Jazda na rowerze promująca miłość Bhagawana

Część1

Rozgrzewająca serce opowieść o tym, jak absolwent Instytutu Wyższego Nauczania Śri Sathya Sai, pracujący obecnie w Instytucie Wyższych Nauk Medycznych Śri Sathya Sai w Bangalore, połączył pasję jazdy na rowerze z oddaniem dla Swamiego i wyznaczył sobie emocjonującą misję poznawana życia pacjentów leczonych w szpitalach Baby, w niezwykły sposób: ponad 450 km jazdy na rowerze w dziewięć dni, z północnej Kerali do najbardziej wysuniętego na południe zakątka Indii! To właśnie zrobił Satisz Sandra kilka miesięcy temu.

„Och, muszę powiedzieć, że to było niezwykle ekscytujące i bardzo inspirujące! Ani przez chwilę się nie nudziłem!” Satisz nie potrafił ukryć uradowania, a ja swojej ciekawości. 

„Czemu jednak Kerala?” „To boski, mistrzowski plan!”, mówił dalej, starając się ze wszystkich sił opanować nieodparte uczucie szczęścia, przeszkadzające mu w mówieniu. „Muszę ci opowiedzieć jak się to wszystko zaczęło. Uwielbiam zwiedzać kraj na rowerze, nie podróżowałem jednak od niemal czterech lat i bardzo pragnąłem to zrobić w tym roku.”
    Satisz fascynuje się kolarstwem od dzieciństwa. Zanim otrzymał dyplom w Widżajawadzie, wypuszczał się na długie wyprawy do świątyni leżącej na obrzeżach tego trzeciego pod względem wielkości miasta w stanie Andhra Pradesh. Jego pasja zapadła jednak w zimowy sen, gdy w 1998 r. został mieszkańcem kampusu Instytutu Wyższego Nauczania Śri Sathya Sai w Prasanthi Nilayam. Rozkwitła ponownie, gdy Bhagawan w 2001 r. pobłogosławił go okazją służenia w szpitalu superspecjalistycznym w Bangalore.
    „Od tamtej pory podjąłem kilka wypraw długości maratonu, za każdym razem pokonując 300 – 400 km. W ten sposób pielgrzymowałem do świętych miejsc w Tamil Nadu i w Karnatace. Odwiedziłem również dom mojej siostry w Bilgiris.”
Wcześniejsze wyprawy
    Opowiedział nam o swoich przygodach: o tym jak kiedyś, jadąc przez las Bandipur, spotkał na drodze samotnego słonia i jak 26. XII. 2006 r. dotarł na rowerze do Pondiczery, w momencie, gdy w wybrzeże uderzyło potężne tsunami. „Wtedy jednak chciałem czegoś innego, pragnąłem znaleźć cel przewyższający samą przygodę jazdy na rowerze. Pewnego dnia, siedząc przy biurku w głównym magazynie szpitala, rozmyślałem nad tym, że od dekady skupuję aparaturę. Stwierdziłem, że chociaż spędzam bardzo dużo czasu na szukaniu i negocjowaniu najlepszego sprzętu za możliwie najdogodniejszą cenę, to jednak nigdy nie opiekuję się bezpośrednio chorymi. Ukryty w małym pokoju w piwnicy szpitala, otoczyłem się teczkami i cennikami, zamiast szczęśliwymi uśmiechami pacjentów. Czułem, że chociaż pracuję od kilku lat w jedynej tego rodzaju instytucji leczniczej na świecie, nie doświadczam radości pomagania innym. Koledzy zajęci w innych sekcjach, np. na oddziałach intensywnej terapii lub w przychodni mają mnóstwo okazji do bezpośredniej współpracy z pacjentami, natomiast mój kontakt z chorymi jest w najlepszym razie sporadyczny. Tracę radość rozmawiania z nimi, dzielenia ich radości i smutków. Brak współpracy z pacjentami dręczył mnie przez dłuższy czas. Wtedy dowiedziałem się o programie rehabilitacyjnym Sai. Niezwykła inicjatywa szpitali superspecjalistycznych Baby w Puttaparthi i Bangalore, kontynuowana przez program rehabilitacyjny, podtrzymuje i wzmacnia relacje pomiędzy szpitalem i pacjentami, ustalone w chwili wejścia chorych do szpitala. W innych szpitalach, gdy zostaną opłacone rachunki