Sai Baba Awatar – cz.12
Nowa podróż do Potęgi i Chwały
Howard Murphet

Rozdział 21
Dwaj zachodni
uczeni
Dotyk
Ziemi jest zawsze ożywczy dla jej synów, nawet gdy poszukują nadprzyrodzonej
wiedzy.
Śri Aurobindo W Prashanti Nilayam usłyszałem o dwóch
zachodnich uczonych, którzy kilka miesięcy temu przebywali tam, pragnąc zbadać
fenomen Sai Baby. Rozmawiałem z panem S. D. Kherą, pełniącym podczas ich
interview rolę tłumacza. Ten stary wielbiciel Pana opowiedział mi o cudach
Swamiego, dokonujących się na ich oczach. Bardzo chciałem się dowiedzieć jak na
nie reagowali. Z wizytówek, które zostawili, dowiedziałem się, że jeden z nich
nazywa się dr Karlis Osis i jest dyrektorem Amerykańskiego Towarzystwa Badań
Psychologicznych, a drugi, dr Erlendur Haraldsson, jest pracownikiem naukowym w
tej samej instytucji. Korespondując z nimi otrzymałem uprzejmą zgodę na wykorzystanie
sprawozdania z ich badań.
Bez wahania podjęli ze mną
współpracę, głównie dlatego, że przeczytali moją wcześniejszą książkę „Sai Baba,
człowiek cudów”. W swoim liście dr E. Haraldsson napisał: „Pana książka bardzo
nam pomogła i rozmawialiśmy z kilkoma wymienionymi w niej osobami. Jesteśmy zadowoleni,
ponieważ pana opracowanie jest wyważone i dokładne”. List przyszedł z
Uniwersytetu Islandzkiego w Reykjaviku, gdzie Haraldsson piastował stanowisko
profesora nadzwyczajnego na wydziale psychologii. Napisał również: „Pana
książka została przetłumaczona na język islandzki i zostanie opublikowana.
Zasugerowałem to wydawcy po mojej pierwszej podróży do Puttaparthi pod koniec
1973 roku”.
Dr K. Osis napisał w liście:
„Książka, w której tak dobrze sportretował pan Babę i jego cuda, była dla mnie
wielkim doświadczeniem. Oczywiście uczony taki jak ja nie może tak po prostu
przyjąć słów pisarza za pewnik. Rozmawiałem z kilkoma osobami, których historie
pan przytoczył i odkryłem, że ich opowieści są zgodnie z tym, co pan napisał.
To niewątpliwie zachęciło mnie do poważnego wysiłku badawczego”.
Bardzo uszczęśliwiły mnie komentarze
tych doświadczonych uczonych. Przytoczyłem je w nadziei, że takie rekomendacje zwiększą
zaufanie i wiarygodność u moich czytelników, ponieważ ten temat wykracza poza
codzienne doświadczenia.
Dr Haraldsson przysłał mi kopię „Wstępnego
sprawozdania” przygotowanego na zjazd Stowarzyszenia Parapsychologicznego. Oto
jego wyjątki:
„Podczas serii interview mieliśmy
okazję rozmawiać z Sathya Sai Babą i obserwować go. Mówi po angielsku, ale woli
korzystać z tłumacza. Ma skłonność do bagatelizowania swojego fenomenu
parapsychicznego, a Swoje cuda nazywa „błahostkami”. Wielokrotnie podkreślał
znaczenie kwestii religijnych i moralnych.
Podczas siedmiu rozmów, jakie
odbyliśmy z Sai Babą, spontanicznie zaprezentował nam kilka ze swoich rzekomych
materializacji.
Pokój audiencyjny Baby jest pusty,
ma betonowe ściany i podłogę. Nie ma w nim żadnych dekoracji. Jedynym meblem
jest fotel”.
Dr Haraldsson podaje dalej, że
liczba osób zaproszonych na interview waha się od dziewięciu do trzech –
prawdopodobnie ma na myśli dwóch naukowców i ich tłumacza, pana Khera. Powiedział,
że wszyscy siedzieli na ziemi – w tym także Baba, który zwykle tak rozmawia z
ludźmi.
