Kompilacja i edycja: Judy Warner


Uduchowiona medycyna   ̶  wpływ Sathya Sai Baby na praktykę lekarską

Lekarz lekarzy
Dr Lakszmi Gururajarao
  Składam pokorny pokłon lotosowym stopom Bhagawana Baby. Jestem błogosławiona, ponieważ dwadzieścia siedem lat temu mąż przedstawił mnie Swamiemu. Po przyjeździe do Stanów codziennie składam hołd Swamiemu i bóstwom w naszym pokoju modlitewnym. Kiedy zapytałam o Babę, mąż dał mi do czytania jedną z książek pana Howarda Murpheta. Nie mogłam się na niej skoncentrować, więc odłożyłam ją. Moje życie zmieniło się w kilka miesięcy po tym, jak obejrzałam film o Śirdi Sai Babie. Natychmiast zrozumiałem, że Baba był Bogiem. Poprosiłam męża, aby jeszcze raz dał mi książkę Murpheta i tym razem ją przeczytałam. Później dowiedziałam się, że Sai Baba i Śirdi Baba to ta sama Osoba. W tym samym czasie mąż opowiedział mi jak w Chicago został przywrócony wzrok dziecku z penetrującym urazem oka. Matka dziecka była naszą sąsiadką i poprosiła mojego męża, aby się za nie modlił. Mąż podarował jej wibhuti Swamiego, prosząc, aby codziennie nakładała je dziecku na czoło ze słowami „Sai Ram”. Po kilku dniach dziecko całkowicie wyzdrowiało. Była to dla mnie wielka niespodzianka, podobnie jak dla okulistów.
   Jestem lekarką od 1959 r. Zanim przyjechałam do Stanów, przez trzy lata praktykowałam w Indiach. W lipcu 1974 r., kiedy poznałam nauki Swamiego, rozpoczęłam pracę lekarza rezydenta na oddziale pediatrii. W grudniu tego samego roku moja siedemnastomiesięczna córka zachorowała na zapalenie płuc. Zbadano ją na pogotowiu, podano antybiotyki i odesłano do domu. Po kilku godzinach poczuła się gorzej i kiedy ponownie zawiozłam ją do szpitala powtórzony rentgen wykazał obecność płynu w jamie opłucnej. Przyjęto ją do szpitala i zaordynowano silne antybiotyki. Natychmiast wystąpiła niedrożność dróg oddechowych, objawiająca się rozszerzeniem nozdrzy i posiniałymi ustami. Po konsultacji z pełniącymi dyżur starszymi rezydentami zrozumiałam, że nie widzą potrzeby odsysania płynu. Uważali, że wystarczą leki. Ja jednak miałam mocne przekonanie, że płuca muszą zostać oczyszczone z płynu, bo w przeciwnym razie wystąpi zespół zaburzeń oddechowych. Czułam się bezradna, zaczęłam płakać i powiedziałam mężowi o stanie naszej córki. Natychmiast powiedział, abym się nie martwiła, a sam usiadł w sali konferencyjnej i zaczął się modlić. Ja zostałam z córką.
   W ciągu piętnastu czy dwudziestu minut zajrzała do nas bardzo oddana chorym starsza pani chirurg-pediatra i zapytała jak wygląda sytuacja. Wytłumaczyłam, że pacjentka jest moją córką. Opowiedziałam jej o wszystkim szczegółowo i pokazałam zdjęcie rentgenowskie. Obejrzała je i zdecydowała, że trzeba natychmiast odessać płyn. Potem poinformowała rezydentów co zamierza zrobić. Po zabiegu stan mojej córki bardzo się poprawił, opadła gorączka i zaczęła się bawić. Pozostała w szpitalu przez cztery tygodnie, dostając mocne antybiotyki. Mój mąż i ja byliśmy bardzo wdzięczni Swamiemu.
  Kiedy chcieliśmy podziękować pani chirurg za udzielenie pomocy w odpowiednim momencie, odkryliśmy, że nikt jej nie wezwał do szpitala. Była niedziela i po mszy w kościele poczuła, że przed powrotem do domu powinna wstąpić do szpitala. Nie wiedziała dlaczego udała się prosto na oddział pediatryczny, zamiast pójść jak zwykle na oddział chirurgii dziecięcej. Kiedy zobaczyła mnie w pokoju, weszła i zapytała, czy mam jakiś problem. Nie wiedziała, że pacjentka jest moją córką. Okazało się, że córka ma gronkowcowe zapalenie płuc, występujące bardzo rzadko i niewidziane tutaj od lat. Dzięki łasce Swamiego całkowicie wyzdrowiała. Po tym modliłam się do Niego z większą wiarą.
