Transformacja nastolatka – cz.1

Jak Swami rozproszył iluzję i wątpliwości oraz zasiał ziarna wiary w sercu Swojego studenta B. Wenugopala.

     Pan B. Wenugopal, absolwent Instytutu Wyższego Nauczania Śri Sathya Sai, uzyskał magisterium z administrowania biznesem w 2004 r. w Prasanthi Nilayam. Przed wstąpieniem do Instytutu uzyskał na Uniwersytecie Osmańskim w Hajderabadzie licencjat z inżynierii elektrycznej. Jako aktywny członek hajderabadzkiej grupy młodzieżowej Sai, Wenugopal głęboko angażował się w misję Bhagawana, zanim został studentem w Jego koledżu. Jako młody człowiek z grupy Sai został pobłogosławiony nie tylko bliskością boskiej, fizycznej formy Pana. Otrzymał również od Swamiego szereg bezcennych rad, porządkujących jego życie, służenie i ćwiczenia duchowe. Po ukończeniu uniwersytetu Baby wrócił do Hajderabadu i rozpoczął karierę zawodową, współpracując przez cały czas z hajderabadzką grupą młodzieżową Sai. Obecnie jest w niej seniorem. Udziela wskazówek i kieruje nowoprzybyłymi osobami w tym rozrastającym się i bardzo aktywnym bractwie. Wenugopal rozpoczął swoją karierę zawodową w JP Morgan Chase &Co, później pracował w Banku Amerykańskim i w Deloitte Consulting India. Obecnie jest asystentem wiceprezesa działu kontroli w firmie HSBC, świadczącej usługi finansowe i bankowe.
     Poniżej prezentujemy tekst rozmowy pomiędzy B. Wenugopalem a Bishu Prusty, wyemitowanej w Radiu Sai w czerwcu 2014 r., w programie „Ulotne chwile, niezatarte wspomnienia”.
     Sai Ram! Dziękuję za tę okazję. Cieszę się, mogąc podzielić się ze słuchaczami cudownymi chwilami, jakie przeżyłem ze Swamim.
Jeśli chodzi o naszą relację z Bhagawanem, jest bez znaczenia czy to my przychodzimy do Swamiego, czy Swami przychodzi do nas. Ważne jest uświadomienie  sobie obecności Swamiego w naszym życiu, ponieważ Swami przebywa w nim zawsze.

Stawiam pierwszy krok w kierunku Swamiego

      Gdy byłem w drugiej klasie rodzice przenieśli się do Bombaju. Zawsze chcieli zapewnić nam edukację duchową, która nauczy nas wartości i religijnych wersów. Istniało kilka miejsc oferujących takie wykształcenie – The Chinmaya Mission Balvihar[1] i Śri Sathya Sai Bal Vikas. Mama słyszała już wcześniej o Swamim. W latach 60-tych, przed wyjściem za mąż, wysłuchała kilku dyskursów Bhagawana, m.in. dyskursu wygłoszonego w bombajskim Rotary Club[2]. Z tego powodu postanowiła zapisać mnie i mojego brata do klasy Bal Vikas Sathya Sai. W efekcie, rodzice zaczęli uczestniczyć w odbywających się tam sesjach bhadżanowych. Tata uwielbia śpiewać. Mój brat i ja interesowaliśmy się lekcjami Bal Vikas, ponieważ lubimy słuchać opowieści z Mahabharaty i z Ramajany. Muszę przyznać, że prowadzono te zajęcia doskonale. Jeśli chodzi o wiarę w Swamiego, to mój ojciec był przekonany, że Swami jest ‘wielkim nauczycielem’. Słyszał, że mówi wieloma językami i ma tak szeroką wiedzę, że może wygłaszać dyskursy na każdy temat. Tata pracował dla firmy Hindustańskie Narzędzia Mechaniczne i często podróżował. Za każdym razem gdy wyjeżdżał, mama wsuwała mu do torby książkę o Swamim. Dzięki temu przeczytał wiele książek poświęconych Bhagawanowi. Mama ma naturalną skłonność do duchowości. Mówi, że po prostu ‘chciała’ wierzyć w Swamiego. Według niej, mężczyźni są bardziej racjonalni – szukają logiki, nie wierząc zbytnio uczuciom. Jeśli chodzi o ojca, to zawsze uważał Swamiego za nauczyciela i ze względu na Jego wiedzę z uśmiechem składał przed Nim dłonie.

