Pan N. Kasturi
był świadkiem owych wydarzeń i opisał je w aszramowym czasopiśmie „Sanathana
Sarathi”, w numerze z kwietnia 1973 r. Historia dotyczy święta Śiwaratri, kiedy
Baba opuścił tłumy zgromadzone w Brindawanie, wbrew ich nadziejom na przeżycie
tradycyjnego cudu narodzin lingamu i poprowadził niewielką procesję do rezerwatu
dzikiej przyrody w Nilgiris. Osobom w aucie Swamiego towarzyszyli wielbiciele wypełniający
dwie furgonetki oraz studenci koledżu siedzący w autokarze. Do grupy należało
także kilku wyznawców z Zachodu, w tym pan John Hislop i pani Gerry Brent z
Kalifornii. Grupa zatrzymała
się w dżungli, w pobliżu potoku wyznaczającego granicę pomiędzy stanami
Karnataka i Tamil Nadu, odnalazła skrawek piasku i usiadła w półkolu
naprzeciwko Swamiego. Dołączyli do nich strażnicy rezerwatu, naganiacze
zwierząt, kornacy
i członkowie leśnych plemion. Niedaleko znajdowało się stado dzikich słoni. Przez jakiś czas
śpiewali bhadżany. Potem – jak zapamiętałem to z Horsley Hills – Baba wyrównał
przed sobą ziemię, zasypał go górką piasku i palcem wskazującym narysował na nim
wzór, a następnie wyciągnął stamtąd wspaniały, półprzezroczysty lingam. Unosząc
go w górę, aby był widoczny dla wszystkich, powiedział: „Z Kailasu! Adoracja
lingamu dobiegła tam już końca. Zobaczcie, umieszczona na nim pasta sandałowa
jest wciąż wilgotna, a tu jest kropka kumkum”. I tak było.
Postępując w ten
sam sposób, Baba zmaterializował niewielki srebrny lingam, a potem srebrne
naczynie wypełnione do pełna pachnącą amritą – nektarem bogów. Gdy ponownie
śpiewali bhadżany, Swami, idąc wzdłuż kręgu nalewał na język każdego z obecnych
łyżeczkę nektaru. „Kiedy usiadł”, napisał Kasturi, „zauważyliśmy że naczynie
było wciąż napełnione po brzegi”.
Potem Swami
narysował na piasku kolejny wzór, usypał górkę i wyciągnął z niej srebrną figurkę
Śirdi Sai, Swojej poprzedniej inkarnacji. Wręczył ją panu Kagalowi,
inspektorowi generalnemu policji w stanie Karnataka, na jego domowy ołtarzyk.
Kiedy piaskowe lile dobiegły końca, Baba zabrał grupę
do bungalowu w Bandipur, gdzie aż do północy śpiewali bhadżany. Był to ten sam
bungalow, w którym nasze towarzystwo zatrzymało się na noc w drodze do Utakamandu.
Kierownik i pracownicy hotelu powitali Swamiego z radością i uwielbieniem.
Następnego dnia
pojechaliśmy dżipami na wycieczkę do dżungli. Towarzyszący nam oficer zapewniał,
że w rezerwacie żyją tygrysy, gepardy, dzikie słonie i wiele gatunków antylop.
Zauważyliśmy stado dzikich słoni, a niektórzy również jelenie. Aby spotkać w
dzień wielkie koty, trzeba mieć więcej szczęścia.
Następnego dnia
podczas śniadania, wciąż w tym samym hotelu, Bhagawan wygłosił krótki wykład
jednemu z wielbicieli. Mężczyzna kupił benzynę do pojazdu wchodzącego w skład
konwoju safari i odmówił przyjęcia zwrotu kosztów oferowanych mu przez
skarbnika Swamiego. Być może myślał, że w ten sposób pokaże jaki jest hojny.
Jeśli tak, to Baba szybko wyprowadził go z błędu. Tego ranka Swami przekazał
nam ważną lekcję.
„Kiedy Swami daje
ci pieniądze, musisz je przyjąć, ponieważ to co należy do Ojca należy także do
syna. Odmowa wskazuje na egoizm i dumę. Całe bogactwo, zarówno doczesne, jak i
duchowe, należy do Ojca. Bogactwo człowieka przypomina opróżniający się
zbiornik. Bogactwo Ojca jest podobne do studni napełnianej przez wieczne
źródło. Cokolwiek z niej weźmiecie pozostanie pełna”.
