Z Andhra Pradesh
przyjechało kilku sławnych panditów. W swoich pomarańczowych szatach wyglądali
majestatycznie. Ponieważ byli sławni, spodziewali się, że w starym mandirze
zostaną uroczyście powitani. My jednak znaliśmy Bala Sai i wiedzieliśmy, że
patrzy na wszystkich z miłością i nie tworzy różnic pomiędzy małymi i wielkimi.
Zanim przyjechali, Swami wybrał się do wioski, nie informując nas gdzie się dokładnie
udaje, więc nie mogliśmy przekazać Mu informacji o ich odwiedzinach. Wrócił do
mandiru dopiero wieczorem i nie rozmawiając z nikim udał się do swojego pokoju.
Pojawił się dopiero na bhadżanach. Pandici nie
weszli do sali modlitewnej pozostając na werandzie. Oczekiwali, że Swami od
razu do nich podejdzie i gorąco ich powita. Nic takiego jednak się nie stało.
Jeden z nich podszedł do Bala Sai, nawet bez zwykłego pozdrowienia, aby oznajmić,
że przybyli z Andhra Pradesh. Nie okazując ani śladu entuzjazmu, Swami odpowiedział:
„Dobrze” i dalej z nami rozmawiał. Stopniowo, jeden po drugim, pandici
wchodzili do sali i siadali obok nas. Swami nie spojrzał na nich nawet teraz i
po jakimś czasie ponownie wyruszył do wioski. Następnego ranka
pandici usiedli w rogu sali. Gdy tylko wszedł Swami, jeden z nich zaczął rozprawiać
o świętym Wiśwamitrze, chcąc się pochwalić swoją rozległą wiedzą. Bala Sai
włączył się po chwili do rozmowy, pragnąc przekazać im trochę wyższą wiedzę. „Wiśwamitra,
dzięki swoim wielkim czynom, wzniósł się na wysoki poziom Brahmy, ale pomimo
swoich zdolności nie został brahmariszim, największym z riszich! Biedny święty!
Choćby nie wiem jak się starał, zawsze coś zagradzało mu drogę! W całym świecie
kraj Bharatów obdarza największą pomyślnością. Tak było i zawsze będzie”.
Żując od niechcenia paan, opowiadał o odwiedzinach obcokrajowców i ich
fascynacji kulturą indyjską. Jak ten mały stary mandir oczarował wiele osób! Wyjaśnił,
że nie jest on klasztorem ani aśramem, ale miejscem, w którym każdy może
znaleźć schronienie i zyskać spokój umysłu. Bóg nie znajduje się gdzieś daleko,
ale przebywa we wszystkich formach, jako miłość. Wyjaśnił, że bóstwem które tu
rządzi jest miłość. W międzyczasie żartował i jak zwykle, celował we mnie.
Niespodziewanie poklepał mnie po głowie, udając, że coś do mnie mówi i udał się
do wioski. Tak oto uciekł panditom po raz drugi. Kiedy Swami nie wrócił po południu, zjedliśmy
obiad i usiedliśmy w sali. Widząc, że Swami jest ze mną blisko, jeden z panditów
zapytał mnie, dlaczego Swami z nimi nie rozmawia. Wyjaśniłem, że to co mówi,
skierowane jest do wszystkich, a oni są częścią całości. Potem stamtąd uciekłem.
Z pewnością słyszeli, co Swami powiedział i rozmawiali o tym między sobą.
Doskonale wiedzieli, że ego świętego Wiśwamitry przynosiło mu mnóstwo kłopotów.
Z pewnością zdawali też sobie sprawę, że to samo ego utrudnia im dostęp do Boskości. Skoro Swami pojawił się jako ucieleśnienie
Brahmy, powinni kontrolować ego i wiedzieć, jak się przy Nim zachować. Kiedy
Swami wrócił na wieczorną sesję, pokłonili Mu się i błagali o przebaczenie. Kiedy
Mu się poddali, niszcząc ego, Swami przekazał im ze słodyczą kilka słów mądrości,
mając na uwadze ich korzyść. Pomógł im uświadomić sobie, że ich moce nie mogą
się równać z potęgą tego miejsca.
Boska
raga
Od początku
istnienia starego mandiru Bala Sai upokorzył wielu mędrców, świętych i sadhu,
wprowadzając ich na właściwą drogę, jaką jest służenie ludzkości. Niektórzy pandici,
którzy przybywali z Mysore byli doskonałymi muzykami. Nie muszę mówić jak
egoistycznie traktowali swoje umiejętności i sławę. Skąd mieli wiedzieć, że są
jak owce wobec ucieleśnienia Saraswati, mistrzyni muzyki? Szybko zdali sobie
sprawę, że w porównaniu z Bala Sai, naszym boskim śpiewakiem, nie są nadzwyczajni.
Tego wieczoru Swami sprawił im niespodziankę, śpiewając trudny werset do
pięknej melodii. Laik mógłby uważać, że było to łatwe. Chociaż w śpiewie
Swamiego nie było żadnej pomyłki, to egoistyczni pandici byli przekonani, że mogą
zrobić to lepiej. Czy nasz Swami
kogokolwiek oszczędzi? Jednemu z panditów dał okazję do zaprezentowania jego
możliwości. Śpiew pandita brzmiał w naszych uszach dostojnie i melodyjnie.