Pierwsza podróż do Prasanthi Nilayam

    Państwo Prabhakaranowie mieszkali w Bombaju w tym samym domu co my i wybierali się do Prasanthi Nilayam. Zaproponowali tacie, żeby się do nich przyłączył, a tata zgodził się. Zaplanowaliśmy cztero, pięciodniową wizytę. Chcąc dojechać na miejsce, podróżowaliśmy dwoma pociągami do Dharmawaram, a potem jeszcze jednym do Puttaparthi. Pokonaliśmy całą drogę z Bombaju do Prasanthi Nilayam jedynie po to, żeby dowiedzieć się, że Swamiego tam nie ma! Przebywał w Brindawanie. Ponieważ nie znaliśmy Swamiego, nie wiedzieliśmy, że spędza również czas w Bangalore. Tata zapytał człowieka z sewa dal kiedy spodziewają się Jego powrotu. Wolontariusz odpowiedział, że może za miesiąc i zaproponował, żebyśmy udali się na darszan. Ojciec był straszliwie rozczarowany. Powiedział: „Cóż to znaczy? Przyjechaliśmy taki szmat drogi z Bombaju”. To była bardzo ludzka reakcja. Myśleliśmy, że jest to z naszej strony nadmierny wysiłek. Obecnie takie myśli wydają mi się naiwne.
     Miało to miejsce w połowie lat 80-tych. Dowiedzieliśmy się, że w Puttaparthi  mieszka wielki człowiek, prof. Kasturi i że w tej chwili jest przykuty do łóżka. Zajmował pokój znajdujący się naprzeciw dzisiejszej stołówki południowo-indyjskiej. Tata czytał jego książki. Dla mnie, psotnika, pobyt w Prasanthi Nilayam był przyjemnością. Lubiłem otwartą przestrzeń, drzewa i piasek. Uwielbiałem biegać wśród drzew, piasek budził we mnie radość. Wybraliśmy się wszyscy w odwiedziny do prof. Kasturiego. Tata powiedział do niego: „Proszę pana, przyjechaliśmy z Bombaju, ale Swamiego tutaj nie ma. Jesteśmy bardzo rozczarowani”. Prof. Kasturi z uśmiechem poradził nam, żebyśmy się modlili. „Módlcie się! Jeśli to zrobicie, to kto wie, może Swami przyjedzie i udzieli wam darszanu!”. Roześmieliśmy się.

