Moje życie, moja dusza, 
mój Kosmiczny Chrystus

– rozmowa z wielebną Karen Chenoweth

     Wielebna Karen Chenoweth urodziła się w Columbus, w stanie Ohio. Do czwartego roku życia wzrastała w Laramie, w stanie Wyoming. W 1984 r. Karen otrzymała święcenia i została pastorem w Greeley, w stanie Colorado, w pierwszym Kongregacyjnym Zjednoczonym Kościele Chrystusowym. W swojej pracy pasterskiej Karen pełniła posługę pastora parafialnego, pastora uniwersyteckiego i kapelana szpitalnego. Pracując w kościele jako pastor, wielebna Karen Chenoweth przeżyła głębokie duchowe objawienie, upewniające ją, że ponowne przyjście, o którym mówi Pismo Święte, już nastąpiło i spogląda jej w twarz jako Miłość, Prawda i Błogość w osobie Jego Boskiej Miłości Bhagawana Śri Sathya Sai Baby. Ta wstrząsająca prawda i jej otwarte wyznanie spowodowały, że wielebna Karen Chenoweth straciła pracę w kościele. Ostatnie obowiązki pastorskie wykonała w Pierwszym Kongregacyjnym Kościele w Wheatland, w Wyoming, w pierwszą niedzielę po Wielkanocy 2004 r. Obecnie nie jest związana bezpośrednio z kościołem, ale jej miłość do Chrystusa trwa nieprzerwanie i inspiruje ją do służenia. Jako konsultantka, naucza na kursach dla kobiet i w wielu innych grupach. Pracuje jako mistrzyni Reiki, wspierając procesy zdrowienia u ludzi i zwierząt. Komponuje również muzykę, w tym pieśni o Bogu. Jako poetka napisała książkę „Soul Fire Soul Desire” – „Płonąca dusza, pragnąca dusza”[1].
Radio Sai: Sai Ram, wielebna Karen Chenoweth, witamy w Radiu Sai!
Karen Chenoweth: Sai Ram! Bardzo się cieszę, że tutaj jestem i chciałabym od razu ofiarować moją miłość naszemu ukochanemu Panu, Swamiemu Sai Babie i oczywiście Radiu Sai w podziękowaniu za zaproszenie.

Radio Sai: Zacznijmy o krótkiego przypomnienia kulturowego i duchowego tła związanego z pani miejscem urodzenia.

Karen Chenoweth: Jestem obywatelką USA. Wyrosłam w mieście uniwersyteckim i od samego początku wysoko ceniłam prawdę. Moi rodzice działali aktywnie w kościele prezbiteriańskim, a ja poszłam w ich ślady. Pamiętam, że w niedziele przeznaczone dla młodzieży, gdy proszono nas o wypowiedź, podnosiłam rękę i mówiłam: „Chciałabym przekazać przesłanie dnia”. Uczyłam w szkole biblijnej, w szkole niedzielnej i przewodniczyłam grupie kościelnej – to był niezmiernie ważny sposób wyrażania mojej miłości do Boga. Chciałabym powiedzieć, że weszłam w tę egzystencję napełniona głęboką miłością do Stwórcy. Obecność Boga w moim życiu jest bardzo rzeczywista, konkretna, dotykalna. Myślę, że doświadczałam błogości, pewnego rodzaju olśnienia pojawiającego się w różnych sytuacjach od czasu, kiedy byłam mała.

Radio Sai: Wygląda na to, że wybór pracy pastora był naturalnym przedłużeniem pani wiary lub pani doświadczeń duchowych.

Karen Chenoweth: Tak było. To mój mąż uznał, że powinnam pójść do szkoły teologicznej.

Radio Sai: Więc wstąpiła pani do szkoły teologicznej po wyjściu za mąż?

Karen Chenoweth: Ale przedtem przeszłam kurs dla nauczycieli.

Radio Sai: Zatem z edukacji przerzuciła się pani na teologię?