Uważał, że jego wykonaniu nie można nic zarzucić. Nagle Swami przerwał mu, aby
poprawić niewłaściwy talam[2],
jakim się posłużył. Pandit doskonale zdawał sobie sprawę z popełnionego błędu.
Speszył się i nie był w stanie go poprawić. Jednocześnie jego ego nie chciało
tego zaakceptować. Czy Swami mógł pozwolić, aby tak bezkarnie się wymigał?
Zaśpiewał melodię i kazał mu podać jej nazwę. Oszołomiony pandit odpowiedział:
„Swami! Nigdy przedtem nie słyszałem tej ragi, chociaż śpiewam już od
pięćdziesięciu lat!”. Skoro zaskoczyła go jedna raga zaśpiewana przez Swamiego,
to mamy ogromne szczęście mogąc codziennie godzinami słuchać naszego Mistrza
Muzyki! Swami wyjaśnił: „To »Dewatha ragam«, boska melodia śpiewna przez
Ramdasa, Naradę, Andżaneję i innych oddanych wielbicieli. Można ją śpiewać
tylko wtedy, gdy jest się bardzo oddanym Bogu. Bez oddania niemożliwe jest poprawne
wykonanie takich melodii. Ale dzisiaj mieliście szczęście jej posłuchać. Trudno
wam zrozumieć boskie sekrety, ponieważ przeszkadza w tym ego. Kiedy ono rządzi,
nie ruszycie do przodu!”. W ten sposób, ani razu ich nie upokarzając,
skorygował ich postawę i wskazał im właściwą drogę. Każdy lubi, kiedy
mu schlebiają. Wydaje się, że nawet Bogowie to lubią, jak przekonują nas o tym
Wedy. Pan Wisznu, Alankaraprija uwielbia, gdy chwali się Jego strój. Pan
Śiwa, Abiskekaprija – lubi być kąpany w świętych wodach. Pan Brahma, Stotraprija
– uwielbia, gdy śpiewamy Jego rozliczne imiona. Ale z samego podziwiania nic
jeszcze nie wynika. Powinniśmy zjednywać sobie łaskę Boskich Istot w zależności
od Ich statusu. Święta Trójca może przekazywać nam dary za to, że ją chwalimy,
ale nie ma potrzeby wychwalać Bala Sai, ponieważ On reaguje jedynie na miłość.
Możemy Go schwytać jedynie w sieć miłości.
Duży
kwiat lotosu
Kiedyś Swami
zapytał kilku panditów, którzy uważali się za bardzo wykształconych: „Co
jest największe?”. Żaden z nich nie umiał na to odpowiedzieć. Swami powiedział
z uśmiechem: „Kochani, nie potraficie odpowiedzieć na takie proste pytanie?
Największa jest pustka, ze względu na czystość. Nic w niej nie ma, a jednak
jest wszystko! Jeśli nie zastanowicie się głęboko, nigdy tego nie zrozumiecie.
Oto dlaczego wielkie istoty milczą, mając do czynienia z ignorantami”. Nie
zrozumieliśmy głębokiego znaczenia tych słów i pozostaliśmy
równie nieświadomi jak byliśmy. Nagle Bala Sai zmaterializował duży, pięknie
zabarwiony i oszałamiający zapachem kwiat lotosu. Pandici osłupieli na ten
widok. „Takie kwiaty występują tylko w Manasarowarze[3],
chociaż i tam trudno je spotkać”, powiedział Swami. Wciąż nie rozumiejąc
powodu dla którego Swami stworzył kwiat, zastanawiali się nad tym. Swami zaczął
tłumaczyć: „Każdy czyn pojawia się z określonego powodu. Moja dłoń jest
pusta, to znaczy, nic w niej nie ma. A jednak znajduje się w niej cała natura”.
Wiemy, że Swami może stworzyć wszystko, a poprzez takie objawienia i przykłady
uczy nas rzeczy, których nigdy nie zapomnimy. Po chwili zaskoczył ich jeszcze
jednym cudem, ukazując znaki wibhuti na ich twarzach. „Czy nie jest prawdą,
że w wielu społeczeństwach krowie łajno jest uznawane za święte?”, zapytał
Swami. Gdy speszeni patrzyli na Niego, przemienił krowie łajno w wibhuti i
pobłogosławił ich nim! Powinni w końcu zrozumieć, że może zamienić niebo w
ziemię i ziemię w niebo. Chociaż udowodnił, że jest wszechmocnym Panem
wszechświata, wielu godnych pożałowania ludzi wciąż Mu nie wierzy. Jedna łyżka
twarogu może zmienić dużą ilość mleka w smaczny twaróg. Ale szczypta soli może
je zniszczyć. Zatem ostateczny rezultat wszystkich wielkich rzeczy mogą zepsuć
zanieczyszczenia w umyśle. Jeden z panditów
zebrał się na odwagę i zapytał Swamiego: „Wszyscy myślą o Tobie jak o Bogu. Jak
to możliwe?”. Swami odpowiedział: „Nie tylko ja jestem Bogiem! Wszyscy
jesteście Bogiem! Ponieważ jednak w to nie wierzycie, szukacie Go wszędzie i
robicie z tego wielki problem. Jeśli naprawdę uwierzycie, że jesteście Bogiem i
będziecie podążali właściwą drogą, to wszystko się ułoży”. Oto samo sedno,
które umyka prawie każdemu.
