
Kasturi z Sathya Sai w Afryce
Światło Miłości
Relacja z wizyty Bhagawana Śri Sathya Sai Baby w Afryce Wschodniej
N. Kasturi
Cd. części 1
Rozdział 4
Mądrość natury
Trzeciego lipca mieliśmy
bardzo wypełniony dzień. Najpierw polecieliśmy do krateru Ngorongoro, położonego
w Tanzanii, odległego o 500 km, który uznawany jest za największą enklawę
dzikiego życia w Afryce, okoloną niezrównanym majestatem przyrody. Następnie po
pokonaniu samochodem ponad 30 km dotarliśmy do Międzynarodowego Lotniska
Entebbe. O 7:15 rano Baba i otaczający Go ludzie wsiedli na pokład wyczarterowanego
dwusilnikowego samolotu, natomiast nasza trójka poleciała za nimi jednosilnikową
Cessną. O 8:35 przelatywaliśmy nad Jeziorem Wiktorii, kolebką Nilu, będącym
ogromnym zbiornikiem czystej wody, o długości 400 i szerokości 250 km, leżącym
na wysokości 1200 m nad poziomem morza. Wody jeziora chichotały rozbawione, gdy
spoglądaliśmy na nie z pokładu naszego kruchego pojazdu, warczącego jedynym
silnikiem. Tu i tam rozciągały się srebrne dywany o puszystych brzegach, zalane
promieniami porannego słońca. Były to wysepki z widoczną ciemną krawędzią
zieleni, natomiast krańce jeziora ginęły w odległym błękicie. Pilot poinformował
nas, że lecimy nad Parkiem Narodowym Serengeti, najbardziej znanym ze
wspaniałych lwów. Zachęcał nas do wypatrywania gazeli, zebr i antylop gnu, które
żyją tu w setkach tysięcy. Zostaliśmy nagrodzeni widokiem kilku stad antylop i
zebr oglądanych z wysokości ponad 2000 m. 0 9:15 wylądowaliśmy na pasie
lotniska leżącego wewnątrz krateru, w pobliżu rozległego jeziora z milionami
flamingów, podskakujących ekstrawagancko na brzegu.
Baba dotarł tam
kilka minut wcześniej, a za parę chwil samolot wyczarterowany w Nairobi
przywiózł Boba Raymera i jego współtowarzyszy. Krater jest rozległą równiną w
kształcie koła, będącą niegdyś ujściem gigantycznego wulkanu. Teraz ten obszar,
liczący sobie 200 km² – złożony z pastwisk, buszu i lasów będących schronieniem
dla ogromnej ilości dzikich zwierząt i kilku masajskich pasterzy, pasących w
tym fantastycznym otoczeniu swoje bydło – zaznacza jedynie skarpa.
Podjechaliśmy landrowerami do hotelu wzniesionego przy kraterze, mijając po
drodze niewielką grupę słoni i jednego samotnego strusia. Po trwającym godzinę zejściu
ze skarpy dostaliśmy się pomiędzy setki dzikich bawołów, antylop gnu i zebr.
Towarzyszący nam strażnicy zaprowadzili nas do samochodów, skąd z bliskiej
odległości oglądaliśmy wielkie stada gazeli i gnu. Widzieliśmy również strusie,
różne gatunki małp oraz oszałamiającą różnorodność dzikiego wodnego ptactwa m.in.
żurawie. Lecz nasze myśli skupiały się na ich władcy, którym jest lew.
Strażnicy wypatrzyli go na wzgórzu, siedzącego w wysokich trawach. Ruszyliśmy samochodami
w jego stronę. Zwierzę przyglądało nam się z królewską obojętnością. Kiedy
zaczęliśmy zbliżać się do niego przedzierając się poprzez wysokie trawy, niespodziewanie
natknęliśmy się na dwie odpoczywające lwice. Na szczęście szybko się podniosły
i rozważnie odeszły. Jeździliśmy łazikami wokół zwierząt, kilka metrów od
miejsca gdzie się znajdowały. Ich spokój zdumiał nas to tego stopnia, że zapomnieliśmy
do jakich dzikich zachowań są zdolne. Były przyzwyczajone do samochodów i do
tego, że samochody się przemieszczają. Opuściliśmy lwy z bólem, ponieważ
zaczęliśmy je lubić. Wydawały się takie łagodne! Odnieśliśmy wrażenie, że nasze
spojrzenia sprawiają im przyjemność. Wkrótce ujrzeliśmy lwicę, idącą wrodzonym
sobie wyniosłym krokiem, niczym królowa sprawująca władzę w monarchii
konstytucyjnej. Z pewnością wyruszała na zabójczą misję, ponieważ w oddali
dostrzegliśmy znikające i zaniepokojone bawoły oraz gnu. Baba powiedział nam,
że żyrafy są jak ruchome punkty obserwacyjne i za pomocą sekretnych znaków
przekazują informacje o zbliżającym się wrogu. Babę bardziej interesowała ich
obustronna współpraca i wzajemne służenie niż strategia przemocy i uśmiercania.
