Boskie gry Bala Sai
V.R.Kriszna Kumar
(wyjątki – ciąg dalszy)
Ślepa wiara
    Zobaczmy teraz jak Swami upomniał człowieka, który sądził, że jest bardzo wykształcony i mądry. Do mandiru przyszedł starszy pan. Przyglądał się architekturze, dekoracjom i rytuałom wielbienia Boga. Dwie wdowy w podeszłym wieku, pani Sawitramma i pani Konamma, zapaliły lampy i ustawiły przedmioty potrzebne podczas pudży, oddawania czci Panu i sesji bhadżanowej. Mężczyzna zapytał szeptem, czy nie byłoby lepiej, gdyby wykonywały tę pracę młodsze kobiety. Sawitramma, pani o czystym sercu, nie odpowiedziała nic myśląc, że niepokoi się o nią, ze względu na jej zaawansowany wiek. Natomiast on uważał, że wdowy nie powinny zajmować się tego rodzaju przynoszącymi pomyślność czynnościami. W tamtych czasach przestrzegano obyczajów ściśle i bez zrozumienia. Wdowom i młodym niezamężnym kobietom nie pozwalano uczestniczyć w przynoszących pomyślność ceremoniach. Brały w nich udział jedynie kobiety mające mężów. Nikt nie odgadnie jak i kiedy zwróciło to uwagę Swamiego! Przechadzał się tu i tam po mandirze, ale nikt nie potrafił powiedzieć, co Go interesuje. Jego przenikliwe oczy dostrzegały wszystko i nie istniało nic, o czym by nie wiedział.
    Tego wieczoru Swami opowiedział nam historię pewnej zamożnej rodziny. Mieli syna, którego bardzo kochali i wychowali w karności. Umieścili go w gurukuli prowadzonej przez mądrego guru. Gdy przyswoił już sobie wiedzę i miał wyjeżdżać, guru poradził mu, żeby zawsze mówił prawdę. Młodzieniec ściśle wypełniał to polecenie. Wybrano mu żonę i zajęto się niezwłocznie przygotowaniami do zaślubin. Podczas ceremonii odprawiano wiele rytuałów. Jednym z nich była pieśń błagalna skierowana do gwiazdy Arundathi[1]. Pandici[2] wyrecytowali odpowiednie mantry i poprosili pana młodego, aby spojrzał na gwiazdę, po czym odśpiewali kolejne mantry i zapytali, czy je zrozumiał. Następnie kazali mu uzyskać błogosławieństwo kobiet mających mężów, uważane za bardzo pomyślne. Niespodziewanie pan młody załamał się i zaczął płakać. Rodzice pomyśleli, że rozczarował go sposób prowadzenia uroczystości, a teściowie, że nie satysfakcjonuje go to, co mu ofiarowano. Panna młoda sądziła, że być może zmuszono go do małżeństwa wbrew jego woli. Każdy z przybyłych na uroczystość doszedł do innego wniosku. W końcu pewien starzec skłonił go do mówienia. „Od wczesnego dzieciństwa zawsze mówiłem prawdę” szlochał pan młody. „Tutejsi pandici zmuszają mnie do kłamstw w drobnych sprawach. Kazali mi w jasny dzień oglądać gwiazdę Arundathi. I chociaż nie rozumiałem ich mantr, musiałem powiedzieć, że je rozumiem. Teraz namawiają mnie, żebym uzyskał błogosławieństwo niedoświadczonych młodych mężatek, chociaż są tutaj obecne rozważne i mądre wdowy. Co mnie czeka, skoro wypowiadam tyle kłamstw w nic nieznaczących i niemądrych sprawach?”. Starzec głośno się roześmiał, ale mimo wszelkich wysiłków nie umiał pocieszyć pana młodego właściwą odpowiedzią. Ostatecznie rzekł: „To są stare zwyczaje, przestrzegane od wieków. Nawet jeśli ich nie rozumiemy nie powinniśmy się martwić”.  