Jak Swami skłonił mojego ojca do rzucenia palenia

     Ojciec był wtedy namiętnym palaczem, potrafiącym wypalić 15 papierosów dziennie! W tamtych czasach za bramą Ganeszy znajdował się sklep handlujący betelem. Pan Prabhakaran żuł liście betelu. Powiedział żartem do mojego ojca: „Panie Szarma, dopóki Swami nie wróci, pan będzie palił papierosy, a ja będę żuł liście betelu!”. Ojciec odpowiedział: „Jeśli Baba przyjedzie teraz, rzucę palenie na zawsze!”. Potem zaciągnął się dymem i patrzcie! W ciągu dwóch – trzech minut nadjechało czerwone auto Swamiego! Tak! Przemknęło przez bramę Gopur, szyba opadła w dół, Swami spojrzał na nas z uśmiechem i wzniósł dłoń w geście błogosławieństwa, abhajahasty. Papieros wypadł ojcu z palców. Po raz ostatni dotknął paczki papierosów. Spotkanie z Bhagawanem miało tak wielką moc, że jak sam mówi, od tamtej chwili nigdy nie czuł się jak ktoś, kto kiedykolwiek palił. Po tym zagadkowym darszanie Swami wszedł do audytorium Purnaczandry. Próbowaliśmy za Nim chodzić, gdziekolwiek się udawał. W aśramie było wtedy zaledwie kilka osób. Prawdopodobnie nikt w Puttaparthi nie spodziewał się, że Swami tak szybko wróci.
     Tego popołudnia Swami udzielił nam darszanu. Kupiłem kilka paczuszek wibhuti, żeby je pobłogosławił. Jak wiecie, podczas darszanu dzieci nie siadają  w pierwszym rzędzie, bo mogą wywołać zamieszanie. Ale czy można było powstrzymać takiego psotnika jak ja? Siedziałem w trzecim rzędzie, a tata w pierwszym. Swami nadszedł i stanął naprzeciw niego, więc tato mógł złożyć Panu padanamaskar. Gdy to robił przeskoczyłem dwa rzędy, znalazłem się przed Swamim i powiedziałem: Wibhuti. Swami z wielką miłością wyciągnął ręce i pobłogosławił moją głowę. Coś jeszcze powiedział, ale nie zwróciłem na to uwagi, chyląc się do Jego stóp i przyjmując błogosławieństwo.
Tego samego dnia, natychmiast po udzieleniu nam darszanu, Swami wrócił do Bangalore. Dlaczego tak nagle przyjechał do Prasanthi Nilayam? Wiele osób starało się to zinterpretować. Postępowanie Swamiego przypomina Pana Ramę przeszywającego pojedynczą strzałą siedem pni damarzyka[3]. Każdy czyn Swamiego ma wiele znaczeń. Dla mojego ojca Swami stał się tego dnia Awatarem przybyłym przemienić każdego, w tym również jego. Jak widzicie, wstąpienie Swamiego do naszej rodziny miało dramatyczny charakter.
Śpiewanie z Bhagawanem tysiąca imion Boskiej Matki.
     Mama cierpiała z powodu bólów brzucha. Od kiedy mnie urodziła miała kłopoty z macicą. Lekarze, skłaniając się do operacyjnego rozwiązania problemu, przyjęli ją do Szpitala Nanavati w Bombaju. Operacja powiodła się. Wieczorem przed zabiegiem jej szwagierka – która została na noc, żeby się mamą opiekować – usiadła w fotelu, powtarzając ‘Lalita Sahaśranam – 1000 imion Boskiej Matki’. Śpiewając głośno święte imiona, usłyszała drugi, towarzyszący jej głos. Spytała mamę, czy śpiewa. Mama odpowiedziała: „Ze wszystkich sił staram się zasnąć. Nie mam ochoty śpiewać. Nie przeszkadzaj mi, proszę”. I zasnęła z powrotem. Ciocia śpiewała w dalszym ciągu i wciąż słyszała dodatkowy głos. Odwróciła się i ujrzała Swamiego siedzącego obok mojej mamy i błogosławiącego ją! Opowiedziała mi o tym wiele lat później, kiedy zacząłem przyjeżdżać regularnie do Puttaparthi.