Upokorzony, ale zaintrygowany
wielbiciel zapytał: „Ale jeśli zechcę
coś dać, czy Swami to przyjmie?”.
„Tak, jeśli jest ofiarowane bez egoizmu i z
czystą miłością. Wtedy Swami to zaakceptuje i w jakiś sposób przekaże dawcy
stokrotnie cenniejszy dar. Dawanie z czystej miłości płynącej z serca jest
dawaniem Bogu. Ale twój dar był opakowany
w egoizm i zarozumiałość. Ten rodzaj egoistycznego podarunku jest samolubny”.
Baba przekazał tę
naukę głosem wibrującym miłością, lecz mimo to wielbiciel był bardzo przygnębiony.
Przy naszym stoliku siedział emerytowany pułkownik wojsk inżynieryjnych
indyjskiej armii, pan S.P. Jogarao. Był dobrym człowiekiem i pokazał swoje
szlachetne serce, zwracając się do zasmuconego wielbiciela: „Ta lekcja była
skierowana do nas wszystkich”. I naprawdę tak było – do wszystkich i do
każdego!
Jechaliśmy przez zadbane
plantacje herbaty leżące wokół „snobistycznego Ooty”, jak je nazywano za czasów
Indii Brytyjskich. Pierwsi Europejczycy zaczęli osiedlać się w tych górach już
w 1821 r., a później, jeszcze w tym samym wieku, w czasach prezydencji Madraskiej,
miejscowość ta stała się kurortem letnim dla gubernatora i urzędników rządowych Wspięliśmy się na
górę i patrzyliśmy na rozciągającą się stamtąd piękną panoramę stoków i dolin,
zaznaczonych zielonymi, geometrycznymi wzorami rozległych plantacji herbaty.
Zatrzymaliśmy się w osłoniętym kąciku przed dwupiętrowym domem, wyglądającym
jak niewielki pałacyk. Znany jako „Walthamstow”, został wybudowany ponad sto
lat temu dla gubernatora brytyjskiego jako jego letnia rezydencja.
Jestem jednak
pewien, że na przyjazd gubernatora nie czekał nigdy tak wielki tłum jak ten,
który zebrał się w ogrodach, aby przywitać Sai Babę. Moje serce stopniało na
ten widok. Myślałem, że w Horsley Hills będziemy mieli Go wyłącznie dla siebie
przynajmniej przez kilka dni, zanim ludzie, jak ogary, nie wywęszą Jego kryjówki.
Ale teraz miałem wrażenie, że całe Ooty wiedziało o Jego przyjeździe i że mamy
przed sobą większość jego mieszkańców.
„Walthamstow”
przez jakiś czas stało puste, ponieważ właściciel domu otoczonego akrami
herbaty mieszkał gdzie indziej. Spotkało go większe szczęście, niż mu się
wydawało, kiedy wielbiciele Sai z Ooty poprosili, aby udostępnił willę Babie i
Jego gościom.
W wielkiej sali
balowej Swami zrobił kilka kroków staromodnego walca, zauważając: „Angielski
taniec”. Wydawało się, że widzi tancerzy z dawnych czasów utrwalonych w kronice
akaszy. Przez chwilę spacerował po
niej, wykonując charakterystyczny gest otwartej ręki, który wykorzystywał, aby
podnieść wibracje.
Bez względu na to
jakie ziemskie wibracje zachowały się w starej sali balowej, zostały usunięte,
kiedy Swami zamienił ją w salę bhadżanową i modlitewną. Rankami i wieczorami
otwierał drzwi prowadzące do ogrodów, a ludzie wchodzili i wypełniali ją,
podobnie jak sąsiednie pokoje i korytarze. Teraz rozbrzmiewały w niej bhadżany
z udziałem Baby i jego entuzjastycznych studentów koledżu, a wysokie ściany i pokryte
kasetonami sufity odbijały radosną muzykę, wychwalającą imiona Boga przez
godzinę lub dłużej.
Pomimo tłumu,
Iris i ja odbyliśmy, zgodnie z obietnicą, wiele osobistych rozmów ze Swamim –w
naszym pokoju, w grupie, w Jego salonie, gdzie odpowiadał na wiele pytań dotyczących spraw
duchowych. Miałem nadzieję, że zabierze nas na przejażdżkę i obdarzy radością z
kolejnej „cudownej wycieczki”.