Karen Chenoweth: Tak. W jakiś sposób było to dla mnie łatwe, ponieważ miałam już w sobie miłość i duchowość. Poza tym należę do osób, które lubią stać przed ludźmi jako nauczyciele i pomagać studentom w zrozumieniu zagadnień. Było to bardzo naturalne a jednocześnie bardzo trudne, ponieważ wstępując do seminarium miałam dwójkę małych dzieci – moja młodsza córka miała zaledwie trzy miesiące. Jechałam godzinę w każdą stronę, spędzałam w szkole cały dzień i wracałam, żeby być matką i żoną. Ukończenie kursu, nazywanego kursem mistrzów boskości, zajęło mi pięć lat.

Radio Sai: Wielebna, zatem kiedy i jak została pani przyciągnięta przez Bhagawana Sri Sathya Sai Babę?

Karen Chenoweth: Zostałam przyciągnięta przez Bhagawana w 1975 r. Mieszkałam w Greeley a jakieś sześćdziesiąt mil stamtąd była grupa (Sai Baby). Mieszkała tam moja przyjaciółka i pewnego dnia powiedziała mi, że grupa przygotowała program duchowy i przedstawi go w centrum kultury. Zaprosiła mnie tam, więc poszłam. Obejrzałam film o Swamim i prawdopodobnie siedziałam przez cały czas z otwartymi ustami i powtarzałam w sercu: „O mój Boże! O mój Boże! Bóg wrócił na planetę!” Chcę powiedzieć, że nie miałam najmniejszych wątpliwości, że Bóg przyjął ludzką naturę.

Radio Sai: Wiedziała to pani po obejrzeniu zaledwie jednego filmu video?

Karen Chenoweth: Tak, wiedziałam to po obejrzeniu tego jednego filmu. Ale byłam bardzo młoda i miałam dwoje dzieci. Swami nie wzywał mnie, abym ujrzała Jego formę. Stało się to dopiero w 1999 r. Przypuszczam, że musiałam zrealizować najpierw swoją dharmę, dopełnić matczynych obowiązków i zostać pastorem. Śpiewałam w wielu chórach i jeździłam ze swoją muzyką do różnych miejsc na świecie. Miałam okazję robić to wszystko.

Radio Sai: Więc zostając pastorem wiedziała już pani o obecności Bhagawana na Ziemi?

Karen Chenoweth: Tak.

Radio Sai: Ale nie spotkała Go pani osobiście?

Karen Chenoweth: Nie, nie otrzymałam daru fizycznego darszanu, ale zanim zobaczyłam formę Swamiego na własne oczy, zaczęłam rozwijać tę zdumiewającą relację w inny sposób. To była kontynuacja mojej miłości do Boga. Jako dziecko miałam koncepcję Boga bezforemnego, będącego po prostu miłością i troską, przesłaniem współczucia. Więc naprawdę nie chodziło tu o formę. Kiedy w końcu przyjechałam do Puttaparthi na darszan, czułam się absolutnie doskonale. Był grudzień 1999 r i przeżywałam najwspanialszy okres swojego życia. Na Boże Narodzenie śpiewałam w chórze i występowałam w sztuce opartej na „Czarodzieju z Oz.” Swami był wtedy bardzo dostępny fizycznie i przychodził na nasze próby. Raz siedział bardzo blisko sceny, a ja właśnie skończyłam swoją kwestię i znalazłam się tuż obok podwyższenia. Nasze oczy się spotkały i spojrzał na mnie z namysłem. Nie jestem pewna co się w tym czasie stało, ale błogość, zrozumienie, związek ze wszystkim co istnieje były tak mocne, że powiedziałam: „Och! Dziękuję Ci, Boże.” Wróciłam do swojego pokoju, rzuciłam się na łóżko i zasnęłam. Tak wyglądała moja pierwsza podróż do Indii. Przyjechałam tutaj w dziewięcioosobowej grupie. Ale ta historia nie kończy się na tym. Zanim wyruszyliśmy do domu, dwukrotnie sprawdziliśmy w biurze obsługi lotów czy cała nasza dziewiątka ma zarezerwowane miejsca w samolocie lecącym do Stanów. Sprawdziliśmy każde miejsce i udaliśmy się na lotnisko. Tam urzędnicy zajrzeli do listy i stwierdzili, że mnie na niej nie ma. Nie wpuścili mnie do samolotu. Reszta grupy wyleciała. W tym czasie kongregacja zdecydowała, że jestem osobą nieodpowiednią i nie mogę pełnić funkcji pastora.