    Nagle Swami zwrócił się w stronę owego starszego dżentelmena, który dawał rady pani Sawitrammie: „Czy zgodzisz się, że są to nasze zwyczaje, które skrupulatnie przestrzegamy?”. Biedny człowiek, pomimo całej swojej rozległej wiedzy nie potrafił na to odpowiedzieć. Swami wyjaśnił mu ze współczuciem: „Nocą widzisz gwiazdy, lecz kiedy nie dostrzegasz ich w świetle dziennym, to czy wnioskujesz z tego, że ich tam nie ma? W oczach Boga wszystkie kobiety są jednakowo błogosławione, także wdowy, zatem żadna z nich nie ma wad, które pozwalałyby przypuszczać, że nie przyniesie komuś szczęścia”. To otworzyło oczy starszemu panu, uważającemu się za bardzo mądrego człowieka. Błagał Swamiego o przebaczenie i zaakceptował fakt, że jego znajomość Śastr okazała się daremna, skoro nie pojął ich wewnętrznego znaczenia.
    Pani Sawitramma, obserwując tę scenę zapytała, o co chodzi. Nie zrozumiała, że wszystko to zapoczątkowały uwagi starszego pana. Była pod opieką boskiej łaski i nie przejmowała się negatywnymi komentarzami! Kiedy jej to wytłumaczyłem, była zaskoczona. Swami nie raniąc niczyich uczuć przekazuje w odpowiedni sposób ważne lekcje. Nie uchybił starszemu panu w obecności innych. Na tym polegała Jego wielkość. 
Groźni chuligani
    Jak już wspomniałem, nasza rodzina z Kuppam pojawiła się po raz pierwszy w Puttaparthi w 1945 r. Planowała zatrzymać się w aszramie trzy dni, ale przebywała trzy miesiące. Działo się tak za każdym razem. Mój przypadek był inny, ponieważ po powrocie rodziny do Kuppam zwykle po kilku dniach dostawałem od Swamiego wezwanie do powrotu. Wracałem więc szybko, za każdym razem zabierając ze sobą różne drobiazgi, takie jak girlanda z kwiatów wykonana przez moją mamę, kilka rzeczy zapakowanych do osobnych koszyków, a co najważniejsze, starannie wybrane cukrowe jabłka[3] z pobliskiego lasu. Swami z radością przyjmował to wszystko, gdy tylko docierałem na miejsce.  
     Podczas jednej z takich podróży, dźwigając swój bagaż, znalazłem się rankiem w Penugondzie[4]. Jak zwykle nastawiłem się na długie czekanie, ponieważ autobusy nigdy nie przyjeżdżały punktualnie. Usiadłem w pobliskiej herbaciarni, traktując ją jak poczekalnię. Roiło się w niej od awanturników lubiących wpędzać podróżnych w kłopoty. Upodobali sobie szczególnie osoby jadące do Puttaparthi. Otoczyło mnie kilku chuliganów i zaczęli się ze mnie wyśmiewać. Zwykle nie przeciwstawiał się im żaden obcy. Zażądali ode mnie herbaty, na co zgodziłem się bez słowa. Przeważnie nie tracę spokoju, ale jeśli ktoś przekracza granice walczę bez wahania, nawet ryzykując życie. Kiedy zawiodły ich wszelkie sposoby sprowokowania mnie, jeden z nich spróbował zajrzeć do kosza przeznaczonego dla Swamiego. To mnie wzburzyło i wdałem się w bójkę z przywódcą gangu. Ponieważ powiodło mu się z wyłudzeniem ode mnie herbaty, był pewny, że się poddam. Chwyciłem kuchenny nóż, który tam leżał i zaczęliśmy się tarzać po ziemi. Gdy zjawiła się policja, żeby nas rozdzielić, moje ubranie było w wielu miejscach podarte i poplamione krwią.
    Obecni tam ludzie poinformowali inspektora, że często odwiedzam Swamiego, że należę do dobrej rodziny i nigdy dotąd nie sprawiałem kłopotów. Wobec tego aresztowano przywódcę gangu i pozwolono mi kontynuować podróż. Kiedy go zabierano, podkreśliłem, że nie jestem zainteresowany bójką, ale zawsze interesują mnie przyjaźnie i miłość do wszystkich. W tym momencie nadjechał autobus, do którego wsiadłem. Wiadomość o tym wydarzeniu rozprzestrzeniała się z szybkością ognia i dotarła do Puttaparthi przede mną. Została jednak okropnie przekręcona: „Murthy zabił chuligana!”. Kiedy szedłem w stronę starego mandiru w podartym i umazanym krwią ubraniu, zarzucono mnie pytaniami. Kiedy zobaczyłem Swamiego, podbiegłem i upadłem Mu z płaczem do stóp. Zapytał mnie serdecznie czy jestem cały. Sposób w jaki okazywał mi miłość sprawił, że zacząłem jeszcze rozpaczliwiej szlochać. To był skutek miłości Boskiej Matki! Z przyjemnością otworzyłem koszyk i ofiarowałem Swamiemu girlandę kwiatów oraz cukrowe jabłka. Swami zabrał mnie do swojego pokoju i wypytał na temat wydarzenia w Penugondzie, jak gdyby o niczym nie wiedział. Boski Aktor odegrał swoją rolę, żeby mnie pocieszyć.