Któregoś dnia
pojechaliśmy, ale nie dla cudów, lecz po coś niemal równie wspaniałego i
pamiętnego. Niedaleko od Ooty znajdują się baraki Wellingtona, wzniesione przez
Brytyjczyków z ciepłego, brązowego kamienia, otoczone szmaragdową zielenią. Czy
takie miejsce jak baraki wojskowe, bez względu na to jak bardzo atrakcyjne,
mogły zainteresować Sai Babę?
Pewnego dnia ujrzałem
generała ubranego w olśniewający mundur i kilku wyższych oficerów czekających z
nadzieją na audiencję. Jak na generała, wyglądał całkiem normalnie, więc zbliżyłem
się do niego i nawiązałem rozmowę.
„Tym razem mam
szczęście”, powiedział do mnie. „Obecnie stacjonuję w górach na granicy Tybetu,
ale przyjechałam tutaj na konferencję. Moja kwatera główna mieści się w
barakach Wellingtona”. Uśmiechnął się i na jego ciemnej, przystojnej twarzy
zalśniły białe zęby. „Byłem już kiedyś na darszanie
Swamiego. Teraz mam nadzieję na interview”. Zostałem z nim do chwili, gdy
nadszedł Swami i zaprosił wojskowych do wewnętrznego pokoju.
W rezultacie
następnego dnia pojechaliśmy górską drogą w kierunku baraków Wellingtona. Za
nami jechał Swami w towarzystwie generała i jego oficerów. Zgodził się przyjąć
przed barakami paradę żołnierzy.
Jako emerytowany
członek brytyjskiej armii czułem jednak, że w tym pomyśle kryje się jakiś
absurd. Indyjska armia naśladuje armię brytyjską, pod okiem której tak długo
odbywała ćwiczenia, nosi podobne mundury, insygnia rangi oraz przestrzega
takiego samego systemu dyscypliny i metod treningu. Są jednak różnice.
Kiedy
przyjechaliśmy, spodziewałem się zobaczyć żołnierzy stojących w szeregach,
gotowych zasalutować generałowi i jego oficjalnym gościom. Zamiast tego, ku
mojemu zaskoczeniu, ujrzałem żołnierzy siedzących ze skrzyżowanymi nogami na
placu przed barakami. Dalej, na zewnętrz dużej sali, stały w rzędach wypolerowane
żołnierskie buty. Gdzie byli żołnierze należący do armii pustych butów?
Niektórzy – bez wątpliwości ci, którzy mieli wziąć udział w paradzie – siedzieli
w kucki przed barakami. Większość z nich odnalazłem w sali modlitewnej. Siedzieli
po turecku i byli ściśnięci jak sardynki. Co powiedziałby na to książę
Wellington?
Zauważyłem
niewielką przestrzeń przy bocznej ścianie i przyłączyłem się do oficerów, podoficerów
i siedzących w kucki żołnierzy. Iris podeszła do grupy pań po drugiej stronie
sali.
Nagle przy
drzwiach wejściowych zapanowało poruszenie i pojawiła się w nich drobna postać
Swamiego, otoczona żołnierzami w mundurach khaki. Za nimi szedł generał i
najwyżsi rangą oficerowie, ozdobieni kolorowymi wstęgami i odznaczeniami.
Podczas gdy oficerowie maszerowali, Swami poruszał się z wdziękiem i spokojem,
uśmiechając się do ludzi po obu stronach.
Weszli na
podwyższenie i usiedli na składanych krzesłach. Generał zwrócił się do zgromadzonych.
Wyjaśnił żołnierzom, jak wielkie mają szczęście mogąc otrzymać darszan Śri Sathya Sai Baby i wysłuchać
Jego boskiego dyskursu.
Zastanawiałem
się, co Baba powie ludziom zajmującym się zawodowo sztuką wojenną, śmiercią i
zniszczeniem. Swami stał na podwyższeniu – jasna, czerwonozłota postać otoczona
morzem szarych khaki. Mówił w języku tamilskim, języku ludzi wchodzących w
skład tego pułku. Dyskurs nie był tłumaczony na angielski, więc niewiele z
niego zrozumiałem. Później przekazano mi główne punkty wystąpienia.
Baba chwalił
pozytywne cechy wpajane żołnierzom przez armię – samodyscyplinę, odwagę,
koleżeństwo, cierpliwość, lojalność, wytrwałość, a przede wszystkim
poświęcenie. Armia jest dobrym poligonem dla duchowej sadhany i rozwoju, wymagających tych samych cech charakteru.