Jak podważałem wszystko, co odnosiło się do Swamiego

    Rosnąc, dzieci zaczynają racjonalnie myśleć. Ja również wszedłem w fazę podważania wszystkiego. Ludzie pragną również akceptować rzeczy niezwykłe. Może zauważyliście, że gdy podczas śpiewania bhadżanów, zwłaszcza w domach wielbicieli, spadnie z ołtarza kwiat, wiele osób traktuje to jako znak obecności Swamiego lub potwierdzenie z Jego strony. Kiedy osoby obecne w naszym domu tłumaczyły, że to wielki cud, starałem się zaprzeczyć, mówiąc, że to skutek grawitacji. Gdyby jednak kwiat uniósł się w górę, byłby to ewenement. Nawet ojciec starał się mnie przekonać, że rzucił palenie pod wpływem Swamiego. Odpowiadałem mu, że to raczej wynik jego silnej woli. Faza zaprzeczania i kierowania się rozsądkiem była dla mnie trudna. Na początku lat 90-tych kiedy Swami przyjechał do Hajdarabadu, lokalna gazeta zamieściła artykuł skierowany przeciwko Niemu. Starając się umocnić podstawy moich zaprzeczeń, pokazałem go ojcu. Wciąż jeszcze pamiętam surowe słowa, jakimi to skomentował: „Dla mnie jest Bogiem. Jeśli chcesz mi wierzyć, zostań w domu, jeśli nie, wyprowadź się!”. Jego wiara płynęła z osobistego doświadczenia, stąd to przekonanie. Nie mogła nią zachwiać logika. Dlatego powtarzam młodym ludziom, że kiedy zdobędą doświadczenie, logika nie zdoła podważyć ich wiary. Otrzymawszy od taty ostrzeżenie, postanowiłem na jakiś czas nie zajmować się tą sprawą. Pomyślałem, że lepiej nie naruszać rodzinnej harmonii. Nie chodzi o to, że nie wierzyłem w Boga. Czytałem mnóstwo duchowej literatury i opowieści z życia świętych. Co więcej, byłem studentem Bal Vikas i znałem wiele świętych wersetów. Moje wątpliwości koncentrowały się tylko wokół Swamiego. Po tym okresie przyciągnął mnie Pan Kriszna i stał się moim ulubionym Bóstwem. Uważałem Go za najwyższą formą Boga. To dlatego fenomen Sathya Sai nie wpływał na mnie w tym czasie.

Materializacja wibhuti, nektaru… i biletów do Parthi

   W każdy czwartek w domu wielbicieli urządzano sesję bhadżanową. Rodzice uczęszczali na nie regularnie. Na fotografiach Swamiego materializowało się wibhuti i amrita. Moi rodzice byli tym bardzo poruszeni i pragnęli, żebym to zobaczył. Odmówiłem, podając nieprawdziwe powody. Twierdziłem, że owi wielbiciele wstają bardzo rano, wycierają fotografie Sai Baby wilgotnymi ściereczkami i posypują wibhuti, które zatrzymuje się na szkle i na ramie. Wysychając, opada. Tak wyglądały logiczne powody, które im podałem.
   Byłem wtedy w 12-tej klasie i nie wiedziałem jaki wydział inżynierski wybrać. Z tym problemem poszedłem na sesję bhadżanową. Pomyślałem uspokajająco: „Cóż jest złego w śpiewaniu bhadżanów? Zaśpiewam bhadżany do Kriszny nie dodając imienia Sai”. Podczas bhadżanów widziałem jak ze środka zdjęcia Śirdi Sai wypływa nektar. Zbiło mnie to z tropu. Nie można było wyjaśnić tego fenomenu naukowo. Przekonałem się, że to, co się dzieje jest boskim cudem, lecz nie Sathya Sai Baby! Na zakończenie bhadżanów gospodarz ogłosił pielgrzymkę do Parthi dla  studentów szkoły Sathya Sai Widja Wihar. Dodał również, że w autobusie jest kilka wolnych miejsc i zaprasza na nie zainteresowanych młodych ludzi. Dwa dni później ojciec zawiadomił mnie, że zarezerwował dla mnie miejsce. Oburzony zapytałem go, jak mógł to zrobić bez porozumienia ze mną. Nawet nie chciałem widzieć Sai Baby. Pozostał nieugięty. W końcu się poddałem. Powiedziałem sobie: „Po co marnować pieniądze wydane na bilet?”.

Przyjechałeś zobaczyć Swamiego czy Ćitrawati?

