę, zrozumieją tę boską grę. Bogu można wierzyć w pełni, ale nie wszystkim ludziom. Pomogło mi to zrozumieć, że nie mogę mieć lepszego przyjaciela niż Bóg. Posiadanie mocnej wiary samo w sobie jest wielkim błogosławieństwem i miałem szczęście, że ją posiadam. Nie był to tyko skutek moich dawnych zasług, ale również błogosławieństwa moich rodziców.

Boski chirurg

   W tamtych czasach Swami usunął truciznę, którą podano mojemu ojcu i przywrócił go do życia. Na wieść o tym zaczęło napływać do Puttaparthi wielu naszych krewnych. Jedną z nich była moja kuzynka Adilakszmi, zamieszkała w Karur. Jej mąż na coś cierpiał, a Swami zdiagnozował przepuklinę. Zdecydowano, że musi być natychmiast operowany, ale ponieważ nie było to możliwe w Puttaparthi, rodzina postanowiła pojechać do Bangalore tak szybko jak to tylko możliwe. Ponieważ byłem wtedy w aszramie, powiedziałem im, że Swami potrafi leczyć. Nie mogąc znieść bólu, chory poprosił Swamiego o pomoc, a Ten zażartował sobie z niego pytając, czy ma bóle porodowe. „Przez wszystkie minione dni takie męki przeżywał Radhakrisznajja, a teraz ty zająłeś jego miejsce”, powiedział Bala Sai z uśmiechem. Materializując wibhuti i nakładając je zapewnił, że wszystko będzie dobrze. Przez cztery następne dni pacjent czuł się doskonale i nie cierpiał.
   Potem jednak znowu zaczął narzekać i wić się z bólu. Wiedzieliśmy, że jeśli nie zostanie natychmiast zoperowany, to jego życie będzie zagrożone. Członkowie jego rodziny pobledli ze strachu, bo w tym stanie nie mogli go zawieźć do miasta. Kiedy zastanawiali się jak rozwiązać ten problem, Swami polecił mi przyprowadzić chorego do swojego pokoju. Nakłoniliśmy go, aby położył się na łóżku Baby. Jego rodzina nie była tego świadoma, ponieważ nie byli przy tym obecni. Swami polecił mi przynieść naczynie z gorącą wodą, nóż i bandaże. Podał mu wibhuti, które podziałało jak znieczulenie i pacjent stracił przytomność. Swami natychmiast rozciął mu ciało pod pępkiem i ostrożnie wyjął stamtąd coś, co wyglądało jak jelito. Włożył je do pustego naczynia. Potem posypał rozcięcie wibhuti i polecił mi umocować w tym miejscu bandaż. Przydał mi się kurs pierwszej pomocy, w jakim wiele lat temu wziąłem udział. Swami wyszedł z pokoju z uśmiechem. Po wieczornych modlitwach rodzina tego człowieka dowiedziała się o wykonanej operacji i pobiegła do pokoju Swamiego. Kiedy powiedziałem im, że operacja się udała, nie chcieli mi uwierzyć. Wybałuszyli oczy, gdy Baba pokazał im leżące w naczyniu poplamione krwią kawałki ciała. Po jakimś czasie chory znalazł się w pomieszczeniu na dole. Było to tak, jak gdyby przeniesiono go z sali intensywnej terapii na salę ogólną. Nie muszę mówić, że przez wiele lat zachował dobre zdrowie.