W bitwie
żołnierze powinni pamiętać, co powiedział Pan Kriszna, że ginie tylko ciało. A
czymże innym jest ciało jeśli nie ubraniem, które po jakimś czasie trzeba
wyrzucić? Wówczas nieśmiertelna dusza zakłada nowy strój – nowe ciało. Kriszna zapewniał
Ardżunę przed bitwą na polu Kurukszetry: „Nigdy nie było takiej chwili, w której
nie byłoby mnie ani ciebie, ani tych ziemskich książąt. I nigdy nie nadejdzie
chwila, w której przestaniemy istnieć”.
Przypomniałem
sobie, że wielcy nauczyciele tego świata nigdy nie głosili koncepcji „pokoju za
wszelką cenę”. Kriszna rozkazał wojownikowi Ardżunie; „idź i walcz”, chociaż
wiedział, że dojdzie do wielkiej i straszliwej zagłady, lepszej jednak od
znoszenia istniejącego zła. Rama poprowadził swoją armię, aby zgładziła
inkarnowane demony na starożytnej Lance. Jezus powiedział: „Nie przyszedłem,
aby przynieść pokój lecz miecz”.
Nauczał, że powinniśmy odpowiadać dobrem na uczynione nam zło i występować przeciwko
złu i niesprawiedliwości skierowanym przeciwko innym. Jego gwałtowne
wystąpienie, zwrócone do przyświątynnych oszustów z kantorów wymiany pieniędzy,
jest niewątpliwie symbolicznym wzorem właściwego postępowania. Uczniowie Śri
Aurobindo powiedzieli mi, że kiedy wybuchła II wojna światowa, ich mistrz
stwierdził, że jeśli zwyciężą naziści, to boski plan cofnie się o tysiąc lat.
Potem przystąpił do wykorzystywania swoich potężnych mocy okultystycznych,
takich jak podróże poza ciałem i dynamiczna telepatia, żeby wpływać na przebieg
wojny skierowanej przeciwko nazistom. Natknąłem się na inne dowody prawdziwości
tej wypowiedzi.
Chociaż
nienawidzę wojny, to w 1939 r. zgłosiłem się do służby wojskowej będąc
przekonany, że bez względu na koszty musimy wygrać wojnę z nazizmem. Wciąż mam
tę pewność. Istnieją wartości w obronie których musimy być gotowi poświęcić
nasze krótkie, ziemskie życie.
Wracając do
salonu w „Walthamstow” generał pokazał mi swój pierścień. „Swami zmaterializował
go w samochodzie, gdy jechaliśmy tutaj. Idealnie pasuje”. Był szczęśliwy jak
dziecko, które właśnie dostało od Świętego Mikołaja od dawna wytęskniony prezent.
Potem powiedział
poważnie: „Teraz podczas walki moją zbroją będzie świadomość Jego nieustannej
obecności. Przyrzekł opiekować się mną”.
Wśród wielbicieli
przybyłych do „Walthamstow” był mój przyjaciel z Madrasu, pan G.K. Damodar Row,
emerytowany sędzia i praktykujący adwokat. Wraz z pułkownikiem Jogarao, który nadzorował
prace budowlane Swamiego, spędzał wiele godzin na konsultacjach z Babą. Obu mężczyzn
otaczała aura tajemniczości. Tuż przed naszym wyjazdem z Ooty dowiedzieliśmy
się co było tematem konsultacji. Właściciel „Walthamstow” chciał sprzedać swoją
posiadłość i Swami, po przedyskutowaniu wszystkich aspektów tej sprawy,
ostatecznie zdecydował, że odkupi ją Trust Centralny.
„Swami nie
zamierza zostać plantatorem herbaty” upewnił nas ze śmiechem Jogarao. „Plantacja
zostanie wydzierżawiona dawnemu właścicielowi. Myślę, że Swami przeznaczy jedną
część domu na szkołę Sai, a drugą na letnią siedzibę wielbicieli. Może
organizować tutaj Letnie Kursy, a później wybudować na tym terenie uniwersytet”.
Tak więc, stara
rezydencja brytyjskiego gubernatora, miejsce przyjęć i angielskich tańców,
miała wziąć udział w programie edukacyjnym Sai. W
drodze powrotnej zatrzymaliśmy się w rezerwacie dzikiej przyrody na piknikowy
obiad. Mój umysł ponownie napełnił się nadzieją, że ta podróż ze Swamim zakończy
się cudami.