     Tak więc postanowiłem pojechać i przynajmniej obejrzeć to miejsce. To było coś więcej niż piknik. Pamiętam, że podczas darszanu siedziałem w ostatnim rzędzie. Będąc w towarzystwie tak wielu osób czczących Swamiego jak Boga, pomyślałem, że nie powinienem Go lekceważyć lecz myśleć o Nim z szacunkiem. W Prasanthi Nilayam dziewczęta i chłopcy siedzieli podczas darszanu oddzielnie. Chociaż nie byłem studentem Widja Wihar, towarzyszyłem grupie. Swami przyszedł udzielić nam darszanu. Rozmawiał z nauczycielem siedzącym obok nas. Słyszałem jak mówi, że będziemy mogli złożyć Mu padanamaskar. Potem odszedł, żeby podejść do innych wielbicieli. Każda sekcja klasy miała nauczyciela i na każdym poziomie nauczania było ich dwóch lub trzech. Niektórzy z nich pragnęli zabrać studentów nad rzekę Ćitrawati, ale nauczyciel, który rozmawiał ze Swamim, chciał żebyśmy poczekali do końca interview. Jednak dwaj nauczyciele, którzy uważali, że ich klasa powinna udać się nad rzekę, wstali wraz ze studentami i wyszli. Miałem dylemat, ale ostatecznie postanowiłem zobaczyć rzekę. Gdy zbliżaliśmy się do bramy Ganeszy, zatrzymał mnie starszy człowiek i powiedział, że powinienem założyć buty, ponieważ piaski nad Ćitrawati są gorące. Dodał, że ponieważ przyjechałem tutaj, żeby zobaczyć Swamiego, a nie rzekę, to powinienem zostać na darszanie. „Nie wiesz, kiedy Swami wyjdzie! Po prostu wróć i usiądź”, rozkazał mi twardo i odszedł. To co mówił miało sens. „Po co kaleczyć stopy na piasku?”, powiedziałem sobie. Wróciłem do Sai Kulwant Hall i usiadłem za uszczuploną grupą chłopców. Zaledwie to zrobiłem odtworzyły się drzwi pokoju interview i Swami ruszył prosto w stronę nauczyciela. Zapytał: „Gdzie są pozostali uczniowie?”. Nauczyciel odpowiedział: „Poszli zobaczyć Ćitrawati, Swami”. Wtedy Swami wyrzekł te same słowa co starszy człowiek przy bramie Ganeszy: „Przyjechaliście zobaczyć Swamiego czy Ćitrawati?”. Skończywszy mówić, spojrzał na mnie z uśmiechem. Siedziałem pięć rzędów dalej. Potem Swami zmaterializował tak dużą ilość wibhuti, że nikt nie mógłby zmieścić go w dłoni. Ofiarował wibhuti nauczycielowi i polecił mu podzielić się nim z  uczniami i nauczycielami. Przyrzekł także, że wieczorem udzieli nam padanamaskaru. Każdy z nas wziął niewielką ilość świętego popiołu.

