W numerach
50 i 51 Światła Miłości ukazały się artykuły z Sanathana Sarathi pt. „Praktyka
oczyszczania serca” Johna Goldthwaita. Obecnie zaczynamy druk uzupełnionego
wydania jego książki pt. „Oczyszczanie serca”. Przedmowa Od kiedy ukazała się pierwsza edycja
„Oczyszczanie Serca” ludzie z całego świata informują mnie w listach, że
książka ta jest bardzo przydatna – można dowiedzieć się z niej jak stać się
bardziej kochającym i współczującym oraz zrozumieć, że naszą prawdziwą Jaźnią
jest Miłość. Jednak w pewnych okolicznościach samo czytanie „Oczyszczanie
Serca” nie jest wystarczające. Niektórym ludziom potrzebne jest dalsze
przewodnictwo ze względu na szczególne trudności, jakie napotkali oczyszczając
serce. Zapewniam im tę pomoc, w oparciu o to, czego się dowiedziałem pomagając
ludziom lepiej zrozumieć metody praktykowania. W wielu częściach książki
wprowadziłem zmiany, dodając nowe ćwiczenia i załączając najnowsze cytaty z
dyskursów Sai Baby, objaśniające ten tekst. Jeśli chcecie mi przesłać komentarze lub pytania
na temat „Oczyszczania Serca”, proszę napiszcie do mnie, a ja wam odpowiem.
Dr filozofii John
Goldthwait
21273 Entrada Rd.
Topanga, CA90290
U.S.A.
E-mail: Nonattchment@aol.com
Wprowadzenie W 1982 r. Sai
Baba odsłonił przede mną moją prawdziwą Jaźń, będącą czystą Miłością i Współczuciem.
Nie jest Ona jedynie moją prawdziwą naturą, ale jest tym, czym wszyscy naprawdę
jesteśmy, dokładnie tak, jak Sai Baba nam powiedział. Niestety, wkrótce po doświadczeniu
prawdziwej Jaźni powróciłem do wielu starych, niechcianych przyzwyczajeń. „Oczyszczanie
serca” opisuje przekazaną mi przez Bhagawana duchową praktykę, usuwającą
przeszkody zamykające serce i odgradzające mnie od prawdziwej Jaźni. Praktyka ta łączy
zachodnią psychologię z Wedantą, filozofią zawartą w Upaniszadach. Jest to
potężna metoda stosowania nauk Sai Baby w codziennym życiu tak, aby każde
doświadczenie stało się bramą, poprzez którą możemy urzeczywistnić swoją prawdziwą
naturę – wszechogarniającą, nieuwarunkowaną Miłość. Dowiecie się jak leczyć przyczyny gniewu,
uwalniać się od pragnień, kontrolować umysł i zmysły. Uświadomicie sobie, że
świat, o którym myślicie, że pozostaje czymś oddzielonym od nas, jest naszym
odbiciem, doskonale zaprojektowanym lustrem wskazującym drogę do Boga. Odkryjecie,
w jaki sposób sukcesy i porażki, relacje ze światem, nieszczęścia, pragnienia,
uczucia i trudności – w rzeczywistości wszystko, czego doświadczacie – mogą
stać się nauczycielami miłości. Ćwiczenia, które opisuję, można stosować w
każdej sytuacji i na każdym poziomie rozwoju duchowego. To najefektywniejsza
znana mi metoda oczyszczania serca. Im częściej będziecie ją stosować, tym
szybciej je otworzycie. Rozdział 1 Nasza prawdziwa natura Kim jesteśmy? To
bardzo ważne pytanie duchowe. W tradycji zachodniej pokutuje przekonanie, że
jesteśmy oddzieleni od Boga i mamy inną naturę niż On. Natomiast wschodnia
filozofia wyraża wiarę, że nie tylko jesteśmy jednością z Bogiem, ale że Bóg
stanowi naszą prawdziwą istotę. W Wedancie zawarte jest twierdzenie: „Jesteś
Atmą, Najwyższą Duszą– Tat Twam Asi”. Zatem Wedanta oznajmia,
że jesteśmy Atmączyli Bogiem. W
Bhagawad Gicie Kriszna – Awatar lub inaczej inkarnowany Bóg – zwraca się do
Ardżuny: „Atma jest obecna we wszystkich istotach i wszystkie istoty obecne są
w Atmie” (rozdz. 6, wiersz 29) oraz „Ja jestem Atmą mieszkającą we wszystkich
stworzeniach. Jestem również początkiem, środkiem i końcem wszystkich stworzeń”
(rozdz. 10, wiersz 20). Mówi, że nie istnieje nic oprócz Boga i że naszą
prawdziwą naturą jest Bóg. Sai Baba (1990) to potwierdza: „Nie różnisz się od
Boga. Jesteś Bogiem. Bóg jest tobą” (s.142). Chociaż większość
chrześcijan wierzy, że jesteśmy oddzieleni od Boga, to Jezus głosi jedność z
Panem, mówiąc: „Ja i Ojciec jesteśmy jedno” (Ew. wg św. Jana 10:30) oraz „…Ja
jestem w Ojcu, wy jesteście we Mnie, a Ja w was” (Ew. wg św. Jana 14:20). Jezus
zapewnia nas o jedności z Bogiem, kiedy oświadcza: „Zaprawdę powiadam wam, to,
co uczynicie najmniejszemu z was, Mnie uczynicie” (Ew. wg św. Mateusza 25:40).