     Rankiem następnego dnia ujrzeliśmy inspektora policji w towarzystwie kilku ludzi i przywódcy gangu, idących w kierunku mandiru. Chuligan ruszył w moją stronę, a przyglądający się temu ludzie myśleli, że mnie uderzy. Jednak on pokornie chwycił mnie za ręce i przeprosił za niewłaściwe zachowanie. Zdziwiło to wszystkich obecnych. Kiedy weszliśmy do świątyni, Swami zapytał go żartobliwie, czy wciąż jest niebezpiecznym człowiekiem. Mężczyzna upadł Mu do stóp i zapewnił: „To była tylko moja wina! Od tej chwili nie będę atakował Twoich wielbicieli. Przyrzekam Ci”. Współczujący Pan Sai Prabhu (Nieśmiertelny) poczęstował go smakołykiem i traktował jak innych wielbicieli. Ostatecznie przywódca grupy chuliganów stał się bardzo pomocną osobą. Gdy co jakiś czas odwiedzał Puttaparthi, służył wielbicielom.
     Bóg nie wykonuje wszystkich zadań osobiście. Włącza i angażuje w to innych. W tym celu, przed nadejściem właściwego czasu, wybiera odpowiednią osobę. Dlaczego jednak nie rozumiemy Jego boskiej woli? Najważniejszym powodem jest to, że naszą mocną wiarę osłabia brak cierpliwości. Ale nasz Trikaladżjani, znawca przeszłości, teraźniejszości i przyszłości, wie wszystko. Pan Kriszna mógł w jednej chwili powstrzymać wielką wojnę opisaną w „Mahabharacie”, pragnął jednak umocnić boską chwałę przekazując ludziom Gitę i ustanowił dharmę dla pomyślności świata. Bez tej wojny ów wielki cel nie zostałby zrealizowany. Każdy Awatar ma do czynienia ze sprzeciwem i niewiarą. Zstępuje właśnie dla dobra tych ludzi. Wszystko jest jedynie Jego boską grą.
Zamożna rodzina
     Pewna zamożna rodzina przyjechała do Puttaparthi czterema autami. W czasach, kiedy oglądanie jednego samochodu było rzadkością, cztery auta stanowiły nadzwyczajny widok. Przywieźli własne namioty, wiedząc, że brakuje udogodnień. Czyżby Swami nie wiedział o ich przyjeździe? Wypił kawę i z jakiegoś tajemniczego powodu wycofał się do Swojego pokoju. Goście czekali na Niego w mandirze, ale Swami nie zajrzał tam przez większą część dnia. Czekali długo, gdy nagle nasz Pan się pojawił i spojrzał na nich ze zdziwieniem. Natychmiast położyli owoce i inne ofiary. Swami rozpoczął sesję bhadżanową i rozległ się śpiew. Gdy Baba nie chce z kimś rozmawiać, ma na to niezwykłe sposoby. Zamknął sesję przed czasem, rozdał jako prasadam wszystko co przyniesiono i zniknął. Goście, mając przed sobą długie czekanie, usiedli w kącie mandiru. Nikt nie wiedział gdzie poszedł Swami. Około 22:00 wkroczył majestatycznie do swojego pokoju, nie odzywając się do nikogo.
     Następny dzień rozpoczął się jak zwykle. Goście próbowali porozmawiać ze Swamim, ale On skłonił ich by usiedli i rozpoczął tak: „Ludzie przywiązani do zasad nie powinni mieć trudności z odróżnianiem dobra od zła. Postępują właściwie nawet gdy poniosą wielkie straty. Myślenie o tym jak skomentują to głupcy, martwienie się, co powiedzą o tym inni nie powinno wam przeszkadzać w osiągnięciu celu i podejmowaniu dobrych decyzji. Kroczcie pewnie właściwą drogą, skupiając się całkowicie na dharmie natury i wykorzystując w pełni swoją mądrość. Wybierając pomiędzy dobrem a złem polegajcie całkowicie na tym, co się pojawi w głębokiej kontemplacji. Nie powinny wpływać na was myśli, opinie ani życzenia innych ludzi. Ale jeśli wpadliście w szpony chciwego umysłu, kierowanego przez zmysły i ograniczone przekonania, musicie zrobić wszystko, żeby go pokonać”.