Chwila, która zmieniła moje życie

     Wieczorem zebraliśmy się przy posągu Kriszny stojącym naprzeciw garażu. Usiedliśmy w doskonale równych liniach, pozostawiając przejścia między rzędami, żeby Swami mógł przejść obok nas. Jak wspomniałem, siedziałem przed posągiem Kriszny. Kriszna był moją ulubioną formą Boga. Patrząc na Jego posąg, prowadziłem z Nim w myśli rozmowę. „W porządku. Biorąc pod uwagę moje poranne doświadczenie rozumiem, że Swami nie jest zwykłym człowiekiem. Czy jest jednak Tobą?”, pytałem Krisznę. „Którą formę powinienem zaakceptować?” To było wielkie pytanie mogący mnie skłonić do uznania Sathya Sai Baby. Rzuciłem Bogu wyzwanie. Każdy dotyka Swamiego, to powszechne i naturalne. Ale teraz, kiedy Swami przyjdzie, niechaj dotknie mnie z własnej woli. Wtedy uwierzę, że jest Kriszną. Wspominając to czuję, że powinienem prosić o coś ważniejszego. Dostaliśmy kartki, żeby napisać do Swamiego list. Ja też napisałem kilka słów, ponieważ poczułem szacunek dla Sai Baby. Poprosiłem, żeby opiekował się moimi rodzicami i podziękowałem Mu za wszystko. Na zakończenie poprosiłem, żeby dał mi okazję do służenia społeczeństwu – nie Jemu, ani też jako sewa dal, ponieważ przed wejściem do Sai Kulwant Hallu starłem się z wolontariuszem.
     Siedzieliśmy do siebie tyłem. Za mną byli dwaj  chłopcy, prawdopodobnie ze szkoły. Słyszałem jak rozmawiali: „Czy ten Baba rzeczywiście robi magiczne sztuczki?”. „Słyszałem, że wyjmuje rzeczy z włosów.” „Dobrze. Poproś Babę, żeby dał ci wibhuti. Zobaczymy skąd je wyciągnie.” Ta konwersacja odbywała się za moimi plecami. Czułem się okropnie, ponieważ pod wpływem ich słów wracał mi rozsądek, co sprawiało, że czułem się jeszcze gorzej. Po darszanie Swami wyszedł i skierował się w naszą stronę. Ale najbardziej mnie zaskoczył, gdy przeszedłszy pod arkadami ruszył w naszym kierunku, przez cały czas patrząc na mnie i uśmiechając się! Był to uśmiech starego, od dawna niewidzianego przyjaciela, uśmiech zaskoczenia i oczekiwania. Swami, dotarłszy do nas, udzielił kilku osobom padanamaskaru i wziął listy, wciąż na mnie patrząc. Wtedy coś się we mnie zmieniło. Poczułem, że znam Go od wieków. Zanim ruszył na obchód mandiru, podszedł do rzędu w którym siedziałem. Całkowicie mnie urzekł. Wziął mój list i dotknąłem dłońmi Jego stóp. Do tej chwili nie odrywał ode mnie            wzroku. Gdy złożyłem padanamaskar, spojrzał na inną osobę. Byłem oczarowany. Przekonałem się, że Sai Baba jest Bogiem. Następnie Swami przeszedł do rzędu za mną, gdzie siedzieli dwaj wątpiący chłopcy. Jeden z nich uniósł się i powiedział: „Swami, daj mi, proszę, wibhuti”. Swami zapytał go: „Jesteś studentem?”. Chłopiec odpowiedział: „Tak!”. Swami zaprzeczył: „Nie, nie jesteś”. Wtedy po raz pierwszy usłyszałem Swamiego tak wyraźnie i blisko. Swami zwrócił się do niego raz jeszcze: „Jesteś studentem?”. „Tak!”. „Chcesz wibhuti?”. Poczym podwinął rękawy i zmaterializował święty popiół. Dał go obu chłopcom. Wszyscy wyciągnęli ręce. Ja również. Swami spojrzał na mnie i powiedział: „Podejdź bliżej”. Uczyniłem to i Swami nałożył mi wibhuti na czoło między brwiami, a potem poklepał mnie po policzku i zapytał: „Jesteś szczęśliwy?”. Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Wtedy dodał: „Hajderabad”. To było niezwykłe i niepowtarzalne doświadczenie. I chociaż wielokrotnie obdarzał mnie później błogosławieństwami, nigdy nie czułem się tak jak tamtego dnia. Coś się we mnie głęboko zmieniło. Drżałem i płakałem przez 45 minut. Po twarzy płynęły mi strumienie łez. Zupełnie zapomniałem o warunkach postawionych Swamiemu. Ludzie podchodzili do mnie i gratulowali mi mówiąc: „Masz szczęście, pobłogosławił cię Swami”. Komplementy przelatywały obok moich uszu. Przepadłem. Dopiero gdy załadowaliśmy bagaże i wsiedliśmy do autobusu dotarło do mnie, że Bhagawan mnie dotknął abym mógł w Niego uwierzyć, tak jak Go o to prosiłem!