Jedna z czterech w pełni opisanych „materializacji”
dotyczy rudrakszy – różańca zrobionego z jagód pochodzących z drzewa uważanego
za święte. Dr Haraldsson pisze: „Przedtem Baba podarował nam wibhuti, święty
popiół, prawdopodobnie dający się porównać z »chlebem i winem« w chrześcijaństwie.
Uczynił to typowym dla siebie kolistym ruchem ręki, trwającym dwie lub trzy
sekundy. Potem, po krótkiej dyskusji, obdarował Karlisa Osis dużym złotym pierścieniem,
znowu po zatoczeniu ręką kręgu w typowy dla Niego sposób.
Kiedy rozmawialiśmy z Babą o
wartości nauki i kontrolowanych eksperymentów, Baba skierował dyskusję na swój
ulubiony temat – życie duchowe – które, jak podwójna rudraksza,
powinno wzrastać w codziennym życiu”.
„Nie znaliśmy słowa »rudraksza«, a
tłumacz nie potrafił właściwie go wyjaśnić. Baba, jak się wydawało,
kilkakrotnie starał się to zrobić, ale potem, zniecierpliwiony, zamknął pięść i
poruszył ręką. Potem rozwarł palce i na Jego otwartej dłoni pojawiła się
podwójna rudraksza, która, jak nam powiedział, jest rzadkim fenomenem natury, podobnie
jak podwójna pomarańcza lub podwójne jabłko. Siedząc na podłodze, przez cały
czas uważnie obserwowaliśmy Babę. Dwie lub trzy minuty później, wciąż trzymając
w ręku rudrakszę, Baba zwrócił się do mnie i powiedział, że chce dać mi
prezent. Potem zamknął pięść, wykonał ręką szybki, okrężny ruch i otworzył ją.
Na jego dłoni wciąż leżała podwójna rudraksza, ale tym razem miała złote
ozdobne tarcze z każdej strony, połączone złotym łańcuszkiem. Na górze
znajdował się złoty krzyżyk ozdobiony kamieniem przypominającym rubin. Za krzyżykiem
był otwór, dzięki czemu ta piękna ozdoba mogła być noszona na łańcuszku”.
„Sai Baba ubiera się w jednoczęściową
szatę z rękawami sięgającymi nadgarstków. Bardzo uważnie obserwowaliśmy jego
ręce i nie zauważyliśmy, żeby kiedykolwiek wyjmował coś z rękawów. Nie dotykał
również swoich bujnych włosów, ubrania czy innej ewentualnej kryjówki. »Widziałem
często jak produkując coś na oczach sceptyków zawija rękawy po łokcie. Rękawy
są lekko dopasowane i nie mają mankietów«.
Pewnego razu mieliśmy okazję
dokładnie obejrzeć dwie stare szaty noszone dawniej przez Babę. Przez cały czas
ubiera się w strój o tym samym kroju i kiedy się trochę zużyje, ofiarowuje go
komuś. Dwie zbadane przez nas szaty nie miały żadnych kieszeni”.
„Poznaliśmy profesora chemii z
Bangalore, dr D. K. Banerdżi i dowiedzieliśmy się, że pewnego dnia Baba
niespodziewanie odwiedził go i jego żonę. »Stworzył« dla nich kilka rzeczy, jak
to czyni podczas prawie każdej wizyty. Kiedy udawał się na nocny spoczynek,
poprosił panią Banerdżi o wypranie jego ubrań, aby mógł je rano założyć.
Uczyniła to i podczas prania dokładnie obejrzała szatę. Był przy tym obecny jej
mąż oraz przyjaciel domu, pan P. K. Bhattaćarja, (posiadający doktorat z
chemii, uzyskany w amerykańskim stanie Illinois). W tym czasie pełnił funkcję
dyrektora wydziału chemii w Indyjskim Instytucie Nauk – najważniejszym
instytucie w kraju. Odkryli wspólnie, że szata Baby nie ma kieszeni. Opowiedzieli
nam o tym incydencie podczas dwóch wywiadów, które z nimi przeprowadziliśmy”.