Operacja bez noża

  Pewnego razu przyjechał z Bangalore stary wielbiciel Swamiego, Tirumala Rao. Na plecach miał dużą i bolesną narośl. W telugu nazywają ją „radża kurupu”, złośliwą naroślą i uważają za niebezpieczną. Chociaż wielu lekarzy zalecało mu operację, chory bał się jej. Kiedy dowiedział się o tym Swami, żartował z niego mówiąc, że skoro ich wysiłki nie przyniosły rezultatu, to co On może na to poradzić? Ponieważ chory bardzo cierpiał, Swami zabrał go natychmiast do swojego pokoju. Narośl rozrosła się i była bardzo czerwona. Pomyślałem, że może pęknąć w każdej chwili. Swami upewnił nas, że nie będzie dłużej zwlekał, więc jak zwykle przygotowałem gorącą wodę i inne rzeczy. Pokój zamienił się jeszcze raz w salę operacyjną. Zanim doszło do zabiegu chirurgicznego, wibhuti rozpuszczone w wodzie podziałało tak jak przedtem jako środek znieczulający. Swami położył pacjenta na brzuchu i zamiast nożem posłużył się swoimi zwinnymi palcami. Gdy nacisnął narośl, wyrzuciła z siebie ropę i krew, rozbryzgując je na wszystkie strony. Proces ten trwał niemal przez godzinę, przebiegając powoli i równomiernie. Przez cały czas usuwałem płyny bawełną zanurzaną w gorącej wodzie. W końcu Swami użył jeszcze trochę wibhuti, które działało jak antybiotyk i wyszedł. Wielbiciele niecierpliwie czekali na zewnątrz i Boski Doktor oznajmił im, że operacja Tirumala Rao zakończyła się sukcesem. Starzy wielbiciele byli zdumieni, a nowi przyglądali się temu zaskoczeni i pełni wątpliwości. Po chwili, gdy weszli do pokoju, zdziwiła ich ogromna ilość krwi, ropy i fragmentów ciała znajdujących się w naczyniu. Swami poradził pacjentowi, aby przez trzy dni odpoczywał. Trzeciego dnia Tirumala Rao wsiadł do autobusu jak każdy inny pasażer i wraz z przyjaciółmi i krewnymi, którzy przyjechali go odwiedzić, wyruszył do Bangalore. Gdy dojechał na miejsce, lekarz rodzinny zdziwił się, że tak szybko wrócił do zdrowia i potwierdził, że była to poważna operacja, ponieważ cięcie było głębokie. Czy dla Stwórcy coś może być zbyt trudne? Czy potrzebuje instrumentów i asystentów? Dla niego była to dziecinnie łatwa gra, a dla nas cud! Grał w nią, żeby otworzyć nam oczy i udowodnić, że jest Najwyższym Bogiem! Bez takich objawień wielu ludzi nigdy by w Niego nie uwierzyło, ponieważ mieli całe góry wątpliwości. Gdyby Tirumala Rao miał większą wiarę, wyleczyłby go całkowicie jednym dotknięciem lub spojrzeniem! Po tym wszystkim krążył wokół nas, udając, że nie ma z uzdrowieniem nic wspólnego. Zstąpienie Bala Sai miało na celu ochronę wielu takich osób. Czy ktokolwiek jest w stanie opisać Jego wielkość?
   Drodzy czytelnicy, nie wystarczy jedno życie, a nawet kilka, aby opisać potęgę Bala Sai, młodego Zbawiciela! Dlatego ofiarowuję wam zaledwie garść słodkich lil (boska gra, cud), których sam byłem świadkiem.
Uszkodzenie kręgosłupa
  Do Puttaparthi zawitała zamożna rodzina, lecz Swami był z wizytą w Bangalore. Mieszkańcy starego mandiru przyjęli ich równie serdecznie jak wszystkich innych wielbicieli. Zauważyli, że mąż wkłada wiele serca w opiekę nad żoną. Serce ma ważniejszą rolę niż bogactwo. Kilka lat temu ta kobieta upadła i uszkodziła sobie kręgosłup. Od tamtej pory, pomimo wszelkiej udzielonej jej pomocy, nie mogła samodzielnie chodzić ani stać prosto bez podpórki. Mąż dbał o wszystkie jej potrzeby. Byli nawet za granicą w poszukiwaniu odpowiedniej kuracji, ale bez skutku. Kiedy usłyszeli o cudownych uzdrowieniach Bala Sai, przyjechali tutaj. Swami wrócił po dwóch dniach. Nie mając własnych doświadczeń, niełatwo jest w kogoś uwierzyć! Bhagawan krążył jak zwykle i bogata para czuła się