Siedziba szczęśliwości

Bezgraniczna łaska Sai w Orisie[1]

    Boskie współczucie Bhagawana Śri Sathya Sai Baby spieszy z pomocą zrujnowanemu życiu w stanie Orisa, położonemu na wschodzie Indii. W trzecim tygodniu września 2008 r. niszczycielska powódź zrujnowała tam egzystencję niemal 2,5 mln ludzi. Miłość Sai nie tylko natychmiast dostarczyła im konieczną żywność, ubrania i leki, lecz również ukoiła ich ból przez zbudowanie dla nich solidnych domów, co napełniło ich taką radością i spokojem, jakiej nigdy przedtem nie doświadczali.
Koszmar nieprzeniknionej nocy
 „Wzburzone wody sunęły z ogromną prędkością. Uciekaliśmy, zostawiając wszystko. Nie mieliśmy wyboru. Nie zdołaliśmy niczego ze sobą zabrać. Woda była wszędzie! Pływaliśmy z wysiłkiem w skłębionych falach i jakimś cudem udało nam się dotrzeć do wyżej położonych terenów. Ocaliliśmy życie, ale prąd porwał nasze zwierzęta. Gdy po tygodniu wróciliśmy do wioski, po naszym domu nie pozostał nawet ślad. Na jego miejscu znajdowało się teraz bajoro wypełnione błotem i rumowisko”.
Pani Tara Jena, mieszkanka wioski Nadiabarai 
w okręgu Kendrapada w stanie Orisa

   „Była druga nad ranem, kiedy brzeg rzeki przed naszym domem po prostu się zapadł! Wyobraźcie sobie blisko dwumetrową falę pędzącą w waszą stronę z oszałamiającą prędkością w samym środku nocy… Ogarnęła nas panika! Biegliśmy, żeby uratować życie. Nie zdążyliśmy niczego zabrać poza ubraniami, które mieliśmy na sobie. Wróciliśmy tam po trzech czy czterech dniach, kiedy woda opadła. To, co ujrzeliśmy złamało nam serce. W miejscu, gdzie dawniej stał nasz dom, znajdował się głęboki dół wyżłobiony przez wodę! Nie odnaleźliśmy nawet jednego kija bambusowego z naszej pokrytej strzechą chaty”.

~Pan Pramod Kumar Jena, farmer, 
wieś Samsara, okręg Kendrapada w stanie Orisa

Lęk przed śmiercią w wodzie pobudza instynkt przetrwania

   „Siedemnastego września poziom wody był wysoki, ale rzeka mieściła się w korycie. Jednak następnego dnia sytuacja zaczęła wyglądać groźnie. Umocniliśmy brzeg workami z piaskiem i ziemią. Jednocześnie obawialiśmy się najgorszego i dlatego przenieśliśmy nasze zwierzęta na wyższe tereny. Osiemnastego września nieustannie sprawdzaliśmy zabezpieczenia. Ku naszemu przerażeniu odkryliśmy, że w jednym miejscu woda powoli podmywa umocnienia. Pozostało nam wtedy zaledwie 8-10 worków z piaskiem, a to było za mało. O 5:10 następnego ranka rozpętało się piekło”.
 „Zebraliśmy rodziny i zaczęliśmy biec, dopóki nie znaleźliśmy murowanego budynku. Dostaliśmy się na jego dach i przebywaliśmy na nim przez cztery kolejne dni. Nie potrafię opisać udręki, przez jaką przeszliśmy… Mieliśmy ze sobą zaledwie kilka kanapek, wyniesionych podczas ucieczki. Na wszystko inne było już za późno”.
„Najtrudniej było mi znieść cierpienia dzieci. Byłam bezradna. Nie mogłam zaspokoić głodu dwóch córek i syna, którzy ciężko zachorowali. Dniem i nocą wołałam do Boga, żeby zachował je przy życiu dopóki nie opadnie woda. Przetrwali tylko dzięki Jego miłosierdziu. To moje jedyne pocieszenie, chociaż straciliśmy dosłownie wszystko – dom, ryż, ubrania, przybory kuchenne…”.
Pani Pushpalata Behera, mieszkanka wioski Manibad,
w okręgu Cuttack w Orisie.

Gwałtowna powódź wyrywała i niszczyła wszystko na swej drodze

    Nadbrzeżne okręgi Puri, Cuttack, Kendrapada i Dżagatsinghpur we wschodnioindyjskim stanie Orisa obfitują w podobnie przerażające opowieści.

    Każda z nich jest wystarczająco smutna, żeby wprowadzić słuchaczy w stan odrętwienia, wywołany wielkością tragedii spowodowanej przez dewastującą powódź, która w swojej furii porywała mężczyzn, kobiety, dzieci, bydło, domy, zasiewy, drzewa i drogi…

  Gdy pracownicy redakcji programu „Z serca do serca”, nadawanego przez Radio Sai, słuchali uważnie jednej z takich historii w wiosce Billipada w okręgu Puri, z walącej się glinianej chaty wyszła osłabiona, niepełnosprawna kobieta, prawdopodobnie po siedemdziesiątce, poruszająca się z trudem przy pomocy laski. Posuwając się w naszą stronę powiedziała: „Widzicie w jakim jestem żałosnym stanie. Nie mogę normalnie chodzić, nie mówiąc już o bieganiu. Gdy powódź wdarła się do naszej wioski, ktoś na motocyklu dosłownie schwycił mnie pod pachy i wywiózł w bezpieczne miejsce. Przetrwałam te wszystkie straszne dni dzięki zebranej przez moje dzieci żywności i innym rzeczom niosącym osłodę w nieszczęściu… Mieszkam tutaj od czasu rządów brytyjskich, ale nigdy tak bardzo nie cierpiałam”.

Szlak zniszczenia był zbyt wielki, żeby z nim sobie poradzić

  Nieszczęście, jakie w trzecim tygodniu września 2008 r. dotknęło Orisę – będącą jednym z najbardziej rozwiniętych stanów w Indiach – okazało się straszliwą katastrofą. I chociaż najbardziej zniszczone obszary znajdowały się w czterech nadbrzeżnych okręgach – w Kendrapadzie, Dżagatsinghpurze, Cuttack i Puri – to połowa jego terenów została zdewastowana. Szacuje się, że od 2 do 2,4 mln ludzi zostało odciętych od świata przez rozszalałą wodę. Rząd stanowy szacuje straty na 24 biliony rupii, to znaczy 48 mln dolarów. Zniszczeniu uległo ponad 400 000 ha pól ryżowych, na obszarach, gdzie życie 70% ludności zależy od rolnictwa. Co najmniej 2500 wiosek pokryła całkowicie woda. Na szczęście zginęło mniej niż 50 osób, dzięki wczesnemu ostrzeżeniu, które sprawiło że dziesiątki tysięcy mieszkańców uciekło na wyższe tereny lub dotarło do szos państwowych. Premier rządu stanowego wezwał rząd centralny, aby uznał tę tragedię za katastrofę narodową i poprosił o pomoc w postaci 150 bln rupii (300 mln dolarów), które mogłyby umożliwić podjęcie akcji ratowniczych i niesienia pomocy materialnej. I chociaż powodzie w Orisie nie były niczym nowym, to wielkość obecnego nieszczęścia oszołomiła wszystkich, nie wyłączając nawet Departamentu Pomocy i Zarządzania Kryzysowego. Źródłem kataklizmu był cyklon w Zatoce Bengalskiej, który doprowadził do ulewnych deszczy we wschodniej części Orisy. W rezultacie poziom Mahanadi, największej rzeki w tym stanie, wzrósł niewyobrażalnie, doprowadzając do przerwania nasypów w co najmniej 60 miejscach. I nie chodzi tylko o Mahanadi. Wiele jej dopływów, takich jak Ćitrotpala, Dewi, Luna, czy Kathadżodi, zalało bezlitośnie setki wiosek leżących wzdłuż ich biegów.