[Gdy przebywaliśmy z Babą w Horsley
Hills, moja żona prasowała jedną z jedwabnych szat Swamiego. Stwierdziliśmy
wtedy, że szata nie ma kieszeni, troczków ani niczego, co można by wykorzystać
do ukrycia jakiegoś przedmiotu.]
Kolejny opis dr. Haraldssona dotyczy
zniknięcia oczka z pierścienia, który Swami podarował dr. K. Osisowi.
„Pierścień był ozdobiony dużym kamieniem
z kolorowym wizerunkiem Sathya Sai Baby.
Wizerunek trzymał się mocno, jak gdyby on i pierścień stanowili jeden solidny
przedmiot. Podczas interview,
gdy staraliśmy się namówić Babę do udziału w kilku kontrolowanych eksperymentach,
Baba powiedział do K. Osisa: »Spójrz na swój pierścień«. Okazało się, że oczko
zniknęło. Szukaliśmy go na podłodze, ale bez rezultatu. Podtrzymująca go
oprawka i łapki pozostały niezmienione.
Aby oczko mogło wypaść z oprawki, jedna
z łapek oprawki powinna zostać wygięta. W przeciwnym wypadku kamień musiałby
zostać rozbity i wypaść w kawałkach.
Kiedy Baba uświadomił nam brak
oczka, siedzieliśmy na podłodze, jakiś metr lub półtora od niego. Wchodząc, nie
podaliśmy sobie rąk na przywitanie, ani on nas nie dotykał. Widziałem oczko w
pierścieniu, kiedy podczas wcześniejszej rozmowy K. Osis oparł dłonie na
biodrach. Dwie inne osoby w pokoju – pan D. Sabnani z Hong Kongu i pani L. Hirdaramani
z Cejlonu, których spotkaliśmy po raz pierwszy na tym interview – potwierdzili,
że w tym samym czasie widzieli pierścień z oczkiem na lewej ręce K. Osisa.
Kiedy nigdzie nie udało się znaleźć
kamienia, Baba zauważył nieco żartobliwie: »To mój eksperyment«”.
„Podczas następnego spotkania, dwa
dni później, Baba zapytał Osisa, czy chce odzyskać kamień. Osis odparł, że
chce. Na prośbę Baby, K. Osis wręczył mu pierścień bez oczka. Trzymając go w
dłoni, Swami zapytał: »Chcesz mieć ten sam kamień czy inny?«.
»Ten sam«, odpowiedział Osis. Baba
zamknął palce na pierścieniu, zbliżył go na jakieś 3 cm do ust, lekko na niego
dmuchnął, wyciągnął rękę w naszą stronę i otworzył dłoń. Rozpoznaliśmy, że to
taki sam kamień, który poprzednio był osadzony w pierścieniu. Sam pierścień
wyglądał jednak trochę inaczej.
Obserwowaliśmy uważnie rękę Swamiego
od chwili kiedy zacisnął na nim palce do momentu, kiedy otworzył dłoń. Nie
zauważyliśmy niczego, co sugerowałoby oszustwo. Sześć innych osób obecnych na
interview potwierdziło to”.