W Ewangelii wg św. Tomasza (1959) Jezus powiada: „Jestem Światłem jaśniejącym
nad wszystkimi. Jestem wszystkim. Wszystko pochodzi ode Mnie i wszystko do Mnie
powraca. Rozłup kawałek drewna, będę w nim. Podnieś kamień, a znajdziesz tam Mnie”
(94:23-28). Zatem zarówno tradycja wschodnia jak i słowa Jezusa świadczą o
naszej jedności z Bogiem. Miałem możność dotknięcia tej prawdy podczas dwóch
niezwykłych doświadczeń. Dały mi one zrozumienie, na którym oparłem praktykę
opisaną w tej książce. Zawsze pragnąłem
odkryć prawdę o sobie i o naturze Rzeczywistości. To pragnienie skłoniło mnie
do studiowania fizyki i filozofii, do zostania pastorem, a następnie do
studiowania w Japonii filozofii zen i praktykowania jej przez długie lata.
Później pracowałem w klinice jako specjalista ds. psychologii transpersonalnej[1]
i badałem pola energii opisane we wschodnich praktykach duchowych. Wiem, że te
zajęcia wraz ze wcześniejszymi przeżyciami mistycznymi oraz bezwarunkowe
otwarcie się na współczucie przygotowały mnie do nadchodzących wydarzeń. Bez
nich nie mógłbym wytrzymać intensywnej energii, która była częścią mojego przebudzenia. Gdy w 1982 r. byłem
na duchowych rekolekcjach, moje ciało zaczęły zalewać nagle fale potężnej
energii kundalini, potrząsając nim
jak liściem na wietrze. Nieznana mi dotąd moc uwolniła w moim ciele całą
zablokowaną energię. Wiedziałem intuicyjnie, że to co się dzieje jest prawidłowe
i pamiętam, jak powiedziałem tej energii: „Chodź, weź mnie”. Po pewnym czasie drżenie
ustąpiło i ogarnęło mnie nieznane mi dotychczas uczucie głębokiego spokoju o rozpierającej
energii. Uświadomiłem sobie jaki byłem krytyczny wobec siebie i innych.
Przekonałem się, że nieustannie porównywałem, osądzałem i odrzucałem.
Dostrzegłem, jak bardzo mnie to przygnębiało. Podzieliłem się tym przeżyciem z prowadzącym
rekolekcje, a on skomentował to kilkoma słowami. Ja jednak odebrałem przede
wszystkim jego bezwarunkową miłość, która wzruszyła mnie do łez. Potem
wysłuchaliśmy wspólnie „Mesjasza” Händla. Czułem jak otwierają się głębiny
mojego serca i znika fałszywe ja, z którym się identyfikowałem. Miałem wrażenie, że
pęknie mi serce. We mnie i wokół mnie znajdowała się ogromna ‘energia’,
przekraczająca wszystko, co dotąd znałem, miałem też poczucie ogromnej mocy
nade mną. Moja cała świadomość wzniosła się, rozpłynęła się zasłona zwyczajnej
rzeczywistości, a moje zwykłe poczucie ‘ja’ zniknęło. Unosiłem się
ponad ciałem. Oglądałem siebie i świat z nieznanej dotąd perspektywy. Jawiła
się przede mną krystalicznie czysta prawda o codziennej egzystencji. Patrząc w
dół na scenę ziemskiego życia poczułem w sercu bezgraniczne współczucie,
ponieważ wraz z innymi uganiałem się za wszelkiego rodzaju rzeczami materialnymi,
przynoszącymi nam niewypowiedziane cierpienia. Zobaczyłem iluzję sprawiającą,
że pieniądze, władza, przyjemności i poczucie bezpieczeństwa zyskują najwyższe
znaczenie, podczas gdy jedynymi naprawdę liczącymi się sprawami są współczucie
i miłość. Wyglądało na to, że nieświadomie zagubiliśmy się w tej grze, uznając
ją za jedyną i ostateczną rzeczywistość, podczas gdy jest ona wyłącznie
spektaklem w teatrze naszych umysłów. Zobaczyłem, że źródłem naszych cierpień
jest życie zgodne z przekonaniem, że iluzja jest prawdą i że uzdrawia nas