Dotknięte nieszczęściem wioski zdane na łaskę człowieka i natury

    Kolejną budzącą obawy konsekwencją ulewnych deszczy było wypełnienie po brzegi największego w stanie zbiornika retencyjnego, znajdującego się w Hirakud. Maksymalny poziom wody w zaporze wynosi około 192 metry, ale kiedy woda osiąga poziom powyżej 191 metry, urzędnikom nie pozostaje nic innego jak tylko otworzyć tamę. Otwarto więc 46 z 64 śluz i do nadmorskich dzielnic wpłynęło ponad 693.000 litrów wody. Ten nieuregulowany i wzburzony strumień niewątpliwie wywołał wielkie spustoszenie. W tym sensie nieszczęście zostało wywołane przez człowieka, nawet jeśli jego źródłem była furia natury.
   Rząd natychmiast podjął odpowiednie kroki i ewakuował tysiące osób. Wysłał dwa helikoptery, które lokalizowały i ratowały opuszczonych ludzi. Inne dostarczały im żywność, ubrania i rzeczy ratujące życie. Mimo to część operacji była niewystarczająca i w dużej mierze chybiona.
„Helikoptery zrzucały żywność i inne artykuły, ale wiele worków wpadało do wody. I kiedy udawało nam się któryś z nich znaleźć, byliśmy tak bardzo zdesperowani, że walczyliśmy o jego zawartość”, mówi kobieta z Dżarkoty w okręgu Cuttack.
   Gdy w wiosce Billipada w okręgu Puri przechodziliśmy obok zniszczonych glinianych domów, powyrywanych drzew, wielkich dziur w ziemi, nagich i niedożywionych dzieci, zbłąkanego i wychudzonego bydła, przygnębionych kobiet zbierających siano i drewno na opał oraz gotujących coś na ogniskach, niespodziewanie spotkaliśmy uśmiechniętą niewiastę. Musiała mieć około siedemdziesiątki, jeśli nie więcej. Wzbudziła nasze zaciekawienie, którego nie udało nam się ukryć. Podeszliśmy do niej, mówiąc: „Matko, ucieszył nas twój uśmiech. Co sprawia ci taką radość?”.

Kiedy wszystko zawodzi, Sai daje nam nadzieję

   Uśmiech rozjaśnił całą jej twarz. Odrzekła: „Od dnia, w którym Sai Baba wkroczył w nasze życie, jesteśmy bardzo szczęśliwi. Nie wyobrażacie sobie przez jaki przeszliśmy ból i nieszczęścia”. Spochmurniała. Wzięła na ręce wnuczka i tuląc go opowiadała dalej. „Nie wiem jak to przeżyliśmy. Przez osiem długich dni przebywaliśmy na dachu najwyższego domu, siedząc na kawałku folii. Nie tylko straciliśmy dosłownie wszystko, ale praktycznie nie mieliśmy nic do jedzenia. Trwało to do chwili, gdy znaleźli nas „ludzie Sai Baby”. Widząc w jakim jesteśmy stanie, ofiarowali nam natychmiast gotowany ryż, dal, suchary, suszone płatki ryżu, pitną wodę, mleko w proszku, leki i ubrania. Byliśmy okropnie chorzy. Od osiemnastu lat leczę się na astmę, a podczas powodzi byłam przez trzy dni głodna. I to jeszcze nie wszystko. „Ludzie Sai” wracali do nas kilka razy i przynosili nam maty, koce, ciepłe ubrania i plandeki. Zbudowaliśmy sobie schronienie z grubych polietylenowych płacht. Moi synowie każdego dnia wyruszają do pracy, żeby zarobić trochę pieniędzy.

Młodzież Sai wkracza do akcji

   To był pierwszy krok uczyniony przez młodzież Sai w Orisie, podjęty zaraz potem jak dotarły do nich wiadomości o tej wielkiej tragedii. Wspomina pan Narajan Sar, współkoordynator młodzieży w Organizacji Służebnej Śri Sathya Sai w Orisie: „Kiedy usłyszeliśmy tę przygnębiającą informację, byliśmy zaangażowani w prace stanowej konferencji w Bhubaneśwarze. Bez zwłoki spakowaliśmy całą żywność przygotowaną dla uczestników spotkania i ruszyliśmy na motocyklach w kierunku obszarów dotkniętych klęską. Dotarcie tam było prawdziwym wyzwaniem, ponieważ stały się one całkowicie niedostępne. Poziom wody przekraczał na ogół 2 m i nasza młodzież nie miała innego wyjścia jak tylko płynąć z prądem, starając się nie zamoczyć paczek z jedzeniem”.

Młodzież Sai zakłada centrum zarządzania kryzysem, żeby skutecznie nieść pomoc

    Ogromnie zmotywowana młodzież Sai natychmiast powołała zespół zadaniowy i pracowała bez przerwy 24 godz. na dobę przez dziesięć dni, żeby uratować życie tysiącom ludzi. „Wyruszaliśmy wczesnym rankiem niosąc paczki „gotowych potraw” przygotowywanych nocą przez nasze siostry w Sai i udawaliśmy się na wewnętrzne, odizolowane tereny, do których nie docierała pomoc rządowa ani humanitarna”, wspomina pan Akshay, młody i entuzjastyczny działacz ruchu Sai. „W wielu wypadkach, poza rozdawaniem żywności i ubrań, ratowaliśmy także życie istot porwanych prądem wody. Wychodząc rano nie byliśmy pewni czy wrócimy, ponieważ była to za każdym razem bardzo niebezpieczna eskapada. Przetrwaliśmy na sucharach i jabłkach. Nie byliśmy w stanie myśleć o sobie, widząc tysiące tak strasznie cierpiących ludzi. Wracaliśmy zwykle około 21:00. Nie mieliśmy jednak czasu na odpoczynek, ponieważ trzeba było ustalić plan na następny dzień, zorganizować dostarczanie rzeczy i przedyskutować logistykę operacji”.

Prawdziwą służbą jest bezinteresowna miłość przekazywana z całego serca

   Chociaż kontyngent młodzieży składający się z około 300 ochotników miał na głowie mnóstwo spraw, nigdy nie stracił z oczu głównej i najważniejszej zasady dotyczącej traktowania odbiorców pomocy. Kierując się osobistym przykładem Bhagawana, służyli wszystkim w duchu najwyższego szacunku i miłości. Przywozili nowe ubrania dla mężczyzn, kobiet i dzieci oraz przekazywali im paczki z jedzeniem, dzięki którym każda obdarowana osoba mogła przeżyć 15 dni.
   Jeśli docieranie do opuszczonych wieśniaków stanowiło wyzwanie, to równie uciążliwe okazało się zdobywanie surowców koniecznych do przygotowania paczek żywnościowych. „Gdy ogłoszono klęskę żywiołową, bardzo trudno było cokolwiek dostać”, dzieli się z nami uwagami Akshay. „Musieliśmy udać się bezpośrednio do właścicieli fabryk i producentów artykułów spożywczych. Pomagała nam w tym niewidzialna ręka Boga. Kiedy zjawiliśmy się w kilku dużych piekarniach, szukając chleba dla ofiar powodzi, ich właściciele przerwali zwykłą produkcję i skierowali cały swój wysiłek na spełnienie naszych oczekiwań. Tak gromadziliśmy potrzebne artykuły. Nie wiedzieliśmy wtedy, że dzięki łasce Sai będziemy wkrótce otrzymywać całe ciężarówki potrzebnych rzeczy”.