Na zakończenie
pobytu w kraterze Swami, ostatni już raz, spotkał się z wszystkimi pracownikami
obdarzając ich znakami Swojej łaski. Ponieważ nie potrafili zrozumieć najwyższej
wartości wibhuti (świętego popiołu), Baba stworzył dla nich ruchem ręki Swoje
fotografie. Wiedział, że będą je cenili jako symbole szczęśliwych godzin spędzonych
w Jego towarzystwie. Każdy dostał jedną. Widząc jak Baba rozdaje Swoje zdjęcia
strażnikom, pilotujący samolot Brytyjczyk również zapragnął je mieć. Swami
zapytał go: „Ty też chcesz dostać moje zdjęcie?”, a kiedy pokiwał on głową, Pan
stworzył dla niego ruchem ręki piękny portret Chrystusa. O 16:00 Baba opuścił
krater samolotem.
Nasza jednosilnikowa
Cessna wkrótce podążyła za nimi. Spisywała się doskonale mimo trudnego lotu nad
wzgórzami. W pobliżu jeziora Natron nowo uformowany wulkan wyrzucił z głębi
ziemi na wysokość 2,5 km doskonale uformowany stożek gorącego popiołu. Samolot
wzniósł się ponad popiół obdarzając nas niezwykłym widokiem wnętrza wulkanu z
unoszącymi się z niego smugami dymu, przypominającymi kadzidła palone na cześć
Boga Ognia. Zanim pozwolono nam wylądować na lotnisku Embaksi, krążyliśmy przez
kilka minut nad Narodowym Parkiem Nairobi, podziwiając żyrafy i strusie.
Nairobi było
poruszone, ponieważ tego wieczoru o 18:30 Baba miał wygłosić dyskurs na spotkaniu
dostępnym dla każdego. Drogi dojazdowe do miejsca spotkania były zakorkowane
samochodami i pieszymi. W historii miasta taki szturm był bezprzykładny,
ponieważ żaden duchowy przywódca nie posiadał równie uniwersalnego przesłania
jak Baba. Bhagawan nie stworzył sekty, wiary ani kościoła, lecz wznosi Swoją
świątynię w ludzkich sercach, wykorzystując do jej budowy cement miłości i
cegły wiary. Przybyło co najmniej 20 000 osób, pragnących otrzymać darszan i wysłuchać Swamiego. Przybywszy
na miejsce Baba odgadł tęsknotę ukrytą w najgłębszych zakamarkach serc czekających
na Niego od wielu godzin mężczyzn i kobiet. Zamiast ruszyć w kierunku jasno
oświetlonego podwyższenia, skierował kroki w stronę wielbicieli. Utworzyli
przejścia, aby mógł się między nimi poruszać. Wielu dotykało Jego stóp, inni
utkwili wzrok w Jego twarzy i wchłaniali płynącą z niej łaskę. Otrzymali wielką
sposobność bliskiego darszanu. Gdy w
końcu Bhagawan wszedł na podium, były w Nim utkwione wszystkie oczy. Na Jego
dyskurs czekało każde serce.
Baba rozpoczął
Swoje wystąpienie słowami: „Diwja Atma
Swarup”, to znaczy zwrócił się do zgromadzonych osób jako do „ucieleśnień
Boskiej Atmy”. Dla Niego każdy znajdujący się przed Nim człowiek jest iskrą
Boskiego Ognia, falą na szerokim oceanie Boskości. W rzeczywistości Baba
kierował to przesłanie zarówno do Afryki jak i do całego świata. Dostrzega i
radzi nam dostrzegać to, co skrywa się pod pozorem cielesności – Niepodzielny
Wszechbyt – stwarzającego Boga. Utrzymywanie tej wizji jest najpewniejszym środkiem
i najsolidniejszą podstawą dla miłości łączącej wszystkie istoty. Dyskurs Baby
poświęcony temu zagadnieniu był szczególnie cenny w kontekście Afryki
Wschodniej. Dr C.G. Patel odniósł się w swoim wprowadzającym wystąpieniu do duchowego
odrodzenia Hindusów mieszkających na tym kontynencie oraz do dotyczącego miłości
przesłania Baby, którego istotą jest uznanie prawdziwej tożsamości i które
stanowi duchowe pouczenie, duchowe lekarstwo.