współczucie i miłość. Cała ta wiedza pojawiła się w jednej chwili. Nagle poczułem
spływającą na mnie potężną ‘energię’, która najpierw przybrała barwę czerwoną,
a potem białą. Poczułem, że unoszę się w górę. Chciałem się jej powierzyć i
obiecać, że będę zawsze podążał za objawioną mi prawdą. Powiedziałem głośno:
„Nie zapomnę”. Przewodnik zaprzeczył, „Zapomnisz”. Miał rację. Pojąłem, że tak
będzie i wybuchnąłem śmiechem. Potem odnalazłem wiersz Long Chen Pa[2]: Możemy się po prostu roześmiać, ponieważ wszystko jest zjawą, samą w sobie absolutnie doskonałą, niemającą nic wspólnego z dobrem
i złem, z przyjęciem i z odrzuceniem. Wiedziałem, że
nie jestem tym, za kogo się zawsze uważałem. Nie byłem ciałem, umysłem,
osobowością ani żadną z odgrywanych przez siebie postaci: pastorem, mężem, ojcem,
psychiatrą, itd. Nie wiedziałem kim byłem, lecz miałem pewność, że nigdy nie
byłem tym, kim myślałem, że jestem. Karmiłem się iluzją. Wiedziałem, że istnieje
jedynie transcendentalna[3]
Świadomość, będąca czystym Współczuciem i Miłością, co można wyrazić w inny
sposób mówiąc, że istnieje tylko Bóg. Cała reszta jest częścią iluzji. Dla
naszych racjonalnych umysłów to nonsens. Wydaje się oczywiste, że ty, ja i
świat jesteśmy realni. To Bóg może wydawać się nierealny. Jednak z perspektywy
nadzmysłowej jest dokładnie odwrotnie. Iluzja sprawia, że uważamy się za oddzielne
istoty, gdy w rzeczywistości jesteśmy Jednią. Chodzi o to, żeby przebudzić się
do tej prawdy i nauczyć się nią żyć. Wszystko inne jest nieważne i nie ma
znaczenia. Nie mam
wątpliwości że wiedza, którą otrzymałem, jest absolutnie prawdziwa. Nie
przypływała stopniowo, lecz pojawiła się natychmiast, w rozbłysku, kompletna i
oczywista. Prawda kryjąca się za iluzją jest zawsze prosta, wyrazista, niepodważalna
i doskonała. Po raz pierwszy w pełni zrozumiałem duchowe teksty, które
wcześniej czytałem. Przebudziłem się, nieświadomy że spałem. Wstrząs, wywołany
świadomością, że nie jestem ciałem ani umysłem oraz że istnieje jedynie
bezwarunkowa miłość, był głęboki. Musiałem nauczyć się żyć w świecie, o którym
wiedziałem już teraz, że jest iluzją. Wszelkie modele i koncepcje
rzeczywistości, które tak bardzo starałem się zrozumieć, okazały się nieważne.
Pojąłem, że nie jestem osobą, za którą się uważałem, lecz nie wiedziałem
dokładnie kim jestem. Ego, niezadowolone z tej bezforemności, pragnęło ‘mnie’ ponownie
zdefiniować, stworzyć jakąś strukturę. Rozpoczęło od budzenia wątpliwości.
Najczęściej pojawiało się pytanie, „Co zrobisz po powrocie do domu?”. Gdybym
starał się na nie odpowiedzieć, zagubiłbym się w wyobrażeniach o tym, jak zmienią
się moje relacje z bliskimi i czy będę mógł kontynuować pracę psychologa.
Teraźniejszość zagubiła się w wyobrażeniach o przyszłości, a świadomość wpadła w
sidła iluzji. Zdałem sobie sprawę, że ego szybko i podstępnie wytrącało mnie z
poczucia jedności. Na szczęście znalazłem sposób radzenia sobie z odrywającym
mnie od teraźniejszości ego-umysłem. Było nim sufickie wirowanie. Nie można
jednocześnie myśleć i wirować, więc kiedy wirowałem, powracała wieczna teraźniejszość. Tak bardzo mnie
to wzruszyło, że napisałem wiersz: Duch rozsadza
me serce, Wybucha
wypełniając Wszechświat i zapala wszystkie
jego słońca. Spoglądając
na moje małe ‘ja’ mówi: „Kocham cię.