Pomoc humanitarna płynąca od Indyjskiej Organizacji Sai obsypała darami młodzież Sai w Orisie

    Dokładnie tak. Do Bhubaneśwaru dotarły dary warte 15 mln rupii (300.000 dolarów) – leki, ubrania, koce, płachty z polietylenu i inne ważne produkty, wysyłane z wielu indyjskich stanów: z Zachodniego Bengalu, Harjany, Pendżabu, Uttar Pradesh, Madhja Pradesh itd. Ogromna pomoc humanitarna była spontanicznym przekazem miłości stanowych oddziałów Organizacji Służebnej Śri Sathya Sai i odpowiedzią na wezwanie jej przewodniczącego, pana W. Śriniwasana, proszącego o wzbogacenie niesionej pomocy duchem bezinteresownej miłości. Mając dostęp do zasobów, w znacznym stopniu doskonale przemyślanych, młodzież z Orisy mogła skoncentrować całą swoją energię na pakowaniu i właściwym rozdzielaniu kompleksowych zestawów pomocy ludziom najbardziej potrzebującym oraz osobom pozostawionym na łasce losu na najdalej leżących obszarach. „To było bardzo satysfakcjonujące doświadczenie, ponieważ tuż przez nastaniem zimy dostarczyliśmy im żywność i wełniane ubrania. Jednocześnie, z innych względów, było to ogromnie poruszające i wstrząsające przeżycie”. Zastanawiając się nad tym pan Narajana Sar powiedział: „Pozwólcie mi przytoczyć jeden przykład. W pewnej wiosce, zanim dotarliśmy tam z pomocą humanitarną, wyselekcjonowaliśmy najbardziej poszkodowane rodziny i daliśmy im identyfikatory. Mieliśmy ich jednak tylko 1000. Zostało więc kilka osób, które ich nie otrzymały. Ludzie ci rozpłakali się, ale nie dlatego, że nie dostaną paczek, lecz dlatego, że czuli się do tego stopnia godni pożałowania, że nawet Baba nie chciał ich pobłogosławić! Ta myśl przyczyniała im więcej bólu niż trauma powodzi. Na widok ich wielkiej miłości do Bhagawana, my także mieliśmy łzy w oczach. To było dla nas objawienie. Przyrzekliśmy im, że wrócimy z większą ilością paczek i rzeczywiście odwiedzaliśmy tę wioskę wielokrotnie, nie tylko dostarczając tam żywność i ubrania – sprawdziliśmy także stan zdrowia jej mieszkańców, urządziliśmy obóz weterynaryjny, oczyściliśmy otoczenie i słuchaliśmy ich z braterską miłością, kiedy opowiadali nam o swoich problemach. Postępowaliśmy tak w wielu miejscach”.

Operacja humanitarna Sai dostarczyła najpotrzebniejszych rzeczy, wzbudzając nadzieję i wiarę

   Tak więc wysiłek niesienia pomocy został podjęty z wielką energią natychmiast po wystąpieniu powodzi, a później rozszerzył się o działania na rzecz rozwoju wsi. Na początku października 2008r. dwudziestu członków pierwotnego zespołu odwiedziło Prasanthi Nilayam. Pan Najwyższego Miłosierdzia i Współczucia uważnie przejrzał przyniesione przez nich zdjęcia i pobłogosławił ich za bezinteresowną pracę.
   Gdy akcja niesienia pomocy wciąż trwała, Pan na wiele sposobów wpływał na życie biednych wieśniaków. Pani Puśpalata Behera, której woda porwała wszystko, była początkowo ogromnie przygnębiona, ale kiedy rozmawialiśmy z nią w pierwszym tygodniu lutego 2009 r., powiedziała z ufnością: „Od dnia, w którym zaczęliśmy rozmyślać o Sai Babie i modlić się do Niego, nasze problemy kolejno się rozwiązywały. Jedynie dzięki łasce Swamiego mój mąż wciąż żyje i może pracować. Po powodzi chorował na ostrą biegunkę. W jakiś sposób udało nam się umieścić go w szpitalu, gdzie był monitorowany przez 8 dni. Jego stan jednak się nie poprawiał. Wydawało mi się, że to ostatnie dni jego życia. Nie zniosłabym tej kolejnej tragedii. Mogłam się tylko modlić, no bo cóż innego mi pozostało? Udałam się do świątyni Sai Baby i otworzyłam przed Nim serce: ‘Jeśli rzeczywiście jesteś Bogiem, to proszę, uratuj mojego męża’. Następnego dnia mąż poczuł się o wiele lepiej, a dzień później był już w domu w bardzo dobrej formie”. Pan Riśi Malik, kolejny ubogi, stary, ubłocony i wychudzony farmer, powiedział: „Jedynie ‘ludzie Sai Baby’ traktowali nas jak ludzkie istoty. Pomijając już, że dawali nam wszystko, co było nam niezbędne do życia, to jeszcze naprawdę się o nas troszczyli. I chociaż wciąż bardzo trudno nam żyć, ponieważ zarabiam 50 rupii dziennie (1 dolara) i opiekuję się piątką dzieci, mając tylko dwie ściany domu, dajemy sobie radę jedynie dzięki błogosławieństwu Baby”.
 Niewątpliwie, strapieni wieśniacy przeszli przez najtrudniejszy okres w swoim życiu. Mimo to ich miłość do Bhagawana stała się mocniejsza i stabilniejsza. Wciąż nie mają domów, stałych dochodów ani zapasów produktów rolnych, ale z pewnością posiadają wiarę w modlitwę. Pomimo dramatycznych okoliczności ufają Panu i wierzą, że pospieszył im z pomocą. Rzeczywiście to zrobił! Wszedł chwalebnie w ich życie! W drugiej części tego sprawozdania zamieścimy fascynującą opowieść o tym, jak miłość Sai wniknęła do serc i dusz znajdujących się w opresji lecz oddanych wieśniaków i odbudowała ich życie w sposób jakiego wcześniej sobie nie wyobrażali. Życie stało się dla nich teraz niebem nadziei i podróżą miłości.
   Kiedy Organizacja Sai ze stanu Orisy pracowała na pełnych obrotach dostarczając pomoc humanitarną i niosące pociechę słowa tym, którzy stracili ostatnią nadzieję na odbudowanie swojego życia, ich modlitwy dotarły do Bhagawana Śri Sathya Sai Baby, potęgi współczucia i troski. Gdy siódmego października 2008 r. obchody święta Daśary w Puttaparthi osiągnęły kulminację, Bhagawan Baba niespodziewanie polecił panu W. Śriniwasanowi, przewodniczącemu Organizacji Służebnej Śri Sathya Sai, aby ogłosił zebranym w świątyni wielbicielom, że to On zainicjował projekt niesienia pomocy i odbudowy po powodzi w Orisie.
  Kierując nami za pośrednictwem własnego przykładu, Sai pokazuje, że prawdziwa miłość wymaga poświęcenia.
  W odpowiedzi na ogłuszający aplauz, wyraźnie poruszony pan W. Śriniwasan mówił o miłości Bhagawana do ludzi ubogich, cierpiących i załamanych: „Siedem okręgów w Orisie jest całkowicie zalanych. Serce Bhagawana jest z nimi. Bhagawan codziennie myśli o nich z troską. Postanowił natychmiast wyasygnować dwa miliony dolarów na wybudowanie dla nich nowych domów. Nie będą to domy tymczasowe, lecz mocne i trwałe o solidnej konstrukcji betonowej. I nie chodzi tu tylko o domy mieszkalne, ale również o szkoły i inne potrzebne obiekty”. A potem pan Śriniwasan przekazał jeszcze jeden komunikat od Swamiego: „Swami sprzeda budynek stojący na wzgórzu w Kodaikanal oraz Lotnisko Śri Sathya Sai w Puttaparthi, a uzyskane w ten sposób pieniądze przeznaczy na działalność służebną”.