Interesującym fenomenem, obserwowanym
przez dwóch uczonych, było zmaterializowanie przez Babę długiego naszyjnika dla
pani z Los Angeles. Nastąpiło to natychmiast po tym, jak Baba stworzył dla jej
męża złoty pierścień. Oto co o doświadczeniu małżeństwa z Los Angeles, pana i
pani Krystal, powiedziała osoba obecna na tej audiencji: „Baba zwrócił się w
stronę małżonków i zapytał, czy nie wypada w ten dzień trzydziesta trzecia
rocznica ich ślubu. Byli zaskoczeni i minęło kilka sekund, zanim to
potwierdzili. Swami wykreował pierścień z wyrytym na nim własnym portretem i
kładąc go na drżącą dłoń małżonki poprosił, aby wsunęła go na palec męża. Potem
ponownie zakręcił ręką i z jego dłoni wysunął się naszyjnik z umieszczonym w
środku złotym kwiatem lotosu i portretem Baby. Polecił mężowi założyć go na
szyję żony. Potem wypowiedział błogosławieństwo w wedyjskim sanskrycie i poklepał
ich po plecach, kiedy uklękli u Jego stóp”.
Dr Haraldsson pisze w swoim „Sprawozdaniu”:
„Obserwowaliśmy z bliska jak Baba musiał otworzyć ściśniętą pięść, aby utrzymać
duży, nieporęczny naszyjnik w swojej małej dłoni. Naszyjnik miał około 90 cm długości
i składał się z wielu różnych kamieni, przetykanych małymi złotymi płatkami.
Przymocowany był do niego wizerunek Baby, otoczony złotym ornamentem przypominającym
różę, o średnicy około pięciu cm”.
Opisując inną dokładną obserwację
metafizyczną, dr Haraldsson pisze: „Siedzieliśmy na ziemi w długim rzędzie ze
skrzyżowanymi nogami, gdy Swami przeszedł obok nas. Zatrzymał się przed moim
przyjacielem, dr. D. K. Banerdżi, siedzącym jako drugi obok Karlisa Osisa i
jako trzeci ode mnie. Baba zakręcił dłonią. Ponieważ siedzieliśmy na ziemi a on
stał, Jego prawa ręka znajdowała się nieco powyżej naszych oczu. Otworzył dłoń,
skierował ją w dół, wyciągnął palce i zakreślił kilka szybkich, niewielkich
kręgów. Kiedy to czynił, zauważyliśmy w pobliżu jego dłoni jakąś szarą
substancję. Baba schwycił ją błyskawicznym ruchem, skierowanym do dołu.

Karlis Osis, który siedział bliżej niż ja, obserwował tę szarą materię. Pojawiła się najpierw pod postacią ziarnistych grudek, a potem przemieniła się w drobnoziarnistą jak pył substancję nazywaną wibhuti. Baba ofiarował ją przyjacielowi doktora Banerdżi”.
[Księżniczka
Nanda z Kutch powiedziała nam, że siedząc naprzeciwko Swamiego, poniżej Jego poruszającej
się, stwarzającej dłoni, dostrzegła co działo się pod nią. Najpierw w jej
pobliżu pojawił się mały, lśniący obłoczek, który szybko zmienił się w solidny,
połyskujący przedmiot, który Swami zamknął w dłoni. Kiedy ją otworzył, okazało
się, że jest to złoty pierścień.]
Na
podstawie swoich obserwacji oraz przeprowadzonych obszernych wywiadów, obaj badacze
oszacowali, że Baba dokonuje dziennie od 20 do 30 materializacji. Z doświadczeń
wielbicieli wynika, że dzieje się to od niemal 40 lat. Zauważyli, że „jedną z
interesujących faz tego fenomenu jest pojawianie się tłustych substancji, takich
jak oleje i tłuste potrawy, które byłoby bardzo trudno ukryć w cienkiej,
jedwabnej szacie”. Stwierdzili, że w danych warunkach, podczas ich osobistych
obserwacji z bliska około 14 zjawisk, nie byli w stanie odkryć oszustwa.
Sprawozdanie
kończy się zdaniem: „Jedynie kolejne badania i współpraca z Śri Sathya Sai Babą
mogą przynieść naukowe odpowiedzi na bardzo ważne pytania powstałe podczas
naszych obserwacji oraz związane z relacjami kilku bezpośrednich świadków”.