Radio Sai: Myślę, że dlatego została pani tu zatrzymana.

Karen Chenoweth: W głębi serca jestem przekonana, że Swami pragnął, żebym z jakiegoś powodu została.

Radio Sai: Jak obecność Swamiego, czy świadomość Jego obecności wpłynęła na panią osobiście lub na panią jako pastora?

Karen Chenoweth: Jeśli chodzi o wpływ na mnie samą, to przypomniałam sobie, że gdzieś przeczytałam: „Czego się boisz, skoro jestem tutaj?” i mocno uwierzyłam, że naprawdę nie mam powodu czegokolwiek się bać. Wiedziałam, że Bóg jest tutaj zawsze, ten sam Bóg przed którym staję każdej niedzieli. Bardzo mi to pomogło w pełnieniu funkcji kapelana szpitalnego. To niełatwa praca, bo do szpitala przywożą ludzi ze strasznych wypadków. Trzeba pocieszać rodziny, utrzymywać porządek i krążyć pomiędzy lekarzami a rodziną. Stopniowo rosła we mnie wiedza o boskiej mocy i potędze, nieustannie obecnej. Po spotkaniu ze Swamim ta wiedza jeszcze bardziej się we mnie umocniła. Lepiej rozumiałam słowa Jezusa. Zaczęłam pojmować, co miał na myśli mówiąc, że najpierw był posłańcem Boga, potem Synem Bożym, a w końcu poczuł, że On i Ojciec są jednością. To zrozumienie rosło we mnie jeszcze przed przyjazdem do Puttaparthi i przed poznaniem formy Swamiego. Uświadomiłam sobie, że najpierw jestem sługą, potem córką, a na koniec znikają różnice – Bóg i ja jesteśmy tym samym.

Radio Sai: Jak można to odnieść do nauk kościoła? Czy mogła pani wyrazić swoje uczucia?

Karen Chenoweth: Zrobiłam to i dlatego, kiedy ostatecznie poprosili mnie, żebym odeszła, usłyszałam dwie rzeczy. Powiedzieli mi, że chociaż już nie mogą odnosić się do mnie jak do pastora, ze względu na to gdzie byłam i w co wierzę, to jednak rozumieją, że kocham Boga, oraz, że bez względu na to co powiedziałam, przez cały czas płynie ode mnie miłość i że oni to podziwiają. Muszę jednak przyznać, że po powrocie od Swamiego czułam czasami drobny dysonans pomiędzy miłością do Jezusa a miłością do kolejnej formy Boga, nazywanej Sai Babą. Uwolniła mnie od tego gorąca modlitwa. Dla mnie Swami jest Tym, który wysłał Jezusa. Swami jest Bogiem, Stwórcą, a Jezus jest Jego Wysłannikiem, Mistrzem, Wielkim Prorokiem i Nauczycielem, który przebył trzy etapy, o których mówi Swami. Najpierw jestem sługą bożym, potem synem bożym lub bożą córką, a w końcu rozumiem lub uświadamiam sobie, że jestem Tym – że jestem Bogiem. Znalazłam mocną książkę pt. „Nauki Sai Baby i Jezusa” i kiedy ją przeczytałam, pojęłam, że mówią to samo. Więc, dopóki nie zostałam wyrzucona z kościoła, cóż mogłam robić innego niż przygotowując się do mszy ponownie sobie uzmysławiać co powiedział Swami, ponieważ była to ta sama prawda którą głosił Jezus. Ponieważ myślę w sposób emocjonalny, ta książka pomogła mi dostrzec, że jest tylko jeden Bóg i że pomiędzy Jego formami nie istnieją żadne różnice. Wciąż głęboko kochałam Jezusa i kocham Go nadal. Nieustannie przeżywam intensywne, zdumiewające doświadczenia Jego świadomości, czując jakie to wielkie błogosławieństwo żyć w czasach Purna Awatara Śri Sathya Sai Baby. To absolutnie niewiarygodne.