Sai powołuje kompetentny zespół, mający ocenić wielkość zniszczeń oraz przygotować plan działania

  Gdy przewodniczący Indyjskiej Organizacji Służebnej Śri Sathya Sai opowiadał o tragicznych warunkach panujących w nadbrzeżnych okręgach Orisy, które odwiedził osobiście, współczujący Pan był głęboko poruszony. Łagodne serce Sai nie mogło znieść cierpienia Jego dzieci. Gdy mówca przemawiał dalej, Swami ponownie wezwał pana Śrinivasana i wydał kolejne polecenie: „Natychmiast po zakończeniu Widżajadaśami[2], ty, pan Kondal Rao z rządu Andhra Pradesh i pan Ramakriszna, były wiceprezes firmy Larsen & Toubro, wyjedziecie do Orisy i opracujecie plany umożliwiające wybudowanie w ciągu dwóch miesięcy domów dla tych ludzi”. 
Oto jak zatroskany i gorliwy Pan starał się załagodzić trudną sytuację wieśniaków w Orisie. Wskutek Jego boskiego rozkazu, wybitny zespół powołany do oceny sytuacji wyjechał tam natychmiast po zakończeniu święta i zbadał cztery najbardziej dotknięte okręgi tego stanu, to znaczy Cuttack, Puri, Kendrapadę i Dżagatsinghpur. Kiedy wydelegowane osoby złożyły Swamiemu sprawozdanie o skali zniszczeń i przybliżony kosztorys domów, które trzeba będzie wybudować, Swami wysłał ich tam jeszcze raz trzeciego listopada.
   Tym razem mieli się spotkać z przedstawicielami stanowego rządu w Orisie i przedyskutować szczegóły konstrukcji domów, omówić zasady prawne umożliwiające pozyskanie ziemi dla określonych beneficjentów i opracować stronę finansową i logistyczną projektu. W ramach tej drugiej wizyty Swami włączył do zespołu pana C. Prusty, inżyniera budownictwa, mieszkającego w aśramie i pełniącego od ośmiu lat służbę w Centralnym Truście Śri Sathya Sai w Prasanthi Nilayam.

Rząd w Orisie wita z zadowoleniem inicjatywę Sai i oferuje pełną współpracę

  Podsumowując spotkanie z przedstawicielami stanowego rządu w Orisie, pan Prusty powiedział: „Zaprezentowaliśmy rządowi lokalizację i listę domów, które Swami chciałby wybudować. Prosiliśmy, żeby współpracowali z nami, kiedy wystąpimy o pozwolenie na budowę domów, urządzeń doprowadzających wodę, dróg dojazdowych do zdewastowanych wiosek oraz innych udogodnień socjalnych. Sekretarz generalny stanu zgodził się na nasze propozycje i natychmiast wydał podwładnym polecenie, żeby podjęli odpowiednie kroki na wszystkich szczeblach”. Gdy druga podróż zakończyła się pozytywnym rozwiązaniem problemów, Swami postanowił jak najszybciej rozpocząć właściwe prace. Następnego dnia po Swoich 83 urodzinach, czyli 24 listopada, wydelegował tam pana C. Prusty.
 V. Srinivasan,  Kondal Rao i Mr. A. Ramakrishna w czasie oceny zniszczeń w Orisie 
V. Srinivasan odwiedza każdy zakątek wszystkich wsi, by ocenic zniszczenia
Plany architektoniczne domów
Ajit Kumar Tripathy, Sektrtarz Generalny Stanu Orisa, podaczas ceremonii wbudowania kamienia węgielnego

Sekretarz generalny stanu chwali projekt Sai

   Pan Prusty dotarł do Orisy 26 listopada, a trzydziestego pan Adżit Kumar Tripathy, sekretarz generalny w Orisie, wziął udział w pierwszej ceremonii wbudowania kamienia węgielnego. Był na niej najważniejszym gościem honorowym.
Przemawiając tamtego ranka w wiosce Nadiabarai w okręgu Kendrapada, powiedział: „Jestem ogromnie wdzięczny Swamiemu, że pozwolił mi wziąć udział w tym projekcie. Przeważnie jestem bardzo zajęty i jest mi niezwykle trudno wygospodarować czas na udział w uroczystościach, w tej jednak chciałem uczestniczyć. Cieszę się, że tutaj jestem. Zwykle trzymam się z daleka od wszelkich publicznych wystąpień związanych z projektami rządowymi. Wolę, żeby honory pełnili wówczas politycy. Ale ten projekt jest zupełnie inny. Swami gorąco pragnie wam pomóc. Drodzy mieszkańcy wsi, macie ogromne szczęście, bo otrzymaliście wielkie błogosławieństwo od Boga. Odłóżcie na bok wszelkie mogące istnieć między wami nieporozumienia i całym sercem współpracujcie z inżynierami i wykonawcami tego przedsięwzięcia”.

Misja Swamiego ratuje ludzi i przekazuje przesłanie jedności

    Pan Adżit Kumar wskazał rozmaite trudności jakie mogą się pojawić podczas realizacji projektu i zasugerował w jaki sposób je rozwiązywać. Poprosił wieśniaków, żeby się zjednoczyli oraz zacytował słowa Swamiego: „Jest tylko jedna kasta, kasta ludzkości. Jest tylko jedna religia, religia miłości. Jest tylko jeden język, język serca. Jest tylko jeden Bóg i jest On wszechobecny. Pan przebywa tak samo w Puttaparthi jak w Puri, podobnie jak w każdym z nas. Pracujmy dla Niego”.
  Po tym przykuwającym uwagę wystąpieniu mieszkańcy otrzymali żywność i koce. Od tego momentu projekt ruszył ostro do przodu. Zaledwie w cztery dni później odprawiono kolejną ceremonię symbolicznego wbicia łopaty, tym razem w Manibadzie w okręgu Cuttack. Wkrótce budowa domów ruszyła pełną parą w dwóch kolejnych wioskach okręgu Kendrapada, w Pencie i w Samsarze, a po nich w Billipadzie w okręgu Puri. W ciągu piętnastu dni pracowano jednocześnie w pięciu miejscowościach, a pod koniec pierwszych trzydziestu dni ich liczba wzrosła do 12.