W
swoim sprawozdaniu, przygotowanym na zjazd Stowarzyszenia Parapsychicznego w
1975 r., dr Karlis Osis zajmuje się analizą doświadczeń wyjścia z ciała,
nazywanych zwykle w Indiach OBE – „Out of
the Body Experiences”. Mówi o Babie: „Śri Sathya Sai Baba jest czterdziestodziewięcio-letnim
przywódcą religijnym, uważającym się za Awatara. Mówi się, że ma 6 mln wielbicieli.
Wydaje się, że urodził się z niezwykłymi zdolnościami, a jego moce nie wymagały
nauki u guru”.
„Sai
Baba pojawił się rzekomo u pana Ramy Mohana Rao, dyrektora szkoły technicznej w
Mandżeri w stanie Kerala, który zaprosił wtedy około 20 sąsiadów na religijne
spotkanie ze Swamim. Mieliśmy okazję porozmawiać z ośmioma świadkami, którzy
wzięli w nim udział. Troje z nich było wówczas dziećmi. Zdarzenie miało miejsce
10 lat temu i wspomnienia o nim nie są spójne.
Jednak
wszyscy zgadzają się co do najważniejszych punktów: sadhu, wyglądający jak Sai
Baba, którego oglądali jedynie na zdjęciach, był obecny w domu dyrektora
szkoły. Zaśpiewał z nimi kilka bhadżanów, stworzył święty popiół w sposób
charakterystyczny dla Sai Baby i przebywał tam przez godzinę.
Kilka
miesięcy po tym zdarzeniu miejscowy badacz pokazał zdjęcie Sai Baby uczennicy
szkoły średniej, która była tam obecna i zapytał ją kim jest ten człowiek.
Odpowiedziała bez wahania, że widziała go w domu dyrektora szkoły. Dwaj obserwatorzy,
których nie ma już wśród żywych wątpili, aby ten człowiek był Sai Babą”.
„Sadhu
uczył ich pieśni Sai Baby i rozdawał prezenty, które gospodarze wciąż
przechowują. Ustaliliśmy, że w tym czasie Sai Baba znajdował się po drugiej
stronie półwyspu indyjskiego, w pałacu pana Wenkatagiri, gdzie zachowały się nagrania
rejestrujące Jego wizytę”.
„Hipoteza
halucynacji nie wyjaśnia tego przypadku ze względu na wielość obserwacji przez
ponad godzinę, jak również z tego powodu, że gość przesuwał przedmioty fizyczne
i zostawił prezenty”.
Dając
mi zgodę na zacytowanie tego krótkiego streszczenia, dr Osis napisał: „Mam
tylko nadzieję, że zdaje pan sobie sprawę, że to co tu powiedziałem jest
przeznaczone dla sceptyków, a przepaść kulturowa jest wielka”.
„Raport
wstępny” dr. Erlandur Haraldssona został na tyle skondensowany, aby można go
było zaprezentować zebranym, ale mimo to znalazły się w nim następujące słowa:
„»The Journal of the American Socjety for Psychical Research«[1]
zaakceptował referat poświęcony fizycznemu fenomenowi Sai Baby, obserwowanemu
przeze mnie i Karlisa Osis. To dłuższa wersja raportu wstępnego, jaki wysłałem
do pana”.
Chociaż
obaj uczeni wykonywali swoje badania tak obiektywnie, jak to tylko możliwe i
przedstawili wyniki w rzeczowym języku raportów badawczych, odniosłem wrażenie,
że obu poruszyła duchowa miłość Baby oraz Jego tajemnicza natura, której nie można
zmierzyć, ani ocenić ludzką miarą.
Dr
Haraldsson napisał: „Ucieszyła mnie wiadomość, że rozpoczyna pan pisanie
kolejnej książki o Sathya Sai Babie”. Wyznał mi także, że zabrał do Indii na
spotkanie z Bhagawanem swojego dziewiętnastoletniego syna i zapytał, czy mógłbym
zapewnić mu zaszczyt wręczenia Swamiemu islandzkiej edycji książki „Sai Baba,
człowiek cudów”, która właśnie pojawiła się na rynku.
