Gdy białaczka staje się błogosławieństwem…
Historia małego dziecka, które nie znało nawet literki ‘S’ w imieniu Sathya Sai Baby

    Jako student Instytutu Wyższego Nauczania miałem mnóstwo okazji, by poznać różne historie wielbicieli związane z Bhagawanem Śri Sathya Sai Babą. Wiele z nich dotyczyło cudownych uzdrowień, jakimi pobłogosławił ich Swami. Mimo, że każda wzbudzała emocje, to jednak mój umysł naukowca nie do końca był usatysfakcjonowany, ponieważ niewielu z nich posiadało udokumentowane dowody wyleczenia. Podczas poszukiwań nieoczekiwanie natknąłem się na fascynującą historię pana Davdassa Tauraha. Była to opowieść o czystej łasce Bhagawana Baby, której doświadczył pacjent po drugiej stronie globu – popłynęła ona z Prasanthi Nilayam w Puttaparthi do samego serca Londynu! Poznałem pana Tauraha dzięki naszemu wspólnemu przyjacielowi, który przedstawił go jako kuzyna Alvina Kallicharana. Pragnąc dowiedzieć się czegoś więcej o kuzynie krykietowej legendy, skontaktowałem się z nim i zapytałem o jego historię. W pierwszym e-mailu wyjaśnił, że nie jest skoligacony z mistrzem krykieta. Byłem nieco zdezorientowany. Ale następny e-mail, w którym opisał swoją historię, wzruszył mnie do łez. Wyjaśnię wam później, dlaczego miałem łzy w oczach. Pozwólcie teraz, że zaprezentuję wam te nadzwyczajne wydarzenia! 

Davdassa Tauraha nazywają w domu Roshanem. Urodził się w Londynie 10 października 1976 r. Jego rodzice pochodzili z Mauritiusa. Był normalnym dzieckiem, które wnosiło w ich życie światło, miłość i śmiech. Rósł dobrze i byli oni przekonani, że w przyszłości ten szczuplutki chłopiec będzie powodem ich dumy i radości. Jednak oczekiwała ich okrutna niespodzianka – niespodzianka, jakiej nie przewidywali nawet w najgorszych snach. 
     Roshan dostał nagle ostrego bólu gardła, którego nie udawało się wyleczyć. Jednocześnie stracił apetyt, zaczęła nękać go gorączka i bolały nogi. Mając zaledwie trzy latka płakał z bólu. Rodziców martwiła ta nagła zmiana. Zawieźli malca do jednego z najlepszych szpitali dziecięcych w Londynie – do Szpitala Dziecięcego Great Ormond Street. Po przyjęciu dyżurny lekarz skierował go na szczegółowe badania. Było to szóstego października 1979 r. Wyniki potwierdziły wstępną diagnozę – chłopiec cierpiał na ostrą białaczkę limfatyczną – innymi słowy na raka krwi. Obecnie poziom przeżywalności chorujących dzieci uległ poprawie i mieści się w przedziale pomiędzy 25% a 75%. Jednak czterdzieści lat temu wynosił on zaledwie 10%! Aby nakreślić bardziej optymistyczny obraz, lekarze dawali Roshanowi 30%. Krył się w tym jednak haczyk – przewidywania obejmowały zaledwie najbliższych pięć lat! Rodzice, poznawszy tę przerażającą, choć pozornie szczęśliwszą wersję, poczuli się całkowicie zagubieni. Statystyki określające szanse wyleczenia poniżej 100% były przygnębiające i lekarze nie mogli na to nic poradzić. 
     W trzecim dniu pobytu malca w szpitalu, lekarz poradził rodzicom, aby zabrali go do domu. „Jak długo, ze stuprocentową pewnością, będzie żyło nasze dziecko?” – zapytali pogrążeni w smutku rodzice. „Cóż, nie posługujemy się w takich wypadkach określeniem stuprocentowy. Żeby jednak realistycznie odpowiedzieć na wasze pytanie zakładamy, że będzie to kilka tygodni”.
     W opisach wyników badań istnieją informacje, że: badanie szpiku kostnego w dniu poprzedzającym przyjęcie chłopca do szpitala wykazało, iż jest on chory na ostrą białaczkę limfatyczną oraz prawdopodobieństwo przeżycia kolejnych pięciu lat mieści się w przedziale 30-40%.
     W tym momencie ojciec wybiegł ze szpitala i ruszył przed siebie. Chciał uporządkować myśli i znaleźć wyjście z sytuacji. Czy jedynie przyglądać się jak jego synek, wspierany lekami, będzie walczył z rakiem? Był to jego pierwszy z wielu podobnych spacerów. Podczas jednego z nich trafił do ośrodka Sai, prawdopodobnie największego w Londynie, znajdującego się, co dziwne, po drugiej stronie ulicy przy której stał szpital dziecięcy. Trwały bhadżany, osobliwie pociągające ojca Roshana. Kilka tygodni wcześniej dowiedział się o inkarnowanym Bogu Śri Sathya Sai Babie, lecz teraz miał do czynienia z przejawem Jego działalności. Włączył się w śpiewanie bhadżanów, a po arati rozmawiał z wielbicielami. Z ciężkim sercem podzielił się z nimi tragedią swojego życia. Nie wiedząc co mogliby więcej uczynić, wielbiciele zmówili modlitwę w intencji jego i syna, a następnie ofiarowali mu dżapamalę, zdjętą ze zdjęcia stóp Swamiego. Ojciec wziął dżapamalę i wrócił do szpitala. Położył ją po prostu na łóżku obok Roshana i poddał się losowi. Cóż więcej mógł zrobić? Dokładnie wtedy wezwał go doktor i powiedział zwyczajnym głosem: „Będzie lepiej jak zabierze pan syna do domu, ponieważ w szpitalu nie możemy dla niego nic więcej zrobić”. Rodzice byli załamani. Wiedzieli, że lekarze nie mają nadziei na poprawę. Obawy i wstrząs niemal ich sparaliżowały. Ale było to niczym w porównaniu z tym, co przeżyli po powrocie do syna.