    „Umysł i umysł rozróżniający, to dwie zupełnie różne sprawy. Umysł daje się unosić pragnieniom i emocjom, natomiast umysł rozróżniający prowadzi do prawdy. Zwykle, opierając się na tym jak zostaliście wychowani oraz na panującej wokół was atmosferze i sposobie myślenia, zaczynacie wyciągać wnioski. Zakładacie, że są właściwe i stosujecie się do nich. Szlachetne uczynki mądrych ludzi napotykają wiele przeszkód, lecz oni z odwagą stawiają im czoło. Trzymają się mocno zasad i wykorzystują zdolność rozróżniania, aby znaleźć właściwe odpowiedzi na wszystkie pytania i zwyciężyć poprzez zniszczenie zła. Nie możecie ślepo wierzyć, że wszystko co robicie jest właściwe. Powinniście nauczyć się analizować swoje uczynki, zarówno duże jak małe, zachowując otwarty umysł. Jeśli zrealizowaliście wielkie przedsięwzięcie z udziałem niegodziwego umysłu, to na pierwszy rzut oka owe osiągnięcie wydaje się wielkie, jednak na dłuższą metę okazuje się nic nie warte. Wasze życie i siły nie są wieczne, więc sami nie możecie wykonać wszystkiego. Starajcie się zrobić to, co pozostaje w waszym zasięgu. Zamiast modelować duże i silne ciało, o wiele lepiej jest kształtować dobre serce. Zacznijcie pracować, przechowując to wszystko w pamięci. Jeśli ludzie posiadający wiedzę nie przekazują jej potrzebującym, stają ramię w ramię z demonami”, zakończył Swami. Domyślacie się pewnie, że Swami nie poruszył tego tematu bez szczególnego powodu.
     Po wysłuchaniu Bala Sai najstarszy członek rodziny upadł Mu do stóp i powiedział: „Swami! Zastanawiałem się jak rozwikłać swój problem. Nawet nie marzyłem, że rozwiążesz go w tak przystępny i delikatny sposób”. Swami odrzekł z uśmiechem: „Nie istnieje nic, czego nie mógłbym zrobić”. Pobłogosławił ich i powiedział: „Człowiek podejmujący decyzje w dużej rodzinie powinien mieć do siebie pełne zaufanie. Jeśli zamiast tego pozwala, żeby wpływały na niego wskazówki i myśli innych osób, to nie osiągnie zwycięstwa, a pozostawi po sobie jedynie nieporozumienia i zniechęconych ludzi. Ten świat nie jest wieczny i człowiek powinien wiedzieć jak go traktować”. Powyższa prawda nie odnosiła się tylko do nich, ale do całego świata. Bez względu na to jak wielki był problem i jak potężny przywódca, Swami był ekspertem w natychmiastowym rozwiązywaniu spraw. Nie wszystkim łatwo to zrozumieć. 
     Podczas wielkiej wojny opisanej w „Mahabharacie” Bhagawan Kriszna rozwiązywał wiele problemów wykorzystując podstęp. Ludzie, których myślenie było ograniczone, komentowali to jako działanie przeciwko dharmie. Ale każdy czyn Kriszny wynikał z prawości. Jeśli Bóg nie stoi po naszej stronie, nie wypełnimy dharmy. Cokolwiek powiedziano, trzeba słuchać z uwagą. Jeśli chcemy stać się wielkimi ludźmi, musimy wykazać się cierpliwością i analizować swoje błędy, to bardzo istotne. Ważnym wnioskiem wypływającym z wojny opisanej w „Mahabharacie” jest uświadomienie sobie własnej mocy. Zarówno Ardżuna jak Durjodana szukali wsparcia u Kriszny. Boski Dyrygent, Kriszna, w pełni świadomy ich przybycia, udawał, że śpi. Kiedy wstał, dostrzegł najpierw prawość w osobie Ardżuny, a dopiero potem niegodziwość w osobie Durjodany. ‘Tamten’ Kriszna jest ‘tym’ Panem Sai i w żadnym wypadku nie znaczy mniej niż Kriszna! Wiedzą o tym jedynie ludzie, którzy doświadczyli Jego cudów. Musimy zrozumieć, że Bala Kriszna z Brindawanu przyjął postać Bala Sai z Puttaparthi. Uświadamiają to sobie przyjeżdżający tutaj ludzie o czystych sercach, natomiast osoby związane z własnymi nieugiętymi poglądami nie mają tyle szczęścia. Żeby dało się rozplątać skłębioną nić, musi ona być elastyczna. Twarda i sztywna nikomu się nie podda. Podobnie w życiu trzeba być elastycznym, dawać i przyjmować z otwartym umysłem.