Baba zalecił
recytację imienia Boga – słowa, które stało się ciałem; wezwania, na które odpowiada
kochający Stwórca; imienia będącego sumą boskich atrybutów i chwały. Osobiście
odśpiewał imiona Boga, poruszając do głębi tysiące ludzi słodyczą Swojego głosu
oraz pełną znaczenia różnorodnością atrybutów przypisanych każdemu imieniu.
Po powrocie do
rezydencji w mieście Baba usiadł przed telewizorem – środkiem komunikacji
widzianym przez niektórych członków wyprawy po raz pierwszy. Pokazane obrazy
wywołały dyskusję na temat szkód wyrządzanych przez media dostarczające masowej
rozrywki. Baba powiedział, że tak potężnych środków przekazu nie należy
wykorzystywać dla celów tamasowych –
opartych na niewiedzy i radżasowych –
opartych na przemocy, ponieważ niszczą one wyższe uczucia i wzbudzają negatywne
emocje. Środki te powinny przekształcić się w instrumenty budzące ukryte w
człowieku tendencje satwiczne –
oparte na cnotach, skłaniające go do szacunku wobec starszych, pobożnych i
mądrych, do patrzenia z podziwem na wszelkie przejawy dobroci i wielkości,
ponieważ budzą w nim pokorę i prostotę oraz pragnienie bycia panem własnych
pasji i uprzedzeń. „Celem sponsorów tych programów jest przyciągnięcie jak
największej liczby ludzi przed telewizory i skłonienie ich do oglądania audycji
z zainteresowaniem. Spłycili oni gusty i zaspakajają jedynie zwierzęcą naturę
człowieka, rozkoszującą się zbrodnią, przemocą i występkiem. Jeśli sponsorzy
nauczą się szanować ludzi jako uosobienia Boskości, nie będą ich degradować i zniesławiać,
uznając ich za osoby cieszące się jedynie wulgarnymi rzeczami” – powiedział
Baba. Tamasowe i radżasowe programy telewizyjne określił mianem teletrucizny! Baba
jest konsekwentnym krytykiem filmów, książek i komiksów zasiewających ziarna
zmysłowości, braku szacunku, chciwości i krwiożerczości. Od dzieciństwa
prowadzi kampanię skierowaną przeciwko zatrważającemu obniżaniu, w imię
popularności, poziomu literatury i artystycznych standardów.
Nairobi jest
jedynym miastem na świecie, w którym ludzi budzą ryki dzikich lwów. Lwy od
czasu do czasu odwiedzają jego peryferie, ponieważ jeszcze do niedawna tam
mieszkały. W rzeczywistości Narodowy Park Nairobi można nazwać przedmieściem
Nairobi zamieszkałym przez zwierzęta – zebry, gazele, gnu, żyrafy, impale, gepardy,
lamparty i lwy oraz towarzyszące im hieny. Przyjaciele powiedzieli nam, że
istnieje duże prawdopodobieństwo, że natkniemy się na lwy siedzące nonszalancko
na drodze. Spotkaliśmy pięć gepardów zajętych kameralnym spotkaniem na środku
szosy. Uznały nasze samochody za intruzów i zeszły powoli na pobocze. Podjechaliśmy
do rozlewiska, w którym odkryliśmy wielkie stado hipopotamów przebywających
razem z krokodylami. Baba mówił o koegzystencji tych dwóch gatunków jako przykładzie
współdziałania w naturze. Kiedy wracaliśmy znad rozlewiska, naszym oczom ukazał
się majestatyczny widok dwóch lwów o wspaniałych grzywach, przytulonych do
siebie na płaskiej, wysokiej skale. Gdy samochód zbliżył się do nich na odległość
3 m, odwróciły się leniwie w naszą stronę i pozowały do zdjęć robionych wieloma
aparatami, niczym gwiazdy filmowe w otoczeniu fanów. Potem podeszły do znajdującego
się kawałek dalej lwiego haremu, gdzie trzy lwice, wspaniale zadbane piękności
o stalowych mięśniach, spędzały popołudniową sjestę. Niechętnie zostawiliśmy je
na skałach i ruszyliśmy do miasta dżakarandy i bugenwilli[1].