Węzeł
Brahmy
Do starego
mandiru zawitała niewielka rodzina. Stali się wielbicielami Swamiego, gdy przyjechał
On do Ananthapur w związku z małżeństwem ich syna. Wtedy zaprosił ich do
Puttaparthi. Zaproszenie Swamiego jest darem dla każdego. Ci jednak, co kpią z
takiego zaproszenia, popełniają wielki błąd. Wszechwiedzący Pan wie wszystko o
każdej istocie. Przybyli więc tutaj, jak doradził im Swami, ale nie mieli w
sobie wystarczająco dużo cierpliwości. Spodziewali się, że Bala Sai natychmiast
zacznie z nimi rozmawiać, lecz dni upływały im na czekaniu jak lata. Swami nie
robi jednak niczego bez powodu. Nowoprzybyli mogli skorzystać z tego czasu lub
przegapić okazję. Kobiety są bardziej zdeterminowane od mężczyzn. Za każdym
razem gdy matka chłopca przypierała Swamiego do muru, On powtarzał tylko: „cierpliwości”.
Czekała więc, lecz jej mąż się wycofał. Po kilku dniach
zawitała tutaj starsza para z córką. Już odwiedzali stary mandir wiele razy.
Natychmiast z płaczem upadli do stóp Swamiemu, który upewnił ich, że wszystko
będzie dobrze. Ponieważ ci ludzie nie byli bogaci i nie było ich stać na duży
posag, małżeństwo ich córki nie doszło do skutku. Rodzina z Ananthapur widziała
tę dziewczynę, ale próba skoligacenia się z nią skończyła się fiaskiem z powodu
posagu. Swami uśmiechnął
się do nich i zapytał, czy mogą dojść do porozumienia, przynajmniej teraz.
Rodziny były zdziwione skąd Swami wie o ich problemie i zbladły. Czyż nie jest to
prawda, że bez cierpliwości nie można niczego osiągnąć? Następnego dnia Swami
wezwał ich do siebie. Rodzina z Ananthapur zaczęła już żałować, że nie dopuściła
do małżeństwa i poinformowała Swamiego, że wstydzą się, iż oczekiwali wielkiego
posagu. Swami powiedział tylko dwa słowa: „Brahmamudi thappadu – Nie
da się przeciąć węzła
Brahmy!”. Skoro tej młodej parze Bóg nakazał się pobrać, któż mógł ich od
tego powstrzymać? Poszczególne sprawy rozwiązuje się we właściwy dla nich
sposób. Poza wysiłkami, ważną rolę odgrywa czas.
Koledzy
z Bukkapatnam
Z Bukkapatnam
przyjechało czterech szkolnych kolegów Swamiego. Jeden z nich był niewidomy. Od
tamtego czasu nie spotkali się z Nim ani razu i nie słyszeli o zmianach jakie zaszły
w Jego życiu. Udali się więc do wioski Puttaparthi, aby spotkać się z
przyjacielem z dzieciństwa, z ich „Sathyam”. Wieśniacy powiedzieli im, że powinni
zwracać się teraz do Niego Sathya Sai Babagaru i szukać Go w starym mandirze.
Przyszli więc do aszramu, sądząc, że ich nie pozna, ale stało się inaczej. To
oni nie poznali Sathyam, swojego towarzysza zabaw. Swami wypytywał każdego z
nich jak im się żyje, a sposób w jaki ich przyjął stanowił niezapomniany widok.
Byli oczarowani tym przyjęciem. Widząc Swamiego
siedzącego majestatycznie podczas modlitw w otoczeniu młodych i starszych
wielbicieli, gotowych wykonać z szacunkiem każde Jego polecenie, nie mogli
uwierzyć własnym oczom. Ten Sathyam, urodzony w biednej rodzinie, był teraz
wielkim guru, kimś spoza kręgu ich wyobrażeń. Sądząc, że coś tu jest nie tak,
postanowili wyjechać. Czy Swami mógłby o czymś nie wiedzieć? Wezwał niewidomego
chłopca imieniem, którym nazywał go kiedyś. Chłopiec rozpoznał wezwanie swojego
Sathyam i poruszając się z trudem, dotarł do Swamiego tak szybko, że zaskoczył
wszystkich. Kiedy pozostali chłopcy zobaczyli jak jest uradowany, poszli w jego
ślady. Patrzyliśmy z przyjemnością jak Go otaczają. Oczy, które mogły widzieć
zostały zaślepione, a te pozbawione wzroku zobaczyły. Możemy się zastanawiać,
dlaczego wprawił ich w zakłopotanie, ale to była lekcja dla nas wszystkich.