Kocham twoje lęki, arogancję i
krytycyzm. Kocham
cię, gdy odgradzasz się ode Mnie zasłaniając
się książkami, telewizją i pracą. Kocham
wyrafinowane podstępy, którymi
żongluje twój umysł, żeby Mnie tylko
nie poznać. Uwierz Mi,
synu, JA JESTEM. Po powrocie do
domu odniosłem wrażenie, że dawna tożsamość czekała na mnie, gotowa wejść na
dawne miejsce. Wszystko zachęcało mnie do kontynuowania tego, kim byłem – relacje
z żoną, z dziećmi i z przyjaciółmi, praca, stare zwyczaje i wzory zachowań. Wszyscy
oczekiwali, że będę ‘sobą’. Jednak ‘ja’, które odeszło, nie było tym, które powróciło.
Wiedziałem, że nie potrafię wytłumaczyć co się stało, ale mimo wszystko próbowałem,
jednak nikt mnie nie rozumiał. Trwałem w stanie
braku samookreślenia. Zaniepokojone ego w swojej niepewności nieustannie
zachęcało mnie do odzyskania dawnej tożsamości. Wciąż na nowo pytało, jak
zabezpieczę rodzinę, co zrobię z praktyką medyczną, skąd wiem, że nie uległem
mirażowi. Wiedziałem, że próbując odpowiedzieć na jedno z tych pytań stracę
transcendentną perspektywę. Jednak po czterdziestu siedmiu latach wiary w
iluzję i utożsamiania się z ego, chęć powrócenia do starych schematów była
przemożna. I, oczywiście, zapomniałem. Wkrótce po powrocie zepsuła się komora
fermentacyjna (oczyszczająca ścieki) i nie działała przez miesiąc. Przez kilka
dni patrzyłem na świat z nowej perspektywy, ale wkrótce, wskutek niedogodności
i oczekiwania na naprawę aparatury, straciłem ją. Przebudziłem się ponownie
kilka dni później, kiedy uświadomiłem sobie, że uległem iluzji. Czułem palącą
potrzebę dzielenia się poznaną prawdą. Chciałem głosić ‘dobrą nowinę’. Kilkakrotnie
przemawiałem z ambony zaprzyjaźnionego kościoła. Wiedziałem, że to co mam
zamiar powiedzieć jest radykalne, ale czyż ludzi nie interesują rzeczy tak
ważne? Po namyśle bez trudu odkryłem, że kilka lat wcześniej moje ‘ja’ reagowałoby
tak samo jak teraz moje otoczenie. Rodzina również nie wiedziała, jak się
ustosunkować do nowych zdarzeń. Moją żonę zajmowała przed wszystkim zachodząca
we mnie transformacja i jej wpływ na nasze relacje. Duchowa perspektywa, jaką
posiadłem, budziła w niej niepokój i niechęć do wspierania mnie, ponieważ
kojarzyła się jej z religią, którą odrzuciła. Początkowo myślałem, że będę
musiał we wszystkim wprowadzić radykalne zmiany. Przekonałem się jednak, że
istotne zmiany nie polegają na skrajnych przesunięciach w obrębie zwykłej
rzeczywistości, gdyż wówczas następuje zastąpienie starego dramatu nowym, a nie
na uwolnieniu się w ogóle od dramatu. Aby tego dokonać muszę nauczyć się bezwarunkowo
otwierać serce przed życiem takim, jakie ono jest. Istotą duchowej transformacji
nie jest samo oświecające doświadczenie, lecz przekształcenie naszego życia
zgodnie z nim. Dziewięć miesięcy
później miałem kolejne przeżycie, jeszcze potężniejsze. Nie mogę go opisać,
ponieważ przebiegało ponad poziomem umysłu i z tego powodu moja zwykła
świadomość nie zdołała go objąć. Można je zrozumieć jedynie dzięki osobistemu doświadczeniu.
Wykonywałem zalecane przez Ramanę
Maharisziego ćwiczenie, pytając kim jestem, kiedy nagle zniknęło moje „ja” i
zostało zastąpione przez świadomość wykraczającą daleko poza mnie i poza
wszystko, co mogłem sobie wyobrazić. Energia lub moc, którą w pierwszym
doświadczeniu czułem ponad sobą, teraz stała się mną, z tym, że ‘mnie’ nie
było, nawet w transcendentnym sensie pierwszego doznania, kiedy to wciąż istniało
poczucie oddzielnej, obserwującej jaźni. Nie mogę tego nawet nazwać
doświadczeniem, ponieważ nie istniała istota, której to doświadczenie się
przydarzało. Panowała jedność. Owa świadomość była równocześnie każdym aspektem
stworzenia jak i jego źródłem, nie w sposób symboliczny, lecz dosłowny i rzeczywisty.
Cokolwiek owa świadomość pomyślała, przyjmowało formę – ludzi, drzew, chmur, ptaków,
barw, nieba, wszystkiego, co jest. Moja indywidualna jaźń, ciało i umysł już nie
istniały, nie miałem też świadomości bezwarunkowego współczucia i miłości z
poprzedniego doświadczenia. Miłość wymaga dwojga, istoty kochającej i kochanej.