Szliśmy przez uroczy
teren wokół leśnego hotelu. Aparatem polaroid zrobiliśmy wiele kolorowych zdjęć
Swamiemu w otoczeniu wielbicieli, które stały się pamiątkami z podróży, podczas
której Wieczność naznaczała przemijające godziny Swym niezatartym piętnem. Był
to jednak jedyny cud, ponieważ następnym przystankiem był Brindawan, nasz dom.
Siedząc w pokoju,
zdecydowaliśmy, że ważna lekcja przekazana nam podczas safari sprowadza się do
tego, że Pan zawsze obsypuje nas błogosławieństwami, ale rzadko doświadczamy tego,
czego oczekujemy. Mimo to, była to cudowna wycieczka, odsłaniająca wiele nowych
przymiotów pieszczotliwej ręki Awatara.
Narada, przebywający zawsze blisko Pana, uważał,
że Bóg znajduje się poza jego zrozumieniem. Balarama, który inkarnował się jako
brat Pana Kriszny, nie potrafi zgłębić Jego osobowości. Jakże więc ty możesz
odkryć moje tajemnice?
Jeśli
posiadasz wiarę, Pan, będący rdzeniem twojej istoty, objawi ci się. Jest w
zasięgu twojej ręki. Pamiętaj o Nim jako o Wiecznym Świadku, który wszystko widzi
i wie.
Sathya Sai Baba
Rozdział 14
Śakti
Energia jest wieczną rozkoszą.
William Blake
Wkrótce po naszym
powrocie z Nilgiris przyjechała do Whitefield grupa Amerykanów. Było w niej
kilku moich starych przyjaciół – Elsie Cowan, Camille Svensson i Robert Silver,
adwokat z Ventury w Kalifornii. Mieliśmy nadzieję, że ich obecność zaowocuje
grupowymi audiencjami dla ludzi z Zachodu, w których weźmiemy udział. I tak się
stało.
Swami był w pełni
świadomy, że wciąż mam listę pytań dotyczących ścieżki duchowej, więc czasami
rozpoczynał interview słowami: „Jakieś pytania?” – i patrzył prosto na mnie.
Jedno z nich
doprowadziło bezpośrednio do krótkiego wykładu Baby na temat pojęcia Śakti.
Słowo to oznacza boską energię lub moc. Brahman, Absolut, jest Jednią ponad
wszelkimi dualnościami, takimi jak mężczyzna i kobieta. Ale żeby zainicjować
proces stwarzania, Brahman, nie mający początku i istniejący w wiecznej
teraźniejszości, ogranicza aspekty Swojej bezkresnej Jaźni i tworzy dualistyczną
biegunowość: pozytywną i negatywną. W zależności od tego jaką studiujecie filozofię,
ta pozytywno-negatywna biegunowość może być nazywana Puruszą i Prakriti, duchem
i materią, yin i yang (Chiny) oraz Śiwą i Śakti, a czasami Ojcem i Matką Stworzenia.
Nie wiadomo dlaczego tę moc czy też energię stworzenia uosabia pierwiastek
żeński, ale tak jest i zawsze było. Na poziomie Najwyższego Boga, posiadającego
formę, Śakti jest nazywana Matką Świata, a na opadającej skali niższych Bogów
przedstawiana jest zawsze jako kobieta.
Brahman, boska
podstawa wszelkiej egzystencji, posiada, jak powiedziano, trzy podstawowe
aspekty: Sat – Ćit – Anandę (absolutne
istnienie – absolutną świadomość oraz boskie najwyższe szczęście). Aspekt najwyższego
szczęścia manifestuje się jako energia, wielka Śakti, stwarzająca różnorodność
kosmosu. Jest matką wszelkich energii, ujawniających się na miliony sposobów w
całym wszechświecie. Jako mistyk, William Blake zauważył, że wszystkie energie,
istniejące w naturze i w nas, są wyrazem boskiej anandy, wiecznej, najdoskonalszej szczęśliwości. Człowiek, który
mógłby i powinien być kanałem anandy, często blokuje jej swobodny przepływ z powodu
swojej ignorancji.
„Gdzie twoja
Śakti?”, Swami zapytał niespodziewanie siedzącego obok Roberta. Pomyślałem, że
Robert powie: „Moja żona wróciła do Ventury”, lecz on zamiast tego dotknął
palcem siebie. Swami zwrócił się z tym pytaniem do innych, a ci wskazywali różne
części ciała. Lecz Baba śmiał się i potrząsał głową. „Śakti nie mieści się w jednym
miejscu, lecz jest wszędzie. Jesteście Atmanem, a Atman jest identyczny z
Brahmanem, jednak mocą, energią podtrzymującą wasze nieustannie zmieniające się
ciało i umysł jest Śakti”.