Rozmawiał z nimi z wielką miłością o dniach dzieciństwa. Był jak Kriszna
przyjmujący swojego przyjaciela, Kućelę. Swami był oceanem miłości, a oni po prostu
w nim zanurkowali. Chociaż nigdy nie
byliśmy w stanie ocenić lil Bhagawana, to zawsze staraliśmy się je zrozumieć.
Swami dał im jakieś przykrycia i powiedział niewidomemu chłopcu, aby przyszedł
do Niego z rodzicami. Chłopiec powtórzył to rodzicom, ale jego niecierpliwy
ojciec, który nie doczekał się rozmowy ze Swamim, pojechał do domu. Jak już
napisałem, kobiety są cierpliwsze od mężczyzn. Cierpliwość matki chłopca została
nagrodzona, gdy przyjechali wielbiciele z Bangalore. Swami coś do nich
powiedział i następnego dnia zaprosili ją i jej niewidomego syna do swojego
samochodu. Zatrudnili go potem na dobrych warunkach i cała jego rodzina osiedliła
się w Bangalore bez żadnych trudności.
Boska
uczta
W tamtych czasach
Swami urządzał wielkie przyjęcia świąteczne. Mimo to nie brakowało zazdrosnych
krytyków, zwłaszcza spośród miejscowych ludzi. Przed jednym ze świąt przybyła
grupa osób, która chciała pomóc w przygotowaniach. Zwykle wszystkie zadania
wykonywali wielbiciele i domownicy. Jednak, ponieważ się upierali, uzyskaliśmy
zgodę Swamiego i zaczęli nam pomagać. Przygotowywaliśmy wiele potraw, wśród
nich słodką owsiankę, która tak pięknie pachniała, że nasze nosy z rozkoszą
wdychały jej aromat. Jak się później okazało, ci ludzie kierowali się ukrytymi
motywami i chcieli skrzywdzić wielu wielbicieli. I chociaż Swami o tym
wiedział, pozwolił im pracować, mimo że pragnęli Go zniesławić i narobić kłopotów.
Nie mieli pojęcia, że nasz Bala Sai spośród wszystkich mocy jest
najpotężniejszy. Bez naszej wiedzy wsypali do owsianki truciznę i zniknęli ze
sceny. Swami pojawił się w prowizorycznej kuchni i dopytywał się o przygotowania.
Chciał spróbować owsianki i jeden z wielbicieli wlał Mu jej trochę do kubeczka.
Byliśmy zaskoczeni, kiedy Swami polecił nam ją dobrze wymieszać, ale wykonaliśmy
Jego polecenie. Wkrótce ujrzeliśmy dużą jaszczurkę wypływającą z dna garnka. Zostaliśmy
zganieni przez rozgniewanego Bala Sai i cały nasz entuzjazm ostygł. Wykopaliśmy
wielki dół, wlaliśmy do niego owsiankę i zasypaliśmy starannie, aby nawet psy nie
mogły się do niej dostać. Natychmiast przygotowaliśmy świeżą owsiankę i wszyscy
ludzie wzięli udział we wspaniałym festynie. Winowajcy dotarli
do Penugondy i z jakiegoś powodu zaczęli ze sobą walczyć. Odczuwali pieczenie w
całym ciele. Jeden z nich, nie umiejąc zachować tajemnicy, zgłosił się na posterunek
i opowiedział policji o zatrutej owsiance. Natychmiast ich aresztowano i
przywieziono do Puttaparthi. Nie będąc w stanie znieść palącego bólu, wijąc się
upadli do stóp Swamiego. Patrząc na nich ze współczuciem, Swami poinformował
policję, że nie była to ich wina, ponieważ jaszczurka sama wpadła do owsianki.
Dzięki temu ochronił ich przed policją i polecił im, aby w przyszłości postępowali
właściwie. Z jednej strony ocalił wielbicieli, a z drugiej dał nam wszystkim
lekcję. Swami nigdy nie karze winowajców bezpośrednio, ze względu na Swoją
ogromną miłość do każdej istoty i z powodu celu Swojej inkarnacji. Pandagalu
Święta
Pomyślny
czwartek Można uznać
Bharat za miejsce, w którym narodziły się święta. Zwłaszcza stary mandir, z
naszym krążącym po nim Bala Sai, był zawsze zanurzony w świątecznej atmosferze,
radosnej elegancji i błogiej ekstazie. Każde święto miało własną chwałę. Pomyślny czwartek, guruwaram, był ważnym
dniem tygodnia, wyznaczonym na wielbienie Nauczyciela Nauczycieli, Pana Sai
Guru. Bala Sai był naszym Satguru, Oświeconym Mistrzem i Jogeśwarą, Panem Joginów. Wielbiciele wielbili Go tego pomyślnego dnia
w szczególny sposób. Myli Mu włosy, a On ubierał się w Swoje najlepsze ubrania.
W przeciwieństwie do innych dni, zakładał wtedy dżabbę, długą szatę, za
każdym razem w innym kolorze. Wyglądał majestatycznie. Zanim wyszedł do
wielbicieli, przymierzał je wszystkie i pytał czy Mu w nich do twarzy.