Projekt stawia wyjątkowe wyzwania, nie do pokonania bez woli Swamiego

   Firmą budowlaną zaangażowaną w ten projekt była M.S. Ramarao. Kiedy zapytaliśmy jej dyrektora pana Śridharem, co w tym projekcie uważa za wyjątkowe, powiedział: „Z konstrukcyjnego punktu widzenia największym wyzwaniem jest jego niepowtarzalność. Budujemy domy dla ludzi, którzy nigdy w życiu nawet nie marzyli o posiadaniu trwałych siedzib, a jednak powstają one na ich oczach i na ich własnej ziemi. To wspaniałe uczucie. Z drugiej strony place budowy są bardzo od siebie oddalone. Wybudowanie 5000 domów na jednej wyznaczonej powierzchni, posiadającej łatwy dostęp do surowców i dobrych dróg, stanowi mniejszy problem niż wybudowanie 500 domów rozrzuconych w ponad dwunastu niewielkich, odizolowanych obszarach, pozbawionych wszelkiej łączności. Na przykład odległość pomiędzy pierwszym i drugim placem budowy wynosi 200 km! Podobnie dzieje się w pozostałych dwunastu miejscowościach. Monitorowanie wszystkich jednocześnie i przestrzeganie ścisłego harmonogramu nie jest łatwe. Wielkim sprawdzianem dla nas są także duże odległości pomiędzy domami w jednej wiosce, sięgające czasami setek metrów. Biorąc pod uwagę fakt, że te obszary są słabo rozwinięte wszystko staje się wyzwaniem, począwszy od znalezienia odpowiednich robotników, poprzez zdobywanie surowców i pozyskiwanie doświadczonych inżynierów, aż po przyspieszanie prac. Bardzo różnicującym czynnikiem, z jakim nigdy przedtem nie mieliśmy do czynienia, jest sama wielkość, zasięg i lokalizacja projektu. Najbardziej zadziwiającą rzeczą w tym przedsięwzięciu jest to, że mimo wszystko posuwamy się naprzód. Wciąż trudno mi w to uwierzyć. Na przykład czwartego grudnia odprawiliśmy w dwóch wioskach – w Manibadzie i Dżarkocie – bhoomi pudżę, a zaraz potem mieliśmy wziąć się za budowanie. Przedtem jednak musieliśmy dokończyć prace kreślarskie. Rozrysowanie planu jednego domu zajmowało nam cały dzień, a domów było 51, co oznaczało dwa miesiące pracy. Tkwiliśmy w miejscu. Nie dotarły do nas żadne surowce, ani cegły z czerwonej gliny ani cegły z lotnego popiołu. Miałem piętnastu ludzi pracujących w tym miejscu i kiedy pan C. Prusty zapytał, jakie poczyniliśmy postępy, powiedziałem z przekonaniem, że oczekujemy na większą ilość robotników. Nie miałem pojęcia, skąd mieliby się wziąć. Dzisiaj pracuje tutaj 65 osób i projekt dobiega końca. Jestem pewien, że ktoś pracuje za kulisami, aby wszystko potoczyło się szczęśliwie”.

Projekt Sai odznacza się wysoką jakością i krótkimi terminami

„Co było najważniejsze w tym projekcie?”, zapytaliśmy go ponownie.
„Nasza motywacja jest w tym wypadku zupełnie inna. Nie przyszliśmy tu zarabiać. Jednak ograniczenia finansowe nie wpłynęły na żaden aspekt naszej pracy. Skupiamy się na zachowaniu dobrej jakości i na dostarczeniu domów na czas. Realizujemy to przedsięwzięcie”.
  Ogłaszając swój plan po raz pierwszy, Bhagawan także podkreślał wagę „jakości” i „czasu”. Czynił to również przy wielu innych okazjach, gdy wyjaśniał jego założenia panu W. Śriniwasanowi i innym zaangażowanym w to osobom. Projekty inspirowane przez Sai wyróżniają się cudami inżynierii, dbałością o szczegóły i futurystyczną wyobraźnią. Interpretując w prosty sposób wskazówki Bhagawana, pan C. Prusty powiedział: „Swami poinstruował nas, że powinniśmy budować domy na wyżej położonych terenach, żeby je zabezpieczyć przed gwałtownymi ulewami.
  Dlatego na niżej położonych terenach zwiększamy wysokość cokołów w fundamentach domów. Wzmacniamy je dodatkowo opaską betonu zbrojonego, więc gdyby nawet wystąpiło jakieś parcie ze strony leżącej niżej ziemi, to nie przeniesie się na wyższy poziom budynku. Podobną opaską wzmacniamy nadproże. Obie zabezpieczają strukturę domu przed parciem z góry i z dołu i w przyszłości ochronią go podczas klęsk podobnych do niedawnej powodzi. Założyliśmy też nadproża nad oknami. W ten sposób wykorzystujemy najlepsze techniki budowlane, żeby mieć pewność, że domy będą naprawdę mocne”.

Zrobiliśmy wszystko co możliwe, żeby zapewnić domom stabilność

  „Kolejne polecenie Bhagawana zakładało, że każdy dom będzie kompletną jednostką mieszkalną, składającą się z dużego pokoju, kuchni, łazienki i werandy. Zalecił zainstalowanie w nich półek i umywalek kuchennych. Toalety stawialiśmy osobno, zgodnie z normami rządowymi. Chociaż mieliśmy tam wznieść pojedyncze domy, to wszędzie tam gdzie to było możliwe budowaliśmy podwójne i ustawialiśmy je tak blisko siebie jak tylko się dało, tworząc w ten sposób kolonie”.

    „Chcąc zapewnić budynkom wysoką jakość, nie mogliśmy iść na kompromisy. Testowaliśmy w laboratorium każdą partię cegieł, żeby sprawdzić w jakim procencie absorbują wodę i do jakiego stopnia są wytrzymałe na ściskanie. Każda czerwona cegła musiała wytrzymać ciśnienie od 40 do 50kg/cm2, natomiast cegła z popiołu lotnego od 70 do 80kg/cm2. Jeśli nie odpowiadały tym normom, odrzucaliśmy je. Żeby mieć pewność co do jednolitego stosowania wyznaczonych norm na każdej budowie, zorganizowaliśmy szkolenie dla inżynierów oraz daliśmy im wydruki rysunków technicznych i procedur. Ten interakcyjny program ogromnie nam pomógł w wyjaśnieniu wielu wątpliwości, zaprzątających umysły kilku świeżo upieczonych inżynierów”.
   Pan Prusty stacjonował w stolicy stanu, Bhubabeswarze, żeby nadzorować wszystkie budowy i projekty, ponieważ od chwili gdy Bhagawan powierzył mu to zadanie, był ogromnie oddany swojej misji. Zapytaliśmy go, czy nie brakuje mu darszanów, skoro od 26 listopada nie przebywa w Puttaparthi.
  „Brakuje mi ich”, odpowiedział ten niewysoki, ponad sześćdziesięcioletni inżynier i dodał: „Jednak ‘obowiązek jest Bogiem’. Czuję, że otrzymałem wielkie błogosławieństwo, ponieważ Swami dał mi szansę uczestniczenia w Jego przedsięwzięciu. Pamiętam, że kiedy wyjeżdżaliśmy, zwrócił się do nas z miłością: ‘Jedźcie, a Ja zajmę się wszystkim. Nie martwcie się o nic’. Czuję, że jest ze mną przez cały czas. Problemy, które pojawiają się dzisiaj, jutro znikną. Swami nieustannie nas prowadzi, wysyłając nam instrukcje za pośrednictwem Prezydenta Indii. Czuję się zobowiązany wobec Niego”.