W Swym cudownym
sposobie ujednolicania różnych pojęć, Swami przeszedł do wyjaśnienia roli Śakti
w hinduizmie. Najwyższy, przejawiony, osobowy Bóg, Ojciec wszechświata, znany
jest jako Iśwara lub Mahesz. Jego trzy funkcje; tworzenie, podtrzymywanie i
niszczenie – gdyż ciągła destrukcja jest konieczna w procesie nieustannej
regeneracji – uosabiają trzej Bogowie: Brahma, Wisznu i Śiwa – często nazywany
Rudrą, a czasem Iśwarą. Nie oczekujcie od metafizyki indyjskiej spójnej logiki
arystotelesowskiej, ponieważ opiera się ona na własnej paradoksalnej logice.
Każdy Bóg tej
Trójcy posiada aspekt mocy reprezentowany przez boginie: Saraswati, Lakszmi i
Kali, nazywanej także Parwati. W mitologii są one znane jako małżonki Bogów i
każda z nich panuje nad określonym obszarem życia. Ale w swoim najgłębszym
znaczeniu symbolizują boską Śakti. Przeważnie, choć nie zawsze, żeby podkreślić
to najgłębsze znaczenie, wprowadza się przedrostek maha (wielka). Wtedy Mahasaraswati wskazuje na Śakti Brahmana,
Mahalakszmi na Śakti Wisznu i Mahakali na Śakti Rudry.
Trzy wielkie
Boginie przybierają różne formy. Na przykład czasami Mahalakszmi ma formę znaną
jako Durga trzymająca w ośmiu ramionach broń. Rzeźby, pisma święte i ikonografia
przedstawiają ją pod postacią srogiej Bogini siedzącej na lwie. Lew w tym
przypadku symbolizuje prawość depczącą łapami demona. Durga, wojownicza Matka,
jest odpowiednio Wielką Śakti Wisznu, która w kilku Swoich inkarnacjach
niszczyła demoniczne moce i przywracała sprawiedliwość.
Jej najważniejszym wyczynem, opisanym w mitologii,
było zabicie potężnego, dewastującego Ziemię demona Mahisza. Dla upamiętnienia
tego wydarzenia ustanowiono w Indiach święto. W Bengalu jest ono znane jako
Durga Pudża, a w innych regionach Indii jako Daśara lub Nawaratri. Przez
dziewięć dni tego święta honoruje się Durgę wspaniałymi przedstawieniami i
rytuałami zdającymi się dotykać czegoś głębokiego w podświadomym życiu Indii.
Boginie, podobnie
jak Bogowie, są zwykle przedstawiani z czterema ramionami, a nie z ośmioma. Na
przykład Saraswati – związana z kolorem białym, uważana za opiekunkę nauki, mowy
i sztuki – ma cztery ręce. W dwóch z nich trzyma książkę i winę.
Czasami, kiedy chodzi o podkreślenie duchowych dążeń, miejsce winy zajmuje różaniec. W tym miejscu
Swami przerwał wykład i zapytał kilka osób, czy widzieli Śakti. Wszyscy przecząco
potrząsnęli głowami. Swami poruszył dłonią skierowaną do dołu, w znany nam i
zawsze ekscytujący sposób. Gdy zamknął pięść, rozległ się metaliczny dźwięk. Kiedy
ją rozchylił, zobaczyliśmy złoty, okrągły wisiorek z wygrawerowaną na nim
postacią. Baba podał go nam do obejrzenia.
Wisiorek miał
około 3,8 cm średnicy i posiadał siedem złotych, metalowych kulek zawieszonych
na krótkich łańcuszkach. Wytłoczona postać siedziała na lotosie. Miała cztery ramiona,
ale nie mogłem dostrzec, co w nich trzyma. Hindusi powiedzieli nam później, że
przedstawiała Lakszmi. Skoro tak, była to Śakti Wisznu, opiekunka wszechświata
i Bogini obfitości. Zatem trzema trudnymi do rozpoznania przedmiotami w Jej
ręku powinny być; snopek zboża, naczynie wypełnione nektarem i lotos.
Baba kontynuował
wykład, podczas gdy wisiorek przechodził z rąk do rąk. Kiedy przestałem się na
nim koncentrować, usłyszałem jak Swami mówi: „Bóg jest we wszystkim”.