rozczarowana, ponieważ nie poświęcił im większej uwagi. Niewiele wiedziała o zwyczajach naszego współczującego Pana. Jego współczucie nie było wyraźnie widoczne dla wszystkich, niektórzy poznawali je tylko w działaniu. Cierpliwie czekali, chociaż Swami z nimi nie rozmawiał. Kiedy trafiła się okazja, opowiedzieli Mu o swoim nieszczęściu, a On zapytał ich żartobliwie, dlaczego do tej pory milczeli. Bóg, zwolennik poddania się, nie ustępuje, dopóki nie skapitulujemy. Jeśli tego nie zrobimy, nie zwraca na nas uwagi. Przykładem na to jest Draupadi. Chociaż Kriszna był gotów oszczędzić jej wstydu gdy zrywano z niej sari, wkroczył do akcji dopiero wtedy, gdy zaczęła wzywać jego pomocy. Podobnie Swami, wyciągnął rękę, gdy ci ludzie pomodlili się żarliwie o ratunek.
  „Moi drodzy! Przy całej opiece medycznej nie osiągnęliście niczego. Dlaczego przyjechaliście tutaj po ratunek? Nie ma tu wielkich lekarzy i nie ma mowy o czarach! Biedacy, co zrobicie w tej sytuacji?”. Ten komentarz do tego stopnia pozbawił ich odwagi, że byli gotowi wyjechać. Poprosili Bala Sai, żeby wyraził na to zgodę. „Co? Chcecie wyjechać? Na wszystko przychodzi odpowiednia pora. Ponieważ przybyliście z tak daleka, możecie zatrzymać się dwa dni dłużej”, odpowiedział im. Tego wieczoru jak zwykle udaliśmy się nad Ćitrawati. Jak każdego dnia śpiewaliśmy bhadżany i bawiliśmy się, a potem wyruszyliśmy w drogą powrotną, bo zrobiło się bardzo ciemno. Para przyjezdnych zostawała z tyłu, z trudem podążając za nami. Zwróciłem na to uwagę Swamiego i usłyszałem w odpowiedzi, że nie potrzebują mojego współczucia. Kiedy dotarliśmy do starego mandiru, zaczęliśmy śpiewać bhadżany. Wkrótce przybiegł mąż kalekiej kobiety i poinformował nas, że w ich stronę ruszyło stado bydła i jedna z krów stratowała jego żonę. Wielbiciele pobiegli z pomocą i przynieśli ranną niewiastę do świątyni. Miała mnóstwo obrażeń i wyglądała okropnie. Swami dał jej wibhuti i kazał odpoczywać.
   Po dwóch dniach całkowitego odpoczynku wstała zanim obudził się mąż, wykąpała się i usiadała w mandirze. Chociaż od lat nie ruszała się bez czyjejś pomocy, tego dnia wydarzyło się coś zaskakującego. Małżonek, patrząc na nią, był wstrząśnięty. Ona sama nie zauważyła żadnej zmiany, a my przyglądaliśmy się jej ze zdziwieniem. Kiedy uświadomiła sobie zmianę, upadła Swamiemu do stóp i płakała jak dziecko. Nasz Wielki Mistrz iluzji udawał oczywiście, że o niczym nie wie! Potem z wdzięczności rozpłakał się również mąż tej pani.
   Chociaż byliśmy świadkami lil Swamiego, to trudno nam je było zrozumieć. Kiedy małżonkowie się uspokoili, Swami wyjaśnił, że w poprzednim życiu owa pani torturowała swoją krowę, uważając, że daje za mało mleka. Bila ją tak mocno, że uszkodziła jej kręgosłup i krowa bardzo cierpiała. Za względu na ów grzech, kobietę spotkał ten sam los i dlatego krowa ją poturbowała. Tym samym jednak przywróciła jej zdrowie, bo kobieta okazała skruchę. Wszyscy musimy ponieść karę za popełnione błędy, a skrucha zawsze przynosi efekty. Było to prawdziwe objawienie dla nas wszystkich.
Gorące wibhuti     