Wielokrotnie się przebierał, zanim się na którąś zdecydował. To był sam w sobie
czarujący widok. Bala Sai poruszał się jak łabędź, miał wdzięk Mohini[4],
najpiękniejszej niebiańskiej panny, psotne spojrzenie, łobuzerski uśmiech i
jaśniał niespotykanym pięknem, którego nie potrafię opisać. Gdy już się ubrał i
kroczył do mandiru, aby przyjąć arathi, domownicy byli wyczerpani. Czuli
się tak zmęczeni, jakby podróżowali przez cały świat! Moja mama była jedną z
kobiet, które prezentowały Mu dżabby. Jeśli ich przymierzanie, przed
wybraniem tej jednej, sprawiało Mu przyjemność, to cieszyliśmy się mogąc
poskładać leżącą na łóżku stertę Jego szat. Naszą przywódczynią była Sakammagaru. Staliśmy
wokół Swamiego jak fortyfikacja, aby udaremnić Mu ucieczkę. Dopiero kiedy
dawała nam zielone światło, prowadziliśmy Go bezpośrednio do sali. Odnosiliśmy
się z szacunkiem do każdej sugestii Sakammagaru i jej słowa ucinały dyskusję.
Była jedyną, która cieszyła się wystarczająco dużym autorytetem, żeby prosić
Swamiego, aby skończył tę niegrzeczną zabawę, udał się do mandiru i przyjął arathi.
A On jej słuchał jak posłuszne dziecko. W tamtych czasach Jego żartom nie było
końca. Z drugiej strony troszczył się o pomyślność ludzi siedzących w mandirze
i z miłością ich wypytywał czy dostali kawę, czy siedzą wygodnie, czy dobrze
odpoczęli? Miło było patrzeć, gdy zajmował się nimi jak małymi dziećmi, czekającymi
na mleko. Czasami klepał mnie po plecach i pytał, czy musi o wszystko prosić.
Była to jasna wskazówka, że czegoś chce i Sakammagaru, rozumiejąc to,
przynosiła Mu kawę. Kiedy był pięknie ubrany, Jego twarz jaśniała
jak twarz Brahmy, opisywana w Świętych Pismach. Nasze serca zalewały potoki anandy.
Był to wspaniały widok dla każdego i trudno było zdecydować czy jesteśmy w
aszramie, klasztorze czy w świątyni, czy po prostu jesteśmy jedną wielką
rodziną. Nikt nigdy na świecie nie był świadkiem tak wszechogarniającej
szczęśliwości. Tak wyglądały te cudowne dni.
Gurupurnima
Podczas trwania Gurupurnima,
w czasie gdy gościło tutaj kilku przywódców religijnych, zapytaliśmy Swamiego o
to święto. Swami zaczął w ten sposób: Gurur
Brahma Gurur Wisznu Gururdewo
Maheśwara Gurusakszat
Parabrahma Tasmi
Śri Guruwe namaha. Guru jest Brahmą, Guru jest Wisznu, Guru jest Siwą, wszechmocnym Najwyższym Bogiem. Guru jest doprawdy Najwyższym Brahmą. Pozdrowienia dla tego darzącego pomyślnością Guru. „Jeśli Trójca
Święta przewodzi niebiosom, to na Ziemi jedyną osobą wyposażoną w te trzy moce
jest wasz guru. Tak potężny guru może być traktowany na równi z Wszechmocnym. Zwykli
śmiertelnicy niełatwo znajdują takiego Mistrza Joginów. Uczniowie, którzy
szczerze wierzą w guru, powinni posiadać wysoki poziom. Guru może testować
uczniów, ale czy to właściwe, żeby uczniowie testowali guru? Jeśli
zaakceptowali kogoś jako guru, to wszelkiego rodzaju wątpliwości pojawiające
się w umyśle są złe. Porzucenie guru jest jeszcze gorsze, ponieważ prowadzi do „gurudroham”,
oszukiwania guru. Skutki tego mogą być poważne, jak to miało miejsce w przypadku
Karny. Chociaż był bardzo potężny, zginął podczas wojny opisanej w Mahabharacie”. Nie da się opisać
tego, jak wpatrywaliśmy się w Swamiego ani panującej wtedy ciszy. Dzięki naszym
przeszłym zasługom, zebranym podczas niezliczonych wcieleń, dostaliśmy jako
guru wszechmocnego Sai Prabhu. Przywódcy religijni głęboko rozważali Jego
słowa. Jeden z nich wstał, aby zapytać o coś Swamiego. Swami poinformował go: „Moje
dziecko, to nie jest szkolna klasa, żebyś wstawał, a my nie jesteśmy nauczycielami
duchowości i uczniami. Jesteśmy jedną rodziną bez rozróżnień. Największy jest
człowiek z czystym sercem. Siadaj”. Zwykle przywódcy religijni żądają, aby
okazywać im wielki szacunek i oczekują, że uczniowie będą im się za wszystko
kłaniali. Ale tutaj było inaczej i słowa Swamiego sprawiły, że temu człowiekowi
popłynęły łzy z oczu. Zakładał, że ludzie uważają go za przywódcę religijnego,
ale teraz jasno zrozumiał kim jest. Żałował, że tak wysoko szacował swoją
pozycję, chociaż nigdy nie rozmyślał o wartościach duchowych. Był bardzo
szczęśliwy, że uświadomił to sobie i pokłonił się z szacunkiem Swamiemu. Zapewnił,
że będzie podążał drogą dharmy z pokorą i z sercem pełnym poświecenia. Gdy skończył,
Swami roześmiał się, ale nikt nie wiedział z jakiego powodu. Przywódca religijni
zbladł, myśląc, że popełnił błąd. Nie wiedział, że Swami nie lubi, gdy się Go
chwali i wywyższa. Otacza
miłością wszystkich przybyłych, nie dzieląc ich na bardziej i mniej ważnych, na
bogatych i biednych, wysokich i niskich. Jego celem było kierowanie ich na
właściwą drogę, dla dobra ludzkości. Nigdy nie robił niczego dla własnej
chwały. Bala Sai pobłogosławił go i odesłał jako zrealizowanego przywódcę
religijnego. Mam do
czytelników małą prośbę: postawcie się na moim miejscu i dzięki temu cieszcie
się na tych stronach taką samą anandą jak ja. Możecie myśleć, że wiele
figli Swamiego już znacie, ale boskie lile Bala Sai, które oczyściły
wielu wielkich ludzi, z pewnością przyczynią się do waszego urzeczywistnienia. Jeśli
prosimy Go o jedną rzecz, gotów jest dać ich nam dziesięć. Lile młodego
Sai zdarzały się rzadko, ale możemy się nimi rozkoszować dowolną ilość razy.