Nadzieja na otrzymanie domu wzbudza w wieśniakach chęć wzięcia udziału w budowie

  Gdy spacerowaliśmy po placu budowy z panem Prusty, skromnym i obowiązkowym instrumentem Bhagawana, naszą uwagę zwrócił częściowo wzniesiony budynek, który małe dzieci wspólnie ze swoimi rodzicami radośnie polewały wodą. Inżynier powiedział: „To cieszy moje serce. Ci ludzie, bez żadnej sugestii z naszej strony, zaczęli z własnej inicjatywy nosić wodę i polewać ścianę przed położeniem tynku[3]”. Zobaczyliśmy dwójkę maluchów wysypujących z torebek piasek do wiadra murarza i wypełniających z entuzjazmem cokół. Było to bardzo poruszające. „Gdy rozpoczęliśmy budowę, wieśniacy się zintegrowali. Czuję, że połączyła ich moc ducha”, dodał pan Prusty i ciągnął dalej. „To bardzo przyspieszyło budowę. Obecnie w okręgu Cuttack wznosimy 253 domy, położone w Maniwadzie, Dżarkocie, Khondohocie, Rahambie, Sithali i Keutapatnie. W okręgu Puri powstaje150 domów, a kolejne 199 w okręgu Kendrapada. Ukończyliśmy jeden z modelowych domów i wysłaliśmy jego zdjęcia do Swamiego. Jesteśmy szczęśliwi wiedząc, że spełniamy Jego oczekiwania.
Domy w okręgu Kendrapada

Nowy murowany dom to spełnienie marzeń

   Kiedy poszliśmy do modelowego domu w okręgu Kendrapada, byliśmy zachwyceni widząc oddanie tamtejszych mieszkańców. Przy wjeździe do wioski ustawiono duży namiot i ołtarz dla Swamiego. Gdy uważnie przyglądaliśmy się nowemu budynkowi, pomalowanemu na jasnoróżowy i jasnożółty kolor, otoczyli nas ludzie, którzy go otrzymali. Powiedzieli:
     „Nasze oczy wypełniły się łzami radości… Bo któż inny, jeśli nie Bóg, mógł nam podarować taki piękny dom?”. Te słowa powiedziała pani domu. Miała zdławiony głos i pochyliła głowę, żeby wytrzeć oczy rogiem sari. My również nie mogliśmy mówić. Po chwili, zwróciliśmy się do niej ponownie.
    „Czy znała pani wcześniej Babę?”.
  „Nie. Kiedy straciliśmy wszystko, bardzo trudno było nam przetrwać. Wtedy do naszej wioski przyszli jacyś ludzie i podarowali nam ryż, cukier, świece, zapałki, koce, plandeki… Pomogli nam oczyścić dziurę wypełnioną błotem, w miejscu w którym kiedyś stała nasza chata i rozmawiali z nami z miłością. Upewnili nas, że zaopiekują się nami i pomogą nam ją odbudować. I nie tylko to. Zbadali stan naszego zdrowia i dostarczyli nam leki. A potem przywieźli nowe ubrania i ryż… Kiedy zapytaliśmy ich kim są, odpowiedzieli, że wysłał ich do nas Sai Baba. Dopiero wtedy usłyszeliśmy o Swamim”.
    „Następnego dnia powiedzieli, że zamierzają wybudować dla nas zupełnie nowy dom. Nie wierzyliśmy własnym uszom. Jedynie Bóg może uczynić coś takiego dla takich nieszczęśników jak my… Jesteśmy teraz pewni, że resztę życia spędzimy w spokoju i szczęściu, ponieważ zyskaliśmy współczucie Baby. Codzienne Go wielbimy”.
    Potem wezwała stojące wokół niej dzieci. Wszyscy złożyli ręce i zamknąwszy oczy zaczęli śpiewać ‘Manasa bhadżore Guru ćaranam…’, pierwszy bhadżan, który Swami zaśpiewał w latach czterdziestych XX w., w chwili gdy ogłosił, że jest Sai Babą.
 Byliśmy oczarowani. Pogratulowaliśmy dzieciom, pozdrowiliśmy kobietę i wyszliśmy z jej domu. Nie chcieliśmy już o nic pytać.

Sai daje domy, nadzieję, pracę i cel życia

  Na następnym placu budowy, w Sithali w okręgu Cuttack, zobaczyliśmy robotnika trudzącego się w prażącym słońcu. Podeszliśmy do niego, kiedy przez chwilę odpoczywał. Powiedzieliśmy: „Bracie, tak ciężko pracujesz. Czy to ci nie przeszkadza?”.
 „Nie, proszę pana, cieszę się z tego”, odpowiedział mężczyzna ku mojemu zdumieniu. „Sai Baba daje nam domy. Jesteśmy ogromnie szczęśliwi. Zwykle pracujemy za stawkę ubogich robotników, więc nawet w najśmielszych marzeniach nie moglibyśmy pozwolić sobie na ich wybudowanie. Przez lata mieszkaliśmy w pokrytych słomą chatach, które musieliśmy co sezon odbudowywać. Myśleliśmy, że murowane domy są nie dla nas, ale Baba jest taki dobry! Dał nam piękne domy”.
  W oczach zalśniły mu łzy. Inny robotnik stojący w pobliżu powiedział: „Te domy to łaska Baby. Dlatego pracujemy z całą energią przez wiele godzin w ciągu każdego dnia... Gdy tylko je ukończymy, wybudujemy w naszej wiosce świątynię dla Sai Baby i będziemy Go wielbić całym sercem”.

Projektowanie zrównoważonej topograficznie konstrukcji domów

   Oddanie biednych robotników, wyrażające się poprzez ciężką i pełną poświęcenia pracę, wykonywaną codziennie przez długie godziny, wzruszało nasze serca. Widzieliśmy jak wlewają wiadra betonu w ogromne, wykopane w ziemi dziury. Było oczywiste, że praca nad fundamentami postępuje. Jednak to co robiono w Sithali było zupełnie inne. Nie było tam filarów w wielkich wykopach. Zamiast tego były tylko małe dziury, do których wstawiano długie rury i wlewano mieszankę cementową. Chcieliśmy dowiedzieć się o tym coś więcej. Widząc nasze zdziwione twarze przewodniczący Trustu Śri Sathya Sai w Orisie, pan S. Mahapatra, pospieszył nam z pomocą. Tłumacząc zastosowaną w tym miejscu procedurę powiedział: „To co tutaj widzicie, to ‘fundament palowy’. W przeciwieństwie do otwartych fundamentów, gdzie wkopujemy je na głębokość około 1 m, ‘pale’ lub po prostu ‘betonowe kolumny’ wchodzą w ziemię na głębokość ponad trzech metrów. Ten rodzaj fundamentów doskonale się sprawdza na terenach gliniastych i sypkich. Wytrzymują erozję wywołaną przeciekami i powodziami. Wykorzystaliśmy je na połowie placów budowy, ponieważ grunt w tych nadbrzeżnych okolicach jest niestabilny”.
    Rozwodząc się nad detalami, pan Mahapatra, który sam jest inżynierem budownictwa lądowego, powiedział: „Zastosowana tutaj metoda polega na wykopywaniu otworów specjalnymi wiertarkami i wypełnianiu ich betonem. Na każdy dom przypada zwykle 9 głębokich odwiertów, połączonych krzyżującymi się na szczycie belkami. Na nich stawiamy ściany i podłogi. Chociaż tego rodzaju fundamenty są obecnie tańsze i szybsze w wykonaniu niż fundamenty otwarte, zwykli ludzie ani o nich nie wiedzą ani nie mają narzędzi umożliwiających stosowanie tej techniki”.