Dalekowzroczny
     Zwykle kazania wielkiego świętego Wasiszty były przyjmowane z wielkim szacunkiem. Uważano jego błogosławieństwa za najpomyślniejsze w świecie. Jeśli słowa wielkiego świętego uważano za tak ważne, to jaka powinna być wartość słów wypowiedzianych przez Bala Sai, Wszechmogącego Boga! Chociaż nie czuliśmy bliskości świętego Wasiszty, to mieliśmy ogromne szczęście przebywać z naszym Panem, Bhagawanem Sai. Pomimo że jest Bogiem, to ilekroć się odzywał, otaczający Go zwykli ludzie nie traktowali Jego słów poważnie, a nawet z nich drwili. Nie wiedzieli, że Jego słowa są dla nas ‘wielkimi drogowskazami’, umożliwiającymi w tym świecie kroczenie właściwą drogą. Tylko garstka ludzi żyła zgodnie z Jego naukami. Pozwólcie, że przytoczę wam teraz epizod z mojego życia, potwierdzający to stwierdzenie.

       Oddaloną od świata wioskę Puttaparthi otaczały wzgórza i pagórki. Na drogach, byliśmy narażeni na spotkanie z dużymi, czarnymi skorpionami. Nigdy w życiu nie widzieliśmy tak dużych i jadowitych skorpionów. Ich ugryzienie mogło powodować śmierć. Pewnego razu do mandiru przyszedł człowiek ukąszony przez ich króla. Chociaż odczuwał przenikliwy ból, Swami udawał, że jest bardzo zajęty i rozmawiał z wielbicielami. Po jakimś czasie polecił mi utrzeć pastę z liści tulsi (bazylii) i soku limonki i nałożyć ją na ukąszone miejsce. Wykonałem dokładnie Jego polecenie, a ów człowiek został natychmiast uwolniony od bólu i w pełni wyleczony. Pokłonił się Swamiemu z wdzięcznością i opuścił mandir. 
     Zdziwił mnie bardzo komentarz Swamiego, że taki ignorant i niepiśmienny głupiec jak ja zostanie w przyszłości lekarzem. Słuchający tego ludzie myśleli, że Bala Sai żartuje i śmiali się. Nawet ja nie zrozumiałem, co Swami miał na myśli. Prawdy i wielkości Jego słów zrozumieć nie jest łatwo. A przecież są równie prawdziwe jak słowa Brahmy i nigdy nas nie zawiodły. Chociaż Swami skłaniał mnie do studiów medycznych w 1945 r., to dopiero w 1999 r. zauważyłem jak bardzo było to cenne. Jego słowa należy traktować jak najpoważniej. Ignorując je, dużo tracimy. Chociaż nasze życie nie należy do nas, powinniśmy dołożyć wszelkich starań, żeby właściwie je wykorzystać. Przepowiednie Swamiego wpływały natychmiast na osoby potrafiące je dostrzec, ale ja miałem szczęście uświadomić sobie co miał na myśli dopiero po upływie kilku dziesięcioleci, kiedy rozpocząłem praktykę lekarską.
Szczęśliwość służenia
    Mijały dni, a łaska Bala Sai wciąż na mnie spływała. Dzięki temu miałem wiele okazji do służenia lotosowym stopom Bhagawana. Miłość Swamiego nie miała końca. Na początku nie zdawałem sobie sprawy z wielkości Jego miłości, bo nigdy nie doświadczałem czegoś podobnego. Potrafiłem pływać w oceanie życia jedynie dzięki dyscyplinie, której nauczyli mnie rodzice. Dyscyplinę można uznać za najbardziej istotną dla życia, ale wielka dyscyplina przekazana mi przez Bala Sai była znacznie większa niż ta, którą przekazali mi rodzice. Skierowanie mnie na tę ścieżkę nie było łatwym zadaniem, lecz nasz Pan potrafił każdemu wskazać właściwą drogę.   