Radio Sai: OK, więc co im pani powiedziała po pierwszym pobycie tutaj?

Karen Chenoweth: Za pierwszym razem powiedziałam im, że byłam na wakacjach w Indiach... cha, cha, cha... Potem rok czekałam i w grudniu 2000 r. znowu miałam wolne. Nie mogłam doczekać się powrotu tutaj i zobaczenia boskiej formy. Przyjechałam na miesiąc, bo zwykle miałam miesiąc urlopu. Wtedy po raz pierwszy rozmawiałam fizycznie z Sai Babą i podałam Mu list. To było bardzo interesujące. W liście napisałam: „Drogi Panie, jeśli naprawdę życzysz sobie, żebym została, to weźmiesz ode mnie list. Będzie to oznaczało, że tym razem również nie życzysz sobie, żebym wracała z grupą”. I tak byłam tego pewna, że w Whitefield wylądowałam w pierwszym rzędzie. Pojawił się Swami. Obszedł cały męski sektor i zajrzał do kącika w którym siedziałam. Zatrzymał się, wziął mój list i zapytał jak zwykle: „Jak się miewasz? Skąd jesteś?”. A ja po prostu się rozpłynęłam. Ogarnęła mnie błogość, ponieważ dla mnie brzmiało to jak: „Karen, chciałbym, żebyś została tutaj nieco dłużej”. Więc zostałam. Zostałam na Mahaśiwaratri. W międzyczasie zadzwoniłam do sekretariatu kościelnego i powiedziałam: „Muszę odrobinę wydłużyć swoje wakacje. Bóg mi powiedział, żebym została tu trochę dłużej”. Słowa te wyszły z moich ust, ale byłam pewna, że nie miałam zamiaru tak tego wyrazić... Po drugiej stronie drutu zapanowała absolutna, głucha cisza... cha, cha, cha... Rozłączyłam się i powiedziałam: „Och! Mój Boże, Swami, co ja zrobiłam?” Więc zostałam na Mahaśiwaratri i to było piękne, ponieważ widziałam narodziny lingamu. W końcu dotarłam do domu po pięciu tygodniach, zamiast po czterech. Potem dostałam wezwanie do zarządu i otrzymałam list, że nie jestem już ich pastorem i że zamierzają mnie wyrzucić.

Radio Sai: Czy powiedzieli, z jakiego powodu to robią?

Karen Chenoweth: Gdy nie wróciłam, pomyśleli, że ich zdradziłam. Naprawdę chcieli wiedzieć gdzie byłam i dlaczego nie wróciłam wcześniej, więc im powiedziałam: „Wiem, że Bóg reinkarnował się na tej planecie w postaci Śri Sathya Sai Baby. Mieszka w Indiach. Wierzę w to w głębi swojej duszy i spotkałam Go w czasie ostatnich dwóch wyjazdów. Z jakiegoś powodu poprosił mnie, żebym została trochę dłużej, więc tak uczyniłam”. Zrobiło się tak cicho, że można było usłyszeć przelatującą muchę, a potem usłyszałam: „Cóż, Karen, to wspaniałe, ale wciąż uważamy, że nie nadajesz się na naszego pastora”. Odrzekłam: „Zwolnienie pastora wymaga długiego procesu i jest bardzo bolesne dla obu stron, więc pomogę wam i po prostu zrezygnuję. Odprawię jeszcze msze wielkanocne i wycofam się”. Zgodzili się na to i powiedzieli coś bardzo zaskakującego. Wiedziałam, że działa przez nich Bóg. „Chcielibyśmy, żebyś to, co powiedziałaś do nas, powiedziała całemu kościołowi.” Więc tak zrobiłam. Wstałam w niedzielę i opowiedziałam im o Swamim. Zaczęłam od tłumaczenia Jego nauk, mówiłam o Jego wielkich pracach na rzecz społeczeństwa, o Jego trosce o biednych, o tym jak osobiście pomaga ludziom, chociaż o tym nie wiemy. Mówiłam o Jego miłości i współczuciu dla wszystkich. Tłumaczyłam to wszystko zgromadzonym i widziałam ludzi siedzących z otwartymi ustami. Panowała zupełna cisza. Zakończyłam mszę i przeszłam na koniec kościoła. Zawsze podaję ludziom rękę. Podeszły do mnie trzy cudowne starsze panie i jedna z nich rzekła: „Karen, gdyby Bóg mi powiedział, żebym została, to bym została”. Myślę, że to mi trochę pomogło. Była to dla mnie bolesna sytuacja, ponieważ kochałam tych ludzi i myślę, że było tam mnóstwo osób, które kochały mnie. Ta sprawa rozdarła kościół na pół.