Niedowierzanie, wdzięczność i wyższe inspiracje

  Rozglądając się wokół widzimy używane tu nowoczesne wyposażenie. Nic więc dziwnego, że wieśniacy oddają się pracy całą duszą i dziękują Bhagawanowi z głębi serca. Nieprzeparte poczucie wdzięczności i niedowierzania nie ogranicza się tylko do beneficjentów. Pan Śridhar, dyrektor firmy konstrukcyjnej, również zaangażował się w ten święty projekt. Kiedy zapytaliśmy jak wpływa na niego ta praca, ów inżynier przemysłowy, który spędził 14 lat życia zawodowego w Stanach Zjednoczonych, wziął głęboki oddech i odrzekł: „Ta praca przynosi mi wielką satysfakcję. Nigdy nie przypuszczałem, że pewnego dnia będę współpracował z farmerami i rybakami i budował dla nich domy. Nauczyłem się tutaj pilności i skuteczności. Ludzie na budowie mają przed sobą jeden cel. Są bardzo zdyscyplinowani i skupiają się na pracy. Nikt się nie ociąga. Myślę, że na tym polega różnica pomiędzy tym projektem a innymi. Uświadamiam sobie coraz lepiej jak ważna jest pokora. To mnie inspiruje. Jako firma, chcemy zaangażować się w tych wioskach w działalność filantropijną. Skontaktowałem się z kilkoma moimi przyjaciółmi lekarzami i podsunąłem im pomysł zorganizowania tutaj obozu medycznego. Trzydzieści dziewięć lat i dziewięć miesięcy mojego życia, zanim tu przyjechałem, tworzy odmienną historię, ale od teraz znalazłem się w całkiem nowej sytuacji…”.
Drużyna Sai w Prasanthi przed Sai ocenia postępy prac w Orisie 
Wsześniejsze instrukcje od Sathya Sai dla C. Prusty i Rameswar Prusty przed udaniem się do Orisy

Projekt nadzorowany i wykonany przez Boga

  Kiedy Bóg dotyka kogoś bezpośrednio lub pośrednio, nigdy nie pozostaje taki sam. Spotkaliśmy mnóstwo takich osób rozmawiając z wieśniakami, pracownikami Sai, robotnikami, urzędnikami i inżynierami. Przewodniczący stanowej Organizacji Służebnej Śri Sathya Sai w Kendrapadzie, pan Ramaćandra Swain, powiedział: „W tych wioskach w bardzo sensowny sposób rozwiązano problem własności gruntów. Bardzo często dochodzi do sporów w obliczu podobnych konfliktów i nikt nie jest przygotowany na to, żeby ustąpić choćby o centymetr. Ale jeśli chodzi o ten projekt, to ludzie tak są poruszeni wszystkim, co robi dla nich Bhagawan, że zapominają o sporach i chętnie oferują ziemię na sprzedaż, po cenach często niższych niż rynkowe”.
   Opowiadając inną historię o łasce Pana, powiedział: „Muszę podzielić się z wami drobnym lecz zachwycającym zdarzeniem. Kilka tygodni temu potrzebowaliśmy dodatkowej działki o powierzchni 660 metrów kwadratowych na postawienie większej ilości domów szeregowych w Samsarze. Dzięki temu moglibyśmy wybudować kolonię składającą się z 24 budynków. Właściciel tej dodatkowej działki przyrzekł nam ją przekazać, ale z jakiegoś powodu nie bardzo się z tym spieszył. Byłem zdenerwowany, ponieważ zbliżał się dzień, w którym powinienem przekazać gotową dokumentację. Nie chciałem przedstawiać planu, w którym zostałyby pominięte osoby nieposiadające ziemi. Nie pozostało mi nic innego, jak modlić się gorąco przez całą noc. Następnego ranka, syn właściciela gruntu przyleciał z Mumbaju i w ciągu 24 godzin wręczył mi odpowiednie papiery”.
  „Dostrzegałem dłoń Sai w wielu drobnych, podobnych do tego przypadkach. Zanim przyjechaliśmy tutaj, wieśniacy byli podzieleni na dwie grupy, a teraz jest jedna. Połączyła ich miłość do Bhagawana.
  Pobudzeni energią Sai, wykonywali bezinteresowną pracę, przynoszącą im niewysłowioną radość
  Pan Ramaćandra musiał być po sześćdziesiątce, ale sprawiał wrażenie jednego z najaktywniejszych robotników Sai w tym regionie. Zapytaliśmy, co napędza go do takiej ciężkiej pracy.
„Nie wiem. Czuję wielką energią, która mnie trzyma na nogach przez 28 dni w miesiącu! Pracuję przez całą dobę i nie czuję zmęczenia. To co naprawdę dodaje mi energii, to rozmowy z wieśniakami, współdziałanie z nimi i dzielenie się miłością. Przez całe życie nauczałem przedmiotów ścisłych, ale teraz Bhagawan pobłogosławił mnie cenną możliwością wykonywania Jego zadania. Czuję, że to nagroda za te wszystkie lata szczerej i ciężkiej pracy. Przepełnia mnie radość. Brak mi słów, żeby wyrazić Swamiemu swoją wdzięczność”. Jego oczy wyrażają emocje, kiedy opowiada nam, że postanowił zainicjować szereg prac duchowych i społecznych, które jeszcze bardziej zintegrują mieszkańców wsi i wniosą harmonię w całej okolicy. „Przez cały czas czuję Jego obecność”.
  Podobny entuzjazm inspiruje tu wszystkich, począwszy od przewodniczącego Organizacji Sai w Orisie, po trudzącego się za dniówkę robotnika. „Jesteśmy szczęśliwi mogąc pracować dla Boga. To są naprawdę domy naszych marzeń. Czujemy się tak, jak gdyby sam Bóg miał tu przyjechać i zatrzymać się w którymś. Nasze szczęście jest bezgraniczne, po prostu wszechogarniające”, powiedział murarz, z którym rozmawialiśmy w Penta w okręgu Kendrapada.
  Kiedy zapytaliśmy go, czego jeszcze pragnie od życia, odpowiedział spontanicznie: „Pragniemy wybudować w naszej wiosce świątynię, w której będziemy wielbić Bhagawana i starać się zasłużyć na Jego współczucie. Chcemy być blisko Niego. Chcemy żyć w Jego spokoju i miłości”. Szczerość tych słów była w swej prostocie oczywista. Gdy tylko podziękowaliśmy mu za rozmowę, schwycił kielnię i wrócił do pracy. Wydawało się, że nie chce tracić ani sekundy więcej niż to konieczne.
  „Chcemy wybudować te domy do końca marca”, powiedział inny młody murarz, pan Bhagawat Dżena w wiosce Penta. Na głowie miał turban z czerwonego materiału, osłaniający przed betonem i wodą. Uśmiechnął się i dodał: „Nie widziałem Sai Baby osobiście. Mimo to patrząc na te domy jestem podekscytowany. Gdyby Baba zapytał mnie dzisiaj jak się miewam, powiedziałbym tak: ‘Wcześniej byliśmy strasznie załamani. Powódź zrujnowała nasze życie. Ale teraz jesteśmy niezwykle szczęśliwi’. Samo Jego imię usuwa lęki z naszego życia. Często wracam do mojego tymczasowego schronienia dopiero późną nocą, ale to mnie nie martwi. Pracuję chętnie po 12 godz. dziennie. Ogromnie się cieszę z tego doświadczenia”. Uśmiech Bhagawata Dżena mówił więcej niż słowa. Nawet rozmawiając z nami nie przestawał tynkować ściany. Miałem wrażenie, że praca jest dla niego błogosławieństwem.