     Nawet gdyby przyjechali tu milionerzy i miliarderzy, żeby ofiarować Mu całe swoje bogactwo, trudno byłoby im osiągnąć sukces. Jeśli sam Pan Śiwa, mieszkaniec Kailasy, staje przed nami jako skromny Bala Sai, to kimże jesteśmy? Miałem szczęście być przydatny Panu w starym mandirze i mieszkać z Nim w Jego pokoju, a przez to służyć Jego stopom i spoczywać przy nich. Nie da się opisać tej wspaniałej bliskości! Jeśli uświęcił tak wiele wspaniałych istnień mających formę pachnących, kolorowych kwiatów wplecionych w ofiarowaną Panu girlandę, to ja, jak podtrzymującą je nić, także zostałem uświęcony. Przenikała mnie błogość i byłem pewien, że tak będzie zawsze. Pozostawanie blisko Bala Sai było Jego łaską. Sprawiło, że nauczyłem się wielu rzeczy w tym życiu. 

świątynia Satjammy

     Naprzeciwko starego mandiru wciąż stoi świątynia Satjammy, opiekuńczego bóstwa Puttaparthi. Swami powiada, że dzięki Jej łasce wszystkim mieszkającym tu ludziom będzie się dobrze wiodło. Bhagawan, gdy był młodszy, spędzał w niej mnóstwo czasu, rozsądzając wiele spraw i wydając orzeczenia. Jak zdobył doświadczenie w tak młodym wieku? Czy ktokolwiek potrafi odpowiedzieć na to pytanie? W tamtych czasach pani Subbamma z rodziny Karnamów tak bardzo kochała Swamiego, że można ją uznać za Jego drugą matkę. On również okazywał jej dużo miłości. Jego błogosławieństwo obdarzyło ją niezwykłym szczęściem. Nie żyła już, gdy nasza rodzina przyjechała do Puttaparthi. Chociaż nie byliśmy świadkami łączącej ich miłości, mieliśmy przyjemność usłyszeć o tym od samego Swamiego i odnosiliśmy wrażenie, że widzimy na własne oczy rozgrywające się wówczas wydarzenia. To dzięki jej wysiłkom wybudowano stary mandir i wielu wielbicieli, tak jak my, na tym skorzystało. Chociaż był dosyć mały, to wydarzenia, które miały tam miejsce były wspaniałe. Jedynie garstka ludzi, w tym my, miała przywilej oglądania boskich lil Bala Sai.
    Słyszeliśmy, że Swami był pięknym dzieckiem. Ludzie będący świadkami Jego blasku, przypominającego lśnienie srebrzystego, chłodnego księżyca, mieli bez wątpienia wielkie szczęście. My również mieliśmy to wielkie szczęście, ponieważ gdy Go zobaczyliśmy jaśniał jak czyste, białe perły oświetlone chłodnymi promieniami księżyca. Teraz lśni jak milion klejnotów.
Pierwsza okazja do służenia
   Swami bardzo lubił żuć paan – mieszanka z delikatnych liści betelu z odrobiną soku limonki i drobnych kawałków orzeszków areki. Sprawiało Mu to tak ogromną przyjemność, że nie mogliśmy wyobrazić sobie Bala Sai bez paanu. Miałem zaszczyt zaopatrywania Swamiego w najlepszy paan. Była to pierwsza okazja służenia podarowana mi przez Bhagawana, z powodu której przez większość czasu trzymał mnie przy sobie. W tak gorącym miejscu jak Puttaparthi było bardzo trudno dostać delikatne i świeże liście betelu. Wielbiciele, wiedząc o Jego upodobaniu, przywozili je z sobą, a ja zawijałem w wilgotny materiał, aby zachowały świeżość. W tamtych czasach nie było elektryczności ani lodówek. Do moich obowiązków należało wypełnianie raz na jakiś czas małej srebrnej szkatułki delikatnymi liśćmi pieprzu betelowego. Niezliczoną ilość razy umieszczałem też w niej pozostałe składniki paanu. Z powodu nieustannego żucia, usta Bala Sai były czerwone jak owoce Biona[5] lub pokryte szminką wargi kobiet. Używał zawsze czystych, białych chusteczek i po jakimś czasie chusteczki były pokryte czerwonymi plamami. Możecie sądzić, że przygotowanie wszystkiego na czas było prostym zadaniem, ale nie zawsze było to łatwe.