   A oto kolejne zdarzenie, które pogłębiło i wzmocniło moją wiarę w Sai Babę. Przyjaciółka mojej rodziny miała gości z Indii, starszego pana z córką. Ów dżentelmen zapragnął ją odwiedzić w drodze powrotnej do kraju, po odwiedzinach u syna. Kiedy spotkała się z nimi na lotnisku i wiozła do domu, okazało się, że nie ma ze sobą kluczy. Nie mogła znaleźć nadzorcy budynku, aby prosić go o pomoc. Jednocześnie dowiedziała się, że starszy pan chorował podczas lotu. Dlatego przywiozła swoich gości do nas, tłumacząc w jakiej są sytuacji i poszła szukać kluczy. Po powitaniu mój mąż natychmiast przyniósł z pokoju modlitewnego wibhuti Swamiego, nałożył go starszemu panu na czoło i powiedział „Sai Ram”. Jego córka zaczęła płakać. Wtedy dowiedzieliśmy się, że od lat są gorącymi wielbicielami Swamiego. Dar wibhuti ich uszczęśliwił. Badając swojego gościa odkryłam symptomy udaru. Natychmiast zadzwoniłam do naszego lekarza rodzinnego, który był tak dobry, że zgodził się obejrzeć go w swoim prywatnym gabinecie, chociaż była niedziela! Pacjent został natychmiast przyjęty do szpitala, gdzie zbadano mu poziom cukru i ciśnienie krwi. W ciągu kilku dni jego stan bardzo się poprawił i wtedy odebrała go rodzina. Tak oto Swami zaopiekował się swoim wielbicielem w obcym kraju w najlepszy możliwy sposób, nie tylko zapewniając wygodę jego rodzinie, ale także chroniąc go o ciężkiego udaru.
   W 1985 r., po trzynastu latach od poznania Swamiego, ujrzałam Go w Whitefield. Podczas pewnego darszanu, po tym jak Swami przez trzy kolejne dni nie przyszedł na stronę kobiet, pomodliłam się do Niego: „Swami, byłoby bardzo miło, gdybyś stanął pośrodku zgromadzonych, uniósł swoją błogosławiącą dłoń i obdarzył nas łaską, wysyłając ją w każdym kierunku i obdarzając nas szczęściem, ponieważ wielu z nas przyjechało tutaj z daleka, pragnąc wziąć udział w Twoim darszanie. Dzisiaj mijasz miejsce, w którym siedzi mój mąż. Pobłogosław go, proszę, bo dzięki temu cała nasza rodzina otrzyma błogosławieństwo”.
   Gdy wywołaliśmy zdjęcia, na jednym z nich Swami mija mojego męża. I chociaż patrzył przed siebie, widać było, że spogląda dokładnie na niego. Z czoła Swamiego bił w niebo promień światła, w którym widać było drobną postać Kriszny. To doświadczenie nauczyło mnie, że Swami wysłuchuje wszystkich modlitw. Jego wzrok sięga wszędzie, w każdym kierunku, a Jego błogosławieństwa i boska energia płyną ku każdej osobie nawet wtedy, gdy wydaje się, że na nikogo nie patrzy. Od tamtego czasu już się nie martwię czy przyjdzie czy nie przyjdzie na stronę kobiet. Kilka razy okazał łaskę naszej rodzinie, pozwalając nam dotknąć swoich stóp. Już samo poznanie Swamiego jest wielkim darem i nie potrzebujemy innych, specjalnych błogosławieństw.
    Przez ostatnie dwadzieścia trzy lata zajmowałam się pediatrią. Na początku praktyki czułam się przygnębiona widząc dzieci z tej samej rodziny o różnych nazwiskach, dzieci nieślubne, nastolatki w ciąży, matki uzależnione od narkotyków. Kiedy zaczęłam poznawać Swamiego i jego nauki, cały mój proces myślenia uległ zmianie, poszerzyła się świadomość i uwrażliwiłam się na potrzeby dzieci i ich rodzin. Stałam się cierpliwsza, bardziej tolerancyjna i współczująca. Wsłuchiwałam się z uwagą w ich potrzeby, starając się być bardziej uprzejma i jednocześnie przekazywać im wiedzę.  
   Przed poznaniem Swamiego, kiedy pacjent przychodził i narzekał na nieskuteczność leku, czułam się przygnębiona i obwiniałam siebie. Teraz słucham go uważnie i wnikam w sprawę. Pytam siebie, dlaczego lek nie pomaga. Badam szczegóły i pomagam rodzicom oraz dzieciom przepisując alternatywne leki, jeśli to konieczne lub daję im inne, właściwe zalecenia. Jeśli dziecko cierpi na chorobę chroniczną lub na niepełnosprawność fizyczną, spędzam z jego rodziną więcej czasu, starając się mówić z miłością i ze zrozumieniem. Wykorzystuję wszelkie możliwe sposoby pomocy rodzinie i wprowadzam do rozmowy modlitwę, mówiąc: „Pomódlmy się razem o łaskę Boga”. To często satysfakcjonuje pacjenta. Nieustannie modlę się do Swamiego i jestem Mu wdzięczna za transformację, którą zaczynam dostrzegać w sobie. 