Przystępuję do hajdarabadzkiej grupy młodzieżowej Sai

     Czułem po powrocie, że powinienem jak moi rodzice brać udział w czwartkowych bhadżanach i składać hołd Bhagawanowi. Kiedy dotarłem do domu bhadżanowego, syn gospodarzy poinformował mnie o istnieniu hajderabadzkiej grupy młodzieżowej. Powiedział, że będą jeździć do wiosek i służyć ich mieszkańcom. „Będzie miło, jeśli do nas dołączysz. Za dwa tygodnie pojedziemy w ramach misji grama sewa, więc może wybierzesz się z nami? W tej chwili nie jesteśmy wolontariuszami”. To ostatnie zdanie trafiło we mnie jak grom. Napisałem, że pragnę służyć, lecz nie jako sewa dal. Teraz On wskazywał mi drogę. Działo się to w 1997 r. Nowy początek, nowa faza życia. Zacząłem wierzyć, że życie jest po to, by służyć innym istotom. Hajdarabadzka grupa młodzieżowa jest bardzo oddana i niesie zapaloną przez Swamiego pochodnię służenia. Jej motywy są zaraźliwe. Zapragnąłem zostać jej członkiem. Tak rozpoczął się mój związek z hajderbadzką grupą młodzieżową.

Swami zamieszkał w moim sercu

     Przy pomocy nauczyciela duchowego można w 10 sekund skutecznie zredukować skutki dziesięciu wcieleń. Jeden dotyk Swamiego prawdopodobnie nie podniósł mojej kundalini, a jednak przyniósł mocny efekt. To dlatego byłem wstrząśnięty i płakałem w Sai Kulwant Hall. Darszan oczyszcza. Ma niepowtarzalny wpływ na każdego. Podczas darszanu Swami może nie odezwać się do nikogo, a mimo to pod koniec spotkania każdy staje się inną osobą. Nie znamy charakteru tych zmian. Mówiono o mnie jako o chłopcu pobłogosławionym przez Swamiego. Byłem w siódmym niebie. Ale mój umysł nie utrzymał się na tych wyżynach. Wątpliwości nie ustępują tak łatwo. Zacząłem myśleć… Swami błogosławiąc nas, dotyka wielu osób. Być może dotknął mnie zupełnie przypadkowo. Potem miałem serię snów, w których widziałem Pana Krisznę. Przedtem, nigdy o Nim nie śniłem. W jednym ze snów schodził schodami i dotarłszy na dół zmienił się w Swamiego. Kolejny sen był bardzo dziwny. Swami wygłaszał dyskurs, a ja siedziałem za Nim. Swami mówił: „Kiedy Matka Jaśoda poleciła Panu Krisznie, żeby otworzył buzię, zobaczyła w niej wszystkie czternaście światów”. W tym momencie Swami odwrócił się, spojrzał na mnie i powiedział: „Kriszna jest w moich ustach. Spójrz”. Otworzył usta i zobaczyłem w nich Krisznę. Gwałtownie się przebudziłem. Ten sen mną wstrząsnął. Podszedłem do ołtarza i rozpłakałem się przed fotografią Swamiego. Przyrzekłem: „Swami, już nigdy nie będę w Ciebie wątpił. Wybacz mi, proszę”. Na tym skończyły się sny z Kriszną. Jestem całkowicie przekonany o boskości Swamiego.
Ciąg dalszy nastąpi
Redakcja ‘Z Serca do Serca’
tłum. J.C.
[1]The Chinmaya Mission Balvihar – organizacja założona przez  Swamiego Chinmaya w 1953 r., jest ruchem duchowej odnowy, obejmującym szeroki zakres działań duchowych, edukacyjnych i charytatywnych wpływających na życie tysięcy ludzi w Indiach i poza jej granicami. 
[2] Rotary Club – międzynarodowe stowarzyszenie przedsiębiorców promujące służbę na rzecz społeczeństwa i wspierające pokój na świecie.
[3] Damarzyk – wysokie drzewo występujące na  południowych zboczach Himalajów. 

 

Stwórz darmową stronę używając Yola.