a pacjenci wypisani, nie utrzymuje się z nimi dalszych kontaktów. Ale ludzie operowani w szpitalach Baby nie są nigdy do końca z nich zwolnieni, a jedynie przekazani lekarzom lokalnym. Programem tym objęci są pacjenci kardiologiczni leczeni w szpitalach Sai, wymagający nieustannej opieki, nie zawsze możliwej w najbliższych szpitalach, biorąc pod uwagę ich odległość i obciążenie. Program rehabilitacyjny Sai, zapoczątkowany w Karnatace i Andhra Pradesh, przynosi najwięcej efektów w Kerali, gdzie podjęto go w lutym 2009 r. W ramach tego programu stanowa Organizacja Służebna Śri Sathya Sai ustaliła, że pacjenci zostaną dosłownie adoptowani przez lekarzy – wolontariuszy z ich dzielnic, którzy będą regularnie monitorowali stan ich zdrowia i przekazywali dane do szpitala macierzystego. Przezwycięży to niedogodności podróżowania na badania i umożliwi pacjentom uzyskanie opieki uzupełniającej i monitoringu bliżej domu, co jest bardzo istotne dla osób chorych na serce. Ponadto, Organizacja Służebna w Kerali urządza regularne dzielnicowe spotkania z mądrymi ludźmi, nazywane ‘Hrudaja sangamam’ – ‘Błogosławieństwo dla serc’, podczas których działa obóz medyczny, przekazywane są ważne informacje zdrowotne i udziela się indywidualnych konsultacji. Program Hrudaja sangamam prowadzony w Sai Kulwant Hall w 2011 i 2012 r. umożliwił pacjentom wyrażenie Swamiemu ich wdzięczności za odzyskane w Jego szpitalach zdrowie i szczęście. „Gdy dowiedziałem się o chwalebnej pracy wykonywanej przez zespół rehabilitacyjny z Kerali, pomyślałem, że to odpowiednie dla mnie miejsce, ponieważ będę mógł (1) obserwować program w działaniu i współpracować z wolontariuszami; (2) spotykać się z pacjentami w ich własnych domach i w ich naturalnym otoczeniu; (3) cieszyć się pięknem ziemi nad Oceanem Indyjskim.” Trudno opisać słowami radość malującą się na twarzy Satisza, gdy o tym mówił. Przypominała reakcję wielbiciela od dawna błagającego o szansę służenia, w chwili, gdy Swami go dostrzega, podnosi, wzywa na interview, materializuje dla niego pierścień, pozuje z nim do pamiątkowej fotografii i na koniec przydziela mu pracę, którą bardzo pragnął otrzymać! „Byłem tak szczęśliwy, gdy ten plan odsłonił się przede mną… mogę jedynie powiedzieć, że był w nim cały Swami. Upewniłem się w tym przekonaniu jeszcze bardziej, gdy zacząłem projektować trasę. Kolega z aszramu, Dżaj Ganesz, przedstawił mnie pracownikowi socjalnemu, który niedawno przejechał na rowerze 6000 km, żeby zebrać fundusze. Zostaliśmy dobrymi przyjaciółmi i kiedy opowiedziałem mu o wyprawie, pożyczył mi plecak ze stelażem i zestaw bardzo potrzebnych narzędzi! Oddając rower do przeglądu przypadkowo wspomniałem mechanikowi o wyjeździe, a on, okazując zainteresowanie, sam z siebie wygospodarował dodatkowy czas, aby go dokładnie przejrzeć. Te wszystkie drobne rzeczy były dla mnie niewątpliwym przejawem błogosławieństwa Bhagawana dla mojego projektu. Największe wsparcie otrzymałem przedstawiając swój plan dyrektorom obu szpitali – w Puttaparthi i w Bangalore. Poparli mnie całym sercem – zdobyli od trustu konieczne pozwolenia oraz zapewnili mi pomoc Organizacji Służebnej Śri Sathya Sai. Wkrótce potem skontaktowałem się z prof. E. Mukundanem, przewodniczącym stanowej Organizacji Sathya Sai w Kerali. Jego wielkie zainteresowanie i niezachwiane zaangażowanie ruszyło wszystko z miejsca… dosłownie nakreślił kredą cały mój plan i wtedy rzeczywiście ‘złapałem falę’!”