   Jako lekarka zatrudniona w mieście mam często do czynienia z matkami pijącymi alkohol i przyjmującymi narkotyki. Jednak kiedy matki przestają ich nadużywać, dostrzegam ich miłość do dzieci – szczepią je i dbają o ich potrzeby zdrowotne. Rodzice bardzo często okazują brak rozsądku, jeśli chodzi o zgodę na leczenie lub są przygnębieni chorobą dziecka. Uspokajają się znacznie, gdy rozmawiam z nimi serdecznie. 
   Mam pacjenta, który urodził się z aberracją chromosomową[1]. Wielokrotnie przyjmowano go do szpitala. Jego matka nie mówiła dobrze po angielsku, a ojciec był zdenerwowany i dużo wymagał od pielęgniarek i lekarzy. Wszystkim zaangażowanym w pomoc ludziom było trudno. Rozmawiając z ojcem zrozumiałam, że znaleźli się na etapie wyparcia i dlatego zbyt gwałtownie reagują. Starałam się więc spędzać z nimi więcej czasu i okazywać im więcej zrozumienia i sympatii. Spotykałam się z nimi ilekroć mnie potrzebowali i dawałam im dokładniejsze wyjaśnienia. Z biegiem czasu zaczęli się zmieniać, stali się bardziej przyjaźni, mniej roszczeniowi i rozwinęli zaufanie do wszystkiego, co dla nich robiono.
    Kiedy działamy w ten sposób, relacje pomiędzy pacjentem i lekarzem stają się spokojniejsze. Przestrzegam nauk Swamiego, by „kochać wszystkich, służyć wszystkim” i dostrzegać Boga w każdej ludzkiej istocie. Starałam się także nie osądzać pacjentów i ich rodzin. Uznałam, że wszyscy są dziećmi Boga. Trudno to opisać, ale w pewnych wypadkach dostrzegam w nich miłość Swamiego. Jego nauki pomogły mi postępować z większą cierpliwością i tolerancją. Odkryłam, że pracujące ze mną pielęgniarki ceniły to sobie.
    Kiedy dziwi mnie diagnoza stanu pacjenta, modlę się do Swamiego i proszę o przewodnictwo. Każdego ranka, zanim rozpocznę pracę, dedykuję Mu swoje myśli, słowa i czyny. Widzę, że wtedy moja praktyka lekarska przebiega bardzo gładko, podobnie jak moje codzienne życie. Czasami problemy medyczne się spiętrzają jak góry, ale kiedy proszę Swamiego o pomoc, rozpuszczają się jak śnieg! Swami daje nam wskazówki. Na przykład, leczyłam pacjenta niereagującego na leczenie. Mimo całej naszej pracy nie potrafiliśmy postawić właściwej diagnozy. Kiedy martwiłam się, do mojego umysłu przyszło olśnienie „ma powiększone serce”. Zleciłam rentgen klatki piersiowej i ku naszemu zdumieniu okazało się, że chory ma powiększone serce. To skłoniło mnie do wykonania innych badań, umożliwiających właściwe rozpoznanie.
Czuję wszechobecność Swamiego i dostrzegam jego rękę w wielu sprawach. Jedno z przedwcześnie urodzonych niemowląt miało rozliczne problemy zdrowotne, w tym poważne zaburzenia żołądkowo-jelitowe. Opiekował się nim mój kolega wraz z wezwanym na konsultację gastroenterologiem. Podczas jednej z wielu hospitalizacji kolega był nieobecny i zastępowałam go. W dniu, w którym zaczęłam pracę, stan dziecka pogorszył się. Wyniki badań pracy nerek były nieprawidłowe, więc przeniosłam go na oddział intensywnej terapii. Kiedy lekarz odpowiedzialny za dzieci w ciężkim stanie zaopiniował, że istnieje prawdopodobieństwo stałego uszkodzenia nerek, rodzice się załamali. Zaczęłam się modlić do Swamiego o uleczenie dziecka z niewydolności nerek. W ciągu kilku dni dziecko całkowicie pozbyło się problemów z nerkami. Kiedy wróciło na oddział pediatryczny, jego matka nie zgodziła się na opiekę mojego kolegi, więc dzieckiem zajął się innych lekarz i czynił to aż do chwili wypisania ze szpitala.