Dr
Karlis Osis przygotował artykuł do „Girlandy Złotych Róż”, książki wydanej w Prasanthi
Nilayam z okazji 50 urodzin Baby, w którym
ujawnia nieco ze swoich uczuć odnoszących się do wielkości Bhagawana i apeluje
o dokładną analizę naukową fenomenu Sai, która, jak wierzy, może zmienić
perspektywę nauki i w konsekwencji cały świat. Pisze między innymi: „Od 25 lat
jestem aktywnym naukowcem, dużo podróżuję, ale nigdzie nie znalazłem fenomenu,
który wskazywałby tak jasno i z taką mocą na duchową rzeczywistość, jak czynią to
codzienne cuda Sai Baby …”.
„Przypuśćmy,
że Baba naprawdę ujawni swoją naturę w najlepszych laboratoriach świata. Zyskalibyśmy
dzięki temu nowy, zapierający dech w piersiach wgląd, mogący wywrzeć wielki
wpływ na światopogląd uczonych, a nowe fakty zmuszałyby naukę do zaakceptowania
duchowej rzeczywistości …”.
„Oczywiście,
w społeczności naukowej jak każdej instytucji, jest bezwład, konserwatyzm i
wrogość do wszystkiego co radykalnie nowe. Ja jednak jestem przekonany, że tego
rodzaju przyzwyczajenia myślowe da się przezwyciężyć, ponieważ moce Baby są tak
potężne, że mogą dostarczyć rozstrzygających potwierdzonych eksperymentalnie faktów,
których nikt uczciwy nie będzie w stanie wyjaśnić. Prawdziwi naukowcy są
uczciwi i na uczciwości budują naukę. Będą starali się zniszczyć coś tak »bulwersującego«
jak cuda Baby. Ale jeśli pomimo szczegółowej analizy zwyciężą fakty, nauka
włączy je do nowoczesnego poglądu na świat…”.
Czy
dr K. Osis ma rację uważając, że „eksperymentalny dowód laboratoryjny” na
metafizyczny fenomen Sai zmusi naukę do zaakceptowania istnienia rzeczywistości
duchowej?
Jestem
zdecydowany korygować was dopiero wtedy, gdy przedstawię wam swoje listy uwierzytelniające.
To dlatego od czasu do czasu odsłaniam swoją naturę za pośrednictwem cudów, to
znaczy, czynów, które leżą poza granicami ludzkich możliwości i ludzkiego
zrozumienia. Nie dlatego, że pragnę się chwalić posiadanymi mocami. Chcę was
przyciągnąć bliżej siebie i połączyć wasze serca z moim.
Sathya
Sai Baba
Rozdział 22
Nauka i duchowość
Sai
Pojawia się w myślach ludzi, którzy
znają Go ponad myślą, a nie tych, którzy wyobrażają sobie, że można Go osiągnąć
poprzez myśl. Nie poznali Go uczeni, lecz poznali Go ludzie prości.
Upaniszada Kena
Badania naukowe wymagają czasu. Dwaj
nasi badacze psychiki mieli okazję śledzić tylko jeden przypadek, podczas którego
Swami był widziany daleko od swego fizycznego ciała. Ja jednak słyszałem o
tuzinie takich zdarzeń, a ta liczba stanowi jedynie ułamek tych, których
doświadczyli wielbiciele. Wielu z nich nie można potwierdzić w sensie naukowym,
ale relacjonowali je wiarygodni naoczni świadkowie. Ich liczba i różnorodność na
przestrzeni lat stanowi mocny dowód na to, że nie wzięły się one jedynie z
wyobraźni opowiadających. Typowym przykładem, który brzmi prawdziwie, chociaż nigdy
nie zostanie udowodniony, jest historia opowiedziana przez panią Padmanabhan,
żonę przyjaciela naszego dentysty z Bangalore. Za zgodą Swamiego wyruszyła w
podróż po Europie z Women’s Rotary Club[2],
do którego należała. W Szwecji zatrzymała się na noc u członkini klubu,
nieobecnej w tym czasie w domu. W środku nocy obudziła się, dusząc się z gorąca.