Teraz istniał tylko Jeden – świadomość bycia wszystkim oraz bycia źródłem. Ta
Czysta Świadomość była bezkresna, absolutnie nieporuszona i niezmienna. To ‘Ja’
wiedziało, że istniało zawsze i że zawsze będzie istnieć. A potem pojawiła
się świadomość, że jestem Bogiem, nie w sensie osobowym lub ego, gdyż moje
indywidualne ‘ja’ już nie istniało. Doprawdy, dla ego nie ma nic bardziej
upokarzającego od pewności, że nie jest realne. Wszystko – przestrzeń, czas,
forma – zaczęło znikać w nieopisanym wirze energii, z którego nie było powrotu.
‘Ja’ rozpłynęło się na zawsze w świadomości, że jest Bogiem. Jednak
intensywność pogrążania się w Bogu okazała się zbyt wielka i energia się wycofała.
To ‘doświadczenie’ posiadało coś, co określiłem jako ‘podpis energii’, lecz nie
umiałem go wtedy zidentyfikować. Cztery lata później odkryłem, że tę
‘wizytówkę’ pozostawił mój Nauczyciel, Sathya Sai Baba. Wkrótce po pierwszym doświadczeniu powróciły
cienie starego ‘ja’. Zrozumiałem, że przebudzenie i urzeczywistnienie boskiej
natury nie są końcem moich poszukiwań, jak początkowo myślałem. Chociaż
poznałem swoją prawdziwą Jaźń, wciąż byłem w jakimś stopniu przywiązany do mojej
dawnej tożsamości – do ‘mojego’ ciała, ‘moich’ związków i ‘mojej’ osobowości.
To one przeszkodziły mi rozpłynąć się w Bogu. Zdumiewał mnie sposób, w jaki ego,
które wróciło, wykorzystywało to doświadczenie do własnych celów. Jeszcze
większy niepokój wzbudzało we mnie serce, ponieważ nie było już bezwarunkowo
otwarte. W tym, że wróciłem do uwarunkowanej miłości, nie było nic
tajemniczego. Dzięki posiadanej teraz jasności stwierdzam, że nie mogłem tego
uniknąć, ponieważ zacząłem się ponownie identyfikować z niektórymi elementami
dawnego ‘ja’. W przeciwieństwie do mojej Prawdziwej Jaźni, moja niższa jaźń postawiła
przed Miłością inne sprawy. (Pisząc ‘Miłość’ lub ‘Współczucie’ z dużej litery
odnoszę się do bezwarunkowej Boskiej Miłości i do Boskiego Współczucia).
Ponieważ niższe ‘ja’ podążało często za innymi priorytetami niż Miłość,
rozwinęło zdolność do ‘uwarunkowanych reakcji’, a te zamykały serce. Miałem
wrażenie, że dzieje się to automatycznie, zanim zdążę cokolwiek sobie
uświadomić. Te reakcje, takie jak krytyczny osąd i pragnienie zmienienia ludzi
na innych niż są, oddzielały mnie od bezwarunkowego Współczucia, które
poznałem. Pragnąłem wrócić do tej Miłości. Aby to osiągnąć musiałem zaniechać
identyfikowania się z osobą, o której przez te wszystkie lata myślałem, że jest
mną i którą obecnie postrzegałem jako ‘fałszywą jaźń’. Wiedziałem, że dopóki
będę się z nią utożsamiał, moje serce nie otworzy się na bezwarunkową miłość. Możecie pomyśleć,
że po tych doświadczeniach porzucenie ‘fałszywej jaźni’ okazało się łatwe. Nie
było. Pomimo posiadanej wiedzy psychologicznej nie przewidziałem, że będzie to
takie trudne. Przywiązałem się do niej bardziej niż mogłem się tego spodziewać.