    W tym okresie byłem związany ze Swamim jak Hanuman z Panem Ramą. Pewnego razu Hanuman został pobłogosławiony zadaniem – miał strzelać palcami za każdym razem, gdy Rama ziewał. Na pierwszy rzut oka wydawało się to bardzo proste, ale wykonywanie tej misji było niemalże niemożliwe. Gdy Hanuman je otrzymał, wszyscy obecni kpili śmiejąc się z tak prostego zadania. Tej nocy Rama, pragnąc odpocząć, udał się do komnaty, a po chwili weszła do niej Sita, która była bardzo zaskoczona obecnością Hanumana w prywatnych pomieszczeniach. Zapewniła go, że wszystkim się zajmie i poprosiła, aby wyszedł z pokoju. Jednak małpi sługa nie ruszył się z miejsca. Wytłumaczył, że nie może lekceważyć zadania przydzielonego mu przez Ramę. Skąd będzie wiedział, że Rama ziewa? Wszyscy, którzy się śmiali, że Hanuman dostał tak proste zadanie, poczuli się zaskoczeni. Sita mogła swobodnie oddalać się od Ramy, ale nie Hanuman! Ta wielka okazja służenia była możliwa jedynie dzięki łasce Ramy. Wszechwiedzący Pan był tak uprzejmy, że mu ją umożliwił.   
Swami, dając mi możliwość podawania Mu paanu, żartobliwie stuknął mnie w głowę i powiedział: „Ten gość będzie teraz jak mój ogon”. Swami spełnia pragnienia wielbicieli. Spełnił także moje pragnienie pozostawania w pobliżu Jego stóp. Z upływem czasu nastąpiło wiele zmian. Kiedy zaczęła wzrastać liczba przybywających wielbicieli, dystans między nami się zwiększał i powoli słabła bliskość. Nie wiem, czy w jakimkolwiek innym życiu będę ponownie miał takie szczęście! Jestem jednak pewien, że Swami przywoła mnie do Siebie w każdym nowym wcieleniu. 
Srebrna szkatułka
    Mała szkatułka, w której przechowywany był paan, miała swoją historię. Kiedy ją znalazłem, sortując rzeczy w pomieszczeniu gospodarczym, była zupełnie sczerniała. W rzeczywistości wykonano ją ze srebra, które przez lata nabrało ciemnej barwy. Po oczyszczeniu błyszczała pięknie i wyglądała bardzo atrakcyjnie. Chociaż nie było wiadomo kto wyrzeźbił na niej skomplikowany wzór, była po prostu cudowna. Następnego dnia pokazałem ją Swamiemu. Był zachwycony i dosłownie wyrwał mi ją z ręki. Wydawał się bardzo szczęśliwy, jak gdyby odzyskał dawno temu utracony skarb. Kiedy zapytał, gdzie ją znalazłem, pani Sakamma odpowiedziała za mnie: „Murthi znalazł szkatułkę w pomieszczeniu gospodarczym, gdy porządkował rzeczy”. Swami zażartował ze mnie: „Czy wziąłeś stamtąd coś jeszcze?”. To sprawiło, że mój ciekawski umysł zdecydował, że korzystając z pierwszej okazji ponownie przeszukam pomieszczenie. Służąc Panu zagadnąłem Go wieczorem o srebrną szkatułkę, a On od niechcenia zapytał, dlaczego tak się spieszę. Uświadomiłem sobie, że kryjąca się za tym historia wkrótce zostanie ujawniona.