Z trudnością oddychała. Zrozumiała, że centralne ogrzewanie było nastawione na
maksimum. Osłabiona, ruszyła w stronę grzejnika, chcąc go wyłączyć. Nie znała
jednak tego urządzenia i obawiała się, że jeśli przekręci jedną z licznych
gałek, doprowadzi do wybuchu. Próbowała otworzyć okno, ale ono również było tak
dziwnie zaprojektowane, że nie zdołała tego zrobić.
Wpadła w panikę. Chciała podbiec do
drzwi, ale upadła na łóżko niemal nieprzytomna z gorąca i nie mogła się
poruszyć. Myślała, że umiera. Z twarzą zalaną łzami, zaczęła się modlić i wzywać
Sai Babę. Zdawało jej się, że słyszy za drzwiami czyjeś kroki, a potem ujrzała
Babę stojącego w pokoju. Jaśniał w ciemnościach, więc widziała Go zupełnie
wyraźnie. Powiedział: „Dlaczego się boisz, skoro jestem tutaj? Zawsze jestem z
tobą”. Potem znikł. W pokoju szybko zrobiło się chłodno i pani Padmanabhan
zasnęła. Gdy po kilku tygodniach wróciła do Indii, Swami zapytał: „Jak udała
się podróż?”. „Doskonale, Swami”. „A co powiesz o Szwecji?”. Tu rzucił jej
znaczące spojrzenie. „Chcę Ci podziękować, Swami…”. „Wiem, wiem!”, roześmiał się i zmienił temat.
A
teraz świadectwo pana Waltera Cowana z Tustin w Kalifornii. Walter odniósł
wielki sukces w interesach, został milionerem, a jednocześnie gorliwym
poszukiwaczem duchowej prawdy. Kiedy po raz pierwszy spotkałem go w Indiach,
praktycznie przeszedł na emeryturę i poświęcał całą energię umysłu i silną wolę,
aby położyć podwaliny pod życie w królestwie, w którym dolary są bezużyteczne.
Zbliżał się do osiemdziesiątki i był wielbicielem Sathya Sai Baby. Zanim
przybył z żoną Elsie do Swamiego, oboje szukali okultystycznych prawd na
różnych ścieżkach i pod przewodnictwem wielu mistrzów. Nauczyli się podróżować
świadomie poza ciałem i przenosić wspomnienia o tych wydarzeniach do umysłu na
jawie. To ich przywiodło do Baby. Podczas obiadu w hotelu w Bangalore, w którym
się zatrzymali, opowiedzieli nam o swoim pierwszym kontakcie ze Swamim, dziwnym
i jednocześnie cudownym. Pewnej nocy, będąc poza ciałem w jakimś astralnym
królestwie, znaleźli się w niebezpieczeństwie i bardzo potrzebowali pomocy. Wezwali
po imieniu indyjskiego nauczyciela, który w tym czasie był ich mistrzem. Mistrz
jednak nie przyszedł. Wybawiło ich z tego kłopotliwego położenia niespodziewane
pojawienie się kogoś, kto nie przypominał ich guru. Prawdę mówiąc, nigdy go
przedtem nie widzieli. Kilka tygodni później zobaczyli zdjęcie Sathya Sai Baby
i natychmiast rozpoznali w Nim wybawiciela z astralu. Dopytali się o jego imię
i adres i tak szybko jak to było możliwe udali się do Indii, aby spotkać Go w
ciele fizycznym. Poznaliśmy ich dobrze podczas ich trzeciego czy czwartego
pobytu u Baby i dowiedzieliśmy się wtedy o tamtym pierwszym spotkaniu z kimś,
kogo teraz uznali za Awatara i za swojego przewodnika duchowego. W tym czasie
my także mieszkaliśmy w Bangalore. Każdego ranka jeździliśmy z nimi taksówką do
Whitefield i spędzaliśmy tam zwykle cały dzień, starając się widzieć Swamiego