Po obiedzie dr
Patel zabrał Babę i towarzyszące Mu osoby do miasta Nanyuki, leżącego dokładnie
na równiku na wysokości 1950 m nad poziomem morza, oddalonego od Nairobi o 198
km. Można się stamtąd wspiąć na górę Kenię liczącą sobie 5199 m . Po jej zboczu wije
się serpentyną piękna szosa, przecinająca plantacje kawy i agaw otaczające
wzniesione na otwartym terenie okrągłe, pokryte strzechą chaty w tradycyjnym
stylu plemienia Kikuju[2].
Wysoko w lasach pachnących gęstą, równikową zielenią, znajduje się Tajemnicza
Dolina (Secret Valley), gdzie towarzystwo Baby spędziło wieczór, przyglądając
się przez krótką chwilę lampartom i ich zabawom oraz chłonąc mądrość
przekazywaną im przez Mistrza. Przybyły oczekiwane przez wszystkich lamparty –
matka z dwojgiem młodych. Błyskawicznie wskoczyły na platformy z przygotowanym
dla nich pożywieniem. Zaabsorbowane czekającym ich bankietem nie przejmowały
się klikaniem aparatów fotograficznych ani skierowanymi w ich stronę reflektorami.
Baba jednak nie interesował się nimi. Powiedział, że to bardzo smutne, że znaleźliśmy
się w puszczy, daleko od setek wielbicieli z Nairobi, którzy byliby zachwyceni
mogąc spędzić czwartkowy wieczór w Jego towarzystwie śpiewając bhadżany. Baba
czuł, że lepiej wykorzystamy ten czas, jeśli odpowie na pytania, jakie zapragniemy
Mu zadać. Pytania dotyczyły umysłu i jego kontrolowania. Baba opisał jak wpływają
na umysł przyciągające go obiekty. Porównał muchę siadającą bez zastanowienia
na rzeczach czystych i wstrętnych z pszczołą, szukającą jedynie miodu.
Ilustrując to, szerokim gestem ręki zmaterializował duży medalion z
emaliowanego złota, na którym widniał Jego portret. Zanim zdążyliśmy otrząsnąć
się z osłupienia, położył go na dłoni siedzącego przed Nim wielbiciela, mówiąc:
„Proszę, noś go. Od dawna o tym marzyłeś”. Potem, zwracając się do nas powiedział:
„Był przeznaczony tylko dla jednej osoby. Być może w ten czwartek w Tajemniczej
Dolinie każdy czegoś pragnie”. Zakręcił dłonią i patrzcie! W Jego ręku pojawił
się flakon z zakorkowaną szyjką, napełniony po brzegi cudownie słodką,
niewyobrażalnie pięknie pachnącą amritą (ambrozją). 3350 m nad poziomem morza,
w chłodny czwartkowy wieczór w Tajemniczej Dolinie, w dniu wyznaczonym na
okazywanie czci Mistrzowi, Jego ręka podawała nam amritę złotą łyżeczką ze złotego
flakonu… doprawdy, był to przejaw bezwarunkowej łaski. Nie zapewniłyby nam tego
lata modlitw i wyrzeczeń. To było jak deszcz z czystego, błękitnego nieba, jak
akt Opatrzności okazującej współczucie schnącym zbożom.
Kiedy Baba wezwał
muzułmanina, właściciela hotelu, cierpiącego z powodu powiększonych migdałków i
ofiarował mu stworzone specjalnie dla niego uzdrawiające wibhuti, ten
powiedział: „Doprawdy, zostałem pobłogosławiony”. Wziął z rąk Swamiego Jego
portret, również stworzony dla niego. Także służący mieli swoją chwilę. Otrzymali
upragnione kilka minut z Babą oraz rady dodające otuchy, podarowane nam
wszystkim.
Po powrocie do Nanyuki podeszła do Baby grupa ludzi przybyłych z odległego interioru, mających nadzieję, że Go spotkają i wyproszą łaskę dla słabowidzącego chłopca. Baba polecił, żeby przywieźli go do Nairobi, gdzie będzie na nich czekał. Kiedy przybyli, wezwał ich do Siebie. Widziałem łzy w oczach ojca chłopca, gdy wychodzili z pokoju interview. Były to łzy radości.