Zaskakujące zdarzenie – zdziwieni lekarze

    Białe prześcieradła na łóżku Roshana były czerwone od krwi! Wydawało się, że Roshan jest nieprzytomny! Rodzice z krzykiem przywołali lekarza, który wpadł biegiem do pokoju. Jako lekarz nigdy nie był świadkiem podobnej sceny. Sytuacja z poważnej przekształciła się w groteskową, gdy zauważył, że z dziecka nie wypłynęła ani kropla krwi. Najwyraźniej ‘krwawiła’ dżapamala! Roshan był przytomny i błogo spał. To wydarzenie wprawiło wszystkich w osłupienie. Teraz lekarze przestraszyli się na dobre! Ponaglali rodziców, żeby zabrali Roshana do domu – ich jednak incydent z ’krwawieniem’ dziwnie wzmocnił. Czuli, że działa tu jakaś nieziemska moc. Mimo to stan Roshana nie uległ poprawie. Wciąż pojawiały się u niego różnorodne objawy choroby i zdawało się, że każdego dnia coraz wyraźniej gaśnie. Rodzice pogrążyli się głębiej w otchłani rozczarowania i rozpaczy. Nadzieja na pozytywne efekty ‘krwawienia’ dżapamali malała wraz z przemijającymi dniami. Pewnego dnia Roshan obudził się pełen energii. Trzylatek powiedział rodzicom, że widzi w snach pana w pomarańczowej szacie, z gęstą burzą włosów. Przylatuje do niego helikopterem! To było porywające, ponieważ powiedziano im, że Bhagawan Baba podczas swoich pięćdziesiątych urodzin w 1975 r. udzielił wielbicielom darszanu z helikoptera. Poruszeni, zaczęli podawać dziecku mnóstwo wibhuti i przerwali inne leczenie. Potem wydarzyła się kolejna cudowna rzecz. Roshan powiedział rodzicom, że ujrzał Babę w róży stojącej przy jego łóżku. (W późniejszym raporcie opisano to zdarzenie jako halucynację.) Lekarze nie znali prawdy! Jak mówi Swami, dla ludzi światowych człowiek wielbiący Boga wydaje się głupcem – i na odwrót.

Odważny krok

    Pewnej nocy ojciec Roshana również miał sen ze Swamim, w którym Swami podszedł do niego i zaprosił go do Puttaparthi, żeby mógł się tam z Nim zobaczyć! Potem dodał: „Dowodem, że chcę abyś przyjechał do Indii, będzie twój odnowiony paszport, dostarczony ci do domu rano, zaraz po tym jak wstaniesz”. Nie muszę mówić, że tak właśnie się stało. Ojcu wystarczyło to, co widział i czuł, nie potrzebował więcej dowodów ani instrukcji. Kilka tygodni później wylądował w wiosce Puttaparthi. Była to trudna i długa podróż, ale czuł się do niej zobowiązany. Nie wiedział kiedy wróci do Londynu i nie miał pojęcia co będzie robił w Prasanthi Nilayam. Czy spotkanie, na które zaprosił go Swami, będzie miało miejsce podczas pierwszego darszanu? W żaden sposób nie potrafił tego rozstrzygnąć.