„I Ty jesteś wszystkim! Nie odpowiadaj mi
teraz!”, powiedziała Elsie Cowan. Napełniła tę uwagę miłością matki zwracającej
się do dziecka. Pomyślałem, że mogłaby być Jaśodą upominającą małego Krisznę.
Sutra nr 82 ze
zbioru sutr Narady poświęconych bhakti,
stwierdza: „Oddanie lub boska miłość, chociaż jest tylko jedna, może przejawiać
się na jedenaście różnych sposobów, jako: miłość do chwalebnych przymiotów Boga;
miłość do Jego urzekającego piękna; uwielbianie Go; pamiętanie o Nim z miłością;
służenie Mu z miłością; kochanie Go jak przyjaciela; kochanie Go miłością
dziecka; miłowanie Go jak ukochanego – jak żonę lub męża; całkowite poddanie
się Bogu; całkowita jedność z Nim i cierpienie wywołane rozłąką z Nim.
Jeden z interpretatorów
napisał: „To nie oznacza, że boska miłość ma tylko jedenaście postaci. Istnieje
prawdopodobieństwo, że jest ich tak dużo jak ludzkich relacji… oraz że w tej
samej osobie przejawiają się różne postawy w różnych okresach czasu”.
Interpretator
mówi także, że różne rodzaje miłości obecne w poszczególnych osobach mogą być
przypisane do odmiennych gustów, priorytetów i upodobań pochodzących z
dominujących tendencji w poprzednich wcieleniach lub być może zależą od
tajemniczych boskich celów, możliwych do osiągnięcia jedynie w określony
sposób. Dzięki temu, na przykład, Narada i Wjasa zawsze znajdują rozkosz w
śpiewaniu na chwałę Pana.
Bardzo ważnym
rodzajem miłości, który nie został umieszczony na liście jedenastu, jest, jak sądzę,
miłość dziecka do rodzica – do matki lub ojca. To bardzo dobrze znany i
rozpowszechniony typ boskiej miłości. Reprezentuje go na przykład miłość Śri
Ramakriszny
do Boskiej Matki. Również wielu chrześcijańskich świętych przejawiało miłość do
Boga w taki sposób, w jaki dziecko okazuje je ojcu. Wielu interpretatorów
powołuje się na rodziców (Wasudewę i Dewaki) oraz na rodziców zastępczych (Nandę
i Jaśodę), jako na najdoskonalsze przykłady ludzi, w których boska miłość przyjęła
postać rodzicielskiej miłości do Kriszny, Boskiego Dziecka. Należy do niej
również miłość Dziewicy Maryi do Jezusa, mimo że uświadamiała sobie Jego Boskość.
Chociaż boska miłość
przepływa przez różne kanały i jest przez nie do pewnego stopnia zabarwiana, to
w rzeczywistości jest szersza i głębsza niż ludzka miłość tego samego typu. Na swoim
najwyższym poziomie oczyszcza się ze wszystkich egoistycznych względów dzięki głębokiemu
wpływowi Obiektu miłości i staje się bezwarunkową boską miłością.
Jak zauważyłem,
miłość do Sai Baby, odczuwana przez Jego wielbicieli przyjmuje formy miłości do
przyjaciela, do Boskiego Ojca i Boskiego Dziecka. Kilka starszych pań z Indii –
zwłaszcza te, które Go znały jako bardzo młodego człowieka – okazuje Swamiemu
rodzicielską miłość, mimo że przez cały czas gdzieś w kąciku ich umysłów tli
się świadomość, że Swami jest Awatarem.
Tego typu
miłością, przynajmniej w jakichś okresach, jest miłość Elsie Cowan, jak
wskazują na to rzucane przez nią uwagi. Baba odpowiada na nie półuśmiechem
wskazującym, że rozumie kryjące się za nimi uczucia.
Maksyma bhakti jogi mówiąca, że miłość człowieka
do Boga często zawiera w sobie wyraźne ślady różnego typu ziemskich miłości,
wskazuje, że jest ona w istocie odbiciem boskiej Miłości i im więcej
wprowadzamy w to odbicie Rzeczywistości, tym lepiej. Thomas a Kempis
pisze: „Żadna miłość nie jest prawdziwa i czysta, jeśli nie wywodzi się ze Mnie
(Boga).” Dlatego powinniśmy
praktykować cudowną, transformującą sztukę dostrzegania Pana w przyjacielu,
żonie, mężu, dziecku, rodzicach i we wszystkich obiektach naszej ziemskiej
miłości. Jeśli uczynimy to, na przykład z partnerem, wieloletnie konflikty
małżeńskie zostaną rozwiązane.