Nigdy się nie powtórzą, ponieważ minął okres młodości.
Daśara
W Puttaparthi
Daśara była wspaniałym, dziesięciodniowym świętem. Na początku nazywaliśmy ją uragimpu
pandagą, procesją z lektyką, ponieważ nieśliśmy Swamiego w palankinie przez
wioskę. Każdego roku święto to rozrastało się coraz bardziej, ponieważ
zwiększała się liczba wielbicieli. Każdego dnia przygotowywano inny palankin i
Swami codziennie nosił inną szatę. Podczas jednej z takich okazji awanturnicy
postanowili wywołać zamieszki i starsi wielbiciele zostali ostrzeżeni przez
Swamiego, aby zachować czujność. Tamtego dnia Bala Sai wybrał zaledwie kilka
kobiet mających przewodniczyć procesji. Otaczali je szczelnie mężczyźni. Gdy
procesja skierowała się do wioski Puttaparthi, zaczęliśmy śpiewać. Po jakimś
czasie wichrzyciele zaczęli obrzucać nas kamieniami. Kamienie zamieniały się w
kwiaty i upadały u stóp Swamiego, nikogo nie raniąc. Wszystkich zaskoczył ten
niezwykły cud, a rozrabiaków zmęczyło rzucanie kamieniami i wycofali się. Dając
im lekcję, Swami pokazał, że ochrania wielbicieli z miłością, nie posługując
się przy tym siłą. Na każdy z dziesięciu dni przygotowano inną
lektykę, pięknie udekorowaną kwiatami. Każdego dnia Bala Sai udzielał nam
innego darszanu, w zależności od tego, jak była przystrojona. Ostatniego
dnia, wypuszczał drewniane strzały w kierunku drzewa figowego, rosnącego w
wiosce. Strzały, docierając do drzewa, zmieniały się w piękne girlandy. Stojąc
tam i strzelając, naprawdę wyglądał jak jaśniejący blaskiem Pan Rama. Aby to
ujrzeć nie wystarczy jedno wcielenie, a nawet wiele wcieleń! Kobiety kąpały się i zakładały nowe ubrania,
a potem odprawiały kumkum pudżę, wielbienie wyrażane poprzez rozsypywanie
czerwonego, ryżowego proszku. Swami, wyglądający jak Bogini Lakszmi, siadał
przed nimi i na koniec udzielał im łaski padanamaskaru. Ostatniego dnia,
nazywanego Widżejadasami, obdarowywał
je miskami wermiszelu (cienkiego makaronu), ubraniami i bransoletkami, a potem
je błogosławił. Wszystkie szczegóły znajdziecie w pierwszej książce mojej siostry. Podczas świąt nie było końca śpiewom. Wszyscy
w mojej rodzinie dobrze śpiewali, dzięki Jego łasce i wysiłkowi mojej mamy,
Radhammagaru, zmuszającej nas do śpiewania. Jak już wspomniałem, Bala Sai był
ucieleśnieniem Saraswati i kiedy śpiewał, melodia płynęła jak wiecznie tańcząca
rzeka Ganga. Na całe godziny zapominaliśmy o sobie, kiedy wykonywał klasyczne
pieśni z ćitta swaras[5],
wzbogacającymi piękno kompozycji. Śpiewaliśmy pieśni Purandara Daszy[6],
Miry i innych w taki sposób, że we wszystkich oczach lśniły łzy radości. Bala
Sai uczył nas Swoich kompozycji i skłaniał do śpiewania naszych. Aby mieć
pewność, że świat o nich nie zapomni, nagraliśmy niektóre z nich, zwłaszcza te
w wykonaniu Swamiego. Chociaż to bardzo stare melodie, słysząc je, każdy może z
radości tańczyć.