       Wydarzyło się to w pierwszym tygodniu listopada 2013 r., a 21-go tego samego miesiąca Satisz wyruszył realizować projekt ‘Jazdy na rowerze promującej miłość Bhagawana’, żegnany przez dyrektora Instytutu Wyższych Nauk Medycznych Śri Sathya Sai oraz jego personel, radośnie machający chorągiewkami i życzący mu szczęścia w tej niezwykłej podróży. 
Część 2
Radosna jazda, zaczyna się w Kasargodzie i Kunnurze[1]
    Okazało się, że przejadę przez 11 z 14-tu okręgów Kerali, omijając niektóre ze względu na ich duże oddalenie i niewielką liczbę naszych pacjentów. Wyjechałem z Kasaragodu, najbardziej na północ wysuniętej dzielnicy Kerali i dążyłem na południe do Triuwanantapuram. Istotnym powodem dlaczego wystartowałem stamtąd był fakt, że 90% z prawie 3000 pacjentów kardiologicznych leczonych w szpitalach Bhagawana pochodzi z północnych regionów tego stanu. „Żeby oszczędzić czasu, pokonałem trzystukilometrowy odcinek z Bangalore do Kasargodu autobusem.” Rankiem 22 listopada wielbiciele Bhagawana z Kasargodu powitali Satisza i zabrali go do ośrodka. „Tego dnia odbywały się tam ćwiczenia rehabilitacyjne. Mieszkający w Kerali pacjenci posługiwali się językiem kannada. Doskonale pamiętam pewnego człowieka, który podszedł do mnie po zajęciach i opowiedział jak bardzo jest szczęśliwy, że leczono go w szpitalu Baby. Odczuwał szczególną wdzięczność dla naszych lekarzy i zwierzył mi się, że lekarzy ze szpitali prywatnych nie można w żadnym wypadku porównywać z lekarzami ze szpitali Bhagawana. Najbardziej porusza mnie to, jak wielu pacjentów staje się aktywnymi pracownikami Sai. Transformujący efekt leczenia w Jego szpitalach jest bardzo zachęcający. To dla mnie prawdziwa rewelacja.” W oczach Satisza pojawia się błysk, znak wewnętrznej satysfakcji wzbudzonej kontaktami na gruncie prywatnym z pacjentami szpitali Baby. Ta satysfakcja pogłębiła się jeszcze bardziej, gdy pierwszego dnia przygody wielbiciele zabrali go do Kannuru, miasta w sąsiednim okręgu. O 14:00, po zakończeniu ćwiczeń rehabilitacyjnych, pacjenci z Kasargodu otrzymali wibhuti i zdjęcia Swamiego. „Do Kanpuru dotarłem o 17:00 i trafiłem na kolejne ćwiczenia rehabilitacyjne. Ponieważ nie mogłem tam dotrzeć na rowerze, pojechałem pociągiem.” Satisz miał wtedy po raz pierwszy okazję odwiedzenia dwóch pacjentów w domach: Santosza, kierowcy autorikszy i Sadzindrana, mechanika radiowego. „To było dla mnie uwznioślające doświadczenie”, wspomina Satisz z radością. „Ci ludzie nie byli zamożni, ale sposób w jaki nas przyjęli, a co ważniejsze, ich miłość do Swamiego i szacunek z jakim mówili o szpitalu były nieodparte. Nie rozumiałem ich języka, ale nawet nie