Baba spojrzał na
grupę, żeby zobaczyć co dzieje się z wisiorkiem. Wisiorek obiegł krąg i spoczął
na kolanie Elsie, blisko Niego. Uniósł go do góry i zapytał rozglądając się
„Czy wszyscy go obejrzeli?”. Tak, wszyscy. Niektóre panie, bez wątpienia, miały
nadzieję, że trafi do nich.
Jedyną osobą w
ostatnim rzędzie pań, która ani tego nie oczekiwała ani się spodziewała, była
Iris. Niespodziewanie, Swami rzucił jej wisiorek ponad głowami siedzących.
Zaskoczenie wywołane tą niespodzianką było tak wielkie, że złapała go w
ostatniej chwili. Potem na jej twarzy pojawiła się radość i pokłoniła się Babie
w geście głębokiej wdzięczności.
Później
powiedziała do mnie: „Myślę, że Swami dał mi wisiorek przede wszystkim dlatego,
że zadałeś Mu pytanie, które skłoniło Go do wykładu o Śakti”.
Być może. Ja
jednak sądzę, że zdecydowały o tym inne, głębsze powody, sprawiające, że otrzymała
ten dar i łaskę. Ostatecznie jedynie Swami wie, dlaczego coś robi. Czasami
zdarza się po jakimś czasie, że je poznajemy.
Bóg przebywa w tobie jako radość. To dlatego
zawsze szukasz radości we wszystkim, co cię otacza. Aby stać się tak radosnym
jak Radha, Ramakriszna czy Wiwekananda,
musisz poświęcić swoje ego i nasycić się Bogiem, mając świadomość, że Bóg jest
twoją istotą. Dopóki
pozostają w tobie ślady ego, nie możesz wyraźnie widzieć Boga. Uwolnisz się od
egoizmu, powtarzając sobie nieustannie: „To On, nie ja. On jest mocą, ja tylko
instrumentem”. Miej zawsze na języku Jego imię. Kontempluj Jego chwałę za
każdym razem kiedy widzisz coś pięknego lub wspaniałego. Dostrzegaj w każdym
samego Boga, poruszającego się w tej formie. Nie mów źle o innych, dostrzegaj w
nich tylko dobro. Witaj każdą okazję niesienia pomocy innym – pocieszaj ich,
dodawaj odwagi na duchowej ścieżce. Pozostań pokorny, nie unoś się dumą z
powodu swojego bogactwa, autorytetu, posiadanej wiedzy lub grupy, do której
należysz. Poświęć wszystkie swoje fizyczne dobra, zdolności umysłowe i
osiągnięcia intelektualne służbie dla Boga. Wtedy twoje ego zostanie wymazane.
Sathya Sai Baba
tłum. J.C.
Francis Thompson (1859 –
1907) – angielski poeta, twórca katolickiej poezji religijnej. Był twórcą symbolicznej
wizji boskości natury i potęgi Boga. Utakamand (ang.
Ootacamund, w skrócie Ooty) – miasto na południu Indii w stanie Tamilnadu w
górach Ghaty Zachodnie, wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO, znana
na całym świecie jako uzdrowisko klimatyczne, ośrodek turystyczny i końcowa
stacja linii kolejowej w masywie Nilgiri. Prezydencja Madraska (indyjska prowincja) lub
fort św. Jerzego (pierwszej angielskiej twierdzy w Indiach) obejmowała
większość południowych Indii. Zimową stolicą prezydencji był Madras, letnią Utakamand. Ewangelia wg św. Mateusza 10:34 Wina – staroindyjski
instrument strunowy, przypominający lutnię. Ramakriszna Paramahamsa (1835-1886), jeden z najważniejszych indyjskich świętych
hinduizmu. Nauczał jedności wszystkich religii, jedności istnienia i oddania Bogu. Thomas a Kempis (1380-1471) niemiecki zakonnik, teolog i mistyk, autor „O
naśladowaniu Chrystusa”, jednej z najbardziej znanych chrześcijańskich książek poświęconych
pobożności. Swami Wiwekananda (1863-1902),
hinduistyczny mistrz duchowy, uczeń Ramakriszny Paramahansy. Jego największym
osiągnięciem było propagowanie filozofii hinduistycznej na Zachodzie.