  Biedna islamska rodzina gdy usłyszała o Bala Sai, zawitała do Puttaparthi. Przywędrowali z daleka. Po drodze stracili bagaż, w którym mieli wszystkie pieniądze. Na miejsce przyprowadził ich mały chłopiec, upewniwszy ich przedtem, że dostaną tutaj schronienie. Chociaż zatrzymali się w starym mandirze, ich myśli podążały za straconym dobytkiem. Po kilku dniach ten sam chłopiec zwrócił im nietknięte pakunki, informując ich jednocześnie, że złodziej został złapany. Po czym zniknął tak szybko, że nie zdążyli mu podziękować. To szczęśliwe wydarzenie wzbudziło w nich radość i postanowili zatrzymać się dłużej. Towarzyszyła im śliczna dziewczyna, która straciła głos wskutek ataku ospy. Bala Sai miał własne sposoby leczenia chorób, których nie potrafili opisać ani zrozumieć medyczni eksperci. Z uśmiechem podał jej trochę wibhuti, a jej muzułmańska rodzina nie sprzeciwiła się temu. To była tylko odrobina wibhuti, lecz dziewczyna skręcała się z bólu krzycząc, że święty popiół jest za gorący! W pierwszej chwili rodzice byli zatrwożeni, ale kiedy zauważyli, że odzyskała głos, ucieszyli się z całego serca. Wielbiciele nigdy przedtem nie widzieli, aby zmaterializowane przez Swamiego wibhuti było tak mocne i cierpkie. Kiedy rodzina upadła Bala Sai do stóp, dziękując mu za to, że dziewczyna odzyskała głos, Swami pokropił ją wodą i zaczęła normalnie mówić. Ile osób na tym świecie było świadkami tak niezwykłej metody leczenia?
   Swami wyjaśnił, że złe postępowanie w poprzednich wcieleniach przyjmuje wiele postaci i zbiera swoje żniwo. Ludzie, którzy znając boskie wartości obrażają innych, mogą urodzić się głusi albo głupi, a ci, którzy byli okrutni, mogą nie widzieć. Swami opowiedział nam w związku z tym krótką historię. Kiedy Śiwa i Parwati chodzili po Ziemi zauważyli ludzi rozkoszujących się chłodną wodą w stawie. Siedzący na brzegu niewidomy chłopiec cieszył się ich zabawą, słuchając ich podekscytowanych głosów. Uniwersalna Matka, Parwati, współczując niewidomemu chłopcu, poprosiła Śiwę, aby przywrócił mu wzrok. Wszechwiedzący Pan odpowiedział, że może sama to uczynić i współczująca Matka skorzystała z jego rady. Chłopiec podskakiwał z radość i tańczył w upojeniu. Po kilku dniach, kiedy Śiwa i Parwati przechodzili przez to miejsce, zobaczyli wzburzoną grupę ludzi w pobliżu tego samego stawu! Woda w nim była czerwona od krwi, ponieważ wskakujący do niej ludzie nabijali się na śmiercionośne strzały. Źródłem tego nieszczęścia był chłopiec, który dzięki boskiej łasce Matki Parwati odzyskał wzrok. Z okrucieństwa i dla zabawy wbił w dno stawu ostre strzały, kierując ich groty w górę. Zraniona tym Parwati przeklęła chłopca odbierając mu wzrok i poprosiła Śiwę o wybaczenie. Ostateczny powód dla którego chłopiec musiał stracić zdolność widzenia, był znany jedynie Panu. Skoro chłopiec nie uszanował boskiej łaski Matki Parwati i nie wykorzystał jej w pozytywny sposób, przyszło najgorsze. Ponieważ jednak Parwati poprosiła ze współczuciem o zwrócenie chłopcu wzroku, Śiwa musiał spełnić jej prośbę! Lecz skutki tego pojawiły się później. Zatem, bez boskiej łaski Najwyższego niczego nie można osiągnąć, a gdy się coś osiągnie, trzeba to wykorzystać we właściwy sposób.
   Następnego dnia muzułmańska rodzina poprosiła Swamiego o pozwolenie na wyjazd. Ponieważ Swami nic na to nie odpowiedział, zostali. W międzyczasie do aśramu przyszedł z Ananthapur osierocony muzułmański nauczyciel, który był wielbicielem i często tu zaglądał. Swami powitał go słowem „narzeczony”, a on ze zdumienia wytrzeszczył oczy. Swami przedstawił go muzułmańskiej rodzinie i powiedział, że będzie dobrą partią dla ich córki. Ta nowa sytuacja jeszcze bardziej ich ucieszyła i w obecności Swamiego ustalono datę ślubu. Bala Sai potrafi wykonywać wiele zadań jednocześnie i zmienić wszystko w jednej chwili. Przywrócenie dziewczynie głosu, zaręczenie jej, uwolnienie rodziny od męki urządzania zaślubin i nagrodzenie osieroconego nauczyciela odpowiednią narzeczoną, sprawiło, ze wszyscy poczuli się szczęśliwi. Słodkie gry Bala Sai były bardzo niezwykłe, choć jednocześnie niezgłębione.

- tłum. J.C.

 

Stwórz darmową stronę używając Yola.