musiałem. Wystarczyło widzieć ich oczy, przekazujące setki słów o tym, co w głębi serc czuli w szpitalu Baby.” Pod koniec tego pierwszego dnia Satisz był szczęśliwy, a jednocześnie smutny i zmartwiony. „Minął dzień, a ja ani razu nie wsiadłem na rower! Spotkanie w Kasaragodzie skończyło się o pierwszej po południu, a wielbiciele w Kannurze oczekiwali mnie o czwartej. Odległość pomiędzy tymi dwoma miastami wynosi 100 km. Gdybym pokonywał 20 km/godz. zajęłoby mi to co najmniej 5 – 6 godz. Wszyscy mnie namawiali do porzucenia tego planu i do skorzystania z pociągu. Dosłownie nie pozostawili mi wyboru. Niektórzy z nich, kierując się nadmierną troskliwością, stwierdzili nawet: ‘Kerala nie jest bezpieczna dla rowerzystów… nie pozwolimy ci na długie wyprawy.’ Bardzo mnie to zdenerwowało! Wyruszyłem rowerem po przygodę, a mimo to najpierw musiałem przewieźć rower autobusem, a teraz pociągiem! Zastanawiając się co zostanie z moich planów, zacząłem się modlić do Swamiego. I Bhagawan mi odpowiedział. Po nocnym odpoczynku w domu Prasanna Kumara, zarządzającego  funduszami Wydawnictwa Sathya Sai w Kerali, następny dzień rozpoczął się od krótkiego, lecz satysfakcjonującego, dwudziestopięciokilometrowego rajdu z Kannur do Thalassery, nadbrzeżnego miasta handlowego w tym samym okręgu.
Poruszony opieką medyczną Sai w Thalassery i Mahe
   „Tam wzruszył mnie pan Dżajaram, emerytowany dżentelmen operowany w naszym szpitalu w Puttaparthi w 1994 roku! W jego oczach i zachowaniu był niewytłumaczalny i uroczysty spokój. Nie mówił dużo, ale nieustannie biła od niego wdzięczność. Lekarze biorący udział w programie rehabilitacyjnym Sai nawet teraz dzwonią do niego pytając jak się czuje.”
Raport o stanie zdrowia pana Dżajarama, leczonego w Instytucie Wyższych Nauk Medycznych Śri Sathya Sai, Prasanthigram, 1993 r.
    „Na widok tego raportu nie mogłem powstrzymać się od pytania, który szpital na świecie zwraca się do pacjenta operowanego tam 20 lat temu i pyta go o zdrowie! Tutaj robi się to z prawdziwą miłością! Doprawy, Swami obdarzył mnie wielkim przywilejem i honorem, pozwalając mi, jako reprezentantowi owej świętej instytucji, być tego świadkiem!”
    Jako posłaniec misji opieki zdrowotnej Sai, Satisz miał do odegrania wiele ról. W Thalassery poproszono go o wystąpienie w ośrodku Sai przed zgromadzeniem byłych pacjentów. „Wszędzie przekazywałem tylko jeden komunikat: ‘W imieniu dyrektorów, lekarzy, chirurgów, pielęgniarek i całego personelu szpitalnego otrzymałem błogosławieństwo przebywania z wami, po to, aby powiedzieć, że jesteśmy z wami, że nieustannie modlimy się za was i za waszą pomyślność, bo wasze powodzenie jest dla nas wszystkim.’”