Dawno temu
obchodziliśmy w starym mandirze takie święta jak Śiwaratri, Śankaranti, czy
Dipawali. Może dlatego, że Swami urodził się w miesiącu kartika, ten miesiąc,
zgodnie z kalendarzem hinduskim, traktowany jest przez wielbicieli jako
najpomyślniejszy w roku. W tym miesiącu, przed tysiącami lat, pasterki
odprawiały szczególny rytuał, mający zapobiec utracie Kriszny. W tym okresie do
starego mandiru przybył słynny sanjasin. Był ogromny i czcił z całego serca
Boginię Śakti. Tego wieczoru Swami polecił nam przygotować arathi ze 108
knotów i kamfory. Jak zwykle, nie zdążyliśmy ich zapalić, lecz Swami, unosząc
ręce w geście abhajahasty, zapewniającym boską opiekę i szczęście,
sprawił, że zapłonęły w jednej chwili. Gdy odprawialiśmy wspaniałe arathi,
Bala Sai objawił się sanjasinowi pod postacią boskiego blasku. Pochłonięty
boską wizją, sanjasin rzucił się Swamiemu do stóp, poddając Mu się całkowicie. Nikt
się nie domyślał kiedy, jak i dlaczego Swami dokonywał podobnych cudów! W ten
sposób udowadniał, że jest ucieleśnieniem wszystkich form. Następnego dnia,
gdy sanjasin chciał odejść, poprosił Swamiego o pozwolenie, Swami polecił mu
zostać, mówiąc, że następny dzień będzie jeszcze pomyślniejszy. Wieczorem Bala
Sai kazał nam zgromadzić się na wzgórzu porośniętym drzewami tulsi. Zrywaliśmy tam
mnóstwo liści na uroczystości wielbienia Pana. Czynili to również wieśniacy
dostarczający liście do świątyń. Swami powiedział, abyśmy uważali i w jednej
chwili znalazł się na szczycie wzgórza.
Słoneczny
darszan
Chociaż słońce
już zaszło, Swami oznajmił, że je nam pokaże. Zaczęło się pojawiać kojące, białe
światło, które z każdą chwilą stawało się coraz bardziej czerwone! Gdy otoczył
nas palący skwar, zaczęliśmy prosić Swamiego o pomoc. W jednej chwili zrobiło
się chłodno i wszystko wróciło do normy.
Księżycowy
darszan
Swami na tym nie
poprzestał. Postanowił pokazać nam także księżyc. Pojawiły się srebrne promienie.
Im mocniej błyszczały, tym bardziej rozświetlała się otaczająca nas przestrzeń.
Jednocześnie zrobiło się tak zimno, że czuliśmy się tak jakbyśmy zamarzali. Jak
poprzednio, wezwaliśmy Swamiego i wszystko wróciło do zwykłego stanu.
Darszan
trinetry – trzeciego oka Śiwy
Tym razem Swami
oświadczył, że pokaże nam trzecie oko Śiwy. Ponownie pojawił się łagodny blask
i twarz Bala Sai stała się ogromna. Przypominała olśniewające gwiazdy i przez
kilka chwil z Jego czoła wydobywały się fantastyczne iskry. Gdy się ochłodziło,
znowu zapanowała ciemność. Nie zauważyliśmy, kiedy Swami zszedł na dół i
przyłączył się do nas. Poczuliśmy ulgę, widząc że przyjął Swoją zwykłą postać i
byliśmy szczęśliwi, że nic Mu nie dolega. Wszystko to trwało zaledwie kilka
chwil. Chwiejnie wróciliśmy do mandiru, próbując śpiewać, ale udało nam się
tylko coś wymamrotać. Nie wiedzieliśmy, co się z nami dzieje. Następnego dnia
Swami szepnął coś sanjasinowi do ucha i przypuszczaliśmy, że była to mantra.
Poradził mu również, aby pozostawał w odosobnieniu, medytował i osiągnął
zbawienie. Byliśmy przekonani, że Bala Sai pokaże więcej cudów, ku radości całego
świata. Pewien znany
guru, nazywany swamim Kartiką, przyszedł ze swoimi uczniami zobaczyć naszego
Bala Sai. Pokłonili się Swamiemu z szacunkiem i swami Kartika opowiedział nam
swoją historię. Urodził się w biednej rodzinie i postanowił zostać sadhu.
Ponieważ zachowywał milczenie w ciągu całego miesiąca kartika i odprawiał w tym
okresie liczne pudże, jego uczniowie zaczęli nazywać go swamim Kartika. Po
jakimś czasie założył aszram i utrzymywał się z tego, co dostarczali mu ludzie.
Przyszedł zobaczyć Bala Sai, ponieważ dużo o Nim słyszał. Nasz Mistrz czytał w
ludzkich umysłach i kiedy to było konieczne, aplikował im odpowiednią terapię.