    Po kilku miesiącach nadeszła moja kolej opiekowania się hospitalizowanymi dziećmi. Mój dylemat polegał wówczas na tym, czy mam zajmować się tym pacjentem. Wiedziałam, że podczas mojej nieobecności zaopiekuje się nim ten sam lekarz, którego nie zaakceptowali rodzice. Na kilka dni przed podjęciem dyżurów pomodliłam się do Swamiego o przewodnictwo. W dniu rozpoczęcia pracy stałam blisko pokoju pielęgniarek i mówiłam do siebie w myślach: „Dobrze Swami, jeśli taka jest Twoja wola, zajmę się tym pacjentem, a Ty zadbasz o resztę”. W tym momencie odezwał się telefon. Dzwonił gastroenterolog prosząc rezydującego lekarza o sprawdzenie, czy zgodzę się, aby pacjent przeszedł pod jego opiekę, ponieważ problem ma przede wszystkim charakter żołądkowo-jelitowy. Ze łzami w oczach gorąco podziękowałam Sai Babie i kontynuowałam obchód.
    Jedyną rzeczą na tym świecie, której jestem pewna, jest skuteczność wibhuti Swamiego. Podawałam je chorym ze złymi perspektywami i widziałam jego pozytywne skutki. Ludzie z nowotworami żyli o wiele dłużej niż to przewidywano, choroba miała mniej burzliwy przebieg i zyskiwali więcej odwagi fizycznej i umysłowej do mierzenia się z nią. Dwaj pacjenci, jeden z rakiem przełyku, a drugi z nowotworem żołądka mieli przed sobą sześć miesięcy życia. Obaj wierzyli w Boga i przyjmowali wibhuti Swamiego. Żyli ponad osiem lat. Odkryłam także, że wibhuti przynosi pocieszenie rodzinom. W każdy czwartek, gdy mamy rodzinną modlitwę, modlę się o chore osoby, składając u Jego stóp ich nazwiska.  
    Doświadczyłam, że modlitwa i wibhuti są bardzo skutecznym sposobem uzdrawiania. Niedawno poproszono mnie o pomoc w zaplanowaniu ślubu. Państwo młodzi i ich rodziny są wielbicielami Sai. Rankiem w dniu ślubu, panna młoda zaczęła wymiotować. Chociaż przyjęła lekarstwo podane jej przez lekarza należącego do rodziny, to nadal wymiotowała. Jej bliscy bardzo się martwili. Kiedy przyszła wizażystka, aby pomóc jej się ubrać, dziewczyna nie była w stanie nawet siedzieć. Wychodząc z domu przypomniałam sobie, że mam wziąć święty popiół. Kiedy dojechałam na miejsce, panna młoda była bardzo słaba, blada i odwodniona. Pochyliła głowę i nie zwracała uwagi na to, co dzieje się w pokoju. Natychmiast pomodliłam się do Swamiego, włożyłam jej do ust wibhuti, ujęłam jej dłonie i powiedziałam: „Pomódlmy się do Swamiego, aby zatrzymał wymioty”. W ciągu pięciu minut obraz diametralnie się zmienił. Odzyskała zdrową cerę, mdłości minęły, usiadła prosto i zaczęła protestować przeciwko barwie bransoletek wybranych przez wizażystkę. Odzyskała energię. Dziękując za to Swamiemu, miałam w oczach łzy. Powiedziałam jej mamie, żeby została w domu, przygotowała pannę młodą i o nic się już nie martwiła. Udałam się do sali weselnej, aby dopilnować przygotowań. Panna młoda pojawiła się po dwóch godzinach, promienna i energiczna. Dowiedziałam się później, że wymioty nie pojawiły się więcej od chwili, gdy opuściłam ich dom. Wizażystka była pod wielkim wrażeniem tych wydarzeń, chciała ustalić do kogo się modliłyśmy i dowiedzieć się czegoś więcej o Swamim. Ceremonia zaślubin była piękna. Panna młoda, urocza i pełna blasku, przypominała mi Matkę Sitę, żonę Pana Ramy.
    Dziękuję Swamiemu, lekarzowi lekarzy, za jego przewodnictwo, łaskę i nieustającą pomoc. Modlę się do Niego, aby pobłogosławił moją dalszą bezinteresowną służbę i pomógł mi udoskonalić codzienną praktykę.
   „Bóg jest ucieleśnieniem słodyczy. Osiągnij Go, ofiarowując Temu, który przebywa we wszystkich, słodycz, którą cię obdarzył. Zmiażdż trzcinę w młynku bezinteresownej służby, ugotuj ją w kociołku skruchy, uwalniając ją od wszystkich zmysłowych pragnień. Ofiaruj Mu skrystalizowany cukier współczującej miłości”.

Sathya Sai Baba, Sathya Sai Speaks, t.2

 - tłum. J.C.

[1] Aberracja chromosomowa – zmiana struktury lub liczby chromosomów (stałych składników jądra komórkowego, będących nośnikiem informacji genetycznych).

 

Stwórz darmową stronę używając Yola.