    Twarz Satisza, gdy wspomina te bezcenne chwile, jaśnieje spokojem i cichą radością. Milknie, zagłębiając się w sobie, bierze głęboki oddech i znowu mówi: „Zaszła we mnie głęboka, witana z radością zmiana – od kogoś, kto nieustannie wpatrywał się w zamówienia, do człowieka dzielącego szczęście pacjentów – podającego im rękę, robiącego sobie z nimi zdjęcia, mówiącego im jak Swami bardzo ich kocha i odczuwającego tę miłość wraz z nimi … to było piękne!”
Niewątpliwie, Satisza wypełniała radość, a był to dopiero początek. W tym i w następnych dniach doświadczył bardzo dużo miłości. Z Thalassery przejechał dwudziestokilometrową trasę do Mahe, małego miasteczka będącego oficjalnie częścią terytorium związkowego Pondiczery. Tam zatrzymał go na chwilę wielbiciel i zabrał do siebie, bo na zdjęciach Swamiego w jego domu pojawiło się wibhuti.
Oddane Bogu małżeństwo, w którego domu na zdjęciach Baby materializuje się wibhuti
   W Mahe Satisz spotkał pana Radżesza, koordynatora z dzielnicy Kozhikode, który załadował go z rowerem do swojego samochodu i zawiózł do Wadakary, gdzie zebrało się około 20-tu pacjentów. Satisz ponownie zmagał się bezradnie z moralnym dylematem. Radżesz poinformował go, że takie zajęcia odbywają się w wielu ośrodkach Sai na cześć urodzin Bhagawana! Tak! Było to 23-go listopada.
Dar urodzinowych błogosławieństw
   „Nie chciałbym, żeby przepadły ci dzisiaj wspaniałe uroczystości”, powiedział zdeterminowany Radżesz i dodał: „Ludzie czekają od kilku godzin w wielu miejscach.” „Z jednej strony była moja pasja jeżdżenia na rowerze, z drugiej niepokoiłem się, że wybrany przeze mnie środek transportu sprawia innym kłopot.” To była trudna decyzja. Satisz zdał się więc na Swamiego i dał się porwać wymogom chwili. I rzeczywiście, to był niezapomniany dzień. Satisz wspomina: „Liczba spotkanych wielbicieli i rozmaite programy, jakie obejrzałem, były fenomenalne. Gdybym poruszał się na rowerze, dotarcie do tych wszystkich miejsc zajęłoby mi co najmniej dwa dni. Tak, warto było poświęcić radość jazdy na rowerze dla radości Sai!” Zanim skończył się dzień Satisz znalazł okazję do kilkugodzinnego pedałowania, ponieważ po odwiedzinach w ośrodkach Sai w Wadakarze i Kojilandy, szkoły Sai w Śri Salam i ośrodka Sai w Westhill – wszystkie w dzielnicy Kozhikode – przesiadł się na pojazd dwukołowy i mimo zapadających ciemności przejechał nim 60 km. Gdy dotarł do Perinthalmanny, miasta w okręgu Malappuram, ostatniego północnego okręgu w tym stanie, zrobiła się dziesiąta wieczorem.
    „Ta wyprawa była prawdziwym wyzwaniem, nie tylko dlatego że było ciemno, ale że teren był bardzo falisty. W wielu miejscach jechałem na luzie, pokonując jedynie 3 – 4 km/godz. Poza tym ten nadmorski etap był nieprzyjemnie wilgotny. Strasznie się pociłem i nieustannie piłem wodę. To było bardzo męczące. Następnego dnia obudziłem się o 3:30 rano i przejechałem na rowerze jakieś 50 km, a potem, bez najmniejszej przerwy, brałem udział w szeregu zajęć w dwóch dzielnicach. Sto kilometrów dziennie, połączonych z odpowiednim odpoczynkiem, to moje najwyższe osiągnięcie. Ale tamtego dnia przejechanie 100-u km stanowiło jedynie drobną cząstkę mojej aktywności. Nie mam pojęcia jak mi się udało! To była łaska Swamiego.” Powiedziawszy to Satisz zamilkł, a po chwili na jego twarzy pojawił się uśmiech, jak gdyby przeskoczyło mu coś w głowie. „Te urodziny były dla mnie czymś specjalnym! Nie tylko miałem swoją porcję jazdy na rowerze, którą uwielbiam, ale przez cały dzień obdarzany byłem boską miłością, przenosząc się z jednego spotkania wielbicieli na drugie.” W następnej chwili, patrząc mi prosto w oczy, powiedział: „Ty brałeś udział w uroczystościach urodzinowych w Sai Kulwant Hall, pobłogosławionych fizyczną obecnością Bhagawana, ja zanurzałem się w chwale Jego boskiej wszechobecności.”