Sai, dawca życia, schronienia i spokoju umysłu

    Wszyscy mieszkańcy tych wiosek, mali i duzi, wykwalifikowani i niewykwalifikowani, z radością przyłączali się do pracy – pomagały nawet maluchy pani Puśpalaty Behery, oddanej wielbicielki, która modląc się z całego serca uchroniła męża przed śmiercią. Kiedy zapytaliśmy ją, czy pokładała pełną ufność w swoje modlitwy, odpowiedziała: „Bóg nas uratował, a teraz daje nam schronienie. Wiem, że opiekuje się nami przez cały czas. Od dnia, w którym wielbiciele Sai Baby pojawili się w naszej wiosce, życie stało się lepsze. Odczuwam teraz wielką ulgę”.

  Riszi Malik z Billipady w okręgu Puri, który cierpiał z powodu braku pieniędzy i domu dla żony i pięciorga dzieci, obejrzał fundamenty nowego domu i powiedział:

   „Bóg odpowiedział na nasze długoletnie modlitwy. Kiedy otrzymamy schronienie, do którego będziemy mogli wracać pod koniec dnia, to z pewnością znajdziemy źródło utrzymania i będziemy żyć szczęśliwie. Mimo to mamy jeszcze jedną prośbę. Nie widzieliśmy osobiście Sai Baby. Czy możecie nas do Niego zawieźć? Czy będzie mogła pojechać ze mną moja sędziwa żona? Możecie to zrobić? Nie uspokoimy się, dopóki Go nie zobaczymy…”.
   Patrzyliśmy na niego oszołomieni. Tą szczerą tęsknotą za błogosławieństwem uczestniczenia choćby w jednym darszanie Swamiego, nauczył pokory wszystkich wokół siebie. Po chwili odpowiedzieliśmy: „Oczywiście. Zobaczysz Sai Babę! Pan, który dał ci tak wiele, chociaż Go o to nie prosiłeś, z pewnością spełni twoje życzenie”. Nie mieliśmy pojęcia jak to się stanie, ale wiedzieliśmy, że w jakiś sposób się stanie, pewnego dnia, na pewno.

Pragnienie spotkania Boskiego Dobroczyńcy

  W rzeczywistości nie było to marzenie tylko Riszi Malika. Pragnęła tego każda wioska do której dotarliśmy.
 Pan Pramod Dżena z Samsary w okręgu Kendrapada powiedział: „Ludzie pozbawieni własnego miejsca tak jak my, otrzymali w darze murowane domy! Ale największym darem jest to, że wraz z domami zyskaliśmy Boga. Teraz będziemy żyli w bezpiecznym miejscu, w którym mieszka Najwyższy. Zmienimy każdy dom w miejsce wielbienia Pana. Chcemy poświęcić Bhagawanowi życie. Ale naszym jedynym pragnieniem jest podróż do Prasanthi Nilayam. Chcemy zobaczyć Swamiego… Pracowaliśmy bardzo ciężko przez ostatnie kilka tygodni, starając się zaoszczędzić jak najwięcej pieniędzy. Proszę, zabierzcie nas do Prasanthi”.

Drzwi do zupełnie nowego życia

   Ósmego lutego 2009 r. pojawił się w Puttaparthi pan C. Prusty i jego syn Rameśwar, który został wysłany przez Swamiego, aby pomógł ojcu zrealizować projekt. Towarzyszyła im redakcja Radia Sai. Pokazaliśmy Swamiemu zdjęcia dokumentujące postępy prac budowlanych i podzieliliśmy się z Nim przepełnionymi miłością uczuciami ubogich wieśniaków. Pan był bardzo przejęty. Pragnął, żeby domy zostały ukończone jak najprędzej, ponieważ chciał osobiście pobłogosławić rodziny dotknięte powodzią i wręczyć im klucze. Same wzmianki o tych wieśniakach napełniały Jego oczy łzami, poruszały Go. Wyglądało to tak, jak gdyby wiedział o każdym uderzeniu ich cierpiących serc.
Pan wie, kiedy udzielić błogosławieństwa i napełnić serca wielbicieli wszechogarniającą miłością. Święto Rama Nawami, wypadające 3 kwietnia, było ważną datą. Bhagawan postanowił przekazać wtedy dar „domów miłości” pierwszej grupie swoich ukochanych, ubogich wielbicieli. Ten dzień zostanie wyryty w historii złotymi literami, a będzie to opowieść o Jego pełnej i nieustannie płynącej czystej miłości.

Program Naprawy Wsi Śri Sathya Sai i nowa droga życia w nowych domach

   Młodzież Sai z Orisy nie pozostała bezczynna po zakończeniu operacji likwidowania skutków powodzi. „Chcielibyśmy przemienić te wioski w ośrodki pielgrzymkowe”, mówi pan Narajan Sar, koordynator młodzieży Sai. „Modlimy się do Swamiego, żeby pozwolił włączyć tutejszych wieśniaków do programu udoskonalenia wsi (SSSVIP). Będziemy dążyć do uczynienia z tych miejsc modelowych wsi Sai”.
  Pan Hare Kriszna Dasz, przewodniczący Organizacji Służebnej Śri Sathya Sai w stanie Orisa, dodał: „Gdy Bhagawan nagrodzi naszych wieśniaków kluczami do ich domów, nie będą to zwykłe klucze lecz klucze podarowane przez samego Pana, ujawniające ukryte skarby w ich życiu. Jako organizacja duchowa, postaramy się nie tylko poprawiać zdrowie fizyczne, umysłowe i społeczne mieszkańców wsi, ale spróbujemy również zaszczepić im święty cel życia na Ziemi. Zrozumieją wtedy, że są boskimi iskrami, które kiedyś powrócą do Boga. Nasz ukochany Bhagawan Śri Sathya Sai Baba, pragnąc uczynić tę podróż łatwą i prostą, kieruje naszym życiem z największą miłością”.
   Tam gdzie panowała śmierć, zniszczenie i cierpienie, teraz panuje miłość, harmonia i spokój. Wyglądało to tak, jak gdyby nadbrzeżne okręgi Orisy zmyła kolejna powódź, sunąca tym razem jak leczniczy balsam, kojący ostry ból wywołany przez poprzednią powódź. Lawina miłości przyniosła ze sobą pozytywny, zmieniający życie rozwój. Odizolowane do wieków, zaniedbane i wykluczone społeczności, stały się teraz oazami Miłości. Orisa posiada teraz wyjątkowy status. Jest boskim stanem, mającym swoje miejsce w sercu kochającego i zawsze darzącego nas dobrem Pana Sai.  
  Biszu Prusty
z Heart2Heart, tłum. J.C.
 
[1] Orisa – obecna nazwa Odisha, stan w Indiach położony we wschodniej części kraju nad Zatoką Bengalską. Większość terytorium zajmuje Wyżyna Dekan, a największą rzeką jest tu Mahanadi, której delta obejmuje dużą część powierzchni staniu. Orisa leży w strefie klimatu zwrotnikowego, o odmianie monsunowej.
[2] Widżajadaśami – ostatni dzień Daśary
[3] Ma to na celu uchronienie ściany przed absorbowaniem wody
 

Stwórz darmową stronę używając Yola.