Radio Sai: Więc kiedy wygłaszała pani ostatnie kazanie, pożegnalne słowa brzmiały bardzo mocno, a dla niektórych szokująco. Jak zareagowała kongregacja? Czy ludzie podchodzili i rozmawiali z panią, czy może kiwali z niedowierzaniem głowami i szli dalej?

Karen Chenoweth: Niektórzy podchodzili, żeby ze mną porozmawiać, ponieważ zawsze mnie wspierali. Inni niedowierzali i opuszczali kościół z opuszczonymi głowami, nawet na mnie nie patrząc. Niektórzy podawali mi rękę i mówili: „Dziękujemy. Bardzo panią szanujemy, ale uważamy, że nie jest pani dla nas odpowiednią osobą”. Byli całkowicie zaskoczeni tym co się wydarzyło. Myślę, że dla spotkanych przeze mnie chrześcijan Bóg mógł inkarnować się tylko raz i przyjął wtedy postać Jezusa Chrystusa. To był koniec tej sprawy.

Radio Sai: Ale Pismo Święte mówi o drugim przyjściu, czyż nie? W jaki sposób interpretuje to kościół?

Karen Chenoweth: Myślę, że kościół interpretuje to na różne sposoby. Czuję, że istnieją chrześcijanie czekający na drugie przyjście. Wierzą, że Bóg będzie miał formę Jezusa Chrystusa i gdy nadejdzie, otoczy ramionami wszystkie dusze wierne Bogu i zabierze je do jakiegoś nieba. Myślę, że w Biblii jest jedno zadnie, które – prawdziwe czy nie – stanowi dla wielu chrześcijan rzeczywistą przeszkodę – że jedyna droga do Ojca prowadzi przez Jezusa. Ponadto są przekonani, że Jezus to potwierdził. Nawet moja rodzina, wśród której są protestanci i katolicy, naprawdę wierzy, że Jezus jest jedyną drogą do Ojca. Czekają, myśląc że nadejdzie w bliskiej przyszłości. Inni uważają, że Chrystus wróci za kilka tysięcy lat. Ci, którym jest bliska metafizyka i nauki Swamiego, widzą w Swamim Chrystusa Kosmicznego. Posługują się tym terminem, ponieważ imię Jezus przypisane jest tylko do formy fizycznej, natomiast Chrystus odnosi się do Najwyższego Boga, do Stwórcy. Dla wielu osób, takich jak ja, wyrosłych w wierze chrześcijańskiej i wiedzących o Sai Babie, jest to doskonale sensowne i dostrzegamy w Swamim Chrystusa Kosmicznego. Myślę, że są chrześcijanie, którzy widzą w Sai Babie antychrysta lub kogoś podobnego. To znaczy, spotkałam takich. Chcą szykanować ludzi, mówiących że Bóg ponownie zszedł na Ziemię.

Radio Sai: Jak pani sobie z nimi poradziła?

Karen Chenoweth: Przede wszystkim pomodliłam się do Boga, prosząc Go, aby nie pozwolił mi ich potępić i osądzić. Aby pomógł mi dostrzec, że prawdopodobnie muszą w ten sposób wierzyć. A potem ich wysłuchałam. Na koniec zapytałam, czy chcą poznać moje zdanie lub potwierdzające je fakty i że jeśli nie chcą, to po prostu ich pobłogosławię.