Dlatego zacząłem rozwijać sposoby oczyszczania serca i zrywać więzy z ‘fałszywym
ja’, które ograniczały moją miłość. Doświadczenia, jakie podsuwał mi Sai Baba,
przynosiły konieczne zrozumienie. Pokazywały, że nie jestem umysłem, ciałem ani
osobowością, że oddzielenie od Boga jest złudzeniem. Wiedziałem, że jesteśmy
Bogiem, nie w zwykłej świadomości ego, ale w swojej istocie, pozostającej ponad
iluzją separacji. Bóg, którego teraz nazywałem ‘Jedynym’, nie znajduje się gdzieś
daleko, lecz jest naszą prawdziwą naturą, tym, kim naprawdę jesteśmy. Zdawałem
sobie sprawę, że urodziliśmy się tylko w jednym celu – aby urzeczywistnić swoją
boską naturę i stopić się z Jedynym, który jest Miłością. „Celem wszystkich
duchowych dyscyplin jest dostrzeżenie Jedynego, poza kreującą wielość mgłą”
(Sai Baba, 1980 r., s.129). Co najważniejsze,
wiedziałem, że rzeczywisty jest tylko Jedyny oraz Jego manifestacja absolutnej
Miłości i Współczucia. Owa Miłość i Współczucie nie stanowią rozszerzenia
znanej nam miłości i współczucia i nie jest to uczucie. Jest to całkowicie inna
świadomość – Współczuciem niewiarygodne, przekraczające wszelkie wyobrażenie,
czyste i wszechogarniające. Nic, co moglibyśmy powiedzieć o Miłości nie
przybliży jej nam ani nie pozwoli zrozumieć, ponieważ ta Miłość wznosi się
ponad wszelkie idee i słowa. Cokolwiek moglibyśmy o niej powiedzieć, nie jest
nią. To dlatego będący Miłością Jedyny wydaje się tak tajemniczy, chociaż
pozostaje taki jedynie dla umysłu, a nie dla serca. Wykorzystując
duchowe zrozumienie, ofiarowane mi przez Sai Babę w opisanych tu doświadczeniach
oraz w kolejnych lekcjach, rozwinąłem potężną metodę uwalniania Miłości, którą
jesteśmy, poprzez wyzwolenie się z przywiązania do ‘fałszywej jaźni’.
„Oczyszczanie Serca” opisuje tę praktykę. Jeśli się nią posłużysz, każde
zamykające twoje serce przywiązanie stanie się twoim nauczycielem Miłości. Rozdział 2 Fałszywa jaźń Chociaż naszą prawdziwą naturę stanowi Jedyny,
to niemal wszyscy wzrastamy w przekonaniu, że jesteśmy zupełnie inni. Skąd to
przekonanie, że jesteśmy oddzielnymi jaźniami, skoro jesteśmy Jednym?
Wydawałoby się, że jeśli my i wszystko co istnieje jesteśmy Jednym, powinno być
to oczywiste. Zamiast tego nasze doświadczenie zdaje się potwierdzać, że
jesteśmy oddzielnymi istotami, żyjącymi w świecie składającym się z odrębnych rzeczy
równie realnych jak my sami. Założenie, że jesteśmy oddzielnymi jaźniami jest
uznane za pewnik i tak rozpowszechnione, że nawet go nie zauważamy, nie mówiąc
już o podważaniu. Zastanów się przez chwilę, czy możesz pomyśleć
o czymś lub zrobić coś, co nie zakłada, że jesteś oddzielną jaźnią? Zauważ, że
każda myśl i czyn opiera się na wierze, że jesteś osobą indywidualną. Jeśli
pozorna rzeczywistość tej jaźni jest złudzeniem, to skąd się wzięła i dlaczego
nie jest to dla nas oczywiste? Bhagawad Gita informuje nas, że złudzenie
oddzielenia wykreował sam Brahman (Bóg). Kriszna mówi: „Boska, doprawdy, jest
ta moja iluzja i trudno wyjść poza nią” (rozdz. 7 wiersz 14). Jeśli iluzja
została stworzona przez Jedynego, to w jakim celu? Awatar Sathya Sai Baba w ten
oto sposób mówi o naszych korzeniach i o potrzebie iluzji: „Na początku nie
mający początku Bóg był sam i pojawiła się w Nim myśl: ‘Jestem Jeden. Chcę stać
się wieloma’”. Sai Baba uściśla: „Oddzieliłem się od siebie, aby móc kochać siebie.