Po trzech dniach, podczas modlitwy, guru ujrzał Swamiego pod postacią dżjoti,
boskiego światła. Stanął jak posąg ze złożonymi dłońmi i zdawał się unosić w
błogości. Po jakimś czasie upadł Swamiemu do stóp i zawołał, że bijący od formy
Bala Sai blask przypomina łagodne promienie słońca. Swami po prostu się
uśmiechnął, jakby o niczym nie wiedział. Zanim sanjasin odjechał, Swami, jak
się wydawało, udzielił mu kilku wskazówek odnośnie prowadzenia aszramu i znaczenia
wewnętrznych przemian. Człowiek ten opuścił stary mandir znacznie mądrzejszy. Swami doskonale
wiedział jak traktować każdego, a ludzie którzy mu się podporządkowali
otrzymywali od Niego wszystko co najlepsze. Ludzie dumni musieli długo czekać,
aż wypali się ich ego, aby potem otrzymać to, co mieli otrzymać. Chociaż Bala
Sai był bardzo młody, nie istniało nic, o czym by nie wiedział. Nowoprzybyłym
trudno było uświadomić sobie, że jest Wszechmocnym Bogiem, stwórcą
wszechświata. Z powodu maji, iluzji, wielu z nich pozostało w niewiedzy,
chociaż patrzyli na Niego własnymi oczami.
Królewska
rodzina z Mysore
W tamtych czasach odwiedzała Puttaparthi
rodzina maharadży z Mysore. Matkę maharadży nazywano Radżamathą, królewską
matką. Zanim przyjechali, poprosili o zgodę Swamiego. Przed wizytą postawiono
dla nich namioty. Nigdy przedtem nie widzieliśmy takich. Miały w środku wszelkie
udogodnienia i dużo prywatnej przestrzeni, niewidzialnej dla publiczności, jak
w pałacowych komnatach. Przyjechali z własnymi kucharzami i pomocnikami, którzy
również mieszkali w namiotach. Rodzina maharadży była bardzo oddana Bogu, a ich
bóstwem rodzinnym była wojownicza forma Śakti, Chamundeshwari (Durga). Obowiązywały
ich codzienne rytuały. Odprawiali także pada pudżę, polegającą na
obmywaniu różaną wodą stóp Swamiego. Swami, oczarowany oddaniem Radżamathy,
ofiarował jej boską wizję Chamundeshwari. Przebywali przez kilka dni i wyjechali
za zgodą Bala Sai.
Rosnąca
girlanda
Królewska rodzina
z Mysore przysyłała na święta mnóstwo kwiatów. Pewnego razu otrzymaliśmy ich
tyle, że wyglądały jak mały pagórek. Wielbiciele zaczęli robić z nich girlandy.
Swami również był biegły w tej sztuce. Siedział z nami i splatał różnego
rodzaju stroiki. Wciągnął w tę pracę również mężczyzn. Chociaż pracowaliśmy do
późnej nocy, to połowa kwiatów pozostała niewykorzystana. Zastanawialiśmy się,
co Swami z nimi zrobi, jak również z wykonanymi przez nas girlandami. Zadowolony
z naszej pracy, polecił zwinąć girlandy w okrągłe kule. Kiedy to robiliśmy,
zaczęły się wydłużać jak ogon Hanumana. Zdziwiliśmy się widząc, że pagórek luźnych
kwiatów staje się coraz mniejszy i łączy się z girlandami zwiniętymi w kule.
Ostatecznie wykorzystane zostały wszystkie kwiaty. Jeśli Pan Kriszna uratował
Draupadi przed wstydem – gdy zrywano z niej ubranie – sprawiając, że sari coraz
bardziej się wydłużało, to cóż to było dla naszego Sai Kriszny? Jeśli psotny
Kriszna uratował Sakkubai, przez zmielenie w ciągu nocy sterty ryżu na mąkę, to
teraz, gdy był Bala Kriszną, nic nie mogło Mu sprawić trudności. Był to kolejny
cud ujawniający Jego potęgę i otwierający nam oczy. [1]Pandita – sanskrycki
tytuł nadawany erudytom hinduistycznym, jak również indyjskim profesjonalistom
w jakiejkolwiek dziedzinie teoretycznej. Tala –
zasadniczy motyw rytmiczny w klasycznej muzyce indyjskiej, nadający utworowi
strukturę. [3]Manasarowar –
słodkowodne jezioro w pobliżu góry Kailash w Tybetańskin regionie Autonomicznym
w Chinach. [4]Mohini – kobieca postać,
którą przyjął Wisznu, aby odzyskać amritę – eliksir nieśmiertelności –
skradziony przez demony. [5]Ćitta swaras to rząd szybko po sobie następujących tonów w danej skali muzycznej.
Zazwyczaj wykorzystują je wykonawcy, nie kompozytorzy, ponieważ w indyjskiej
muzyce klasycznej ważny jest aspekt improwizacji. [6] Purandara Dasa (1484-1564) – wielki wielbiciel
Wisznu i Kriszny, filozof i święty, kompozytor i pieśniarz, ojciec indyjskiej
muzyki klasycznej (karnatackiej), uważany za wcielenie mędrca Narady. [7] Kartika – siódmy/ósmy miesiąc w kalendarzu indyjskim,
odpowiadający październikowi/listopadowi w kalendarzu gregoriańskim. Rozpoczyna
się w chwili, gdy słońce wchodzi w znak Skorpiona.