Radio Sai: Przypuszczam, że pomocna okazała się tutaj praktyka pastorska. Mogła ich pani zaakceptować i pozwolić im zostać sobą, ponieważ w swojej podróży dotarli to tego punktu. Każdy przeżywa własną podróż duchową, a oni byli w innym miejscu niż pani. Fakt, że wciąż mogła pani się modlić za nich i błogosławić im, jest, jak sądzę, rezultatem treningu w Kolegium Teologii, lat bycia pastorem i kochania Jezusa.

Karen Chenoweth: Myślę bardzo podobnie.

Radio Sai: Widzę, że pani to rozumie i zostawia za sobą przeszłość. Dlatego chciałabym po prostu zapytać, czy bardzo ciężko było pani odejść z kościoła?

Karen Chenoweth: Tak, bardzo ciężko. Ale nie mogłam zrobić tego w żaden inny sposób, ponieważ w jednym ze Swoich listów Swami napisał do kogoś: „Ciesz się każdą chwilą swojego życia, ale zachowaj priorytety”, a moim priorytetem jest Bóg. Absolutnie tego nie żałuję, ponieważ czuję, że Pan pragnie, abym działała. Kiedyś powiedział do mnie: „Chcę, żebyś nauczała ludzi o Bogu”. Pracuję nad tym, myślę jednak, że w granicach chrześcijańskiego wyznania wiary, nie potrafiącego zaakceptować żadnej innej drogi jak tylko drogę Jezusa, będzie to bardzo trudne, a ja, poza ośrodkiem Sai Baby, nie posiadam żadnego oficjalnego statusu. Tylko nieliczne osoby mają otwarte umysły. Na ogół to ewenement.

Radio Sai: Karen, gdyby była pani dzisiaj na audiencji u Jego Świątobliwości w Watykanie, co by mu pani powiedziała?

Karen Chenoweth: Przede wszystkim podziękowałabym mu za to, że zechciał zostać duchowym przywódcą chrześcijan, ponieważ to bywa bardzo trudne. Są tam zawsze frakcje i ludzie, którzy chcieliby się go pozbyć, być może osoby, którym nie podoba się to, co mówi, a także ci, którzy nie zgadzają się z jego polityką.

Radio Sai: Ale urząd papieża jest dożywotni?

Karen Chenoweth: Tak, to prawda, sądzę jednak, że ciągle musi prowadzić dyskusje z kardynałami jeśli chodzi o kwestię jego ufności, jego wiary w Boga.

Radio Sai: Więc podziękowałaby mu pani za to, że się z tym mierzy?

Karen Chenoweth: Podziękowałabym mu za to przede wszystkim, a potem bym zapytała: „Jeśli ma pan kilka minut, to czy mogłabym otwarcie wyrazić swoją prawdę?” i powiedziałabym tylko: „To może jest mało interesujące, ale Bóg, którego pan i ja wielbimy, wcielił się ponownie i jest na Ziemi. Niektórzy nazywają Go Kosmicznym Chrystusem”. Ostatnie dziesięć lat przekonały mnie, że chcę mówić o mojej prawdzie, że chcę mówić ludziom o Swamim.

Radio Sai: Włączając w to papieża?

Karen Chenoweth: Włączając w to papieża? Mogłabym mu to powiedzieć, tak, mogłabym ... cha, cha, cha.

Radio Sai: No dobrze, a teraz, gdyby miała pani okazję podczas krótkiej audiencji porozmawiać z Bhagawanem Śri Sathya Sai Babą, co by pani powiedziała Bhagawanowi?

Karen Chenoweth: Co bym Mu powiedziała? No cóż, miałam taką możliwość.

Radio Sai: Podczas interview?