Umiłowani, jesteście moją własną jaźnią”. Zatem Sai Baba oznajmia, że źródłem
iluzji wielości było pragnienie Jedynego pokochania siebie. Miłość wymaga
dwojga: kochającego i kochanego. Gdyby nie zaistniało złudzenie egzystencji
istot indywidualnych, Jedyny nie mógłby pokochać siebie, a gdybyśmy byli
świadomi, że jesteśmy Jedynym, to nie mielibyśmy kogo kochać. Kiedy kochamy się
nawzajem, Jedyny kocha siebie, gdyż jesteśmy Jedynym. Oto dlaczego wszystkie
religie podkreślają rolę miłości. Źródło fałszywej jaźni Aby uświadomić sobie, że utożsamiamy się z
fałszywą jaźnią ukrywającą naszą prawdziwą naturę, musimy zrozumieć, jak
nauczyliśmy się z nią utożsamiać i
dlaczego wciąż jesteśmy do niej tak bardzo przywiązani. Tylko wtedy zdołamy się
uwolnić od błędnej identyfikacji i odkryjemy Miłość, którą zawsze byliśmy i
którą zawsze będziemy. Zanim Najwyższe Ja utożsami się z ciałem fizycznym,
jest Jedynym. Iluzja fałszywej jaźni pojawia się w chwili, gdy ‘Ja’ utożsami
się z ciałem i wskutek tego rozszczepia to co jest Jedynym na iluzję oddzielnej
osobowości oraz na wszystko inne, co według nas ‘nie jest nami’. Kiedy zaczynamy
identyfikować się z ciałem fizycznym, tracimy świadomość Siebie i utożsamiamy
się z fałszywym „ja”. Wszyscy wpadamy w pułapkę tego złudzenia. „Wszystko
zaczyna się w momencie narodzin… oszukują nas pary przeciwieństw wynikające z
pragnień i niechęci…” (Bhagawad Gita, rozdz. 7, wiersz 27). Iluzję bycia jaźnią
oddzieloną od Jedynego nazywamy dualizmem. Dualizm jest istotą otaczającego nas,
zwyczajnego świata. Kiedy przestajemy utożsamiać się z fałszywym ‘ja’,
złudzenie dualizmu rozpływa się jak miraż, którym jest, i nasza prawdziwa
natura, którą jest Miłość, staje się oczywista. „Stan niedwoistości zawarty
jest jedynie w Zasadzie Miłości” (Sai Baba, 2000, s. 228). Prawdopodobnie
iluzja bycia fałszywym ‘ja’ jest wrodzona, a jeśli nawet nie, to i tak wkrótce
zostajemy doprowadzeni do tego, aby uwierzyć, że jesteśmy oddzielną jaźnią,
poprzez naszych rodziców, którzy tak nas traktują. Słowem ‘rodzice’ określam
osoby z którymi dziecko utrzymuje znaczący kontakt: matkę i ojca, rodzeństwo,
dalszą rodziną i przyjaciół. Rodziców prawdopodobnie uczono, że nie są Jedynym
oraz że myśleć w ten sposób jest absurdem i bluźnierstwem. Ponieważ nasi rodzice,
nie wiedzieli kim są, nie umieli rozpoznać naszej prawdziwej natury. Mając często najlepsze intencje uczą nas wierzyć
w to, w co wierzą sami. Przeważnie nie czynią tego bezpośrednio. Przejawia się
to w sposobie w jaki się do nas odnoszą. Ich nieświadome założenie, że jesteśmy
osobami oddzielnymi, a nie Bogiem, jest niepodważalne. Życie zwykle potwierdza
i umacnia tę wiarę. Kiedy zaczynamy identyfikować się z oddzielonym ‘ja’, świat
jawi nam się jako złożony z odrębnych obiektów, takich jak mama, pokarm,
krzesła, psy, etc. Rodzice nazywają i opisują te widzialne formy, ucząc nas
postrzegać i rozumieć świat tak jak sami go rozumieją. Przekonują, że złudzenie
wielości jest rzeczywistością, j e d y n
ą istniejącą rzeczywistością, zamiast
powiedzieć, że jest ono swojego rodzaju przedstawieniem mającym w sobie tyle
prawdy, co film wyświetlany na ekranie. Zatem otoczenie w którym wzrastamy
zaprzecza naszej prawdziwej naturze, a ponieważ nie uświadamia sobie swojej
prawdziwej natury, nie potrafi uczynić nic, co ułatwiłoby nam przebudzenie. Naszą najgłębszą potrzebą jest kochać i być
kochanymi. To odbicie Jedynego, który oddzielił się od siebie, aby móc kochać siebie.
Bardzo cierpimy, gdy będąc dziećmi nie jesteśmy kochani. Doświadczając bólu
bycia niekochanymi, głęboko odczuwamy każdą dezaprobatę i niechęć ze strony
otaczających nas osób i robimy wszystko, żeby to zmienić. Pokładamy nadzieję w
domniemanej obietnicy, że jeśli uda nam stać się takimi jak rodzice, oni nas
zaakceptują i pokochają. W ten sposób doświadczamy uwarunkowanej miłości. Uwarunkowana
miłość powiada: „Pokocham cię, jeśli będziesz postępował lub był taki jak sobie
tego życzę”. To dzieli Jedynego na godnego i niegodnego kochania, na dobrego i
złego, na upragnionego i niechcianego oraz na wszelkie inne dwoiste
rozróżniania oddzielające nas od Miłości. Uwarunkowana miłość jest znakiem
rozpoznawczym fałszywej jaźni. Aby zdobyć aprobatę i miłość oraz uniknąć
cierpień odtrącenia, próbujemy być przeciwieństwem wszelkich ‘wad’ i ‘złych
cech’, które posiadamy. Aby zapobiec potępieniu, staramy się przewidzieć, co
pochwalą i zrobić to, zanim nas odrzucą. Uczymy się nie być sobą i nie czynić
niczego, co wzbudzi niechęć. Ta strategia zwiększa dawkę przydzielanej nam
miłości, ale ma swoją cenę. Starając się zmienić i stać bardziej godnymi ich
uczuć, potwierdzamy i umacniamy w sobie przekonanie, że nie można nas kochać
takimi, jacy jesteśmy. W dodatku nasze nadzieje, że ta strategia zaowocuje
bezwarunkową miłością, są z góry skazane na przegraną, ponieważ, żeby kochać
nas bezwarunkowo, rodzice musieliby najpierw pokochać w ten sposób samych
siebie, a tego nie potrafią. Gdyby rodzice bezwarunkowo kochali siebie, nas
również kochaliby bezwarunkowo, bez względu na to jacy jesteśmy i co robimy. Z powodu tego wczesnego uwarunkowania
wierzymy, że będąc sobą jesteśmy w jakiś sposób wadliwi i niegodni miłości.