Dostrzeganie Prasanthi w Perinthalmanna
   Pomyślałem sobie, że naprawdę przeżywał wspaniałe chwile. Wydarzenia następnego dnia rozradowały Satisza jeszcze bardziej. W Perinthalmannie zatrzymał się w hotelu noszącym nazwę ‘Strumień współczucia Sai’. Obudziwszy się rano ujrzał dzieci zaglądające do pokoju przez okno i zerkające ze zdumieniem na jego rower. Lider ośrodka Sai w Perinthalmannie, pan Balakrisznan Nair, opowiedział mu, że ośrodek powstał z inicjatywy wielbicieli pragnących uchronić dzieci od alkoholizmu i prostytucji, szerzących się w tej okolicy. „Tutejsze dzieci są tak samo zdyscyplinowanie i samowystarczalne jak chłopcy ze szkoły w Prasanthi Nilayam – ta sama niewinność, to samo łagodne zachowanie, kochanie Boga i nieustanne działanie. Byłem przyjemnie zaskoczony…jaka niesamowita praca, zwłaszcza w takich warunkach! Ośrodek Sai zmienił na dobre koloryt i charakter tego miasta”, wspomina Satisz. „W dzielnicy Malappuram spotkałem dwoje wspaniałych ludzi: dr Ramdasa i panią Radhamani. W 1946 r. ojciec dr Ramdasa otworzył klinikę w Perinthalmannie. Kierował się wzniosłymi zasadami i był miłosierny. Jego syn, dr Ramdas, ma podobne usposobienie i oferuje bezpłatne usługi pacjentom ze szpitali Bhagawana. Jest jednym z głównych koordynatorów programu rehabilitacyjnego Sai w tej okolicy. Dzięki niemu miałem szansę zobaczyć te ćwiczenia. Widziałem wzruszenie pacjentów otrzymujących bezpłatne leczenie w atmosferze nasyconej miłością i współczuciem. Po zajęciach otrzymali obiad, a wychodząc – wibhuti i zdjęcia Swamiego. Cenną pamiątką tego dnia, zamkniętą w moim sercu, były twarze pacjentów, pełne szacunku i wdzięczności dla Bhagawana. Tam też zetknąłem się z panią Radhamani, której oddanie dla misji Swamiego jest wzorowe. To wykwalifikowana pracownica służby zdrowia, wykorzystująca swoje umiejętności do konsultacji i porad. Jak to robi? Odwiedza pacjentów w ich domach, jednego po drugim! Podążając za nią najczęściej słyszelibyśmy jak powtarza: ‘Proszę się trzymać wyznaczonej diety, proszę regularnie przyjmować ten lek, proszę unikać mięsnych potraw i oleju, proszę włączyć do diety więcej błonnika, proszę ćwiczyć każdego dnia i przyjść do mnie, jeśli zacznie boleć…’ Ma zajęć na cały dzień. Byłem tego świadkiem, towarzysząc jej do domu kamieniarza oraz do domu pewnej staruszki. Widziałem z jaką miłością pyta ich o samopoczucie.”        c.d.n.
– Biszu Prusty z redakcji Radia Sai   tłum. J.C.
[1] Kasargod i Kannur, miasta w stanie Kerala

 

Stwórz darmową stronę używając Yola.