I wtedy się stało

     Swami wezwał go na interview. Ojciec wstał i usiadł z grupą ludzi, którzy zostali obdarowani tym samym przywilejem. Swami, zanim wziął ich na audiencję, zapytał: „Widzicie tego człowieka? Jego syn cierpiał na raka. Jestem jego lekarzem i całkowicie go wyleczyłem”. Ojciec się rozpłakał. Płakał bez wstydu w obecności Osoby, o której myślał, że spotyka Ją po raz pierwszy. Swami był pełnym miłości pocieszycielem. Przedstawił jeden po drugim problemy, z jakimi pan Taurah się borykał i upewnił go, że wie o wszystkim.
     Zapytał: „Jak ma się malec?”. „Swami, lekarze powiedzieli, że umrze. Jest bardzo chory…” – jęknęło serce ojca. „Wszystko będzie dobrze” – powtórzył Swami. „Twój syn został uleczony, więc nie martw się”. Mówiąc to zakręcił dłonią, stworzył trochę szarego, puszystego, pachnącego popiołu i ofiarował go ojcu, aby podał go synowi. Potem polecił, żeby przekazał Jemu list, który trzyma w tylnej kieszeni i w którym wyłuszczył wszystkie swoje problemy! Oszołomiony ojciec wręczył go Swamiemu, chociaż w tej sytuacji wydawało się to zbyteczne, ponieważ Swami odpowiedział na wszystko, co w nim było. Przekazując list pochylił się do stóp Pana. Wyszedł z pokoju interview i wkrótce powrócił do Londynu.

Z deszczu pod rynnę

    Jak się domyślacie, doświadczenie w Prasanthi wzmocniło ojca, a przez niego całą rodzinę. Okazało się jednak, że było celowe. Zdawać się mogło, że stan Roshana się pogorszył. Konieczna była druga wizyta w Szpitalu Dziecięcym. Lekarze nie spodziewali się, aby dalsze leczenie mogło coś pomóc. Wyglądało na to że Roshan, sprawiając wrażenie zdrowego, w rzeczywistości jest w jeszcze gorszym stanie! Ponownie zdiagnozowano u niego ostrą białaczkę limfatyczną. Jednak tym razem raport stwierdzał również, że chłopiec cierpi na halucynacje. Z punktu widzenia medycyny terapia przeciwbiałaczkowa była konieczna i powiedziano Roshnanowi, żeby przygotował się na bardzo poważne uciążliwości w walce z rakiem.
      Tym razem w opisach wyników badań zaznaczono, że chłopiec: gorączkował, miał dreszcze i halucynacje oraz, że terapia została przerwana.
      Teraz przydała się siła, jaką Swami zaszczepił im w Prasanthi. Widząc, że wiara przyciąga łaskę Bhagawana Baby, przynosząc im ulgę i nadzieję, rodzice uznali, że mają dosyć poleceń lekarzy. Trzymając się mocno słów Swamiego – Jestem jego lekarzem i całkowicie go wyleczyłem – przestawili Roshana na terapię wibhuti.

Saga trwa

     Od tamtej pory minęły 33 lata i Davdass Taurah jest zdrowy i w dobrej formie! Rodzina pozostaje zakorzeniona w miłości do Swamiego i Roshan wie, że czas i odległość nie mają dla Swamiego żadnego znaczenia. 
Patrzy on na swoją walkę z rakiem krwi z wdzięcznością, ponieważ przyciągnęła jego do Pana. 

    
To dlatego miałem łzy w oczach. Żadne życiowe wydarzenie nie wydaje się okropne, jeśli po naszej stronie stoi Bóg. Oczywiście, cierpimy i czujemy się źle przechodząc przez ciężkie próby, jednak z wiarą i z łaską Pana potrafimy spojrzeć na nie z wdzięcznością. Na tym polega magia Swamiego! Co jakiś czas Swami powtarza w dyskursach: „Są ludzie, których zrujnował brak wiary, ale nie znajdziecie ani jednego doprowadzonego do ruiny wierzącego człowieka”.

     Innym działaniem ubocznym tego epizodu jest fakt, że dr Tank, prowadzący Roshana od początku do końca, stał się oddanym wielbicielem Bhagawana Baby. Od tamtej pory bierze czynny udział w obozach medycznych organizowanych przez ośrodki Sai w Londynie!
     Skoro kolejna historia wiary i łaski przyniosła owoce, mogę jedynie się modlić, żeby moja miłość do Bhagawana była coraz silniejsza, a moja wiara w Jego niezgłębioną mądrość pozostawała w każdym momencie równie mocna jak tych ludzi.
     Któż mógłby sobie wyobrazić, że ten chory i umierający trzylatek wyrośnie na tak zdrowego i dobrego człowieka!
Napisał: Arawind Balasubramanja z Redakcji Radia Sai
z http://groups.google.com/ saismg
tłum. J.C.

 

Stwórz darmową stronę używając Yola.