Karen Chenoweth: Mogę to nazwać interview. Siedziałam na darszanie gdy nadszedł Swami i wskazał na mnie. Więc zaczęłam do Niego mówić. Patrzyłam Mu prosto w oczy i mówiłam: „Swami, tak bardzo Cię kocham”, a On patrzył na mnie. Zadał mi kilka pytań, takich jak: skąd jestem, jak długo się tu zatrzymam, etc. Ale dla mnie nie liczyło się nic innego. Po prostu wyrażałam swoją miłość do Niego, to było najważniejsze. Powtarzałam przez te wszystkie lata: „Swami, jeśli otrzymam okazję zbliżenia się do Twojej fizycznej formy, to chcę po prostu popatrzyć Ci w oczy i powiedzieć, że Cię kocham”. I właśnie to zrobiłam. Jego dłoń wykonała błyskawiczny ruch, o taki. Byłam bardzo blisko i widziałam jak z Jego dłoni wyłaniają się złote paciorki. Złapał je i poprosił, żebym wyciągnęła rękę. Zrobiłam to, a On mi je wręczył i polecił: „Załóż”, a potem dodał: „wisiorek”, ponieważ niedawno kupiłam wisiorek z Jego wizerunkiem. Nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje i drżałam jak liść. Powiedziałam: „Drogi Panie, tak bardzo się trzęsę, że nie mogę tego zrobić”, a On się uśmiechnął, spojrzał na mnie i powiedział: „Och, idź... usiądź”.

Radio Sai: Więc dał pani...co to było – dżapamala czy łańcuszek?

Karen Chenoweth: Dał mi ten złoty łańcuszek.

Radio Sai: Ponieważ kupiła pani wisiorek, a On zatroszczył się, że nie ma pani łańcuszka, na którym mogłaby go pani zawiesić?

Karen Chenoweth: Tak. To było dziwne, ponieważ nigdy przez te wszystkie lata nie powiedziałam: „Swami, chcę czegoś od Ciebie.” „Zawsze pytałam: „Swami, co mogę dla Ciebie zrobić i jak mogę zasłużyć na Twoją miłość?” I dlatego to wydarzenie było takie zdumiewające.

Radio Sai: Czy nie odczuła pani tego jako potwierdzenia pani duchowych, trwających od dzieciństwa tęsknot, które zbiegły się w tym samym momencie?

Karen Chenoweth: Tak, to było jak: „Och, mój Boże! Chyba umrę na miejscu”.

Radio Sai: I wzniesie się pani do perłowych bram nieba?

Karen Chenoweth: Wzniosę się do perłowych bram nieba, ponieważ muszę pani wyznać, że kiedyś na darszanie spojrzałam na Swamiego i powiedziałam: „Panie, oto czego naprawdę pragnę. Pragnę w tym życiu dostąpić pełnej samorealizacji, pragnę się w Tobie zanurzyć. Pragnę Cię, bez względu na to, ile zajmie mi to czasu. Nic nie jest od tego ważniejsze”. Jeśli mnie pani zapyta, co znaczy dla mnie Bhagawan Śri Sathya Sai Baba, odpowiem, że jest dla mnie absolutnie wszystkim, jest moim oddechem, moim życiem, moją motywacją. Dla Niego żyję. To zdumiewająca podróż. Chciałabym powiedzieć słuchaczom, że jeśli nie są na duchowej ścieżce, to powinni sobie jakąś wybrać, ponieważ praca, związki, pieniądze, etc. – są potrzebne do opieki nad ciałem, ale nie istnieje nic takiego, co można by przyrównać do błogości, która jest spokojem, radością i szczęściem. I nie wystarczy znać Boga intelektualnie. To bardzo ważne, żeby mieć z Nim bezpośredni kontakt – z Bogiem osobowym lub bezosobowym.

Radio Sai: Dziękujemy za te głębokie myśli, wielebna Karen Chenoweth. To była przyjemność gościć panią tutaj i słuchać pani bardzo pouczających wypowiedzi.

Karen Chenoweth: Dziękuję bardzo. Jeszcze raz przesyłam miłość Radiu Sai i oczywiście naszemu drogiemu Panu. Sai Ram!

Radio Sai: Sai Ram
                                                                   z H2H tłum. J.C.
[1] Poezja zainspirowana przez Bhagawana Śri Sathya Sai Babę 

   

   

 

Stwórz darmową stronę używając Yola.