tak często jak to było możliwe. Siedzieliśmy kiedyś w długim przedpokoju w
Brindawanie, mając nadzieję, że Swami zatrzyma się w drodze do swoich
rozlicznych zajęć i zamieni z nami kilka słów, albo jeszcze lepiej, zabierze
nas do wewnętrznego pokoju na jedną z tych pięknych rozmów, podczas których
zatrzymuje się czas. Czasami tak się działo, czasami nie. Żaden dzień nie był
taki sam jak poprzedni. Kiedyś, gdy Baba był bardzo zajęty i zdawał się nie
mieć dla nas czasu, Walter powiedział do mnie: „Tutaj, w Indiach, brakuje mi
czasem Swamiego. O wiele częściej widuję się z Nim w Tustin”. Wiedząc, że Sai
Baba nigdy nie był w Ameryce, poprosiłem Waltera, aby to wytłumaczył. „Och,
prawie każdego dnia przychodzi do mojego pokoju i rozmawia ze mną. Widzę jak
siedzi na krześle, równie wyraźnie, jak wtedy, gdy przebywa w ciele fizycznym”.
Elsie potwierdziła to mówiąc, że „czuje” obecność Baby i może się z Nim komunikować,
ale nie przeżyła momentu jasnowidzenia, w którym mogłaby Go zobaczyć – czego,
jak się zdaje, ogromnie żałowała. Podczas z jednej z wielu wizyt Cowanów w
Indiach, po tym jak wyjechaliśmy z Iris z tego kraju, Walter poważnie się rozchorował
i wkrótce wydano komunikat o jego śmierci. Sai Baba sprowadził go z powrotem do
ciała fizycznego i życia. Szczegóły „wskrzeszenia z martwych” zostały podane w
wielu czasopismach i książkach, w tym we wspaniałej książce Sai Baba, święty
i psychiatra, napisanej przez dr. Samuela Sandweissa, więc nie opowiem
o tym ponownie.
Jakiś
czas później, po powrocie Waltera do domu w Tustin, jego prywatna sekretarka,
Sharon Purcell, napisała do nas, iż uważa, że największym cudem jaki się wtedy
wydarzył, było odmłodzenie umysłu pana Cowana. Oznajmiła, że od chwili „śmierci
i zmartwychwstania” jego umysł stał się o 20 lat młodszy. Sam Walter, był
zachwycony gdy odkrył, że pozbył się cukrzycy i innych chorób. Dzięki
doświadczeniom zdobytym „po drugiej stronie” pozbył się także lęku przed
śmiercią. Jakieś 18 miesięcy po zgonie w Indiach, umarł w swoim domu w Ameryce
w wieku 82 lat.
Później,
podczas wizyty w Indiach w 1974 r., zapytałem Babę, dlaczego na krótki czas
przywrócił do życia starego wielbiciela, skoro i tak zbliżał się jego koniec.
Zrozumiałem z jego odpowiedzi, że głównym powodem było współczucie dla Elsie
Cowan. Jej wielka wiara i miłość do Pana przywodziły na myśli siostry Łazarza,
którego Jezus wskrzesił z martwych.
[1] Czasopismo
Amerykańskiego Towarzystwa Badań Psychicznych.
[2] Rotary Club jest stowarzyszeniem przedsiębiorców i ludzi z całego świata, które świadczy
pomoc humanitarną, promuje wysokie normy etyczne w każdym zawodzie i pomaga budować
pokój na świecie. Jego oficjalne kredo brzmi: Służba na rzecz innych ponad własną
korzyść – Service above self”. Początkowo
należeli do niego tylko mężczyźni, ale w 1989 r. dołączyły kobiety.
„Chciałem oszczędzić pani Cowan bólu i trudności związanych ze sprowadzeniem zwłok do domu. Było lepiej, że umarł później we własnym kraju”, odpowiedział Swami.

Swami i małżeństwo Cowan