    Po kilku dniach Bala Sai wyjechał na dzień czy dwa do Bangalore, a do mandiru zawitał pewien wielbiciel, który postanowił poczekać na Jego powrót. Mając wolny czas, zaczął opowiadać o szkolnych czasach Swamiego. Byłem bardzo podekscytowany dowiadując się, że uczyli się razem. W czasach szkolnych nazywano Babę ‘Satjam’ lub ‘Satja’. Przybysz przyjechał Go zobaczyć po wielu latach, a ja miałem przyjemność go przyjmować. Powiedział, że należał do biednej rodziny, więc musiał przerwać naukę i wyjechać daleko, żeby zarabiać na życie. Chociaż zrezygnował ze szkoły z powodu ubóstwa, to nigdy nie zapomniał Satjam, chociaż przez długi czas nie mógł Go widywać. Wykonywał swoją pracę z taką miłością i oddaniem, że zatrudniająca go rodzina troskliwie się nim zajęła. Ze względu na jakieś rodzinne wydarzenie jego pracodawcy postanowili wymienić stare srebra na nowe. Zaprosili więc jubilera, żeby je obejrzał. Kiedy postawiono przed nim te przedmioty, wzrok mojego gościa padł na małą srebrną kasetkę. Poruszył go jej uroczy wygląd i piękne wykonanie. Zauważyła to pani domu i spytała czy ta rzecz go interesuje, a on wyznał, że chciałby podarować ją przyjacielowi, Satjam. Wywarło to na niej duże wrażenie i wyraziła zgodę. Lecz kiedy nalegał, że zapłaci za szkatułkę ze swojego uposażenia, rozgniewała się. „Czy jesteś tak ważny, że musisz płacić?”. Pokornie wyjaśnił, że za dar dla tak szczególnego przyjaciela powinien zapłacić własnymi pieniędzmi. Kobieta zaakceptowała tę żarliwą prośbę. Jego miłość do dawnego przyjaciela wywarła na rodzinie duże wrażenie.

Puttaparthi, Mandir, 1947

    Kiedy po wielu latach przyjechał do Puttaparthi zobaczyć się z Satją, Satja był Sai Babą, a Jego siedziba nie mieściła się już w chacie pokrytej słomą, ale w starym mandirze. Nie wierzył, że Satja rozpozna go po tak długim czasie, ale okazało się, że się mylił. Kiedy zobaczył go Swami nazwał go tym samym imieniem co w szkole. Już samo to sprawiło, że był zaskoczony i zdumiony! Chociaż przywiózł ze sobą srebrną szkatułkę, to nie podarował jej Swamiemu sądząc, że to zbyt skromny prezent. Ale czyż Pan zrezygnuje z tego, co jest dla Niego przeznaczone? Skłonił go do rozmowy i wydobył z niego ten sekret. Ponieważ sprawa wyszła na jaw, nie należało się wahać. Jak to ujął mój gość, małe srebrne pudełko wylądowało na kolanach Swamiego.
    Gdy rozmawialiśmy o tym, udałem się do pokoju Baby i przyniosłem srebrną szkatułkę, w którym trzymałem paan. Jej widok poruszył go do głębi, ponieważ było to to samo puzderko, które kiedyś podarował Bala Sai. Przybliżył je do oczu, a po twarzy spływały mu łzy szczęścia. Każdemu odebrałby mowę na widok tego skromnego podarunku, przechowywanego wciąż przez Swamiego. Ilekroć pytałem Go o puzderko, odpowiadał, że przyjdzie na to odpowiedni moment. Wtedy nie rozumiałem Jego słów, a teraz zagadka została rozwiązana. Po powrocie z Bangalore Swami rozmawiał z miłością ze swoim przyjacielem. Tego wieczoru, gdy Mu służyłem, zapytał: „Czy rozwiały się twoje wątpliwości? Cierpliwość jest bardzo ważna”. Boskie objawienia pozostają w sercu na zawsze. Bala Sai nie tylko pozwolił mi obserwować te boskie gry, lecz również doświadczyć Jego boską miłość.
tłum. J.C.
 
[1] Arundathi,  to najjaśniejsza gwiazda Plejad. Imię żony mędrca Wasiszty. Uważano ją za uosobienie małżeńskiej czystości, szczęścia i oddania.
[2] Pandit – mędrzec, uczony.
[3] Jabłko cukrowe – owoc drzewa o nazwie flaszowiec łuskowaty. Drzewa te są uprawiane w większości krajów tropikalnych.
[4] Penugonda – wieś w Zachodniej Godawari w indyjskim stanie Andhra Pradesh.
[5] Biona Fruit &Vegetable Juices – firma produkująca kandyzowane owoce oraz soki z owoców i jarzyn. 

 

Stwórz darmową stronę używając Yola.