Przede wszystkim, tak nas traktowali. Dochodzimy do wniosku, że gdybyśmy tylko
mogli skorygować nasze rzekome braki i stać się ‘tacy jak trzeba’, zyskalibyśmy
w końcu aprobatę i miłość. Wyobrażamy sobie, że gdybyśmy byli odrobinę
inteligentniejsi, pracowitsi, ładniejsi lub gdybyśmy posiadali zalety, których,
jak mówią, nam brakuje, wszystko byłoby dobrze. Dlatego tak się staramy,
najpierw w domu, a potem w świecie. To, co na początku było strategią zdobywania
miłości, przekształciło się w sposób życia oparty na błędnym utożsamianiu się z
fałszywą jaźnią, która nigdy nie zaznała Miłości. Pragnąc zadowolić rodziców i stać się kimś,
kim nie jesteśmy, zatrzaskujemy przed sobą wrota serca. Mówiąc krótko, aby
zyskać miłość zdradzamy samych siebie. To mniej bolesne niż gdyby nas nie
kochali. Dlatego się z tym godzimy. Kiedy
po raz pierwszy staramy się być lub wydawać tacy jakimi chcą nas widzieć
rodzice, nie odczuwamy tego jak zdrady lecz traktujemy raczej jak jedyny rozsądny
wybór, uwzględniający warunki w jakich się znaleźliśmy. Nie istnieje jednak głębsza
rana od świadomego zamknięcia przed sobą serca. Dlatego szybko zapominamy o tej
chwili, zbyt bolesnej, żeby o niej pamiętać. Zaczynamy wierzyć, że rzeczywiście
jesteśmy fałszywą jaźnią, bo tak nas traktowano i tak się ukształtowaliśmy.
Innymi słowy, przyjęliśmy punkt widzenia rodziców i pokochaliśmy siebie i
innych uwarunkowaną miłością, cementując w ten sposób naszą tożsamość z fałszywą
jaźnią. Podsumowując,
fałszywa jaźń powstaje wtedy, gdy identyfikujemy się z ciałem i wierzymy, że
jesteśmy oddzielnym ‘ja’, jednym spośród miliardów innych. Następnie kiedy
wierzymy, że nie jesteśmy Jedynym oraz że Jedyny, jeśli w ogóle istnieje, jest
gdzie indziej, chociaż przebywa nie dalej jak w naszych sercach. Fałszywa
tożsamość jest wzmacniana przez uwarunkowaną miłość, która dzieli Jedynego na
godnego i niegodnego miłości, a tym samym zaprzecza naszej prawdziwej naturze.
Utożsamianie się z fałszywym ‘ja’ sprawia, że zamykamy serce najpierw przed
sobą a potem przed innymi. Pozbawiony miłości sposób myślenia i działania
zanieczyszcza nasze serce. Żeby je oczyścić, musimy nauczyć się uwalniać od utożsamiania
i przywiązania do fałszywej jaźni i jej pozbawionego miłości sposobu postępowania.
cdn. tłum. J.C.
[1]Wg
czasopisma ‘Journal of Transpersonal
Psychology’ psychologia transpersonalna zajmuje się badaniem najwyższego
potencjału ludzkiego oraz rozpoznaniem, zrozumieniem i realizacją jednoczących,
duchowych i transcendentnych stanów świadomości. [2]Long
Chen Pa (1308 – 1364), uczony i mistrz tradycji Ningma oraz odnowiciel Dzogczen
w szkole buddyzmu tybetańskiego. Uznawany za Boddhisattwę Mądrości i emanację
Buddy Wajroczany. [3] Transcendentalna – wykraczająca poza zasięg
ludzkiego umysłu, istniejąca na zewnątrz.